CZY TO MESJASZ-misterium wielkopostne.doc

(130 KB) Pobierz
CZY TO MESJASZ

CZY TO MESJASZ?

 

SCENA I

Dom Marty i Marii w Betanii; Maria zamyślona czesze długie włosy i patrzy w dal

 

Maria (ze smutkiem) – Życie jest całkowicie bez sensu. Zupełnie nie widzę sensu w moim życiu. Wydaje mi się, że znalazłam się na tym świecie jedynie przez pomyłkę. Jestem ciężarem Marty, Łazarza. Powinnam wynieść się stąd, przynoszę im wstyd... Ale co to mnie obchodzi! Nie kocham ich, nie kocham nikogo na świecie. Jestem samodzielna, wolna, niezależna... Gdybym chciała, mogłabym być nawet na dworze cesarza rzymskiego!

              Po chwili z głębokim bólem

Ale nie oszukuj siebie, Mario... Nie jesteś szczęśliwa... I to nie prawda, że nie kochasz Marty i Łazarza... Tak, kocham ich i dlatego ciężko mi tak żyć! Nie potrafię, jak Marta, zająć się tylko gospodarstwem, nie wypełni mi to życia... O Adonai! I po co stworzyłeś taką jak ja? Nie wiem, dlaczego poszłam złą drogą! Szukałam miłości, tęskniłam i tęsknię zawsze za czymś, czego nie potrafię pojąć. Pragnęłam posiąść cały świat i pozyskać szczęście, wiele szczęścia! I cóż, cały świat i bogactwa nie są już dla mnie ponętne. Nie mogę tak dłużej żyć, zabłąkałam się w ślepy zaułek, jestem jak rybak, który utracił ster łodzi i płynie w nieznaną dal...

              Czemu nie jestem Martą? Cichą, spokojną, pełną poświęcenia? Kto mi wleje do duszy spokój, kto mi wskaże drogę, którą kroczyć powinnam, kto da mi miłość?  O, jak pragnę kochać!... Kogo?... Ja nie mam kogo kochać, nawet miłość do Marty i Łazarza nie zapełni mojego serca... O, serce moje, na jaką ty czekasz miłość?

 

Wchodzi Marta

 

Marta – Wybierasz się znowu gdzieś, Mario?

 

Maria (niecierpliwie) – Tak, widzisz przecież, że się czeszę!

 

Marta (nieśmiało) A... czy nie mogłabyś trochę posiedzieć z nami, siostrzyczko? Odkąd wróciłaś do domu, nie możemy się z Łazarzem tobą nacieszyć.

 

Maria – Cieszycie się, że wróciłam? Przecież przynoszę wam wstyd, tylko wstyd!

 

Marta – Jesteś naszą siostrą, Mario, i przecież... mogłabyś zostać z nami na zawsze. Zmyć ten obrzydliwy barwik z ust i brwi i pomagać mi trochę w gospodarstwie... a potem wyszłabyś za mąż...

 

Maria (przerywając gniewnie) – Dość, Marto!

 

Marta – Nie gniewaj się... ja... przecież nie chciałam zrobić ci przykrości.

 

Chwila milczenia, Marta krząta się trochę bezładnie, Maria czesze włosy z zaciętą miną

 

Marta (po chwili wahania) – Czy słyszałaś, Mario, o Nazarejczyku?

 

Maria milczy

 

Marta – Jest tu, u nas, w Betanii, dzisiaj. Widziałam Go rano, ale nie śmiałam podejść. Szedł z uczniami swymi i nauczał. Mówił im o Królestwie Bożym, o miłości do ludzi i Boga. Pięknie mówił i tak jakoś inaczej niż wszyscy nauczyciele zakonu. Chodzę już za Nim dość długo i widziałam cuda, które On czynił. Czy wiesz, że On uzdrawia ludzi, przywraca wzrok ślepym i wyrzuca czarty...? Czy wiesz, że uzdrowił człowieka z uschłą ręką? Powiedział mu tylko: wyciągnij rękę swoją – a chory to natychmiast uczynił, bo ręka jego stała się znowu zdrowa.

Maria – Niemożliwe...

 

Marta – A jednak to prawda, Mario. A dzisiaj... dzisiaj widziałam rzecz jeszcze dziwniejszą. Czy wiesz... że On wskrzesza umarłych?

 

Maria – Umarłych? (do siebie) I ja jestem umarła...

 

Marta – Tak, wskrzesił młodzieńca z Naim. Matka jego szła za marami i płakała straszliwie. Wiesz, że to był jej jedyny syn. A On podszedł do niej i powiedział: Nie płacz. I widziałam Jego oczy pełne współczucia i ogromnej dobroci, że aż zabiło mi serce przedziwną wdzięcznością dla Niego za tyle jakiejś łaskawości królewskiej. A wtedy On po prostu dotknął mar i powiedział cicho z miłością: Młodzieńcze, ja ci mówię, wstań. I zmarły natychmiast siadł i zaczął mówić do matki. A mnie ogarnęła bojaźń i łzy zalały mi twarz. Mario! Czyż On nie jest Mesjaszem? I dzisiaj... dzisiaj jest tu, tu w Betanii, u Szymona trędowatego - faryzeusza. A ja Go tak kocham, tak bardzo kocham, za Jego dobroć, za Jego słowa pełne nadziei, obietnicy i prawdy.

 

Maria zasłuchana w słowa Marty teraz nagle wybiega

 

Marta – Mario, gdzie biegniesz, zaczekaj... Mario! Uciekła znowu. O boże, gdzie ona biegnie tak szybko? Adonai, ratuj, Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba... Wbiegła do sklepu                     z wonnościami, kupuje pewnie wonny olejek... tak już wybiega... jak ona pędzi! Dokąd? Dokąd? (woła)  Mario, wracaj! Wracaj! Nie słyszy... O, Adonai, Wielki, Potężny, ratuj ją, odpędź od niej zło, co nęka jej serce. O, Adonai... O gdybym śmiała zbliżyć się do Nazarejczyka, padłabym przed Nim na kolana i błagała Go o nią, o Marię.

 

Modli się chwilę w ciszy

 

Marta A  jeśli On jest naprawdę Synem Bożym? Usłyszy mnie więc i stąd, uzdrowi Marię na odległość, jak sługę setnika... Panie, upadam przed Tobą na kolana, błagam i... wierzę, wierzę, wierzę...

SCENA II

Dom Marii i Marty w Betanii. Obecni: lekarz, Sara-służebnica Marty, i Betel – młody służący w domu Łazarza

 

Lekarz (do Sary) – Wyczerpałem już wszystkie możliwe środki. Na tę chorobę nie ma lekarstwa.

 

Sara Jakiż to będzie cios dla Marty i Marii, gdy ich brat umrze. Ach, dlaczego wszyscy musimy umierać?

 

Betel – Tak, za śmiercią trudno się pogodzić. Ale cóż... trzeba.

 

Lekarz – Szczególnie, gdy nie można nic na nią poradzić.

 

Wchodzą Marta i Maria

 

Marta (do lekarza) – Panie, czy jest jakaś nadzieja?

 

Lekarz – Wszystko w ręku Wszechmocnego.

 

Maria – Łazarz cierpi tak strasznie, czy ty nic nie możesz mu pomóc, panie?

 

Lekarz – Robię wszystko, co jest możliwe.

 

Maria – Wszystko, co jest możliwe, więc nic nie możesz, nic, zupełnie nic. Czy brat nasz musi umrzeć? Niedawno odzyskałam go, a teraz mam znowu utracić? (płacze)

Marta – Uspokój się, siostrzyczko, jeszcze może nie wszystko stracone.

 

Maria (po chwili z radością) – Tak, nie wszystko, naprawdę nie wszystko. Przecież Jezus       z Nazaretu, Pan nasz i Mistrz, może go uleczyć. Marto, On może uleczyć Łazarza, On jeden.

 

Marta (z wahaniem) – Ale Jego tu nie ma.

 

Maria – To nie jest ważne. Możemy przecież odnaleźć Pana. Wtedy do nóg Mu padniemy      i przyjdzie uzdrowić Łazarza. (chce biec)

 

Marta – Czekaj, przecież nam nie wolno odejść od chorego. Gdyby się coś stało, a nas nie było... Strach pomyśleć. Ale masz rację. Betelu, ty jesteś młody i szybki, ty pójdziesz za Jordan, odnajdziesz Mistrza i  powiesz Mu...

 

Maria (przerywając) – Powiesz Mu tak: Panie, ten którego miłujesz, Łazarz, zachorował. Marto, On przyjdzie i uzdrowi brata naszego, na pewno.

 

Lekarz – Nie jestem więc już potrzebny, odchodzę.

 

Marta – Nie gniewaj się, panie, ale tu rzeczywiście potrzeba innej siły niż siła ludzka.

 

Lekarz odchodzi

 

Betel – Ale... czy tylko tyle mam Mu powiedzieć, czy to nie będzie za mało? Może lepiej powiem: Przyjdź, Panie, bo ten, którego miłujesz, Łazarz, zachorował. Siostry jego płaczą we dnie i w nocy i czekają, aż przyjdziesz i uzdrowisz go.

 

Maria – Nie, Betelu, tak nie trzeba mówić. Jeśli On zechce, przyjdzie i tak. A bardziej nakłaniać Go nie można...

 

Sara – Ależ...

 

Marta – Maria ma rację, już Go Żydzi chcieli raz ukamienować. (po chwili wahania) Lepiej może... żeby wcale nie przychodził, Mario...?

 

Maria – Jakiż ciężki wybór. Łazarz tak bardzo cierpi, ale masz rację, Marto. Mistrz może zginąć, gdy tu do nas przyjdzie. Tym bardziej nie można Go o uzdrowienie prosić. Zawiadomimy Go tylko o chorobie Łazarza.

 

Marta – Pamiętasz sługę setnika?

 

Maria (radośnie) – Tak, tak. On nawet jeśli zechce, na odległość potrafi uzdrawiać.               O, Łazarzu, Łazarzu... (wybiega)

 

Marta – Przygotuję ci wszystko do drogi, Betelu. Żebyś nie był głodny. Czy mocne masz sandały na nogach?

 

Betel – Tak, mocne i wygodne. Nie martw się, Marto, potrafię odnaleźć Mistrza.

 

Sara – Jak zwykle o wszystkim pamiętasz, Marto, i o wszystko się troszczysz.

 

Marta – Gdybyż moja troskliwość zdołała przywrócić zdrowie Łazarzowi!

 

SCENA III

Dom Marty i Marii

 

Żyd 1 – No i cóż, Jezus nie przyszedł uzdrowić Łazarza. Łazarz umarł i leży w grobie już czwarty dzień.

 

Żyd 2 – A zdawał się go naprawdę kochać. Widać i dla Niego strach przed własną śmiercią jest większy niż przyjaźń.

 

Sara – Wstydźcie się, jak możecie tak mówić o Mistrzu. Może Go wcale jeszcze Betel nie odnalazł.

 

Żyd 1 – Wątpliwe, Betel ma dobre nogi i oczy.

 

Żyd 2 – Naturalnie, do tej pory każdy by Nazarejczyka odnalazł. Przecież to nie szpilka, ale człowiek, i to sławny...

 

Żyd 1 – A to już czwarty dzień mija.

 

Sara – Ale i Betela nie ma, gdyby Mistrza spotkał, wróciłby tu czym prędzej ucieszyć nas.

 

Żyd 2 – Mylisz się, dlatego właśnie Betel nie wraca, że Jezusa odnalazł i wstyd mu przyjść     i oznajmić, że Mistrz odmówił swej pomocy.

 

Sara – Podejrzliwi jesteście. W każdym najszlachetniejszym nawet człowieku chcielibyście znaleźć bodajby plamkę.

 

Żyd 1 – Tu nie trzeba szukać plamki. Tu wszystko jest jasne. Nazarejczyk bał się faryzeuszów i nie przyszedł.

 

Sara – Nie, tu na pewno chodzi o coś innego, tylko my nie potrafimy pojąć. On mógłby Łazarza przecież uzdrowić na odległość, jak sługę setnika.

 

Żyd 2 (z udaną słodyczą) – Jak widać nie wszystkie choroby można uzdrowić na odległość. Czasem się to nie udaje... Och, kobiety, gotowe jesteście lecieć za pierwszym lepszym przybłędą i uznać go za mistrza i pana.

 

Sara – A ty, czemu teraz zrobiłeś się taki ostrożny? Pamiętasz, jak leciałeś za Teudasem, który ogłosił się mesjaszem? Poszliście za nim obaj, bo obiecywał walkę z Rzymem i wielkie godności w swoim państwie. A Jezus z Nazaretu jest cichy i pełen miłości, nie pragnie mącić spokoju, jawnie głosi słowo o swoim królestwie, czyni dobro, potępia zło, niesprawiedliwość i obłudę. Takiego nie chcecie uznać, mimo oczywistości Jego potęgi nadziemskiej i Jego cudów.

 

Żyd 1 – Co tam gadać z kobietą. Wiadomo, długie włosy, krótki rozum. Czemu się z nią wdajemy w rozmowę?

 

Żyd 2 – Masz słuszność. Nazarejczyk nie przyszedł uzdrowić Łazarza, to jest fakt, i tylko głupie kobiety mogą zaprzeczać faktom. (wychodzą)

 

Sara – Nie przyszedł, to prawda, ale jestem przekonana, że stanie się tu jeszcze coś niezwykłego. (w zamyśleniu) On przyjdzie tu, przyjdzie na pewno.

 

Marta (wchodzi) – Mistrz nie przyszedł, nie przyszedł... Nie ma już mojego brata, Łazarza, nie ma...

 

Sara – Uspokój się, Marto. Nie możesz się załamać. Tyle pracy czeka wokoło. Na śmierć nic poradzić nie można, żywi muszą dalej żyć. Ty musisz być szczególnie silna, ze względu na Marię. 

 

Marta – Masz rację, Saro. Maria jest zupełnie załamana. Nic nie mówi, tylko płacze. Już nie wiem, czy jej bardziej chodzi o Łazarza, czy też o to, że Mistrz nie przyszedł.

 

Sara – A jeszcze tylu tu Żydów przybyło, niby pocieszyć was, a tylko wciąż wyrzucają Mistrzowi¸ że nie przyszedł i dręczą ją jeszcze bardziej. Ach, ci ludzie!

 

Marta – Tak, te ciągłe docinki o Mistrzu i Jego miłości dla Łazarza są trudne do zniesienia. Maria milczy, ale ilekroć słyszy taką wzmiankę, płacze jeszcze bardziej.

 

Sara – Gdyby można było, przepędziłabym ich wszystkich z waszego domu.

 

Marta – Gość to rzecz święta, Saro. Oni może rzeczywiście ze szczerego serca tak mówią, nie myślą, że to nas tak boli. Gdyby Mistrz tu był, nie umarłby rzeczywiście brat nasz. Ale nie mam o to żalu do Pana. On wie, co czyni, a zresztą, czy Betel zdołał Go odnaleźć? O Łazarzu, Łazarzu, kiedyż Cię zobaczę?

 

Sara – Zobaczysz Go w dniu ostatecznym, po zmartwychwstaniu.

 

Marta – Tak, w dniu ostatecznym. Ale jak okrutnie długo czekać trzeba na ten dzień, jak bardzo długo...

 

Sara – Bądź dzielną i mężną, jak zwykle, Marto...

 

Marta – Będę dzielną, postaram się opanować. Ale Maria, Maria, ona jest taka gwałtowna      w swym bólu. Boję się, żeby znów nie chciała uciec z domu.

 

Sara – Pójdę do niej, może zdołam przemówić jej do rozsądku...

 

Marta – Tak, idź, idź do niej, droga Saro... (Sara wychodzi) Jak trudno uwierzyć, że nie ma już Łazarza, cóż się z nim  stało? Gdy byłam dziś przy jego grobie, poczułam, że ciało zaczęło się już psuć. Z mojego żywego, dobrego brata zostały tylko cuchnące zwłoki? Czyż możliwe? O Mistrzu dobry, gdybyś tu był, powiedziałbyś nam, czym jest zmartwychwstanie   i życie. I czy jest naprawdę życie po śmierci i jakie ono jest?

 

Wbiega Betel

 

Marta – Betel? Jesteś nareszcie!

 

Betel – Mistrz jest na drodze do was. Z uczniami tutaj idzie.

 

Marta – Mistrz jest? Chodźmy prędko do Niego, Betelu. (wychodzą)

 

SCENA IV

Pokój w domu Marii i Marty. Wchodzą Maria i Sara

 

Sara – Uspokój się, Mario, czyż godzi się tak wciąż płakać? Siądź tu i odpocznij trochę.

 

Maria – Gdyby Mistrz tu był, nie umarłby brat nasz...

 

Sara – Zapewne, Mario, ale cóż na to poradzimy. Już od czterech dni nic nie jesz i płaczesz wciąż, oczy masz czerwone i opuchnięte. Nie powinnaś zwiększać boleści Marty, jej i tak jest ciężko.

Maria – Gdyby Mistrz tu był, nie umarłby brat na...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin