Walter Jon Williams - METROPOLITA.doc

(1395 KB) Pobierz
Walter Jon Williams

Walter Jon Williams

 

 

 

 

 

 

 

METROPOLITA

 

 

 

 

 

 

Przekład: Grażyna Grygiel i Piotr Staniewski

Tytuł oryginału: „Metropolitan

Copyright (c) 1995 by Walter Jon Williams

Wydawnictwo MAG

Warszawa 1998

ISBN 83-86572-99-X

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

Ralphowi M. Vicinanzie

i Christopherowi Schellingowi,

przyjaciołom w potrzebie

 


1

 

Ulicami kroczy płonąca kobieta. Wzrostem sięga dziesiątego piętra; jej nagie ciało niesie ognistą zagładę. Ludzie na ulicy Kwestarzy skwierczą, zamieniają się w zwinięte zwęglone embriony. Od kobiety bije taki żar, że okoliczne budynki wybuchają językami ognia. Wiry papierów, wysysane z biur gwałtownymi podmuchami powietrza, lecą ku niej, by sczeznąć. Z jej palców płynną rzeki płomieni. Niesamowite zawodzenie, wydobywające się z niematerialnej gorejącej krtani, wtłacza szyby do środka.

W mieście, które opasuje cały świat, gwałtowny pożar to najstraszniejsza rzecz, jaką sobie można wyobrazić.

Najpierw Aiah słyszy wrzask. Delikatne włoski na jej karku stają dęba. Przerażona wygląda przez okno gabinetu i widzi, jak kobieta skręca w aleję Giełdy; przez chwilę kobieta jest potrójna, zwielokrotniona w lustrzanych fasadach Gmachu Kwestury i Starej Intendentury. Przerażona Aiah widzi trzy płonące twarze, trzy pary pustych, gorejących oczu, niewysłowiony ból na trzech obliczach, w których tlą się resztki wypalonego człowieczeństwa błagającego o pomoc, o skrócenie męki...

Aiah odwraca się, by uciec, i wtedy przez eksplodujące okno wpada do wnętrza gwałtowny podmuch, smali Aiah plecy i powala ją na ziemię. W tej samej chwili dziewczyna słyszy pierwszy krzyk dziecka Telli, i tępy, niecierpliwy sygnał telefonu...

W krtani Aiah rośnie wrzask płonącej kobiety.

 

WYCIEK PLAZMY STOPNIA „A" W DZIELNICY FINANSOWEJ.

143 ZMARŁYCH. 2.000 RANNYCH.

ZAPOWIEDZIANO ŚLEDZTWO ZARZĄDU PLAZMY.

SZCZEGÓŁY W KABLU

 

Gdy ruchome schody wywożą Aiah ze stacji pneumy, po niebie suną rtęciowe słowa ogłaszające to, co Aiah już dawno wie. Między wydeptanymi metalowymi żłobkowaniami schodów leżą naniesione popioły - może część z nich to ludzkie prochy.

Na powierzchni, przed budynkiem, między bramami jak śluzy, zimny wiatr rozwiewa czamą sadzę.

CZY ZAPEWNIŁEŚ SWEJ RODZINIE OCHRONĘ? CZY MASZ ODPOWIEDNIE UBEZPIECZENIE? Owe słowa, kierowane tym razem do miejscowych odbiorców, pełzną w lustrzanym odbiciu po złocistej szklanej fasadzie Gmachu Kwestury. Agenci ubezpieczeniowi zachwalają swój towar z pośpiesznie skleconych budek na chodnikach.

- Pani, pani bezpieczna? - pyta jeden z nich. - Ma pani chyba kupę dzieci, prawda?

Prawda. Według powszechnej opinii, barkazilskie kobiety są stale w ciąży. Aiah otula się ciaśniej kurtką i podchodzi do nowego sprzedawcy losów w nowym prowizorycznym kiosku.

Stary sprzedawca wraz ze swym kioskiem został zwęglony. Przez ostatnie trzy lata, każdego dnia po pracy, Aiah kupowała u niego los, ale nigdy nie poznała jego imienia.

Policyjny motocykl przemyka obok, jęcząc wydajnym silnikiem. Aiah przechodzi przez aleję Giełdy do gmachu Zarządu Plazmy, ziejącego wybitymi oknami, z postrzępioną koroną brązowych rogów. Na chodniku namalowano białe kręgi, w każdym z nich czerni się sadza. To ofiary, ludzie zmienieni w zwęgloną łupinkę. Gołębie zdążyły już to upstrzyć swymi odchodami.

Aiah wie, co czeka ją w biurze. Płaczące niemowlę Telli, zapach pieluch, zatęchła kawa w zatęchłym bufecie o wybitych oknach, zalepionych teraz plastikiem. Na biurku oczywiście tuba z wiadomością, ponieważ trzy miesiące temu Aiah zgłosiła się na ochotnika do Zespołu Kryzysowego, chcąc zyskać nieco w oczach zwierzchników.

Potem, gdy odpowie na wiadomość, spędzi wiele godzin głęboko

pod ziemią, drżąc z zimna, szukając plazmy, która nigdy nie będzie do niej należała.

W górze sunie napis: Łyk! Napój całego świata. A za nim zielono- białe logo Łyku. Jeden seans takiego wyświetlania na niebie pochłania zawrotną ilość zasobów, więcej niż Aiah zarobi przez całe życie.

Z dachu gmachu Giełdy startuje bezgłośny aerokar i szybuje nad głową Aiah, pod logo napoju. Pojazd obraca się, by kierowca mógł podziwiać widok leżącego w dole miasta - widok, jakiego Aiah nie zobaczy nigdy.

Co jest najstraszniejsze w mieście, które opasuje cały świat?

Nie mieć dokąd pójść.

 

KOLEJNYCH TRZECH PODEJRZANYCH W SKANDALU SZYNÓWKOWYM

INTENDENT ZAPOWIADA PORZĄDKI

 

Obszerny, wysoki i potężny gmach Zarządu Plazmy skonstruowano do wytwarzania, składowania i przekazywania plazmy. Między tym budynkiem a innymi domami w dzielnicy bankowo-rządowej zachowano precyzyjnie dobrane relacje. Wzajemne położenie, kształt, ciężar i szkielet konstrukcji zostały starannie wyważone. Wsporniki ze stali węglowej tworzą skomplikowaną sieć generacyjną, izolowaną z zewnątrz białym granitem. Ciernista korona rogów transmisyjnych strzela ku niebu niczym wyciągnięte palce. Zewnętrzna brązowa sieć kolekcyjna, zakorzeniona głęboko w podłożu, kłębi się wokół granitu lśniącą arabeską. Ta brutalnie funkcjonalna ornamentacja ma wabić, zbierać i rozpraszać plazmę, która mogłaby zagrażać budynkowi, rozbić każdy atak, osłabić go, po czym zmagazynować na użytek herezjarchów Zarządu.

Gdyby płonąca kobieta swymi ognistymi mackami dotknęła budynku, zawyłaby, zadrżała i zniknęła. Jej energie zostałyby wessane przez konstrukcję, a potem rozproszone przez miejską sieć.

Nie dotknęła jednak budynku. Resztkami rozumu wiedziała, że brązowe ornamenty oznaczają niebezpieczeństwo. Dlatego Jurysdykcja musiała zużytkować swe zasoby na zniszczenie kobiety, na brutalne jej zdmuchnięcie impulsami mocy wyrzucanymi z brązowych rogów transmisyjnych.

Z bliska, budynek robi mniejsze wrażenie. Wraz z Aiah pięćdziesięciu innych anonimowych pracowników przechodzi pod powleczonym brązem, inkrustowanym sadzą łukiem z mozaiką przedstawiającą Boginię Transmisji Rozdającą Chwałę Ludowi. Aiah jedzie wraz z dwudziestką nowo przybyłych - nie zna ani jednego - i ma wrażenie, że hydrauliczna winda porusza się w dziwnie płynny sposób.

Na dziesiątym piętrze Aiah słyszy przede wszystkim zawodzenie niemowlęcia Telli. Podłoga na korytarzach jest wyłożona żłobkowanym brązowym plastikiem, chroniącym popękaną terakotę. Zdezelowane metalowe drzwi pomalowano matowozieloną farbą, a zdezelowane metalowe meble matowoszarą. Ściany są zielone w szare pasy, przez dziury w blaszanym suficie widać kable. Nie ma okien.

Oto służba cywilna, myśli Aiah. Oto bezpieczna przyszłość.

- Cześć! - wita ją Tella. Na biurku zmienia dziecku pieluszki.

Aiah ma ochotę krzyknąć do agenta ubezpieczeniowego na dole: Widzisz, Jaspeeri też miewają dzieci!

Kupka dziecka świeci zielono we fluorescencyjnym świetle.

- O dziesiątej jest wielkie zebranie - mówi Tella.

- Spodziewałam się tego.

- Jak twój kark?

Aiah dotyka oparzonej szyi poniżej upiętych włosów.

- W porządku.

- Dobrze, że nie trafiły cię odłamki szkła. Calla z Tabulacji wyglądała przez okno, gdy pękła szyba. Dziewczyna omal nie straciła oka. ]

- Która to jest Calla?

- Ta kasztanowata. Zamężna z Emtesem z Rachunkowości.

Aiah jego też nie zna. Spogląda na biurko, na komputer ze świecącymi żółto tarczami, na skalar, na księgę raportową.

Zdjęcie Gila w błyszczącej rtęciowej ramce.

Dziecko krzyczy.

- Ale ma zdrowe płuca! - mówi Tella z przepraszającym jakby uśmiechem.

Nie chciała zostawiać dziecka na cały dzień w żłobku Zarządu, gdzie zajmowaliby się nim obojętni funkcjonariusze i gdzie narażone by było na wszelkie nawiedzające Jaspeer choroby zakaźne. Tella zapytała Aiah, czy mogłaby trzymać Jayme w biurze, i Aiah się zgodziła.

Bez entuzjazmu. Wychowała się w dużej rodzinie. Nie tylko rodzeństwo, ale również kuzyni, bratankowie i siostrzenice żyli stłoczeni w ciasnych rządowych mieszkaniach w barkazilskiej dzielnicy. Teraz byłaby najszczęśliwsza, gdyby nigdy więcej nie musiała przebywać z małymi dziećmi.

Co najmniej trzy cylindry z wiadomościami leżą w jej drucianym koszyku. Aiah otwiera je po kolei - wszystkie dotyczą zebrania, pochodzą od różnych zwierzchników.

Na górze najwyraźniej panuje chaos.

Żółte tarcze komputera żarzą się do niej.

Aiah ściąga koronki z nadgarstków i przygotowuje odpowiedzi na korespondencję. Wkłada je do tub i spogląda na powleczoną plastikiem listę, by sprawdzić pneumatyczne adresy zwierzchników. Wykręca adresy na małych tarczkach z tyłu każdej tuby i wkłada je pojedynczo do pneumatycznego systemu poczty. Rura odbiera je z palców, wciąga z sykiem, a Aiah wyobraża sobie, jak prują w ciemności do celu ustalonego tak dokładnie, jak cel wagonika szynówki.

Co jest najstraszniejsze w mieście wielkim na cały świat?

Mieć dwadzieścia pięć lat i dokładnie wiedzieć, jak spędzi się resztę życia.

 

TRZĘSIENIE ZIEMI W PANTAD.

PRZYPUSZCZALNIE 40.000 OFIAR! SZCZEGÓŁY W KABLU!

 

Aiah nauczyła się nie zwracać uwagi na ból uszu uciskanych ciężkim ceramicznym hełmem, który przynajmniej tłumi krzyki wytwarzane przez zdrowe płuca Jaymego.

- Godzina 9:34, Róg dwanaście, reorientacja na 122,5 stopnia. Ne? Tabulator na drugim końcu linii na pewno nie ma zdrowych płuc.

Pomiędzy poszczególnymi słowami słychać sapanie, a każde zdanie kończy się kaszlem. Od czasu do czasu Aiah słyszy, jak mężczyzna zaciąga się papierosem.

- Da - powtarza Aiah. - 9:34, Róg Dwunasty, reorientacja na 122,5 stopnia. Potwierdzone.

9:34 będzie za około sześć minut. Aiah notuje w swojej książce raportowej, potem wykręca cyfry na tarczy swego komputera. W metalowej matowoczarnej konsoli coś klika i furczy.

122,5 stopnia oznacza Wieże Magów.

- 9:35, Róg Dwunasty transmituje 1800 mm, ado. Ne?

- Da. 9:35, Róg Dwunasty transmisja 1800 mm, aż do odwołania. Potwierdzone.

1800 megamerów. To olbrzymie zapotrzebowanie, nawet jak na Wieże Magów. Kto chce aż tyle? - zastanawia się. Czyżby Constantin?

Aiah zapisuje liczby do książki i notuje, że kolumna szósta jej skalara transmisyjnego jest wolna. Wykręca na komputerze kolumnę szóstą, potem na skalarze ustawia skalę logarytmiczną na 1800. Z szafki wyciąga izolowany kabel i wtyka go przez skalę do gniazdka z tyłu, unieruchamiając skalar i zamykając obwód.

Do godziny 9:34 nie ma więcej zapotrzebowań na moc. Aiah niecierpliwie skubie koronkę. Czuje piekący kark. Nie chcąc myśleć o płonącej kobiecie, patrzy na oprawione w ramkę zdjęcie Gila.

9:33. Tarczki komputera furkoczą. Mały mechaniczny wskaźnik na górze kolumny szóstej pulsuje od białości do biało-czerwieni. Na szczycie budynku olbrzymi róg transmisyjny przesuwa się nieco na pozycję 122,5 stopnia.

Upływa minuta. Wskaźnik pulsuje czerwienią, obwód elektryczny na skalarze ożywa, uruchamiając inny, znacznie większy obwód plazmy w rozgałęzionym stalowym szkielecie budynku. Z rogu transmisyjnego wylewa się energia. Wieże Magów zaczynają przyjmować olbrzymi ładunek plazmy.

Ado. Aż do odwołania. Ta ilość plazmy wystarczyłaby na wysłanie Wież Magów na połowę drogi do Klosza.

Aiah wyciąga rękę, dotyka powierzchni skalara, mając nadzieję posmakować mocy, zapalić żarzącą się świecę w tyle swego umysłu, naładować nerwy smakiem realności... ale oczywiście nic się nie dzieje, gdyż plazma do niej nie należy. Aiah przebywa w budynku pełnym towaru, ale nie może nic z niego uszczknąć.

Zastanawia się, czy to Constantin jest na drugim końcu obwodu. Prawdopodobnie nie.

Prawdopodobnie jest to skwiercząca salwa na chwałę konsumeryzmu, wspaniały obraz napoju lub nowego modelu butów.

Co jest najstraszniejsze w mieście, które pokrywa cały świat?

Żyć wiecznie z obiektem swego pożądania i nie posiadać go.

 

 

2

 

ŻYCIE: WASZE, MOJE, NASZE.

21:00, KANAŁ 2.

 

Urlopy skasowano. Wszyscy muszą pracować półtorej tercji. Mengene ledwo panuje nad zebraniem: wszyscy, od intendenta w dół, popadli w panikę, krzyczą. Aiah jest za młoda, by krzyczeć. Przy lśniącym stole konferencyjnym siedzi naprzeciw Nidena, oprócz niej jedynego tutaj brązowoskórego Barkazila. Miała nadzieję, że z jego strony otrzyma jakąś pociechę, ale Niden jest przeziębiony, ma katar. Za każdym razem, gdy mężczyzna kaszle lub kicha, Aiah odwraca się i siłą woli kieruje jego wirusy w stronę nosów wyższego kierownictwa.

Przez okna widać dryfujący po niebie napis: Dlaczego jesteście tak spięci?

Twórcy reklamy wykazują czasem poczucie humoru.

- Oeneme uważa, że ma to coś wspólnego z nową budowlą na Starym Majdanie - mówi Mengene, dotykając jasnych wąsików. - Zburzono Szpital Jedności, półtora radiusa dalej buduje się biurowiec, a pośrodku ulicy prowadzi wykopki pod nową stację szynówki. Konfiguracja jest tu trochę nieregularna...

- Nieregularna? Przecież są chyba plany? - grzmi Denselle. Jest gruby i uwielbia swój głos. Z rękawów jego marynarki wylewają się obfite bukiety koronek.

- Jeszcze nie.

- A czemuż to?

Mengene wzdycha.

- Biuro Oenemego nie przesłało.

- A pan sam nie może ich zdobyć?

Mengene nie odpowiada na to pytanie. Wyznacza zadania oraz przydziela numery grupom zadaniowym. Aiah nie usłyszała, by wymieniono jej nazwisko. Podnosi rękę - bezskutecznie.

- Panie Mengene! - woła wreszcie.

Na chwilę zapada cisza.

- Nie dostałam żadnego zadania.

Mengene patrzy na nią.

- Wiem - odpowiada.

- Po co więc mnie tu wezwano?

- Dojdę do pani. Ma pani zadanie specjalne - wyjaśnia niecierpliwie.

Serce jej zamiera; w oczach zebranych Aiah widzi złe błyski. Dlaczego akurat ją wyznaczono do zadania specjalnego?

Mengene również dostrzega te złe błyski.

- To pomysł pana Rohdera - wyjaśnia, a wszyscy natychmiast tracą zainteresowanie.

Aiah traci nadzieję. Rohder to zaśniedziały zabytek po starym Wydziale Badań. Pogrążył się w mętnych rozważaniach i filozofii ale nie można go zwolnić, gdyż ma zbyt wysokie starszeństwo.

Wszyscy otrzymują krótkie instrukcje. Krzesła w sali konferencyjnej są obszerne, miękko wyściełane, z szerokimi oparciami; każde zwieńczone wielką złotą chryzantemą. Aż za łatwo się na nich drzemie. Aiah zamyka oczy. Przychodzi jej na myśl Gil, jego mocne dłonie o krótkich palcach. Wspomina ich dotyk.

Mengene kończy. Aiah czeka, aż wszyscy wyjdą, a Mengene stojący przy dalekim końcu stołu zapali kolejnego papierosa. Mengene wydmuchuje dym. Kiwa na nią, by się przybliżyła. Aiah wstaje maszeruje przez salę. W złotych naściennych chryzantemach widz swe odbicie. Mechanicznie poprawia włosy.

- To Rohder zdmuchnął żagiewnika - wyjaśnia Mengene. - By wtedy w Sterowaniu Przesyłem, zobaczył na zewnętrznym monitorze, jak to się zbliża, i opadł tyłkiem na gorący fotel. Dostanie za to oficjalną pochwałę, ale w jego wieku manipulowanie tak dużą ilością plazmy skończyło się szpitalem. - Mengene wystukuje cygaretkę z pudełka i wyciąga ku Aiah. - Zapali pani?

- Nie, dziękuję.

Aiah siada obok. Za szefem widzi nurkującego sokoła, polującego na młodego gołębia. Gdyby w tym momencie mrugnęła, nie zauważyłaby ptaka.

- Godzinę temu Rohder zadzwonił do mnie ze szpitala. Twierdzi, że kiedy wykańczał żagiewnika, wyczuł jego linię zasilania. Miał wyraźne wrażenie, że transmisja pochodziła ze wschodu.

- Stary Majdan nie jest na wschodzie - zauważa Aiah.

- Linia zasilania opadała pod horyzont gdzieś z tamtej strony Wspaniałego Miasta. On twierdzi, że ją zobaczył.

- Z wnętrza Sterowania Przesyłem?

Tak twierdzi. - Mengene ma niewyraźną minę.

Na zewnętrznym monitorze?

Mengene wpatruje się w koniec swego papierosa.

- Oczyma duszy.

W nerwach Aiah jęczy beznadziejność. Spędzi więc całe dnie w podziemiach, tropiąc halucynacje tego starca.

- Rohder jest dobry, sama pani wie - mówi Mengene. - Niezawodny, prawdziwy czarodziej. Pracowałem z nim, gdy zakładał Ośrodek Badań. Dałem nogę, zanim wszystko się zawaliło. Ale ta katastrofa nastąpiła nie z winy Rohdera. Góra się wtrąciła. Nie można w ciągu kilku miesięcy wystąpić z nową, przetestowaną w warunkach polowych teorią zastosowania plazmy.

- Jeśli to taki pewniak, dlaczego posyła pan tylko mnie? - pyta Aiah.

- Bo ja nie pracuję dla Rohdera, ale dla Oenemego, a Oeneme uważa, że chodzi o Stary Majdan. - Mengene wtyka pionowo papierosa w tytanową popielniczkę, która obraca się powoli.

Aiah zastanawia się, czy Mengene - może z polecenia intendenta - wrobił w to Oenemego. I na kogo zwali się winę, jeśli mała intryga Mengenego nie wypali?

Oczywiście na Barkazilów. Powszechnie wiadomo, że zawsze knują, intrygują, zastawiają pułapki - chonach. Aiah doskonale to zna i wie, że nie znajdzie sprzymierzeńców.

- Wszelkie zasługi pójdą na pani konto - mówi Mengene.

Aiah musi jeszcze pomyśleć, jak uniknąć zasług.

Mengene zmiata popiół koronkowym mankietem.

- Przydzieliłem pani dwuosobowy zespół. Będzie do dyspozycji tuż po środkowej przerwie. Wiem, że nie ma pani doświadczeni w tropieniu źródeł, ale tamci pomogą pani w...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin