Sogyal RinpoczeBEZPOŚREDNIE DOŚWIADCZENIE MEDYTACYJNE
Pogląd na całą duchową ścieżkę widzianą w świetledoświadczenia medytacyjnego.
Dedykowane szczęściu wszystkich czujących istot.
Reakcją na materializm naszego stylu życia jest wzrastający głód bardziejsatysfakcjonującej alternatywy. Częścią tego stała się rosnąca świadomośći zaznajomienie się z różnymi podejściami duchowymi. To, co zaczęło się wlatch 60-tych jako moda, z wolna staje się coraz bardziej autentyczne izrównoważone, a nacisk kładzie się na poważną praktykę. Bez względu na to,czy jesteśmy hinduistami, buddystami, chrześcijanami czy muzułmanami,spoglądamy na siebie na bardziej otwartym i uprzejmym poziomie.Zapał uczniów z Zachodu do pracy z duchowymi dyscyplinami ujawnia zarazempotencjalne niebezpieczeństwo lgnięcia do fascynacji i koloru zewnętrznychpułapek, zamiast do istoty dyscypliny oraz wykorzystywanie ścieżki dousprawiedliwiania i upiększania wycieczek ego. Prawdziwa podróż jestprocesem porzucenia ego.
ŹRÓDŁA POMIESZANIA
Źródła pomieszania możemy zrozumieć dopiero wtedy, gdy jesteśmyoświeceni. W nauczaniu Buddy przedstawia się to jako pewnego rodzajuproces, który został nam przekazany przez wielkich nauczycieli. Proces samw sobie jest iluzją. Wyzwolenie jest możliwe w każdej chwili. Jesteśmyodpowiedzialni i zachowujemy pełną kontrolę. Pomieszanie nie jest grzechempierworodnym.Jest to wyjaśnienie tego, jak się rzeczy miały i jakie są, nawet jeślimusi to być bardzo ogólna i krótka analiza, ponieważ zawiłości pomieszaniasą tak bardzo niestałe.Umysł w jakiś sposób w mgnieniu oka się rozproszył. Mówiąc uczciwie, niewiemy jak, ani kiedy do tego doszło. W tym sensie znikąd i bez żadnegopowodu pojawia się poczucie utraty i lęk. W tym lęku i utracie chwytamy tęprzestrzeń jako dwie odrębne rzeczy: “ja” i to co “inne”. Chwytamy sięja i z punktu widzenia “ja” próbujemy odnosić do tego co “inne”.Niewiedza na temat tego, czym jest związek “ja” i “innego” sprawia, żecała ta struktura wydaje się być jeszcze bardziej trwała ciągle więcistnieje lęk.Jest to tak zwane “ego”.Ego czuje właściwości swego otoczenia i reaguje na nie w sposóbimpulsywny:chwyta się tego, co jest atrakcyjne, odrzuca to, co jest nieprzyjemne lubbudzi grozę, a także ignoruje to, czego w obrębie swego terytorium nieuznaje, ani nie postrzega jako znajomego.Wówczas zjawiska zostają schludnie uporządkowane i w “inteligentny” sposóbpodzielone na kategorie. Jeżeli pojawia się coś, co może dla nas stanowićgroźbę lub przeciwieństwo, odpowiadamy agresją, namiętnością lubniewiedzą.Ostatnią fazą w tym procesie jest stworzenie kompletnych fantazyjnychświatów, aby dodać barw i “połysku” naszemu “ego”, utrzymywać go w stanieoszołomienia i zahipnotyzowania w strachu przed sobą.Ten postępujący bez wytchnienia, samouwieczniający się proces jest “prawemkarmy” (działaniem opartym o ego). Negatywne działanie ma miejsce wówczas,gdy “pogląd ego” zachowuje się w sposób egoistyczny, mając na uwadze cele,które bronią i pobłażają sobie. Pozytywne działanie jest wtedy, gdy działasię z większą czystością motywu.Jednak bez względu na to, czy działania są pozytywne czy nie – wszystkieone są karmą.Każde działanie zawiera w sobie skutek, który z kolei żywi przyczynękolejnego skutku. Każde działanie nie tylko powoduje bezpośredni skutek,lecz także stwarza pogłos, stwarzający odpowiednie okoliczności.Przypomina to wrzucenie kamienia z łodzi do stawu, fale i wibracjespowodowane wstrząsem, zaczynają kołysać łodzią, z której wyrzuconokamień. Nikt nie jest w stanie uniknąć bezpośredniego skutku przyczyny,podczas gdy skutki uboczne mogą zostać łatwo zmodyfikowane. Ponieważ niewidzimy bezpośredniego skutku określonej przyczyny, czyli karmicznegowzorca, wydaje się, że nasze działanie łączy się z innym, szczególniewtedy, jeśli robimy tak wiele rzeczy z tak dużą prędkością i niewielkimpoczuciem świadomości (nasze życie nie jest proste). Powoduje to powstaniew naszej pamięci apatii, z trudem przypominamy sobie rzeczy, które miałymiejsce kilka godzin temu. Sami zobaczmy cały wzorzec wydarzeń.Jednak czasami mamy silną intuicję lub poczucie winy, które mówi nam,które z naszych działań spowodowało powstanie konkretnego skutku czysytuacji.Ten pozornie trwały proces przesłania wszelką możliwość ucieczki. Dochodzido niego za pośrednictwem ciała, mowy i umysłu i stopniowo zasypuje nas,warstwa po warstwie, neurozami, zahamowaniami umysłu czy uprzedzeniami,blokami w komunikacji, a nawet złym funkcjonowaniem ciała. Stwarzają one iżywią nawykowe tendencje, które bardzo trudno jest choćby zobaczyć, iwskutek tego zmienić, ponieważ są przenikające i tak bardzo nasyciły naszeżycie. Szczególnie prawdziwe jest to w przypadku przywiązań emocjonalnych,takich jak:- pochwała i obmowa- nabytek i strata- przyjemność i ból- przyjemne i szorstkie słowa.Nasze przywiązania posiadają magnetyczną siłę przyciągającą, która nasniewoli. Nawet jeśli rozumiemy je intelektualnie, dominują nad nami i niepotrafimy się ich pozbyć.Każde działanie stwarza odpowiedni skutek, który z kolei oddziaływuje nanaszą sytuację, taka jest natura zmiany. Innymi słowy, działanie bezzmiany czy nietrwałości jest nie do pomyślenia i vice versa.Nietrwałość to proces pobudzany przez karmę i doświadczany jako niekończący się proces frustracji i braku zadowolenia.Ostateczną naturą nietrwałości jest śunjata (pustka). Nic nie jest wsposób wrodzony rzeczywiste, wszystko jest przemijającym przedstawieniem.Wszystko nieustannie przechodzi przez narodziny i śmierć nawetnietrwałość jest nietrwała. Istnieje tylko seria poruszeń istnienia,zupełnie z sobą nie związanych, które same z siebie wspaniale działają.Omamieni, próbujemy powiązać z sobą chwile, jakby próbując dwukrotnie umyćte same brudne ręce w tej samej bieżącej wodzie. Próbujemy zamrozić proceszmiany, aby przez to zakryć nietrwałość, w ten sam sposób, w jaki widzimyporuszające się nieciągłe klatki filmu jako trwałą rzeczywistość.Chcemy sprawować kontrolę, wiedzieć, na czym stoimy, planować i budować nanaszych założeniach. To sprawia, że czujemy się bezpieczni, dostarcza namto poczucia trwałości i stabilności. Gdy jednak próbujemy uchwycić nasząegzystencję za pomocą tego poglądu o trwałości, ktoś wyrywa nam dywan spodnóg. Podstawy naszego wygodnego i bezpiecznego tworu zaczynają drgać.Balon pęka, a my doświadczamy szoku i niespodzianki, rozczarowania, bólu ifrustracji.Porównajcie opowieści o domach wzniesionych na skale i na piasku. Nasz dompowinniśmy zbudować na skale urzeczywistnienia nietrwałości i śunjaty, anie na piasku – iluzji trwałości. Jakże niewielu z nas przeżywa swojeżycie czując świadomość nietrwałości, to, że musimy umrzeć.Jeśli raz zaakceptujemy zmianę z poczuciem humoru i bez oporu, ból się jużnie pojawi.Wszystko jest w porządku nikt nas nie wciąga w pułapkę. Trudnościpojawiają się dlatego, ponieważ odrzucamy fakt nietrwałości, a kiedy ma tomiejsce, opieramy się zmianie, ponieważ nie dostosowuje się do naszegoplanu. Jesteśmy więc ostatnimi, którzy wiedzą, co się dzieje i dlaczegonie możemy dojrzeć, ponieważ zawsze zostajemy o jeden krok w tyle zazmianą. To “ego” się na nas wspiera, bez niego nasze problemy sąprzejrzyste, i, co więcej “pozbawione ego”.Ego jest złudzeniem, które powoduje powstanie chaosu. Od nas zależy, czyzrozumiemy, że zdemaskujemy jego konspirację i ośmieszymy samo jegoistnienie.Możecie myśleć, że nie ma żadnej trzeciej osoby zwanej Ego, którą wszyscypotępiamy i o której tyle mówimy. Nie ma takiej rzeczy jak “ego”. Dlategotak niebezpieczne jest to, gdy – zamiast pozwolić sobie być “bez ego” –bierzemy “ego” zbyt poważnie. Od samego początku rzeczywiście możemystworzyć “ego”, nadać mu jakąś strukturę, substancjalną egzystencję. Tojest broń “ego”… Ach! Cóż ja mówię?! – nie ma żadnego “ego”.Musimy więc przyjrzeć się naszemu życiu, aby zobaczyć, co robimy ipowstrzymać czynienie rzeczy w taki zręczny, wprowadzający się w błąd imechaniczny sposób. Nasze nadzieje nie są niczym innym jak tylkofantazjami, pasemkiem złota na końcu tęczy. Obawiamy się, że jeśli niepójdziemy uczęszczaną ścieżką, w naszym życiu pojawi się przerwa boimysię nieskonkretyzowanej przestrzeni. Nasze poczucie braku bezpieczeństwato polisa ubezpieczeniowa naszego “ego”. Pracujemy więc, aby pracować,wypełniać przestrzeń, tracąc przez to całościową perspektywę, mijając sięz sednem rzeczy. Gramy w “cieszącą się uznaniem” grę, bez zaufania czyspontaniczności robienia czegokolwiek, co nie jest monotonne, banalne czymechaniczne. Nigdy nie dojrzewamy. Zawsze próbujemy sprawdzić się najednym bądź innym polu, aby zyskać poklask czy zadowolenie “ego”.
ŻYCIE PEWNEGO CZŁOWIEKA
Byłem najstarszym synem. Oczywiście, pokój dziecinny. Szkoła iuniwersytet. Rodzice życzyli mi sukcesu i możliwości, jakich sami nigdynie mieli, pracowałem więc ciężko. Robiłem co mogłem, chociaż częstoczułem się osamotniony. Znalazłem bezpieczną pracę, rokującą nadzieje naprzyszłość, chociaż nie była ona zgodna z kierunkiem moich studiów. Potempoznałem dziewczynę. Była miła i kochała mnie, chciała, żebyśmy mielidzieci. Moi rodzice polubili ją. Wzięliśmy ślub. Wszystko było zbytpiękne, żeby mogło być prawdziwe. Mieliśmy troje dzieci, same dziewczynkiwolałbym żeby to byli chłopcy. Czasy stały się trochę cięższe, ponieważnie osiągnąłem jeszcze tego, o czym marzyłem. Potrzebowaliśmy większegodomu i innego samochodu, ale musieli na to poczekać. Wpadałem w paranojęna myśl, że mogę zawieść żonę – cała rodzina zależała ode mnie – corazwięcej czasu spędzałem więc pracując. Musiałem odnieść sukces. Czasamizastanawiałem się, czy ona naprawdę mnie kocha.
Nie ma mnie tutaj, ani tam!Żyję w mieście, blisko milionów twarzy, ubrań, domów i miejsc zabawy.Jakież możliwości wyboru, działania, znalezienia towarzystwa, życia.Picie, taniec, rozmawianie, uczenie się, śmianie, praca, jedzenie… Niemógłbym żyć bez miasta.A z tym wszystkim, kilka razy dziennie pragnąłem być sam. Sam z mojąmiłością, moimi przyjaciółmi, książkami i rzeczami, w moich czterechścianach. W domu. Spokojny czas harmonii, intymności i współbycia.Chciałbym, abyśmy tego wieczoru byli sam. Tylko we dwoje. Zostawmy nachwilę całe to miasto.
Zostałem awansowany i zacząłem jeździć za granicę. Nie miałem nawet chwilina odpoczynek. Funkcjonowałem na środkach uspokajających i pigułkachnasennych. Moja żona miała więcej czasu dla siebie i własnych przyjaciół.Rzadko bywałem w domu, tak że znalazła sobie kochanka. Z zazdrościodchodziłem od zmysłów czułem straszliwy brak poczucia bezpieczeństwa.Chciałem, aby wszystko między nami było tak jak dawniej, kupiliśmy więcnowy dom. Mieliśmy więcej pieniędzy, ale było już za późno – rodzina sięrozpadła. Kłóciliśmy się o rachunki, dziewczęta, seks, źle przyrządzoneposiłki. Żona ciągle miała kochanka. Potem, na domiar złego, umarłajeszcze moja matka.Dzieci doprowadzały mnie do rozpaczy. Najstarsza córka była inteligentna,zaczęła właśnie studiować na uniwersytecie, ale zostałą hippiską iodjechała. Opuściła dom i wspólnie z chłopakiem zamieszkała w skwacie.Druga była na pół obłąkana i mając piętnaście lat zaszła w ciążę.Przerwała ciążę i nie chciała pracować. Przez cały dzień nic nie robiła ipo raz drugi zaszła w ciążę. Musieliśmy wyrzucić ją z domu, mimo iż niemieliśmy na to ochoty. Najmłodsza nie była zbyt inteligentna, ale miałabuntownicze usposobienie. Nie miała dla nas szacunku i roztrwoniła naszepieniądze. Brała narkotyki i została schwytana przez policję. Odmówiliśmyjej pomocy, jeśli nie przyrzeknie, że się zmieni. Opuściła dom. To byłkoszmar. Nie wykluczaliśmy rozwodu. W końcu moje życie stało się piekłem.
Chcę być z tobą, potrzebuję cię. Jestem szczęśliwy, kiedy cię dotykam,widząc, po prostu będąc z tobą. To przyjemne. Tak naprawdę to wcale niechcę być sam, sam z sobą, zupełnie sam.Wiesz, jak myśl o ubóstwie, osamotnieniu i niemocy może ci nie daćspokoju. Strach przed niepowodzeniem, odrzuceniem, brakiem przynależności.Doświadczanie tego, że nie jest się kochanym jako niemożność kochania wogóle. Pewien określony posmak, który wlecze się za tobą odkąd miałeśprzyjaciół, pracę i domy. Samotność w mieście.Bycie razem nie było złe, wiesz, że tak jest. Nie opuszczaj mnie, nadalcię kocham. Proszę, nie opuszczaj mnie. Jeszcze nie teraz. Samotność. Cóżbędę robił bez ciebie? Samotność. Pół świata umarło.
Rozwód, alimenty, dowody zdrady. Z depresji wpadłem w nałóg lekomanii.Zacząłem pić i cierpiałem z powodu wrzodów. Znalazłem sobie przyjaciółki,lecz zacząłem się starzeć, a one wzięły mnie dla moich pieniędzy.Straciłem wiarę w siebie. Coś w bólu mnie opuszczało, chociaż nie byłem wstanie tego “przyczepić”. Życie stało się puste. Byłem stracony.Pracowałem ciężej, niż kiedykolwiek. Nowe techniki oznaczały jednak, żenie górowałem już na swoim polu. Należał mi się odpoczynek. Zasugerowali,abym po wszystkich tych latach odszedł na wcześniejszą emeryturę. To byłowszystko, co mi jeszcze pozostało. Walczyłem tak dobrze jak tylkopotrafiłem i przegrałem.
Twarzą w twarz z moją twarzą.To zabawne, że mówię do siebie tak jak do każdej innej osoby. Tyle rozmówjest w mojej głowie. Duszę się. Zostawcie mnie samego. Mam dość,odejdźcie, zostawcie mnie w spokoju, proszę… Chcę być sam…
Bez dzieci. Bez żony. Bez pracy. Bez domu. Bez przyjaciół. Mam tylkosamochód i po raz pierwszy w całym swoim życiu wolny czas i nic do roboty.Jaki był cel tego wszystkiego? Zmarnowałem sobie życie. Nie wiedziałem, coz sobą zrobić. Wszystko, co zbudowałem w młodości, legło w gruzach. Żyłemsnami i fotografiami długo drzemałem w domu nad morzem. Nuda byłaniewiarygodna. Czekałem aż coś się zdarzy. Cokolwiek. Chciałem umrzeć.
Jakie to wszystko ma znaczenie?Problem polega na tym, że chcemy być szczęśliwi. Nawet wśród wszystkichmaterialnych wygód, które zostały specjalnie wymyślone po to, aby zapewnićnam szczęście, nie zmieniła się podstawowa natura cierpienia i jegoprzyczyny. Nasze fizyczne cierpienie stało się mniej rażące i bardziejtrywialne: ołowica staje się coraz silniejsza, zepsuty samochód, rachunki,które trzeba zapłacić. Utrzymywanie naszego standardu przeżycia sprawia,że nasze życie staje się coraz bardziej skomplikowane, a my stajemy sięofiarami narzuconego sobie porządku.Zbudowaliśmy sobie na przykład samochody o opływowych sylwetkach, zobitymi pluszem siedzeniami, które jeżdżą coraz szybciej i są bardziejstylowe. Im więcej ich produkujemy, tym większy jest ruch miejski, a kiedytkwisz w środku miejskiego tłoku, niewielkie znaczenie ma fakt, czyprowadzisz Porsche’a, Citroena, Mini czy Rolls Royce’a. Po prostuutkwiłeś.Nasze problemy umysłowe są intensywne: próbują zbudować wokół nas kokonpozornego bezpieczeństwa, zabezpieczając się przed problemami. Zawszejednak pojawia się nieoczekiwana zmiana, rzeczy nigdy nie idą w śladnaszych planów.Życie ma tendencję, by stawać się złośliwym kręgiem, w którym tkwimy,spełniając materialne i psychologiczne potrzeby nas samych, służących,przyjaciół, szefów, kochanków, nauczycieli, itd. Nasycamy sytuacje, którepowielają się bez końca, nieustannie stwarzając coraz więcej przyjaciół iwrogów, tego co lubię i czego nie lubię, co w miarę upływu życia sprawia,że stajemy się coraz bardziej wyjałowieni. Nie potrafimy wyłamać się ztego z powodu strachu przed całą strukturą, jaką nasze życie w naswydrążyło. Ucieczka jest coraz bardziej utrudniona.Budda uczy nas, żebyśmy stawili temu czoła i przyjrzeli się temunieskończonemu kręgowi cierpienia i frustracji, a nie chowali się przednim. Z tego powodu ludzie skarżą się, że buddyzm jest wyjątkowo posępną religią,ponieważ podkreśla cierpienie i smutek. Religie zwykle mówią o pięknie,pieśni, ekstazie i błogości. Jednak według Buddy musimy zacząć od ujrzeniadoświadczenia życia takim jakie ono jest. Musimy dojrzeć prawdęcierpienia, rzeczywistość braku satysfakcji. Nie możemy jej zignorować ipróbować tylko badać chwalebne i przyjemne aspekty życia. Jeżeli szuka sięziemi obiecanej, wyspy skarbów, to takie poszukiwanie prowadzi tylko dowiększego bólu. Nie możemy dotrzeć do takich wysp, w taki sposób nie udasię nam osiągnąć Oświecenia. A zatem wszystkie szkoły buddyzmu zgadzająsię co do tego, że zacząć od stawienia czoła rzeczywistości naszychżyciowych sytuacji. Nie możemy zacząć od śnienia. Może to stanowić tylkoczasową ucieczkę, prawdziwa ucieczka jest niemożliwa.(Chogyam Trungpa Rinpocze, Mit wolności)
Jak się okaże, cały ból i frustracja, których doświadczamy, jestniepotrzebne, nieuzasadnione i stanowi stratę czasu. Gadanina “ego” robigórę z kretowiska, które początkowo nie istnieje!Budda zobaczył śmieszność tego wszystkiego i to pobudziło jegowspółczucie, działanie i poczucie humoru:
Ponieważ wszystko jest tylko zjawiskiem,Będąc doskonałe takim jakie jest,I nie mając nic wspólnego z aprobatą bądź odrzuceniem, dobrem czy złem,To równie dobrze możesz wybuchnąć śmiechem.(Longczenpa)
Sens tego możemy ujrzeć tylko przez chwilę, kiedy to czytamy (wieluz nas to się nie uda), ale potem z powrotem wślizgujemy się na nasze stareścieżki, na których przeminął skutek, a nawet pamięć o tej świadomości.Chodzi tutaj o pracę mającą na celu uświadomienie sobie tego. DlategoBudda ujawnił metodę, która wyjaśnia chaotyczność naszych nawykówpoprzez:- powstrzymanie się od szkodzenia innym,- wykonywanie pozytywnych czynów- oraz okiełznanie umysłu.Niestety – co jest całkiem oczywiste – ani postać Buddy, ani Chrystusa niesą w stanie nas ocalić. Sami musimy to zrobić. Mniej ustępując naszymstarym nawykom i przyjmując nowe, możemy stopniowo osłabić ichintensywność, z jaką nas trzymają. Może się wydawać, że praca skupiającasię głównie na samym sobie jest czymś raczej egoistycznym, jeśli jednaknie ma ona pierwszeństwa, to przypomina to ślepca prowadzącego innegoślepca. Trudność wyjaśnionej karmy można porównać do rządowej maszynerii.Z czasem pojawia się nowy, mający jak najlepsze intencje rząd, zewszystkimi jego obietnicami – tyle rzeczy musi być zmienionych i tyleszkód nie zostało naprawionych – że przez długi czas jest nimi takzwiązany, że nie jest w stanie zacząć własnych projektów.Mamy spuściznę naszej karmy i prędzej czy później musimy wycofać się ponaszych śladach i powrócić do punktu wyjścia. I podobnie jak podróż zParyża do Londynu, możemy to zrobić na wiele różnych sposobów:- iść pieszo, tak jak robimy to w naszym codziennym życiu- samochodem, co jest jak odkrycie ścieżki- polecieć samolotem, co jest jak wzięcie ścieżki bardzo poważnie- albo polecieć Concordem, co jest jak dotarcie wprost do celu i całkowitewyjście poza karmę.Zamierzona na tysiąc mil podróż zaczyna się od pierwszego kroku.Przede wszystkim, nasze tak zwane “negatywne”, a następnie naszepozytywne działania zostają rozwikłane i stopniowo ujawniamy fikcjęsamej karmy. Po wyeliminowaniu karmy osiągamy punkt widzenia Buddy:
Mój pogląd jest nieograniczony i wolny jak przestrzeń,Moje działania są precyzyjne i wyliczone jak drobiny mąki.(Padmasambhawa)
Karma przypomina energię atomową. Każde pojedyncze działanie tworzycałość. Aby uwolnić czystą energię Natury Buddy, karmę można podzielić naatomy.Przez większość czasu po prostu naśladujemy te same negatywne wzorce,koncentrując się na przeszłości bądż przyszłości. Nigdy naprawdę niedoświadczamy teraźniejszości. Nasze życie składa się z nie kończących sięreminiscencji i oczekiwań.Nasze negatywne działania mogą ściągnąć nas w dół do punktu, w którym niemamy już siły ani impetu do pozytywnego działania, wskutek czegozgromadzimy coraz więcej negatywnej karmy. Bardzo trudno znaleźćprzestrzeń dla oddychania, z której zaczyna się przełamywać negatywnywzorzec, podobnie jak jest z poczuciem tego, że urodziło się na straconejpozycji.Życie człowieka przypomina łódź, jeśli wykorzysta się je we właściwysposób, przeniesie nas przez wodę, jeśli nie – pogrążymy się i utoniemy.Jako istoty ludzkie mamy moc działania w celu zmiany naszegoprzeznaczenia. Siła naszego działania polega na tym, że mamy wybór –możemy działać w sposób konstruktywny lub destruktywny. Tacy jakimijesteśmy, posiadamy podstawowe wyposażenia i wolności [Chodzi o osiemtzw. "wolności" i dziesięć "wyposażeń", niezbędnych do tego, żeby naszeciało można nazwać "cennym ludzkim ciałem" (przyp. tłum.)] do osiągnięciaprawdziwego szczęścia dzięki urzeczywistnieniu naszej Natury Buddy.Rozpoznając wyjątkowość tej sposobności i wolności, odnajdzie się radość,energię i moc.Nie znamy naszych przeszłych czy przyszłych żywotów – wszystko, co mamy, tonasze życie, teraz, dopóki nie umrzemy, a to może się zdarzyć już jutro.Jeśli świadomie pozwolimy odejść tej sposobności, może nigdy nie powrócić.Może to być nasza jedyna szansa i musimy ją wykorzystać w twórczy sposób.Pewien wielki lama praktykował niegdyś tak mocno i tak bardzo się do tegozmuszał, że znalazł się w niebezpieczeństwie zachorowania. Jego nauczycielporadził mu, żeby się zrelaksował, na co on odparł, że kiedy myśli ocenności ludzkiego życia, nie ma czasu na zmarnowanie.Nasze nawyki są tak silnie nasycone i odrętwiałe, że dopóki prowadzimyzintensyfikowane życie, lub coś szokującego albo przerażającego się namprzytrafia, nawet o tym nie pomyślimy, sami stawiamy czoła nieszczęściu,rozpaczy, banalności, klaustrofobii czy uwięzieniu naszego życia z dnia nadzień. To właśnie to zintensyfikowanie może dać wam inspirację ideterminację do uwolnienia się. Aż do tej chwili wszelkie wyobrażenia,jakie mieliśmy na temat wolności, wszystko jest tylko mitem. Tadeterminacja nosi tradycyjną nazwę “wyrzeczenia”- jeśli naprawdę wasdotknie, nigdy już nie będziecie ...
avi21