Susann Jacqueline - Raz to za mało.pdf

(1327 KB) Pobierz
230444966 UNPDF
Robertowi Susannowi,
mojemu ojcu, który byłby zrozumiał,
oraz Irvingowi, który rozumie
Jacąueline Susann
Przełożyła z angielskiego Anna Olszewska-Marcinkiewicz
Wydawnictwo ..Książnica'
Tytuf oryginału Once is not enough
PROLOG
On
Zawojował scenę teatralną w 1945 roku: Mikę Wayne — urodzony
zwycięzca. Znany był jako najlepszy gracz w kości w amerykańskim
lotnictwie wojskowym, a trzynaście tysięcy dolarów w gotówce, które
miał przy sobie, sprawiły, że legenda stała się faktem.
Nie miał jeszcze dwudziestu lat, gdy stwierdził, że giełda i show business
to dwie największe gry hazardowe świata. Kiedy skończył dwadzieścia
siedem lat, opuścił lotnictwo, a że miał bzika na punkcie dziewcząt, wziął
się za show business. Kwotę, którą dysponował, pomnożył w ciągu pięciu
gorących dni w Akwedukcie, uzyskując sześćdziesiąt tysięcy. Pieniądze te
zainwestował w show na Broadwayu, dzięki czemu stał się jego
współproducentem. Spektakl odniósł sukces, Mikę natomiast ożenił się z
Vicki Hill, najpiękniejszą chó-
rzystką.
Vicki chciała być gwiazdą, toteż dał jej tę szansę. W 1948 roku zrobił swój
pierwszy musical i w głównej roli obsadził żonę, a mimo to odniósł
ogromny sukces. Krytycy chwalili jego węch teatralny w obsadzie
pozostałych znakomitych aktorów, trafny dobór książki, której i tak nic nie
mogłoby zepsuć, oraz chwytliwą muzykę. Wszyscy jednak twierdzili
zgodnie, że Vicki była mniej niż odpowiednia do tej roli. Kiedy show
zszedł z afiszy, Mikę posłał ją „na emeryturę". („Trzeba umieć odejść od
stołu, mała, gdy się zaczyna przegrywać. Dostałaś ode mnie swoją działkę,
teraz ty daj mi syna").
W dzień Nowego Roku 1950 dała mu córkę. Nie namyślając się zbyt
długo, nazwał ją January, a kiedy pielęgniarka podała mu dziewczynkę,
obiecał jej cichutko, że podaruje jej kiedyś cały świat.
Gdy miała dwa lata, witał się najpierw z nią, a dopiero potem
z żoną.
Kiedy skończyła cztery — wyjechał do Kalifornii i wyprodukował swój
pierwszy film.
Po ukończeniu przez nią pięciu lat zrobił w ciągu jednego roku dwa
kasowe filmy i otrzymał nominację do Oscara.
Gdy była sześciolatką, otrzymał Oscara, a jego imię łączono z wieloma
pięknymi dziewczętami. (To właśnie wtedy jego żona zaczęła pić i wzięła
sobie kochanka).
Kiedy zaś miała siedem lat, nazwał swój prywatny samolot jej imieniem i
pochował żonę, która zmarła próbując usunąć ich nie narodzonego syna.
I tak pozostali tylko we dwoje.
Próbował jej to wszystko wytłumaczyć w drodze do szkoły z internatem w
Connecticut.
— Teraz, kiedy mama odeszła, nauczą cię w tej luksusowej budzie, jak
zostać uroczą damą.
— A dlaczego ty nie możesz mnie tego nauczyć, tatusiu?
— Ponieważ dużo podróżuję, a poza tym małe dziewczynki muszą być
uczone przez damy.
— Tatusiu, a dlaczego mamusia umarła?
— Nie wiem, kochanie. Może dlatego, że chciała być kimś.
— Czy to źle?
— Tylko wtedy, kiedy nie jesteś kimś, bo to cię zżera.
— A czy ty jesteś kimś, tatusiu?
— Ja? Ja jestem superkimś — odpowiedział ze śmiechem.
— Więc i ja będę kimś — odparła.
— Jasne, ale zanim zostaniesz kimś, musisz stać się wytworną damą.
Toteż zaakceptowała szkołę panny Haddon, ilekroć zaś Mikę był w
Nowym Jorku, zawsze spędzali razem weekendy.
Jego sława rosła. Tak jak wszyscy dobrzy hazardziści wiedział, kiedy
pomóc swemu szczęściu, a kiedy się wycofać. Znany był z tego, że potrafił
jednym zakładem odwrócić bieg rzeczy. Raz stracił swój samolot od
jednego rzutu kośćmi, ale odszedł od stołu z szerokim uśmiechem, gdyż
wiedział, że i tak nadejdzie jego dzień.
Gdyby zaś go spytać, kiedy szczęście się od niego odwróciło, podałby
dokładną datę.
Rzym, 20 czerwca 1967 roku.
Dzień, w którym dowiedział się o swej córce...
Ona
Gdyby zapytać January, kiedy szczęście odwróciło się od niej, nie
potrafiłaby odpowiedzieć, ponieważ myślała o sobie jedynie jako o j e g o
córce, a to było najwspanialszą rzeczą na świecie.
Od początku uznała, że szkoła panny Haddon jest czymś, „przez co trzeba
przejść". Wszystkie dziewczęta były serdeczne i dzieliły się na dwie
kategorie: starsze uwielbiały Elvisa, młodsze natomiast stanowiły „świtę
Lindy". Lindy, czyli Lindy Riggs, uczennicy. Miała szesnaście lat, umiała
śpiewać i tańczyć, a jej niebywały entuzjazm był głośny i zaraźliwy. Wiele
lat później January, natrafiwszy na stare szkolne fotografie, była
zaskoczona podobieństwem Lindy do Ringa Starra. Wówczas jednak, gdy
Linda była nie kwestionowaną gwiazdą w szkole panny Haddon, nikomu
nie przeszkadzały jej rzadkie zmierzwione włosy, szeroki nos i ciężki
srebrny aparat na zębach. Było oczywiste, że Linda po skończeniu szkoły
zostanie gwiazdą komediową musicali na Broadwayu.
Ostatniego roku, który spędziła w szkole, Linda grała główną rolę w
szkolnej adaptacji sztuki Aniu, sięgnij po spluwę. Gdy rozpoczęto próby,
Linda wybrała ośmioletnią January na swą „specjalną małą przyjaciółkę".
Oznaczało to, że dziewczynka dostąpiła zaszczytu usługiwania jej oraz
dawania sygnału do rozpoczynania kwestii lub piosenki. Choć January
nigdy nie należała do „świty Lindy", była z tego bardzo zadowolona, gdyż
większość rozmów ze starszą koleżanką koncentrowała się wokół ?i??'?
Wayne'a. Linda była jego zagorzałą wielbicielką. Czy January zaprosiła go
na szkolne przedstawienie? Czy przyjedzie? Musi przyjechać. Czyżby
Linda nie wiedziała, że January dostała się do chóru?
Przyjechał, a po przedstawieniu January mogła zobaczyć, jak wielka
gwiazda przedstawienia Aniu, sięgnij po spluwę przeobraża się, w chwili
gdy Mikę Wayne ściskał jej rękę, w zaczerwienioną, jąkającą się uczennicę
szkoły średniej.
— Czyż nie była wspaniała? — spytała później January, kiedy udali się na
spacer.
— Była beznadziejna. Ty w chórze bardziej rzucałaś się w oczy niż ona
we wszystkich swoich kwestiach.
— Ależ ona jest tak utalentowana.
— Jest tłustą, brzydką babą.
— Naprawdę?
— Naprawdę.
Kiedy Linda odebrała dyplom i odeszła, w szkole zrobiło się naraz pusto.
Następnego roku piękna dziewczyna imieniem Angela grała główną rolę w
szkolnym przedstawieniu, ale wszyscy byli zgodni, że to „nie Linda".
Dwa lata później Linda znowu znalazła się w centrum uwagi szkoły panny
Haddon, gdy jedna z dziewcząt wpadła do holu krzycząc i machając
egzemplarzem magazynu „Gloss". W stopce redakcyjnej znalazły
wydrukowane małą czcionką nazwisko: Linda Riggs — młodszy redaktor.
Cała szkoła była niesamowicie poruszona, tylko January doznała w głębi
serca rozczarowania. A co z Broadwayem?
Ojciec nie był tym wcale zdziwiony.
— Zabawne, że udało się jej zostać dziewczynką na posyłki w piśmie z
modą kobiecą.
— Była przecież niezwykle utalentowana — upierała się January.
— Utalentowana na miarę szkoły panny Haddon. Ale mamy rok 1960 i
pełno dziewcząt o urodzie Liz Taylor czy Marilyn Monroe. I wiesz co?
Szlifują bruki marząc o najmniejszej choćby roli. Nie mówię, że uroda to
wszystko... ale zawsze pomaga.
— A czy ja będę piękna?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu i ujął w palce pukiel jej ciężkich
brązowych włosów.
— Będziesz więcej niż piękna. Masz brązowe oczy swojej matki.
Aksamitne oczy to pierwsza rzecz, która mi się u niej spodobała.
Nie powiedziała mu, że ma raczej jego oczy. Przy smagłej cerze i czarnych
włosach były niezwykle niebieskie. Nigdy nie potrafiła przywyknąć do
jego wyjątkowej prezencji i elegancji. Podobnie odczuwały to jej szkolne
koleżanki, których ojcowie byli wiecznie zapracowani, nie ogoleni,
martwili się utratą włosów lub posady, kłócili często z żonami 1 besztali
młodsze dzieci. Natomiast January podczas weekendów spędzanych razem
z ojcem w Nowym Jorku widziała zawsze przystojnego mężczyznę
żyjącego wyłącznie po to, aby sprawiać jej przyjemność.
Właśnie te wspólne weekendy były przyczyną, dla której January nie
miała chęci wiązać się ze swoimi szkolnymi koleżankami żadnymi
siostrzanymi przyjaźniami. Oznaczałoby to bowiem świąteczne obiady w
domach przyjaciółek, a w rewanżu okazjonalne noclegi u niej. A January
nie miała bynajmniej ochoty dzielić się z kimkolwiek tymi weekendami.
Zdarzało się oczywiście, że ojciec wyjeżdżał do Europy lub na Wybrzeże,
jednak te soboty i niedziele, które musiała spędzać samotnie, były w pełni
rekompensowane wspólnymi weekendami. Sobotnimi porankami, kiedy
pod szkołę zajeżdżała limuzyna i uwoziła ją do Nowego Jorku... do
wielkiego narożnego apartamentu, który ojciec wynajmował na stałe w
hotelu Plaża. Kiedy przyjeżdżała, jadł
zwykle śniadanie. Sekretarka sporządzała jeszcze jakieś notatki, asystent
producenta informował o kasie z ubiegłego tygodnia, szef od reklamy
prosił o akceptację sloganu, bez przerwy dzwoniły telefony, czasami trzy
naraz. W chwili gdy ona wchodziła do pokoju, cały ten ruch zamierał, tak
jakby ktoś odwoływał alarm, ojciec zaś przytulał ją mocno. Jego płyn po
goleniu pachniał sosną, a mocny uścisk dawał poczucie całkowitego
bezpieczeństwa.
Jadła lunch, podczas gdy on wydawał pośpiesznie ostatnie dyspozycje.
Nigdy nie przestawało jej to fascynować — jego matactwa, staccato
poleceń w rozmowach międzymiastowych przez telefon. Skubała jedzenie
i wpatrywała się weń, usiłując wyryć w pamięci sposób, w jaki trzyma
słuchawkę pomiędzy ramieniem i uchem, robiąc jednocześnie notatki... i
ciepłe uczucie, które ją przeszywało w chwili, gdy wśród tego całego
zamętu rzucał jej szybkie spojrzenie i mrugał porozumiewawczo.
Oznaczało ono: „Nieważne, czym się zajmuję, i tak stale myślę o tobie".
Natomiast po lunchu nie było już żadnych telefonów, nikt nie
przeszkadzał. Reszta jego dnia należała wyłącznie do niej.
Czasami zabierał ją do Saksa i kupował wszystko, co wpadło im w ręce.
Innym razem chodzili na łyżwy na Rockefeller Plaża (z reguły siedział w
środku sącząc drinka, a ona ćwiczyła z instruktorem). Jeżeli pracował
akurat nad nowym przedstawieniem, wpadali na próby, aby im się
przyjrzeć. Oglądali wszystkie spektakle na Broadwayu, czasami chodzili i
na poranne, i na wieczorne widowiska. Wieczór kończyli zwykle u
Sardiego, gdzie zajmowali specjalnie dla nich zarezerwowane miejsce pod
karykaturą ?i??'?.
Nienawidziła natomiast niedziel. Bez względu na to, ile uciechy mieli
podczas niedzielnego brunchu*, nad całym dniem ciążyło widmo wielkiej
czarnej limuzyny, która czekała, by zabrać ją do szkoły. Wiedziała, że musi
jechać, aby on mógł powrócić do swych telefonów i produkcji.
Ulubionymi spektaklami ?i??'? były zawsze jej urodziny. Gdy kończyła
pięć lat, wynajął mały cyrk i zaprosił na przedstawienie całą grupę z
przedszkola. Matka jeszcze wówczas żyła — nieokreślona kobieta o
wielkich, brązowych oczach, która siedziała z boku i obserwowała
wszystko bez większego zainteresowania. Na szóste urodziny urządził
kulig do Zielonej Tawerny w Central Parku, gdzie z worem zabawek
czekał Święty Mikołaj. Innym razem był magik lub teatrzyk kukiełkowy.
* brunch — rodzaj późnego śniadania połączonego z lunchem (przyp.
tłum.).
Ósme urodziny spędzili jednak już tylko we dwoje. Były to jej pierwsze
urodziny po śmierci matki. Wypadły właśnie w czasie weekendu i
samochód, jak zwykle, zabrał ją ze szkoły panny Haddon do hotelu Plaża.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin