Mitologia grecka 9.Tazeur i Minotaur.doc

(56 KB) Pobierz

Tezeusz i Minotaur

Niecierpliwy Minos krążył po całym pałacu. Wiedział, że w jednej z komnat jego żona rodzi właśnie mu syna. Nagle zadzwonił biper przytroczony do pasa i... sorry, pomyłka. Nagle rozległ się trzask drzwi komnaty, w której odbywał się poród. To, co wyczyniał król biegnąc w stronę komnaty nadawałoby się do niezłego filmu o Flipie i Flapie. Jakie on piękne salta kręcił wygrażając służbie, która wypucowała podłogę. Możliwość uprawiania jazdy figurowej w pałacu raczej nie śmieszyła kogoś, kto choć raz nabawił się tam stłuczeń. Co prawda w korytarzach rozłożono przepiękne, długie dywany, ale to jeszcze pogarszało sprawę. Marszczyły się one niesamowicie pod szorstkimi podeszwami królewskich sandałów. Dodatkowo przeszkadzał królewski płaszcz, który nieustannie przydeptywany przyprawił Minosa o masę siniaków. Kiedy wreszcie dopadł jedną z kobiet uczestniczących w porodzie... Już chciał zapytać, gdzie jego żona i dziecko, jednak miał poważne problemy ze złapaniem oddechu.
- Gdzie..., gdzie jest... gdzie są... moja żona i... - wykrztusił z wyraźnym wyczerpaniem
- Syn - dokończyła kobieta
- Gdzie są? - teraz mówienie sprawiało mu nieco mniejszy kłopot
- Ejletylea nam sprzyjała, dziecko jest zdrowe i silne. Tak samo małżonka waszej wysokości - powiedziała służąca bez wyraźnego optymizmu - jednak...
- Zamknijże się wreszcie kobieto - nie wytrzymał Minos - wszystkiego dowiem się od własnej żony! Gdzie zaniosła ją służba?
- Do jej ulubionej komnaty, tej z ogromnym witrażem - odparła z opuszczoną głową
Jednak nawet upadki króla na korytarzach pałacu nie rozchmurzyły służącej. Wiedziała coś o czym mieli pojęcie tylko uczestniczący w porodzie i sama królowa. Za chwilę miał się teraz dowiedzieć o tym także i król. Wszedł do komnaty bardzo zaniepokojony. To dlatego biegł jak szalony. Chciał jak najszybciej zobaczyć swojego syna. Tej nocy miał straszny sen: Spał w swojej komnacie i obudził go płacz dziecka. Wyszedł na korytarz i próbował zlokalizować miejsce skąd dochodził płacz. Jednak echo w pałacu uniemożliwiało mu to. Biegał jak oszalały po całym pałacu aż w końcu zobaczył, że z jednej komnaty wypływał strop kolorowego światła. Minos wszedł do niego bardzo przestraszony i ostrożny. W przepięknej złotej kołysce leżał noworodek. Król w głębi serca poczuł że to jego syn i teraz już pełen radości wziął go na ręce. Jednak dziecko nie przestało płakać. Przeciwnie, to kwilenie przerodziło się w dudniący w uszach ryk dzikiego zwierzęcia. Władca nie mógł tego wytrzymać. Próbował odłożyć dziecko do kołyski, aby wolnymi rękami móc zatkać uszy. Od niesamowitego odgłosu czuł, że cały świat kręci się wokół niego. Stracił równowagę i upuścił dziecko samemu przewracając się i uderzając głową o posadzkę. Tak właśnie sen się skończył, a Minos pełen złych myśli czekał na poród przez cały dzień. Teraz stał właśnie w drzwiach komnaty, w której leżała jego żona z ich dzieckiem. Głos uwiązł mu w gardle. Nie miał odwagi spytać się o cokolwiek. W końcu wykrztusił z siebie:
- Czy... Czy wszystko w porządku?
- Nie! - krzyknęła żona i spojrzała na niego błagalnie ogromnymi zapłakanymi oczami - Nic nie jest w porządku!
- Jak to. Chyba nie poroniłaś - mówił Minos wpadając w coraz głębszą przepaść strachu - służąca mówiła mi...
- Wolałabym poronić... - płakała coraz rozpaczliwiej - Za co bogowie mnie karzą!?
- Ale jeśli dziecko żyje to co się stało? - zapytał, ale wolały raczej nie usłyszeć odpowiedzi
- Nasz syn jest... - wstrzymała oddech - potworem!
I mówiąc to pokazała mu zawinięte w białe płótno dziecko. Minos nie zniósł tego widoku. Ogarnęła go ogromna fala smutku i gniewu za razem. Chwycił ogromny, potrójny, złoty świecznik stojący na stole, obok łoża żony. Już zamachnął się by zgładzić i żonę i syna. Już miał zadać któremuś z nich śmiertelny cios jednak ręka mu zadrżała.
"To nie jej wina." - pomyślał
Przecież nie mógł obwiniać żony za to, że... Właśnie to sobie uzmysłowił. Jego syn jest zwierzęciem! Ma głowę byka! Jeśli głowę to i rozum. Spłodził potwora! Chociaż... W jego umyśle narodziła się chora myśl. Może to nie jego syn? Może jego najukochańsza żona zdradziła go? Może... Jego umysł spalał się w lawie furii. Nie mógł tego wytrzymać. Spojrzał na świecznik trzymany w ręku i z całej siły cisnął go w ogromny witraż, który rozprysnął się na tysiące różnokolorowych kawałków. Król upadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach po czym zaczął łkać niczym człowiek, któremu całe życie zawaliło się na głowę. Czuł do bogów ogromny żal i nienawiść. To oni ukarali go za coś czego nie zrobił. Zawsze żył z nimi w zgodzie, zawsze składał im ofiary i uczestniczył we wszystkich świętach. I w tym momencie jego wzrok padł na żonę. Znowu w myślach zaczął obwiniać ją za to nieszczęście. Musiała zrobić coś potwornego i niewybaczalnego. Coś, za co śmierć byłaby niewystarczającą karą. Coś tak strasznego... Ale spojrzał na swoją małżonkę jeszcze raz. Popatrzył w jej niewinne, zapłakane oczy i wszystkie podejrzenia o cokolwiek zniknęły. Wiedział, że musi być przy niej. Był samolubny myśląc tylko o własnym smutku i swojej tylko wściekłości. Pomyślał przez chwilę i uświadomił sobie jaki niesamowity ból musi przeżywać matka tego dziecka i... Co będzie z ich synem w przyszłości? Jak będzie wyglądało jego życie? Minos postanowił działać natychmiast. Przypomniał sobie, że pod pałacem czekają tłumy Kreteńczyków, jego poddanych czekających na wieść o narodzinach księcia wyspy Krety. Władca popędził balkon, z którego zwykle wygłaszał mowy. Gdy wychodził z komnaty jego żona nawet tego nie zauważyła. Była pogrążona w rozpaczy która zaćmiła jej wszystkie zmysły. Nie mogła nawet ruszyć się z łoża. Poddanym czekającym na dziedzińcu, ukazała się na tarasie postać odziana w czerń. To przebrany już Minos, wyszedł do swojego ludu. Powiedzieć im, że królowa poroniła. Uznał, iż tak będzie najlepiej dla niego i dla całego królestwa. Drżącymi, zbielałymi ustami wykrzyczał dwa słowa: "Książe umarł". Przez kilkutysięczny tłum zgromadzony pod pałacem przebiegła fala paniki. Nie zrozumieli co chce im przekazać król. Nie odezwał się ani jeden poddany. Zaległa śmiertelna cisza, której nikt nie ważył się przerwać. Ostatkiem psychicznej siły, Minos na granicy obłędu krzyknął z całej piersi: "Moja żona poroniła...!!!". Wycofał się w głąb tarasu mając w uszach echo własnego kłamstwa. Nie słyszał nawet tego lamentu, dobiegającego z dołu. Co powinien zrobić lud, który dowiedział się, że przyszły monarcha nie żyje. Po prostu go nie ma. Tak myśleli wszyscy Kreteńczycy. Tylko pałacowa służba, i to tylko wybrani, znała straszną prawdę. Po kilku godzinach Minos otrzeźwiał nieco i teraz do głowy przyszła mu troska o przyszłość syna. Mimo jego wyglądu i zwierzęcości, w ostateczności był to przecież książę. Król działał szybko. Przypomniał sobie o genialnym architekcie, który konstruował dla niego różne przedziwne, ale użyteczne urządzenia. Doskonale wiedział o nienawiści architekta do rozlewu krwi. Dlatego uwięził go w zamku, aby konstruował także broń. Na imię mu było Dedal. Władca posłał po niego. Po chwili straż przyprowadziła konstruktora.
- Precz mi z oczu!!! - ryknął król do straży - zostawcie nas samych.
- Witaj, mój królu - wyszeptał zachrypłym głosem Dedal - słyszałem co stało się z twoim synem...
- Zamilcz głupcze. Nic nie wiesz - przerwał zniecierpliwiony Minos - i to się nie zmieni. Zapomnisz wszystko, co teraz ci powiem, zrozumiałeś? Dedal skinął głową.
- Więc słuchaj. Zbudujesz mi pałac, jakiego nie widział świat. Ogromny i oszałamiający. Chodzi mi jednak nie tylko o to, by były w nim takie luksusy by nikt nie chciał stamtąd wyjść. Chodzi mi o to by nikt nie mógł wyjść...
- Więc, mój królu, mam zbudować "złotą klatkę"
- Tak, Dedalu. Dam ci do pomocy 200 ludzi. Najlepszych rzemieślników, jacy są podlegli mojej władzy. Najsilniejszych tragarzy. Nikomu nie zdradzisz szczegółów budowy. Zdradzisz informacje tylko nielicznym z tej dwusetki. Reszta nie musi wiedzieć co buduje. A teraz idź, zgłoś się do mojego głównego doradcy. On powie ci wszystkie moje życzenia odnośnie miejsca budowy.
Plan Minosa był prosty. Dopóki będzie trwała budowa "złotej klatki", jego syn będzie tu, w pałacu. Za rok, może dwa, zostanie zamknięty w "klatce" i pozostanie tam do końca życia. Król zdecydował, że tak będzie najlepiej. I dla jego syna i dla ludu Krety...

Dwa lata później. Rynek kreteński
. Na środku placu stał jaskrawo ubrany młodzieniec, otoczony ciasnym wianuszkiem ludzi. Widać było, że wśród nich panuje poruszenie. Połowa z nich ma na wpół otwarte szczęki. Człowiek pośrodku z ogromnym ożywieniem coś opowiadał, zamaszyście gestykulując:
- Tak to prawda. Widziałem na własne oczy. Ludzie tam wchodzili, ale już nie wychodzili. Podobno budowę nadzorował Dedal - ten architekt. Krążą słuchy, że w tym pałacu zamknięto jakieś straszne monstrum, które pożera każdego kto tylko tam wejdzie. Tak powiadają.
Dzień później pod pałacem królewskim zebrał się tłum, który krzyczał: "Chcemy prawdy, chcemy prawdy, chcemy...". Te krzyki nie pozostawiły Minosowi wyboru. Zjawił się na tarasie, uciszając samą swoją prezencją skandujących:
- Ludu mój! Czego chcesz!
- Prawdy!!! - zgodnie odpowiedzieli ludzie
- Co chcecie wiedzieć?
Z tłumu wystąpił młodzieniec, który jeszcze niedawno przemawiał na rynku:
- Panie! Co ukrywasz przed naszymi oczyma w pałacu na wzgórzu!
Król był poinformowany, że cała Kreta wie już o jakimś monstrum. Właśnie teraz, temu młodzieńcowi chciał wyjawić tyle prawdy na ile było go stać. Na jedno skinienie króla straż rozwarła wrota pałacu królewskiego, by młodzian mógł spotkać się twarzą w twarz z prawdą. Lub raczej jej częścią.
Tydzień później po Krecie krążyło już kolejne kłamstwo króla. Nie mogło mu przejść przez gardło, iż to jego syn jest tym monstrum. Cały kraj plotkował o tym jak podczas dalekiej podróży król złapał w sieć pół-byka i pół-człowieka i osadził go w pałacu. Ludzie co prawda zastanawiali się dlaczego takie monstrum jest w ogromnym pałacu a nie w drewnianej klatce na środku rynku, ale jakoś o tym nie mówiono. Wszystko układało się pomyślnie. Minos został bohaterem w oczach ludu jako pogromca dzikiej bestii. Nikt natomiast nie dowiedział się o tym, że w murach "złotej klatki" znajdował się jego własny syn. Jedna była tylko przeszkoda. Otóż potwór był niesamowicie żarłoczny, co doprowadzało do straty ostatnich owiec i krów w terenach z których dostarczano jedzenie do pałacu potwora. Na ten dylemat odpowiedź przyniósł królowi jeden z jego generałów...
Minos siedział samotny w wielkiej, opuszczonej komnacie.
- Panie, generał chce się z tobą widzieć, mam go wpuścić? - zapytał sługa
Władca uczynił ręką obojętny, potwierdzający gest. Po chwili wkroczył pełen dostojeństwa generał. Ukłonił się zamaszyście i zaczął przemawiać:
- Królu. Wiesz, że ludzie się niepokoją. Ten zwierz...
- To nie jest jakieś tam zwierzę!!! - uniósł się Minos
- Dobrze, dobrze. Więc, to stworzenie niedługo doprowadzi do ruiny naszych rolników i pasterzy. Je coraz więcej i coraz łapczywiej. Jako twój żołnierz i jednocześnie doradca sugeruję pewne rozwiązanie.
- Hm... Mów.
- Nasz zapamiętały wróg, a obecnie wasal, miasto Ateny, szczyci się swoją "urodziwą młodzieżą". Od dawna myśleliśmy jak wykorzystać fakt, że są nam podlegli.
- Do rzeczy... - niecierpliwił się Minos
- Proponuję zadać im cios w najczulszy punkt. Niech jako lenno składają nam co roku kilkoro młodzieńców i panien, najpiękniejszych i najsilniejszych. Tak ukarzemy ich pychę wobec Krety. Oto bowiem, staną się pokarmem stworzenia, które więzisz. Co ty na to, królu?
- Tak... Tak... Ha ha ha ha!!! - Minosa ogarnął histeryczny śmiech. Tak, to był genialny pomysł. Zemsta na wrogach będzie jednocześnie rozwiązaniem problemów z żywnością dla... dla... syna... Po raz kolejny przebiegła go ta myśl...

Kilka lat później. Ateny, pałac królewski.
Od kilku godzin trwała sprzeczka między ojcem a synem. Tezeusz próbował przekonać Egeusza, o słuszności swojej wyprawy. - Ależ ojcze, Ateny tego potrzebują. Potrzebują śmierci tego potwora.
- Nie mam zamiaru stracić cię właśnie teraz kiedy przybyłeś do mnie po latach. Nie dasz mi nawet nacieszyć się tobą. Nie zniosę tego, jeśli umrzesz.
- Więc dobrze. Chciałem wyruszyć z czystym sumieniem, mając twoją zgodę. Jeżeli jednak nie chcesz... - już miał wyjść i tym osiągnął efekt
- Zaczekaj... Zgadzam się, jeżeli i tak nie mam na ciebie wpływu. Wolę, żebyś wyruszył z moją akceptacją, jeśli miałoby ci to pomóc. Płyń na Kretę i zabij potwora, który pożera co roku kwiat naszej młodzieży.
Jeszcze w tym samym miesiącu, stanął Tezeusz przed obliczem Minosa.
- Więc chcesz "pokonać", jak go nazywasz, potwora? - kpił król
- Tak! - heros zdobył się na bohaterski okrzyk
- Wiem, że poinformowano cię, iż do "złotej klatki" nie można wejść uzbrojonym. Pozwalam ci na próbę wkroczenia do labiryntu i wybawienia twej ojczyzny od lenna. Jutro. A teraz odejdź do pokoju który ci przygotowano.
Dumny Tezeusz wyszedł z sali.
"Dziwne - pomyślał - czy oni tu w ogóle nie polerują posadzek?"
Wieczorem leżał w przygotowanej komnacie rozmyślając o jutrzejszej walce. Wtem ktoś leciutko uchylił drzwi. Przestraszony Tezeusz już sięgał po swój sztylet, gdy do pokoju weszła dziewczyna. Odziana w zwiewną, cieniutką koszulkę nocną. Usiadła na jego łóżku: - Witaj Tezeuszu. Moje imię to Ariadna. Jestem córką Minosa, chcę ci pomóc w...
- Ariadana...? Córka...? To znaczy... Pomóc...? Ale w czym?
- Czyżbyś zapomniał z kim masz się zmierzyć jutro?
- No, tak jakby... To jest, nie! Wiem, mam jutro zabić to przebrzydłe monstrum. A tak w ogóle to co ty tutaj robisz. Wchodzisz tu do mnie, ledwo ubrana... Chociaż nie, to akurat mi się podoba. Siadasz na łóżku i... No właściwie to też mi się podoba...
- Tak...? - Ariadna zbliżyła się do niego. Prawie czuł drżenie jej ciała i szybkie bicie serca. Zakochała się w nim gdy tylko zobaczyła go w komnacie ojca. Teraz pragnęła uratować go przed śmiercią w "złotej klatce". Gwałtownie wstała z jego łóżka. - Posłuchaj co mam ci do powiedzenia. Jutro zginiesz. Jeżeli nie z rąk potwora to z głodu i pragnienia. Nie wydostaniesz się bowiem z krętych korytarzy o których wie wszystko tylko Dedal. Musimy pójść tam dzisiaj.
- Dobrze, zgodzę się na wszystko - Tezeusz zabrał miecz, który był prezentem od Egeusza. Przebrał się w większy z płaszczy przyniesionych przez Ariadnę. Drugi oddał jej - prowadź.
Po chwili szept dwóch zakapturzonych postaci przerwał ciszę przed "złotą klatką". Cichutki dziewczęcy głos objaśniał całą sytuację:
- Ten pałac został zbudowany po to by dać schronienie monstrum, które nie wiem dla czego mój ojciec wciąż chce trzymać przy życiu. Zostało skonstruowane tak by każdy kto do niego wejdzie już stamtąd nie wrócił. Logiczne jest, że już tam przebywający potwór także nie może uwolnić się. Wymyśliłam, z małą pomocą Dedala, jak możesz nie zabłądzić w labiryncie. Abyś wyszedł cało z opresji potrzebne mi jeszcze zaufanie w siłę twojego ramienia i niezawodność miecza. Czy czujesz się na siłach pokonać stwora? - zapytała z drżeniem w głosie
- Tak, zrobię to dla ojca, dla Aten, dla... ciebie... kocham cię.
- Ja ciebie też. A teraz idź, wybaw swój lud od krwawej ofiary. Weź w dłoń ten kłębek srebrzystej nici, ja będę trzymała drugi koniec. W ten sposób po zwycięskiej walce wrócisz do mnie. Idź najdroższy.
Tezeusz wkroczył do ciemnego korytarza, poruszał się po omacku kurczowo trzymając w dłoni kłębek nici. Potykał się o rozbite wazy, rzeźby i... ludzkie szkielety. Domyślił się, że kiedyś musiało tu być bardzo pięknie, ale rozszalały zwierz, szukając drogi wyjścia, kompletnie zdemolował korytarze "złotej klatki". W pewnym momencie zadrżał. Oto bowiem po drugiej stronie długiego korytarza ujrzał dwa czerwone, świecące ślepia. Wiedział co miał zrobić. Niemal równocześnie ruszyli na siebie i starli w morderczym pojedynku. Jedynym atutem Tezeusza był umysł i trzymany w ręku ostry miecz. Próbował celować pomiędzy dwa świecące punkty czyli między oczy. I oto po chwili rozległ się straszliwy ryk zwierzęcia. Potwór został trafiony prosto w łep. Upadł z takim impetem, że ziemia zatrzęsła się. Cielsko monstrum oświetlało wpadające przez jakąś wyrwę w suficie światło księżyca. Tezeusz popatrzył na nie z odrazą.
"Tak będzie lepiej dla wszystkich - pomyślał - nawet dla niego...".
Zwijając powoli kłębek nici zwycięski młodzieniec dotarł do wyjścia i wpadł w ramiona Ariadnie
- Udało ci się - wyszeptała szczęśliwa
- Tak. A teraz zabieram cię do Aten chodź ze mną.
Leciutko kiwnęła głową i popędzili do zacumowanego statku.

W promieniach wschodzącego słońca na horyzoncie pojawia się statek na którym świętują ocaleni. Tezeusz wznosi toast, szczęśliwy, tuli się do Ariadny. Zwyciężył. Ale ten mit nie kończy się dobrze. W porcie czeka Egeusz, wypatrując powrotu syna. Statek zawsze miał czarne żagle, na znak smutku z powodu traconych młodych Ateńczyków. Heros obiecał ojcu, że jeśli zwycięży potwora to żagle statku będą białe, a nie tak jak zwykle to się dzieje czarne - w kolorze żałoby. Jednak w euforii zwycięstwa zapomniał o obietnicy. Za chwilę Egeusz zobaczy czarne żagle statku i pomyśli, że jego syn zginął. Rzuci się do morza i zginie...

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin