Rozdział 1-.rtf

(6 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 1

STRACH

Byłam przerażona. Na polanę wchodziły te czarne postacie, stuknięte wampiry w pelerynach, które jak się domyślałam, przyszły po mnie. Byłam jedyną ocaloną z całej armi Victorii. Armia! Jak to brzmi. Nawet nie wiem dokładnie o co miałam walczyć, poza tym nie weszłam na polę bitwy by prać się z tymi żółtookimi, tylko by znaleźć Diega, którego już nie było. Riley mnie oszukał. A myślałam, że mogę mu zaufać. Niestety nie miałam możliwości powiedzieć mu tego wprost, bo właśnie palił się razem z Victorią na stosie. Nieżyli. Co więc ze mną będzie? Czy wrócę do Freda, który na czekał na mnie i na Diega? A może żółtoocy go odnaleźli i zabili? Byłam zupełnie zagubiona i zdezorientowana. Teraz czułam, że mój los zależy od mrocznych wampirów, którzy już się znajdowali zaledwie parę metrów od nas. Zdjęli swoje wielkie kaptury z głów. Na przodzie znajdowała się mała blondyneczka z pozoru niegroźna. Była to ta sama, która ostrzegała Victorię i Rileya parę dni przed bitwą. Wokół niej stały jeszcze inne wampiry.

- Imponujące- zaczęła- nigby nie widziałam by jakikolwiek klan oparł się takiemu naporowi wrogów- mówiła z podniesioną brodą

- Szczęśliwy traf- powiedział żółtooki blondyn, który jak się domyśliłam był "szefem" tej rodziny

- Wątpię- odpowiedziała

- Zdaję się, że ominęła nas ciekawa walka- stwierdził jeden z towarzyszy

- Tak... Nie często nasza interwencja okazuje się zbędna- stwierdziła unosząc jedną brew

- Wystarczyło zjawić się pół godzinę wcześniej- wybił się wampir o kasztanowej burzy włosów, obok którego stał człowiek.

Człowiek, który tak przepięknie pachniał! Miałam ochotę rzucić się na tą dziewczynę i wyssać z niej całą krew, aż do ostatniej kropli. Jej skóra wydawała się być taka cienka... widziałam jak pulsuje jej krew w żyłach, słyszałam szybkie bicie serca. Musiała być równie zdenerwowana jak ja. Wpatrzyłam się w jej szyję i wyobraziłam sobie jakby to było gdybym tak się wbiła w to ciepłe miejsce.

Aż mnie ciarki przeszły, nie z powodu wyobrażeń smaku jej krwi, tylko wzroku jaki mi posłał ten wampir który trzymał ją w objęciach. To było coś w rodzaju informacji: "Tylko spróbuj się na nią rzucić to popamiętasz!". Nie rozumiem kim ona była, że tak ją chronili. Przecież to jest człowiek, a teraz gdy jestem wampirem to słowo nabrało dla mnie nowego znaczenia: to jest coś, czym można ugasić pragnienie.

Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, co sprawiło że jej serce jeszcze bardziej przyśpieszyło. Czyli mnie też się bała. Gdy tylko nasze oczy się spotkały, szybko je oderwała i bardziej wtuliła się w ramiona wampira. Oni byli parą? To wydawało się być śmieszne i niemożliwe!

- Jaka szkoda- kontynuowała przemądrzała czerwonooka dziewczyna, która nagle na mnie spojrzała- jedna się ostała- uśmiechnęła się zdradliwie

Nagle poczułam na sobie spojrzenia wielu wampirów. Tylko człowiek i ten obok się nie odwrócili. Cała zesztywniałam, nie wiedziałam jak się zachować.

-Ty tam!- warknęła - Jak masz na imię!

Nie czułam nic tylko strach. Po co mam jej odpowiadać skoro pewnie i tak nie zostawią mnie tu żywą i wrzucą do stosu?

To był błąd. Wampirzyca się uśmiechnęła i sprawiła, że poczułam ten sam ból który towarzyszył mi w dniu przemiany. Ogień znów wariował wewnątrz mojego ciała. Przeszywał mnie, aż do szpiku kości. Krzyczałam tak głośno, że nie słyszałam samej siebie.

- Kto was stworzył?- zapytała, a ogień zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki

- Nie wiem!- skłamałam- Riley nam nic nie mówił!- krzyknęłam resztkami sił

-Miała na imię Victoria- powiedział ten z burzą kasztanowych włosów

-Victoria? Nie znałam jej- tym razem to ona skłamała. Znów na mnie spojrzała. Na to ogarnął mnie strach, że znowu wywoła u mne ból- więc jest tylko jedna którą trzeba zlikwidować

Zlikwidować... Zaczęłam się przygotowywać na najgorsze. Wiedziałam, że mnie zabiją.

-Zaczekajcie- odezwała się partnerka głowy rodziny- ona nie wiedziała co robi!

- Droga Jane- odezwał się ten sam blondyn co poprzednio- możesz być pewna, że pod naszymi skrzydłami nie ujawni się przed ludźmi

Mała wampirzyca jeszcze wyżej podniosła podbródek.

- Ostrożności nigdy za wiele- zaczęła- zbyt wiele ryzykujemy zostawiając ją przy życiu

-Weźmiemy za nią odpowiedzialność- dodał troskliwie

-Jesteście gotowi skazać się na śmierć przez brak jej samokontroli?- zdziwiła się

-Nie dojdzie do ataku między ludźmi- zapewnił ją

Jane podniosła brew.

-Jak ma na imię?- spytała ponownie

Wszyscy na mnie spojrzeli pytającym wzrokiem. Nawet człowiek.

Aby uniknąć kolejnej dawki bólu, posłusznie jej odpowiedziałam:

- Bree...

-Słuchaj no!- krzyknęła do mnie- damy ci ostatnią szansę, ale zapamiętaj sobie: drugiej nie dostaniesz! Jeśli złamiesz reguły zginiesz jak ta armia.

-Dobrze- posłusznie się zgodziłam

Bez słowa założyli kaptury, odwrócili się i wrócili tą samą drogą, którą przyszli. Wpatrywałam się jak kontury ich czarnych peleryn stopniowo giną w gęstej mgle.

To było niemożliwe. Ja żyłam! Jednak zostawili mnie przy życiu. Teraz miałam zacząć zupełnie nowe życie i nauczyć się o świecie wampirów.Czułam, że mam jeszcze wiele przed sobą, ale najważniejsze było to, że najgorsze już za mną.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin