Cornick Nicola - Pocałunek na sprzedaż.pdf

(1097 KB) Pobierz
The penniless bride
Nicola Cornick
Pocałunek na
sprzedaż
Tytuł oryginalny
The penniless bride
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kancelaria adwokacka Churchward&Churchward przy High
Holborn kryła wiele tajemnic. Zewsząd tchnęło tu atmosferą
dyskrecji, tak bardzo cenionej przez szacowną klientelę. Tego
sierpniowego dnia 1808 roku modszy pan Churchward
zajmował się sprawą spadkową, która w normalnych warunkach
nie powinna nastręczać żadnych trudności. Jednak kaprysy
ekscentrycznych klientów sprawiły, że musiał wykazać się
szczególną delikatnością.
Nowy hrabia Selborne przybył około dwudziestu minut
wcześniej. Po zwyczajowej wymianie uprzejmości pan
Churchward złożył kondolencje, a potem wyjął testamenty
zmarłych ojca i babki hrabiego. W chwili obecnej hrabia czytał
ostatnią wolę lorda Selborne'a; potem miał zapoznać się z
testamentem hrabiny wdowy. Pan Churchward, który wiedział,
co kryje dokument, udał, że poprawia okulary, by przyjrzeć się
mężczyźnie siedzącemu w wygodnym skórzanym fotelu po
drugiej stronie biurka.
Robert, hrabia Selborne, wyglądał dość ponuro. Miał wąską
twarz o charakterystycznych rysach Selborne'ów, kasztanowe
włosy i oczy dalekich kornwalijskich przodków. Twarz, ogorzała
od słońca i wiatru przez lata spędzone na Półwyspie Iberyjskim
pod dowództwem generała sir Johna Moore'a, teraz pobladła, a
usta były zaciśnięte w wąską kreskę. Nic dziwnego. Hrabia
musiał zmierzyć się z nie lada problemem. W dodatku pan
Churchward dobrze wiedział, że drugi testament jeszcze
pogorszy sprawę. Hrabia Selborne uniósł wzrok.
2
132731237.001.png
- Byłbym wdzięczny, gdyby powtórzył pan główne punkty
testamentu mojego ojca. Chciałbym się upewnić, że dobrze
zrozumiałem - odezwał się.
- Oczywiście, milordzie - powiedział pan Churchward,
przekonany, że hrabia od razu doskonale wszystko zrozumiał,
gdyż był niezwykle bystry. W wieku dwudziestu sześciu lat miał
za sobą kampanie wojenne w Indiach i w Hiszpanii. Dwukrotnie
został wymieniony w rozkazach dziennych, gdzie był chwalony
za odwagę na polu walki i bohaterstwo, którym wykazał się,
ratując przyjaciela. Niestety, to właśnie jego upodobanie do
munduru i brak chęci osiągnięcia stabilizacji życiowej sprawiły,
że znalazł się w poważnych tarapatach.
Pan Churchward jeszcze raz przebiegł wzrokiem testament,
mimo że doskonale znał jego treść. Pod wieloma względami był
to bardzo prosty dokument. Jednak... Odchrząknął.
- Na mocy ostatniej woli ojca dziedziczy pan tytuł wraz z
wszystkimi dobrami przynależnymi panu prawem majoratu jako
jedynemu dziedzicowi pańskiego poprzednika, czternastego
hrabiego Selborne'a z Delavalu - przemówił pan Churchward
uroczystym tonem. - Pozostała część majątku przynależnego
tytułowi...
- Tak? - Ciemne oczy Roberta Selborne'a wyrażały złość i
rezygnację. Pan Churchward pozwolił sobie na uśmiech
współczucia. Widział już niejednego młodego spadkobiercę w
niełatwej sytuacji, jednak nigdy dotąd nie napotkał tak
szczególnych warunków testamentu.
- ...przypadnie panu w dniu ślubu. - Pan Churchward
przystąpił do czytania kolejnego akapitu testamentu, starannie,
słowo po słowie:
- „Mój syn ma wybrać żonę spośród młodych dam obecnych
na weselu kuzynki, panny Anne Selborne, i poślubić ją w ciągu
czterech tygodni. Następnie przez kolejne sześć miesięcy ma
mieszkać w Delavalu. W innym przypadku dobra niepodlegające
prawom majoratu mają przypaść mojemu bratankowi,
Ferdinandowi Selborne'owi...”
3
- Dziękuję, Churchward. - Głos Roberta Selborne'a brzmiał
wręcz oschłe. - A więc nie przesłyszałem się za pierwszym razem.
- Nie, milordzie.
Robert Selborne wstał i podszedł do okna, jakby nagle biuro
wydało mu się za ciasne.
- Ojcu udało się podciąć mi skrzydła - powiedział cicho. -
Odgrażał się, że znajdzie na mnie sposób.
Pan Churchward ponownie chrząknął.
- Na to wygląda, milordzie.
- Zawsze chciał, żebym się ożenił i spłodził syna.
- To zupełnie zrozumiałe, milordzie, zważywszy, że jest pan
dziedzicem.
Robert Selborne popatrzył przez ramię na prawnika.
- Oczywiście. Proszę nie myśleć, że nie rozumiem pobudek
ojca, Churchward. Myślę, że na jego miejscu postąpiłbym tak
samo.
- Tak, milordzie.
- Kto wie... może nawet sam postawiłbym tak surowe
warunki.
- Bardzo możliwe, milordzie.
Robert odwrócił się.
- Wiem, że to zabrzmi niegodziwie, ale miałbym ochotę
posłać mojego ojca do wszystkich diabłów.
- To zupełnie zrozumiałe w tych okolicznościach. Żaden
szanujący się mężczyzna nie lubi, gdy się go do czegoś zmusza.
Robert potrząsnął głową.
- Niech Ferdie weźmie sobie te pieniądze. Nie zamierzam
się żenić tylko po to, żeby odziedziczyć fortunę.
Nastąpiła chwila milczenia.
- Z pewnością zdaje pan sobie sprawę, milordzie, że ma-
jątek, wstępnie oszacowany, to trzydzieści tysięcy funtów. Nie
jest to oszałamiająca kwota, ale z pewnością nie można jej
lekceważyć.
Robert zacisnął szczęki.
- Tak, wiem.
4
- A posiadłość Delaval, w normalnych warunkach przy-
nosząca znaczny dochód, znajduje się w opłakanym stanie po
epidemii, która zabrała z tego świata pańskich rodziców.
Robert westchnął.
- Nie byłem jeszcze w Delavalu, Churchward. Rzeczywiście
majątek popadł w ruinę?
- Tak, milordzie - odpowiedział prawnik, nie kryjąc
współczucia.
- Nie wyjechałem stąd z powodu braku szacunku dla moich
rodziców ani rodzinnej posiadłości. Chciałbym, żeby pan o tym
wiedział.
Prawnik milczał. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Od
wczesnej modości Robert Selborne zdradzał łębokie
przywiązanie do Delavalu. Mimo że ostatnie pięć lat spędził poza
krajem, chcąc sprawdzić się w armii, nikt nie mógł
kwestionować jego szacunku dla rodziny i domu dzieciństwa.
- Teraz żałuję - powiedział hrabia - że tak długo mnie tu
nie było.
Jego głos był przepełniony szczerym bólem.
- Pański ojciec - powiedział pan Churchward, wyraźnie
poruszony - w czasach swojej młodości przez trzy lata po-
dróżował po Europie.
Ich spojrzenia się spotkały. Twarz Roberta Selborne'a nieco
się rozpogodziła.
- Dziękuję, Churchward. Wygląda na to, że każdy sam
musi wybrać swoją drogę.
- Tak, milordzie.
Znowu zapadła cisza. Robert Selborne wsunął ręce do kie-
szeni doskonale skrojonego zielonego surduta.
- Kiedy odbędzie się ślub mojej kuzynki Anne?
- Jutro rano, milordzie. - Churchward westchnął. Musiał
przyznać, że wybrano bardzo niefortunny termin. Został pilnie
wezwany do Delavalu na początku tego roku, kiedy stary hrabia
Selborne zdał sobie sprawę z tego, że umiera. Mimo iż trawiony
gorączką, powierzył Churchwardowi nowy testament, w którym
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin