5 Niesodziewana wizyta.doc

(48 KB) Pobierz

5 Niespodziewana wizyta

 

Szatynka spojrzała na wyświetlacz, okazało się że dzwoni dr Stern.

-Hej tatku, co się stało?

-Bells musze zostać w szpitalu na nocny dyżur a okazało się że nie wziąłem ze sobą ważnych dokumentów, mogłabyś mi je przywieść?- zapytał doktor

-Jasne tato, gdzie są te papiery?

-U mnie w gabinecie, na biurku, to ta czerwona teczka- doktor dokładnie opisał gdzie znajdują się dokumenty

-To ja będę w szpitalu za jakieś 15 do 20 minut- powiedziała Jo i się rozłączyła

-Jo kto dzwonił?- zapytała Alice uważnie przyglądając się przyjaciółce

-Mój tato, zapomniał jakichś dokumentów i musze mu je zawieść, przepraszam że nie pogadałyśmy- Jo wyraźnie posmutniała

-Nie martw się pogadamy jutro w szkole- powiedziała Alice, po czym mrugnęła do przyjaciółki i dodała- Nie zapomnij że jutro z Richiem siadacie przy naszym stoliku.

-Dziękuje Alice, jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie- Jo uściskała brunetkę, pożegnała się z nią i jej rodzicami, wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku domu.

Na miejscu była po niecałych 5 minutach. Szybko wysiadała z samochodu i weszła do domu. Udała się po schodach na górę do gabinetu ojca, nie zaglądała tu bardzo dawno. Na biurku stało parę zdjęć. Na jednym była ona z ojcem a na drugim była przedstawiona cała ich trójka. Byli szczęśliwi i uśmiechnięci. Po policzku szatynki spłynęła pojednyńcza łza. Tak bardzo tęskniła za mamą. Brakowało jej tego że matka zawsze potrafiła jej dobrze doradzić, jej uśmiechu którym witała ją co rano przy śniadaniu. Jo westchnęła. Kochała ojca i wiedziała, że musi byś silna dla niego, ale były dni takie jak ten kiedy było jej naprawdę ciężko. Szybko otarła łzy z policzków i wzięła teczkę z dokumentami, które były potrzebne jej ojcu. Westchnęła, spojrzała ostatni raz na zdjęcie i wyszła z gabinetu. Zamknęła dom na klucz, wsiadła do samochodu i ruszyła w stronę szpitala. Po niecałych 10 minutach była na miejscu.

-Dzień dobry pani Newton, tato jest u siebie w gabinecie?- Jo z delikatnym uśmiechem zwróciła się do recepcjonistki która już bardzo długa pracowała w szpitalu

-Tak, Jo twój tato jest u siebie- odpowiedziała pni Newton

-Życzę miłego dnia- Jo uśmiechnęła się i ruszyła w stronę gabinetu swojego ojca.

Po chwili delikatnie pukała do drzwi.

-Proszę- odpowiedział jej głos z za drzwi

Jo weszła do pomieszczenia i zauważyła że jej ojciec nie jest sam. Siedział z nim jakiś mężczyzna, mniej więcej w wieku jej ojca. Na sobie miał ciemny garnitur, białą koszulę i ciemnogranatowy krawat.

-Cześć tato, dzień dobry panu- Jo grzecznie przywitała się z mężczyznami po czym zwróciła się do ojca- Przepraszam, że przeszkadzam. Przywiozłam te dokumenty o które mnie prosiłeś.

-Nie przeszkadzasz Jo, to jest właśnie pan Stringini- doktor wskazał na mężczyznę siedzącego przy biurku

-To pan jest tatą Richiego?- zapytała zdziwiona szatynka po czym grzecznie dodała- Miło mi pana poznać, panie Stringini.

-Mi również Jo, mój syn dużo o tobie mówił- mężczyzna uśmiechną się do szatynki, która nieznacznie się zarumieniła, pan Stringini uśmiechną się jeszcze szerzej po czym dodał- Cieszę się że Richie wreszcie poznał kogoś kto chce z nim rozmawiać. Mam nadzieje Jo, że nie wierzysz w te plotki dotyczące naszej rodziny?

-Oczywiście że w nie wierze w te głupie plotki- powiedziała Jo uśmiechając się delikatnie po czym całując ojca w policzek- Niestety musze już iść bo zadali nam trochę lekcji. Do widzenia.

-Do widzenia Jo.

Jo uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z gabinetu. Po drodze do wyjścia pożegnała się z recepcjonistka i opuściła szpital. Jakoś nie specjalnie chciało jej się wracać do domu, ale tak właściwie nie miała gdzie pojechać. Alice napisała jej że Chris zabiera ją na kolację w Port Angeles. Jo cieszyła się ze szczęścia swojej przyjaciółki. Wiedziała że Chris to dobry chłopak i kocha Alice całym sercem.  W głębi serca jednak wiedziała że brakuje jej kogoś kto byłby dla niej jak Chris dla Alice. W głębi duszy miała nadzieje ze tym kimś stanie się dla niej Richie. Było w nim coś co ją do niego przyciągało. Te niebieskie tęczówki które ją hipnotyzowały, zniewalający uśmiech… Na samo wspomnienie w sercu szatynki gościła radość i przyjemne uczucie szczęścia. Richie był bardzo przystojnym i dojrzałym jak na swój wiek chłopakiem. Wiedziała, że dużo w życiu przeszedł i tym bardziej chciała być blisko niego, chciała mu pomóc uporać się z tym wszystkim. Nie chciała żeby przechodził przez to wszystko sam. Tak bardzo się pogrążyła w rozmyślaniach o blondynie, że nie zauważyła gdy była już pod domem. Zaparkowała swoje czarne audi na podjeździe i weszła do domu. Spojrzała na zegarek dochodziła godzina 18. Jo weszła do kuchni, postanowiła że najwyższa pora coś przekąsić. Nie chciało jej się robić nic specjalnego więc odgrzała sobie zapiekankę z obiadu. Gdy wykładała danie na talerz rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zastanawiając się kto to może być o tej porze poszła otworzyć drzwi. Jakież było jej zdziwienie gdy za drzwiami ujrzała niebieskookiego blondyna.

-Hej Jo, nie przeszkadzam?- zapytał niepewnie spoglądając na dziewczynę stojącą przed nim

-Jasne że nie, wchodź- powiedziała dziewczyna i z uśmiechem na ustach wpuściła chłopaka do środka

-Widzę że zabierałaś się za jedzenie- zauważył chłopak uśmiechając się delikatnie

-No trochę zgłodniałam- powiedziała Jo nieśmiało spuszczając wzrok, spojrzenie niebieskich oczu blondyna powodowało że na jej policzkach pojawiały się rumieńce

-No to siadaj i jedz Jo, nie możemy przecież dopuścić żebyś była głodna- chłopak uśmiechną się i szarmancko odsuną szatynce krzesło

-Dziękuje- Jo uśmiechnęła się i zabrała się za jedzenie, gdy nagle przypomniała sobie że nie zaproponowała Richiemu nic do jedzenia czy picia. Odezwała się z rumieńcami na policzkach- Przepraszam że nie zapytałam o to wcześniej, ale nie chce może czegoś do picia a może jesteś głodny.

-Po prostu jedz Jo- Richie usiadł naprzeciwko dziewczyny i uśmiechając się delikatnie dodał- Nic mi na razie nie trzeba, nie przejmuj się mną

Jo odwzajemniła uśmiech i zabrała się za jedzenie, gdy już wszystko zjadła odniosła talerzyk do zlewu i zaproponowała Richiemu żeby przenieśli się do salonu.

-No więc co cie do mnie sprowadza?- zapytała szatynka gdy już siedzieli na kanapie w salonie

-Nie chciało mi się siedzieć samemu w domu, a poza tym postanowiłem że skoro mamy się przyjaźnić najwyższa pora żebyś poznała resztę mojej historii- powiedział blondyn i momentalnie jego błękitne tęczówki wypełniły się smutkiem i przygasły

-Richie jeżeli sprawia ci to ból to nie musisz mi o tym mówić- powiedziała Jo i niepewnie położyła dłoń na dłoni blondyna

-Jo chce żebyś poznała cała historię naszej rodziny, nie chce mieś przed tobą tajemnic- powiedział chłopak i na moment jego oczy ponownie stały się błękitne jak niebo latem, ale pod wpływem nieprzyjemnych przyjemnych wspomnień e jednej chwili pociemniały

-Dobrze Richie, skoro tego chcesz, to cie wysłucham- powiedziała szatynka uśmiechając się delikatnie by dodać chłopkowi otuchy

-To było w pewien piątkowy wieczór, Kat była u koleżanki i zadzwoniła po mnie bym po nią przyjechał bo chce wracać do domu… Pojechałem po nią, tato akurat był u mamy w szpitalu, nie chciał jej zostawiać… Zajechałem pod domu jej przyjaciółki… Kat wsiadła do samochodu i przywitała się ze mną buziakiem w policzek…- po policzkach blondyna zaczęły spływać pierwsze łzy, Jo mocniej ścisnęła chłopaka za rękę- Ja… Ja po prostu nie zauważyłem tego samochodu, gdybym go zobaczył jakoś bym go wyminął… On uderzył w mój samochodu od strony pasażera… Jakimś cudem udało mi się wyciągnąć Kim z samochodu… Dlatego byłem cały we krwi, bo próbowałem jej pomóc… Ale to prawda ja ją zabiłem, gdyby tylko bardziej uważał…

Jo nic nie powiedziała tylko mocno przytuliła do siebie chłopaka, a on wtulił się w nią jak małe zagubione dziecko potrzebujące pomocy. Szatynka pozwalała mu się wypłakać, nie przeszkadzało jej to że chłopak moczy jej koszulkę swoimi łzami. Po prostu pozwalała mu płakać.

-Richie to nie twoja wina- zaczęła Jo gdy tylko chłopak trochę się uspokoił- Nawet gdyśbyś wtedy bardziej uważał nic by to nie zmieniło, ten facet jechał za szybko nie miałeś możliwości go wyminąć, dobrze że próbowałeś jeszcze ratować Kim, ale to nie twoja wina. Richie to nie ty zabiłeś swoją siostrę, tylko ten kierowca który w was wjechał

-Jo nawet nie wiesz co ja czułem, cały czas się obwiniam za to co się stało…

-Richie ja bardzo dobrze wiem co czujesz, tez obwiniałam się za śmierć mojej mamy- powiedział Jo a widząc pytającą minę blondyna dodała- Wtedy przed wypadkiem mama chciała żebym pojechała z nia do jej przyjaciółki która miała syna w moim wieku… Nasze matki chciały nas wyswatać, ale my nic do siebie nie czuliśmy… Pokłóciłam się wtedy z mamą… Wykrzyczałam jej że jej nienawidzę że nie powinna się wtrącać w moje życie… No i wtedy wsiadła do samochodu i zdarzył się ten wypadek, nie miałam nawet okazji się z nią pożegnać powiedzieć jak bardzo ją kochałam

Teraz to blondyn nic nie powiedział tylko mocno wtulił się w drobną szatynkę. Łączyło ich tak wiele, z każdym dniem czuł że chce spędzać z szatynka jak najwięcej czasu. Nie chciał się z nią rozstawać. W jego sercu powoli rodziło się nowe uczucie. Przy Jo czuł się szczęśliwy jak nigdy dotąd. Chciał sprawić by już nigdy się nie smuciła, by na jej ustach już wiecznie królował uśmiech który tak bardzo się mu podobał. Chciał być blisko i sprawić by wszystkie smutki i nieszczęścia poszły w niepamięć. Richie westchną lekko i mocniej wtulił się w ciało szatynki.

Jo poczuła że Richie jeszcze mocniej się do niej przytula i odwzajemniła gest. Cieszyła się że wreszcie się przed kim wygadała, nawet Alice nie wiedziała o kłótni z matką tuż przed wypadkiem. Cieszyła się że osoba która teraz z nią była był blondyn. W pewnym sensie czuła że bardzo wiele ich łączy. W jego ramionach czuła się szczęśliwa i bezpieczna, wszystkie troski znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jego uśmiech sprawiał że miękły jej kolana a spojrzenie niebieskich oczu sprawiało że jej serce przyspieszało a na policzkach pojawiały się rumieńce. Jeszcze przy żadnym chłopaku Jo nie czuła się tak dobrze jak przy Richiem. Wiedziała że może mu o wszystkim powiedzieć. Ufała mu i wiedziała że on ufa jej. Byli sobie potrzebni jak powietrze mimo iż nie zdawali sobie jeszcze z tego sprawy. W ich serca powoli rodziło się piękne uczucie, które sprawi że ich troski zniknął a w ich sercach zapanuje radość i poczucie bezpieczeństwa.

Jo nie była pewna ile tak siedziała wtulona w blondyna ale gdy spojrzała na zegarek dochodziła pierwsza w nocy.

-Chyba będę się zbierał- powiedział blondyn niechętnie odsuwając się od dziewczyny

-Richie myślisz że puszcze cię gdziekolwiek o tej porze?- zapytała Jo siadając i uważnie mu się przyglądając

-Jo nie chce ci sprawiać kłopotu- chłopak niechętnie podniósł się z kanapy, wcale nie chciał rozstawać się z Jo, ale wiedział że powinien wrócić do domu

-Richie zadzwoń do swojego taty i powiedz mu że zostajesz na noc u mnie, to nie problem- powiedziała Jo uśmiechając się do blondyna

Richie zadzwonił do swojego ojca i wytłumaczył mu co i jak. Pan Stringini nie miał nic przeciwko temu by jego syn nocował u córki doktora Sterna. Pożegnał się z synem i życzył mu dobrej nocy. Po skończonej rozmowie Jo zaprowadziła Richiego do pokoju w którym miał nocować. Dała mu świeży ręcznik i pokazała gdzie znajduje się łazienka. Blondyn uśmiechną się w podziękowaniu i znikną w łazience, gdy skończył wieczorne czynności łazienkę zajęła Jo. Gdy oboje byli gotowi do snu szatynka pokazała blondynowi gdzie znajduje się pokój w którym będzie nocował. Życzyli sobie dobrej nocy i rozeszli się do pokojów. Jo długo nie mogła zasnąć. W końcu wstała z łóżka, założyła szlafrok i ruszyła do pokoju blondyna. Zapukała niepewnie do drzwi, a gdy usłyszała ciche proszę nieśmiało weszła do pokoju blondyna.

-Nie przeszkadzam?- zapytała uśmiechając się delikatnie

-…

Zgłoś jeśli naruszono regulamin