BAJECZKA ORTOGRAFICZNA.pdf
(
426 KB
)
Pobierz
404626485 UNPDF
BAJECZKI
ORTOGRAFICZNE
Zebrała i opracowała wykorzystując:
METODĘ KOLOROWEJ ORTOGRAFII
ADELA PAŁYGA
WSZYSTKIE BARWY JESIENI
OPOWIEŚĆ O D
Ż
UD
Ż
YSTCE,
CH
ARCIE I MU
RZ
YNIE
Słynna z rozliczny
ch
fanaberii i
ch
imerycznego
u
sposobienia
d
ż
u
d
ż
ystka, z po
ch
odzenia
ch
ocieb
u
ż
anka, w towa
rz
ystwie
swego
ch
y
ż
ego, biało nakrapianego
ch
arta, kt
ó
ry był bez
wątpienia wielkim
h
u
ltajem, w pośpie
chu
wsiadła do
s
u
perekspres
u
, jadącego z Szang
h
aj
u
do
H
anoi, Wśr
ó
d liczny
ch
podr
ó
ż
ny
ch
jej ekscentryczna postać wywoływała og
ó
lne
por
u
szenie. Ognistor
u
de włosy E
u
lalii, tak bowiem miała na imię
ta
h
erod-baba, były ost
rz
y
ż
one na je
ż
a.
U
brana była w elegancki
ż
or
ż
etowy spodni
u
m kolor
u
k
h
aki w mala
ch
itowe prą
ż
ki. W
jednej ręce t
rz
ymała sk
ó
rz
aną smycz, na kt
ó
rej prowadziła
swego czworono
ż
nego p
rz
yjaciela, będącego wyraźnie w
kiepskiej kondycji, gdy
ż
po dł
u
gim bieg
u
dyszał on niczym
h
ipopotam. W dr
u
giej dłoni E
u
lalia dzier
ż
yła gęsto malowaną
h
ind
u
ską parasolkę na ma
h
oniowej rączce.
T
u
ż
po wejści
u
do j
u
ż
r
u
szającego pociąg
u
, w d
rz
wia
ch
wagon
u
resta
u
racj
u
,
h
o
ż
a i k
rz
epka d
ż
u
d
ż
ystka wpadła z
impetem na ra
ch
ityczną postać sfranc
u
ziałego M
u
rz
yna, kt
ó
ry
na pewno był melan
ch
olikiem. E
u
lalii obce były jakiekolwiek
zasady dobrego wy
ch
owania, więc naty
ch
miast sczerwieniała ze
złości i gromko
h
u
knęła na skonf
u
ndowanego d
ż
entelmena.
R
ó
wnie
ż
ywiołowo zareagował jej
ch
art, kt
ó
ry nasro
ż
ył się i
wyszcze
rz
ył wszystkie swoje spiczaste zęby. Aby
u
dobr
uch
ać
rozwścieczoną d
ż
u
d
ż
ystkę i jej nietowa
rz
yskiego psa,
ż
yczliwy
całem
u
świat
u
i skądinąd sympatyczny M
u
rz
yn, zaprosił E
u
lalię
na wyborną kawę z ekspres
u
i smaczną p
rz
ekąskę z owoc
ó
w
mo
rz
a.
Ch
art m
u
siał się niestety zadowolić tylko p
ó
łtwardym
rostbefem i słabi
u
tką
h
erbatką bez c
u
kr
u
.
Ile kolor
ó
w ma jesień? Tego nikt policzyć nie potrafi. Wczesna
jesień jest radosna, mieni się paletą barw i odcieni. P
ó
źna - jest
szara i pon
u
ra.
Wczesna jesień sk
rz
y się sreb
rz
ystą p
rz
ędzą babiego lata,
czerwieni koralami ja
rz
ębiny i kaliny, bieli owocami śnieg
u
liczki.
W
rz
eśniowej i październikowej jesieni do twa
rz
y tak
ż
e w
fioletowym kolo
rz
e. Taką barwę mają w
rz
osy, śliwki węgierki i
niekt
ó
re astry.
Ż
ó
łte, czerwone i pomarańczowe są kwiaty cynii i
dalii, natomiast kasztany i szyszki mają kolor brązowy. Liście są
r
ó
ż
nokolorowe. Gnane p
rz
ez podm
uch
y jeszcze ciepłego wiatr
u
tańczą w powiet
rz
u
brązowe i złote liście b
u
ka, czerwone - osiki i
wie
rz
by,
ż
ó
łte - b
rz
ozy, lipy i grab
u
, p
u
rp
u
rowe, r
u
de i r
ó
ż
owe
liście klon
u
. Ta wielobarwna i strojna jesień p
rz
egląda się, jak w
l
u
st
rz
e w błękitnym niebie, kt
ó
re rozświetlają, niestety j
u
ż
coraz
słabsze i
ch
łodniejsze, słoneczne promienie.
Z
u
pełnie inna jest jesień listopadowa. Gasną
ż
ywe kolory,
niebem płyną ciemne
ch
m
u
ry. Wszystko staje się zamglone,
szare, popielate, be
ż
owe. Tylko gdzieniegdzie te jesienną
szar
u
gę rozjaśniają pęki biały
ch
i złocisty
ch
ch
ryzantem.
Ile kolor
ó
w ma jesień? Spr
ó
b
u
j policzyć w tym rok
u
.
T
RZY
NASTEGO
H
IPO
CH
ONDRYK
- Jak
ż
e by inaczej, od samego rana mam pe
ch
a - pomylałaro
ż
alona
J
u
lka, gdy sp
rz
ed nosa
u
ciekłjeja
u
tob
u
,jadącydocentr
u
m miasta. -
Wiadomo,piątekinadomiarłegot
rz
ynastego - do
rz
u
ciławmyla
ch
.
Pon
u
ry nastr
ó
j towa
rz
yyłJ
u
liiodamegoranaMiaławtadowp
ó
łdo
si
ó
dmej,nietetyapała Wszystko dlatego,
ż
ewcorajbytdł
u
go
p
rz
ygotowywałaidopiątkowy
ch
lekcjiipołapadj
u
ż
po p
ó
łnocy
Najpierw p
rz
emie
rz
aławdł
u
ż
i wsze
rz
kontynenty p
ó
łk
u
li za
ch
odniej:
merykP
ó
łnocnąimerykPoł
u
dniowąSybkoapamitała,
ż
etolicą
Ch
ile jest Santiago, Kanady - Ottawa, Kol
u
mbii - Bogota, K
u
by -
H
awana,
Wenez
u
eli - Caracas. Niemiałate
ż
problem
ó
wokreleniem,kt
ó
re
paotwaob
u
merykąniepodległe(rgentyna,
H
aiti, Stany
Zjednoczone,
H
ond
u
ras, Meksyk, Per
u
, Grenlandia), a kt
ó
re
niesamodzielne i zale
ż
ne od inny
ch
kraj
ó
w (Ba
h
ama, Berm
u
dy,
Gwatemala, Grenada, Antyle
H
olenderskie). Potem do p
ó
nai
ż
m
u
dnie
po
rz
ądkowaławojąwied z
h
itoriiByłatoci
ż
ka
h
ar
ó
wka, bo
wiadomociJ
u
lii z tego p
rz
edmiot
u
niebyłynietety
rz
etelne. J
u
liamiała
kłopoty
ch
ronologicznym
u
po
rz
ądkowaniempoceg
ó
lny
ch
wyda
rz
eo,
a l
u
ki w wiadomocia
ch
opotopiewedkimbyływprot zatrwa
ż
ające
Mimo
u
silny
ch
tarao,J
u
lce nie
u
dałoiokiełnadtego
ch
aos
u
. Nic te
ż
dziwnego,
ż
e z nie
ch
ciąpowitałapiątkowy poranekWtałaogromną
ch
andrąib
u
rz
ąpon
u
ry
ch
myliwgłowieNapopraw
h
u
mor
u
nie m
ó
gł
te
ż
wpłynądwidokaoknembyłoaro,b
rz
ydko,iąpiłam
ż
awka,
ch
l
u
potałykał
u
ż
e pod nogami jeszcze nieliczny
ch
o tej po
rz
e
p
rz
e
ch
odni
ó
w.
- To m
rz
onki,
ż
ediiajcokolwiekmii
u
da - jecewikągorycą
za
u
wa
ż
yłaJ
u
lka. DogoniłjąK
u
ba, kolega z klasy.
- Ced
- Te
ż
masz pe
ch
a t
rz
ynastego? - sk
rz
ywiłanoek J
u
lka.
- Nie, p
rz
ecie
ż
lekcjegeograiiodwołano, bo pani jest
ch
ora.
- A
rz
eczywiście. Nie jest taki zły ten t
rz
ynasty - pomyślała
J
u
lka.
Witold był pask
u
dnym z
rz
ędą i malkontentem. To go bez
wątpienia w spos
ó
b nieko
rz
ystny wyr
ó
ż
niało spośr
ó
d otoczenia.
U
b
ó
stwiał na
rz
ekać i zadręczać rodzinę oraz p
rz
yjaci
ó
ł swoim
pon
u
rym nastrojem oraz mn
ó
stwem swoi
ch
, najczęściej
wyimaginowany
ch
,
ch
or
ó
b. Witek był mist
rz
em w wynajdywani
u
dzi
u
ry w całym. A to nie podobał m
u
się ws
ch
ó
d słońca, bo zbyt
czerwony, a to w
rz
osy go nie za
ch
wycały, bo wyglądały smętnie
i nieświe
ż
o. Nie odpowiadały m
u
u
pały, r
ó
wnie źle cz
u
ł się w
po
ch
m
u
rne i d
ż
d
ż
yste dni. Mo
rz
a nie l
u
bił, bo za d
u
ż
o w nim
wody, g
ó
ry go nie pociągały, bo były pofałdowane, strome i
po
ch
yłe. Witek nad
u
ż
ywał te
ż
cierpliwości otoczenia, a tak
ż
e
rozliczny
ch
leka
rz
y,
ż
ałośnie skar
ż
ąc się na p
rz
er
ó
ż
ne
dolegliwości. To bolał go b
rz
uch
, to zwi
ch
nął nogę, to znow
u
potł
u
kł sobie
ż
ebra l
u
b nadwyrę
ż
ył
ż
uch
wę. Nie
u
stannie te
ż
rozmyślał, jak t
u
uch
ronić się p
rz
ed czy
h
ającymi z ka
ż
dej strony
okr
u
tnymi i perfidnymi zarazkami, bywało,
ż
e te rozwa
ż
ania
po
ch
łaniały go bez reszty. Znajomi początkowo jego na
rz
ekania
traktowali z p
rz
ymr
u
ż
eniem oka i rozbawieniem. Witold nie był
p
rz
ecie
ż
ch
erlającym
chuch
erkiem. Wręcz odwrotnie. Był to
ch
łop na s
ch
wał, wysoki, sł
u
sznej post
u
ry, miał k
rz
epę,
ż
e mało
kto m
ó
gł m
u
dor
ó
wnać. Niestety miał słaby
ch
arakter. Z czasem
więc to Witkowe bez
u
stanne mar
u
dzenie, dosz
u
kiwanie się we
wszystkim brak
ó
w i
uch
ybień oraz ciągły, bezpodstawny
niepok
ó
j o własne niby-słabe zdrowie dały się wszystkim we
znaki, stały się bardzo
u
cią
ż
liwe, a nawet n
u
dne. Ba, Witek
bakterie swego złego
h
u
mor
u
sk
u
tecznie rozsiewał wok
ó
ł i
często zara
ż
ał nimi inny
ch
. Bo jak t
u
się nie zarazić?
O CZYM MA
RZ
Y
H
IPOPOTAM?
MRO
Ż
ĄCA KREW W
Ż
YŁA
CH
P
RZ
YGODA
Z TYCIĄCT
RZ
YST
U
LETNIM
NIEWYDA
RZ
EŃCEM
H
ipopotam ocię
ż
ałym krokiem, posap
u
jąc ze złości, człapał po
zasypanym śniegiem wybieg
u
w zoo. Był w bardzo złym
h
u
mo
rz
e i na nic nie miał o
ch
oty. Posępny nastr
ó
j
h
ipcia
potęgowała szalejąca wok
ó
ł śnie
ż
na zawier
uch
a i szczypiący w
u
szy mr
ó
z.
Rad nierad, p
ch
any p
rz
ez nieodgadnioną siłę, powoli zan
u
rz
am
się w pon
u
ry b
ó
r. Wczesnojesienne promienie słońca z tr
u
dem
p
rz
ebijają się p
rz
ez balda
ch
im ledwo, ledwo po
ż
ó
łkły
ch
liści
d
rz
ew. Spowija mnie niemal
ż
e
h
ebanowy wsze
ch
pan
u
jący mrok.
Znienacka zrywa się
h
u
raganowy wiatr. Wi
ch
er poczyna
h
arcować wśr
ó
d d
rz
ew kniei. I
ch
st
rz
eliste korony zaczynają
ch
ylić się k
u
dołowi, z t
rz
askiem spadają na ziemię ra
ch
ityczne
gałązki, szaleńczo wir
u
ją zes
ch
łe liście. Jestem coraz bardziej
p
rz
era
ż
ony. Nagle, ni stąd, ni zowąd, daje się słyszeć odległe
jeszcze sz
u
r
u
m-b
u
r
u
m, dziwne
ch
robotanie, gł
uch
o d
u
dniące
człapanie. Wszystkie leśne
ż
yjątka pie
rz
ch
ają w popło
chu
. Mnie
stra
ch
nie pozwala zrobić ani krok
u
. Ledwie
ż
e oddy
ch
am.
P
rz
ede mną stoi o
h
ydny stw
ó
r. Jest to
rz
adko spotykane
monstr
u
m: k
rz
ywonose, spiczastogłowe, pokryte częściowo
be
ż
owo nakrapianym p
uch
em, częściowo mala
ch
itowe
prą
ż
kowanymi ł
u
skami. Jego mętnoszary wzrok p
rz
eszywa mnie
na wylot. Po
ch
wili straszydło odzywa się. Głos pokraki sk
rz
ypi
niczym nie naoliwione zawiasy prastary
ch
d
rz
wi. Pse
u
do
u
śmie
ch
p
rz
e
ch
odzi w złośliwy
ch
i
ch
ot. - Dalib
ó
g, nie
spodziewałem się w tej gł
u
szy takiego arcysmacznego kąska.
H
a!
Sł
uch
aj no - pozwolę ci wybrać.
Ch
ceszli, o radości my
ch
ot
ch
łanny
ch
t
rz
ewi, abym p
rz
eb
ó
dł cię dzidą, p
rz
er
ż
nął no
ż
em,
a mo
ż
e wolisz być po kawałeczk
u
u
ż
ynany sierpem? Po tym
wystąpieni
u
okropnego monstr
u
m jestem wp
ó
ł
ż
ywy, ze wsze
ch
miar pragnę zapaść się
ch
ocia
ż
by pod ziemię. Z nagła, dosłownie
w okamgnieni
u
, wszystko znika. Widzę tylko bezb
rz
e
ż
ną czerń,
kt
ó
ra powoli
u
stęp
u
je szarościom. No tak, wszystko to było tylko
p
rz
era
ż
ającym sennym koszmarem. Jest wp
ó
ł do
ó
smej, zn
ó
w
zaspałem i sp
ó
źnię się po raz n-ty do szkoły.
- C
ó
ż
za pask
u
dna pogoda? - myślał roz
ż
alony - to wprost
ob
u
rz
ające, aby taki piec
uch
jak ja m
u
siał t
rz
ąść się z zimna i
czmy
ch
ać p
rz
ed lodowatymi podm
uch
ami wiatr
u
do jakiegoś
szarob
u
rego domk
u
h
ipopotam
ó
w. O
ch
, jak
ż
e
ch
ciałbym znaleźć
się w swoim kraj
u
, wyg
rz
ewać w ciepły
ch
promienia
ch
słońca,
pływać w czyści
u
tkiej wodzie, cieszyć oczy zielenią d
rz
ew i
wa
ch
la
rz
em barw r
ó
ż
ny
ch
kwiat
ó
w. Ale byłoby p
rz
yjemnie!
Rozma
rz
ony
h
ipopotam niemal
ż
e cz
u
ł na swoim tł
u
ści
u
tkim
cielsk
u
pieszczotę słońca, słyszał sz
u
m wody i wesoły świergot
ptak
ó
w. Niestety, kolejny podm
uch
wiatr
u
rozwiał ciepłe
ma
rz
enia
h
ipopotama. Z ob
rz
ydzeniem st
rz
ąsnął z siebie zimne
krople topniejący
ch
na jego sk
ó
rz
e śnie
ż
ny
ch
płatk
ó
w. Po
ch
wili
jednak jego myśli zn
ó
w po
rz
u
ciły mroźną
rz
eczywistość: - No,
ostatecznie m
ó
głbym zostać w zoo. P
rz
ecie
ż
nie jest t
u
a
ż
tak
źle. Codziennie dostaję pyszne jedzonko, mam t
u
wiel
u
p
rz
yjaci
ó
ł, a gdy za
ch
or
u
ję, to dba o mnie m
ó
j osobisty leka
rz
.
Nie najgo
rz
ej. Ale... Tak!
Ch
ciałbym, aby moja sk
ó
ra pokryła się
dł
u
gim f
u
terkiem. Mogłoby być ono br
u
natne albo jeszcze lepiej
be
ż
owe.
H
o,
h
o,
h
o! C
u
downiej byłoby, gdybym miał sw
ó
j basen
z podg
rz
ewaną wodą. Ka
ż
dego dnia za
ż
ywałbym w nim kąpieli.
Ma
rz
ąc tak,
h
ipopotam nie za
u
wa
ż
ył,
ż
e zaczął sypać coraz
gęściejszy śnieg, a on sam powoli, powoli począł p
rz
ybierać
postać
h
ipopotamiego bałwanka. I pewnie zostałby nim, gdyby
nie refleks jego pobratymc
ó
w. Nie zwa
ż
ając na protesty
zziębniętego ma
rz
yciela, wciągnęli go do og
rz
anego domk
u
i
u
ratowali w ten spos
ó
b p
rz
ed solidnym p
rz
eziębieniem.
TRAGIKOMICZNA
H
ISTORIA
BEZ
H
APPY-END
U
- Więcby w tak
ż
en
u
jący spos
ó
b miała się skończyć moja
ch
l
u
bna kariera pierwszego
h
ała-b
u
rdy? -
rz
ekł wielce roz
ż
alony
d
uch
o fizjonomii
ch
er
u
binka i
ch
arakte
rz
e trolla.
Wp
ó
łsiedział
właśnie w jakimś sczerniałym od starości b
u
nk
rz
e, ręce i nogi
miał skrępowane powr
ó
słem, ale dla pewności wszelkiej t
u
i
ó
wdzie był pop
rz
yciskany st
u
dw
u
dziestopięcio-kilogramowymi
h
antlami. W taki oto niewysz
u
kany spos
ó
b potraktowali łob
u
za
jego wsp
ó
ł-pobratymcy. Nie m
ó
gł on tego w
ż
aden spos
ó
b pojąć.
- P
rz
ecie
ż
nie byle jak się starałem, aby wszystkim wok
ó
ł zaleźć
za sk
ó
rę. Byłem nieposł
u
szny, nie
h
onorowy i nietowa
rz
yski,
nigdy nie postępowałem fair play.
Chu
ligaństwo było moim
ż
ywiołem, w
ż
yci
u
najmniejszej nie odstawiłem
ch
ałt
u
ry. Moje
wybryki zawsze były pierwszej jakości, nie
rz
adko nie
wymyśliłaby i
ch
cała
h
orda pse
u
do
u
czony
ch
.
Ch
i,
ch
i,
ch
i! Nie
zapomnę, jak dopiekłem do
ż
ywego pewnem
u
ch
ojrackiem
u
h
eavymetalowcowi z Caracas - zwolennikowi szybki
ch
i
s
u
permocny
ch
u
de
rz
eń! P
rz
ez wiele nocy nękałem zewsząd jego
na
rz
ąd sł
uchu
rytmami, nie znany
ch
m
u
do tej pory, piosenek
ch
odnikowy
ch
. Na pr
ó
ż
no starał się on
u
wolnić od ty
ch
dra
ż
niący
ch
go dźwięk
ó
w,
u
śmie
rz
yć narastający b
ó
l
u
sz
u
i
głowy. To ci była
h
eca! Niezmordowany byłem r
ó
wnie
ż
w
u
p
rz
yk
rz
ani
u
ż
ycia swoim dr
u
h
om. Czeg
ó
ż
to ja nie
wymyślałem! Pod
rz
u
całem im do ł
ó
ż
ek specjalnie ost
rz
one
pinezki, zde
ch
łe nietope
rz
e, pa
rz
ące pok
rz
ywy i wszelkie ostro
kł
u
jące
ch
wasty. Znow
u
ż
kiedy indziej słodzi
u
tkie po
rz
eczkowe
konfit
u
ry doprawiałem słonogo
rz
kimi p
rz
yprawami.
Nap
u
szczałem na my
ch
towa
rz
yszy
ch
marę rozwścieczony
ch
pszcz
ó
ł, os i szerszeni. Niekt
ó
ry
ch
poddawałem działani
u
h
ipnozy i zm
u
szałem do wycinania
h
oł
u
bc
ó
w i fikania koziołk
ó
w.
Raz nawet
u
dało mi się naszego bez mała sześciowiekowego
seniora zamienić w cocker-spaniela. Niejednem
u
człowiekowi,
niejednem
u
d
uch
owi srodze dałem się we znaki. Prawda,
ż
e
niekiedy byłem nazbyt rozbis
u
rmaniony. To jednak nie pow
ó
d,
ż
eby ta
h
ołota nie
u
k
ó
w tak ze mną postępowała. Dlaczego moje
błagania o łaskę są nadaremne? Dlaczego m
ó
wią mi,
ż
e
spokorniałem poniewczasie?
O
RZ
EKOMEJ KO
RZ
YŚCI Z POROZUMIENIA
GŁ
Ó
W
Ż
ARŁOCZNEGO SMOKA
H
en, za pon
u
rymi borami, p
rz
epastnymi mo
rz
ami,
u
podn
ó
ż
a
st
rz
elisty
ch
, wysm
u
kły
ch
H
imalaj
ó
w
ż
ył sobie p
ó
łdziki, o
h
ydny
stw
ó
r - siedmiogłowy smok. Nienadaremnie był on te
ż
nazywany
niena
ż
artym b
rz
uch
aczem. Ko
ch
ał jeść i tej pasjon
u
jącej
czynności
ch
ętnie poświęcałby całe
ż
ycie. Niestety, naszem
u
bo
h
aterowi często gęsto t
rz
ewia wygrywały sm
u
tnot
rz
ewną
głodową melodię. C
ó
ż
, ka
ż
da z jego siedmi
u
gł
ó
w l
u
biła co
innego. Nigdy nie potrafiły one
u
stalić, co mo
ż
na by właśnie
p
rz
ekąsić. Wszystkie posiłki pop
rz
edzały zazwyczaj gromkie
ch
ryje. Pierwsza głowa miała bowiem
ch
rapkę na świe
ż
e
ja
rz
yny, dr
u
ga - na grejpfr
u
ty, po
rz
eczki i arb
u
zy, t
rz
ecia
zjadłaby twaro
ż
ek z
rz
e
ż
uch
ą, ceb
u
lką i
rz
odkiewką, czwarta -
niemal
ż
e s
u
rowe nozd
rz
a
h
ipopotama, piątą zadowoliłby d
ż
em
je
ż
ynowo-b
rz
oskwiniowy, sz
ó
stą - jakaś
ch
ińszczyzna z
ko
rz
ennymi p
rz
yprawami, si
ó
dma natomiast nie pogardziłaby
tortem o
rz
e
ch
owym i lodowym miszmaszem. Potem głowy
rz
u
cały się
h
u
rmem na swoje
u
l
u
bione potrawy l
u
b te
ż
obra
ż
one na cały świat niczego nie
ch
ciały skosztować. Smok w
końc
u
zde
ch
łby z głod
u
albo w wielki
ch
męczarnia
ch
padłby na
ostrą niestrawność.
Jednak
ż
e w ostatniej
ch
wili, zdenerwowany
nie na
ż
arty, poszedł szybko po roz
u
m do siedmi
u
swoi
ch
kł
ó
tliwy
ch
gł
ó
w. Po dł
u
gi
ch
pertraktacja
ch
i b
u
rz
liwy
ch
rozmowa
ch
smocze łby doszły do poroz
u
mienia. Postanowiły,
ż
e
na co dzień szefem k
uch
ni będzie głowa pierwsza, a z okazji
świąt i niedziel pi
ch
cić będzie głowa si
ó
dma. Kontrolę nad
całotygodniowym men
u
sprawować miałaby łepetyna dr
u
ga
wesp
ó
ł z najrozwa
ż
niejszą łepetyną t
rz
ecią.
Od tej pory smok
obrastał w
ż
ó
łci
u
tkie sadełko, stawał się coraz bardziej ocię
ż
ały i
leniwy. Wreszcie, po kolejnym łas
uch
owani
u
, z wielkim
h
u
kiem
rozpadł się na tysiące drobni
u
tki
ch
kawałeczk
ó
w.
Plik z chomika:
monikas172
Inne pliki z tego folderu:
Ortografia.7z
(57479 KB)
sposób na ortografię.pdf
(55 KB)
ó(2).jpg
(129 KB)
ortografia 40 ston.doc
(144 KB)
Ortografia.pdf
(654 KB)
Inne foldery tego chomika:
!!!Pisanie z pamięci
cw.ort.dla klas1-2 CH
Ćwiczenia graficzne ułatwiające naukę pisania liter
Ćwiczenia kształtujące umiejętność czytania tekstu ze zrozumieniem
czas , zegar, kalendarz
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin