Studnia wieczności - rozdział 33.pdf

(97 KB) Pobierz
Microsoft Word - Dokument1
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI
Mija kilka dni, a nadal nie ma ś ladu po czerwonym szalu Kartika. Boj ę si ę , ż e spotkało go
co ś złego. Boj ę si ę , ż e kiedy wróci, nie b ę d ę umiała pomóc mu w sprawie Amara. Boj ę si ę , ż e
w ogóle nie wróci, tylko pojedzie do Bristolu i zaokr ę tuje si ę na Orlando.
Wszystkie te zmartwienia wprawiaj ą mnie w zły humor. Odbyły ś my ju ż dzisiaj
upokarzaj ą c ą lekcj ę chodzenia do tyłu, do czego b ę dziemy zmuszone po prezentacji przed Jej
Królewsk ą Mo ś ci ą w pałacu Ś wi ę tego Jakuba. Potkn ę łam si ę dwukrotnie i po prostu nie mam
poj ę cia, jak sobie poradz ę z trenem sukni przerzuconym przez lewe rami ę i głow ą pochylon ą
w kierunku władczyni. Na sam ą my ś l o tym boli mnie brzuch.
Teraz pani Nightwing usadziła nas przy stole w jadalni. Obok ka ż dego nakrycia le ż y
onie ś mielaj ą cy zestaw sztu ć ców. Ły ż ki do zupy. Widelce do ostryg. Widelce do ryb. No ż e do
masła. Ły ż eczki deserowe. Niemal ż e spodziewam si ę , ż e zobacz ę harpun wielorybnika, a
tak ż e nó ż do seppuku z japo ń skich opowie ś ci – na wypadek, gdyby ś my uznały, ż e to
wszystko nas przerasta i gdyby ś my chciały umrze ć w sposób honorowy.
Pani Nightwing przemawia monotonnym głosem. Trudno mi si ę skupi ć i wyławiam tylko
niektóre zdania: „Danie rybne… ko ś ci odsuwamy na brzeg talerza… nawiasem mówi ą c,
ma ś lanka doskonale zmi ę kcza skór ę dłoni…”.
Wizja spada na mnie niespodziewanie. W jednej chwili słucham głosu pani Nightwing, a
w nast ę pnej czas si ę zatrzymuje. Dyrektorka trwa bez ruchu u boku Elizabeth. Felicity ze
wzrokiem utkwionym w suficie ma na twarzy wyraz absolutnego znudzenia. Cecily i Martha
równie ż zamarły w czasie.
W otwartych drzwiach staje Wilhelmina Wyatt z ponur ą min ą .
- Panno Wyatt! – wołam. Zostawiam nieruchome towarzyszki i biegn ę za ni ą .
Zatrzymuje si ę u szczytu pierwszego biegu schodów, ale kiedy docieram na podest,
wchodzi w portret Eugenii Spence i znika niczym duch.
- Panno Wyatt? – szepcz ę .
Zostaj ę nagle zupełnie sama. Mam wra ż enie, ż e szkielet szkoły przemawia do mnie
cichym głosem. Zakrywam uszy, ale nie udaje mi si ę zagłuszy ć upiornych szeptów,
zduszonych chichotów i syków. Tapeta w pawie pióra o ż ywa i oka zaczynaj ą do mnie
mruga ć .
Na portrecie Eugenii Spence pojawia si ę paj ę cze pismo Wilhelminy: Drzewo Wszystkich
Dusz. Drzewo Wszystkich Dusz. Drzewo Wszystkich Dusz. Po chwili te słowa wypełniaj ą cały
obraz. Szept robi si ę gło ś niejszy. Przykładam dło ń do portretu i wpadam przeze ń w inny czas
i miejsce.
Znajduj ę si ę w wielkim salonie, ale wygl ą da on inaczej ni ż obecnie. Widz ę pogr ąż one w
ę bokiej zadumie dziewcz ę , które z pewno ś ci ą jest młodziutk ą pann ą Moore. U ś miecha si ę
do niego dziewczyna o zaskakuj ą co zielonych oczach. Ze zdumieniem rozpoznaj ę w niej
moj ą mam ę .
- Mamo? – mówi ę , ale nie słyszy. Jest tak, jakby mnie tu wcale nie było.
Siedzi z nimi starsza kobieta o siwych włosach i niebieskich oczach. J ą te ż znam. To
Eugenia Spence. Jej twarz tak przera ż aj ą ca na portrecie, tutaj wydaje si ę bardzo miła.
Pogodna i rumiana.
Jaka ś dziewczynka przynosi jej jabłko i pani Spence u ś miecha si ę .
- Dzi ę kuj ę ci, Hazel. Na pewno b ę dzie przepyszne. A mo ż e pokroj ę je i podziel ę si ę z
wami?
- Nie, nie – protestuje dziewczynka. – To dla pani. W prezencie urodzinowym!
- W takim razie dobrze. Dzi ę kuj ę ci. Uwielbiam jabłka.
Mała dziewczynka z tyłu nie ś miało podnosi r ę k ę .
- Tak, Mino? – zach ę ca j ą pani Spence.
Teraz dostrzegam w twarzy dziewczynki rysy kobiety, któr ą si ę stała. Mała Wilhelmina
Wyatt ci ęż kim krokiem podchodzi do nauczycielki i daje jej w prezencie rysunek.
- Co to jest? – Twarz pani Spence chmurzy si ę na widok obrazka., Wida ć na nim idealnie
oddane wielkie drzewo, które widywałam w snach. – Dlaczego to narysowała ś , Mino?
Wilhelmina zwiesza głow ę , zawstydzona i zmartwiona.
- No słucham. Musisz mi powiedzie ć . Kłamstwo to grzech i ź le ś wiadczy o charakterze
dziewczynki.
Słysz ę zgrzyt kredy na tabliczce, kiedy Wilhelmina pisze odpowied ź , a słowa powoli
nabieraj ą kształtu: Drzewo Wszystkich Dusz .
Pani Spence pospiesznie wyjmuje kred ę z palców podopiecznej.
- Do ść ju ż , Mino.
- Co to jest Drzewo Wszystkich Dusz? – pyta jaka ś uczennica.
- To mit – odpowiada Eugenia Spence i wyciera tabliczk ę ś ciereczk ą .
- Znajduje si ę w Krainie Zimy, prawda? – chce wiedzie ć Sara. Jej oczy błyszcz ą psotnie. –
Jest bardzo pot ęż ne? Prosz ę nam o nim opowiedzie ć !
- Wszystko, co powinna ś obecnie wiedzie ć , znajduje si ę na stronach ksi ąż ki do łaciny,
Saro Rees-Toome – ż artobliwie karci j ą pani Spence.
Wrzuca rysunek do ognia, a z oczu małej Miny płyn ą łzy. Pozostałe dziewcz ę ta
na ś miewaj ą si ę z niej. Pani Spence palcem bierze mał ą pod brod ę .
- Narysujesz dla mnie inny obrazek, hm? Mo ż e ś liczn ą ł ą k ę albo nasz ą szkoł ę . Wytrzyj
oczka. Musisz mi obieca ć , ż e b ę dziesz grzeczn ą dziewczynk ą i nie b ę dziesz słuchała
niedobrych podpowiedzi, bo mog ą pochodzi ć od zdeprawowanych istot, Mino.
Obraz zmienia si ę i widz ę jak Wilhelmina wyci ą ga inkrustowany klejnotami sztylet z
jakiej ś szuflady i wsuwa go do kieszeni. Nast ę pnie zmienia si ę z upływem lat, po czym staje
przede mn ą z sztyletem w dłoni ju ż jako dojrzała kobieta. Twarz ma wykrzywion ą w furii.
Unosi nó ż .
- Nie! – krzycz ę . Wyci ą gam r ę k ę , ż eby zablokowa ć cios.
Nadal wrzeszcz ę , gdy dochodz ę do siebie w jadalni. Wszyscy gapi ą si ę na mnie z
przera ż eniem. Ból. W dłoni. Stru ż ki krwi spływaj ą po mojej r ę ce na adamaszkowy obrus. Nó ż
obok talerza. Ś cisn ę łam go za mocno i zraniłam si ę w r ę k ę .
- Panno Doyle! – oburza si ę pani Nightwing.
Wyprowadza mnie do kuchni, gdzie Brigid trzyma gaz ę i ma ś ci lecznicze.
- Zaraz si ę tym zajmiemy – mówi gospodyni. Przemywa moj ą dło ń , a rana mocno piecze.
– Niezbyt gł ę boko, Bogu dzi ę ki. Zwykłe dra ś ni ę cie i kupa strachu, tyle tego. Zaraz to
opatrzymy.
- Jak to si ę stało, panno Doyle? – pyta dyrektorka.
- Ja… Nie wiem – odpowiadam zgodnie z prawd ą .
Patrzy mi w oczy odrobin ę za długo.
- Ufam, ż e w przyszło ś ci b ę dzie pani ostro ż niejsza.
*
Felicity i Ann czekaj ą na mnie w pokoju. Fee zaanektowała moje łó ż ko i zdj ę ła z półki
Dum Ę i uprzedzenie . Na mój widok odrzuca ksi ąż k ę jak jednego ze swych licznych
adoratorów.
- Traktuj ja z szacunkiem, je ś li łaska. – Ratuj ę biedne dzieło, wygładzam kartki i
odkładam na półk ę .
- Co, u licha, si ę stało? – pyta Felicity.
- Miałam bardzo wyra ź n ą wizj ę . – Opowiadam im o scenie w szkole, któr ą pokazała mi
Wilhelmina Wyatt. – S ą dz ę , ż e ona próbuje mi powiedzie ć , ż e Drzewo Wszystkich Dusz
naprawd ę istnieje. Chyba chce, ż eby ś my je odnalazły. Nadszedł czas, aby ś my wybrały si ę do
Krainy Zimy.
Felicity siada prosto. Zapłon ą ł w niej ogie ń .
- Kiedy?
- Najszybciej jak to mo ż liwe – odpowiadam. – Dzi ś w nocy.
*
Jeden z ludzi pana Millera patroluje las. Chodzi tam i z powrotem z pistoletem w dłoni.
Jest nerwowy jak kot.
- Jak mamy si ę dosta ć do drzwi, ż eby nas nie zauwa ż ył? – pyta Ann.
Koncentruj ę si ę i nagle w lesie pojawia si ę widmo kobiety. M ęż czyzna dygocze na ten
przera ź liwy widok.
- K-kto tam? – Roztrz ę sion ą r ę k ą kieruje pistolet w jej stron ę . Zjawa znika za drzewem,
po czym pojawia si ę kawałek dalej. – B-b ę dziesz si ę tłumaczyła p-rzed majstrem – grozi
robotnik i rusza za ni ą w bezpiecznej odległo ś ci.
Zjawa zaprowadzi go na cmentarz, gdzie zniknie, a on b ę dzie zachodził w głow ę , co
wła ś ciwie si ę stało. Natomiast my znajdziemy si ę ju ż wówczas w mi ę dzy ś wiecie.
- Idziemy – mówi ę , szybko ruszaj ą c do sekretnych drzwi.
Felicity z u ś miechem unosi spódnic ę .
- Och, bardzo mi si ę to podoba.
Po drugiej stronie witaj ą nas wysokie kamienne płyty z rze ź bami kobiet. Ale one nie
potrafi ą udzieli ć mi odpowiedzi, której szukam. Mo ż e to zrobi ć tylko jedna osoba, cho ć
przyznaj ę to z niech ę ci ą .
- Id ź cie do zamku. Wkrótce do was doł ą cz ę – mówi ę .
- Co planujesz? Dok ą d idziesz? – dopytuje si ę Ann.
- Zapytam Ash ę , czy mo ż e nam zapewni ć jak ąś ochron ę – wyja ś niam i czuj ę si ę okropnie
z powodu tego kłamstwa.
- Pójdziemy z tob ą – deklaruje si ę Fee.
- Nie! To znaczy, powinni ś cie przygotowa ć Pipp ę i pozostałe. Zbierzcie je razem.
Felicity kiwa głow ą .
- Słusznie. Wracaj szybko.
- Postaram si ę – zapewniam i przynajmniej to jest prawd ą .
Biegn ę przez zakurzone korytarze Ś wi ą tyni i kieruj ę si ę prosto do studni wieczno ś ci.
Kirke czeka, unosz ą c si ę pod powierzchni ą , blada istota wydobyta z gł ę bin i wystawiona na
działanie ś wiatła.
- Czy czas mojej ś mierci nadejdzie niedługo? – pyta głosem silniejszym ni ż poprzednio.
Ledwie hamuj ę gniew.
- Dlaczego nie powiedziała mi pani, ż e znała Wilhelmin ę Wyatt?
- Nie pytała ś .
- Mogła mi pani powiedzie ć !
- Jak mówiłam, wszystko ma swoj ą cen ę . – Wypuszcza powietrze z lekkim
westchnieniem.
- Z tego, co wiem, to pani j ą zabiła – oskar ż am, podchodz ą c bli ż ej do studni.
- Po co tu wróciła ś ? Ż eby mnie wypytywa ć o dawn ą szkoln ą kole ż ank ę ?
- Nie – zaprzeczam. Nienawidz ę siebie za to, ż e przyszłam, ale ona ju ż była w Krainie
Zimy, tak napisała moja mama w pami ę tniku. Jest jedyn ą osob ą , któr ą mog ę o to spyta ć . –
Chc ę , ż eby opowiedziała mi pani o Krainie Zimy.
W jej głosie pobrzmiewa czujno ść .
- Dlaczego?
- Idziemy tam – wyja ś niam. – Chc ę zobaczy ć to miejsce na własne oczy.
Milczy przez dłu ż szy czas.
- Nie jeste ś gotowa na wizyt ę w Krainie Zimy.
- Jestem – zapewniam j ą .
- Przeszukała ś ju ż swoje mroczne zakamarki?
Przesuwam palcami po wypolerowanych kamieniach cembrowiny.
- Nie wiem, o co pani chodzi.
- Przez nie mo ż esz wpa ść w pułapk ę .
- M ę cz ą mnie pani zagadki – prycham. – Albo opowie mi pani o Krainie Zimy, albo nie.
- Dobrze – odzywa si ę po chwili. – Zbli ż si ę .
Znów wkładam r ę k ę do studni, wyczuwaj ą c moc nadal drzemi ą c ą w kamieniach i kład ę j ą
na sercu Kirke. Tym razem przychodzi mi to jako ś łatwiej. Potrzeba, by dowiedzie ć si ę
czego ś o Krainie Zimy i by odnale źć Drzewo Wszystkich Dusz, jest silniejsza ni ż strach.
Przez kilka sekund Kirke jarzy si ę moc ą . Cie ń u ś miechu muska jej ró ż owiej ą ce wargi. Dzi ę ki
temu drugiemu darowi stała si ę ładniejsza i bardziej o ż ywiona – bardziej przypomina
nauczycielk ę , któr ą kochałam. Widok jej twarzy przera ż a mnie. Wycieram wilgotn ą dło ń w
koszul ę nocn ą , jakbym chciała zetrze ć wszelki ś lad po niej.
- Dałam pani magi ę , o któr ą pani prosiła. Teraz Kraina Zimy, prosz ę .
W jaskini rozlega si ę szept Kirke.
- Przy bramie zadadz ą ci pytania. Musisz odpowiedzie ć na nie zgodnie z prawd ą , inaczej
nie wejdziesz.
- Jakie pytania? Czy s ą trudne?
- Dla niektórych – mówi. – Potem pod ąż aj wzdłu ż rzeki. Nie wchod ź w ż adne układy, nie
składa obietnic. Nie zawsze mo ż esz ufa ć temu, co widzisz i słyszysz, gdy ż jest to kraina
zarówno czarów, jak i ułudy. B ę dziesz musiała odró ż ni ć jedno od drugiego.
- Co ś jeszcze? – pytam, gdy ż niewiele tego na pocz ą tek.
- Tak – odpowiada. – Nie id ź tam. Nie jeste ś na to przygotowana.
- Na pewno nie popełni ę tych bł ę dów, co pani – ripostuj ę . – Prosz ę zdradzi ć mi jeszcze
jedno: czy Drzewo Wszystkich Dusz ż yje?
- Mam nadziej ę , ż e wrócisz i mi to powiesz – odzywa si ę w ko ń cu.
Ze studni dobiega cichutki plusk wody. Ale to niemo ż liwe – Kirke jest uwi ę ziona.
Zagl ą dam do ś rodka, ż eby to sprawdzi ć , ale wydaje si ę zupełnie nieruchoma.
- Gemmo! – woła mnie.
- Tak?
- Dlaczego Wilhelmina chce, ż eby ś poszła do Krainy Zimy?
- Poniewa ż … - milkn ę , gdy ż to tej pory nie zadawałam sobie tego pytania, a teraz
obudziło we mnie w ą tpliwo ś ci.
I znów to samo, delikatny szum wody. Po ś cianach jaskini spływaj ą wilgotne stru ż ki i to
na pewno one wydaj ą ten d ź wi ę k.
- Uwa ż aj na siebie, Gemmo.
*
Pippa i pozostałe czekaj ą na mnie w niebieskim lesie. Jagody dojrzały ju ż na drzewach.
Wsz ę dzie stoj ą do połowy wypełnione koszyki. Poplamiony sokiem przód sukni Pip
przypomina fartuch rze ź nika.
- Zaproponowała nam jak ąś ochron ę ? – pyta Ann, gdy do nich podchodz ę .
- Co? – Zupełnie zbija mnie z tropu.
- Asha – wyja ś nia.
Widz ę w my ś lach blad ą twarz Kirke.
- Nie, nic z tego. Poradzimy sobie same.
Pippa klaszcze z zachwytem.
- Wspaniale! W ko ń cu prawdziwa przygoda. W Krainie Granicznej zrobiło si ę ju ż nudno.
B ę d ę j ą nazywała Krain ą Nudniczn ą !
Spogl ą dam w stron ę skł ę bion ą nieba nad Krain ą Zimy i bramy, która nas od niej dzieli.
- A co z tymi strasznymi istotami, panienko? – To Wendy, która trzyma si ę mocno
spódnicy Mercy.
Pippa bierze Felicity pod rami ę .
- Razem damy sobie rad ę . W ko ń cu jeste ś my bystrymi dziewczynami.
- Tylko w ten sposób mo ż emy si ę czego ś dowiedzie ć – dodaje Ann.
- Nie wróc ę , dopóki si ę nie upewni ę , ż e Drzewo Wszystkich dusz istnieje – o ś wiadczam.
Mi ę dzy drzewami migocze ś wiatełko, które robi si ę coraz wi ę ksze w miar ę zbli ż ania si ę
do ziemi. To podobna do wró ż ki istota o złocistych skrzydłach.
- Chcecie zobaczy ć Krain ę Zimy? – szepcze ochrypłym głosem.
- A tobie co do tego? – ostro pyta Felicity.
- Mog ę o ś wietli ć wam drog ę – mruczy wró ż ka.
Mae Sutter odgania stworzenie.
- Sio! Zostaw nas.
Niezra ż ona istota przelatuje z gał ę zi na gał ąź , a ż l ą duje na moim ramieniu.
- Po Kranie Zimy podró ż uje si ę niełatwo. Kto ś , kto zna drog ę , mo ż e okaza ć si ę przydatny.
Przypominaj ą mi si ę słowa Kirke: „Nie wchod ź w ż adne układy”.
- Nic ci za to nie dam – o ś wiadczam.
Jej usta wyginaj ą si ę w szyderczym u ś miechu.
- Nawet odrobiny magii, której sama posiadasz tak wiele?
- Ani odrobiny – odpowiadam.
Wró ż ka zgrzyta z ę bami.
- I tak was zaprowadz ę . Mo ż e pewnego dnia nagrodzisz mnie za to. T ę dziewczynk ę
zostawcie. Tylko b ę dzie przeszkadzała – radzi i uderza Wendy skrzydłem po policzku.
Mała raptownie wci ą ga powietrze i przykłada r ę k ę do buzi. Wró ż ka zanosi si ę ś miechem.
- Przesta ń ! – krzycz ę , a ona si ę cofa.
- Nie chc ę sprawia ć kłopotów – mówi cicho Wendy, zwieszaj ą c głow ę .
Bior ę j ą za r ę k ę .
- Pójdziesz z nami.
Wró ż ka okazuje niezadowolenie.
- To zbyt niebezpieczne.
- Wendy, zosta ń tutaj – wydaje polecenie Bessie.
- Chc ę i ść – odpowiada mała. – Chc ę si ę dowiedzie ć , sk ą d dochodzi ten krzyk.
- Tylko nas spowolni – narzeka Pippa, jakby dziewczynka nie stała tu ż obok.
- Albo pójdziemy wszystkie razem, albo w ogóle nie pójdziemy – o ś wiadczam stanowczo.
– Teraz musz ę si ę naradzi ć z towarzyszkami. Sio! Zmykaj st ą d!
Stworzenie zawisa w powietrzu, trzepocz ą c złotymi skrzydłami. Gdy odlatuje ze ś wistem
kilka metrów dalej i obserwuje nas czuje, w jego oczach wida ć nienawi ść .
Zgłoś jeśli naruszono regulamin