Czas na Miłość
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ciemne włosy dziewczyny zafalowały w ruchu, zalśniły
w blasku flesza. Modelka, co chwilę zmieniając pozycję,
wystawiała śliczną buzię do obiektywu.
- Super, Bella. Jeszcze jedno ujęcie. Teraz lekko wydmij
usta. Reklamujemy szminki - przypomniał Emmett
MacCartney. Cykał zdjęcie za zdjęciem. - Fantastycznie -
oświadczył z satysfakcją, podnosząc się i prostując. - Na
dziś wystarczy.
Bella Swan z westchnieniem ulgi wyciągnęła ręce
nad siebie.
- Bogu dzięki. Jestem całkiem padnięta. Marzę tylko, by
dotrzeć do domu i wyciągnąć się w wannie z gorącą wodą.
- Kotku, pomyśl o tych milionach dolarów, jakie dzięki
twoim zdjęciom zarobią na szminkach. - Emmett zgasił
światła. On też powoli się odprężał.
- Nieźle mieszają ludziom w głowach.
- Cóż, tak to jest - rzucił z roztargnieniem. - Jutro
robimy zdjęcia do reklamy szamponu, więc zadbaj o włosy.
Mają być piękne i lśniące. Och, prawie zapomniałem!
- Odwrócił się i popatrzył na nią. - Rano mam ważne
spotkanie, więc przyślę kogoś na zastępstwo.
Bella uśmiechnęła się pobłażliwie. Od trzech lat działała
w branży, a Emmett był jej ulubionym fotografem. Znał się na
swoim fachu, potrafił doskonale operować światłem, uchwycić
nastrój. Fotografowanie pochłaniało go bez reszty, w innych
dziedzinach życia był bezradny jak dziecko.
- Co to za spotkanie? - zapytała.
- Nie mówiłem ci? - zdziwił się, widząc jej minę. -
O dziesiątej rano jestem umówiony z Edwardem Cullenem.
- Z tym Edwardem Cullenem? - zapytała, nie kryjąc
zdumienia. - Nie wiedziałam, że właściciel „Mode" spotyka
się ze zwykłymi śmiertelnikami.
- Widać uczynił wyjątek - zareplikował Emmett. - Jego
sekretarka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że jej szef
ma pewien pomysł, który chciałby ze mną omówić.
- Życzę szczęścia. Z tego, co o nim słyszałam, to facet,
który dobrze wie, czego chce. I potrafi postawić na swoim.
- Inaczej nigdy by nie doszedł do tego, kim jest dzisiaj.
- Emmett wzruszył ramionami. - Jego ojciec założył „Mode"
i zbił na tym fortunę, ale Edward Cullen powiększył ją
w dwójnasób. Jest świetnym biznesmenem i doskonale
zna się na fotografii.
- Tobie wystarczy, by ktoś miał mgliste pojęcie o aparatach,
a już jesteś kupiony - roześmiała się Bella. - Ale
ja trzymam się z daleka od takich typów. - Wzdrygnęła
się lekko. - Tacy ludzie mnie przerażają.
- Bella, ciebie nic nie jest w stanie przerazić. - Z dobrotliwą
miną popatrzył na wysoką, wiotką dziewczynę.
- Przyślę kogoś na poranną sesję - dorzucił.
Wyszła na ulicę, złapała taksówkę. Trzy lata w Nowym
Jorku zrobiły swoje. Oswoiła się z wielkomiejskim życiem.
Nie była już tą dziewczyną z niewielkiej kansaskiej
farmy onieśmieloną zetknięciem z metropolią.
Miała dwadzieścia jeden lat, gdy postanowiła spróbować
szczęścia jako modelka. Na początku szło jak po
grudzie, ale nie poddawała się. Krążyła od agencji do
agencji, łapiąc każdą pracę, jaka się nadarzyła.
Pierwszy rok był trudny, ale powoli wyrabiała sobie
markę. Po jakimś czasie rozpoczęła współpracę z Emmettm
i od tego momentu jej kariera nabrała rozpędu. Za tym
poszły pieniądze. Mogła wynieść się z ciasnego mieszkanka
na drugim piętrze i zamieszkać w wygodnym apartamencie
w wieżowcu obok Central Parku.
Stała się sławną, wręcz rozchwytywaną modelką, odniosła
sukces, jednak nie przewróciło jej się w głowie. Nie
marzyła o sławie i życiu w blasku fleszy. Praca modelki
była dla niej sposobem uzyskania środków do życia. Miała
brązowe włosy, regularne rysy, duże brązowe oczy
w ciemnej oprawie przyjemnie kontrastujące ze złocistą
karnacją. Do tego pełne, ładnie zarysowane usta i piękny
uśmiech. W zależności od potrzeb potrafiła upozować się
na kobietę elegancką i wyrafinowaną, mocno stojącą na
ziemi, zmysłową i uwodzicielską. To przeobrażanie się
przychodziło jej bez trudu.
Ledwie weszła do domu, zrzuciła buty. Miło poczuć
pod bosymi stopami mięciutką, puszystą wykładzinę. Dziś
już nic nie miała w planie. Mogła spokojnie się odprężyć,
zjeść lekki posiłek i przez kilka godzin nic nie robić.
Wzięła prysznic, otuliła się niebieskim szlafrokiem
i poszła do kuchni przyrządzić sobie kolację. Zupa i krakersy.
Nic więcej. Zadzwonił dzwonek u drzwi.
- Cześć, Alice - uśmiechnęła się do sąsiadki. - Masz
ochotę na kolację?
Alice Brandon z niesmakiem skrzywiła nos.
- Wolałabym przytyć parę kilo, niż głodzić się jak ty.
- Gdybym nie uważała, to szybko musiałabyś mnie
zatrudnić w swojej firmie. A właśnie, co tam słychać u tego
młodego prawnika?
- Jasper nawet nie ma pojęcia o moim istnieniu. - Alice
z westchnieniem opadła na kanapę. - Zaczynam tracić
nadzieję. Skończy się tym, że przestanę nad sobą panować
i rzucę się na niego.
- Nie, to by było w złym stylu - uznała Bella. -
A gdyby tak się potknął, przechodząc obok twojego biurka
- podsunęła. - Mogłabyś to zaaranżować.
- Chyba tak właśnie zrobię.
Bella uśmiechnęła się, usiadła, wyciągnęła bose stopy
na niskim stoliku. - Słyszałaś kiedyś o Edwardzie Cullenie?
- Też pytanie! Każdy o nim słyszał. Milioner, niesamowicie
atrakcyjny, tajemniczy, błyskotliwy biznesmen,
który nadal kieruje się zasadami. Dlaczego pytasz?
- Sama nie wiem. - Bella wzruszyła ramionami. -
Emmett ma z nim spotkanie jutro rano.
- Oko w oko?
- Uhm. - Przestała się uśmiechać, popatrzyła na Alice.
- Wprawdzie nie raz i nie dwa pracowaliśmy dla jego
magazynów, jednak nie mieści mi się w głowie, że pan
Cullen chce się osobiście spotkać ze zwykłym fotografem,
choćby najlepszym. Podobno jest doskonałą partią,
tak przynajmniej oceniają plotkarskie gazety. - Zmarszczyła
brwi. - To dziwne, ale nie znam nikogo, kto zetknął
się z nim bezpośrednio. Jest jak mityczny bóg siedzący na
Olimpie i stamtąd zarządzający swoim imperium.
- Może Emmett coś o nim opowie - zastanowiła się Alice.
- Emmett? Co ty! On widzi tylko to, co fotografuje.
Dochodziło wpół do dziesiątej, gdy Bella dotarła do
studia Emmetta. Otworzyła drzwi swoim kluczem. Była
gotowa do zdjęć. Świeżo umyte włosy lśniły i układały się
w miękkie fale. Umalowała się w pokoiku na zapleczu i za
piętnaście dziesiąta włączyła światła do zdjęć studyjnych.
Minuty mijały, lecz nikt nie przychodził. Zaczęło kiełkować
w niej nieprzyjemne podejrzenie, że Emmett zapomniał
załatwić zastępstwo. Była prawie dziesiąta, gdy drzwi się
otworzyły. Krążąca po studio Bella odwróciła się. Na
progu stał nieznajomy mężczyzna.
- W samą porę - zaczęła bez wstępu, pokrywając
uśmiechem złość. - Spóźnił się pan.
- Spóźniłem się? - zdziwił się.
Obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Wyjątkowo przystojny.
Gęste miedziane włosy sięgające kołnierzyka szarego
polo, duże zielone oczy, usta wygięte w lekkim uśmiechu.
Twarz ozłocona opalenizną. Było w niej coś zagadkowo
znajomego.
- Chyba jeszcze nie pracowaliśmy razem? - zapytała,
podnosząc wzrok, by popatrzeć mu prosto w oczy.
- Czy to ważne?
Odwróciła się, poprawiła podwinięty rękaw bluzki.
- No to bierzmy się do roboty - rzuciła. - Gdzie pana
sprzęt? - zapytała. - Będzie pan używać aparatu Emmetta?
- Tak myślę. - Nadal stał, wpatrując się w nią zuchwale.
Jego zachowanie zaczynało ją irytować.
- Zaczynajmy, szkoda dnia. Straciłam już dobre pół
godziny, czekając na pana.
- Przepraszam. - Uśmiechnął się i ten jego uśmiech
natychmiast go odmienił. - Do czego mają być te zdjęcia?
- zapytał, oglądając sprzęt Emmetta.
- Boże, Emmett tego też nie powiedział? - Potrząsnęła głową,
po raz pierwszy się uśmiechnęła. - Emmett jest wspaniałym
fotografem, ale nie stąpa po ziemi. - Teatralnym gestem
podciągnęła w górę pasmo lśniących włosów, potrząsnęła
głową. - Doskonale czyste, pełne blasku, uwodzicielskie -
powiedziała przesłodzonym tonem charakterystycznym dla
reklamówek. - Dziś sprzedajemy szampon.
- W porządku - odparł krótko i zaczął wprawnie rozstawiać
sprzęt. Zawodowiec, skonstatowała i odetchnęła
lżej. Przy tym nieznajomym czuła się dziwnie spięta. -
A tak przy okazji, to gdzie jest Emmett? - nieoczekiwane
pytanie wybiło ją z rozmyślań.
- Jak to? Nic nie powiedział? To cały on. - Stanęła
przed obiektywem i zaczęła pozować do zdjęć. Brązowe
włosy falowały, opadały gęstą, jedwabistą kaskadą.
Fotograf pstrykał bez końca, błyskawicznie zmieniając
ujęcia. - Był umówiony na spotkanie z Edwardem Cullenem.
Jeśli o tym zapomniał, to niech Bóg ma go w swojej
opiece. Emmett przepadł z kretesem.
- Cullen jest taki straszny? - z rozbawieniem zapytał
fotograf.
- Tak przypuszczam. - Uniosła włosy nad głowę, odczekała
chwilę i puściła je swobodnie. Ciemne loki opadły
na ramiona. - Podejrzewam, że tacy bezkompromisowi
biznesmeni jak pan Cullen nie stosują taryfy ulgowej dla
roztargnionych fotografów czy innych dziwaków.
- Zna go pani?
- Ależ skąd! - roześmiała się w głos. -I raczej mi to
nie grozi. Za wysokie progi. Pan się z nim zetknął?
- Nie całkiem.
- Nie znamy go, ale wszyscy od czasu do czasu
dla niego pracujemy. Zastanawiam się, ile razy moje
zdjęcia były w jego pismach. - Napotkała utkwione
w nią spojrzenie szarych oczu i skinęła głową. - Mnóstwo
- oświadczyła. - Ale nigdy nie poznałam naszego
cezara.
- Cezara?
- A jak inaczej określić kogoś, kto jest na szczytach
władzy? - zrobiła dramatyczny gest dłonią. - Podobno
swoje pisma traktuje jak imperium.
- To coś złego?
- Nie. - Z uśmiechem wzruszyła ramionami. - Po prostu
takie grube ryby mnie onieśmielają.
- Czy to nie nadmierna skromność? Zdjęcia mówią
zupełnie coś innego. - Tym razem to ona się zdziwiła.
- Dzięki tym fotkom sprzedadzą się całe beczki szamponu.
- Odłożył aparat, popatrzył jej prosto w oczy. - Myślę,
że wystarczy. Mamy, co trzeba, Bello.
Odetchnęła, opuściła ręce i z zainteresowaniem popatrzyła
na fotografa.
- Poznaliśmy się wcześniej? Przepraszam, ale jakoś nie
mogę sobie przypomnieć. Pracowaliśmy kiedyś razem?
- Zdjęcia Belli Swan są wszędzie, a wyszukiwanie
pięknych twarzy to mój zawód. - Mówił spokojnie, oczy
mu się śmiały.
- Cóż, ma pan nade mną przewagę, panie...?
- Cullen. Edward Cullen. - Sfotografował jej zaskoczoną minę.
- Wystarczy, można zamknąć buzię. - Uśmiechnął
się szerzej, widząc, jak posłusznie wykonała polecenie.
Teraz go poznała. Tyle razy widziała jego zdjęcie w gazetach
i wydawanych przez niego pismach. Jak mogła go
nie rozpoznać? Zrobiła z siebie kretynkę. Złość, jaka
w niej wezbrała, przeniosła się i na niego.
- Dlaczego pozwolił mi pan tak paplać? - wybuchła, piorunując
go wzrokiem. - Nie powinien pan robić tych zdjęć.
- Ja jedynie wykonywałem polecenia. - Jego poważny
ton i chmurna mina tylko spotęgowały jej gniew.
- Niepotrzebnie! Powinien pan powiedzieć, kim pan
jest! - Ledwie panowała nad sobą.
Nieznajomy tylko się uśmiechnął.
- Nie byłem pytany.
Nie zdążyła zareplikować, bo drzwi otworzyły się i na
progu pojawił się wyraźnie zdenerwowany Emmett.
- Panie Cullen - zaczął, idąc w ich stronę. - Bardzo
pana przepraszam, że tak wyszło. Wydawało mi się, że
mam się stawić w pana biurze. - Przesunął palcami po
włosach. - Sam nie wiem, jak to się stało... Przepraszam,
że musiał pan czekać.
- Nie ma o czym mówić. Ta godzinka upłynęła bardzo
przyjemnie.
- Och, Bella! -Emmett dopiero teraz zdał sobie sprawę
z obecności dziewczyny. - Boże, chyba znowu o czymś
zapomniałem. Słuchaj, te zdjęcia przełożymy na później.
- Nie będzie takiej potrzeby. - Cullen podał mu aparat.
- Już są gotowe.
- Pan zrobił zdjęcia? - Emmett przeniósł wzrok z aparatu
na rozmówcę.
- Bella nie chciała tracić czasu. - Uśmiechnął się i dodał:
- Mam nadzieję, że okażą się wystarczająco dobre.
- Ależ panie Cullen! - z szacunkiem zaoponował
Emmett. - Co do tego nie ma dwóch zdań. Pan jest mistrzem
obiektywu.
Marzyła tylko o tym, by natychmiast zapaść się pod
ziemię. Ale się popisała! Jeszcze nigdy w życiu nie czuła
się tak fatalnie. Jak mógł podszywać się pod fotografa! Na
...
renata656