Graham Heather - Angel Hawk 01 - Uśmiech tygrysa.pdf

(1058 KB) Pobierz
Microsoft Word - Graham Heather - Gorączka nocy 01 - Uśmiech tygrysa.doc
Graham Heather
Uśmiech tygrysa
Raf Tyler desperacko poszukuje brata, który zniknął bez
śladu. Jaki był w tym udział pięknej modelki, Tary Hill?
Napiętnowana przez media jako kochanka gangstera,
zamieszana w morderstwo, przez dwa lata ukrywała się przed
światem. Teraz nie wierzy nikomu, zwłaszcza mężczyznom.
Tymczasem Raf musi zdobyć jej zaufanie, by uzyskać wieści o
bracie. Gotów jest nawet ją uwieść...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rzeźba zachwycała.
Eksponowana w dziale starożytnego Rzymu, opatrzona była
tabliczką: „Anonim, ok. 100 roku n.e., czarny marmur".
Tara nie mogła oderwać od niej oczu.
Przedstawiała czarnego tygrysa naturalnej wielkości. Antyczny
rzeźbiarz oddał moment, kiedy zwierzę, wypatrzywszy ofiarę, pręży
się do skoku. Jedna łapa uniesiona w czujnym oczekiwaniu, ciało
napięte, tygrys za moment wypryśnie miękko, nie chybiając celu. Tara
miała wrażenie, że widzi jego oczy, brązowozłote, rozświetlone
tajemniczym blaskiem. Czuła jego siłę i pełną drapieżności grację.
Nagle uświadomiła sobie, że jest sama z prężącym się do skoku
kotem, i uśmiechnęła się do siebie. Chciała być z nim sama.
W sali były inne rzeźby przedstawiające zwierzęta: lwy, dziki, psy
myśliwskie, koty, ale żadna nie mogła się równać z czarnym
tygrysem. Kustosz działu musiał być tego samego zdania, bo umieścił
tygrysa na podwyższeniu, na samym środku sali.
Tara zerknęła na zegarek. Była umówiona na lunch, ale jeszcze
kilka minut mogła poświęcić marmurowemu drapieżnikowi. Zdawał
się delikatny, ale każdy muskuł, każde ścięgno znamionowały siłę i
sprężystość, jakby lada chwila miał ożyć i wydać groźny pomruk.
Była w nim pierwotna moc, która fascynowała, budziła wręcz
irracjonalną cześć.
Odwrócona plecami do drzwi, Tara poczuła, że ktoś wszedł do
sali i przygląda się, nie wiedziała, jej czy tygrysowi. Podniosła głowę.
W szybie gabloty, w której stały małe posążki z terakoty, zobaczyła
odbicie męskiej sylwetki. Wysoki, znacznie wyższy od niej, stał
nieruchomo w drzwiach, blokował przejście, milczał i zdawał się
groźniejszy od wszystkich antycznych drapieżników.
Groźniejszy od czarnego tygrysa.
Tarę przeszedł zimny dreszcz, wyobraźnią zaczęła płatać figle.
Zobaczyła w nieznajomym czającego się łowcę, śmiertelne
zagrożenie. Gotuje się do ataku, zaraz usidli ofiarę, czyli ją. Przez
chwilę będzie się nią bawił, potem znudzi się, wtedy zada ostateczny,
precyzyjny cios.
Zwariowałaś, napomniała się w myślach. Facet nie jest tygrysem,
ty przebywasz w publicznym muzeum. Pełno tu zwiedzających i
strażników.
Wzięła głęboki oddech, wykpiwając w myślach swoje lęki.
Pomimo to poruszała się czujnie, ostrożnie. Nie chciała mieć
nieznajomego za plecami. Postanowiła jeszcze raz obejść tygrysa i
spojrzeć mężczyźnie w twarz. Przekona się, że to zwykły facet, i
będzie śmiać się z własnych rojeń.
Jak gdyby nigdy nic okrążyła rzeźbę, lecz dziwne napięcie jej nie
opuszczało. Nie mogła uwolnić się od wrażenia, że nieznajomy
hipnotyzuje ją wzrokiem. Że nie jest zwykłym facetem.
Udawała, że podziwia tygrysa, ale przyglądała się wysokiemu,
przyciągającemu uwagę mężczyźnie. Oparł ręce na biodrach, sprawiał
wrażenie, że też ogląda rzeźbę.
Serce zaczęło bić jej szybciej.
Ciemne, prawie kruczoczarne, krótko ostrzyżone włosy. Czarne
sztruksowe dżinsy, skórzana kurtka. Szczupła sylwetka świadcząca o
dobrej kondycji. Tak się prezentował.
Tarze bezwiednie skojarzył się z antycznym tygrysem. Emanował
siłą, pięknem i zagrożeniem. Skupiony, czujny, pełen energii, jakby
gotował się do skoku. Niczym tygrys wychodzący na łowy.
Spojrzała na jego twarz. Ogorzała, wysmagana, surowa, ale
jeszcze młoda. Mocno zarysowana broda, wysokie kości policzkowe,
pełne usta, ciemne brwi i... Złote oczy, właściwie brązowozłote, żywe,
rozjarzone słonecznym blaskiem...
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że natarczywie przygląda
się nieznajomemu.
On to widział, obserwował ją.
Kiedy ich spojrzenia spotkały się, uśmiechnął się lekko.
Tara zrobiła się pąsowa i szybko odwróciła wzrok. Musi już iść,
napomniała się, jest umówiona na lunch, spóźni się, jeśli zaraz nie
wyjdzie, ale mężczyzna tarasował przejście.
Tygrys.
Pełen gracji i siły.
Napastnik.
Czyżby jej zagrażał?
Nie bądź śmieszna, ofuknęła się. Do muzeum przychodzą tysiące
zwiedzających. Dlaczego ktoś miałby akurat tutaj czyhać na Tarę
Hill? Absurdalny pomysł.
To nie był żaden pomysł, tylko odczucie.
Przejdź obok niego, idiotko, nakazała sobie.
Wstrzymała oddech, bo mężczyzna zrobił kilka kroków w głąb
sali.
Nadal trzymał dłonie na biodrach. Uważnie przyglądał się
marmurowemu tygrysowi, z którym tak bardzo kojarzył się Tarze.
Irytowała ją bliskość nieznajomego, a zarazem złościła ta irytacja,
ale w mężczyźnie było coś zarazem nikczemnego i szlachetnego. Nie
była w stanie oprzeć się tej niezwykłej, podniecającej kombinacji.
Chciała wyczytać z jego oczu, co myśli, kim jest. Pragnęła go
dotknąć, sprawdzić, czy jest istotą z krwi i kości, czy może
marmurowym dziełem sztuki. Czy oddycha, żyje...?
Zniewalał. Jego obecność wdzierała się gdzieś głęboko, pod
powierzchnię zwykłej ogłady i poprawności. Odrzucał i fascynował...
Przerażał.
Absurd, pomyślała Tara, a jednak czuła się sparaliżowana, jakby
mężczyzna rzucił na nią urok.
Przebiegnij koło niego, powtórzyła sobie. Przejdź normalnie, nie
bądź idiotką. Poprawiła szal, wyprostowała się i ruszyła do wyjścia.
Mężczyzna też zrobił kilka kroków, minęli się. Skinął jej głową, a
ona spuściła wzrok. Szła szybko, głęboko oddychając.
Otaczał go miły zapach, ledwie uchwytny, delikatny, czysty i
naturalny, bardzo męski. Kojarzył się z pierwotną siłą.
Tygrys czaił się, gotów w każdej chwili uderzyć. Czuła jego
obecność za plecami.
W drzwiach, niejako wbrew sobie, odwróciła się.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin