textfile3.txt

(39 KB) Pobierz
A jaki� Wied�min, kt�rego kiedy� z�a dola przypadkiem postawi�a na jej drodze, zawzi�� si�, by to szcz�cie zburzy�, popsu�, zniszczy�, podepta� dziurawymi butami, kt�re odziedziczy� po jakim� elfie. Tak?
    - Nie to mia�em na my�li - burkn�� Jaskier.
    - On nie do ciebie gada� - Milva wy�oni�a si� nagle z mroku, po chwili wahania usiad�a obok wied�mina. - To do mnie by�o. To moje s�owa mu tak dopiek�y, W z�o�ci m�wi�am, nie my�l�c... Wybacz mi, Geralt. Wiem ci, jak to jest, gdy w �yw� ran� pazur wrazi�. No, nie ���b si�. Nie uczyni� tego wi�cej. Wybaczasz? Czy ci� mam na przeprosiny pobo�ka�?
    Nie czekaj�c na odpowied� ani przyzwolenie obj�a go silnie za szyj� i poca�owa�a w policzek. Mocno u�cisn�� jej rami�.
    - Przysu� si� - odkaszln��. - I ty te�, Jaskier. Razem... b�dzie nam cieplej.
    Milczeli d�ugo. Po jasnym od �un niebie sun�y chmury, przes�aniaj�c migoc�ce gwiazdy.
    - Chc� wam co� powiedzie� - rzek� wreszcie Geralt. - Ale przyrzeknijcie, �e nie b�dziecie si� �mia�.
    - Gadaj.
    - Mia�em dziwne sny. W Brokilonie. Pocz�tkowo my�la�em, �e to majaczenia. Co� z moj� g�ow�. Widzicie, na Thanedd zdrowo przylali mi w �eb. Ale od paru dni �ni� wci�� ten sam sen. Ci�gle ten sam.
    Jaskier i Milva milczeli.
    - Ciri - podj�� po chwili - nie �pi w pa�acu pod brokatowym baldachimem. Jedzie konno przez jak�� zakurzon� wie�... Wie�niacy pokazuj� j� palcami. Nazywaj� j� imieniem, kt�rego nie znam. Psy ujadaj�. Ona nie jest sama. S� tam inni. Jest kr�tko ostrzy�ona dziewczyna, ta trzyma Ciri za r�k�... Ciri u�miecha si� do niej. Nie podoba mi si� ten u�miech. Nie podoba mi si� jej ostry makija�... A najmniej podoba mi si� to, �e jej tropem pod��a �mier�.
    - Gdzie� tedy dziewczyna jest? - zamrucza�a Milva przytulaj�c si� do niego jak kot. - Nie w Nilfgaardzie?
    - Nie wiem - powiedzia� z trudem. - Ale ten sam sen �ni�em kilkakrotnie. Problem polega na tym, �e ja nie wierz� w takie sny.
    - G�upi� tedy. Ja wierz�.
    - Nie wiem - powt�rzy�. - Ale czuj�. Przed ni� jest ogie�, a za ni� �mier�. Musz� si� spieszy�.

*****



    O �wicie zacz�o pada�. Nie tak, jak poprzedniego dnia, gdy burzy towarzyszy�a silna, lecz kr�tkotrwa�a ulewa. Niebo poszarza�o i zasnu�o si� o�owianym nalotem. Zacz�o m�y�, drobno, r�wno i dokuczliwie si�pi�.
    Jechali na wsch�d. Milva prowadzi�a. Gdy Geralt zwr�ci� jej uwag�, �e Jaruga jest na po�udniu, �uczniczka zburcza�a go i przypomnia�a, ze to ona jest przewodniczk� i �e wie, co robi. Nie odzywa� si� wi�cej. W ko�cu, wa�ne by�o to, �e jechali. Kierunek nie mia� wi�kszego znaczenia.
    Jechali w milczeniu, mokrzy, zzi�bni�ci, skurczeni na kulbakach. Trzymali si� le�nych �cie�ek, przemykali wzd�u� dukt�w, przecinali go�ci�ce. Zapadali w g�szcz, s�ysz�c �omot kopyt ci�gn�cej drogami kawalerii. Szerokim �ukiem omijali bitewny wrzask i zgie�k. Przeje�d�ali obok ogarni�tych po�arem wsi, obok dymi�cych i �arz�cych si� zgliszcz, mijali osady i sadyby, po kt�rych zosta�y tylko czarne kwadraty wypalonej ziemi i ostry smr�d zmoczonej deszczem spalenizny. P�oszyli stada wron �eruj�cych na trupach. Mijali grupy i kolumny uginaj�cych si� pod tobo�ami, uciekaj�cych przed wojn� i po�og� wie�niak�w, ot�pia�ych, reaguj�cych na pytania tylko l�kliwym, nierozumiej�cym i niemym uniesieniem pustych od nieszcz�cia i zgrozy oczu.
    Jechali na wsch�d, w�r�d ognia i dymu, w�r�d m�awki i mg�y, a przed ich oczami przewija� si� gobelin wojny. Obrazy.
    By� obraz z �urawiem, czarn� krech� stercz�cym w�r�d ruin spalonej wioski. Na �urawiu wisia� nagi trup. G�ow� w d�. Krew ze zmasakrowanego krocza i brzucha �ciek�a mu na pier� i twarz, soplami zwisa�a z w�os�w. Na plecach trupa wida� by�o run� Ard. Wyci�t� no�em.
    - An'givare - powiedzia�a Milva, odrzucaj�c mokre w�osy z karku. - Wiewi�rki tu by�y.
    - Co to znaczy, an'giyare?
    - Donosiciel.
    By� obraz z koniem, osiod�anym siwkiem w czarnym kropierzu. Ko� chwiejnie st�pa� skrajem pobojowiska, klucz�c mi�dzy kupami trup�w i wbitymi w ziemi� u�omkami w��czni, r�a� cicho i przejmuj�co, wl�k� za sob� wn�trzno�ci wywalone z rozprutego brzucha. Nie mogli go dobi� - opr�cz konia po pobojowisku kr��yli obdzieraj�cy zw�oki maruder�y.
    By� obraz z rozkrzy�owan� dziewczyn�, le��c� niedaleko spalonego obej�cia, nag�, zakrwawion�, wpatrzon� w niebo zeszklonymi oczyma.
    - Gadaj�, wojaczka m�ska rzecz - zawarcza�a Milva. - Ale nad bab� si� nie zlituj�, musz� sobie pofolgowa�. Bohaterowie, psia ich ma�.
    - Masz racj�. Ale nie zmienisz tego.
    - Ju� zmieni�am. Uciek�am z domu. Nie chcia�am zamiata� cha�upy i szorowa� pod�ogi. I czeka�, a� nadjada, cha�up� podpal�, a mnie roz�o�� na tej pod�odze i...
    Nie doko�czy�a, pop�dzi�a konia.
    A p�niej by� obraz ze smolarni�. Wtedy to Jaskier wyrzyga� wszystko, co tego dnia zjad�, to znaczy suchar i po��wk� sztokfisza.
    W smolami Nilfgaardczycy - a mo�e Scoia'tael - rozprawili si� z pewn� liczb� je�c�w. Jaka to by�a liczba, nie da�o si� stwierdzi� nawet w przybli�eniu. Bo do rozprawy pos�u�y�y nie tylko strza�y, miecze i lance, ale i znaleziony w smolami drwalski sprz�t - siekiery, o�niki i pi�y rozp�atnice.
    By�y jeszcze inne obrazy, ale Geralt, Jaskier i Milva ju� ich nie zapami�tali. Wyrzucili je z pami�ci.
    Zoboj�tnieli.

*****



    Przez nast�pne dwa dni nie przejechali nawet dwudziestu mil. Pada�o nadal. Ch�onna po letniej suszy ziemia opi�a si� ju� wod� do przesytu, le�ne dr�ki zamieni�y si� w b�otniste �lizgawki. Mg�y i opary odebra�y im mo�liwo�� obserwowania dym�w po�ar�w, ale smr�d spalenizny wskazywa�, �e wojska s� wci�� niedaleko i nadal pal� wszystko, czego ima si� ogie�.
    Uciekinier�w nie widzieli. Byli w�r�d las�w sami. Przynajmniej tak my�leli.
    Geralt pierwszy us�ysza� chrapni�cie id�cego w �lad za nimi konia. Z kamienn� twarz� zawr�ci� P�otk�. Jaskier otworzy� usta, ale Milva gestem nakaza�a mu milczenie, wyj�a �uk z sajdaka przy siodle.
    Jad�cy za nimi wy�oni� si� z zaro�li. Zobaczy�, �e czekaj� na niego i zatrzyma� konia, cisawego ogiera. Stali tak w ciszy przerywanej tylko szumem deszczu.
    - Zabroni�em ci jecha� za nami - powiedzia� wreszcie Wied�min.
    Nilfgaardczyk, kt�rego Jaskier ostatni raz widzia� w trumnie, wbi� oczy w mokr� grzyw�. Poeta ledwie go pozna�, odzianego w kolczug�, sk�rzany kaftan i p�aszcz, bez w�tpienia zwleczone z kt�rego� z zabitych przy wozie havekara. Zapami�ta� jednak m�od� twarz, kt�rej od czasu przygody pod bukiem nie zdo�a� zmieni� sk�po sypi�cy si� zarost.
    - Zabroni�em ci - powt�rzy� Wied�min.
    - Zabroni�e� - przyzna� wreszcie m�odzik. M�wi� bez nilfgaardzkiego akcentu. - Ale ja musz�.
    Geralt zeskoczy� z konia, poda� wodze poecie. I wyci�gn�� miecz.
    - Zsi�d� - powiedzia� spokojnie. - Zaopatrzy�e� si� ju� w kawa�ek �elaza, jak widz�. To dobrze. Nijak mi by�o ci� zarzyna�, gdy by�e� bezbronny. Teraz to co innego. Zsiadaj.
    - Nie b�d� z tob� walczy�. Nie chc�.
    - Domy�lam si�. Jak wszyscy twoi rodacy, wolisz inny rodzaj walki. Taki, jak w tej smolarni, obok kt�rej musia�e� przejecha�, jad�c naszym tropem. Zsiadaj, powiedzia�em.
    - Jestem Cahir Mawr Dyffryn aep Ceallach.
    - Nie prosi�em, by� si� przedstawia�. Rozkaza�em, by� zsiad�.
    - Nie zsi�d�. Nie chc� si� z tob� bi�.
    - Milva - Wied�min skin�� na �uczniczk�. - Zr�b mi �ask�, zabij pod nim konia.
    - Nie! - Nilfgaardczyk uni�s� r�k�, zanim Milva osadzi�a strza�� na ci�ciwie. - Nie, prosz�. Zsiadam.
    - Lepiej. A teraz dob�d� miecza, synku. 
    M�odzik spl�t� r�ce na piersi.
    - Zabij mnie, je�li chcesz. Je�li wolisz, ka� tej elfce zastrzeli� mnie z �uku. Nie b�d� si� z tob� bi�. Jestem Cahir Mawr Dyffiyn... syn Ceallacha. Chc�... Chc� si� do was przy��czy�.
    - Chyba si� przes�ysza�em. Powt�rz.
    - Chc� si� do was przy��czy�. Jedziesz na poszukiwanie dziewczyny. Chc� ci pom�c. Musz� ci pom�c.
    - To jest szaleniec - Geralt odwr�ci� si� do Milvy i Jaskra. - Dozna� pomieszania zmys��w. Mamy do czynienia z szale�cem.
    - Pasowa�by do kompanii - mrukn�a Milva. - Jak ula� by pasowa�.
    - Przemy�l jego propozycj�, Geralt - zadrwi� Jaskier - Koniec ko�c�w, to nilfgaardzki szlachcic. Mo�e z jego pomoc� �atwiej nam b�dzie przedosta� si� do...
    - Trzymaj j�zor na wodzy - przerwa� mu ostro Wied�min. - Dalej�e, dob�d� miecza, Nilfgaardczyku.
    - Nie b�d� si� bi�. I nie jestem Nilfgaardczykiem. Pochodz� z Vicovaro, a nazywam si�...
    - Nie obchodzi mnie, jak si� nazywasz. Dob�d� broni.
    - Nie.
    - Wied�minie - Milva przechyli�a si� w siodle, splun�a na ziemi�. - Czas bie�y, a deszcz moczy. Nilfgaardczyk nie chce ci stan��, a ty, cho� srogie stroisz miny, przecie go nie zar�biesz z zimn� krwi�. Mamy tak stercze�, tu do usranej �mierci? Wsadz� jego ciskowi strza�� w s�abizn� i jed�my w swoj� drog�. Pieszo za nami nie nad��y.
    Cahir, syn Ceallacha, jednym susem dopad� cisawego ogiera, wskoczy� na siod�o i pogalopowa� z powrotem, krzykiem pop�dzaj�c wierzchowca do szybszego biegu. Wied�min przez chwil� patrzy� za nim, potem wsiad� na, P�otk�. W milczeniu. I nie ogl�daj�c si�.
    - Starzej� si� - mrukn�� po jakim� czasie, gdy Plotka zr�wna�a si� z karoszem Milvy. - Zaczynam miewa� skrupu�y.
    - Ano, zdarza si� u starych - �uczniczka spojrza�a na niego ze wsp�czuciem. - Odwar z miodunki pomaga na to. A na razie k�ad� sobie poduszeczk� na siod�o.
    - Skrupu�y - wyja�ni� powa�nie Jaskier - to nie to samo co hemoroidy, Milva. Mylisz poj�cia.
    - A kto by tam poj�� wasze m�dre gadanie! Ustawicznie gadacie, to jeno umiecie! Dalej, w drog�!
    - Milva - zapyta� po chwili Wied�min, chroni�c twarz przed deszczem siek�cym w galopie. - Zabi�aby� pod nim konia?
    - Nie - przyzna�a niech�tnie. - Ko� niczemu nie winien. A i ten Nilfgaardczyk... Po kiego biesa on za nami �ledzi? Czemu gada, �e musi?
    - Niech mnie diabli, je�li wiem.
    Pada�o nadal, gdy nagle las si� sko�czy� i wyjechali na go�ciniec wij�cy si� w�r�d wz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin