Joanna d'Arc.doc

(38 KB) Pobierz
Przez 116 lat, w wiekach XIV i XV, zmagała się Francja ze swą potężna sąsiadką z poza wąskiej cieśniny morskiej

Przez 116 lat, w wiekach XIV i XV, zmagała się Francja ze swą potężna sąsiadką z poza wąskiej cieśniny morskiej. Przez no lat krwawiła się w walce z angielskim najeźdźcą, który stare chciał wyrównać nieporozumienia i w imię świeżych wystąpił pretensyj królów angielskich do korony francuskiej.

Klęska po klęsce spadały na Francję. Pod Sluys została zniszczona flota francuska, pod Grecy rozbite słynne niegdyś zastępy rycerstwa; padło warowne Calais, sam król Jan Dobry, pokonany pod Poitiers, dostał się do niewoli, a potem klęska pod Azincourt i t. d. i dalej, cały łańcuch krwawych walk, przeważnie klęsk, ciągnący się przez całe dziesiątki lat, przerywany od czasu do czasu krótkotrwałemi układami.

A niebawem do tych nieszczęść dołączyło się nowe, jeszcze większe. Waśń wewnętrzna zaczęła niszczyć społeczeństwo francuskie. Wybuchło najpierw powstanie mieszczan pod przewodnictwem Stefana Marcel'a, za niem przyszedł bunt włościan. Francuz rozpoczął walkę z Francuzem, rozgorzała wojna domowa.

A wreszcie waśń wdarła się do rodziny królewskiej. Gdy na tronie zasiadł zrazu małoletni, a następnie obłąkany król Karol VI, dwaj jego bracia wystąpili, rywalizując o rządy w jego zastępstwie: rodzony brat ludwik, książę orleański i stryjeczny Jan Bez Trwogi, książę burgundzki. Zginęli obydwaj w skrytobójczy sposób zamordowani, a ta braterska krew przelana taka zawiść wniosła w walkę domową, że Burgundowie, zdradzając króla i Francję, połączyli się z Anglikami. Nawet królowa dała się wciągnąć w tę wojnę i zawarła układ z najeźdźcą.

Osamotniony pozostał prawowity następca królów francuskich, delfin Karol, sam niezdolny do żadnego wysiłku, bez woli, lekkomyślny, goniący TA uciechami.

Oto Francja po kilkudziesięciu lalach wojny, na początku wieku XV, pokonana przez wroga, zniszczona, wyludniona, rozdarta wewnętrzną walką. Cała jej północna część ze stolicą Paryżem, z miastem koronacyjnem Reims, w rękach Anglików. Przypuszczają oni szturm do Orleanu, broniącego dostępu do Francji południowej. Delfin, straciwszy nadzieję ratunku, myśli o ucieczce z ojczyzny, zdawało się, że już wybiła ostatnia godzina jej wolności.

W tej chwili, w 92 roku wojny, staje przed delfinem 17- letnia dziewczyna i wzywa go do walki w obronie Francji. Jest to Joanna d'Arc, córka wieśniaka z Domremy.

Wyrosła wśród wrzawy wojennej i zniszczenia. Łuny pożarów nieraz rozpraszały nocne ciemności w jej wiosce rodzinnej, a odgłosy bitew dochodziły i tu, w te ciche, leśne doliny pięknej Lotaryngji. Nieraz chronili się tutaj z resztą swego dobytku, uchodzący przed wrogiem, mieszkańcy sąsiednich miast i wsi. A ona sama musiała też uciekać w latach dziecinnych i patrzeć potem na zrabowaną zagrodę rodzinną. Słyszała opowiadania o nieszczęśliwym królewiczu, o klęskach i zniszczeniu swej ojczyzny, a także o tem, że zjawi się wybawca, który i króla i kraj uratuje. Bo takie krążyły podania wśród ludu francuskiego i on w nie wierzył.

Aż oto głos archanioła Michała powiada jej, że ona jest tą wybraną, wzywa ją, by stanęła na czele wojsk i poszła ratować Francję.

Przezwyciężyć musiała najpierw opór ojca, który groził, że raczej ją utopi, a nie pozwoli pójść z żołnierzami. Przezwyciężyła wątpliwości komendanta sąsiedniego miasta Vaucouleurs, p. Baudricourt, do którego najpierw się udała. A wreszcie 9 marca 1429 r. stanęła w Chinon przed delfinem.

"Król niebios zwiastuje ci przeze mnie - powiada do niego - że masz być namaszczon i koronowan w Reims i zostać namiestnikiem Jego, bo On sam jest królem Francji... Oświadczam ci imieniem Pana mego, żeś ty jest prawdziwym dziedzicem Francji, prawdziwym synem kró-lewskim".

Ta pierwsza krótka rozmowa Joanny d'Arc z delfinem była decydująca; podniosła na duchu gotowego już do rezygnacji, zagrzała do walki w obronie swych praw i wolności Francji.

Pierwsze zadanie, jakie postawiła sobie Joanna d'Arc, to wyswobodzenie Orleanu. Już przez siedm miesięcy Anglicy oblegali miasto, głód coraz silniej zaczął dokuczać załodze, a wiara w możliwość obrony gasła. Trzeba było spieszyć się z odsieczą,

Joanna d'Arc w jasnej zbroi, ze sztandarem w ręku, na którym ponad białemi liljami, haftowanemi na niebieskiem tle, widniał obraz Boga Ojca i napis: Jezus, Marja! - na białym rumaku wiodła zbrojne zastępy rycerstwa w stronę Orleanu.

Już wtedy rozchodziła się szybko po Francji wieść, że oto Bóg zesłał wybawcę, który idzie ratować Francję. Ożywczy duch powiał w szeregach, ustąpiło rozluźnienie, wróciła dawno niewidziana karność. I lud i wojsko uwierzyli w jej posłannictwo, a wieść o niem dotarła i do Orleanu, budząc otuchę. To też gdy 29 kwietnia wieczorem z częścią swych ludzi na statku L,oarą wpłynęła do miasta, to uniesienie, radość ludności i załogi nie znały granic nie dlatego, że im zgłodniałym żywność przywiozła, lecz że wraz z jej przybyciem wstąpiła w ich dusze wiara we własne siły, wiara w zwycięstwo. Po kilku dniach ciężkich walk, w których Joanna kilkakrotnie osobiście w pierwszym szeregu ze swym sztandarem wiodła do ataku, rozgromiono Anglików, zmuszono do ucieczki. Dnia 8 maja 1429 r. Orlean był wolny; było to pierwsze zwycięstwo odniesione nad Anglikami.

Jak pierwsza rozmowa Joanny d'Arc z delfinem była chwilą przełomową w jego życiu, tak oswobodzenie Orleanu było taką chwilą w życiu narodu francuskiego. To oswobodzenie stało się widomym znakiem boskiego posłannictwa Joanny d'Arc. Rozbudziło wiarę w siebie i w zwy-cięstwo, podnieciło zapał religijny i wojenny. Zamilkły swary, a pod biały sztandar Joanny d'Arc zaczęły ściągać nowe zastępy. Pozostało drugie ważne zadanie do spełnienia: zaprowadzić delfina do Reims, tam go koronować, by dać w ten sposób Francji prawowitego króla. Było to trudne zadanie, cała ta część Francji i samo Reims znajdowały się w rękach Anglików. Wyprawa była niebezpieczna. Dlatego nic dziwnego, że i delfin sam i jego wo-dzowie radzili poczekać, powoli zajmować poszczególne miasta i części kraju, wypierając Anglików.

Joanna d'Arc rozumiała moralne znaczenie aktu koronacji, uważała, że zwlekać nie można i wolę swą przeprowadziła.

I oto wyrusza pochód, w którym Joanna prowadzi strwożonego delfina przez kraj, zajęty przez nieprzyjaciół. Jest to jak gdyby krucjata, której zastępy rosną pod hasłem "Bóg tak chce", hasłem, które niegdyś wiodło krzyżowców do Ziemi świętej. Jedne miasta,- na które natrafiono po drodze, zdobyto, inne poddały się, z samego Reims ustąpiła dobrowolnie załoga angielska i dnia 15 lipca odbył się uroczysty wjazd Karola do Reims. W dwa dni później, 17 lipca 1429 r. w ślicznej katedrze, która widziała koronacje tylu poprzednich królów, został ukoronowany prawowity król . Francji, Karol VII. A gdy korona .spoczęła na jego namaszczonych olejami skroniach, Joanna d'Arc, która przez cały czas uroczystości stała ze swym sztandarem w ręku u stopni ołtarza, padła pierwsza z płaczem do stóp prawowitego króla swego, za nią poszedł lud, zgromadzony w katedrze, a za nim cały naród francuski.

Miał on znów swego króla, w tak widoczny .sposób wola Bożą naznaczonego, miał symbol, około którego mógł się skupić z powrotem, zjednoczyć. I rzeczywiście milkną, waśnie, kończy się wojna domowa, cały naród zjednoczony staje przy prawowitym królu. Poddają się mu miasta, które dotąd były mu wrogie, jak Soissons, Laon, Chateau-Thierry i in. Wraca wreszcie i ten syn marnotrawny, który przedtem zdradził i połączył się z wrogami; książę burgundzki stanie teraz przy boku prawowitego króla.Zjednoczona Francja, pełna otuchy i wiary, poprowadzi dalej zwycięską wojnę, która skończy się zupełnem wypędzeniem Anglików. Jedno jedyne Calais pozostanie jeszcze przez pewien czas w ich ręku.

Nie doczekała tej chwili główna sprawczyni zwycięstwa; padła przedtem jako ofiara swego posłannictwa. Z chwilą ukoronowania Karola VII uważała, że misja jej skończona. Prosiła, by mogła wrócić do swej wioski rodzinnej, do swych dawnych zajęć, tęskniła za niemi, tam jej było najlepiej. .Nie nęciły jej zaszczyty, ni sława, chociaż miała dopiero lat 17; spełniła swe posłannictwo, chciała spocząć wśród swoich.

Ale puścić jej nie chciano, czekała Francję jeszcze długa walka, więc została i walczy. Bierze udział ogółem w 22 bitwach, dwukrotnie zostaje ranna. W końcu broni ważnej twierdzy, Compiegne, w północnej Francji. W czasie jednej z wycieczek, którą prowadzi z twierdzy na okopy nieprzyjacielskie, zostaje schwytana przez żołnierzy burgundzkich 23 maja 1430. Sprzedana Anglikom, oskarżona przed sądem o czary, po przeszło rok trwa-jącem więzieniu, ginie, spalona na stosie na rynku miasta Rouen, dnia 30 maja 1431 roku.

Zginęła mając zaledwie lat 19, a w tak młodym wieku i w tak krótkim czasie dokonała dzieła, które przetrwało wieki. Uratowała naród swój i wyprowadziła z upadku na drogę odrodzenia, a zdziałać to mogła dzięki temu, że zespoliła w sobie dwa najwyższe uczucia: niezgłębioną miłość Boga i Ojczyzny. Pierwsza była tak wielka, że wprowadziła ją w poczet świętych.

Drugą poznawała wśród tych łąk i pól, lasów i gór, wchłaniała w siebie razem z jasnemi promieniami słońca, rozświetlającemi ten piękny krajobraz. Uczyła się kochać i ten kraj czarowny i ludzi, którzy ją otaczali. To też nic dziwnego, że gdy potem, wypełniając posłannictwo boskie, poszła z bezgranicznem poświęceniem ratować ten lud, potrafiła obudzić w nim drzemiące uczucie miłości ojczyzny i wiary, gdyż wyrosła z jego głębi. Potrafiła zjednoczyć go w jeden naród, porwać i poprowadzić do zwycięstwa.

Bo niema na ziemi takiej siły fizycznej, któraby nie musiała w końcu ustąpić przed moralną siłą ducha. I niema na ziemi takiej siły fizycznej, któraby potrafiła zniszczyć naród, skupiony około sztandaru wielkiej idei przewodniej.

Szczęśliwa Francja, która w chwili ciężkiej próby wydała z pośród siebie Dziewicę Orleańską!



(św.Joanna dArc - Dziewica Orleańska, Kraków 1930, ss.19-23)

prof.Józef Haydukiewicz

Zgłoś jeśli naruszono regulamin