Rozdział 10 - 16.doc

(108 KB) Pobierz
Rozdział 10

Rozdział 10

 

- Od czego chcesz zacząć? - spytała Helen.

- Starałam się lepiej poznać moje moce - od­powiedziałam z entuzjazmem. - Nie znam jeszcze wszystkich odpowiedzi, ale w czasie ferii wiele godzin poświęciłam na wypróbowywanie różnych rzeczy. Tre­nowałam na skałach, kiedy nikt się tam nie szwendał, albo w pokoju w nocy. Dużo się nauczyłam, zresztą sa­me zobaczcie.

Podniosłam ręce i zamknęłam oczy. Zanurzałam się w siebie coraz głębiej i głębiej. Wokół wszystko ucichło, chociaż słyszałam gdzieś w wielkiej oddali odgłos fal rozbijających się o brzeg koło domu. Skóra zaczęła mnie swędzieć i zdałam sobie sprawę, że to moja krew szybciej płynie. Wodo życia... krwi moich żył... przebudź się... - powiedziałam w myślach. Zalała mnie niewidzialna fala energii. Otworzyłam oczy i uklękłam, by prześledzić palcami bieg strumienia, który szemrał u podstawy posągu. Sekundę później usłyszałam trzeszczenie lodu. Strumyk zamarzł w jednej chwili, nieruchomiejąc jak statuetka Pana. Pstryknęłam palca­mi. Woda znów popłynęła.

-              Fantastycznie, Evie! - zachwyciła się Sara. Popa­trzyłyśmy na siebie z podekscytowanymi uśmiechami. Ten nowy świat, który dopiero odkrywałyśmy, komplet­nie nas zadziwiał.

-              A ty? - spytałam. - Potrafisz coś nowego?

Ostatnim razem Sara sprawiła, że ziarenko wykiełkowało na naszych oczach, i wywołała małe trzęsienie ziemi.

- Starałam się - odparła nieśmiało. - Tak, umiem coś nowego. - Przeszukała wzrokiem ciemną grotę, po czym pochyliła się, żeby podnieść kamień, który leżał na dnie strumyka. Ułożyła dłoń w kształt miseczki, umieściła w niej znalezisko i nakryła drugą dłonią, po czym zmarszczyła się w skupieniu. Gdy podniosła rę­kę, po kamieniu pozostała tylko kupka pyłu.

- O rany! Rzeczywiście, wszystko to, co potrafiły­śmy w zeszłym semestrze, to był dopiero początek. He­len, sprawdźmy, czy potrafimy obudzić Moc talizmanu. Spróbujmy już teraz - błagałam. - W domu chciałam go wzywać, wykrzykiwałam zaklęcia, śpiewałam i robiłam wszystko, co tylko przyszło mi do głowy, ale nic się nie wydarzyło. Tu, w Wyldcliffe, w domu Agnes, może się udać, jeśli połączymy siły.

- Czuję, że to akurat musisz zrobić sama, Evie - odparła Helen. - Przecież lady Agnes napisała w pa­miętniku, że to tobie zostawia talizman. Uwięziła moce w naszyjniku, żebyś to ty mogła je wykorzystać. Nie wydaje mi się, żebyśmy my miały w tym uczestniczyć.

- Ale mogłybyśmy spróbować, prawda? - zapropo­nowała Sara.

- To fakt. Nie mamy nic do stracenia. - Helen uśmiechnęła się do mnie zachęcająco i sięgnęła po kil­ka ogarków, które stały w skalnym zagłębieniu. Ustawi­ła je w Kręgu na ziemi. Zapalała jeden po drugim, po kolei i wyśpiewywała zaklęcie.

- Niech to światło nas poprowadzi, niech oświeci nasze umysły, niech oczyści serca...

W końcu wszystkie ogarki zapłonęły i utworzyły pierścień drżących płomieni. Przebiegł mnie dreszcz oczekiwania. W świętym Kręgu nasze moce jednoczyły się i potężniały, stawałyśmy się silniejsze, gotowe na wszystko. Weszłam w Krąg, zdjęłam z szyi lśniący na­szyjnik i ułożyłam go ostrożnie na skalistym gruncie. Potem dołączyły do mnie Sara i Helen. Chwyciłyśmy się za ręce.

- Wzywamy nasze siostry: wiatr, ziemię i morze. Wzywamy ogień życia. Pobłogosławcie nasz Krąg. Po­prowadźcie nas - zaczęła cicho Helen.

- Powietrze naszego oddechu, woda w naszych ży­łach, glina naszych ciał... - ciągnęła Sara.

Podniosłyśmy ręce w stronę księżyca i gwiazd, któ­re krążyły nad nami, niewidzialne.

-              Święte Moce! - zawołałam. - Pragnę użyć daru, który powierzyła mi nasza siostra Agnes. Pozwólcie mi poznać jego siłę, zdradźcie mi jego tajemnice. Wzywam was, byście otworzyły przede mną talizman. - Uklękłam
i położyłam dłoń na kryształowym sercu naszyjnika. Gdy dotknęłam klejnotu,  zabłysło srebrnoniebieskie światło, od którego zamigotały jak żywe mozaiki pokry­wające ściany. Serce zaczęło mi bić coraz szybciej. - Wo­do życia, proszę twoje moce, by odsłoniły przede mną tę ścieżkę. Agnes, Sebastianie, pomóżcie mi...

Usiłowałam skoncentrować myśli na wielkim, nie­skończonym oceanie, głębokim jak moja miłość, dzi­kim jak moje sny i potężnym jak wrogowie. Usłysza­łam westchnienia i ryki fal. Usłyszałam skandowanie Sary i Helen. Dołączyłam, przyzywając swoje sekretne ja, jak wówczas, gdy z łóżka wywołałam sztorm na je­ziorze.

-              Myślę, czuję, pragnę... rozkazuję talizmanowi, żeby usłuchał mojego wezwania... Święte Moce, przybądźcie do nas...

Ale światło bijące od kryształu zgasło i nic się nie wydarzyło.

Witaj, rzeczywistości.

Talizman, piękny i martwy, spoczywał spokojnie w mojej dłoni. Chwila nadziei minęła.

- Nic z tego - westchnęłam.

Zapięłam naszyjnik na szyi i wyszłam z Kręgu. He­len zdmuchnęła świece. Jaskinia wyglądała znów jak zwykła wilgotna grota, a nie miejsce cudów. Całe moje podniecenie wyparowało.

- Przykro mi, Evie - powiedziała cicho Helen. - Tak mi się wydawało, że to nie będzie takie proste.

- Co zrobimy? - spytała Sara. - Każdy dzień, każda godzina i sekunda się liczą. Musimy coś postanowić.

- Może na tym polega problem. - Uderzyła mnie pewna myśl. - Może nie jesteśmy dość zaawansowane na Drodze Magii. Gdy Agnes stworzyła ten talizman, była u szczytu Mocy. Wiem, że Helen pracuje nad swo­imi umiejętnościami dłużej niż my obie, Saro. My do­piero zaczęłyśmy. Może powinnam bardziej rozwinąć swoje moce tak, żebym potrafiła panować nad Wodą równie doskonale, jak Agnes nad Ogniem. Była w sta­nie robić niesłychane rzeczy. Ja też mogę potrzebować takich zdolności.

Sara wydawała się przekonana.

- To ma sens. Ale czy starczy nam czasu...

- Musimy ćwiczyć tak dużo, jak się da - wtrąci­łam. - Jeśli trzeba, będziemy tu przychodzić co wieczór. Albo znajdziemy jakieś miejsce w szkole, gdzie nikt nas nie będzie podglądał. Co wy na to? Warto spróbować?

Helen i Sara położyły dłonie na moich, jakby chcia­ły złożyć przysięgę.

- Nie przestaniemy, dopóki talizman nie otworzy się dla ciebie, Evie. Zrobimy wszystko, by tak się stało, obiecujemy.

I rzeczywiście nie odpuszczałyśmy. Pierwszy tydzień w Wyldcliffe minął tak szybko, że nawet nie zda­ła m sobie z tego sprawy. Pochłonęła mnie nauka - ta w dzień i ta w nocy. Buzowałam adrenaliną i głodem wiedzy wszelkiego rodzaju. Niezależnie od tego, czy siedziałam w jaskini, przemieniając wodę w srebrną mgiełkę albo wyciskałam ze skał płynne esencje, czy też kuliłam się z zimna w szkolnej sali, wkuwając łacińskie słówka i chemiczne reakcje, cała płonęłam. Wiedza to moc, powtarzałam sobie. I wydawało mi się, że wie­dza, której potrzebuję, może kryć się gdziekolwiek - w jakimś nieznanym nikomu skrawku poezji, w na­ukowym wzorze czy starym zaklęciu. W tym semestrze chciałam być najlepsza we wszystkich przedmiotach i chłonąć wszelkie idee.

Przez cały tydzień szkoła ginęła pod śniegiem, bia­łym, matowym i zimnym. Resztki nadziei, że Sebastian się ze mną skontaktuje, zwiędły jak zielony pęd na mro­zie. Nie poddawałam się rozpaczy. Byłam młoda i silna. Zamierzałam przechytrzyć klan i odnaleźć Sebastiana. Czułam, że niebawem poznam wszelkie sekrety Drogi Magii.

Gdziekolwiek panował mrok, tam chciałam przy­nieść światło - i to światło nigdy nie miało zostać po­chłonięte przez cienie.

 

 

 

Rozdział 11

 

Prywatne zapiski Sebastiana Jamesa Fairfaksa

 

Tak tu ciemno, Evie. Zapalam świecę, ale nie rozjaśnia ona mroków mojego umysłu.

Powiedziałem, że będę cierpliwy, że będę czekał i nie będę się skarżył. Ale to bardzo trudne, gdy każda godzina, każda minuta pozbawia mnie sił.

Zapomniałaś już o mnie?

Nie winiłbym Cię, gdyby tak się stało. Nie mam Ci nic do zaoferowania. Moje moce gasną. Jestem więź­niem zamkniętym w pułapce.

Czasami przez szpary tego zakurzonego pokoju prześwituje blady szary blask. Wierzę zatem, że gdzieś tam jest wolność i światło. Ale nie dla mnie, nie teraz. Zapomniałem już o zewnętrznym świecie. Zapomnia­łem o wczoraj. Pozostały tylko dawne wspomnienia.

Pamiętam starego pastora z kościoła w Wyldcliffe - świat był młodszy, a ja nie wiedziałem nic o zagrożeniach, które czają się na każdym kroku. Co on takiego powiedział? „Nim pójdę, by nigdy nie wrócić, do kraju pełnego ciemności, do ziemi czar­nej jak noc, do cienia chaosu i śmierci, gdzie świecą jedynie mroki..." Wydaje się, że minęła wieczność, odkąd siedziałem w małym kamiennym kościółku w wiosce i patrzyłem na iskierki kurzu, które tańczy­ły w świetle słońca. Starałem się nie ziewać, słucha­jąc przydługiego kazania. Agnes kręciła głową z dez­aprobatą, chociaż jednocześnie uśmiechała się pod nosem.

Gdybym tylko nie był wówczas tak dumny i uparty! Gdybym posłuchał Agnes i nigdy nie eksperymentował z zakazaną wiedzą! Byłem ślepy, od samego początku zachowywałem się jak szaleniec...

A jednak, gdybym nie poszedł tą drogą, przeżyłbym całe życie i umarłbym, zanim przyszłaś na świat. Ni­gdy bym Cię nie poznał, nigdy nie usłyszałbym Twojego głosu. Nie pogłaskałbym Twojej dłoni i nie poczuł doty­ku ust. To byłaby najgorsza kara z możliwych.

Muszę Ci coś powiedzieć.

Muszę Cię ostrzec.

One są coraz bliżej...

Och, Evie, tak bardzo się boję! Widzę ich pozba­wione litości, nieumarłe twarze. Widzę ich króla. Je­go żelazna korona migocze od czerwonych promieni. Wyciąga ku mnie stalową pięść, wciąga głębiej w pu­łapkę. Słyszę wycie i ujadanie demonów. Czuję, jak coraz bardziej gasnę i roztapiam się w nieskończonej nocy…

A jednak wolę mierzyć się z tym koszmarem z otwartymi oczami niż strącić choćby jeden włos z Twojej złotej głowy.

Już raz próbowali mnie zmusić, żebym Cię zdradził, ale nie zdołali. Nigdy im się to nie uda. Może i stanę się potworem, ale nigdy, nigdy nie zapomnę o tym, że Cię kocham.

 

 

 

Rozdział 12

 

Nie mogłam zapomnieć o Sebastianie nawet na se­kundę. Wciąż był w moich myślach i snach. Czu­łam go nawet w powietrzu, którym oddychałam. Cza­sem wydawało mi się, że dotykam jego ręki albo słyszę echo głosu odbijające się od ponurych ścian korytarzy w Wyldcliffe. Obraz bladej, chorej, cierpiącej twarzy był wyryty głęboko w zakamarkach mojego umysłu i doda­wał mi sił podczas wielu godzin nauki i wysiłków.

W sobotę po południu, po lekcjach, zeszłam ośnie­żoną ścieżką za stajniami, gdzie wcześniej pomagałam Sarze przy kucach. Obejrzałam się, czy nikt nie patrzy, i zebrałam myśli. Skinęłam nadgarstkiem. Śnieżna cza­pa okrywająca kwietnik w kilka sekund całkowicie się roztopiła, odkrywając malutkie, młode pędy zieleni, z wysiłkiem przedzierające się przez ziemię. Przenik­nęła mnie fala radości, ale po chwili opadła. Udowod­niłam, że panuję nad wodą, ale jak miałam to wyko­rzystać? Czy w ten sposób przybliżałam się do serca talizmanu?

 

-              Strasznie zimno, prawda?

Obejrzałam się, zdziwiona. Harriet szła za mną ścieżką. Wściekła, pomyślałam, że tylko tego brakowa­ło, żeby cos zauważyła. Odkąd przyjechałyśmy razem pociągiem, Harriet łaziła za mną jak cień. W każdej chwili mogła niespodziewanie wyskoczyć zza rogu, że­by zadać mi pytanie w stylu: „Evie, gdzie mogę kupić nowy zeszyt?", „Evie, a co zrobić, żeby wstąpić do chó­ru?", „Evie, mogłabyś mi pomóc z matematyką?"

- Co ty tu robisz? - spytałam. Harriet miała różo­wy nos i szczękała zębami z zimna. - Przeziębisz się na śmierć.

- Lekcje się skończyły i nie mam nic do roboty -odparła i wzruszyła ramionami.

- W takim razie dlaczego nie posiedzisz gdzieś z przyjaciółmi?

Harriet wydawała się zdziwiona.

- Jeszcze nie znalazłam żadnych przyjaciół - szep­nęła.

Było mi jej żal, ale nie miałam czasu na to, żeby ją pocieszyć.

- Jak będziesz się tak włóczyć sama, to na pewno nikogo nie poznasz - powiedziałam ostro. - Niektóre młodsze dziewczyny w sobotnie popołudnia zajmują się robótkami ręcznymi w holu. Dlaczego do nich nie dołączysz?

- Wolę rozmawiać z tobą.

- Nie wygłupiaj się. Powinnaś się teraz włóczyć z koleżankami z klasy. - Usiłowałam ją odpędzić naj­delikatniej, jak potrafiłam. - No już, poszukaj ich. A następnym razem, jak będziesz wychodzić na dwór, włóż przynajmniej szalik i rękawiczki.

Patrzyłam, jak odchodzi, po czym pobiegłam do Helen, która czekała w głównym holu. Od razu za­pomniałam o Harriet. Stanęłam przy kominku i usi­łowałam się rozgrzać. Ogień dogorywał na kamien­nym palenisku. Helen zaczęła już wykonywać naszą sobotnią pracę, która polegała na układaniu kwiatów z cieplarni w wielkiej, brązowej wazie stojącej przy wejściu - kolejne idiotyczne zadanie dla stypendy­stek. Barwne kwiaty kontrastowały z delikatnymi jak pajęczyna włosami mojej przyjaciółki. Nawet w asce­tycznym szkolnym mundurku wyglądała jak dzika mło­da bogini, opleciona kwitnącym winem, liliami i ró­żami.

Przez korytarz przeszła nauczycielka plastyki, pan­na Hetherington. Niosła stertę szkicowników.

- Piękny bukiet, dziewczęta - pochwaliła. - Po­trzebujemy trochę kolorów, żeby ubarwić cały ten śnieg. - Przez chwilę wyobrażałam sobie, że jestem w normalnej szkole, w której nauczycielki są zwy­kłymi kobietami, nie należą do żadnej sekty i nie trzeba się ich bać. Ale byłam w Wyldcliffe, gdzie ni­komu nie wolno ufać. - Cieszę się, że cię znalazłam, Evie - ciągnęła panna Hetherington. - Właśnie do ciebie szłam. Ktoś zostawił list adresowany do ciebie w nauczycielskiej skrzynce. Pewnie przez pomyłkę. - Panna Hetherington wręczyła mi małą kopertę i ode­szła.

Niechętnie otworzyłam list.

 

Mam nadzieję, że milo spędziłaś pierwszy tydzień w szkole. To będzie twój ostatni.

 

- Kolejny anonim - powiedziałam, podając kartkę Helen. - Z pogróżkami.

- Co zamierzasz zrobić?

- Nic. A co mogę? Po prostu będę się bardziej sta­rać. I więcej pracować. Nic innego mi nie pozostało.

Tej nocy po raz kolejny wyśliznęłam się z łóżka i po cichu zeszłam schodami dla służby na podwórko. Za ogromnymi połaciami wypielęgnowanej trawy rósł gęsty zagajnik. Ośnieżone krzaki przesłaniały stertę skał. Przedarłam się przez splątane gałęzie i skuliłam pod jednym z konarów. Ciemny otwór jaskini przypominał wejście do grobowca. Wśliznęłam się do środka. Światło mojej latarki odnalazło płomyk świeczki. Sara i He­len były już na miejscu i układały Krąg z ogarków na mokrym skalistym podłożu.

Przystanęłam obok statuetki, patrząc na strumień I migoczący tuż pod nią. Woda przepływała przez wąski Kanalik w posadzce, po czym znikała w jakimś sprytnie ukrytym odpływie. Woda... to w niej musiała się kryć odpowiedz. Woda, bezkresny ruch, źródło wszelkiego życia. Tknięta impulsem uklękłam i zdjęłam naszyjnik. Ułożyłam go w lodowatym strumieniu. Kryształowe serce talizmanu zabłysło głębokim blaskiem, jak lśnią­ce oko. Poczułam, że Helen i Sara mnie obserwują. Na­wet migoczące kształty na ścianach, nimfy, centaury, fauny i wszystkie inne fantastyczne stworzenia patrzy­ły się na mnie. Czekały. Zaczerpnęłam dłonią odrobinę wody i wypuściłam ją, jak gdybym odprawiała błogo­sławieństwo, po czym nachyliłam się nad klejnotem w strumieniu.

-              Przemów do mnie teraz - poprosiłam błagalnie. - Pokaż mi właściwą drogę.

Naszyjnik zalśnił jak cenny skarb zagubiony na wy­sypisku, ale po chwili zmatowiał i zobaczyłam tylko własne odbicie w płynącej wodzie. Nie, to nie byłam ja, tylko Agnes. Chciała mi coś powiedzieć... Jej szare oczy przynosiły mi jakąś wiadomość... „Evie, podążaj za mną... One się zbliżają... Są coraz bliżej... Evie... Evie..."

- Evie! - Sara potrząsnęła mną i jednym szarpnię­ciem sprawiła, że wróciłam do rzeczywistości.

- Co się stało?

- Czuję... Posłuchaj... - Sara bezszelestnie pode­szła do najdalszego krańca małej groty. Za wystającym fragmentem skały kryło się wyjście z tunelu. Pod ko­niec zeszłego semestru musiałyśmy z niego skorzystać, żeby uciec z krypty pod kaplicą. Sara wyciągnęła dło­nie, dotknęła nimi chropowatych skał. Na jej twarzy odmalowało się skupienie. Wydawało się, że nasłuchu­je, używając do tego czubków palców.

- Słyszycie to? - spytała cicho, ale pokręciłam gło­wą. Słyszałam tylko łomotanie własnego serca i szmer strumienia. Wyjęłam talizman z wody, trochę poiryto­wana, że Sara mi przeszkodziła. Agnes usiłowała coś mi przekazać... Powiedziała, żebym poszła za nią. To właśnie starałam się robić. I jeszcze, że ktoś jest coraz bliżej...

- Są coraz bliżej! - Sara odwróciła się nagle z paniki w oczach. - Mroczne Siostry! Zebrały się w krypcie. Słyszę ich głosy przez skałę i ziemię w tunelu. Czuję ich kroki. Idą tu!

- Do szkoły! - wykrzyknęłam. - Helen! Możesz się stąd wydostać po swojemu. My zatrzymamy Siostry i wrócimy przez ogrody. Pośpiesz się!

Helen zawahała się na moment.

- Nie mogę was tu zostawić.

- Musisz! Ruszaj!

W następnej sekundzie Helen otuliła się powietrzem jak grubym płaszczem i zniknęła. Sara wymamrotała pod nosem kilka słów i zrobiła jakiś gest nad wyjściem z tunelu. Otwór zaczął się zapadać, a wielkie skały potoczyły się do środka, blokując przejście.

- Uciekaj, Evie! - krzyknęła Sara.

Zdmuchnęłyśmy świece, po czym Sara bezbłędnie wyprowadziła nas z pogrążonej w ciemnościach jaski­ni. Słyszałam wodę szemrzącą wokół posągu i wyda­wało mi się, że dociera do mnie echo dudniących kro­ków Mrocznych Sióstr, które biegły długim, wijącym się tunelem, żeby jak najszybciej dotrzeć do groty. Ale nie wejdą do wnętrza jaskini, przynajmniej nie od razu. Sara podarowała nam dość czasu na ucieczkę.

Chwilę później znalazłyśmy się na zewnątrz. Przedar­łyśmy się przez krzewy i ruszyłyśmy biegiem w stronę szkoły. Pędząc przez trawniki, starałyśmy się trzymać cienia wierzb płaczących, które rosły na obrzeżach. Ru­my kaplicy wyglądały na tle śniegu jak postacie z ba­jek, ale nie zatrzymałyśmy się, by je podziwiać. Bez tchu wpadłyśmy na teren stajni i otworzyłyśmy zielo­ne drzwi, żeby dostać się z powrotem do skrzydła dla służby. Dopiero tam pozwoliłyśmy sobie na chwilę od­dechu.

- Klan wciąż się spotyka - wydyszałam.

- Ale dlaczego przenoszą się z krypty do groty? Te­raz to nie będzie już bezpieczne miejsce, skorą kręcą się tam Siostry.

Wiedziałam, dlaczego klan znów się spotykał.

- Były pewnie, że złapią nas w jaskini.

- Ale skąd?

Wzruszyłam ramionami.

- Pewnie ktoś nas szpieguje? A może wycz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin