O wszystkim i niczym.doc

(81 KB) Pobierz
O wszystkim i niczym

O wszystkim i niczym



Dziś kilka drobniejszych tematów.

Katalog "mikołajowej" aukcji WCN sprowokował kilka dosyć zażartych dyskusji. Zaczęło się od pozycji 812 - "10 złotych 1987, moneta wybita w aluminium na monecie tunezyjskiej 5 millin" wycenionej szacunkowo na 150 zł. Dyskutanci niemal jednomyślnie zgodzili się, że to efekt działalności nieuczciwego pracownika naszej mennicy. Nie każdy może umieścić w prasie menniczej jakąś monetę zamiast normalnego krążka. Pojawiły się głosy, że może w Warszawie bito monety dla Tunezji i jedna z nich zawieruszyła się w magazynie krążków (o ile taki istnieje?) albo że w ramach jakiejś wiązanej transakcji dostaliśmy z Tunezji właśnie krążki mennicze, a wśród nich monetę. Wydają się one jednak niepotrzebnym tworzeniem bytów. Zwykle najbardziej prawdopodobne są odpowiedzi najprostsze. Z przykrością trzeba stwierdzić, że szwankowała i nadal szwankuje kontrola wewnętrzna w mennicy. Jeśli publicznie pada z ust (no może spod palców) poważnego kolekcjonera zdanie " Osobiście znam przypadek jak znajomemu w Warszawie pracownik mennicy na początku lat 90-tych oferował kompletny PRL ......... same odwrotki !!!!!, to wniosek może być tylko jeden. Prawdziwe destrukty, to tylko te, które sami wyłowimy z obiegu lub taniej masówki.
Wróćmy do monety tunezyjsko-polskiej. Jej szacunkowa wycena (150 zł) i cena wywoławcza (120 zł) nie rzucają na kolana. Niestety, nie jest to powód do zlekceważenia takiej praktyki. Katalog aukcyjny wraz z listą wynikową w pewnym sensie legitymizuje monetę. Wkrótce pojawią się oferty typu "dwa złote bite na 20 kopiejkach" z dodatkową zachętą: "podobny okaz sprzedano w domu aukcyjnym XXX za YYY zł". Oferowanie takiej monety jest ewidentną zachętą do produkcji podobnych "wynalazków".
Z wielką przykrością piszę te słowa, bo nie ukrywam, że od dawna interesuję się odmianami stempli monet obiegowych, a także usterkami bicia takich monet. Cóż, mamy gospodarkę rynkową i jeśli pojawia się popyt, to przedsiębiorcze jednostki starają się go zaspokoić. Szkoda, że numizmatyka gdzieś w tym ginie.
Innym symptomatycznym przykładem są słynne już polskie "próby euro" przemianowane później czujnie na "projekty euro". Kolekcjonować można wszystko: i monety i naklejki z gum do żucia albo reklamowe ulotki agencji towarzyskich (kiedy katalog?), tylko co mają wspólnego z numizmatyką te "medaliki". Ciekawie czyta się najnowszy Przegląd Numizmatyczny. Znajdziemy w nim: komunikat NBP o zgłoszeniu złożonym w prokuraturze w związku z "polskimi próbami euro", umiarkowanie entuzjastyczną oceną tej aferki sformułowaną przez znanego kupca numizmatycznego i na koniec zdecydowanym jej potępieniem ze strony Redakcji (ściśle związanej przecież ze Stowarzyszeniem Numizmatyków Profesjonalnych). Wydrukowana tłustym drukiem konkluzja: "Jako redakcja przestrzegamy wszystkich kolekcjonerów, że stali się ofiarą manipulacji, a może nawet oszustwa." napawa umiarkowanym optymizmem - nie wszystkim pieniądze przysłoniły monety.

Równie gorąco dyskutowano ostatnio na temat wysokości nakładów próbnych monet PRL. Z jednej strony mamy kilkutysięczne nakłady "próbnych monet kolekcjonerskich" (a cóż to za próby, czyżby technologiczne?), z drugiej próby obiegówek bite w nietypowych metalach w nakładach od kilku do kilkudziesięciu sztuk albo z trzema pytajnikami zamiast wysokości nakładu. Niektóre z nich zaczęły się pokazywać na rynku podejrzanie często. Podobnie, nastąpił masowy wysyp obiegowych monet PRL w menniczych stanach zachowania. Zdrowy rozsądek podsuwa dwa wyjaśnienia. Pierwsze: mennica otworzyła zamknięte dotąd na siedem spustów magazyny i sprzedaje ich zawartość firmom numizmatycznym w ilościach hurtowych, drugie: wysokość nakładów monet próbnych (a może i niektórych obiegowych?) jest płynna - wydaje się, że przynajmniej niektóre z nich zostały wybite w ilości większej, niż oficjalnie ustalona i są obecnie wprowadzane na rynek kolekcjonerski. Wobec tego należy się chyba dobrze zastanowić przed płaceniem za takie numizmaty wyśrubowanych cen. Może opłaci się cierpliwie poczekać? Jednocześnie proszę pamiętać, że odblokowane zapasy nie są niewyczerpane i może się okazać, że za parę lat znowu trzeba będzie szukać tych monet ze świecą.

Teraz coś z innej beczki.
Przedstawiciel Redakcji Przeglądu Numizmatycznego zwrócił uwagę na ważne zjawisko związane z publikowanymi w kwartalniku wycenami XX-wiecznych monet polskich. Odpowiadając na pytania dotyczące rozbieżności tych wycen w stosunku do popularnych, wznawianych co roku katalogów uświadomił nam, że wyceny w PN są odbiciem trendów obserwowanych w okresie poprzedzającym publikację. Autorzy książkowych wydań katalogów podają natomiast szacunkowe, teoretyczne ceny jakie monety powinny uzyskać w roku następującym po wydaniu katalogu. Wydane ostatnio katalogi Parchimowicza i Fiszera mają na okładkach rocznik 2004, co nie może przecież oznaczać, że zawierają ceny transakcyjne z tego rocznika. Autorzy nie są jasnowidzami! Jest jednak faktem stwierdzonym, że ukazanie się katalogów, czy PN powoduje ruch cen. Działa mechanizm znany ze środków masowego przekazu określany mianem samospełniającej się przepowiedni. Wielka ciąży odpowiedzialność na autorach katalogów. Nasze środowisko nie ma broni w postaci Komisji Papierów Wartościowych, która tępi tego rodzaju praktyki na GPW. Nas może obronić tylko nasz rozum. Wykorzystujmy go więc należycie, wspomagając się uważną obserwacją ofert i cen na aukcjach internetowych. Mieliśmy w tym roku kilka ładnych przykładów owczego pędu i jak na dłoni widać było jak rozsądnie reagują kupujący.

Pisałem niedawno o naciągaczach grasujących na niemieckim e-bay. Proszę ocenić:

Wystawiono toto jako... ciężką rosyjską monetę z 1587 r., wagę niby podano 28 gramów, ale nie podano, bo tyle ma ważyć list. Sprzedający nie wie, co sprzedaje, ale "delikatnie" sugeruje, że podobną monetę sprzedano niedawno za 500 euro. Na razie cena doszła do 28 euro. Jaka jest szansa, że to oryginalny talar Zygmunta III?

Na koniec kontynuacja wątku "internetowych przebojów numizmatycznych". Przypadkowo trafiłem na stronę Białoruskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Znaczna jej część została opublikowana po polsku! Ucieszył mnie Katalog litewskich monet Aleksandra Jagiellończyka z wycenami (chyba w dolarach), ilustracjami i wykazem znanych wariantów napisowych wraz z ich numeracją według katalogu Sajauskasa. Poza tym strona nie jest zbyt interesująca ani szczególnie aktualna - ostatnia modyfikacja była w roku 2002.
Sprawdziłem wobec tego co dzieje się na stronie Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Miłe zaskoczenie - strona została gruntownie przekonstruowana. Pojawiło się sporo ładnych zdjęć monet. W kąciku "Młody numizmatyk" zacytowano ciekawe wypowiedzi T. Kałkowskiego na temat sposobu zapoczątkowania zbioru wartościowego nie tyle ze względu na ceny, co z powodów poznawczych i naukowych. Jest informacja o aukcji planowanej na 13 grudnia, niestety nie ma jej katalogu.

Jerzy Chałupski

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin