Krentz Jayne Ann - Głębokie wody.pdf

(747 KB) Pobierz
Głębokie wody
Jayne Ann Krentz
Głębokie
wody 1
Charity
Morze obiecuje niebacznym wolność,
ale kryje wiele niebezpieczeństw.
Wodne drogi, z dziennika Haydena Stone'a
K iedy Charity Truitt wkroczyła do jednego z ekskluzywnych klubów biznesmena w
Seattle, ogarnęła ją panika. Serce biło jak oszalałe, oddychała z trudem, oblał ją zimny pot.
Zatrzymała się w drzwiach sali zarezerwowanej na dzisiejszy wieczór i wzięła głęboki
oddech, usiłując ukryć zdenerwowanie. Miała wrażenie, że obserwujący ją ludzie oceniają jej
pojawienie się jako zbyt teatralne. Tymczasem była tak przerażona, że miała ochotę uciec.
Z żelazną wolą osoby, która zarządzając dużą korporacją nawykła do dyscypliny, zmusiła
się do uśmiechu.
Nie byt to pierwszy atak paniki, jakiego doświadczyła. W ciągu ostatnich czterech
miesięcy zdarzały się coraz częściej: nie pozwalały jej spać, sprawiały, że była rozdrażniona,
niespokojna.
Zaczynała powątpiewać w swoje zdrowie psychiczne. Zdecydowała się na wizytę u
lekarza, zaczęła chodzić do terapeuty, ale poza technicznymi radami nie otrzymała żadnej
pomocy.
Terapeuta oświadczył, że to nieuzasadnione reakcje typu „walcz albo uciekaj”,
archetypowe odczucia z zamierzchłej przeszłości, kiedy człowiek jaskiniowy lękał się potworów
prześladujących go nocą, towarzyszące zwykle stresującym sytuacjom.
Dzisiejszego wieczoru raptem uświadomiła sobie przyczynę tych ataków, zrozumiała, co
wywołuje przypływy paniki. To Brett Loftus, właściciel firmy Loftus Sport, wysoki
trzydziestolatek o imponującym ciele gwiazdora futbolu. Blondyn o piwnych oczach, przystojny,
przypominający niegdysiejszych bohaterów westernów. Człowiek sukcesu o ujmującym sposobie
bycia.
2
Charity lubiła go, ale nie kochała. Była pewna, że nie mogłaby go pokochać. Uważała, że
powinien raczej zainteresować się jej siostrą przyrodnią, Meredith, i że stanowiliby świetną parę.
Zdarzające się ostatnio ataki paniki nie zmniejszyły jej legendarnej intuicji.
Niestety to ona, nie Meredith, powinna ogłosić dzisiaj swoje zaręczyny z dziedzicem
imperium Loftusów.
Małżeństwo miało doprowadzić do połączenia firm. W najbliższych tygodniach Loftus
Sport i sieć domów towarowych Truitt miały przeistoczyć się w korporację Truitt-Loftus,
największą prywatną kompanię zajmującą się handlem detalicznym na Północnym Zachodzie.
Jeśli wszystko ułoży się pomyślnie, w ciągu dwóch lat opanują handel wzdłuż całego wybrzeża
Pacyfiku.
Ze względu na interesy rodzinne miała poślubić mężczyznę, który przyprawiał ją o ataki
lęku, ilekroć brał ją w ramiona.
To nie wina Bretta, że czuła napady klaustrofobii za każdym razem, gdy ją całował,
pomyślała z desperacją. To jej problem, z którym musi się jakoś uporać. Rozwiązywanie
problemów należało do jej obowiązków. Była w tym dobra. Ludzie oczekiwali od niej
podejmowania decyzji, przezwyciężania kryzysów.
Miała drętwe dłonie, brakowało jej powietrza w płucach. Gotowa zemdleć tutaj, w
obecności wszystkich zebranych, najbardziej wpływowych ludzi na Północnym Zachodzie.
Co za upokarzająca perspektywa, osunąć się na dywan, wywołując rozbawienie na
twarzach znajomych, współpracowników, konkurentów, rywali i, co najgorsze, na oczach
przedstawicieli lokalnych mediów.
- Charity?
Drgnęła na dźwięk własnego imienia i obróciła się raptownie. Obok stała jej przyrodnia
siostra, Meredith. Dwudziestodziewięcioletnia Charity była o pięć lat od niej starsza, ale nawet
pomimo wysokich obcasów sporo niższa od siostry.
Postawna, z burzą jasnych włosów, Meredith wyglądała majestatycznie. Nikt się tak nie
nosi jak moja siostra, pomyślała smętnie Charity. Wytworna, o klasycznych rysach, Meredith z
powodzeniem mogłaby być modelką. W czasie studiów, zanim weszła do ścisłego kierownictwa
firmy, prezentowała nawet stroje na pokazach organizowanych przez domy towarowe Truitt.
- Dobrze się czujesz? - zapytała Meredith z troską.
3
- Wszystko w porządku. Jest Davis? - Charity rozejrzała się pospiesznie.
- Przy barze. Rozmawia z Brettem.
Wśród tłumu, w drugim końcu sali dostrzegła swojego przyrodniego brata.
Był o kilka centymetrów wyższy i dwa lata starszy od Meredith. I on z oddaniem i
entuzjazmem pracował dla rodzinnej firmy. Charity szybko poznała się na jego talentach. W pół
roku, ignorując zarzuty o nepotyzm, uczyniła go wiceprezesem kompanii. W końcu naprawdę
była to firma rodzinna, a ona sama bardzo wcześnie została jej prezesem.
Davis miał jasne jak siostra włosy i zielone oczy, odziedziczone, razem z imponującym
wzrostem, po ojczymie Charity, Fletcherze Truitcie.
Charity prawie nie pamiętała własnego ojca. Zawodowy fotograf, Samson Lapford
zostawił rodzinę, gdy Charity miała trzy lata, by jeździć po świecie i robić zdjęcia wulkanów oraz
tropikalnych dżungli. Zginął w wypadku, usiłując sfotografować jakąś rzadką paproć rosnącą na
zboczach gór w Ameryce Południowej.
Prawdziwym jej ojcem był Fletcher Truitt. Przez pamięć jego i matki zastąpiła go, gdy
umarli obydwoje przed pięciu laty, i od tamtej chwili zarządzała interesami rodziny.
Znowu spojrzała poprzez tłum w kierunku baru; ujrzała Bretta Loftusa, jego jasne włosy,
szerokie ramiona. Wzdrygnęła się; znowu miała wrażenie, że w sali zabrakło tlenu. Nie odważyła
się wytrzeć spoconych dłoni o drogi materiał sukni.
Davis był potężnym mężczyzną, ale Brett zdawał się jeszcze potężniejszy. Charity
pomyślała, że większość obecnych kobiet chętnie zamieniłaby karty kredytowe Truitta na
możliwość zostania sam na sam z Brettem Loftusem. Ona, niestety, do nich nie należała.
Uświadomiła sobie nagle z całą jasnością, że nie potrafi zaakceptować tego narzeczeństwa, nawet
jeśli zdecydowała się na nie dla dobra swojego przyrodniego rodzeństwa, tak jak złożyła im w
ofierze ostatnich pięć lat życia.
- Może wypijesz kieliszek szampana? - Meredith ujęła ją pod ramię. - Chodź, przyłączmy
się do Bretta i Davisa. Ostatnio dość dziwnie się zachowujesz. Chyba jesteś przepracowana.
Może te zaręczyny i połączenie firm to jednak za dużo jak na twoje siły, a do tego jeszcze ślub i
miesiąc miodowy.
- Za dużo. - Nie była w stanie opanować paniki. Zwariuje, jeśli zaraz stąd nie wyjdzie.
Musi uciec.
4
- Tak, za dużo. Muszę wyjść, Meredith.
- Słucham? - Meredith patrzyła na nią zdumiona.
- Natychmiast.
- Uspokój się, Charity. Co ty opowiadasz? Nie możesz ot tak, po prostu, zniknąć. Co Brett
sobie pomyśli? Nie mówiąc o ludziach, których zaprosiliśmy.
Charity ogarnęło dobrze znane poczucie winy i obowiązku. Przez kilka chwil walczyła z
sobą, wreszcie się opanowała.
- Masz rację. Nie mogę uciec. Jestem winna Brettowi wyjaśnienia - powiedziała bez tchu.
Meredith przeraziła się teraz nie na żarty.
- Jakie wyjaśnienia?
- Nie mogę. Bóg widzi, że próbowałam, ale nie mogę. Mówiłam sobie, że tak trzeba, ale
to nieprawda. Brett jest zbyt miły, nie zasłużył sobie na to.
- Na co? O czym ty mówisz, Charity? Nic nie rozumiem.
- Muszę mu powiedzieć, mam nadzieję, że on zrozumie.
- Chyba powinnyśmy porozmawiać gdzieś na osobności. Może byśmy poszły do
gotowalni dla pań? - niespokojnie zapytała Meredith.
- To nie jest chyba konieczne. - Charity otarła pot z czoła. Nie mogła się skupić. Niczym
gazela u wodopoju, przerażona czyhającymi w krzakach lwami, niespokojnie rozglądała się
wokół. - Wszystko będzie dobrze, pod warunkiem, że uda mi się stąd wydostać.
Siłą woli opanowała przypływ paniki i ruszyła w stronę baru. Szła jak na ścięcie. Brett i
Davis spoglądali w jej stronę, Davis przywitał ją uśmiechem i uniósł kieliszek.
- Jesteś wreszcie. Najwyższy czas. Myślałem, że coś cię zatrzymało w biurze.
- Wspaniale wyglądasz, kochanie - dodał Brett z czułością. - Gotowa na ogłoszenie
wielkiej nowiny?
- Nie. Bardzo, bardzo mi przykro, Brett, ale nie mogę - odparła Charity zbierając całą
odwagę.
Brett spochmurniał.
- Co się stało?
- Nie pasuję do ciebie, ty nie pasujesz do mnie. Ogromnie cię lubię. Jesteś prawdziwym
przyjacielem i byłbyś znakomitym partnerem w interesach, ale nie mogę za ciebie wyjść.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin