Quick Amanda - Intryga.pdf

(1567 KB) Pobierz
Microsoft Word - Quick Amanda - Intryga
Amanda Quick
INTRYGA
P ROLOG
W Ģ tły płomyk Ļ wieczki niewiele mógł zdziała ę w gł ħ bokich ciemno Ļ ciach, w jakich ton ħ ła
opuszczona rezydencja. Matthiasowi Marshallowi, hrabiemu Colchester, wydawało si ħ , Ň e dom
wchłon Ģ ł w siebie sam Ģ esencj ħ nocy. Panowała w nim atmosfera grobowca, miejsca, w którym
jedynie duchy miałyby ochot ħ zamieszka ę .
Poły długiego czarnego płaszcza Matthiasa furkotały wokół zachlapanych błotem wysokich
butów, gdy m ħŇ czyzna wspinał si ħ po schodach. Uniósł wy Ň ej Ļ wieczk ħ , Ň eby rozja Ļ ni ę sobie
drog ħ . Kiedy par ħ minut temu zastukał do drzwi, nikt go nie powitał, dlatego sam wszedł do
ponurego holu. Teraz ju Ň nie miał najmniejszych w Ģ tpliwo Ļ ci, Ň e nie spotka tu Ň adnej słu Ň by —
pokojówki czy lokaja. Nawet koniem musiał si ħ zaj Ģę sam, ze stajni bowiem nie wynurzył si ħ
stajenny.
Na szczycie schodów zatrzymał si ħ , by pochyli ę si ħ nad por ħ cz Ģ i popatrze ę na
nieprzeniknione ciemno Ļ ci, niczym ocean zalewaj Ģ ce klatk ħ schodow Ģ i hol. ĺ wieczka nie
zdołała przenikn Ģę fal mroku, które to przybli Ň ały si ħ , to oddalały.
Matthias ruszył ponurym korytarzem, kieruj Ģ c si ħ do pierwszej sypialni po lewej. Zatrzymał
si ħ przed ni Ģ i nacisn Ģ ł star Ģ klamk ħ . Drzwi skrzypn ħ ły Ň ało Ļ nie, kiedy je otwierał. Podniósł
wy Ň ej Ļ wiec ħ i rozejrzał si ħ po pokoju.
Bardziej przypominał mauzoleum ni Ň sypialni ħ .
Na Ļ rodku stał staro Ň ytny kamienny sarkofag. Matthias zerkn Ģ ł na inskrypcje i rze Ņ by, które
go pokrywały.
Rzymski, pomy Ļ lał, do Ļę pospolity.
Podszedł bli Ň ej do trumny stoj Ģ cej pod czarnym przezroczystym baldachimem. Pokryw ħ
zdj ħ to. W blasku Ļ wiecy zobaczył czarne aksamitne poduszki wy Ļ cielaj Ģ ce wn ħ trze grobowca.
Odstawił Ļ wiec ħ na stół. Zdj Ģ ł r ħ kawice do jazdy konnej, rzucił je obok Ļ wiecy, potem
przysiadł na brzegu sarkofagu i Ļ ci Ģ gn Ģ ł buty.
Gdy ju Ň był gotowy, otulił si ħ płaszczem i uło Ň ył na czarnych poduszkach w trumnie.
Na dworze powoli zbli Ň ał si ħ Ļ wit, lecz Matthias wiedział, Ň e grube czarne kotary zasłaniaj Ģ ce
okna nie wpuszcz Ģ do Ļ rodka promieni sło ı ca, które rozproszyłyby mroki tego ciemnego pokoju.
Komu Ļ mo Ň e trudno by było zasn Ģę w tak grobowym otoczeniu, lecz Matthias wiedział, Ň e
jemu nie przysporzy to najmniejszych trudno Ļ ci. Przywykł do towarzystwa duchów.
Nim jeszcze zamkn Ģ ł oczy, po raz kolejny zastanowił si ħ , po co zawraca sobie głow ħ
odpowiadaniem na wezwanie tajemniczej Imogeny Waterstone. Ale i tak znał odpowied Ņ . Dawno
temu zło Ň ył przysi ħ g ħ . Wi Ģ zało go dane słowo.
Matthias zawsze dotrzymywał obietnic. Tylko w ten sposób mógł si ħ upewni ę , Ň e sam nie stał
si ħ duchem.
1
Matthiasa bezlito Ļ nie wyrwał ze snu przenikliwy kobiecy pisk.
Rozpaczliwy krzyk został przerwany przez inny kobiecy głos; ten z kolei był surowy,
wyrazisty. Przywodził na my Ļ l twarde, zielone jabłka Zamarii.
— Na miłosierdzie Pa ı skie, Bess, musisz si ħ drze ę na widok byle paj ħ czyny? To mi
wyj Ģ tkowo działa na nerwy. Miałam na dzisiejszy poranek zaplanowanych mnóstwo wa Ň nych
rzeczy, a niczego nie zrobi ħ , je Ļ li b ħ dziesz co krok wrzeszcze ę .
Matthias otworzył oczy, przeci Ģ gn Ģ ł si ħ i usiadł w trumnie. Zerkn Ģ ł na uchylone drzwi
sypialni i w tej samej chwili zobaczył młod Ģ pokojówk ħ osuwaj Ģ c Ģ si ħ na podłog ħ . Z korytarza
wpadało słabe Ļ wiatło dzienne, po którym Matthias odgadł, Ň e sło ı ce wstało ju Ň do Ļę dawno.
Przeczesał palcami włosy i potarł szorstki zarost. Nie dziwił si ħ , Ň e słu ŇĢ ca zemdlała na jego
widok.
— Bess? — usłyszał ten głos kojarz Ģ cy mu si ħ z kwa Ļ nymi jabłkami z Zamarii, a potem
lekkie kroki w korytarzu. — Bess, co z tob Ģ znowu?
Matthias oparł łokie ę na kraw ħ dzi kamiennego grobowca i z ciekawo Ļ ci Ģ obserwował drug Ģ
posta ę , która zjawiła si ħ w drzwiach. Kobieta w pierwszej chwili go nie zauwa Ň yła i cał Ģ uwag ħ
skupiła na nieprzytomnej pokojówce.
Nie ulegało w Ģ tpliwo Ļ ci, Ň e jest szlachetnie urodzona. Długi fartuch, zasłaniaj Ģ cy praktyczn Ģ
szar Ģ sukienk ħ z krepy, nie zdołał ukry ę pro Ļ ciutkich pleców ani łagodnie zaokr Ģ glonej linii
biustu. Wyprostowane ramiona Ļ wiadczyły o wrodzonej godno Ļ ci, a tak Ň e o zdecydowanym
charakterze, którym promieniowała niemal ka Ň da cz Ģ stka jej ciała.
Matthias z coraz wi ħ kszym zainteresowaniem przygl Ģ dał si ħ damie pochylaj Ģ cej si ħ nad
pokojówk Ģ . Mierzył j Ģ krytycznym wzrokiem, odnotowuj Ģ c poszczególne elementy jej sylwetki,
tak jakby oceniał fragmenty jakiej Ļ zamaryjskiej statuetki.
Kobieta podj ħ ła heroiczny wysiłek zmierzaj Ģ cy do ukrycia pod praktycznym białym
czepeczkiem masy jasnokasztanowych włosów. Lecz i tak cz ħĻ ci loczków udało si ħ wyrwa ę z
niewoli i teraz okalały jej twarz o delikatnych rysach. Cho ę kobieta pochylała si ħ nad pokojówk Ģ ,
Matthias zauwa Ň ył wysoko osadzone ko Ļ ci policzkowe, długie rz ħ sy i wyrazisty, dumny nos.
Silna, przykuwaj Ģ ca uwag ħ twarz, stwierdził w duchu. Stanowiła niejako esencj ħ
zdecydowanego charakteru, którym niew Ģ tpliwie była obdarzona jej wła Ļ cicielka.
Dama ta nie była ju Ň dzieweczk Ģ , która dopiero co weszła w Ļ wiat, ale z pewno Ļ ci Ģ była
młodsza od Matthiasa. Cho ę , có Ň , trzeba przyzna ę , Ň e niewiele osób osi Ģ gn ħ ło a Ň tak antyczny
wiek. Wła Ļ ciwie Matthias sko ı czył trzydzie Ļ ci cztery lata, ale czuł si ħ , jakby miał ich na karku
setki. Szacował, Ň e owa Imogena mo Ň e dochodzi ę gdzie Ļ do dwudziestej pi Ģ tej wiosny. Patrzył,
jak rzuca na dywan oprawiony w skór ħ notatnik i niecierpliwie kl ħ ka przy pokojówce. Na
serdecznym palcu nie błysn ħ ła obr Ģ czka. Cho ę Matthias sam nie wiedział dlaczego, ale ucieszyło
go to. Podejrzewał, Ň e istnieje Ļ cisły zwi Ģ zek mi ħ dzy surowym głosem i władczym zachowaniem
owej damy a jej staropanie ı stwem. Oczywi Ļ cie, to tylko kwestia gustu. Wi ħ kszo Ļę towarzyszy
Matthiasa wolała miód i czekolad ħ . On za Ļ zawsze w słodko Ļ ciach lubił odrobin ħ kwaskowatego
smaczku.
— Bess, do Ļę ju Ň tego dobrego. Natychmiast otwieraj oczy, słyszała Ļ ?
Imogena wyj ħ ła flakonik z solami trze Ņ wi Ģ cymi i szybko machała nim przed nosem słu ŇĢ cej.
— To doprawdy niedopuszczalne, Ň eby Ļ wrzeszczała i mdlała, ledwo otworzysz byle drzwi w
tym domostwie.
Ostrzegałam ci ħ , Ň e mój wuj był prawdziwym oryginałem i przy okazji sporz Ģ dzania
inwentarza jego kolekcji znalezisk grobowcowych nie raz natkniemy si ħ na najdziwniejsze
przedmioty.
Bess j ħ kn ħ ła i przekr ħ ciła głow ħ . Nie otworzyła oczu.
— Widziałam go, panienko. Przysi ħ gam na grób mojej mateczki.
— Co takiego widziała Ļ , Bess?
— Ducha. A mo Ň e to był wampir. Sama nie wiem.
— Bzdury — o Ļ wiadczyła Imogena.
— Co to był za wrzask? Omal mi b ħ benki od niego nie pop ħ kały! — zawołała jaka Ļ kobieta ze
schodów. — Stało si ħ co Ļ , Imogeno?
— Bess zemdlała, ciociu Horacjo. Naprawd ħ , tego ju Ň za wiele.
— Bess? To do niej niepodobne.
Kroki w korytarzu zapowiedziały rychłe zjawienie si ħ kobiety, któr Ģ nazwano cioci Ģ Horacj Ģ .
— Bess to rozs Ģ dna dziewczyna. Nie mdleje z byle powodu.
— Je Ļ li nie zemdlała, to mam tu przed sob Ģ doskonał Ģ imitacj ħ nagle osłabłej damy.
Bess uchyliła powieki.
— Och, panienko Imogeno, to było okropne. Ciało w tym kamiennym grobie… Ruszało si ħ .
— Nie opowiadaj bzdur, Bess.
— Na własnem oczy widziała.
Bess znowu j ħ kn ħ ła, uniosła głow ħ i zza sukni swej pani l ħ kliwie zerkn ħ ła w mroki sypialni.
Matthias skrzywił si ħ , kiedy go zauwa Ň yła, i znowu pisn ħ ła przera Ņ liwie, po czym z gracj Ģ Ļ ni ħ tej
ryby opadła na podłog ħ .
Do drzwi sypialni dotarła trzecia kobieta. Podobnie jak Imogena miała na sobie strój roboczy:
prost Ģ sukni ħ , fartuch i czepek. Była cal, dwa cale ni Ň sza od towarzyszki, za to znacznie od niej
szersza w talii i biodrach. Siwiej Ģ ce włosy skrywał czepek. Przyjrzała si ħ Bess przez binokle.
— Wielkie nieba, có Ň mogło j Ģ tak wystraszy ę ?
— Nie mam poj ħ cia. — Imogena znowu zacz ħ ła macha ę buteleczk Ģ z solami. — Poniosła j Ģ
wyobra Ņ nia.
— Ostrzegałam ci ħ , Ň eby Ļ nie uczyła jej czyta ę .
— Wiem, ciociu, ale szkoda było, Ň eby tak roztropna dziewczyna nie posiadła cho ę odrobiny
wiedzy.
— Jeste Ļ dokładnie taka sama, jak twoi rodzice. — Horacja pokr ħ ciła głow Ģ . — Có Ň , nie na
wiele nam si ħ ona zda, je Ļ li b ħ dzie wrzeszczała, ilekro ę natknie si ħ na co Ļ niezwykłego. Cho ę
rzeczywi Ļ cie, kolekcja mojego brata ka Ň dego doprowadziłaby do takiego stanu.
— Bzdury. Przyznaj ħ , Ň e zbiory wujka Selwyna s Ģ odrobin ħ ponure, lecz na swój sposób
fascynuj Ģ ce.
— Ten dom to mauzoleum, i doskonale zdajesz sobie z tego spraw ħ — odparła Horacja. —
Mo Ň e lepiej po Ļ lijmy Bess na dół. Ten pokój to sypialnia Selwyna. Z pewno Ļ ci Ģ to sarkofag tak
j Ģ przeraził. Nie pojmuj ħ , jak mój brat mógł sypia ę w tym rzymskim grobowcu.
— Rzeczywi Ļ cie do Ļę oryginalne ło Ň e.
— Oryginalne? ņ aden normalny człowiek nie mógłby tu spa ę bez najgorszych majaków. —
Horacja zerkn ħ ła do wn ħ trza ciemnego pokoju.
Matthias uznał, Ň e pora wsta ę z trumny. Wyskoczył z grobowca i rozsun Ģ ł czarne kotary.
Owin Ģ ł si ħ płaszczem, by zasłoni ę pomi ħ te spodnie i koszul ħ , w których sp ħ dził noc. Z pełn Ģ
rozbawienia rezygnacj Ģ obserwował, jak Horacja szeroko otwiera oczy z przera Ň enia.
ĺ wi ħ ty Bo Ň e, Bess miała racj ħ . — Jej głos przeszedł w pisk. — Rzeczywi Ļ cie, w grobowcu
Selwyna co Ļ jest! — Cofn ħ ła si ħ chwiejnym krokiem. — Uciekaj, Imogeno, uciekaj.
Imogena zerwała si ħ na nogi.
— No nie, ciociu, teraz ty? — Rozgniewana rzuciła si ħ do pokoju. Na widok Matthiasa
stoj Ģ cego przed sarkofagiem zdumiona rozchyliła usta. — Wielkie nieba. Rzeczywi Ļ cie, kto Ļ tu
jest.
— To Ň em panience mówiła — chrapliwie szepn ħ ła Bess.
Matthias spokojnie czekał, zastanawiaj Ģ c si ħ , czy Imogena zacznie wrzeszcze ę , czy te Ň osunie
si ħ na podłog ħ .
Ona tymczasem ani nie krzykn ħ ła, ani nie zemdlała, tylko przymru Ň yła oczy, patrz Ģ c na niego
z nie skrywan Ģ dezaprobat Ģ .
— Kim pan jeste Ļ i co tu robisz? Dlaczego próbujesz Ļ miertelnie wystraszy ę m Ģ ciotk ħ i
pokojówk ħ ?
— Wampir — bełkotała Bess. — Słyszałam o nich, panienko. Wyssie z panienki cał Ģ krew.
Uciekaj, panienko, uciekaj, póki pora. Ratuj si ħ .
— Nie ma Ň adnych wampirów — o Ļ wiadczyła Imogena, nawet nie odwracaj Ģ c si ħ ku
przera Ň onej słu Ň ce.
— W takim razie duch. Uciekaj Ň e, panienko, je Ļ li ci Ň ycie miłe.
— Ona ma racj ħ . — Horacja poci Ģ gn ħ ła Imogen ħ za r ħ kaw. — Musimy st Ģ d ucieka ę .
— Nie b Ģ d Ņ niem Ģ dra. — Wyrwała si ħ ciotce i zmierzyła wzrokiem Matthiasa, zadzieraj Ģ c
przy tym swój wyj Ģ tkowo zgrabny nosek. — Wi ħ c, panie? Co masz pan na swoj Ģ obron ħ ? Mów,
albo wezw ħ stró Ň ów prawa, którzy zakuj Ģ ci ħ w kajdany.
Matthias wolno ruszył w stron ħ kobiety, nie odrywaj Ģ c od niej wzroku. Nie cofn ħ ła si ħ ani o
krok. Co wi ħ cej, podparła si ħ pod boki i zacz ħ ła niecierpliwie stuka ę pantofelkiem.
Ogarn ħ ło go niewytłumaczalne uczucie, Ň e sk Ģ d Ļ zna t ħ twarz; przeszyło go nagle, uderzyło
jak gromem. To niemo Ň liwe. Kiedy jednak podszedł jeszcze bli Ň ej i zobaczył przejrzyste
zielononiebieskie oczy Imogeny, o barwie morza otaczaj Ģ cego zagubion Ģ wysp ħ królestwa
Zamarii, ol Ļ niło go. Z jakich Ļ niezrozumiałych przyczyn dziewczyna przywodziła mu na my Ļ l
zamaryjsk Ģ bogini ħ dnia. Owa mityczna posta ę dominowała w staro Ň ytnych wyznaniach Zamarii,
wyst ħ powała w jej sztuce. Stanowiła uosobienie ciepła, Ň ycia, prawdy, energii. Pot ħ g Ģ
dorównywał jej jedynie Zamaris, władca ciemno Ļ ci. I tylko on potrafił ogarn Ģę jej
niepowtarzalnego ducha.
— Witam, pani — odezwał si ħ Matthias, odganiaj Ģ c płoche my Ļ li, które przebiegały mu przez
głow ħ . — Nazywam si ħ Colchester.
— Colchester. — Horacja cofn ħ ła si ħ jeszcze o krok i natrafiła na Ļ cian ħ . Spojrzała na jego
włosy. Gło Ļ no przełkn ħ ła Ļ lin ħ . — Bezwzgl ħ dny Colchester?
Matthias wiedział, Ň e wpatruje si ħ w biały kosmyk, rozcinaj Ģ cy czer ı jego włosów. Wi ħ kszo Ļę
ludzi natychmiast go po nim rozpoznawała. Owo siwe pasmo ju Ň od czterech pokole ı
charakteryzowało m ħŇ czyzn z jego rodu.
— Jak ju Ň powiedziałem, nazywam si ħ Colchester, pani.
Był wicehrabi Ģ Colchester, gdy zdobył przydomek „bezwzgl ħ dny”. Fakt, Ň e oba rodowe tytuły
przeszły na jedn Ģ osob ħ , Colchestera, ułatwiło Ň ycie plotkarzom z wy Ň szych sfer, pomy Ļ lał z
gorycz Ģ . Nie musz Ģ jeszcze dorzuca ę przydomków.
Horacja poruszyła ustami.
— I có Ň pan robi w Upper Stickleford, hrabio?
— Znalazł si ħ tu, gdy Ň po niego posłałam. — Imogena obdarzyła go promiennym,
o Ļ lepiaj Ģ cym u Ļ miechem. — Musz ħ przyzna ę , Ň e był ju Ň najwy Ň szy czas, hrabio. Wiadomo Ļę
wysłałam ponad miesi Ģ c temu. Co pana zatrzymało?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin