Film z okazji świąt Bożego Narodzenia
Czyli święta nie są takie złe część 1
Duża sala kinowa. Kilkanaście znudzonych dziewczyn i kilku chłopaków ogląda wyświetlany film. Dziewczyny co rusz wzdychają z zachwytu, gdy na ekranie pojawia się jakiś przystojniak, a gdy widzą, jak ten robi z siebie kretyna, kiedy próbuje zadowolić swoją dziewczynę, również wyrażają swoje zdanie westchnięciem. Ogólnie panuje atmosfera znudzenia i rezygnacji.
Fanka1: Hej! Masz może pojęcie co my tu właściwie robimy?
Zapytana dziewczyna spogląda na nią wzrokiem pełnym rezygnacji. Kierując ponownie swoje nikłe zainteresowanie na ekran, odpowiada.
Fanka2: Sama nie wiem… Wiem tyle co ty.
Fanka1: Czyli niewiele.
Opada z powrotem na fotel, opierając brodę na dłoni.
Fanka2: Wczoraj dostałam list z zaproszeniem na świąteczny film, który miał mnie niby zainteresować, a tu takie nudy.
Skrzywiła się, gdy słodki chłopaczek na dużym ekranie zaczął kłócić się ze swym przyjacielem o jakąś pustą lalę, która nawet żadnego z nich nie kochała.
Fanka1: To nie są nudy. To jest po prostu żałosne. To jest gorsze niż te słabej jakości komedie romantyczne, których jest teraz pełno.
Fanka2: Jedna rzecz mnie zastanawia.
Fanka1: Niby co?
Było widać, że jest bardziej zainteresowana rozmową z sąsiadką, niż tym co się właśnie działo na ekranie.
Fanka2: Rozejrzyj się dookoła. W kinie są prawie same dziewczyny i każda z nas dostała to zaproszenie. Ochrona przy wejściu wpuszczała jedynie tych, którzy je pokazali.
Fanka1: Taaaaa…
Potwierdziła, rozglądając się po kinie.
Fanka1: I co z tego?
Fanka2: Poznaje te dziewczyny. Ciebie też.
Przygryzła kciuk, myśląc o czymś intensywnie.
Fanka2: Wszystkie spotkałyśmy się rok temu. Na wycieczce yaoi zorganizowanej przez Lampirę.
Druga dziewczyna słysząc to, aż się wyprostowała na fotelu.
Fanka1: Masz na myśli…?
Nie dokończyła jednak myśli. Właśnie w tym momencie film się urwał, a cała sala pogrążyła się w ciemnościach. Nie można było nawet zobaczyć swoich sąsiadów. Rozbrzmiały głosy, w których można było usłyszeć nutki paniki i dezorientacji.
Dziewczyna1: Co się stało?!
Dziewczyna2: Światła nagle zgasły!
Dziewczyna3: Spokojnie! To zapewne tylko mała awaria! Za chwilę ponownie włączą film!
Jedna z zaproszonych starała się uspokoić pozostałe. Jednak to nie przynosiło oczekiwanych efektów.
Dziewczyna1: Co tam możesz wiedzieć?! Nie wiadomo, kto nas tu zaprosił! To może być każdy! Jakiś psychopata albo zboczeniec!
Dziewczyna2: Aaaaaaaaa!
Dziewczyna3: Przestań wrzeszczeć! Nie mam zamiaru przez ciebie ogłuchnąć! Nie panikujcie! Zaraz wszystko się wyjaśni!
Chłopak1: Spokój!
Mimo tych zapewnień pewna część dziewczyn dalej niepokoiła się tym wszystkim. Uspokoiło ich dopiero włączenie reflektora, który oświetlił małą część sceny. Po chwili w tym kręgu światła pojawiła się dziewczyna z czapką Świętego Mikołaja na głowie.
Lampira: Przepraszam za przerwanie tak emocjonującego filmu, ale chciałabym was zaprosić na…
Fani: Kolejna wycieczka yaoi!!!
Krzyknęły wszystkie dziewczyny zebrane na sali. Były podekscytowane wizją kolejnych przygód. Powstał taki chaos, że autorka musiała zatkać uszy, by nie ogłuchnąć.
Lampira: Cisza!
Krzyknęła przez mikrofon, który podała jej jedna z asystentek.
Lampira: Proszę zająć swoje miejsca.
Kiedy fani usiedli, kontynuowała.
Lampira: Bardzo bym chciała zaprosić was na kolejną wycieczkę yaoi. Zwłaszcza dlatego, że poprzednia nie została zrealizowana do końca, ale to jest niemożliwe. Po ostatnim wybryku i kradzieży urządzenia do przenoszenia, Mikołaj się na mnie pogniewał i zagroził, że jeszcze jeden taki numer i nie będzie prezentów.
Zaśmiała się nerwowo.
Lampira: Ale się nie martwcie. Nie mogę zorganizować wycieczki, ale za to zaprosiłam was wszystkich na film typu yaoi. Musiałam jednak na początku puścić wam to beznadziejne romansidło, by żaden mały szpieg nie zorientował się, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi.
Mrugnęła porozumiewawczo do zebranych.
Lampira: Będzie to film o miłości dwóch mężczyzn, których Wigilia nie była taka, jak na początku sądzili. Nie jest to historia oparta na prawdziwych wydarzeniach. Z drugiej strony, mogła wydarzyć się naprawdę. Kto wie, w tej chwili podobna historia może się dziać gdzieś na świecie. Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć pary, które spotkały się w dość nieoczekiwany sposób. Po filmie zapraszam was na wywiad z aktorami. Zobaczycie, jak te role wpłynęły na ich życie. Teraz bez zbędnego już gadania, zapraszam was na film.
Kłania się, a w sali rozbrzmiewa burza oklasków. Wszyscy niecierpliwie czekają na seans. Reflektor gaśnie, a projektor znów zostaje uruchomiony. Na ekranie pojawiają się napisy, a po nich tytuł filmu: „Święta nie są takie złe”. Fani rozsiedli się wygodnie. Wszystkie szepty i szelesty papierków milkną. Ciszę przerywała tylko cicha kolęda, która jest tłem wydarzeń, które właśnie rozgrywały się w filmie.
Rozdział 2
Wigilia, Boże Narodzenie – w różnych krajach obchodzone inaczej. Często nie związane ze świętami, ale z przemysłem. W sklepach akcesoria świąteczne pojawiają się już w listopadzie, a w niektórych nawet wcześniej. Dla wielu kupców święta mogłyby trwać przez cały rok. Ludzie w tym okresie bardziej się denerwują, są zabiegani i oczywiście wydają więcej pieniędzy. Te wszystkie nerwy i zabiegi są po to, by spędzić kilka dni w roku z bliskimi. Często te dni stają się dla nas rutyną, czymś, co trzeba zrobić co roku. Jednak mimo tych wszystkich wad nagle zdajemy sobie sprawę, że już są święta. Jakieś miłe uczucie gości w naszych piersiach, rozgrzewając nawet w najzimniejszy dzień. Czujemy w domach środki czystości, a czym bliżej pierwszej gwiazdki - zapachy potraw świątecznych. Choinka oświetla pokój tysiącem światełek, wszystko jest piękniejsze, cudowniejsze.
Nikt w tym czasie nie chce być sam. Czujemy potrzebę bliskości z innym człowiekiem. Jednak los bywa czasami okrutny i po prostu układa się tak, jak byśmy tego nie życzyli nawet najgorszemu wrogowi.
Zaśnieżonymi ulicami, szybkim marszem, szedł dwudziesto trzy letni profesor, uczący polskiego w pobliskim liceum ogólnokształcącym. W rękach dzierżył ciasto świąteczne. Ludzie, którzy go mijali, również się śpieszyli. Nieśli oni ze sobą karpie lub choinki kupione w ostatniej chwili lub produkty spożywcze, których nagle zabrakło w domu. Jednak między nimi była jedna ważna różnica. Gabryel, bo tak właśnie miał na imię, zmierzał do pustego domu. I to właśnie było powodem jego zdenerwowania. Miał spędzić ten dzień ze swą narzeczoną, ale ta sprawiła mu niespodziankę. Bardzo nieprzyjemną niespodziankę. Dlatego też szedł przed siebie, nie zważając na innych ludzi. Zaś po jego głowie chodziły czarne myśli. Tak był oderwany od rzeczywistości, że w pewnym momencie potknął się i tylko szczecie uratowało go przed bolesnym upadkiem i zamoczeniem w śniegu nowo zakupionych spodni.
- Co do licha?!
Warknął, spoglądając na to, o co się potknął. Jego wzrok padł na czerwone trampki. Wędrując wyżej zobaczył czarne spodnie rurki i krótką kurtkę, która nie nadawała się na taką pogodę. Mrużąc oczy spojrzał na pochyloną głowę człowieka, którzy siedział pod budynkiem nie ruszając się, nawet wtedy, gdy się o niego potknął. Widział jedynie ciemnobrązowe włosy, podchodzące niemal pod rudy, na których osiadły płatki śniegu. Po bokach widniały zaś czerwone uszy. Chłopak był ubrany raczej jak na cieplejszą jesień niż mroźną zimę, która teraz była. Przez chwilę nawet zastawiał się, czy nie zostawić go tak, jak znalazł, ale sumienie nauczyciela i troska, którą miał wyczuloną jako wychowawca młodych ludzi nie pozwalało mu na to. Wzdychając, kucnął przed nieznajomym.
- Hej! Nic ci nie jest? – dotknął jego ramienia – Boże, jesteś lodowaty – przeraził się, gdy poczuł jak bardzo ten jest zimny – Trzeba coś z tym zrobić.
Ściągnął z siebie krwistoczerwony szalik i owinął go dookoła szyi chłopaka. Upewniając się, że zakrył on uszy nieznajomego, strzepnął mu śnieg z włosów. Dopiero na ten gest młodzik zareagował.
- Co? – uniósł głowę, spoglądając na Gabryela. Kiedy go ujrzał, jego źrenice się rozszerzyły. Jednak nauczyciel uznał, że jest to efekt zaskoczenia. Każdy byłby zaskoczony, gdyby ujrzałby przed sobą obcego człowieka.
- Spokojnie – przytrzymał go, gdy ten chciał wstać. Uznał, że gwałtownie ruchy są teraz niewskazane – Nazywam się Gabryel Gryzik. Jestem nauczycielem. Znalazłem cię tutaj nieprzytomnego na ulicy. Jak się nazywasz? Pamiętasz co się stało? Jesteś rany? Chorujesz na coś? – wyjaśnił mu sytuacje i zadał kilka podstawowych pytań. Chłopak mógł stracić przytomność z wielu powodów.
- Michał. Nazywam się Michał Sakielwski. I nie jestem chory ani ranny – powiedział, dziwiąc się reakcji mężczyzny, który odetchnął z ulgą, opuszczając głowę – Chodziłem po okolicy i usiadłem na chwilę, by odpocząć. Musiałem zasnąć.
- Ty durniu! – wydarł się na niego, wstając gwałtownie, podrywając jednocześnie chłopaka z ziemi – Coś ty sobie myślał, wychodząc na zewnątrz tak ubrany?! – krzyczał na niego, opatulając go szczelniej szalikiem i zakładając mu rękawiczki – Jeszcze trochę i zamarzłbyś. Jak rodzice mogli cię tak wypuścić? – marudził, otrzepując go ze śniegu. Michał podawał się temu bez żadnych sprzeciwów.
- Moi rodzice są w Ameryce – odpowiedział. Gabryel zerknął na niego pobieżnie i znów wzdychając, zakomunikował.
- Chodź. Zabieram cię do siebie. Tam się ogrzejesz – podniósł ciasto, które zostawił na ziemi i chwytając dłoń młodzika, poprowadził go przez tłum ludzi.
- Mogę naprawdę iść z tobą? – zapytał niepewnie. Nie chodziło o to, że mu się to nie podobało. Raczej był z tego powodu szczęśliwy, ale nie mógł jednocześnie w to uwierzyć. Dlatego też zapytał.
- Tak. Nie wiem, czy w takim stanie dojdziesz do domu. Możesz w każdej chwili gdzieś paść po drodze. A co, martwisz się, że jestem jakimś zboczeńcem? – odwrócił na chwilę głowę, by zobaczyć jego reakcję. Chłopak się zarumienił, ale to mogło być efektem zimna. Wtulając się w ofiarowany szalik, powiedział cicho.
- Nie uważam cię za jakiegoś niewyżytego seks-maniaka – Gabryel nie mógł się nie zaśmiać, usłyszawszy taką odpowiedź.
- Jesteś dziwny, ale musze ci podziękować za to, że mnie rozbawiłeś. Nie mam naprawdę dzisiaj zbyt wielu powodów do śmiechu.
- To się cieszę – zrównał z nim krok, idąc teraz koło niego – Daleko mieszkasz? – zadrżał, gdy powiał wiatr, ciskając w nich płatki śniegu, które uderzyły w nich niczym małe sztyleciki.
- Jeszcze jakieś dwie ulice. Chodź tutaj.
Przytulił go do siebie, ale już po chwili uznał, że musi to dziwnie wyglądać dla ludzi z boku. Niby przytulał do siebie młodszego mężczyznę, ale ten był od niego wyższy o jakieś dziesięć centymetrów. Być może nie był najwyższy, ale także nie mógł uskarżać się na swój wzrost. Jednak najwyraźniej Michałowi to nie przeszkadzało, bo ułożył swoją głowę na jego ramieniu, wzdychając z przyjemnością.
- Mrrrrrr… - zamruczał – Ciepły jesteś, Gabryelu. Niczym wielki misiek – Gryzik poczuł na odsłoniętej szyi, jak usta Michała układają się w uśmiech. Zadrżał. To było dziwne uczucie mieć tak blisko siebie innego mężczyznę. Nawet kobietom rzadko pozwalał na taką bliskość. Ale brak taktu u tego nowo poznanego człowieka musiał rzucić na karb jego przeziębienia.
- Tylko mi nie zasypiaj. Nie mam ochoty cię dźwigać aż do mieszkania – burknął, ale było słychać, że nie ma mu za złe takiego zachowania.
- Nie usnę. Nie przespałbym tak cudownej chwili – powiedział w jego szyję, a ciszej dodał – Nie mógłbym zasnąć, gdy ukochana osoba jest tak blisko mnie.
- Coś mówiłeś? Nie usłyszałem – obrócił głowę i poczuł w tym samym momencie ciepły oddech chłopaka na wargach. Ich usta dzieliła tylko niewielka przestrzeń.
- Nic nie mówiłem – zaprzeczył. Gabryel mógł przysiąc, że poczuł małe impulsy elektryczne przeskakujące między nimi. Było to takie dziwne, że nie mógł powstrzymać odruchu przymknięcia oczu.
- Wyprostuj się. Ciężko się tak idzie – nakazał mu. Nie mógł przyznać nawet przed samym sobą, że nie do końca o to chodziło.
- Jeśli tak będzie ci wygodniej – wykonał jego polecenie, ale za to również objął go w pasie. Teraz obaj się obejmowali.
- Nie jesteś zbyt wesolutki jak na kogoś, kto omal nie zamarzł, a teraz idzie do mieszkania obcego mężczyzny? – zaczynał być podejrzliwy.
- Przecież cię znam. Nazywasz się Gabryel Gryzik – uśmiechnął się. Przez chwilę nauczycielowi wydawało się, że na jego uszach pojawiły się psie uszy. Po prostu młodzik wyglądał jak psiak, który zobaczył swego właściciela po długim okresie rozstania.
- Takiej odpowiedzi mógłby udzielić któryś z moich ucznóóóóóóóów! – krzyknął, gdy noga poślizgnęła mu się na śliskiej nawierzchni. Zapewnie jego tył i tort miałyby bliskie spotkanie z podłożem, gdyby nie szybka interwencja Michała.
- Nic ci nie jest? – zapytał, trzymając go za ramię jedną ręką, a drugą trzymając jego dłoń, w której dzierżył ciasto, chroniąc w ten sposób ich obu przed upadkiem.
- Nie. Dziękuję – odetchnął z ulgą, gdy powrócił do stabilnej pozycji – Mogliby lepiej odśnieżać te drogi – warknął – Dobrze, że chociaż jesteśmy na miejscu – wskazał głową na sąsiedni budynek.
Nie był on jakiś zachwycający, ale też nie był najgorszy. Była to kamienica umieszczona w średnio zamożnej dzielnicy. Dookoła niej rosły klony, latem ozdobione zielonkawymi liśćmi, a na dole różnokolorowymi kwiatami. Podczas cieplejszych dni można było zauważyć przy schodach staruszków, gawędzących lub grających w szachy. Niektórzy nawet uczyli starsze dzieci grać w karty. Teraz zamiast nich były bałwany ubrane w czapki i rękawiczki. Ogólnie rzecz biorąc była to bardzo miła okolica, w której każdy z chęcią by zamieszkał. Idealna dla takiego nauczyciela, jakim był Gabryel.
- Ładnie – ogłosił swoje zdanie Michał – Na którym piętrze mieszkasz?
- Szóstym – odpowiedział, poprawiając ubranie. Raczej z przyzwyczajenia niż z prawdziwej konieczności – I nie licz na windę – warknął, nie spoglądając na niego.
Najwyraźniej czuł się dość niezręcznie po tym, jak omal nie wylądował u nóg tego młodzika. A skąd się wzięło takie określenie na tego nieznajomego? To z przyzwyczajenia. Jego uczniowie nie byli dziećmi, ale również nie byli dorosłymi, dlatego wymyślił to określenie, by ich nie obrażać. Bo za jedno się złościli, a używając drugiego czuł się głupio. Nie będzie przecież określać szesnastoletnią smarkulę dorosłą. Przez to często łapał się na tym, że określa tym przydomkiem wszystkich, którzy byli od niego młodsi, ale już nie mieli mleka pod nosem.
- To musisz mieć niezłe ciało – zagwizdał cicho – Nawet to widać – brwi nauczyciela podjechały do góry. A skąd on ma wiedzieć, jakie ma ciało? Grube ubranie, które miał na sobie aktualnie, na pewno nie pozwalało tego stwierdzić.
- Skąd ta pewność? – zapytał, wsadzając w mosiężny zamek duży, ciężki klucz.
Taki klucz pasował raczej do jakieś romantycznej powieści, gdy to zakochana kobieta ofiarowuje klucz do swego pokoju, by kochanek mógł się do niej wkraść w nocy. Jednak w rękach Gabryela wygląd on dość dziwacznie. Ale z drugiej strony, kto powiedział, że w życiu każdy przedmiot musi pasować do właściciela? Zdarza się, że słodka idiotka w szkole ma najwyższy stopień wtajemniczenia w karate lub innych sztukach walki, a miejscowy chuligan boi się robaków. Świat jest pełen przeciwności, czasem zabawnych, innym razem wręcz absurdalnych. Jednak dzięki temu otaczająca nas rzeczywistość jest taka zabawna.
- Eeeee… - odwrócił wzrok. Zdał sobie sprawę, jaką właśnie pomyłkę popełnił – Jak cię łapałem to poczułem, że jesteś dobrze zbudowany – wymyślił na szybko małe kłamstewko.
Gryzik od razu domyślił się, że to kłamstwo, ale nie chciał się nad tym zastanawiać. Miał na dziś już za wiele problemów, by zastanawiać się jeszcze nad tym, skąd chłopak może wiedzieć, jak jest zbudowany.
Nie odwracając się, by sprawdzić, czy idzie za nim, wszedł do środka i nie zapalając nawet światła, zaczął się wspinać po schodach. Michał, zaskoczony tym, że jego kłamstwo tak szybko zostało przyjęte, dołączył do wspinaczki dopiero po chwili. I tu musiał się rozczarować swoją kondycją. Gdy dotarli na trzecie piętro jego oddech był lekko urywany, a po nauczycielu nic nie było widać. Zręcznie przeskakiwał po dwa stopnie, nawet od czasu do czasu trzy, uważając jednocześnie, by tort zbytnio nie ucierpiał przy takich wybrykach. Na szczęście dla młodszego mężczyzny, w końcu dotarli na oczekiwane piętro. Ledwo co powstrzymał się przed tym, by nie oprzeć się ścianę i zacząć ciężko dyszeć. Powstrzymał go przed tym uśmieszek pełen zadowolenia ze strony Gabryela. Niby starał się to ukryć, ale Michał i tak zauważył w jego czekoladowych oczach błysk satysfakcji, spowodowany tym, że ktoś młodszy od niego nie może utrzymać jego tępa. Dlatego też wyprostował się i starając się oddychać w miarę normalnie, czekał, by ten otworzył drzwi. Nauczyciel wzruszył jedynie minimalnie ramionami i uchylił drzwi, od razu zapalając światło i cofając się gwałtownie w bok, by uniknąć rozpędzonej białej kulki, która biegła w ich stronę. Michał jej nie zauważył, zbyt pochłonięty obserwowaniem dziwnego zachowania Gabryela. Zrozumiał je dopiero wtedy, gdy to coś wpadło na niego z całą siłą rozpędu, omal go nie wywracając.
Przytrzymując się framugi, spojrzał w dół. Na wysokości jego klatki piersiowej, przyczepiony pazurami do kurtki, znajdował się biały kot. Tylko prawa łapa i ogon w kolorze szarym zakłócały tą idealną biel. Zwierzak niemiłosiernie mruczał, ocierając się o niego całym łepkiem. Jednak nie minęła nawet minuta, gdy te dźwięki ustały i kot prychając, uniósł głowę. Jego niepokojąco zielone oczy napotkały wzrok człowieka. Michał wypuścił powietrze pod wpływem tego spojrzenia. Do tej pory nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymuje oddech. Ale to było złe posunięcie.
Zwierzak zmrużył oczy i wściekle miałcząc zaczął go drapać, starając się dosięgnąć swoimi ostrymi niczym igiełki pazurami jego twarzy. Michał krzyknął, przestraszony taka nagłą zmianą zachowania.
- Diabeł, zostaw gościa – Gabryel wydał mu rozkaz. Ale dla młodszego mężczyzny wcale tak to nie brzmiało. Była to raczej delikatna prośba, którą kot mógł odrzucić, nie licząc się z konsekwencjami. Jednakże zwierzak przestał atakować i zaszczycając mężczyznę spojrzeniem pełnym wyższości, puścił jego kurtkę, zeskakując z gracją na podłogę. Już po chwili znajdował się przy właścicielu, ocierając się o jego nogi i mrucząc cichutko. Wcale nie przypominał tego wściekłego zwierza sprzed chwili – No… Już dobrze – Gabryel kucnął, głaszcząc kota za uszami, co Diabeł przyjął z zachwytem. Zmrużył ślepka, wystawiając się do dalszych pieszczot – Wybacz, że cię wykorzystałem jako tarczę. On mnie uwielbia i czasami nie może powstrzymać swojej radości, gdy mnie widzi. Zwłaszcza kiedy jestem smutny i chce mnie pocieszyć – opuścił głowę, pozwalając, by za długa grzywka ukryła jego oczy, umieszczone za delikatnymi szkłami.
- Mówi się trudno – stwierdził, pocierając zadrapanie na policzku, które zaczęło już nieprzyjemnie piec – Każdy potrzebowałby ochrony przed tym czymś – kot, jakby zdajać sobie sprawę, że te słowa dotyczą jego, prychnął, machając w ostrzegawczym geście ogonem.
- Nie mów tak o nim. On jedyny przy mnie został – wstał i poszedł w stronę salonu, zostawiając po drodze kurtkę na wieszaku – Rozbierz się. Zaraz znajdę ci jakieś ubrania na zmianę – polecił mu.
Michał, jakby nie czkając na nic innego, zaczął ściągać przemoczone ciuchy. W pierwszej kolejności poszła zbyt cienka jak na tę porę roku kurtka, trampki i szalik, który powiesił staranie obok kurtki właściciela. Jednak później się zawahał. Czy ma zdjąć wszystko, czy tylko zwierzchne odzienie?
Nie chcąc krępować swoją nagością Gabryela, zdecydował się już nic więcej nie zdejmować. W mokrych spodniach i bluzie, która nie dawała za wiele ciepła, wszedł do salonu. Tutaj musiał zamrugać powiekami. Myślał, że wkroczył do jakiegoś świątecznego filmu. Tak tu było świątecznie.
Był to średniej wielkości salon, ale w kącie stała duża, żywa choinka, przybrana w różnokolorowe bombki, łańcuchy i białe światełka. Tak przynajmniej myślał na początku, bo dopiero przy bliższym oglądaniu stwierdził, że to, co brał za światełka, to tak naprawdę małe aniołki zrobione z kryształu. A to, że tak świeciły, zawdzięczały święcą umieszczonym dookoła, które oświetlając pokój rzucały również swój blask na te szklane cudeńka. Centralne zaś miejsce zajmował stół, zastawiony najróżniejszymi potrawami, których aromat roznosił się po całym pomieszczeniu. Można było wyczuć tutaj magię świąt.
- Kazałem ci się rozebrać – Michał odwrócił się w stronę gospodarza, który stał przy kanapie, rozkładając na niej poduszki, koce i grubą, puchową pościel – Jesteś całkiem zmarznięty -podszedł do niego i nie czekając na jego reakcję, ściągnął mu przez głowę bluzę – Jesteś tak zimny – zadrżał, gdy jego dłonie musnęły nagą skórę młodzika – Trzeba cię jak najszybciej rozgrzać – sięgnął do jego paska, ale tutaj dłonie mu się zawahały. Rozbierać innego faceta… Tego jeszcze nigdy nie robił, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. A przecież nie robi tego w jakichś nieczystych intencjach. Chce go rozgrzać i nic więcej. A rozgrzać można na wiele sposobów… Nie wierząc, że o tym pomyślał, chwycił pewniej klamrę paska, a żeby zamaskować swoje zmieszanie, zganił Michała - Jak mogłeś zasnąć na takim mrozie?
- Nie wyszło mi to na złe – odparł bezczelnie, ale jego struny głosowe były zaciśnięte.
Sam się zdziwił, że udało mu się cokolwiek odpowiedzieć. Był zafascynowany widokiem, który miał przed sobą. Gabryel wyglądał niesamowicie. Było widać, że jest zawstydzony, mimo że próbował to ukryć. Jego policzki zdobił rumieniec, a wzrok był spłoszony. Czuł drżenie jego dłoni, gdy te rozpinały mu spodnie. Nie sądził, że dziś dostanie taki prezent, jakim był nauczyciel.
- Głupek.
- Głupi ma zawsze szczęście. Nie wiedziałeś o tym? – wyciągnął rękę i dotknął jego policzka. Ciepłego i miękkiego. Nie można było poczuć cienia zarostu. Musiał się niedawno ogolić. Gabryel uniósł głowę, wreszcie spoglądając w jego oczy. Czekał, co jeszcze powie. Jednak ten nie miał na to szans, bo Diabeł wybrał właśnie ten moment, by o sobie przypomnieć – Aaaaaa!!! – krzyknął Michał, bardziej z zaskoczenia niż z prawdziwego bólu, gdy kocur wbił mu się w nogę.
- Diabeł!!! – krzyknął na niego Gabryel, chwytając go za kark i uwalniając Michała od niego – Jak mogłeś?! - odrzucił go na bok, a kot, wylądowawszy na czterech łapach, łypnął zielonymi oczami na gościa, nie przejmując się właścicielem – Przepraszam – dotknął ramienia gościa – On jest bardzo zazdrosny o mnie. Nie tolerował nawet mojej dziewczyny.
- Do wesela się zagoi – uspokoił go – Na szczęście nie miałem do końca zsuniętych spodni, bo inaczej byłoby o wiele gorzej – próbował zażartować.
- Trzeba będzie i tak to oczyścić – ściągnął mu spodnie, oglądając rany na jego łydce – Tę ranę na policzku także – dodał, dotykając ostrożnie jednego z zadrapań – Usiądź na kanapie i czekaj na mnie – nakazał mu, wstając – Zaraz przyniosę wodę utlenioną – to powiedziawszy, zniknął w sąsiednim pomieszczeniu. Michał ledwo co zagrzebał się w pościeli, ubrany jedynie w slipki, gdy wrócił Gabryel z buteleczką spirytusu i plastrami – Już jestem – usiadł na podłodze i odchylając koce, zaczął opatrywać mu nogę.
- Mówiłeś, że ten zwierz…
- Diabeł – poddał mu, nie chcąc, by jego kot był określany zwierzęciem. Przecież nie trzymał w domu niedźwiedzia Grizli. Chociaż biorąc pod uwagę niektóre zachowania kocura…
- Jak się zwie, tak się zwie – jemu było obojętnie jak ten się nazywa. Wiedział jedno. Nie lubił go i to z wzajemnością – Mówiłeś, że nie toleruje twojej dziewczyny? – schylił się, by ujrzeć jego twarz, ale ten skutecznie ukrywał ją za kurtyną włosów. Zaczynała ona powoli Michała irytować, ale nie przeszkadzało mu to jednocześnie uważać jej za słodką.
- Byłą – wyjaśnił zjadliwie – Już nie jesteśmy ze sobą. Skończyłem – odstawił opatrunki na bok i poprawiając kołdrę na gościu, zapytał – Masz na coś ochotę? – zaczął zbierać na talerz różne potrawy ze stołu.
- Obojętnie. Jak nie masz dziewczyny, to dla kogo ta kolacja? Nie wygląda, żebyś czekał na rodzinę lub na przyjaciół. Na pewno nie przy świecach – usiadł wygodnie, podziwiając zgrabne ruchy mężczyzny. Było widać, ze czuje się tutaj swobodnie. Znikła ta doza napięcia, którą widywał u niego na co dzień. Ale nie powinien się dziwić. Przecież Gabryel był u siebie. Mógł się czuć tutaj swobodnie.
- Miała przyjść tu Majka – usiadł tuż obok niego, podając mu wcześniej kubek grzańca – Masz, rozgrzejesz się.
- Dzięki. Nie rozbierzesz się?
- Czemu miałbym? – nie wiedział żadnego sensu w zdejmowaniu ubrań.
- Słyszałem, że najlepszym sposobem rozgrzania ciała jest inne nagie ciało – widząc jednak, że ten przyjmuje to dość sceptycznie, wymyślił coś innego – Głupio się czuje, będąc jedynym w tym pokoju, który jest prawie nagi.
- Decydujące słowo, „prawie” – podkreślił, zajadając się makiem z makaronem.
- A mówiłeś, że nie jesteś żadnym zboczeńcem – ukradł mu z talerza kawałek jedzenia.
- Masz swój talerz. I nie jestem żadnym zboczeńcem. Świadczy o tym, że nie rozebrałem się ani nie staram się napastować cię seksualnie.
- Właśnie! – wymierzył w niego oskarżająco widelec – Gdybyś nie był żadnym zboczeńcem to zdjąłbyś ubranie, a nie pozwalał, żebym tylko ja był w negliżu. Może jesteś jakimś seks maniakiem, który czerpie przyjemność z patrzenia na młode, piękne, męskie ciało. Zboczeniec! – objął się jak zawstydzona dziewica, złapana na kąpieli w rzece przez stajennego. Gabryel, słysząc ten krzyk, zakrztusił się makiem. Z jego oczu pociekły łzy. Kiedy zaś złapał oddech, zmierzył młodzika takim wzrokiem, jakby patrzył na uciekiniera z wariatkowa.
- Nie wiedziałem, że zaśnięcie na śniegu ma takie poważne skutki w psychice – Michał nie wytrzymał. Zaśmiał się szczerze.
- I za to cię lubię – Gabryel przekrzywił głowę. Coraz bardziej wydawało mu się, że jego gość skądś go zna – To jeśli nie z tych powodów, to może dla mojego komfortu psychicznego je zdejmiesz? – Gabryel toczył przez jakiś czas walkę na spojrzenia z Michałem, ale przegrał. Westchnąwszy, wcisnął mu w ręce swój talerz i szybko ściągnął górną część odzieży.
- Dolną też – dodał gość, śledząc dokładnie każdy odsłonięty fragment skóry mężczyzny.
- Drań – mruknął – Robię to tylko dlatego, że mam paskudny humor i nie mam zamiaru unieszczęśliwiać innych w ten wieczór – odrzucił skarpetki obok kanapy i schował bose stopy pod kołdrę – Zimno.
- To schował je tu – chwycił jego nogi, przykładając stopy Gabryela do swych ud.
- Nie wiem, co jest zimniejsze. Powietrze czy ty. Pij tego grzańca. Nie chce cię mieć na sumieniu jak zamarzniesz w moim domu - pomimo wcześniejszego stwierdzenia jednak przytulił się do niego pozwalając, by ramię Michała oplotło go w pasie. Jakoś jego świadomość powoli oswajała się z tym, że pozwala się dotykać innemu mężczyźnie, którego dopiero co poznał. Bo ile o nim wiedział? Znał tylko jego imię i nazwisko, a nie miał nawet pewności, czy to jego prawdziwe dane, czy może skłamał.
...
asiah118