textfile10.txt

(39 KB) Pobierz
Ale nie frasujcie si�, bo i ja niewiele. Ale od rozumienia to jest jegomo�� kr�l, grabiowie, wojewodowie i panowie szlachta. A my�my s� wojsko! Nam s�ucha� rozkazu: doj�� do rzeczki Dyfne we trzy dni, tam stan�� i sta� jak mur. I tyle. Nalej, Zyvik.
- Panie setnik... - zaj�kn�� si� Zyvik. - A co b�dzie... Co b�dzie, je�li wojsko z Aedirn op�r stawi? Szlak zagrodzi? Przecie zbrojnie przez ich kraj idziem. Co wtedy?
- A je�li nasi ziomkowie i bracia - podchwyci� zjadliwie Stahler - ci, co to ich niby mamy wyzwoli�... Gdyby zacz�li z �uk�w szy�, kamieniami ciska�? H�?
- Mamy we trzy dni stan�� nad Dyfne - rzek� z naciskiem P�garniec. - Nie p�niej. Kto by nas chcia� op�nia� albo zatrzymywa�, widno nieprzyjaciel. A nieprzyjaciela na mieczach roznie�� trzeba. Ale uwaga i baczno��! S�ucha� rozkazu! Si� ni cha�up nie pali�, ludziom dobytku nie bra�, nie rabowa�, bab nie gwa�ci�! Zakarbowa� w pami�ci sobie i �o�nierzom, bo kto ten rozkaz z�amie, p�jdzie na stryk. Wojewoda z dziesi�� razy to powtarza�: nie idziem, kurwa, z najazdem, ale z bratersk� pomoc�! Czego z�by szczerzysz, Stahler? To rozkaz, psiama�! A teraz biegiem do dziesi�tek, postawi� mi wszystkich na nogi, konie i rynsztunek maj� l�ni� jak miesi�c w pe�ni! Na przedwieczerzu wszystkie chor�gwie do musztrunku stan�, sam wojewoda b�dzie musztrowa� z chor��ymi. Je�li si� przez kt�r� dziesi�tk� wstydu najem, popami�ta mnie dziesi�tnik, oj, popami�ta! Wykona�!
Zyvik wyszed� z namiotu jako ostatni. Mru��c pora�one s�o�cem oczy, obserwowa� panuj�cy w obozie rozgardiasz. Dziesi�tnicy spieszyli do oddzia��w, setnicy biegali i kl�li, szlachta, korneci i paziowie pl�tali si� pod nogami. Pancerni z Ba� Ard k�usowali po polu, wzbijaj�c tumany py�u. Upa� by� straszliwy.
Zyvik przyspieszy� kroku. Min�� czterech przyby�ych wczorajszego dnia skald�w z Ard Carraigh, siedz�cych w cieniu rzucanym przez bogato zdobiony namiot margrafa. Skaldowie w�a�nie uk�adali ballad� o zwyci�skiej operacji wojskowej, o geniuszu kr�la, roztropno�ci dow�dc�w i m�stwie prostego �o�nierza. Jak zwykle, robili to przed operacj�, by nie traci� czasu.
- Witali nas nasi bracia, witali chleeebem, sol�... - za�piewa� dla pr�by jeden ze skald�w. - Zbawc�w i wyswobodzicieli swych witali, witali chleeebem, sol�... Hej, Hrafhir, podrzu� jaki� niebanalny rym do �sol�"!
Drugi skald podrzuci� rym. Zyvik nie dos�ysza� jaki.
Obozuj�ca w�r�d wierzb nad stawem dziesi�tka poderwa�a si� na jego widok.
- Gotowa� si�! - wrzasn�� Zyvik, staj�c na tyle daleko, by jego chuch nie wp�yn�� na morale podkomendnych. - Nim si� s�oneczko na cztery palce podniesie, wszyscy do przegl�du! Wszystko ma si� b�yszcze� jak to s�oneczko w�a�nie, bro�, rynsztunek, rz�d, ko� zar�wno! B�dzie musztrunek, je�li si� przez kt�rego przed setnikiem wstydu najem, nogi powyrywam takiemu synowi! �ywo!
- Idziem w b�j - domy�li� si� jezdny Kraska, szybko wpychaj�c koszul� do spodni. - Idziem w b�j, panie dziesi�tnik?
- A co�e� my�la�? �e na ta�ce, na Za�ynek? Przechodzimy rubie�. Jutro o �witaniu rusza ca�a Bura Chor�giew. Setnik nie rzek�, w jakim szyku, ale przecie nasza dziesi�tka przodem p�jdzie jako zwykle. No, �wawiej, ruszcie dupy! Zaraz, wr��. Powiem od razu, bo potem czasu nie stanie pewnikiem. To nie b�dzie zwyk�a wojaczka, ch�opy. Jak�� durnote nowoczesn� wymy�lili wielmo�ni. Jakie� wyzwalanie, czy co� takiego. Nie idziem wroga bi�, ale na te, no, nasze odwieczne ziemie, z t�, jak jej tam, bratersk� pomoc�. Tedy baczno��, co powiem: ludzisk�w z Aedirn nie rusza�, nie grabi�...
- Jak�e to? - rozdziawi� g�b� Kraska. - Jak�e to: nie grabi�? A czym�e konie karmi� b�dziem, panie dziesi�tnik?
- Pasz� dla koni grabi�, wi�cej nic. Ale ludzi nie siec, cha�up nie pali�, upraw nie niszczy�... Zawrzyj g�b�, Kraska! To nie wiec gromadzki, to wojsko, taka wasza ma�! Rozkazu s�ucha�, bo inaczej na stryk! Rzek�em, nie mordowa�, nie pali�, bab...
Zyvik przerwa�, zamy�li� si�.
- Baby - doko�czy� po chwili - gwa�ci� po cichu i tak, coby nikt nie widzia�.

***
- Na mo�cie na rzece Dyfne - doko�czy� Jaskier -u�cisn�li sobie d�onie. Margrabia Mansfeld z Ard Carraigh i Menno Coehoorn, g��wnodowodz�cy nilfgaardzki-mi wojskami z Dol Angra. U�cisn�li sobie d�onie, nad krwawi�cym, dogorywaj�cym kr�lestwem Aedirn, piecz�tuj�c bandycki podzia� �up�w. Najobrzydliwszy z gest�w, jaki zna�a historia.
Geralt milcza�.
- Je�li ju� jeste�my przy obrzydliwo�ciach - powiedzia� po chwili nieoczekiwanie spokojnie - to co z czarodziejami, Jaskier? My�l� o tych z Kapitu�y i Rady.
- Przy Demawendzie nie pozosta� �aden - zacz�� po chwili poeta. - A Foltest wszystkich, kt�rzy mu s�u�yli, wyp�dzi� z Temerii. Filippa jest w Tretogorze, pomaga kr�lowej Hedwig w opanowaniu chaosu, jaki wci�� panuje w Redanii. Jest z ni� Triss i jeszcze trzech, imion nie pami�tam. Kilku jest w Kaedwen. Wielu uciek�o do Kovi-ru i Hengfors. Wybrali neutralno��, bo Esterad Thyssen i Niedamir, jak wiesz, byli i s� neutralni.
- Wiem. A Vilgefortz? I ci, kt�rzy z nim trzymali?
- Vilgefortz znikn��. Spodziewano si�, �e wyp�ynie w zdobytym Aedirn, jako namiestnik Emhyra... Ale �lad po nim zagina�. Po nim i po wszystkich jego wsp�lnikach. Opr�cz...
- M�w, Jaskier.
- Opr�cz jednej czarodziejki, kt�ra zosta�a kr�low�.

***
Filavandrel aep Fidhail w milczeniu czeka� na odpowied�. Kr�lowa te� milcza�a wpatrzona w okno. Okno wychodzi�o na ogrody, jeszcze do niedawna b�d�ce dum� i chlub� poprzedniego w�adcy Dol Blathanna, namiestnika tyrana z Yengerbergu. Uciekaj�c przed Wolnymi Elfami, id�cymi w awangardzie wojsk cesarza Emhyra, ludzki namiestnik zd��y� wywie�� z pradawnego elfiego pa�acu wi�kszo�� cennych rzeczy, nawet cz�� mebli. Ale ogrod�w zabra� nie m�g�. Zniszczy� je.
- Nie, Filavandrel - powiedzia�a wreszcie kr�lowa. -Na to jeszcze za wcze�nie, o wiele za wcze�nie. Nie my�lmy o rozszerzaniu naszych granic, bo na razie nie jeste�my nawet pewni dok�adnego ich przebiegu. Henselt z Kaedwen ani my�li przestrzega� uk�adu i wycofa� si� znad Dyfne. Szpiedzy donosz�, �e wcale nie porzuci� my�li o agresji. Mo�e uderzy� na nas lada dzie�.
- A wi�c nie osi�gn�li�my niczego.
Kr�lowa wolno wyci�gn�a r�k�. Motyl niepylak, kt�ry wlecia� przez okno, usiad� na jej koronkowym mankiecie, z�o�y� i roz�o�y� czubato zako�czone skrzyde�ka.
- Osi�gn�li�my wi�cej - powiedzia�a kr�lowa, cicho, by nie sp�oszy� motyla - ni� mogli�my si� spodziewa�. Po stu latach odzyskali�my wreszcie nasz� Dolin� Kwiat�w...
- Nie nazywa�bym jej tak - u�miechn�� si� smutno Filavandrel. - Teraz, po przej�ciu wojsk, jest to raczej Dolina Popio��w.
- Mamy znowu nasz w�asny kraj - doko�czy�a kr�lowa, przygl�daj�c si� motylowi. - Znowu jeste�my Ludem, nie wygna�cami. A popi� u�y�nia. Wiosn� Dolina zakwitnie znowu.
- To za ma�o, Stokrotko. Ci�gle za ma�o. Spu�cili�my z tonu. Jeszcze niedawno chwalili�my si�, �e zepchniemy ludzi do morza, zza kt�rego przybyli. A teraz zacie�nili�my nasze granice i ambicje do Dol Blathanna...
- Emhyr Deithwen da� nam Dol Blathanna w podarunku. Czego ode mnie oczekujesz, Filavandrel? Mam ��da� wi�cej? Nie zapominaj, �e nawet w przyjmowaniu dar�w nale�y zachowa� umiar. Zw�aszcza je�eli chodzi o dary Emhyra, bo Emhyr niczego nie daje za darmo. Ziemie, kt�re nam darowa�, musimy utrzyma�. A si�y, kt�rymi dysponujemy, z ledwo�ci� wystarcz� na utrzymanie Dol Blathanna.
- Wycofajmy komanda z Tfemerii, Redanii i Kaedwen -zaproponowa� bia�ow�osy elf. - Wycofajmy wszystkich walcz�cych z lud�mi Scoia'tael. Jeste� teraz kr�low�, Enid, oni pos�uchaj� twego rozkazu. Teraz, gdy mamy ju� nasz w�asny sp�achetek ziemi, ich walka nie ma sensu. Ich obowi�zkiem jest teraz wr�ci� tu i broni� Doliny Kwiat�w. Niech walcz� jako wolny lud w obronie w�asnych granic. A teraz gin� jak rozb�jnicy po lasach!
Elfka opu�ci�a g�ow�.
- Emhyr nie wyra�a na to zgody - szepn�a. - Komanda maj� walczy� nadal.
- Dlaczego? W jakim celu? - Filavandrel aep Fidhail wyprostowa� si� gwa�townie.
- Powiem ci wi�cej. Nie wolno nam ich wspiera� i pomaga� im. To by� warunek Foltesta i Henselta. Temeria i Kaedwen b�d� respektowa� nasz� w�adz� nad Dol Blathanna, ale tylko w�wczas, gdy oficjalnie pot�pimy walk� Wiewi�rek i odetniemy si� od nich.
- Te dzieci umieraj�, Stokrotko. Umieraj� co dnia, gin� w nier�wnej walce. Po tajnych uk�adach z Emhyrem ludzie rzuc� si� na komanda i zgniot� je. To s� nasze dzieci, nasza przysz�o��! Nasza krew! A ty mi oznajmiasz, �e mamy si� od nich odci��? Que'ss aen me dicette, Enid? Vorsaeke'llan? Aen vaine?
Motyl wzbi� si� do lotu, zatrzepota� skrzyde�kami, polecia� ku oknu, zawirowa� porwany pr�dami upalnego powietrza. Francesca Findabair, zwana Enid an Gleanna, niegdy� czarodziejka, obecnie kr�lowa Aen Seidhe, Wolnych Elf�w, unios�a g�ow�. W jej pi�knych b��kitnych oczach b�yszcza�y �zy.
- Komanda - powt�rzy�a g�ucho - musz� nadal prowadzi� walk�. Musz� dezorganizowa� ludzkie kr�lestwa, utrudnia� przygotowania wojenne. Taki by� rozkaz Emhy-ra, a ja nie mog� przeciwstawi� si� Emhyrowi. Wybacz mi, Filavandrel.
Filavandrel aep Fidhail spojrza� na ni�, uk�oni� si� g��boko.
- Wybaczam, Enid. Ale nie wiem, czy oni wybacz�.

***
- Ani jeden czarodziej nie przemy�la� sprawy ponownie? Nawet wtedy, gdy Nilfgaard mordowa� i pali� w Aedirn, �aden z nich nie porzuci� Vilgefortza, nie przy��czy� do Filippy?
- �aden.
Geralt milcza� d�ugo.
- Nie wierz� - powiedzia� wreszcie, bardzo cicho. -Nie wierz�, by �aden nie odszed� od Vilgefortza, gdy prawdziwe przyczyny i skutki jego zdrady wysz�y na jaw. Jestem, jak ju� powszechnie wiadomo, naiwnym, bezrozumnym i anachronicznym wied�minem. Ale nadal nie wierz�, by w �adnym czarodzieju nie obudzi�o si� sumienie.

***
Tissaia de Vries po�o�y�a sw�j wypracowany, ozdobny podpis pod ostatnim zdaniem listu. Po d�ugim namy�le doda�a jeszcze obok ideogram oznaczaj�cy jej prawdziwe imi�. Imi�, kt�rego nikt nie zna�. Imi�, kt�rego nie u�ywa�a od bardzo dawna. Od czasu, gdy zosta�a czarodziejk�.
Skowronek.
Od�o�y�a pi�ro. Bardzo starannie, r�wno, dok�adnie w poprzek ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin