Studnia wieczności - rozdział 47.pdf
(
58 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Dokument1
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SIÓDMY
Gdy wracamy, Pippa i dziewcz
ę
ta siedz
ą
w starej kaplicy zamkowej. Obok stoi kosz
dojrzałych jagód, które Pippa przebiera, cz
ęść
wrzucaj
ą
c do znalezionego kielicha.
Dziewcz
ę
ta wygl
ą
daj
ą
na bardziej znu
ż
one ni
ż
zazwyczaj. Włosy maj
ą
okropnie
rozczochrane, a gdy
ś
wiatło pada na nie pod odpowiednim k
ą
tem, ich cera wydaje si
ę
plamiasta i
ż
ółtawa jak gnij
ą
cy owoc.
Pippa nuci wesoł
ą
melodyjk
ę
, ale milknie na widok naszych ponurych min.
- O co chodzi? Co si
ę
stało?
Felicity spogl
ą
da na mnie twardo, ale ani ona, ani Ann nie zdradzaj
ą
, co zrobiłam. Boli
mnie głowa i musz
ę
trzyma
ć
dłonie pod pachami,
ż
eby nie było wida
ć
, jak dr
żą
.
- Kreostus został zabity – odpowiadam krótko.
- A, tylko tyle? – dziwi si
ę
, po czym wraca do sortowania jagód.
Mae i Bessie nawet nie podnosz
ą
wzroku. Ich oboj
ę
tno
ść
mo
ż
e doprowadza
ć
do szału.
- Le
ś
ny lud mnie odtr
ą
cił.
Pippa wzrusza ramionami.
- Oni nie maj
ą
znaczenia.
Ż
adnego.
- Kiedy
ś
te
ż
tak my
ś
lałam, ale nie miałam racji. Naprawd
ę
ich potrzebuj
ę
.
- Tych okropnych stworze
ń
? Mówiła
ś
,
ż
e przychodzili do naszego
ś
wiata i robili sobie z
ludzi zabawki. Koszmar! – Pippa delikatnie wybiera rozgniecion
ą
jagod
ę
i kładzie j
ą
na
ś
ciereczce z innymi odrzuconymi owocami.
- Tak, to naganne post
ę
powanie, które mi si
ę
nie podoba. Mog
ę
im o tym powiedzie
ć
. Ale
Filon nigdy mnie nie okłamał. Gdy potrzebowałam pomocy, był moim sprzymierze
ń
cem.
Jego lud prosił tylko o prawo głosu, o udział w rz
ą
dach nad własn
ą
krain
ą
, a ja ich
zawiodłam. – Powoli wci
ą
gam powietrze do płuc i magia si
ę
troch
ę
uspokaja.
- No có
ż
– mówi Pippa i otrzepuje spódnic
ę
z kurzu – nadal nie rozumiem, po co ich
potrzebujesz, skoro masz nas. Bessie, kochanie, mo
ż
esz to odstawi
ć
na bok?
Bessie bierze kosz z jagodami, spogl
ą
daj
ą
c na nie t
ę
sknie.
- A dlaczego odwrócili si
ę
od ciebie?
Pokój wydaje si
ę
za mały. Felicity i Ann unikaj
ą
mojego wzroku.
- S
ą
dz
ą
,
ż
e Niedotykalni i ja mamy co
ś
wspólnego z zamordowaniem Kreostusa.
- Dziwne, co? – Bessie wpatruje si
ę
we mnie. – A czemu tak my
ś
l
ą
?
- Gemma odbywała sekretne pogaw
ę
dki z Kirke – wyja
ś
nia w ko
ń
cu Felicity.
- Och, Gemmo! – gani mnie Pippa. Jej fiołkowe oczy płon
ą
, po czym trac
ą
kolor i
nabieraj
ą
m
ę
tnej mlecznej bieli z Krainy Zimy. Ich spojrzenie wywołuje we mnie dreszcz.
- Kto to Kirke? – pyta Mae.
- Nikczemna osoba – wyja
ś
nia Pip. – Próbowała zabi
ć
Gemm
ę
. Gotowa jest na wszystko,
ż
eby zdoby
ć
magi
ę
Ś
wi
ą
tyni i rz
ą
dzi
ć
mi
ę
dzy
ś
wiatem. Nie mo
ż
na jej ufa
ć
. – Patrzy na mnie
gniewnie. – Tym, którzy si
ę
z ni
ą
zadaj
ą
, te
ż
nie mo
ż
na ufa
ć
. Bo nie ma nikogo gorszego ni
ż
oszustka, która chce zdradzi
ć
przyjaciół.
- Nikogo nie zdradziłam! – krzycz
ę
, a moc, któr
ą
uciszyłam, znów dudni we mnie, a
ż
jestem zmuszona usi
ąść
.
Felicity staje obok Pippy z zało
ż
onymi r
ę
kami.
- Gdzie była
ś
wcze
ś
niej? – pyta cicho.
Pippa zbywa j
ą
wzruszeniem ramion.
- Na jagodach.
- Szukały
ś
my ci
ę
w lesie – naciska Fee.
- Wygl
ą
da na to,
ż
e niedokładnie.
Bessie podchodzi do Pippy. Jest wy
ż
sza od Felicity prawie o głow
ę
.
- Jakie
ś
kłopoty, panienko?
Pippa nie wyrywa si
ę
,
ż
eby powiedzie
ć
: „Spokojnie, Bessie, nie b
ą
d
ź
niem
ą
dra, wszystko
jest w porz
ą
dku”. Pozwala, by gro
ź
ba przez chwil
ę
wisiała w powietrzu, i rozkoszuje si
ę
jej
moc
ą
.
- Nie, dzi
ę
kuj
ę
, Bessie. – Opiera r
ę
ce na biodrach i zwraca si
ę
do Fee. – Mogłabym
spyta
ć
, gdzie ty była
ś
, ale pewnie zajmowała
ś
si
ę
swoim
ż
yciem. Po drugiej stronie.
- Pip… - Felicity próbuje sple
ść
palce z palcami przyjaciółki, ale Pippa nie ma na to
ochoty. Odsuwa si
ę
. – Przyniosłam ci prezent – dodaje Fee z nadziej
ą
. Podaje jej cienk
ą
paczk
ę
zapakowan
ą
w br
ą
zowy papier.
Pippa otwiera pudełko i jej oczy si
ę
rozja
ś
niaj
ą
. W
ś
rodku znajduj
ą
si
ę
trzy strusie pióra.
-
Ż
eby
ś
miała swój debiut – mówi mi
ę
kko Felicity.
- Och! Och, s
ą
wspaniałe! – Pippa zarzuca ramiona na szyj
ę
Fee, która si
ę
w ko
ń
cu
u
ś
miecha.
Bessie z gło
ś
nym tupotem odnosi kosz jagód, niemal
ż
e przewracaj
ą
c biedn
ą
Mercy.
- Pomó
ż
mi je wpi
ąć
– prosi Pip.
Felicity mocuje pióra z tyłu głowy przyjaciółki za pomoc
ą
gał
ą
zki zabranej z ołtarza.
- Jak wygl
ą
dam? – pyta Pippa.
- Pi
ę
knie – odpowiada Fee schrypni
ę
tym głosem.
- No to wspaniale! Tego nam potrzeba,
ż
eby o
ż
ywi
ć
nastroje: wesołego przyj
ę
cia.
Wszystkie dziewcz
ę
ta b
ę
d
ą
miały debiut. Wydamy najwspanialszy bal, najwystawniejszy w
historii. Mae? Mercy? Kto mi pomo
ż
e? Bessie, bawisz si
ę
z nami, prawda?
Dziewcz
ę
ta a
ż
podskakuj
ą
z podniecenia. Mae zrywa kwiat wilczej jagody ze
ś
ciany i
wtyka go sobie we włosy. Na podłog
ę
z pla
ś
ni
ę
ciem spada robal i nie umiem powiedzie
ć
, czy
wypadł z kwiatka, czy z jej ucha.
- Gemmo? – Pippa wyci
ą
ga r
ę
k
ę
. – We
ź
miesz udział w balu z okazji naszego debiutu?
Ś
mier
ć
Kreostusa rzuciła długi cie
ń
na moj
ą
dusz
ę
. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie
interesuje mnie zabawa. Nie chc
ę
zapomnie
ć
o moich problemach ani wypełnia
ć
gł
ę
bokich
ran ulotnymi iluzjami.
- Obawiam si
ę
,
ż
e nie jestem w rozrywkowym nastroju. Musicie urz
ą
dzi
ć
przyj
ę
cie beze
mnie.
Spodziewam si
ę
kłótni. Min, łez i błagania,
ż
ebym zmieniła zamek w Tad
ż
Mahal, a nasze
spódnice w paryskie kreacje. Zamiast tego Pippa u
ś
miecha si
ę
promiennie.
- Gemmo, kochana, ty sobie odpocznij. Ja si
ę
wszystkim zajm
ę
.
Zamyka oczy i stanowczo unosi ramiona w stron
ę
prastarych belek na suficie. Na jej
ustach pojawia si
ę
ekstatyczny u
ś
miech. Ciało Pippy dr
ż
y, a zamek zaczyna si
ę
przemienia
ć
.
Brud znika z okien, a szyby l
ś
ni
ą
. Pn
ą
cza odsuwaj
ą
si
ę
, robi
ą
c miejsce na parkiet do ta
ń
ca.
Nie ma ju
ż
ple
ś
ni na
ś
cianach i suficie, a zamiast niej pojawia si
ę
ciemnofioletowy dywan
jagód i belladonny.
Oszołomiona Ann kr
ę
ci si
ę
w kółko, chłon
ą
c wzrokiem odnowion
ą
kaplic
ę
.
- Jak to zrobiła
ś
?
- Wygl
ą
da na to,
ż
e magia si
ę
zmienia. Nie tylko Gemma posiada moc – odpowiada
Pippa.
- To nadzwyczajne – mówi Felicity, ale w jej głosie słycha
ć
nut
ę
smutku. – Czy mo
ż
esz
obdarza
ć
ni
ą
innych tak jak Gemma?
Pippa si
ę
ga w pl
ą
tanin
ę
jagód i wybiera najwi
ę
ksz
ą
, któr
ą
zjada.
- Nie. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Ale gdy b
ę
d
ę
potrafiła, mo
ż
esz by
ć
pewna,
ż
e
podziel
ę
si
ę
ni
ą
bezzwłocznie. A teraz musimy si
ę
przygotowa
ć
do debiutu!
- Pippo – odzywam si
ę
nieco bardziej szorstko ni
ż
zamierzałam – czy mog
ę
zamieni
ć
z
tob
ą
słowo?
Pippa na u
ż
ytek pozostałych dziewcz
ą
t wydyma usta i przewraca oczami, a one parskaj
ą
ś
miechem.
- To zajmie tylko chwilk
ę
– mówi. – Mo
ż
ecie w tym czasie po
ć
wiczy
ć
ukłon.
Idziemy w gór
ę
kr
ę
tymi schodami. Mysz złapała si
ę
w paj
ę
cz
ą
sie
ć
. Le
ż
y uwi
ę
ziona w
l
ś
ni
ą
cym jedwabistym kokonie i ledwie si
ę
porusza, zna ju
ż
swój los. Docieramy do szczytu
schodów i wyczuwam w powietrzu chłód. Z oddali przyzywaj
ą
nas cienie Krainy Zimy, ale
dzisiaj ich syreni
ś
piew nie działa na mnie ze zwykł
ą
moc
ą
. Mam
ś
wie
ż
o odci
ś
ni
ę
ty w
pami
ę
ci widok Kreostusa le
żą
cego na ziemi.
Pippa staje przy oknie. Jej sylwetk
ę
otacza wiruj
ą
cy mrok Krainy Zimy. Z
enigmatycznym półu
ś
miechem na ustach jest nawet jeszcze pi
ę
kniejsza ni
ż
zazwyczaj.
- Musz
ę
stwierdzi
ć
, Gemmo,
ż
e nie wydajesz si
ę
uszcz
ęś
liwiona.
- Jestem tylko zbita z tropu. Jak zdobyła
ś
t
ę
moc? Min
ę
ło ju
ż
wiele dni, od kiedy
ostatnio…
- To nie ma nic wspólnego z tob
ą
– odpowiada i słysz
ę
nienawi
ść
w jej głosie. – Magia
zakorzeniła si
ę
we mnie. Nie umiem wyja
ś
ni
ć
dlaczego. Ale mo
ż
esz si
ę
cieszy
ć
. Wła
ś
ciwie
powinna
ś
si
ę
cieszy
ć
. Nie jeste
ś
teraz taka samotna.
Powinna
ś
. To słowo, podobnie jak gorset, słu
ż
y do naginania nas do odpowiedniego
kształtu. Pippa wychyla si
ę
ze sklepionego okna i szeroko rozkłada ramiona, pozwalaj
ą
c, by
podtrzymywał j
ą
wiatr wiej
ą
cy od Krainy Zimy.
- Och, jak przyjemnie! – Chichocze.
- Pip, cofnij si
ę
– prosz
ę
z trosk
ą
.
Jej oczy robi
ą
si
ę
mlecznobiałe.
- Dlaczego? Nic mi si
ę
nie stanie. Jestem nie
ś
miertelna.
Oddala si
ę
od okna. Jej loki tworz
ą
prawdziw
ą
pl
ą
tanin
ę
.
- Gemmo, chc
ę
, by
ś
wiedziała,
ż
e cho
ć
nie aprobuj
ę
twoich konszachtów z Kirke, jestem
gotowa ci wybaczy
ć
.
- Ty… wybaczy
ć
mi? – pytam powoli.
- Tak. Gdy
ż
narodziłam si
ę
na nowo i widz
ę
wszystko wyra
ź
nie. Dokonaj
ą
si
ę
tutaj
zmiany. – U
ś
miecha si
ę
, całuje mnie w policzek, a ja czuj
ę
w tym miejscu mrowienie.
- Pip, co ty mówisz?
Te jej oczy l
ś
ni
ą
jak mira
ż
– fiołkowe, białobł
ę
kitne, fiołkowe, białobł
ę
kitne – a
ż
nie
potrafi
ę
okre
ś
li
ć
, co jest prawd
ą
, a co tylko fałszyw
ą
nadziej
ą
.
- Ja te
ż
miałam wizj
ę
. W mi
ę
dzy
ś
wiecie powstanie nowe imperium. Ci, którzy nie s
ą
z
nami, s
ą
przeciwko nam. Pozostaje jeszcze kwestia tych, który po prawdzie nie nadaj
ą
si
ę
do
nowego
ś
wiata czyli chorych i biednych. Tych, którzy nigdy nic nie osi
ą
gn
ą
. – Twarz ma
zaci
ę
t
ą
. – Degeneratów.
Bierze mnie pod rami
ę
, a ja musz
ę
si
ę
powstrzyma
ć
,
ż
eby si
ę
jej nie wyrwa
ć
i nie uciec.
- Przyznam,
ż
e nie wiem, co zrobi
ć
z biedn
ą
Wendy – kontynuuje z westchnieniem. –
Stała si
ę
prawdziwym utrapieniem.
Mój głos jest ledwie szeptem.
- Co masz na my
ś
li?
Pip wydyma poplamione jagodami usta.
- Ci
ą
gle skar
ż
y si
ę
na jaki
ś
nieistniej
ą
cy krzyk.
Ż
adna z nas niczego takiego nie słyszy.
Kazałam jej przesta
ć
. Nawet wymierzyłam jej za to policzek.
- Uderzyła
ś
Wendy?
W głosie Pippy brzmi twarda determinacja.
- Budzi l
ę
k w pozostałych dziewcz
ę
tach, a wtedy nie chc
ą
si
ę
bawi
ć
. Nie ma
ż
adnego
krzyku, ona tylko jest przekorna.
- To,
ż
e go nie słyszysz, wcale nie oznacza,
ż
e go nie ma.
Twarz Pip układa si
ę
w dziecinny u
ś
miech.
- Gemmo, kiedy znów pójdziesz ze mn
ą
do Krainy Zimy? To taka wspaniała zabawa.
Płyn
ąć
łódk
ą
przez w
ą
wóz, biec przez wrzosowisko i pozwala
ć
, by Drzewo Wszystkich Dusz
szeptało nam, kim rzeczywi
ś
cie jeste
ś
my, kim naprawd
ę
mo
ż
emy si
ę
sta
ć
.
- To brzmi tak, jakby
ś
chodziła tam bez nas.
Znów wraca dziwny półu
ś
miech.
- Oczywi
ś
cie,
ż
e nie. Nie poszłabym bez was.
Przez okno wpada powiew chłodnego wiatru. Koszmarna my
ś
l toruje sobie drog
ę
do
mojego umysłu.
- Co si
ę
stało z Panem Darcym? – pytam szeptem i dziwi mnie, jak szybko i niepewnie
kołacze moje serce.
Pip spogl
ą
da mi w oczy przez dług
ą
chwil
ę
.
- To był tylko królik. Nikt nie b
ę
dzie za nim t
ę
sknił.
Z dołu dobiega wesoły
ś
miech. Kto
ś
woła:
- Chod
ź
, Pip!
I Pippa si
ę
u
ś
miecha.
- Moje poddane czekaj
ą
.
Rusza schodami dół i odwraca si
ę
dopiero wtedy, gdy orientuje si
ę
,
ż
e nie drgn
ę
łam z
miejsca.
- Nie idziesz?
- Nie – odpowiadam. – Nie mam ochoty na ta
ń
ce.
Oczy Pip nabieraj
ą
koloru Krainy Zimy.
- Szkoda.
Gdy wychodz
ę
z wie
ż
y, dziewczyny bawi
ą
si
ę
w kaplicy. Fee i Pip siedz
ą
na tronach jak
para królewska. Pippa trzyma patyk w dłoni niczym berło i ma na sobie peleryn
ę
, któr
ą
Felicity dała jej kilka tygodni temu. Wydaje si
ę
,
ż
e od tamtej szcz
ęś
liwej chwili min
ę
ło wiele
miesi
ę
cy. Ann poprawia tren Mercy. Mae naci
ą
ga długie r
ę
kawiczki, a Bessie z trzaskiem
zamyka wachlarz z ko
ś
ci słoniowej. Tylko Wendy siedzi sama, przyciskaj
ą
c do siebie klatk
ę
Pana Darcy’ego.
- Nareszcie macie szans
ę
sta
ć
si
ę
prawdziwymi damami i nikt nie ma prawa powiedzie
ć
,
ż
e nie dorównujecie najwy
ż
ej postawionym! – woła Pippa.
Oczy dziewcz
ą
t l
ś
ni
ą
. Pip nosi dumnie strusie piór jak debiutantka, któr
ą
nigdy nie b
ę
dzie
w naszym
ś
wiecie.
- Panna Bessie Timmons! – woła Fee, a
ś
ciany j
ę
cz
ą
. Pod iluzj
ą
, któr
ą
widzimy, pn
ą
cza
dalej przypuszczaj
ą
szturm.
Jedna po drugiej dziewcz
ę
ta sun
ą
uroczy
ś
cie w stron
ę
Pip. Składaj
ą
gł
ę
boki ukłon, a ona z
powag
ą
kiwa głow
ą
, daj
ą
c w ten sposób znak,
ż
e mog
ą
si
ę
wyprostowa
ć
. Gdy wracaj
ą
na
swoje miejsca, twarze maj
ą
jasne i przepełnione rado
ś
ci
ą
. Z całego serca wierz
ą
,
ż
e stały si
ę
damami.
A w niepokoj
ą
cych oczach Pip widz
ę
,
ż
e ona wierzy bez
ż
adnych zastrze
ż
e
ń
, i
ż
jest
królow
ą
.
*
Biegn
ę
przez pokryte kurzem korytarze
Ś
wi
ą
tyni, mijam zaskoczon
ą
Ash
ę
i kieruj
ę
si
ę
prosto do studni wieczno
ś
ci. Kirke unosi si
ę
na wodzie tak, jak za ka
ż
dym razem, gdy tu
przychodziłam.
Za ka
ż
dym razem. Nie zdawałam sobie sprawy,
ż
e tak cz
ę
sto tu bywałam.
- Centaur Kreostus został zamordowany – mówi
ę
. – Miała pani z tym co
ś
wspólnego?
- Jak mogłabym tego dokona
ć
, b
ę
d
ą
c tutaj? – pyta, czym wcale mnie nie uspokaja.
- Musz
ę
wiedzie
ć
, co si
ę
dzieje – nalegam. Troch
ę
brak mi tchu. Powietrze jest wilgotne i
ciepłe. Bol
ą
mnie od niego płuca. – Obiecała mi pani odpowiedzi.
- Nie. Obiecałam pomóc ci zrozumie
ć
twoj
ą
moc w zamian za magi
ę
.
- Tak, za magi
ę
! Po co ona pani? Sk
ą
d mam wiedzie
ć
,
ż
e jej pani nie u
ż
ywa,
ż
eby
wywoływa
ć
kłopoty? Równie dobrze mogła pani wyj
ść
ze studni. Mogła pani zamordowa
ć
Kreostusa. Mogła pani sprzymierzy
ć
si
ę
ze stworami z Krainy Zimy.
Zaczynam sobie w pełni u
ś
wiadamia
ć
, co narobiłam. Z j
ę
kiem kopi
ę
w cembrowin
ę
, od
której odpada kawałek kamienia.
W głosie Kirke brzmi stal.
- Nie musisz wy
ż
ywa
ć
si
ę
na studni. Nic ci nie zrobiła. W czym rzecz? Chodzi o Eugeni
ę
?
- N-nie – j
ą
kam si
ę
. Nie powiem jej nic wi
ę
cej o pani Spence. To był bł
ą
d. Podnosz
ę
odłamek kamienia i obracam go w palcach. – Chodzi o Pip. Ma własn
ą
magi
ę
. Nie
obdarowywałam jej ju
ż
od dłu
ż
szego czasu, ale mo
ż
e jakie
ś
resztki…
- Przesta
ń
si
ę
okłamywa
ć
. Wiesz, sk
ą
d j
ą
ma. Zawarła pakt z Krain
ą
Zimy.
Prawda zapada we mnie powoli.
- Jedna z dziewcz
ą
t miała królika – mówi
ę
mi
ę
kko. – Pip powiedziała,
ż
e zagin
ą
ł.
- Nast
ę
pnym razem to nie b
ę
dzie królik – ostrzega Kirke. – A co z nasz
ą
znamienit
ą
Eugeni
ą
? Z Drzewem Wszystkich Dusz? Znalazła
ś
ju
ż
sztylet?
- Jeszcze nie, ale go znajd
ę
– zapewniam. – Dlaczego tak bardzo jej pani nienawidziła?
- Bo tak – odpowiada z trudem. – Nie potrafiła patrze
ć
we własny mrok, wi
ę
c jak mogła
rozumie
ć
serca innych? Przypuszczam,
ż
e
ś
mier
ć
centaura oznacza, i
ż
nie dojdzie do sojuszu.
- Raczej nie – przyznaj
ę
, dopiero teraz rozumiej
ą
c, jakie czekaj
ą
nas kłopoty. Dałam
obietnic
ę
i jej nie dotrzymałam. Teraz mam wrogów. – Przysi
ę
ga pani,
ż
e nie miała nic
wspólnego z zamordowaniem Kreostusa? – pytam ponownie, przesuwaj
ą
c kamyk w palcach.
- Jakim sposobem? – odpowiada.
Gdy wyłaniam si
ę
zza zasłony wodnej, czeka na mnie Asha. Składa szybki ukłon.
- Pani Nadziejo, musimy porozmawia
ć
– mówi z naciskiem.
- O co chodzi?
Prowadzi mnie do sali, w której Niedotykalni siedz
ą
na pryczach, nawlekaj
ą
c koraliki na
sznurki. Czerwony dym wydobywa si
ę
z miedzianych naczy
ń
.
- Czy to prawda,
ż
e jeden z centaurów został zamordowany i le
ś
ny lud obwinia o to
Hajinów?
- Tak – potwierdzam. – Gdy go znaleziono,
ś
ciskał w dłoni kwiat maku.
- Nie mieli
ś
my nic wspólnego z tym morderstwem. – Pociera kciukiem wn
ę
trze dłoni,
jakby gładziła kamie
ń
szcz
ęś
cia. – Nie chcieli
ś
my si
ę
miesza
ć
do całej tej polityki. Chcemy
tylko,
ż
eby zostawiono nas w spokoju,
ż
eby
ś
my mogli
ż
y
ć
bezpiecznie…
- Do cholery, nie istnieje co
ś
takiego jak bezpiecze
ń
stwo! – krzycz
ę
. – Kiedy to
zrozumiesz? Czy twoi ludzie przynajmniej wiedz
ą
,
ż
e proponowałam wam udział w magii i
ż
e odmówiła
ś
w ich imieniu?
Niedotykalni unosz
ą
wzrok znad swoich robótek.
- Czy to prawda, Asho? – pyta jaka
ś
dziewczyna.
- To nie jest nasza droga ani przeznaczenie. Zajmujemy si
ę
tylko obowi
ą
zkami plemienia
– wyja
ś
nia spokojnie Asha. – Wiecie o tym.
- Ale mogliby
ś
my w ko
ń
cu mie
ć
prawo głosu – rzecze stanowczo jaki
ś
Hajin.
Dym si
ę
rozwiewa. Asha stoi obok naczynia, doskonale widoczna.
- Czy u
ż
yłby
ś
magii, by zmieni
ć
to, kim jeste
ś
my? Tutaj zaakceptowali
ś
my nasz
ą
chorob
ę
. Znale
ź
li
ś
my pociech
ę
w sobie nawzajem. A gdyby
ś
my nagle zyskali moc
pozwalaj
ą
c
ą
na usuni
ę
cie wszelkich niedoskonało
ś
ci? Czy nadal dostrzegaliby
ś
my w innych
pi
ę
kno? Teraz przynajmniej stanowimy jedn
ą
kast
ę
.
Plik z chomika:
domnika199514
Inne pliki z tego folderu:
Studnia wieczności - rozdział 53.pdf
(43 KB)
Studnia wieczności - rozdziały 50-52.pdf
(89 KB)
Studnia wieczności - rozdziały 48-49.pdf
(75 KB)
Studnia wieczności - rozdział 47.pdf
(58 KB)
Studnia wieczności - rozdziały 41-46.pdf
(170 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin