Smith Karen Rose - Lekarz własnej duszy.pdf

(335 KB) Pobierz
731290874 UNPDF
KAREN ROSE
SMITH
Lekarz własnej duszy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dane Cameron nie znał Nowego Meksyku. Był tu tylko
raz na jakiejś naukowej sesji, ale wtedy prawie nie opuszczał
sali konferencyjnej. Zresztą tamten pobyt należał do
zamierzchłej przeszłości, która już nie powróci...
Dochodziła piąta po południu, ale słońce nic sobie z tego
nie robiło i dalej płonęło na turkusowym niebie.
Dane wjechał do Red Bluff i, zgodnie ze wskazówkami
właściciela motelu, minął biuro szeryfa, skwerek oraz kilka
domów. Po prawej stronie ujrzał znak placówki medycznej i
skręcił na parking, na którym stały dwa samochody.
Miał nadzieję, że niewielka przychodnia jest jeszcze
otwarta. Chciał jak najszybciej zobaczyć swoje nowe miejsce
pracy. Po niemal dwóch latach wegetacji i braku
zainteresowania czymkolwiek, sam był zdziwiony swoją
niecierpliwością.
Wszedł do przychodni i znalazł się w dobrze znanym
otoczeniu. Egzotyka nowej krainy nagle zniknęła. Wszystko,
co odróżniało Nowy Meksyk od Nowej Anglii, pozostało za
drzwiami.
No, może niezupełnie. W izbie przyjęć udekorowanej
ludowymi meksykańskimi wyrobami rozbrzmiewał język
hiszpański, a drzwi wiodące do rejestracji zdobiły
czerwonobrązowe strączki chili.
W środku nie było nikogo i Dane poszedł w kierunku
gabinetu lekarskiego, skąd dochodziły głosy. Przez uchylone
drzwi zajrzał do środka i oniemiał. Młoda lekarka w białym
fartuchu, ze słuchawkami na szyi, przykuła jego wzrok swą
niezwykłą urodą. Była wysoka, smukła i śniada. Przypominała
mu gazelę i... Jej niezwykła uroda miała w sobie coś
nieziemskiego i Dane nie potrafił dokończyć porównania.
Ach, więc to jest doktor Maria Youngbear, pomyślał.
Przez telefon miała co prawda niezwykle podniecający głos,
ale nie przypuszczał, że reszta jest aż taka...
Analizowanie tego niezwykłego stanu rzeczy przerwał mu
rozpaczliwy krzyk dobiegający z poczekalni.
- Doktor Youngbear! Gdzie pani jest?
Szybkim krokiem zawrócił do poczekalni i ujrzał dwóch
mężczyzn w szarych uniformach. Młodszy z nich miał
obrzmiałą, pokrytą czerwonymi plamami twarz i spuchnięte
wargi.
- Pocięły go osy! - wyjaśnił zdenerwowanym głosem
starszy. - Mówi, że puchnie mu gardło.
Dane zrozumiał, że nie ma chwili do stracenia. Tak silna
reakcja alergiczna może się skończyć nawet śmiercią.
- Jestem lekarzem - oświadczył i niezwłocznie
poprowadził obu mężczyzn do najbliższego gabinetu.
Hałas wywabił na korytarz Marię Youngbear.
Obrzuciwszy wzrokiem Dane'a, spojrzała na młodego
mężczyznę.
- Rod! Co ci się stało?
- Trzeba go natychmiast odczulić i podać mu benadryl. -
Dane nie dopuścił pacjenta do głosu. - Jestem doktor Cameron
- przedstawił się na wszelki wypadek.
Ciemne oczy Marii zalśniły bursztynem. Zniknęła gdzieś,
a po chwili wróciła ze strzykawkami. Dane zdążył w tym
czasie ułożyć chorego na stole. Wziął od Marii strzykawkę i
powstrzymując drżenie prawej ręki, zrobił zastrzyk.
Potem dokładnie zbadał i osłuchał Roda. Obrzęk i
zaczerwienienie zaczęły z wolna ustępować. Zrobił kolejny
zastrzyk i poklepał pacjenta po ramieniu.
- No, i jak teraz? Rod skrzywił się lekko.
- Gardło lepiej, tylko strasznie mnie boli po tych
użądleniach.
- Zaraz zrobimy kompres - obiecał mu Dane - i zostanie
pan u nas do jutra. A może lepiej wezwiemy karetkę z
Albuquerque.
Wiedział, że w Albuquerque jest szpital, bo Maria
powiedziała mu to przez telefon. Rod przecząco pokręcił
głową.
- Nie, wolę zostać tutaj.
Do rozmowy wmieszał się starszy mężczyzna, Wyatt.
- Wszystko z nim w porządku, doktorze?
- Przywiózł go pan w samą porę. Jutro będzie jak nowy -
odparł Dane.
Doktor Youngbear, która od pewnej chwili nie spuszczała
z niego wzroku, poprosiła go na korytarz. Poszedł za nią jak
zaczarowany.
- Widzę, że doskonale wie pan, co robić w nagłych
przypadkach - odezwała się surowym głosem - ale na
przyszłość wolałabym, żeby się pan skonsultował ze mną. A
teraz przepraszam, ale czeka na mnie pacjent. Potem pokażę
panu naszą przychodnię.
Patrzył na nią olśniony jej pięknością i zdumiony naganą
brzmiącą w jej głosie. Czyżby była niezadowolona z jego
błyskawicznej reakcji? Przecież w podobnych sytuacjach liczy
się każda sekunda! Jeśli pani doktor sądzi, że będzie ją pytał o
pozwolenie na ratowanie ludzkiego życia, to grubo się myli!
Wrócił do Roda i chwilę przy nim posiedział, słuchając
opowieści o mieszkańcach miasteczka. Rod i jego starszy
kolega Wyatt pracowali w biurze szeryfa.
Głosy dobiegające z korytarza uświadomiły mu, że Maria
skończyła przyjmować. Do sali zabiegowej weszła
pielęgniarka.
- Zastąpię pana, doktorze - oznajmiła. - Doktor
Youngbear czeka na pana.
Marię zastał za biurkiem; pisała coś z pochyloną głową.
- Na maszynie chyba byłoby szybciej - powiedział, żeby
jakoś zacząć rozmowę. - Albo podyktować sekretarce.
Uniosła na niego oczy.
- Ja nie mam sekretarki, panie doktorze. Jest tylko
rejestratorka, która ma wystarczająco dużo pracy.
Ruchem dłoni wskazała mu sąsiednie biurko.
- Oto pańskie miejsce. Dane nie krył zdumienia.
- Będziemy mieli wspólny gabinet? Maria odchyliła się w
krześle i uważnie mu się przyjrzała.
- To nie jest wielkomiejska klinika, tylko przychodnia w
małym miasteczku. Jeśli to panu nie odpowiada...
Przez dłuższą chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem.
Mimo oszołomienia jej pięknością, coś wreszcie zaczynał
rozumieć. Maria broni swojego terytorium, dlatego właśnie
jest taka zaczepna. Pewnie ma niedobre doświadczenia.
- Gdyby mi nie odpowiadało, nie przyjechałbym tutaj
- wyjaśnił spokojnie. - Potrzebowałem zmiany.
Rozumiem, że przed chwilą się pani naraziłem, ale nie
zamierzam przepraszać za to, ze postąpiłem właściwie.
W pięknych oczach kobiety pojawiło się zdumienie, a
potem aprobata. Maria doceniła jego szczerość. Wyciągnęła
do niego rękę.
- Witam w Red Bluff - powiedziała z uśmiechem. Podał
jej prawą dłoń z nieprzyjemnym uczuciem, że
Maria wyczuje jej sztywność. Podczas rozmowy
telefonicznej uprzedził ją, że miał wypadek, a w konsekwencji
jego prawa ręka w dalszym ciągu jest niezbyt sprawna, lecz
doskonale sobie radzi lewą. Wspomniała wtedy coś o
rehabilitacji.
- Jak mówiłem - powtórzył teraz na wszelki wypadek
- moja prawa ręka nie pozwala mi co prawda stanąć za
stołem operacyjnym, ale nie będzie przeszkadzać w pracy w
poradni rodzinnej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin