Pratchett Jochny i bomba.txt

(289 KB) Pobierz
TERRY PRATCHETT

Johnny i Bomba

Po bombardowaniu
By�a dziewi�ta zero zero, tak w ca�ym Blackbury, jak i na High Street. Ciemno�ci 
z 
rzadka tylko rozja�nia�o �wiat�o pe�ni ksi�yca, kt�ry generalnie kry� si� za 
chmurami 
przygnanymi przez po�udniowo-zachodni wiatr. W�a�nie przesz�a burza, kt�ra 
od�wie�y�a 
powietrze i zwi�kszy�a w�asno�ci po�lizgowe bruku. Dlatego te� policjant 
przemieszcza� si� 
wzd�u� High Street wolno i statecznie.
Gdzieniegdzie, je�li by�o si� naprawd� blisko, mo�na by�o zauwa�y� s�abiutkie 
przeb�yski �wiat�a z zaciemnionych okien. Z wn�trza dom�w dobiega�y przyciszone 
odg�osy 
wieczornego �ycia - tu kto� �wiczy� na pianinie, w k�ko katuj�c gamy, tam 
rozmawiano, 
�wdzie kto� si� za�mia�, s�uchaj�c radia.
Cz�� wystaw sklepowych os�ania�y worki z piaskiem, a umieszczony przed jednym 
ze sklep�w plakat zach�ca�, by �Kopa� dla zwyci�stwa�, zupe�nie jakby by�a 
najwy�sza pora 
na wykopki.
Na horyzoncie, tam gdzie znajdowa�o si� Siat�, nerwowe palce reflektor�w 
pr�bowa�y 
z zapa�em wymaca� w�r�d chmur bombowce. Dot�d nie uda�o im si� to ani razu.
Policjant skr�ci� za r�g i jego miarowe kroki odbija�y si� echem od pogr��onych 
w 
ciszy budynk�w.
Kroki dotar�y do ko�cio�a metodyst�w i teoretycznie powinny skierowa� si� w d� 
Paradise Street, tyle �e od poprzedniej nocy Paradise Street ju� nie by�o.
Przy ko�ciele parkowa�a ci�ar�wka. Zza niedok�adnie zasuni�tej brezentowej 
p�achty 
w tyle wydobywa�a si� cienka smuga �wiat�a.
Kroki ucich�y, za to rozleg�o si� dono�ne pukanie i g�os:
- Tu nie wolno parkowa�, panowie. Mandat wynosi jeden kubek herbaty i zapomnimy 
o tym przykrym incydencie, co?
Brezent poruszy� si� i z samochodu wyskoczy� �o�nierz, przy okazji ods�aniaj�c 
wn�trze ci�ar�wki sk�pane w ciep�ym blasku buzuj�cego piecyka; siedzia�o tam 
kilku 
wojskowych, pal�c papierosy i gaw�dz�c.
- Dajcie no, ch�opaki, kubek i kanapk� dla sier�anta - odezwa� si� dziarsko i 
u�miechn�� si� do policjanta.
Z wn�trza wr�czono mu aluminiowy kubek gor�cej, czarnej herbaty oraz kanapk� 
grubo�ci� przypominaj�c� ceg��.
- Zobowi�zany. - Policjant przyj�� kubek i kanapk� i opar� si� o bok ci�ar�wki. 
- I jak 
idzie? Nie s�ysza�em wybuchu.
- To dwustupi��dziesi�ciofunt�wka - wyja�ni� �o�nierz. - Le�y w piwnicy, musia�a 
przebi� strop. Nie�le oberwali�cie ostatniej nocy. Chce pan j� obejrze�, 
sier�ancie?
- To bezpieczne?
- Oczywi�cie, �e nie! - oznajmi� rado�nie �o�nierz. - Dlatego tu jeste�my, nie? 
Jak pan 
chce, to prosz� za mn�. - Starannie dogasi� papierosa i zatkn�� niedopa�ek za 
ucho.
- My�la�em, �e b�dziecie jej bez przerwy pilnowa� - odezwa� si� policjant.
- Jest �rodek nocy i si�pi. A poza tym kto mia�by ochot� ukra�� niewypa� 
�wier�tonowej bomby lotniczej?
- Niby tak, ale...
Od strony rumowiska, kt�re wczoraj jeszcze by�o Paradise Street, rozleg� si� 
odg�os 
zsuwaj�cych si� cegie�.
- ...chyba kto� ma tak� ochot� - doko�czy� sier�ant.
- Przecie� rozstawili�my tablice ostrzegawcze?! A przerw� zrobili�my tylko na 
herbat�!
Pod ich nogami zachrz�ci�y za�cielaj�ce ulic� od�amki cegie�.
- To bezpieczne, prawda? - upewni� si� ponownie sier�ant.
- Jak kto� zwali na ni� kup� cegie�, to nie b�dzie bezpieczne - zirytowa� si� 
saper. - Na 
pewno nie b�dzie! Ej, ty!
Zza chmur wyjrza� ksi�yc, o�wietlaj�c okolic�, a przy tej okazji czyj�� 
sylwetk� po 
drugiej stronie pozosta�o�ci po Paradise Street.
Sier�ant zahamowa� z piskiem obcas�w.
- No nie! - j�kn�� szeptem. - To pani Tachyon.
Saper tak�e przyhamowa� i przyjrza� si� dok�adniej drobnej postaci ci�gn�cej 
przez 
rumowisko jaki� metalowy w�zek.
- Kto?
- Tylko cicho i spokojnie - poleci� policjant, o�wietlaj�c sobie twarz latark� i 
wykrzywiaj�c si� w parodii przyjaznego u�miechu, co da�o raczej upiorny efekt. - 
To pani, 
pani Tachyon? Tu sier�ant Bourke. Troch� ch�odno o tej porze na ulicy, prawda? 
Mamy mi��, 
ciep�� cel� na posterunku i jak s�dz�, mog� chyba obieca� du�y kubek gor�cego 
kakao, je�li 
pani ze mn� p�jdzie. Co pani na to, pani Tachyon?
- Czyta� nie potrafi czy co? - szepn�� saper. - Odbi�o jej? Jest przy tej ruinie 
z 
niewypa�em!
- Tak... nie... ona jest po prostu inna... Troch�... szurni�ta...- odszepn�� 
policjant i 
doda� g�o�no: -Niech pani tam zostanie, zaraz po pani� przyjdziemy! Lepiej, �eby 
si� pani nie 
potkn�a na tych �mieciach, prawda?
- Czy ona przypadkiem nie szabrowa�a tu czego? Pl�drowanie zbombardowanych 
dom�w jest karane przez rozstrzelanie...
- Nikt tu nie b�dzie nikogo rozstrzeliwa�! A ju� na pewno nie jej. Poza tym myj� 
znamy. Zesz�� noc sp�dzi�a w celi - wyja�ni� sier�ant.
- Za co?
- Za nic. Gdy noc jest ch�odna, pozwalamy jej spa� w wolnej celi. Da�em jej par� 
starych but�w mojej mamy... przypatrz si� pan jej: mog�aby by� pa�sk� babk�. 
Bidactwo.
Pani Tachyon przygl�da�a si� im podejrzliwie (co pot�gowa�a zaawansowana 
kr�tkowzroczno��), ale spokojnie sta�a i czeka�a. Najwyra�niej g�os sier�anta 
mia� na ni� 
zbawiennie �agodz�cy wp�yw. Gdy podeszli bli�ej, saper ujrza� zasuszon� 
staruszk�, ubran� w 
co�, co wygl�da�o na wieczorow� kreacj�, na kt�r� naci�gn�a kilka warstw 
diametralnie si� 
od siebie r�ni�cego odzienia. Na g�owie mia�a we�nian� narciark� z pomponem, a 
przed sob� 
pcha�a druciany, sklepowy w�zek na k�kach. W�zek mia� metalow� tabliczk�.
- Tesco - odczyta� saper. - Co to takiego?!
- Sk�d mam wiedzie�, gdzie ona znajduje te wszystkie �mieci?!
W�zek pe�en by� czarnych work�w, pomi�dzy kt�rymi znajdowa�y si� s�oiki.
- Wiem, gdzie to znalaz�a! - Saper ucieszy� si� na ich widok. - W fabryce 
przetwor�w 
po drugiej stronie ulicy!
- P� miasta by�o tam dzi� rano - ostudzi� go policjant. - Kilka s�oik�w 
korniszon�w to 
�aden szaber. Lepiej, �eby ludzie zjedli, ni� mia�oby si� zepsu�.
- Pewnie, �e lepiej, ale nie mo�na ludzi do tego zach�ca�. Za pozwoleniem, 
chcia�bym 
obejrze� te... Au! - Ledwie wyci�gn�� r�k� w stron� w�zka, gdy spomi�dzy work�w 
wyprysn�o co� podobnego do niewielkiego, za to w�ciek�ego demona sk�adaj�cego 
si� 
g��wnie ze �lepi�w i pazur�w i poora�o mu bole�nie d�o�. - Cholera by ci�! 
Sier�ancie...
Sier�ant zd��y� si� jednak�e cofn�� na bezpieczn� odleg�o��.
- To Guilty! - wyja�ni� spokojnie. - Na pa�skim miejscu bym si� cofn��.
Pani Tachyon cmokn�a i oznajmi�a:
- Thunderbirdy polecia�y! Co, nie ma banan�w? Tak ci si� tylko wydaje, stara 
purchawo! - Po czym odwr�ci�a si� i oddali�a z godno�ci�, ci�gn�c za sob� w�zek.
- Nie tam! - wrzasn�� saper.
Pani Tachyon zignorowa�a go i wspi�a si� na stert� cegie�, wci�� z w�zkiem. 
Sterta 
zachwia�a si� i z �oskotem zacz�a si� osypywa�. Jedna z cegie� trafi�a w co�, 
co zad�wi�cza�o 
metalicznie. Saper i policjant zamarli w p� ruchu. Ksi�yc na wszelki wypadek 
schowa� si� 
w chmury. W ciemno�ciach co� zacz�o tyka�. Tykanie by�o st�umione i nieco 
oddalone, ale 
w zupe�nej ciszy s�yszeli je wr�cz idealnie.
Sier�ant powoli i ostro�nie postawi� uniesion� nog� na jezdni i szepn��:
- Ile czasu mija od tykania do wybuchu? Odpowiedzia� mu oddalaj�cy si� tupot - 
saper 
ulotni� si� z podziwu godn� szybko�ci�.
Sier�ant natychmiast pod��y� w jego �lady.
Dotar� mniej wi�cej do po�owy pozosta�o�ci po Paradise Street, nim �wiat za nim 
zrobi� si� gwa�townie rozrywkowy.
Na High Street w Blackbury by�a dziewi�ta wiecz�r. W witrynie sklepu ze sprz�tem 
audio-wideo ekrany dziewi�ciu telewizor�w wype�nia� ten sam obraz, kt�rego nikt 
nie 
ogl�da�. Po pustym chodniku wiatr gna� gazet�, p�ki nie zapl�ta�a si� w ozdobny 
klomb. 
Wiatr si� nie zniech�ci� - znalaz� pust� puszk� po piwie i potoczy� j� dalej, 
ale i ta rozrywka 
nie trwa�a d�ugo - puszka wybra�a pozostanie w rynsztoku.
Rada Miasta Blackbury nazywa�a High Street �rejonem pieszych� albo �obszarem 
udogodnie�, cho� nikt nie mia� poj�cia, na czym to ostatnie mia�o polega� i o 
jakie tu 
konkretnie udogodnienia chodzi�o. Bo na pewno nie o �aweczki, kt�rych co prawda 
by�o 
sporo, ale zosta�y tak przemy�lnie skonstruowane, �e nie da�o si� na nich zbyt 
d�ugo 
wysiedzie�. Mo�e chodzi�o o ozdobne kwietniki, na kt�rych regularnie ros�y 
opakowania po 
chrupkach i batonikach, a sezonowo tak�e po lodach. W ka�dym razie nie chodzi�o 
o ozdobne 
drzewa, pi�knie wygl�daj�ce na projektach, ale na skutek r�norakich 
oszcz�dno�ci i zmian 
koncepcyjnych nie istniej�ce w naturze.
I na pewno nie chodzi�o o lampy jarzeniowe, kt�re sprawia�y, �e noc wydawa�a si� 
zimna jak l�d.
Gazeta o�y�a ponownie- z kwietnika przelecia�a do ��tego kosza na �mieci i 
owin�a 
si� wok� niego. Kosz wygl�da� jak gruby, obrzydliwy pies z otwartym pyskiem.
Co� wyl�dowa�o w pobliskiej alejce z g�uchym �upni�ciem i j�kn�o:
- Tik-tak. Au! Gdzie ten szpital...
Ciekawostk� w kwestii martwienia si�, co Johnny Maxwell odkry� ju� dawno temu, 
jest to, �e zawsze znajdzie si� co� nowego, o co mo�na si� pomartwi�.
Kirsty twierdzi�a, �e dzieje si� tak dlatego, i� jest urodzonym pesymist�, ale 
pewnie 
by�a zazdrosna, bo sama nigdy o nic si� nie martwi�a. Za to robi�a si� z�a i 
zrobi�a, co mog�a, 
by z tym sko�czy�, cokolwiek by to by�o. Prawd� m�wi�c, zazdro�ci� jej 
umiej�tno�ci 
decydowania o tym, co nale�y zrobi�, jak i robienia tego, co trzeba, by 
przesta�o j� z�o�ci�. 
Aktualnie w zwyk�e dni ratowa�a planet� (wieczorem), a w weekendy lisy (te� 
wieczorem). A 
on starym zwyczajem si� martwi�. Zwykle tym samym, co zawsze: szko��, pieni�dzmi 
i czy 
mo�na z�apa� AIDS, ogl�daj�c telewizj�. Czasami jednak wyskakiwa�o jakie� 
zmartwienie 
takiego kalibru, �e hurtem likwidowa�o pozosta�e. Teraz by� to jego w�asny 
umys�. - To nie 
dok�adnie to samo, co by� chorym - oznajmi� Yo-less, kt�ry przegryz� si� przez 
ca�� 
encyklopedi� medyczn� matki.
- To w og�le nie to samo, co by� chorym. Jak ci si� przytrafi�o du�o z�ych 
rzeczy, to 
zdrowo jest by� w depresji - poprawi� go Johnny. - To ma sens, nie? Jak interes 
trzeba 
zamkn��, ojcie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin