Biwak Zimowy.doc

(67 KB) Pobierz
Biwak Zimowy

Biwak Zimowy

 

Do komfortowego biwakowania potrzebne są minimum cztery metry kwadratowe płaskiego, poziomego, osłoniętego od wiatru miejsca. Miejsce jest łatwiejsze do znalezienia niż latem - platformę można wykopać prawie wszędzie...

Dobrze jak jest blisko do miejsca widokowego (ach, te romantyczne wschody słońca!), najlepiej jeśli samego miejsca noclegu nie widać z pobliskich siedzib ludzkich, nawet jeśli to dopiero w dolinie, kilka kilometrów w linii prostej. Źródło wody nie jest konieczne, jeżeli zalega gruba warstwa śniegu. Najprościej biwakować pod namiotem, w śpiworze puchowym, na karimacie, korzystając z zestawu do gotowania opartego o palnik gazowy i menażki. Najprościej i najzdrowiej, choć trzeba to wszystko dźwigać.

Słów parę o sprzęcie

Namiot

"Zimowy" namiot powinien spełniać kilka warunków:

·                      Posiadać fartuchy śnieżne;

·                      Posiadać podłogę o wysokiej wytrzymałości na przemakanie (wodoodporność ok. 10 tys. mm);

·                      Być stabilny na silnym wietrze (zmora zimy i wyższych gór) - z tego względu większość namiotów tzw. wyprawowych (czyt. zimowych) posiada więcej niż dwa maszty konstrukcyjne. My polecamy namioty pięciopałąkowe - cztery maszty konstrukcyjne i piąty powiększający główny przedsionek. Taki namiot jest nieco cięższy niż namiot trzymasztowy, ale za to bardzo stabilny;

·                      Łatwo się rozkładać, nawet na silnym wietrze - dobrym patentem jest mocowanie namiotu do masztów typu "fast-click" oraz tropiku do reszty namiotu za pomocą klamerek. Patrz też by dało się rozłożyć namiot bez zdejmowania rękawic - nie kupuj namiotu, w którym mocowanie do masztów polega na wiązaniu węzełków na tasiemkach!

·                      Posiadać dobrą wentylację - przynajmniej dwa otwory wentylacyjne po przeciwnych stronach namiotu. Ważne by w razie czego można je było szczelnie zatkać, by przy silnym wietrze nie nawiewało przez nie pod tropik śniegu

Inne przydatne (ale niekonieczne) cechy to:

·                      Dwa przedsionki, w tym jeden duży do ewentualnego gotowania czy zakładania/zdejmowania butów bez otwierania zamka w tropiku. Zwróć uwagę by konstrukcja przedsionka minimalizowała nawiewanie śniegu do środka przy otwieraniu tropiku. Drugi przedsionek przydaje się na sprzęt (raki, czekany...) oraz gdy w trakcie biwakowania zmieni się kierunek wiatru;

·                      Możliwość postawienia namiotu na czterech punktach - zwykle do zamocowania namiotu do podłoża będziesz mieć bardzo ograniczoną ilość czekanów/kijków/śrub;

·                      Możliwość podwieszenia wewnątrz latarki - jeśli namiot tego nie ma można doszyć w najwyższym punkcie sklepienia dwie tasiemki;

·                      Duże i dużo kieszeni wewnątrz na sprzęt (ciuchy, żarcie)

Śpiwór

Śpiwór powinien być ciepły czyli z optimum temperatury poniżej zera (najlepiej w okolicach -10 do -20). Najlepsze są śpiwory z naturalnego puchu, o zawartości puchu przynajmniej 1000g. Śpiwór puchowy ma tę przewagę nad śpiworami z tworzyw sztucznych, że grzeje nawet gdy jest mokry, a niestety jeśli nie zapewni się dobrej wentylacji w namiocie, do rana wszystkie rzeczy są mokre od skraplającej się i kapiącej ze ścian namiotu wody.

Wiele osób preferuje śpiwory z krótszym zamkiem (kokon), zapewniającym zmniejszenie utraty ciepła z okolic stóp. Minusem takich zamków są trudności w połączeniu z innym śpiworem.

Pozostały sprzęt

·                      Sprzęt do gotowania czyli: maszynka (gazowa lub typu primus), menażka z przykrywką, kubek do nabierania śniegu, termosy, butelka na stopioną wodę;

·                      Folia NRC na podłogę namiotu - jeśli planujesz biwakować kilka nocy w jednym miejscu musi to być inna NRC-etka niż ta ratunkowa;

·                      Kominiarka na głowę;

·                      Ręczniczek do wycierania wilgoci i naniesionego z zewnątrz śniegu - w ostateczności można zastąpić brudną koszulką lub brudnymi skarpetkami;

·                      Chusteczki do mycia (dla niemowlaków) oraz gumy do żucia.

No to zaczynamy!

Zimą o wiele łatwiej jest znaleźć miejsce pod namiot - nadaje się do tego każdy w miarę połogi kawałek terenu pokryty śniegiem. Wybierając miejsce patrz by było ono bezpieczne, tzn. nie narażone na lawiny, spadające kamienie, nawisy, itd. Jeśli teren nie jest idealnie płaski można wykopać platformę, czasem trzeba ją wyrąbać czekanem w lodzie. Wkopanie się głębiej w śnieg jest też polecane przy silnym wietrze oraz po świeżych, dużych opadach śniegu.

Do mocowania namiotu do podłoża używa się:

·                      czekanów lub kijków (jeśli masz możliwość, to przed wbiciem w śnieg zdejmij rączkę, rano nie będziesz za nią kopał, gdy wmarznie w śnieg i wyciągniesz kijek bez niej) jeśli rozbijasz się na miękkim śniegu

·                      śrub lodowych, gdy rozbijasz się na "betonie"

Tradycyjne "śledzie" możesz zostawić w domu.

Po postawieniu namiotu zasyp dokładnie fartuchy śnieżne. Jeśli masz możliwość obrzuć je dodatkowo kamieniami oraz także wbite w śnieg czekany. Otwórz otwory wentylacyjne, jeśli nie chcesz w środku mieć sauny. Dorosły człowiek wydala przez płuca i skórę ok. 1300 ml wody na dobę, która zimą przy szczelnie zamkniętym namiocie nie paruje, ale zbiera się na ściankach. Do tego dolicz parę wodną powstałą w trakcie gotowania oraz tą z mokrych ciuchów... Dobra wentylacją jest konieczna.

Po rozbiciu namiotu wchodzimy do śpiwora i już po chwili stopy i nerki mamy w cieple. Gotowanie w absydzie namiotu nie wymaga wychodzenia ze śpiwora. Buty warto, po oczyszczeniu ze śniegu, zapakować do wodoszczelnego worka i umieścić w śpiworze (w nogach jest ciasno i obuwie strasznie kradnie ciepło, a rozdzielone nogi nie grzeją się nawzajem, więc lepiej worek umieścić pod głową).

Najgorsze do biwakowania są temperatury na granicy roztopów i gdy pada marznący deszcz. Jest zimno, mokro, ciemno i do domu daleko. Po prostu leży się w tej brei a mokre ciuchy wyciągają ciepło. Jeśli jest sucho i bezwietrznie to dopiero koło -20 st.C moim zdaniem zaczyna się znowu robić gorzej. No i tu niestety jednej rzeczy się nie oszuka. Trzeba mieć dobry sprzęt...

...Ważną rolę odgrywa psycha. I to nie w znaczenu bycia twardzielem lub strugania twardziela, tylko po prostu właściwe nastawienie. Przez chwilę musi być gorzej, aby potem było lepiej. Na pierwszy biwak w śniegu wyciągnął mnie kumpel, chcący w towarzystwie przetestować swój nowy nabytek - pierwszą w życiu puchówkę. Zapakowałem co wtedy miałem: rumuński jednopowłokowy namiot z bawełny, karimat, ruski palnik benzynowy i anilankę, w której marzłem nawet latem. By ją wspomóc, dorzuciłem jeszcze kopertę wewnętrzną, uszytą na szybko z wełnianego koca. To mizerny zestaw zimowy. Liczyłem się z tym, że w ostateczności spędzę noc przy ognisku. Mimo solidnego mrozu nie musiałem tego robić. Nocleg był jednak serią krótkich drzemek i dygotania między nimi. Wydawało się że Paweł spał cały czas, bo słyszałem w nocy tylko jego spokojny oddech. Rano dzieliliśmy się wrażeniami. On był rozczarowany jakością noclegu, bo obudził się z zimna kilka razy. A tego się nie spodziewał. Ja zaś byłem bardzo zadowolony. Bo było lepiej niż myślałem. A przecież obiektywnie on zmarzł znacznie mniej.

W czasie biwaków zimowych często przesuwają się granice tolerancji: zezwierzęcenie postępuje wraz z wysokością i trudnością warunków. Także układy między ludźmi bardzo się zmieniają - nie ma już postaci obojętnych - są albo najlepsi przyjaciele albo śmiertelni wrogowie...

...był taki tekst jakiegoś Amerykanina, w "Górach" chyba, o tym jak amerykański zespół ścigał się z rosyjskim na "najwyższej ścianie świata". No i Amerykanie już w zjazdach po zrobieniu drogi: człowiek bez żarcia, zmarznięty, przemoczony, woda nieznośnie ciurka po ścianie, on stoi na stanie, chce mu się sikać, co potęguje jeszcze zimno i dźwięk tego ciurkania, ma zgrabiałe ręce i nawet nie chce mu się kombinować przy rozporku, aż wreszcie wpada na genialny pomysł. Rozsuwa rozporek, zaczyna sikać i pod ciepły strumień podkłada zmarznięte dłonie. Co za ulga... Normalnie człowiek pomyśli: łee, to obrzydliwe. Ale zimowe doświadczenia leczą na pewien czas z nadmiaru higieny i pewnych takich społeczno-ludzkich zachowań. Człowiek zaczyna zachowywać się trochę jak żul na dworcu. Zakuta się we wszystko co jest pod ręką, w szałasie przykryje się kawałkiem dykty, bo może będzie cieplej, ruchy robią się niezgrabne i jakieś takie niedźwiedziowate, najprostsza czyność manualna przy zmarzniętych rękach zaczyna sprawiać wielkie problemy. Zresztą nawet w grupie po jakimś czasie zaczyna się przesuwać ta granica prywatności i zachowań, na które w normalnych warunkach nie było by przyzwolenia (wszyscy zaczynają się przytulać we śnie, akceptują to, że ktoś puszcza bąka albo wiszą mu gluty z nosa - bo i tak wszystkim wiszą).

Kilka praktycznych porad do biwakowania w namiocie

·                      Na podłogę warto położyć pod karimaty folię NRC. Jeśli nadal jest zimno (zdarza się to przy wysłużonej karimacie) trzeba pod śpiwór położyć wszystkie ciuchy z plecaka, a w ostateczności też pusty plecak.

·                      Gotować można w środku namiotu, ale (a) bardzo ostrożnie, żeby nie spalić namiotu - płonie błyskawicznie; (b) trzeba zapewnić dobrą wentylację (uchylone wywietrzniki, trochę odpięty zamek do przedsionka), bo inaczej namiot zamienia się w łaźnię parową i kapie ze ścian; (c) koniecznie gotować pod pokrywką. W ten sposób można szybko podnieść temperaturę w namiocie do dodatniej, nawet przy bardzo dużym mrozie.

·                      Wszystkie ciuchy, szczególnie te mokre trzeba kłaść na czymś, np. na plecaku, bo inaczej do rana zamarzną na skorupkę. To samo ze stopioną wieczorem wodą w butelkach na poranny posiłek (rano szkoda czasu na zabawę w topienie śniegu - uzyskanie 1 litra wrzątku ze śniegu zajmuje zwykle 45-60 min).

·                      Namiot trzeba ustawiać głównym wejściem od zawietrznej, wtedy nie sypie się śnieg do środka przy wchodzeniu/wychodzeniu. Starannie zasypać fartuchy śnieżne, ale zostawić otwarte wywietrzniki, żeby nie zrobić sauny (para wodna z płuc skrapla się na ściankach namiotu i kapie).

·                      Jeśli pada śnieg, to namiot trzeba odśnieżać w zależności od intensywności opadu co 1-3h przez całą noc. I nie trzeba do tego wychodzić na zewnątrz, ba, nawet nie trzeba wyłazić ze śpiwora - wystarczy kilka razy kopnąć w dach. Jeśli się to robi regularnie, to unika się towarzyszącego "prysznica".

·                      Jeśli chodzi o mycie - albo wcale (wybiera większość panów) albo są takie chusteczki do przecierania pupci niemowlaków - 4-5 wystarcza do umycia całego ciała, a do tego się jeszcze ładnie pachnie Na zęby trzeba wodę stopić, albo gumy do żucia. Znana prawda jest taka: "na dwudniowym wyjeździe myć się nie wolno, każdy wyjazd dłuższy można rozłożyć na szereg wyjadów dwudniowych". Mycie się śniegiem nie wchodzi w rachubę. Nie chodzi już o twardzielstwo, kto to wytrzyma, ale o oszczędną gospodarkę ciepłem. Topienie wody na mycie też nie wchodzi w grę ze względów oczywistych.

·                      Do spania fajnie jest mieć kominiarkę, bo zimno w głowę, a zwykła czapka spada.

·                      Jeśli chodzi o suszenie rzeczy, to tylko własnym ciałem w śpiworze.

·                      Jeśli chodzi o baterie do wszelkiej maści urządzeń - na noc trzeba włożyć do kieszeni ciucha, który ma się na sobie. Zdecydowanie wydłuża to ich żywotność. Latarkę i komórkę najlepiej w całości zapakować do śpiwora.

·                      Odnośnie samego sprzętu elektronicznego: niestety mróz mu nie służy: w ekstremalnych warunkach najdłużej wytrzymują aparaty fotograficzne z jak najmniejszą ilością elektroniki, np. stary, wysłużony Zenit.

·                      Pamiętajmy o tym, iż najbardziej wychładzamy organizm podczas "nicnierobienia", więc starajmy się maksymalnie wydłużyć (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) czas marszu przed planowanym noclegiem, a na miejscu skupić się na przygotowaniu platformy pod namiot oraz zakwaterowaniu wewnątrz, jeżeli mamy zapas czasu, lepiej zwolnić tempo marszu, niż spieszyć się, ryzykując przegrzanie, a później spędzić masę czasu w chłodnych warunkach, ryzykując przemarznięcie.

·                      Polecam mieć przy sobie chemiczne ogrzewacze, ostatnio przy pomocy koleżanki przetestowaliśmy jedną z ich odmian (24 godzinne, reagujące z tlenem, w cenie 7-8 zł) i doszliśmy do wniosku, iż jest to najbardziej ekonomiczny sposób na dodatkowe ogrzanie się, szczególnie dla zmarzluchów, a także w sytuacjach awaryjnych, są lekkie, tanie, bezpieczne i grzeją 24-26 godzin, wkładając jeden z nich np. w stopy, a drugi trzymając w okolicach mostka, można znacznie poprawić komfort zimowego biwaku lub wręcz ocalić życie w sytuacji awaryjnej;

 

A teraz to już hardcore...

Bardziej wymagającą formą biwakowania jest biwak traperski. Ale to sztuka dla sztuki. Nocujemy przy ognisku (które czasem do rana ucieka nam „do dna”, wtapiając się wolno w głąb śniegowej pokrywy). Zamiast namiotu dźwigamy na nocleg siekierę. Trzeba bowiem zadbać o duży zapas opału i odpowiedni ekran (można go zbudować z polan opartych o pień drzewa lub wykorzystać skałkę albo duży głaz). Najlepszy opał to martwa drągowina bukowa lub suszki świerkowe. Jeżeli zamkniemy ognisko między dwoma ekranami, a wiatr nie wydmuchuje nam za bardzo ciepła, to możemy w miejscu noclegu odczuwalnie podnieść temperaturę. Problemem jest smród dymu (niektórzy powiedzą: zapach) i iskry, perforujące nasze cenne polary i gore-texy. Dlatego warto mieć zewnętrzną odzież z bawełny i coś na śpiwór (płachta biwakowa jest też wrażliwa na iskry). Bywa że w nocy zaczyna się opad śniegu. Hmmm… to problem . Mając ognisko jako źródło ciepła, wykorzystujemy je także jako kuchnię. Gotowanie w kociołku wymaga odrobiny doświadczenia. Duże parowanie utrudnia dobranie proporcji wody i masy wypełniacza (to ryż, makaron, kasze, puree ziemniaczane a nawet groch lub fasola). Jedzenie często się przypala i śmierdzi dymem. Nie ma chyba dostatecznie szczelnych pokrywek w kociołkach dostępnych na rynku. A jeżeli są, to wkrótce i tak się pokrzywią i stracą szczelność. Z kociołka dobrze smakuje kawa (bo i tak palona), ale już herbata przypomina smakiem wywar z suszonych śliwek. A w herbacie i w kawie i tak będą pływać kawałki węgla drzewnego z utopionych iskier. Jeśli nie wchodzimy do śpiwora, trzeba starannie zabezpieczyć nerki. Są z tyłu, a ogień daje ciepłem po twarzy. Tu nie ma jak kurtka puchowa. Można też zrobić sobie patent w stylu dziecięcego becika. Ze śpiwora, z kapturem założonym na głowę, puszczonego przez plecy. Koniec śpiwora przeciągamy do przodu między nogami, a całość przypinamy do ciała pasem biodrowym założonego luźno, ale pustego plecaka. Przy manewrach koło ogniska dobrze sobie również poluzować sznurówki. Nie idziemy już nigdzie, a krew będzie krążyć swobodniej.

Można też biwakować bez ogniska i śpiwora (odpada również siekiera). Ale to już ekstrema dla nawiedzonych lub pechowców zmuszonych do kiblowania. Tu bawimy się w pingwiny cesarskie. Minimalizujemy stratę ciepła, wybierając zaciszne miejsce pod wykrotem lub świerkową czapą i izolując się od podłoża karimatem lub jedliną. Dodatkowo skupiamy się w ciasną grupkę (plecami do siebie, w pozycji kucznej). Dobrze mieć na takim noclegu folie NRC, bodywormery i pełne, dobre jakościowo termosy. Alkohol odpada. Spanie w zasadzie również. Dobrze przegadać noc do rana, budząc tych co padną. A nastepny dzień i tak wydaje się jakiś taki mizerny.

Kiedyś na przykład udało się całkiem komfortowo spędzić noc na Bukowym Berdzie, mimo że silny wiatr złamał nam stelaż namiotu. Narty wbite skosem (i kijki w poprzek), stały się konstrukcją nośną płaszczyzny „odchylacza wiatru” zbudowanej z tafli śniegu, wycinanych nożem do chleba przy okazji budowy platformy. Jednocześnie były dostatecznie dobrymi masztami do podwieszenia powłoki namiotu tak, by posłużyła za płachtę biwakową z komorą do gotowania. Innym razem zmarzliśmy szpetnie na własne życzenie, budując pozornie komfortowy szałas w reglu pod Śnieżnymi Kotłami. Wykorzystaliśmy skałkę, pod którą wywiało śnieg. Oparliśmy o nią kilka drągów i na takiej konstrukcji ułożyliśmy płyty wycięte ze śniegu. Wejście zamykał tropik od chińskiej dwójki. Niestety, pod wpływem ciepła śnieg nie wytapiał się w głąb swojej masy jak w igloo lub jamie śnieżnej, lecz woda ściekała po drągach, kapiąc z wypukłości na nasze śpiwory. W środku było parszywie wilgotno. Zachciało nam się survivalowych eksperymentów, a przecież wystarczyło po prostu rozbić namiot i pójść spać.

 

Jak zamienić śnieg na wodę?

·                      Śniegówa to ostateczność. Ale czasem trudno tego uniknąć. Trudno również znaleźć magiczną receptę na szybki wrzątek ze śniegu. Są podobno na rynku szczelne szybkowary do zastosowań biwakowych. To jednak bajer naprawdę praktyczny na dużych wysokościach. I pewnie nietani.

·                      Jeżeli korzystamy ze „śniegówy”, to warto sprawdzić jakość śniegu. Bywa że nabiera się go z igliwiem lub sarnimi kupiszonami. Dobrze jest ubić śnieg solidnie w menażce, bo podczas gotowania znacznie straci na objętości. A i tak trzeba parokrotnie dokładać na pokrywce.

·                      Dobrym patentem jest palnik na wężu. Kartusz z gazem można zagrzać w śpiworze lub, gdy menażka już ciepła, postawić go na niej. Przy otwartym zaworze nie grozi nam wybuch, a wzrost ciśnienia podgrzanego gazu widać po wielkości płomienia w palniku. Trzeba tylko uważać przy manewrowaniu takim zestawem, bo wąż jest zawsze sztywny, a zimą sztywny szczególnie. Łatwo stracić z trudem uzyskaną zawartość menażki, zalać rzeczy a nawet poparzyć się.

·                      Oczywiście można skrócić czas gotowania, minimalizując studzenie menażki od zewnątrz. Są w sprzedaży gotowe ekrany do osłonięcia kuchenki. Można je zastąpić sztywną folią aluminiową, zwiniętym w luźny bęben karimatem (w namiocie to trochę za duże) lub ekranem uszytym z bawełny, rozpiętym na kilku patykach z lasu, wbitych w śnieg w absydzie. Jak nie ma lasu w pobliżu, to np. na segmentach kijków teleskopowych. Takie ekrany zasłaniają palnik, więc trzeba być szczególnie ostrożnym.

·                      Najwolniej gotuje się pierwszą porcję bo, nim wreszcie pojawi się woda, śnieg długo topi się w głąb siebie. Kolejne porcje śniegu, wrzucone do wody, topią się znacznie szybciej. Dlatego warto zostawić trochę gorącej wody z pierwszego gotowania na następną turę. Dobrze jest mieć trochę wody/płynu w termosie i wlać go na samym początku na dno menażki - unikamy efektu "topienia do środka" i ogrzewania menażki w miejscu gdzie nie ma śniegu - skutkuje przypaleniem. Jeśli nic nie mamy - można zacząć od stopienia dosłownie garstki śniegu i dopiero potem dokładać.

·                      W miarę możliwości używać lodu a nie śniegu - jak wiadomo lód jest gęstszy więc mniejszym nakładem dokładania do garnka mamy więcej wody.

·                      Kiedy już nam się topi coś w menażce - używać pokrywki - oszczędza się ciepło i minimalizuje straty przez parowanie. Na pokrywce kładziemy również śnieg/lód - zawsze się nam trochę podtopi.

·                      Można iść spać z butelką śniegu - ale to opcja dla hardkorowców i to mających dobre śpiwory - strasznie chłodzi i mało się stopi przez noc.

·                      Jeżeli mamy ze sobą termosy (a biwak ma być 'jednonocny'), to warto zaparzyć w nich coś gorącego, gdzieś poniżej, gdzie temperatura i brak wiatru pozwala na łatwiejsze i szybsze gotowanie niż gotować na szczycie.

 

Warto pobawić się w taką przygodę jak zimowy biwak. Lecz na początku stosunkowo blisko schroniska, w łatwym terenie i z dobrze naładowaną baterią w komórce. Jakby co, honor chowamy za zdrowy rozsądek i korzystamy ze wsparcia.

Za wszelką cenę nie dopuszczajmy do nieplanowanego biwaku zimowego, bez odpowiedniego sprzętu. W warunkach gór "beskido-podobnych" lepiej iść całą noc niż nieplanowo biwakować.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin