ANIOŁ LATARNIK.doc

(29 KB) Pobierz
ANIOŁ LATARNIK

 

ANIOŁ LATARNIK

Dzieciom, których oczy mamione są teraz mrocznością, fajerwerkami czy błędnymi ognikami, tym bardziej potrzeba świateł stałych, jasnych i dobrze widocznych, a które niosą im Anioły, bo takie Światło jest ich żywiołem.

*

- „Skąd w nim takie zapatrzenie?” – pytali siebie rodzice pięcioletniego Kacpra, gdy zamieszkali tuż nad morzem, a dzieciak stał godzinami w oknie lub na plaży i wpatrywał się w morze, w niebo, w okręty. Przyjechali tu z miasta, gdzie za oknami były tylko obskurne bloki, więc bezmiar morza co dzień innego zafascynował chłopca bez reszty. Mijał kolejny tydzień, a on za dnia, a bywało, że i nocą wpatrywał się w horyzont. – „Pewnie widzi tu więcej niż my” – mówiła matka, gdy Kacper przynosił kolejną muszlę czy kawał bursztynu, ale pojąć nie mogła, czemu chłopiec stoi często w ciemności, wpatrując się w światło zwykłej latarni morskiej. Wypytywał czasem ojca o jej światło, latarnika, widoczność, znaczenie dla okrętów. – „Latarnia musi być dobrze widoczna, stać na stałym miejscu i nie może zgasnąć, zwłaszcza podczas sztormu – tłumaczył ojciec – dlatego latarnik nie może być śpiochem.” Kolejnego dnia od rana zanosiło się na sztorm. Wszyscy byli trochę podrażnieni, a chłopiec trudny do zniesienia. Spoglądał na niskie chmury i fale, złoszcząc się, że nie może wyjść na plażę. Wieczorem wyszedł na balkon wpatrując się w ciemność i słuchając huku fal. I wtedy zauważył, że latarnia morska nie świeci. Chwycił lornetkę, ale żadnego światła z tamtej strony nie było. Widząc, że rodzice już położyli się, włożył sweter, pelerynę, wziął zapałki i wyruszył w kierunku latarni, przypuszczając, że latarnik zasnął, a statki mogą się rozbić o skały. Szedł dość długo, ale było coraz ciemniej i zaczęło padać.

Ledwie opierał się wichrowi, coraz bardziej wyczerpany i zrozpaczony. Wiedział, że się zgubił i bał się, że morze wzbierze i fale go porwą. I wtedy zobaczył jakieś maleńkie światło… Błyskało jak światło latarni, ale  poruszało się i przybliżało. Zobaczył w końcu idącego plażą mężczyznę  niosącego latarnię, jakby miniaturkę tej morskiej. – „Jesteś latarnikiem?” – spytał chłopiec. – „Tak, wyszedłem, aby cię odszukać.” – odpowiedział tamten podnosząc latarnię do ładnej, uśmiechniętej twarzy. – „Ale nie możesz pozwolić, by latarnia zgasła! – zawołał mały – Statki się rozbiją i marynarze potoną.” Na to ten mężczyzna: „Patrz, latarnia się świeci, jest tam mój zmiennik. To może w tobie coś zgasło, więc nie widziałeś jej światła… A teraz ruszajmy do twojego domu, żebyś ty nie został rozbitkiem.” Ogarnął ramieniem chłopca i nie wiadomo kiedy znaleźli się przy jego domu. Kacper chciał zaprosić do środka dziwnego latarnika, ale on zakołysał latarnią i… znikł. Kiedy potem chłopiec opowiadał to rodzicom, trochę niedowierzali, zwłaszcza, gdy mówił, że ta latarnia, którą tamten niósł, nie miała nic, co wyglądałoby na baterie czy paliwo… - „To jakby od jego wzroku palił się ten płomyk” – mówił chłopiec. - „Chyba nie powiesz, że to był Anioł?” – powiedziała mama, ale umilkła, bo pomyślała, że ich synek naprawdę mógł nie wrócić do domu tej sztormowej nocy.

*

 

Światła są, ale czasem w nas coś gaśnie, więc tracimy je z oczu i z serca… Trzeba wtedy wzywać Anioła latarnika.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin