KEN WIBER -J E DE N S M A K 1 -6.doc

(1757 KB) Pobierz
J E DE N S M A K

J E DE N S M A K

 

Do Czytelnika Dawniej z całych sił unikałem rozgłosu. To, e dbam o swoją prywatność, nie oznacza ukrywania się; po prostu nie jestem osobą publiczną, która pragnie stać w świetle reflektorów. Jednak w pewnym momencie uznałem, e skoro obszernie piszę o yciu wewnętrznym, rzeczą właściwą będzie opowiedzieć o sobie. Dlatego ponisze strony w znacznym stopniu wypełniają zapiski osobiste. Pomimo to jest to ostatecznie dziennik bardziej filozoficzny ni osobisty: zawiera głównie idee, szczególnie te, które krąą wokół słońca filozofii wieczystej (czyli wspólnego jądra wielkich światowych tradycji mądrości). Bardzo osobisty charakter mają jedynie oparte na moim własnym doświadczeniu obszerne opisy praktyki medytacji i rónych stanów mistycznych. (Ci, którzy pragną dowiedzieć się więcej o innych aspektach mojego ycia osobistego, mogą zajrzeć do Śmiertelnych nieśmiertelnych1). Poniewa w tej ksiące nacisk połoony jest na idee, zatem dość swobodnie potraktowałem kwestię porządku, w jakim podaję materiał. Niektóre teoretyczne rozwaania przesunąłem w inne miejsce, poniewa bez nich dany fragment nie miałby sensu. Datowanie na ogól jest ścisłe, więc niektórych notatek nie opatrywałem datą, lecz włączałem je tam, gdzie wydają się pasować. Seminaria Naropy odbywały się niekiedy co kilka dni, jednak relacje z nich podałem w większym odstępie, inaczej bowiem musiałbym w jednym miejscu zgromadzić zbyt wiele rozwaań akademickich; stąd datowanie niektórych seminariów nie jest ścisłe. W kadym razie trzeba pamiętać, e w pierwotnym zamyśle te dzienniki nie miały być zapisem szczegółów mojego ycia osobistego, lecz raczej zapisem kolejnych prób przekazania filozofii wieczystej. Poniewa fragmenty zawierające rozwaania teoretyczne są krótkie i stanowią zamkniętą całość - zwykle mieszczą się na jednej lub dwóch stronach, najdłusze liczą kilkanaście stron - więc idee podawane są małymi kęsami. Jeśli jakiś fragment cię nie interesuje - np. poświęcony polityce, biznesowi lub sztuce - moesz przeskoczyć do następnego. Jeśli jednak na tych stronach szukasz informacji teoretycznej, powinieneś pamiętać, e kady fragment wynika z fragmentów wcześniejszych, dlatego skakanie po tekście nie jest najlepszym pomysłem. Jeśli ten dziennik ma jakąś myśl przewodnią, to jest nią przekonanie, e ciało, umysł i dusza nie wykluczają się wzajemnie. Pragnienia ciała, idee umysłu i światło duszy - wszystkie stanowią doskonały wyraz promiennego Ducha, jedynego mieszkańca wszechświata, wspaniałe gesty Wielkiej Doskonałości, przewyszającej wszelkie wspaniałości świata. Cały Kosmos ma Jeden Smak i jest to smak Boski, bez względu na to, czy pojawia się w ciele, umyśle, czy w duszy. Rozkoszując się Jednym Smakiem, wyniesiony poza przyziemność, świat powstaje w najczystszej Wolności i promiennym Wyzwoleniu, bezgranicznie szczęśliwy, zagubiony w wieczności i bezradny w obliczu nieodgadnionej tajemnicy. Wszystkie rzeczy powstają z Jednego Smaku, wszystkie rzeczy powracają do Jednego Smaku - a w międzyczasie, w tej chwili, jest tylko sen, czasem koszmar, z którego powinniśmy się przebudzić. K.W. Boulder, Kolorado Wiosna 1998

 

1 Ken Wilber, Śmiertelni nieśmiertelni, tłum. Aldona Biała, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1995 - przyp. tłum.

 

2

 

 

JEDEN SMAK

 

 

Styczeń

 

Nie znajdziesz granic duszy, choćbyś w tym celu przemierzył kadą ściekę; tak głębokie jest jej znaczenie.

 

HERAKLIT Czwartek, 2 stycznia 1997 Przez całe rano prowadzę badania i czytam. Jednocześnie obserwuję światło słoneczne przeświecające przez padający śnieg. Dzisiaj słońce nie jest ółte, jest białe jak śnieg, więc otacza mnie biel na bieli, sam na sam. Teraz wszystko jest Pustką, łagodnym, jasnym światłem, iskrzącym się w melancholijnych pomrukach. Zatapiam się w Pustce i wszystko jest promienne w ten czysty, jasny dzień. Piątek, 3 stycznia Jakiś czas temu - gdzieś koło Święta Dziękczynienia - zacząłem pisać The Integration of Science and Religion - The Union of Ancient Wisdom and Modern Knowledge2. Ksiąka jest ju gotowa i zastanawiam się, co z nią zrobić. Pisałem ją z myślą o określonych odbiorcach -o zwykłych, przeciętnych ludziach, a nie o zwolennikach New Age, nowego paradygmatu, kręgach kontrkultury. Nie mam pojęcia, czy osiągnąłem swój cel i nie jestem pewien, co teraz zrobić. Muszę znaleźć jakiś sposób, eby móc wykonywać tego rodzaju intensywną pracę i mieć jeszcze trochę ycia towarzyskiego. Balzak po kadym orgazmie mawiał: ,,Będzie nowa ksiąka". Ze mną chyba jest całkiem odwrotnie. Po śmierci Trei - w tym miesiącu mija osiem lat -przez jakiś rok nie umówiłem się z adną dziewczyną. Od tamtego czasu miałem kilka miłych związków, ale nic naprawdę powanego. Ciekaw jestem... Sobota, 4 stycznia Kilku studentów zaprosiło mnie na ,,imprezę" - całonocną potańcówkę z muzyką techno i - hm zakazanymi substancjami. Dzieciaki - to są naprawdę dzieciaki, dwudziestokilkulatki - uywają małej ilości ekstazy, narkotyku wzmacniającego empatię i więzi grupowe. Panuje poczucie wspólnoty, atmosfera jest aseksualna lub androgyniczna, łagodna, lecz intensywna - z pewnego rodzaju, nie znajduję lepszego określenia, duchowością w tle. Utwory muzyczne (np. Moby i Prodigy) na ogół nie zawierają słów - to znaczy nie mają punktu odniesienia, a tym samym nie pobudzają umysłu do tworzenia symboli - co pozwala na okazyjne przebłyski nadświadomości, nie wspominając o duych dawkach podświadomości. Cokolwiek o tym wszystkim mogliby powiedzieć niezadowoleni rodzice, wydaje mi się to nieskończenie lepsze od tego, co my robiliśmy na naszych prywatkach, kiedy to wypijaliśmy po sześć puszek piwa i wymiotowaliśmy na nasze dziewczyny. I nie zawracajcie mi głowy rodzicami biadolącymi z powodu zakazanych substancji. Mimo to dam sobie chyba spokój z imprezami. Ale im yczę powodzenia. Wtorek, 7 stycznia W ten weekend w San Francisco jest ,,Konferencja Kena Wilbera". Słyszałem, e wszystkie miejsca są wyprzedane, a organizatorzy szukają większej sali. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Jednym z głównych prezenterów będzie Roger [Walsh]3. Ciekaw jestem, czy opowie swój dowcip o Neilu Armstrongu, który jest chyba najśmieszniejszą rzeczą, jaką mona usłyszeć:

 

2 Opublikowana pod tytułem The Mariage of Sense and Soul: Integrating Science and Religion. [Ksiąka jest w

 

planach wydawniczych Jacek Santorski & Co - przyp. wydawcy] oryginalnych dziennikach. Wszystkie przypisy zostały dodane dla potrzeb publikacji. 4 3

 

Wszystkie nawiasy kwadratowe zostały dodane dla potrzeb publikacji; wszystkie nawiasy okrągłe znajdują się w

 

 

J E DE N S M A K

 

Pierwsze zdanie, jakie Neil Armstrong powiedział, kiedy postawił stopę na księycu, brzmiało: ,,Dla człowieka to tylko jeden mały kroczek, ale olbrzymi skok dla ludzkości". A potem dorzucił: ,,Powodzenia, panie Gorsky". Za tymi słowami kryje się mało znana historia: Kiedy Armstrong był jeszcze chłopcem, przez okno sypialni sąsiadów dosłyszał gorącą dyskusję. Pani Gorsky krzyczała do pana Gorsky'ego: ,,Obciągnę ci, jak ten chłopiec z sąsiedztwa stanie na księycu". Środa, 8 stycznia Przyszedł kolejny list od kobiety, która przeczytała moją przedmowę do ksiąki Frances [Shadows of the Sacred - Seeing Trough Spiritual Illusions Frances Vaughan], Otrzymałem bardzo duo listów od kobiet, które bezpośrednio nawiązują do poruszonych tam kwestii. Przedmowa rozpoczyna się słowami: ,,Frances Vaughan jest najmądrzejszą z Mądrych Kobiet, jakie znam. Jaka wspaniała koncepcja: kobieta, która jest mądra, kobieta, która pewnie ma więcej mądrości ni ty albo ja, kobieta, która w kade spotkanie wnosi szczególną wiedzę, czarującą atmosferę, uzdrawiającą obecność, dla której piękno jest sposobem poznawania, a otwartość szczególną siłą - kobieta, która widzi znacznie więcej i czuje znacznie więcej, która jest delikatna i zapewnia nas, e wszystko będzie dobrze, kobieta, która jest mądra, kobieta, która widzi więcej. Taka jest Frances: jest kobietą, która daje światu mądrość i nie ucieka od niego, by gdzie indziej szukać mądrości. Jest kobietą, która uczy indywidualności, ale osadzonej w szerszych i głębszych kontekstach połączenia: połączenia z innymi, z ciałem, z Duchem, z własnym wyszym Self: z Duchem, którego istota przejawia się w związkach. Najczęściej o Frances myślę tak: mądra kobieta, która uczy zdrowego i szczerego związku, która umieszcza nas w naszych głębszych kontekstach; jestem dumny, e znam tę kobietę". Dzisiejszy list (od terapeutki) mówi obszernie o historycznej tradycji Mądrych Kobiet i o tym, jak wane jest połączenie psychoterapii z duchowością. W pełni się zgadzam. Z ostatniej części przedmowy: ,,W tego rodzaju praktyce, jaką Frances (i garstka innych) próbuje rozwinąć, widzimy wyłanianie się czegoś bardzo doniosłego: odczucia duchowego i transpersonalnego, odczucia Tajemnicy Głębi, kontekstu poza wyizolowanym ja. To odczucie pojawia się w kadym i wydobywa nas z naszych udręczonych i śmiertelnych self, z ciasnej spirali, oddaje w ręce bezczasowego i Boskiego, i miłosiernie uwalnia nas od nas samych: gdzie otwartość zmiękcza opór, a związek daje podstawę zdrowemu rozsądkowi, gdzie współczucie wyprzedza twarde serce, a troskliwość przyćmiewa rozpacz - owo otwieranie się na Boskie, którego Frances uczy kadego z nas. Jedna z klientek Frances powiedziała jej kiedyś, e (Frances) pomogła jej urodzić duszę, uwolnić jej duszę. To, jak sądzę, w pewien sposób mówi wszystko. Urodzić Boskie - które obecne jest w kadym z nas, ale być moe nie świeci jasno; które dane jest kademu, ale być moe nie jest dostatecznie zauwaane; które troszczy się o świat, ale być moe zostało zapomniane w całym tym zamęcie: owo otwieranie się na Boskie, którego Frances uczy kadego z nas. Chwyćmy wspólnie dłoń Mądrej Kobiety i ruszmy razem z nią przez krainę własnej duszy, posłuchajmy w ciszy jej opowieści. Pamiętajmy, e nie znajdziemy pewniejszej pary rąk". Czwartek, 9 stycznia W tym kraju sława jest religią, która wymaga ludzkiej ofiary. Nie chcę być wyznawcą tej religii. Zaczynamy traktować siebie bardzo powanie - dostrzegłem to u siebie po napisaniu pierwszej ksiąki. Miałem wtedy 23 lata. Dajesz wykłady albo prowadzisz seminaria, ludzie mówią ci, jaki jesteś niewiarygodnie wspaniały i, prędzej lub później, zaczynasz im wierzyć. Kończysz jak Oscar Levant, który powiedział kiedyś do George'a Gershwina: ,,Powiedz mi, Georg, gdybyś miał to wszystko zrobić jeszcze raz, czy znowu zakochałbyś się w sobie?". Mniej więcej po roku zrozumiałem, e albo będę uczył tego, co napisałem wczoraj, albo napiszę coś nowego. Przestałem więc uczestniczyć w konferencjach, przestałem uczyć, przestałem udzielać wywiadów. 5

 

 

J E DE N S M A K

 

Przez kolejnych dwadzieścia lat trzymałem się tego planu praktycznie bez wyjątków. A mimo to teraz myślę o tym, eby Science and Religion zanieść prosto do największych wydawnictw i powanie się koło tego zakręcić. Chyba jestem mocno skołowany. Wtorek, 14 stycznia Z Holandii przyleciał Frank Visser, który tłumaczy mnie na holenderski. Wcześniej byl na konferencji kw w San Francisco. Frank przełoył The Atman project i Krótką historię wszystkiego4. Słyszałem, e jest bardzo dobry. ,,Co w naszej dziedzinie jest gorącym tematem w Europie?". ,,Jak regresyjne są liczne amerykańskie podejścia do duchowości. Szkoły, które mylą odczucia cielesne ze świadomością duchową, bioenergetyka, eksperymentalne to i tamto, ekopsychologia, uczucia i więcej uczuć, terapie regresyjne, wszystko razem. Piszę o tym artykuł. Czy zgadzasz się, e wy, Amerykanie macie hysia na punkcie regresji?". ,,Obawiam się, e tak. Głównie dlatego, e kady moe to zrobić - rozwój jest trudny, regresja łatwa". ,,Wszędzie pojawia się twój błąd pre/trans". Frank nawiązuje do mojego eseju sprzed prawie dwudziestu lat, zatytułowanego ,,Błąd pre/trans". Idea jest prosta: poniewa zarówno preracjonalne, jak i transracjonalne są nieracjonalne, łatwo mona je pomylić. Dochodzi wówczas do jednej z dwóch niemiłych rzeczy: albo redukujesz autentyczne, transracjonalne, duchowe realia do infantylnych, preracjonalnych stanów; albo wywyszasz dziecinne, preracjonalne doznania do transcendentalnej chwały. W pierwszym przypadku całkowicie negujesz duchowe realia, uwaasz je bowiem za infantylne bzdury. W drugim przypadku gloryfikujesz dziecinny mit i prewerbalny impuls. Tak bardzo chcesz przekroczyć racjonalność - co samo w sobie jest dobre - e wpadasz w skrajność i zaczynasz cenić sobie wszystko, co nie jest racjonalne, łącznie z tym, co jest najwyraźniej preracjonalne, regresyjne, wsteczne. Frank ma rację; wiele z tego, co w tym kraju nazywa się ,,duchowym renesansem", w istocie jest

 

preracjonalnym obsunięciem promowaniem ego. narcyzmem, egocentryzmem, gloryfikowaniem ego,

 

,,Dla nas, Europejczyków, jest to zatrwaające". Środa, 15 stycznia Przez całe rano czytam. Jest to cząstka mojej, zdawać się moe, niemającej końca pracy badawczej, potrzebnej do napisania drugiego tomu trylogii Kosmosu (Sex, God, and Gender)5". Relacja między męczyznami i kobietami: udręka i ekstaza. Doprowadza to obie strony do obłędu. Czekam na uwspółcześnioną wersję Breta Harte'a: The Outcasts of Testosterone Flat. Weźmy art Aldousa Huxleya: ,,To prawo natury. Męczyzna minus kobieta równa się świnia. Kobieta minus męczyzna równa się wariatka". Albo Glorii Steneim: ,,Kobieta potrzebuje męczyzny jak ryba roweru". Woody Allena: ,,Bóg dał męczyźnie penisa i mózg, ale krwi tyle, eby mógł naraz posługiwać się tylko jednym". Billy'ego Crystala: ,,Kobieta potrzebuje powodu, eby się kochać, męczyzna potrzebuje miejsca". Tom pierwszy miał osiemset stron, taki te będzie tom drugi. ,,Kolejna cholerna cegła! Czy pan, panie Gibbon, zawsze tylko gryzmoli, gryzmoli, gryzmoli?". Piątek, 17 stycznia Dostałem list od Aleksa Greya, do którego ksiąki Sacred Mirrors: The Visionary Art of Alex Grey, napisałem przedmowę. W liście Alex przypomina mi rozmowę, jaką odbyliśmy w moim

 

4 5 Ken Wilber, Krótka historia wszystkiego, tłum. H. Smagacz, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1998 - przyp. tłum. Tom pierwszy to Sex, Ecology, Spirituality (Shambhala, 1995); obecnie pracuję nad tomem drugim, który nosi

 

roboczy tytuł Sex, God, and Gender: The Ecology of Men and Women; tom trzeci istnieje w ogólnym zarysie i ma roboczy podtytuł The Spirit of Post/Modernity. 6

 

 

J E DE N S M A K

 

domu. Mówiliśmy wtedy o naturze prawdziwej sztuki: ,,Celem transcendentnej sztuki jest wyraanie czegoś, czym jeszcze nie jesteś, ale moesz się stać". W przedmowie do ksiąki Aleksa kładę nacisk na to, e wszyscy mamy oko fizyczne, oko umysłu i oko ducha. Sztukę moemy klasyfikować w zaleności od tego, którym okiem głównie się posługuje. Np. realizm i naturalizm posługuje się głównie okiem fizycznym; sztuka abstrakcyjna, konceptualna i surrealistyczna posługuje się głównie okiem umysłu; a niektóre wielkie dzieła sztuki duchowej - np. tanki tybetańskie - posługują się okiem kontemplacji, okiem ducha. Kade z tych oczu widzi inny świat - świat obiektów materialnych, idei mentalnych, rzeczywistości duchowych. Kade oko moe malować to, co widzi. Im wysze oko, tym głębsza sztuka. Alex jest przedstawicielem tych nielicznych artystów, którzy malują okiem kontemplacji, okiem ducha. Tego rodzaju sztuka nie jest symboliczna ani metaforyczna; jest bezpośrednim przedstawieniem rzeczywistości, ale rzeczywistości, jakich nie mona ujrzeć okiem fizycznym ani okiem umysłu, a jedynie okiem ducha. Istotą tej sztuki nie jest zwykłe widzenie, lecz transformacja: reprezentuje ona wysze lub głębsze rzeczywistości dostępne nam wszystkim, jeśli tylko rośniemy i się rozwijamy. i właśnie dlatego: ,,celem transcendentnej sztuki jest wyraanie czegoś, czym jeszcze nie jesteś, ale moesz się stać". Środa, 22 stycznia Podąam głównym nurtem. To wszystko przez Tony'ego Schwartza. Tony'ego poznałem, kiedy pracował nad What Really Matters -Searching for Wisdom in America. Jego historia jest niezwykła: znakomity dziennikarz - pracował dla ,,New York Timesa", dla magazynu ,,New York", był autorem prawie tuzina historii z okładek ,,Newsweeka" - wspólnie z Donaldem Trumpem napisał The Art of the Deal, która z miejsca znalazła się na szczycie listy bestsellerów ,,Timesa" i wepchnęła Tony'ego w kręgi wielkiej forsy, blichtru i zbytku. Zanurzenie w ekstrawagancki świat Trumpa uświadomiło Tony'emu, e gdyby nawet miał cale to bogactwo materialne, nie dotknąłby naprawdę wanych kwestii. Dzięki pieniądzom, jakie zrobił na ksiące Trumpa, następnych pięć lat poświęcił poszukiwaniu mądrości. Przemierzył kraj wzdłu i wszerz, spotkał się z ponad 200 psychologami, filozofami, mistykami, guru, terapeutami i wszelkiego rodzaju nauczycielami. Jeden rozdział w swojej ksiące poświęcił mojej pracy i zostaliśmy serdecznymi przyjaciółmi. Skończywszy What Really Matters i mając rodzinę na utrzymaniu, został współautorem autobiografii Michaela Eisnera. Zasadniczo dla zarządu Disneya wykonał tę samą pracę, co dla Donalda. Ale na tym kończą się podobieństwa. Tony wyjaśnia to tak, e Trump jest po prostu Trumpem: wszystko widać gołym okiem; pisanie tamtej ksiąki było całkiem proste, choć wyczerpujące. Ale Michael Eisner to ktoś zupełnie inny. Jego historia związana jest z całym imperium Walta Disneya parki tematyczne, filmy, ksiąki, miasta, telewizja - nie wspominając takich jednoosobowych widowiskach, jak show Jefreya Katzenberga i Michaela Ovitza. Tony poświęcił ju temu projektowi ponad trzy lata. Później Tony chce pracować nad integralnym podejściem do ludzkiego rozwoju i transformacji, opierając się na tym, co skrótowo ujął w What Really Matters i co, w ogólnych zarysach, odnalazł w mojej pracy (choć nie tylko mojej). Chce to zintegrowane podejście przedstawić szerszemu odbiorcy, a to nasunęło mi myśl, e, przynajmniej w pewnym stopniu, powinienem zrobić to samo. Tak, zdecydowanie wszystko przez Tony'ego. Czwartek, 23 stycznia Skończyłem tysiącstronicowy dziennik (tom pierwszy!) Christophera Isherwooda. Z wielu powodów prawie przez tydzień byłem bardzo przygnębiony. Dla mnie Isherwood uosabia kilka bardzo wanych wątków ycia splecionych w jedną całość. Po pierwsze, mamy tu Towarzystwo Wedanty, z którym w róny sposób związani byli Aldous 7

 

 

J E DE N S M A K

 

Huxley, Gerald Heard i Tomasz Mann (związek tego ostatniego był luźny, ale znaczący). Isherwood, pracując ze Swamim Prabhawanandą (por. My Guru and His Disciple), zrobił pierwsze i niewątpliwie najbardziej przystępne tłumaczenia Bhagawadgity, Joga Sutr Patańdalego i, mojego ulubionego klasycznego dzieła Siankary Klejnotu mądrości. Ju w 1941 r. Christopher pisze w swoim dzienniku: ,,Pomagając sobie rękami i nogami, mózgiem i głosem, próbuj unicestwić swoje ego, by Prawdziwe Self mogło działać w tobie. To niewiarygodnie trudne -a przecie, czemu innemu ycie ma słuyć?". Pozwoliło mu to równie zrozumieć coś, czego religie Zstępujące - od ekologii przez czczenie Gai do ekopsychologii zupełnie nie rozumieją: ,,Kady ruch, którego cele określane są w kategoriach czasu, zawsze ucieka się do przemocy". Na szczęście tej głęboko duchowej cesze Christophera towarzyszył lekki posmak ciętego dowcipu; postanowił przeyć swoje ycie ,,z pasją, z autentycznym zaangaowaniem i szczerą wrogością". Isherwood zawsze na własny sposób walczył o zintegrowane podejście, które jednoczy duchowość z tym yciem, prawdopodobnie dlatego, e, jak to ujął, seks i duch były w nim bardzo silne, lecz często się ze sobą ścierały. Uwielbiam jego szczere zmagania, by, nawet w skrajnościach, nie stracić ani jednego, ani drugiego. Większość ludzi, nie zdając sobie z tego sprawy, zna Isherwooda, jest bowiem główną męską postacią w filmie Kabaret, osnutym na jednym z jego krótkich opowiadań z tomu Poegnanie z Berlinem (,,Sally Bowles", opartym luźno na historii piosenkarki Jean Ross, którą Isherwood spotkał w 1931 roku w Berlinie). Christophera gra Michael York, a Liza Minelli otrzymała Oscara za rolę Sally. Ksiąka napisana jest błyskotliwie, o czym Virginia Woolf musiała wiedzieć, gdy zanotowała w swoim dzienniku: ,,Z Isherwoodem spotkałam się na progu. To wątły, dziki chłopiec. W. Maugham powiedział, e «przyszłość angielskiej powieści spoczywa w rękach» owego młodzieńca". Na opowiadaniu ,,Sally Bowles" (to nazwisko, nawiasem mówiąc, zapoyczone zostało od Paula Bowlesa - kompozytora, tłumacza Sartre'a - ,,No Exit" jest Bowlesa - i wielkiego pisarza, którego najsławniejszym dziełem było Pod osłona nieba; Isherwood podziwiał jego utwory i dal Sally jego nazwisko) oparty był równie wcześniejszy musical wystawiany na Broadwayu, I Am a Camera, na podstawie którego nakręcono film z Julie Harris w roli głównej. Ten tytuł został wzięty ze sławnego fragmentu Poegnania z Berlinem, często cytowanego, lecz na ogól opacznie rozumianego: ,,Jestem jak aparat fotograficzny z otwartą przesłoną, aparat całkiem bierny, taki który nie myśli, tylko rejestruje. Rejestruje męczyznę golącego się w oknie naprzeciwko i kobietę w kimonie, zajętą myciem włosów. Kiedyś to wszystko będzie musiało zostać wywołane, zdjęcia starannie odbite, utrwalone6" . Isherwood niewiele wtedy wiedział o wielkich naukach, Wschodu i Zachodu, o prawdziwym Self jako czystym, wolnym od preferencji Świadku, ale tutaj wyczuwa się wpływ tych nauk (bardzo to przypomina sławne ,,przeźroczyste oko" Emersona: ,,Cały niski egotyzm znika. Staję się przeźroczystym okiem; jestem niczym; widzę wszystko".) Krytycy zarzucili Isherwoodowi obojętność, brak zaangaowania itd. Nie rozumieli natury tego stanu. Jak sam Isherwood wskazuje: ,,Pogląd, e jestem osobą oderwaną od tego, co się dzieje wokół mnie, jest całkowicie błędny". Prawdziwy Świadek pozwala powstawać wszystkiemu, co powstaje - namiętności, spokojowi, zaangaowaniu, oddzieleniu, szczerej wrogości itd. Ale głupotą jest uwaać, e jest to całkowite oderwanie od ycia. Tak czy inaczej, Isherwood na pewno nie był osobą oderwaną od ycia. W rzeczywistości, jeden z jego najlepszych przyjaciół w owym czasie i przez większość ycia, W.H. Auden - któremu ju wtedy pisane było zostać jednym z dwóch lub trzech największych poetów tamtego wieku - pod koniec lat dwudziestych udał się do Berlina, przede wszystkim w poszukiwaniu dekadenckiego seksu. Auden nakłonił Christophera, eby dołączył do niego. Obaj byli gejami, a sławne bary dla gejów - szczególnie Cosy Corner - trzymały ich w Berlinie przez kilka lat. Dziki seks, zwłaszcza w młodości - to kolejny wątek.

 

6 Christophcr Isherwood, Poegnanie z Berlinem, tłum. Maria Skroczyńska, Czytelnik, Warszawa 1992, s.7 - przyp.

 

tłum.

 

8

 

 

J E DE N S M A K

 

(Dla dzisiejszych gejów Isherwood stał się swego rodzaju bohaterem, głównie z powodu niezachwianej akceptacji swojego homoseksualizmu - podzielam ten podziw. Tę samą postawę miał E.M. Forster; swoją bardzo poruszającą i bardzo gejowską powieść Maurycy, której ze zrozumiałych względów nie chciał opublikować za ycia, zostawił Christopherowi. Dzisiaj często zapominamy, e jeszcze do niedawna w większości krajów ,,bycie homoseksualistą" było przestępstwem karanym więzieniem, a czasem śmiercią. W tym względzie szczególnie barbarzyńska była Anglia, o czym przypominać nam powinna ponura, niepokojąca historia Alana Turinga - Turing złamał system Enigmy, maszyny szyfrującej nazistów, dzięki czemu alianci znali kade posunięcie Hitlera7". Był to zdumiewający dowód błyskotliwości, który chyba w większym stopniu przyczynił się do zwycięstwa ni jakikolwiek inny pojedynczy czyn i za który otrzymał nagrodę. Gdy odkryto, e jest homoseksualistą, został osadzony w więzieniu, gdzie zmuszono go do poddania się kuracji hormonalnej, która miała wyleczyć jego ,,chorobę". Wkrótce potem popełnił samobójstwo). Adolf Hitler w 1923 roku dokonał puczu monachijskiego i został uwięziony. Później napisał Mein Kampf. W 1929 roku, z powodu ekonomicznej zapaści i ogólnej desperacji, Narodowi Socjaliści uzyskali powszechne poparcie i choć trudno w to uwierzyć, w 1934 roku, po śmierci Hindenburga, Hitler połączył urzędy prezydenta i kanclerza, stając się wodzem całych Niemiec. Isherwood przybywa do Berlina w roku 1929 i pozostaje do 1933 - był to najgorętszy czas, prawdopodobnie najbardziej wstrząsający okres w zachodniej historii, gdy szaleństwo osiągnęło stopień niespotykany przedtem ani potem. Christopher zapisuje to, co widzi. ,,śyje się tu jak w piekle. Wszyscy ledwo dyszą, a ycie kadego wisi na włosku. Panuje prawo wojenne. Nikt w Anglii nie ma nawet najmniejszego pojęcia o czymś takim. Na kadym rogu jest mnóstwo policjantów gotowych stłumić kadą próbę demonstracji. Z powodu ebraków trudno przejść przez ulicę...". Niemcy, najjaśniejsze filozoficzne światło na Zachodzie, spadkobiercy Grecji, i dochodzi do takiej sytuacji: szaleniec z Austrii w przebraniu malarza pokojowego. A teraz, dzisiaj, nie mona pomyśleć o wielkich - Kancie, Heglu, Spinozie, Marksie, Fichtem, Freudzie, Nietzschem, Einsteinie, Schopenhauerze, Leibnitzu, Schellingu - o całym niemieckim kręgu - eby w pewnym momencie nie pomyśleć o Oświęcimiu, Treblince, Sobiborze, Dachau, Bergen-Belsen i Chełmnie. Boe, te miejscowości mają takie nazwy, jakby były ludźmi. Ale dopatrywanie się związku przyczynowego między transcendentalną tradycją niemiecką i obozami zagłady, tak powszechne w amerykańskim postmodernistycznym trajkotaniu o metanarracji, jest po prostu tanie i trywialne, nie mówiąc ju, e błędne. To, co zdarzyło się w Niemczech, jest, wśród miliona innych przyczyn, klasycznym przypadkiem błędu pre/trans. W istocie, cała germańska tradycja jest typowym przykładem błędu pre/trans, który tworzył raz Hegla, raz Hitlera. Poniewa tradycja germańska tak szlachetnie i usilnie dąyła do Ducha (za co naley się jej wieczna chwała), łatwiej więc myliła preracjonalne cielesne i emocjonalne uniesienia z transracjonalnym wglądem i świadomością. Krew i ojczyzna, powrót do natury i szlachetne dzikusy rozkwitały pod sztandarem romantycznego powrotu do ducha, odzyskania utraconej ziemi, powrotu ukrytego Boga, objawienia zapisanego w krwi i wyrytego w ciele tych, którzy mącą czystość krwi i rasy, i komory gazowe czekające jak ciche łono Wielkiej Matki, odwiecznej władającej takimi poczynaniami, by przyjąć wszystkich, którzy skazili tę czystość. To nie racjonalność ani transracjonalność Niemiec obróciła tę twierdzę w gruzy, lecz ponownie oywione preracjonalne impulsy. Ale to jest kolejny wątek: Bóg i Diabeł razem w Berlinie w 1933 roku, i Isherwood w tym wszystkim. Jest te związek z Huxleyem. Aldous Huxłey był prawdopodobnie ostatnim - i to jest jedna z

 

7 Oczywiście system szyfrowy Enigmy złamali Polacy (M. Rejewski, J. Róycki i II. Zygalski). W roku 1939 po

 

jednym egzemplarzu Enigmy przekazano Wielkiej Brytanii i Francji. Oficjalnie jednak na Zachodzie a do niedawna to osiągnięcie przypisywano Anglikom. Turing w okresie drugiej wojny światowej zajmował się konstrukcją maszyn deszyfrujących - przyp. tłum. 9

 

 

J E DE N S M A K

 

przyczyn mojego przygnębienia - autorem, który potrafił pisać emocjonalnie, głęboko i filozoficznie o sprawach mistycznych i transcendentalnych... i był traktowany powanie przez inteligencję, media, ludzi z Manhattan Inc., awangardę - ostatni autor, który potrafił pisać o sprawach transcendentalnych, i uchodziło to za temat atrakcyjny, gorący, aktualny. Liberałowie zasadniczo nienawidzą Ducha, a konserwatyści uwaają, e jest on ich fundamentalistycznym, mitycznym Bogiem - jedni i drudzy mają błędne podejście. Dzisiaj Huxley byłby dla nich niemal niezrozumiały. Czy ktoś mógłby teraz napisać Filozofię wieczystą i zebrać - poza Kalifornią entuzjastyczne recenzje? ,,Duchowość" dzisiaj to głównie (1) odradzanie się religii fundamentalistycznych, (2) narcyzm New Age, (3) mityczna regresja, (4) subtelny redukcjonizm sieci ycia, (5) holizm płaskiej ziemi. Dla Huxleya, Hearda, Isherwooda, a nawet Manna wszystko to byłoby strasznie nuące. Gerald Heard (autor kilku znakomitych ksiąek, w tym The Five Ages of Man - na podstawie której powstała bardzo wnikliwa ksiąka Jean Huston Life-Force - który wiele zrobił dla powstania i rozwoju Towarzystwa Wedanty) zapoznał Isherwooda z Huxleyem wkrótce potem, jak Christopher osiadł, mniej lub bardziej na stałe, w Los Angeles, zarabiając na ycie pisaniem scenariuszy, tak samo jak Huxley (i Tennessee Williams, William Faulkner i F. Scott Fitzgerald) czasem to robił (to były czasy!); przyjaźnili się a do śmierci Huxleya w 1963 roku. To w L.A. powstało Towarzystwo Wedanty (sądzę, e w jednej z jego świątyń Adi Da doznał swojego pierwszego większego wglądu). Stało się ono jednym z trzech lub czterech strumieni, którymi mądrość Wschodu wpływała z impetem do tego kraju. Jeśli Christopher był jego literackim głosem, to Huxley słuył mu potęgą myśli. Jak Isherwood i niemal wszyscy twierdzili, Aldous nie był wielkim powieściopisarzem; jego bohaterowie byli papierowi. Zawsze podobało mi się jego własne uzasadnienie tego faktu: ,,Nie miałem na swój temat niemal adnych poglądów i nie chciałem ich mieć - unikałem ich - nawet z zasady - i wymyślałem je na poczekaniu, kiedy ktoś taki jak ty pytał mnie o nie (...). Pisał więc powieści o ideach, mimo i wiedział, z jak wielkim ryzykiem się to wiąe. ,,Musisz pisać nie tylko o ludziach, którzy mają coś do przekazania, bo ci stanowią 0,01 procenta ludzkiej rasy. Dlatego prawdziwi, urodzeni powieściopisarze nie piszą takich ksiąek. Ale ja te nigdy nie pretendowałem do roli urodzonego powieściopisarza". Zamiast tego operował ideami w olśniewający sposób, jasny i błyskotliwy, czasem zapierający dech w piersi. I wyzwalający. Jak Sir Isaiah Berlin ujął to w swoich pamiętnikach: ,,Tak jak w osiemnastym wieku ludzie pióra - prowadzeni przez Woltera, pierwszego w tej profesji wybawili wielu ciemięonych ludzi; tak jak później czynili to Byron, George Sand, Ibsen, Baudelaire, Nietzsche, Wilde i Gide, a moe nawet Wells lub Russell, tak te członkowie mojego pokolenia, dąąc do poznania siebie, korzystali z pomocy powieściopisarzy, poetów i krytyków zajmujących się centralnymi problemami swych czasów". Sir Isaiah zalicza Huxleya razem z Ezrą Poundem i J.B.S. Haldane'em do głównych wyzwolicieli jego czasów. Sybille Bedford, jedna z biografek Huxleya, ukazuje kolejną stronę tej wielkiej emancypacyjnej tradycji: obejmowała ona ,,nadzwyczaj i rónorodnie utalentowane jednostki, których wpływ (...) był olbrzymi. Ich wspólną cechą było silne pragnienie zdobywania, pogłębiania i upowszechniania wiedzy - pragnienie polepszenia zarówno doli ludzi, jak i sposobów kierowania nimi, przyjęcie odpowiedzialności - Intelligence oblige -i pasja, adne łagodniejsze określenie nie będzie odpowiednie, doprawdy". W tamtym czasie takie rzeczy miały sens, nie mówiąc ju, e się liczyły. To znaczy było to przed pojawieniem się mojego pokolenia, którego profesorowie humanistyki uznali, e nie mogą pomóc nikomu w tworzeniu czegokolwiek. Dlatego pod wpływem urazy poświęcili się rozdzieraniu wszystkiego na strzępy, pozostawiając tylko zawieszony w próni sztuczny uśmiech dekonstrukcjonisty; i są wstrząśnięci, wstrząśnięci, e kiedykolwiek ktoś mógł z pasją poszukiwać prawdy, gdy, opacznie interpretując Foucaulta, uznali, i prawda jest tylko kiepsko ukrytą władzą - usiłują zatem sprawić, by równie aden z ich studentów na pewno nie szukał prawdy, inaczej bowiem mógłby ją znaleźć i zacząć tworzyć dzieła olśniewające głębią i pięknem. 10

 

 

J E DE N S M A K

 

Dlatego właśnie, e Huxley połączony był z transcendencją, jego proza miała wyzwalającą moc. Jeśli masz wyzwolić kogokolwiek z czegokolwiek, to musisz wiedzieć, e naprawdę jest coś transcendentalnego - jeśli nie ma niczego poza znaną rzeczywistością, to nie mona się od niej uwolnić i wyzwolenie jest daremne. Dzisiejsi postmodernistyczni pisarze, którzy są wierni znanej rzeczywistości, trzymają się tego, co widać gołym okiem, lgną do cieni, wysławiają powierzchnię, nie mają gdzie pójść i dlatego wyzwolenie jest ostatnią rzeczą, jaką mogą zaoferować... lub, jaką moesz otrzymać. Nic dziwnego, e przez kilkadziesiąt lat jednym z najlepszych przyjaciół Aldousa był Krishnamurti (mędrzec, na którym ścierały się moje duchowe zęby). Krishnamurti był nadzwyczajnym wyzwolicielem, przynajmniej niekiedy. W takich ksiąkach jak Wolność od znanego ten niezwykły mędrzec pokazywał, jak niedualna, wolna od preferencji świadomość moe wyzwalać z ograniczających udręk przestrzeni, czasu, śmierci i dualizmu. Gdy spłonął dom (i biblioteka) Huxleya, pierwszymi ksiąkami, które pragnął mieć w nowym domu, były Uwagi o yciu Krishnamurtiego. Yehudi Menuhin napisał o Aldousie: ,,Był jednocześnie naukowcem i artystą - uosabiając sobą wszystko, czego najbardziej potrzebujemy w pokawałkowanym świecie, w którym kady z nas niesie zniekształcający odłamek wielkiego, rozbitego uniwersalnego lustra. Za swoją misję uznał przywrócenie tych fragmentów na dawne miejsce i, przynajmniej w jego obecności, ludzie znowu byli cali. śeby wiedzieć, gdzie kady odłamek naley, trzeba mieć koncepcję całości. Tylko umysł taki jak Aldousa, oczyszczony z osobistej próności, zauwaający i rejestrujący wszystko, i nie wykorzystujący niczego, mógł wypełnić tak ogromne zadanie". Do podobnych Huxleyowi wyzwolicieli dodałbym oczywiście Tomasza Manna, na którego punkcie miałem przez kilka lat obsesję i czytałem wszystko, co sam napisał i co o nim napisano. Swoją pierwszą powieść, Buddenbrookowie, napisał mając 25 lat i otrzymał za nią Nobla. Kto dzisiaj mógłby napisać Czarodziejską górę i nawet ją opublikować? Czy ,,Śmierć w Wenecji" nie jest prawdopodobnie najdoskonalszym opowiadaniem, jakie kiedykolwiek powstało? Kiedy Mann przeniósł się do Kalifornii, nawiązał równie kontakt z Towarzystwem Wedanty. Ze względu na swą niewyobraalną inteligencję Robert Musil, Proust i Mann są moimi ulubionymi autorami tego stulecia. ,,Co, rzecz godna uwagi, nikogo donikąd nie prowadzi" - Musil. Mann początkowo popierał retroromantyczne i reakcyjne ruchy faszystowskie w Niemczech narodowa krew, ziemia i ,,dusza" Niemiec - a potem doznawszy wstrząsu, odwrócił się od nich z odrazą, by z pozycji humanistycznego, racjonalnego pluralizmu stać się najczystszym i najgłośniejszym antynazistowskim głosem płynącym z ust Niemca i być moe największym humanistycznym powieściopisarzem swego stulecia. Gruntownie badał ycie wewnętrzne Freud, Nietzsche, Schclling, Schopenhauer, mistycyzm - ale poniewa wcześniej osunął się w preracjonalny faszyzm, zawsze miał trudności z odrónieniem preracjonalnej regresji od transracjonalnej chwały. Był jednym z wielkich i cennych głosów tamtego wieku; niewątpliwie naley do panteonu tych, którzy, w większym lub mniejszym stopniu, pomogli się wyzwolić olbrzymiej liczbie wraliwych dusz. To kolejny wątek: wielka tradycja emancypacyjnego pisarstwa, intelektualnego światła w słubie wyzwolenia, pomagającego pokonać represję, przeciwstawić się przemocy i wystrzegać płycizny - jak to osobliwie brzmi dla dzisiejszych uszu. Obecnie ta szlachetna tradycja ogranicza się do racjonalnych naukowców, w rodzaju poczciwego Carla Sagana, którzy próbują odeprzeć ataki Elvisa i zapobiec porwaniom przez UFO, lecz ta tradycja jest znacznie szlachetniejsza i przemawia do tego, co jest o wiele wysze, głębsze i prawdziwsze w nas wszystkich. Lękam się, e tradycja emancypacyjna zmarła wraz z Muxleyem. Wszystkie te wątki splecione w jeden. Christopher Isherwood jest czymś w rodzaju moich ,,sześciu stopni Kevina Bacona". Wychodząc od Isherwooda, mona w sześciu ruchach lub nawet szybciej dotrzeć do wszystkiego, co jest wane. Ale jakie to smutne, bo przecie tak niewielu chce wykonać te ruchy. Jestem bardzo przygnębiony, kiedy czytam jego dzienniki i kadego dnia sobie o tym przypominam. 11

 

 

J E DE N S M A K

 

Piątek, 24 stycznia Ekranizacja sztuki Bound, którą widziałem ju w teatrze; wspaniała. Jennifer Tilly, Giną Gershon, Joe Pantoliano - dwie lesbijki, które wciągają do swojego związku Joe. Napięcie przenika do szpiku kości. Film zrobiony bardzo zmysłowo - to jeden z moich ulubionych klimatów w kinie. Przypomniało mi to wspaniale sfilmowaną czołówkę do Siedem, chocia te filmy nie są do siebie zbyt podobne. Kilku krytyków snobistycznie zjechało Siedem od początku do końca (całemu miastu chyba brakowało górnego światła), dlatego byłem zadowolony, kiedy czołówka otrzymała International Design Award. Jej twórca, Kyle Cooper, określił ją jako ,,ponurą, choć zabawną podpórkę dla najbardziej przygnębiającego filmu roku". Mam dziwne przeczucie, e napisanie i publikacja Science and Religion będą ponurymi, choć zabawnymi podpórkami tego roku. Jeszcze się okae, czy będzie to ,,przygnębiające". Sobota, 25 stycznia Randka z kobietą, która pozostanie bezimienna, niezbyt się udała. Okazuje się, e większość jej związków trwa bardzo krótko. Jedno z jej małeństw trwało tylko kilka miesięcy. Ja dłuej trzymam jedzenie w lodówce. Poniedziałek, 27 stycznia Sam [Bercholz] spieszył się z wydaniem The Eye of Spirit, eby zdąyć na konferencję kw. Moje egzemplarze przyszły dzisiaj, trochę późno; ale Shambhala jak zwykle wykonała wspaniałą robotę. W pewnym sensie jest to jedna z moich ulubionych ksiąek, ale nie jestem pewien, jak będzie przyjęta. Przychylna przedmowa Jacka. Z Jackiem [Crittendenem] odbyliśmy wspólnie długą drogę, od czasów Lincoln, kiedy przyszedł do mnie po przeczytaniu Spectrum of Consciousness. Chciał załoyć czasopismo, ,,ReVision", a ja pomogłem mu je stworzyć i prowadzić. Nie jesteśmy ju związani z tym czasopismem, ale z Jackiem nadal łączy nas zayła przyjaźń. Jest wspaniałym teoretykiem, znakomitym pisarzem. Ma z Patricią trzech kilkunastoletnich synów, trudno w to uwierzyć. Opublikował Beyond Individualism (Oxford University Press), a teraz pracuje nad dwoma lub trzema ksiąkami, które pisze w chwilach wolnych od obowiązków wykładowcy na Uniwersytecie Stanowym Arizony. Jack robi wspaniałą robotę, wyjaśniając znaczenie ,,integralnej" oraz godnej poałowania, fragmentarycznej natury duej części tego, co współczesny świat nazywa ,,wiedzą". O tekście Jacka otrzymałem ju wiele uwag w stylu: ,,No, wreszcie rozumiem, co chcesz powiedzieć w swoich ksiąkach". Dzięki Bogu ktoś potrafi to wyjaśnić. W dalszej części kilkakrotnie będę powracał do przedmowy Jacka. Dla przykładu kilka wyjątków: Podejście Wilbera jest przeciwieństwem eklektyzmu. Przedstawił on logiczną i spójną wizję, która harmonijnie splata przesiania takich dziedzin, jak fizyka i biologia; nauki ekologiczne; teoria chaosu i teorie systemów; medycyna, neurofizjologia, biochemia; sztuka, poezja i estetyka w ogólności; psychologia rozwojowa i spektrum metod psychoterapeutycznych, poczynając od Freuda poprzez Junga do Piageta; teoretyków Wielkiego Łańcucha od Platona i Plotyna na Zachodzie do Siankary i Nagarduny na Wschodzie; modernistów od Kartezjusza poprzez Locka do Kanta; idealistów od Schellinga do Hegla; postmodernistów od Foucaulta i Derridy do Taylora i Habermasa; wielkie tradycje hermeneutyczne, od Diltheya poprzez Heideggera po Gadamera; teoretyków systemów społecznych od Comte'a i Marksa do Parsonsa i Luhmanna; kontemplacyjne i mistyczne szkoły wielkich tradycji medytacyjnych głównych religijnych systemów Wschodu i Zachodu. Wszystko to jest tylko fragmentem jego pracy. Czy mona się zatem dziwić, e ci, którzy skupiają się ciasno na jednej wybranej dziedzinie, mogą czuć się uraeni, gdy ta dziedzina nie jest przedstawiana jako pępek Kosmosu? Mówiąc inaczej, ci krytycy walczą o ogromną stawkę, lecz nie jestem stronniczy, gdy twierdzę, e owi krytycy, którzy skupili się na swoich małych punktach w metodzie Wilbera, atakują pojedyncze drzewo w lesie jego wizji. Jeśli jednak patrzymy na las i jeśli podejście Wilbera jest 12

 

 

J E DE N S M A K

 

generalnie słuszne, to widzimy, e uznaje ono i ogarnia więcej prawdy ni jakikolwiek inny system w historii. Jak to moliwe? Jaka jest jego prawdziwa metoda? Pracując nad daną dziedziną wiedzy, Wilber po prostu cofa się do poziomu abstrakcji, na którym róne sprzeczne podejścia w istocie są ze sobą zgodne. Weźmy, na przykład, wielkie religijne tradycje świata: Czy wszystkie zgadzają się, e Jezus jest Bogiem? Nie. Musimy więc porzucić to twierdzenie. Czy wszystkie zgadzają się, e istnieje Bóg? To zaley od znaczenia słowa ,,Bóg". Czy wszystkie zgadzają się, e istnieje Bóg, jeśli uznamy, i oznacza on Ducha, którego pod wieloma względami nie mona określić, od buddyjskiej Pustki po ydowską tajemnicę Boskości? Tak, takie ujęcie pełni funkcję uogólnienia - tego, co Wilber nazywa ,,orientującym uogólnieniem" lub ,,pewną konkluzją". Wilber w podobny sposób podchodzi do wszystkich innych obszarów ludzkiej wiedzy: od sztuki do poezji, od empiryzmu do hermeneutyki, od psychoanalizy do medytacji, od teorii ewolucji do idealizmu. W kadym przypadku gromadzi serie pewnych i wiarygodnych, eby nie powiedzieć niezbitych, orientujących uogólnień. Nie martwi się tym, i czytelnik równie nie powinien się martwić, czy inne dziedziny akceptują konkluzje danej dziedziny; mówiąc krótko, nie martwi się, jeśli na przykład konkluzje empiryczne nie zgadzają się z konkluzjami religijnymi. Po prostu gromadzi wszystkie orientujące konkluzje, tak jakby kada dziedzina miała nam do powiedzenia niewiarygodnie wane prawdy. Jest to pierwszy krok Wilbera w jego metodzie integracyjnej coś w rodzaju fenomenologii całej ludzkiej wiedzy prowadzonej na poziomie orientujących uogólnień. Innymi słowy, gromadzi wszystkie prawdy, które kada dziedzina ma, jak sądzi, do zaoferowania ludzkości. Na razie po prostu przyjmuje, e one są faktycznie prawdziwe. Następnie z tych prawd tworzy łańcuchy lub sieci łączących się konkluzji. W tym punkcie Wilber zdecydowanie odchodzi od metody zwykłego eklektyzmu i kieruje się ku jednolitej wizji. Drugi krok w metodzie Wilbera polega bowiem na wzięciu wszystkich tych prawd lub orientujących uogólnień zgromadzonych w pierwszym kroku i postawieniu następującego pytania: Jaki spójny system ogarnąłby największą liczbę tych prawd? Według Wilbera, system przedstawiony w Sex, Ecology, Spirituality (oraz jasno i prosto streszczony na poniszych stronach) obejmuje największą liczbę orientujących uogólnień z największej liczby dziedzin ludzkich dociekań. Jeśli rzeczywiście tak jest, to wizja Wilbera obejmuje, uznaje i integruje więcej prawdy ni jakikolwiek znany nam system. Ogólna idea jest prosta. Nie chodzi o to, który teoretyk ma rację, a który nie. Wilber zakłada, e zasadniczo kady ma rację i chce ustalić, jak to jest moliwe. ,,Nie wierzę - mówi - eby umysł jakiegok...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin