NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ IV.doc

(125 KB) Pobierz

[Wpisz tekst]

 

Anna Chodacka

NAJWIĘKSZA JEST MIŁOŚĆ

opowieść o Apostole Narodów, na motywach zaczerpniętych z Dziejów Apostolskich i listów św. Pawła

 

OSOBY:

Scena I

Szaweł

Matka Szawła

Scena II

Kasjus – przyjaciel Szawła z Tarsu

Szymon

Rachela

Ruth

Sara

Panna Młoda, Pan Młody, Druhny

(Szaweł)

Scena III

Gamaliel – nauczyciel Szawła

Szczepan

Józef

Nataniel

Symeon

Faryzeusze

(Szaweł, Kasjus)

Scena IV

Ananiasz

(Szaweł, Kasjus)

Scena V

Sergiusz Paulus – prokonsul rzymski na Cyprze

Barjezus – wróżbita, mag, doradca prokonsula

Lidia – przebywająca w gościnie u dostojnika mieszkanka macedońskiego miasteczka

(Szaweł – Paweł, Kasjus, Ananiasz)

 

INTRO – „Taniec z Bogiem

Układ choreograficzny obrazujący historię relacji człowieka i Boga od stworzenia, poprzez grzech i odejście od Stwórcy, błądzenie i szukanie dróg dających pozorne szczęście: pieniądze, alkohol, narkotyki, moda, aż do wyzwolenia przez Boga z więzów grzechu.

 

SCENA I – „Matka”

Noc. Sceneria ogrodu (drzewa, krzewy, greckie kolumny w tle,  fontanna).  Na ekranie z tyłu sceny rozgwieżdżone niebo, księżyc. Szaweł przeżywa rozterki związane z zaplanowanym wyjazdem do Jerozolimy na naukę w świątyni. Nie jest pewien, czy rzeczywiście powinien tam wyruszyć, bo w Tarsie czeka go spokojne życie i dostatnia przyszłość.

SZAW

              Postawiłeś na rozstaju moją duszę,

              Dróg widoki oczom moim pokazałeś,

              lecz którędy pójść mam, sam wybierać muszę,

              na samotność serce moje dziś skazałeś.

MATKA

              Nie śpisz, noc bezsenna nie sprzyja podróży,

              Powinieneś wypocząć sił świeżych nabrać

              Gdyś zmęczony najkrótsza droga cię nuży ,

              Bladym świtem w drogę trzeba ci się wybrać.

              Do świątyni podróż długa i niełatwa,

Noc niejedną przyjdzie Ci bez dachu przebyć,

A Jerozolima także nieprzyjazna,

Może nie dać zrazu wygód ci potrzebnych.

SZAWEŁ

              Spać nie mogę, matko, wszystkie myśli moje

              Kłębią się w mej głowie wciąż i nieustannie.

              Czy przed najwłaściwszą ścieżką właśnie stoję,

              Czy nauka w świątyni jedną drogą dla mnie?

Może powinienem tu nauczać Tory,

Miejscowym rabinem zostać w imię Boże,

Czy tam łatwiej będzie złu dawać opory,

Czy lepiej przed Bogiem tu serce otworzę?

MATKA

              Znasz Torę od dziecka, wiesz, co nakazuje:

              Najpierw Bogu winien jesteś posłuszeństwo,

              Jemu miłość, bo człeka nad wszystko miłuje,

              Przede wszystkim Jego winno być pierwszeństwo.

                           

              On każe: nie kradnij, nie zabijaj, nie grzesz,

              Na cudze łakomym okiem nie spoglądaj,

              I przed fałszem wszelkim duszę swoja ustrzeż,

              A bliźniego swego żony nie pożądaj.

SZAWEŁ

              Z mlekiem Twoim, matko, wyssałem te prawa,

              Według nich me życie dalej się potoczy

MATKA ( pojawia się motyw muzyczny – „Eve” zespołu Nightwisch)

              Jedno, bez którego nic nie można zdziałać,

              Bo nakazem, siłą  nie da się jednoczyć.

MATKA (Śpiewa.)

Spośród wszystkich Boskich praw

to największe musisz znać,

Wszechpotężną siłą jest

Miłość, która scala świat.

Więc miłować Boga masz,

całym sercem z wszystkich sił,

A bliźniego tak jak siebie kochaj dziś.

 

Miłość wielka jest, nienawiści niesie kres,

Tylko ona ludzkiemu istnieniu daje sens,

Przezwycięża zło i nadziei znakiem jest,

Drzwi otworzy ci do ludzkich serc.

SZAWEŁ

Sercem moim będę tu,

gdzie miłości twojej cud,

Od najmłodszych moich lat

znaczył troską każdy trud.

I gdziekolwiek poszedłbym

I kimkolwiek zostałbym,

Zawsze wracał będę tu, gdzie twój próg.

 

Miłość dałaś mi wielki dar twoich dni,

Jest mi skarbem najdroższym, oświetla drogę mi,

              Wezmę słowa twe, w sercu swym zamknę je

              I poniosę  w świat po życia kres.

(parlando)

Serce me na zawsze przy tobie zostanie,

              Gdziekolwiek podążę, kimkolwiek się stanę.

              Dałaś mi nie tylko życie i kochanie,

              Słowa Twe w ciemnościach świecą jak kaganek.

 

              Choć nie jestem godzien twej wielkiej miłości,

              Żadna ma zasługa, że mam w Tobie matkę,

              Nie mam dostatecznych słów dla mej wdzięczności,

              Życiem udowodnię miłość mą przed światem.

RAZEM

Miłość wielka jest, nienawiści niesie kres,

Tylko ona ludzkiemu istnieniu daje sens,

Przezwycięża zło i nadziei znakiem jest,

Drzwi otworzy ci (mi) do ludzkich serc.

Bohaterowie żegnają się,  rozchodzą się w dwie strony: Szaweł schodzi ze sceny w stronę widowni, a Matka odchodzi za kulisy.

 

 

 

SCENA II – „Geneza nienawiści”

Od strony widowni wchodzą na scenę Szaweł wraz z towarzyszem.

W tym czasie po drugiej stronie sceny Kupiec i jego Żona ustawiają swój stragan. W tle na ekranie zdjęcia miasta (ulica, budynki).

KASJUS (siada na kamieniu ulokowanym na proscenium po Jego prawej stronie, zdejmuje sandały i rozciera obolałe stopy)

              Dwa tygodnie w drodze, zbyt wiele mym nogom,

              Ponad miarę jestem zmęczony podróżą,

              Nauki w Jeruzalem… kogóż kusić mogą?

              Tylko zapaleńców, którym przyszłość wróżą.

 

              Od dziecięcia byłeś ambitny, gorliwy,

              Tobie wśród starszyzny błyszczeć i mędrkować,

              Mnie zawód do ręki dać byle uczciwy,

              A nie na obczyźnie czas tylko marnować.

SZAWEŁ (ze śmiechem)

              Robiłbyś tam stoły albo rzucał sieci?

              A może orałbyś pole świtem bladym?

              Zostaw te powiastki niewiastom dla dzieci,

              I to tym mniej mądrym, głupim bajkom radym.

              Wstawałbyś ze słońcem, jak ci najemnicy,

              Pocił się w spiekocie, pod ciężarem słaniał?

              Ty, który sandałów bez swej służebnicy

              Nie potrafisz ubrać  bez utyskiwania?

              Nie żartuj, Kasjusie, zbyt słabym do śmiechu,

              Może w Jeruzalem Bóg ci wskaże drogę,

W Tarsie spróbowałeś niejednego grzechu,

Obiecałem twej matce, że ci dopomogę…

KASJUS (z ironią)

Jeśli nauka będzie zbyt ciężkim brzemieniem

Powiedz raczej, że masz zostać stróżem moim

Bym tam popracował nad swoim sumieniem,

I wstydu nie przyniósł jak z pospólstwa goin.

SZAWEŁ

              Przyjacielem twoim jestem, nie strażnikiem,

              Twoja matka tylko troszczy się o ciebie,

              Prosiła bym nigdy nie zostawiał z nikim,

              Kto Cię może skrzywdzić, zostawić w potrzebie.

 

              To miłość mój bracie, najprawdziwsza miłość,

Tę troskę i czułość wielką jej dyktuje,

KASJUS (zawstydzony)

              Wiem, bracie mój, wybacz przeklętą złośliwość,

              Której tu zmęczenie i głód sekunduje.

SZAWEŁ

              Nie czas na  kajanie, miasto widzę w dali,

              Tam wytchnienie damy obolałym nogom…

KASJUS (wstaje szybko i nadsłuchuje)

              Słyszysz gra muzyka, jakby świętowali,

SZAWEŁ (do siebie)

              Najlepsze lekarstwo, kiedy troski bolą.

Dziewczęta wprowadzają z dwóch stron młodą parę.

TANIEC

KASJUS (do stojącego obok niego kupca)

              Cóż za święto w mieście, tańców korowody,

I  z oddali słychać, że muzyka gra wciąż?

SZYMON

              Trafiłeś, mój panie, na weselne gody,

              Córka kupca Jana dziś wychodzi za mąż.

RACHELA

              Ojciec jej bogaty, ona w rodzie jedna,

              I zięcia godnego znalazła im swatka.

              W takie wielkie święto, muzyka potrzebna

 

SARA (z zadumą, do siebie)

              Żebyż mogła teraz córkę widzieć matka

KASJUS

              Czemuż nie ma matki przy córce w tej chwili?

RUTH

              Smutna to historia i czasy niestare…

RACHELA

              Zmarło się biedaczce, choć do niej przybyli,

              Uczniowie Chrystusa sprawować ofiarę.

SZAWEŁ

              Uczniowie Chrystusa? Lekarze, wróżbici?

              Cóż było kobiecie, że to ich wezwano?

RUTH

              Zły duch ją opętał, mieli go wyrzucić,

SARA

              O cudach Jezusa wszędzie powiadano.

              Że uczniowie Jego moc wielką dostali,

              W Jeruzalem, w świątyni kaleki i chromych

              Słowem i spojrzeniem samym uzdrawiali…

Więc ich Jan zawezwał do swojej Salomy.

SZYMON

              Oni po przybyciu, głośno się modlili,

              Ręce swe nad nieszczęsną w górę wyciągali.

              Wygnaniem demona wielki cud sprawili,

              Po miesiącach cierpień ukojenie dali.

Mąż oniemiał, zastygł, dziwiąc się ich mocy.

Więc odeszli w ustronne miejsce za murami.

RACHELA

              Tam Jan, gdy się ocknął, udał się tej nocy.

              By za uzdrowienie obsypać darami.

RUTH

              Kiedy podszedł blisko, oni się modlili,

              Nie chcąc im przeszkadzać, cicho w cieniu stoi.

              Oni zaś: „Na wieki żyć będzie” – mówili-

„Kto je Ciało Jezusa i Krwią się poi”

SZYMON

Gdy Jan to usłyszał z obrzydzenia jęknął,

Wszak wszyscy w  tu mieście o tym rozprawiali,

Że Jezus w Jeruzalem umarł i pogrzebion,

              Teraz oni Jego ciało spożywali?

SARA

              Więc do biednej żony pobiegł zgrozą zdjęty,

Wszak idąc, bez opieki, samą ją zostawił,

Lecz demon szaleństwa, niech będzie przeklęty,

Opuszczając członki, życia ją pozbawił.

RACHELA

              Ciało wycieńczone szatańskim działaniem,

              Do dalszego życia nie miało już siły,

              Ale śmierci moment był jej pojednaniem,

Modły jej ostatni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin