Romans Historyczny 347 - Dickson Helen - Fatum.pdf

(1055 KB) Pobierz
816287339.001.png
Helen Dickson
Fatum
816287339.002.png 816287339.003.png
Prolog
Rozległe pustkowie ciągnące się na północ od Falmouth fascynowało piętnastolet-
nią Rowenę. Galopując po nim z wielką brawurą, oddalała się od domu w takim tempie,
jakby ścigał ją sam szatan. Szkarłatne spódnice falowały, przysłaniając końskie boki,
rozpuszczone kasztanowe włosy powiewały niczym chorągiew na okręcie. Policzki
przybrały odcień maków, a w lśniących oczach koloru morskiej wody odbijały się pod-
niecenie i radość. Czyż ojciec nie nazwał jej cyganichą i włóczęgą, bo nie mogła usie-
dzieć w domu? Zresztą, miał rację. Marzyła o tym, aby być wolną od wszelkich więzów.
Napastnik pojawił się nie wiadomo skąd. Nie miała czasu na obronę, nagle bowiem
została ściągnięta ze spłoszonej klaczy i strącona na ziemię. Próbowała, krzyknąć, ale
mężczyzna zasłonił jej usta ręką. Natychmiast zaczęła się wyrywać i młócić na oślep pię-
ściami, lecz na próżno. Uścisk był zbyt mocny. Zaraz potem jej ramiona zostały uwię-
zione przy ciele, a usta mężczyzny wpiły się w jej wargi.
Takie zachowanie wzbudziło w niej odrazę. To pozbawione zasad zwierzę chciało
wziąć ją siłą, bez czułości, bez cienia przyzwoitości, i już zaczęło zdzierać z niej ubranie.
Każda próba oporu wyrywała z ust mężczyzny strumień przekleństw. Przerażenie dodało
Rowenie sił. Walczyła, nie dopuszczając do siebie myśli o tym, co za chwilę może się
stać. Łzy wściekłości płynęły jej strumieniem, a wszystko w niej krzyczało przeciwko
bezwzględnej przemocy.
- Co za duch, co za odwaga, moja malutka - pochwalił z szyderstwem w głosie
mężczyzna. - Twoje protesty na nic się zdadzą. Będzie dla ciebie lepiej, jeśli przestaniesz
się bronić.
Rowena poznała napastnika. To był Jack Mason, kapitan „Delfina", statku należą-
cego do jej ojca. Zdesperowana, z całej siły uderzyła Masona kolanem między nogi i
odepchnęła go najmocniej, jak potrafiła. Wydał okrzyk bólu i zgiął się wpół, przyciskając
dłonie do podbrzusza. Rowena wykorzystała ten moment i odczołgała się na czworakach.
Gdy zerknęła za siebie, kapitan wciąż wił się na ziemi, ścigając ją morderczym spojrze-
niem.
- Dobrze pomyśl, człowieku, jeśli jeszcze chcesz mnie zgwałcić - rzuciła niena-
wistnie. - Chciałeś mnie przestraszyć?
- Chciałbym usłyszeć, jak skamlesz o litość.
Rowena wstała.
- Myślisz, że uwierzę w to, jaki jesteś mocny? - Roześmiała się z lekceważeniem. -
Już zawsze będę cię pamiętać w tej pozycji, która do ciebie najlepiej pasuje: na kolanach.
Kapitan Jack Mason zmrużył oczy.
- Ostrzegam cię, Roweno Golding, nie śmiej się ze mnie.
- A właśnie że będę - odparła. - Myślisz, że oddałabym się komuś takiemu jak ty?
Dla ciebie dobre jest szorowanie pokładu statku mojego ojca. Tak, Jacku Masonie, nie
jesteś stosownym towarzyszem dla szlachetnie urodzonych. Co gorsza, jesteś za głupi,
żeby zrozumieć dlaczego.
Z tymi słowami wskoczyła na klacz i pogalopowała. Mężczyzna, który wciąż nie
mógł się pozbierać, odprowadził ją nienawistnym wzrokiem.
- Uciekaj, suko - wycharczał - ale jeszcze się doczekasz. Już ja tego dopilnuję.
Rozdział pierwszy
Maj , 1721 rok
Bale maskowe lorda Tennanta cieszyły się zasłużoną sławą. Mówiono o nich w ca-
łej Kornwalii, od przylądka Land's End po rzekę Tamar, a bywali na nich członkowie
kornwalijskiej śmietanki towarzyskiej, wszyscy w kostiumach, czasem bardzo wymyśl-
nych. Mężczyźni wdziewali średniowieczne szaty, tureckie i arabskie, wśród gości byli
liczni Ryszardowie III i Henrykowie VIII, a także wielu innych przebierańców. Niektóre
damy udawały królową Elżbietę albo wcielały się w tragiczną postać Marii Stuart. Wi-
dywało się hiszpańskie mantyle, falbaniaste spódnice, kunsztowne peruki i trzepoczące
wachlarze z kości słoniowej i koronki.
Zgodnie z niepisanymi zasadami tego wieczoru, Rowena nie pominęła ani jednego
tańca, ale za każdym razem zmieniała partnera. Mimo że miała duże powodzenie i budzi-
ła niemały zachwyt, o czym świadczyły głowy zwracające się w jej kierunku i błyski
aprobaty w oczach mężczyzn, nikogo nie darzyła szczególnymi względami.
Przebierając się za królowę Kleopatrę, włożyła białą lnianą suknię ze złotym pa-
sem, która podkreślała, a także odsłaniała kobiece wdzięki urodziwej Roweny, co niektó-
rzy uznali za oburzające i nieprzyzwoite. Owdowiałego ojca dziewczyny taki strój nie-
chybnie przyprawiłby o apopleksję, gdyby tylko córka poddała się inspekcji przed wyj-
ściem z Mellin House na bal.
Matthew Golding jako kaleka nie mógł uczestniczyć w balu, wiedział jednak, że
eleganckie zgromadzenia przyciągały wszystkie niezamężne panny, gdyż stanowiły ro-
dzaj małżeńskiego targowiska. W obliczu zagrożenia finansową ruiną zdesperowany
Matthew szukał mężów dla swoich dwóch córek, dopilnował więc, by i one tam się zna-
lazły, a na przyzwoitkę wyznaczył im swoją sąsiadkę i dobrą znajomą, panią Crossland.
Im dłużej trwał bal, tym bardziej znużona czuła się Rowena. W ciężkiej peruce z
czarnymi włosami było jej za gorąco, zaczynała boleć ją głowa. Miała też wrażenie, że
proszek antymonowy, którym uczerniła sobie powieki, miesza się z potem i zaraz na jej
twarzy pojawią się brudne smugi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin