Berg Carol - Rai-Kirah 01 - Przeobrażenie.pdf

(1416 KB) Pobierz
Przeobrażenie
Carol Berg
Przeobrażenie
(Transformation)
Trylogia Rai-Kirah 1
Matce, dzięki której poznałam, czym są książki, i Pete’owi, który nauczył mnie sięgać wyżej.
Lindzie, która podpowiedziała mi, że pierwszym i najważniejszym krokiem jest zapisywanie
słów na papierze, i która wysłuchiwała mnie i zadawała wnikliwe pytania podczas niezliczonych
spotkań, sprawiając, że Seyonne i Aleksander, Seri, Aidan, Dante, Will i cała reszta mi się
objawili.
346227320.001.png
Rozdział 1
Ezzariańscy prorocy powiadają, że bogowie toczą bitwy w duszach ludzi, a jeśli bóstwom nie
podoba się ich pole walki, kształtują je zgodnie ze swoją wolą. Wierzę w to. Widziałem walkę
i przemianę, która mogła być jedynie dziełem bogów. Nie chodziło tu o moją własną duszę –
chwała niech będzie Verdonne, Valdisowi i każdemu innemu bogu, który mógłby usłyszeć tę
historię – jednak i ja nie pozostałem niezmieniony.
Książę krwi Aleksander, palatyn Azhakstanu i Suzainu, kapłan Athosa, suzeren Basranu,
Thryce i Manganaru, dziedzic Lwiego Tronu Cesarstwa Derzhich, był najprawdopodobniej
najbardziej grubiańskim, podłym, małodusznym i aroganckim młodzieńcem, jaki jeździł po
pustyniach Azhakstanu. Oceniłem go tak już przy pierwszym naszym spotkaniu, choć ktoś
mógłby powiedzieć, że byłem uprzedzony. Kiedy stoi się nago na podwyższeniu na targu
niewolników, na wietrze tak zimnym, że zmroziłby nawet tyłek demona, nie ma się najlepszej
opinii o kimkolwiek.
Książę Aleksander odziedziczył inteligencję i siłę królewskiego rodu, który od pięciuset lat
rządził rozrastającym się imperium i był na tyle bystry, by nie osłabiać się przez wewnętrzne
małżeństwa czy rodowe waśnie. Starsi arystokraci Derzhich i ich żony gardzili jego arogancją,
jednocześnie podsuwając mu pod nos swoje zdatne do małżeństwa córki. Młodsza szlachta,
której wzorem cnót wszelakich nikt by nie nazwał, uważała go za wybornego towarzysza, gdyż
pozwalał im dzielić różnorodne rozrywki. Ich zdanie często się jednak zmieniało, gdy w jakiś
sposób narazili się kapryśnemu i skłonnemu do irytacji księciu. Dowódcy wojskowi Derzhich
uznawali go za dobrego wojownika, jak wymagało tego jego dziedzictwo, choć wedle plotek
ciągnęli między sobą losy, a przegrany musiał służyć gwałtownemu i upartemu księciu jako
doradca wojskowy. Pospólstwo oczywiście nie miało prawa wyrażać opinii w tej kwestii.
Podobnie niewolnicy.
– Mówisz, że ten potrafi czytać i pisać? – spytał książę suzaińskiego handlarza niewolników
po tym, jak już zajrzał mi w zęby i dźgnął kilka razy mięśnie moich ud i ramion. – Słyszałem, że
tylko Ezzarianki uczą się czytać, i to jedynie po to, by odczytywać przepisy na eliksiry i zaklęcia.
Nie wiedziałem, że mężczyznom też wolno. – Stukając szpicrutą w moje genitalia, pochylił się
w stronę towarzyszy i wyraził jedną z dowcipnych opinii na temat kastrowania ezzariańskich
niewolników. – Zupełnie niepotrzebne. Kiedy mężczyzna rodzi się w Ezzarii, natura sama się
tym zajmuje.
– Tak, panie, umie czytać i pisać – odpowiedział uniżenie Suzaińczyk. Gdy tak bełkotał,
grzechotały paciorki w jego brodzie. – Ten posiada wiele zalet, które zapewne by wam
odpowiadały. Jest cywilizowany i dobrze wychowany jak na barbarzyńcę. Może zajmować się
rachunkami, usługiwać przy stole albo ciężko pracować, wedle życzenia.
– Ale przeszedł rytuały? Nie ma w głowie żadnych czarodziejskich bzdur?
– Żadnych. Był w służbie od chwili podboju. Powiedziałbym, że przeszedł przez rytuały
pierwszego dnia. Gildia zawsze upewnia się co do Ezzarian. Nie zostały w nim żadne czary.
Rzeczywiście. Zupełnie nic. Nadal oddychałem. Krew wciąż płynęła w moich żyłach. I tylko
tyle.
Znów szturchanie i obmacywanie.
– Dobrze by było mieć domowego niewolnika choć z pozorami inteligencji... nawet
barbarzyńskiej.
Kupiec spojrzał na mnie ostrzegawczo, ale niewolnik szybko uczy się wybierać te punkty
honoru, za które skłonny jest cierpieć. Z upływem lat służby jest ich coraz mniej. Byłem
niewolnikiem od szesnastu lat, prawie połowę życia. Zwykłe słowa nie mogły mnie rozzłościć.
– A to co? – Próbowałem nie podskoczyć, gdy szpicruta dotknęła ran na moich plecach. –
Powiedziałeś przecież, że jest dobrze wychowany. Skąd te blizny, jeśli jest taki cnotliwy?
I czemu jego właściciel się go pozbył?
– Mam dokumenty, wasza wysokość, w których baron Harkhesian przysięga, że ten człowiek
jest najlepszym i najbardziej posłusznym niewolnikiem, jakiego znał, i wylicza wszystkie
wymienione przeze mnie umiejętności. Pozbywa się go, żeby załatwić pewne kwestie finansowe,
i twierdzi, że te blizny to pomyłka i nie powinny świadczyć przeciwko niewolnikowi. Nie
rozumiem tego, ale tu, na dokumentach, widnieje pieczęć barona.
Oczywiście, że handlarz niewolników nie rozumiał. Stary baron, któremu służyłem przez
ostatnie dwa lata, wiedział, że umiera, i uznał, że woli mnie sprzedać, niż pozwolić, bym stał się
własnością jego jedynej córki – kobiety, która znajdowała niezwykłą przyjemność w dręczeniu
tych, których nie mogła zmusić, by ją pokochali. Decydowanie, kogo pokocham, było jednym
z moich ostatnich punktów honoru. Bez wątpienia w swoim czasie przestanie nim być, razem
z innymi.
– Jeśli ci, panie, nie odpowiada, może któryś z pozostałych... – Handlarz spojrzał
niespokojnie na otoczoną płotem zagrodę i dziesięciu nerwowych widzów. Jak długo książę był
mną zainteresowany, nikt nie ważył się licytować, a przy tak paskudnej pogodzie nie było wcale
pewne, że ktokolwiek zaczeka, by kupić jednego z pozostałych czterech nieszczęśników,
skulonych w rogu ogrodzenia.
– Dwadzieścia zenarów. Dostarczcie go do mojego nadzorcy. Handlarz niewolników był
przerażony.
– Ależ, wasza wysokość, jest wart co najmniej sześćdziesiąt. Książę spojrzał na handlarza,
a minę miał taką, że każdy rozsądny człowiek już sprawdzałby, czy w jego plecach przypadkiem
nie tkwi sztylet.
– Obniżyłem cenę o pięćdziesiąt, ponieważ jest uszkodzony. Przez te blizny na plecach będę
mu musiał dawać lepsze ubranie. Ale proponuję ci dziesięć więcej, bo umie czytać i pisać. Czyż
to nie sprawiedliwe?
Handlarz niewolników już pojął swoją porażkę – i ocenił niebezpieczeństwo – więc tylko
ukląkł.
– Oczywiście, wasza wysokość. Jak zawsze jesteś mądry i sprawiedliwy. – Czułem, że
handlarz niewolników ma w zanadrzu bardzo nieprzyjemną niespodziankę dla tego swojego
przyjaciela, który w dobrej wierze poinformował księcia, że na sprzedaż wystawiono niewolnika
umiejącego czytać i pisać.
Książę przybył w towarzystwie dwóch innych młodych mężczyzn. Ci dwaj byli odziani
niczym jaskrawe ptaki, w kolorowe jedwabie i satynę, a przepasali się złotymi pasami. Obaj
nosili sztylety i miecze tak finezyjnie wykute i zdobione klejnotami, że przez to zupełnie
bezużyteczne. Sądząc po ich zniewieściałym wyglądzie i blisko osadzonych oczach,
zastanawiałem się, czy w ogóle wiedzieli, jak się posługiwać bronią. Sam książę, smukły
i długonogi, miał na sobie koszulę bez rękawów z białego jedwabiu, ciemnobrązowe bryczesy
z jeleniej skóry, wysokie buty i biały płaszcz, z pewnością z futra srebrnego makharskiego
niedźwiedzia – najdelikatniejszego i najrzadszego futra na świecie. Rude włosy splótł w warkocz
po prawej stronie głowy – warkocz wojowników Derzhich – i nie nosił wielu ozdób: złote
naramienniki i złoty kolczyk z diamentem, który najprawdopodobniej był wart więcej niż
wszystkie błyskotki jego towarzyszy razem wzięte.
Książę klepnął w ramię jednego z wykwintnie odzianych towarzyszy.
– Zapłać mu, Vanye. A może i zaprowadź tego tu na miejsce? Pomijając blizny, jest o wiele
przystojniejszy od ciebie. Będzie dobrze wyglądać w moich komnatach, nie sądzisz?
Dziobaty młodzieniec odziany w niebieską satynę opuścił cofniętą szczękę w wyrazie
niedowierzania. I nic dziwnego. Jednym zdaniem książę na zawsze wygnał lorda Vanye ze
społeczności Derzhich. Nie chodziło tu o upokarzającą uwagę na temat jego wyglądu, lecz o to,
że uznał go za nadzorcę niewolników – zawód plasujący się tylko nieco wyżej nad tymi, którzy
zajmują się ciałami zmarłych przed spaleniem, a pod tymi, którzy obdzierają zwierzęta ze skóry.
Gdy książę się odwrócił i wyszedł przez bramę, pozbawiony brody mężczyzna wyjął sakiewkę
i rzucił monety pod nogi handlarza niewolników, z miną, jakby właśnie zjadł niedojrzały owoc
dakh. Było zadziwiające, jak sprawnie, w ciągu zaledwie pięciu minut, książę Aleksander
zniszczył przyjaciela, obraził szacownego kupca i oszukał wpływowego barona.
Ja, jak to niewolnicy, nie patrzyłem w przyszłość dalej niż na godzinę naprzód. Nie groziło
mi już spędzenie całego dnia nago na targu niewolników w tej paskudniej pogodzie, za to niemal
natychmiast czekało mnie ubranie i schronienie. Nie był to mój najgorszy dzień na targu
niewolników.
Jak to się jednak często zdarzało w ciągu ostatnich miesięcy, miałem zebrać owoce
Zgłoś jeśli naruszono regulamin