Maria Konopnicka - Banasiowa.txt

(15 KB) Pobierz
NR ID   : b00098
Tytu�   : Banasiowa
Autor   : Maria Konopnicka


Banasiowa

Niech�e i tobie b�dzie tutaj karta,
Staruszko moja, na kiju oparta.
Co� mnie tak zesz�a w�r�d ciszy i s�o�ca.
Bia�o�ci� swoj� ca�a srebrniej�ca,
Jak schodzi czasem z swojego ukrycia.
Prosta i m�dra w prostocie - my�l �ycia.

Po�udnie by�o ciche i gor�ce. Park �yczakowski we Lwowie zdawa� si� topnie� w powietrzu rozjarzonym, drgaj�cym od nat�enia promienistych blask�w.

W z�oto-zielonej sieci, spl�tanej z cienkich nitek siej�cego si� wskro� cienistej lipy s�o�ca, wisia� przede mn� nieruchomo prawie, i bez brz�ku, omdla�y r�j drobniuchnych muszek; nad niedalekim trawnikiem polatywa�y bia�e motyle kr�tkim, niskim lotem, zapadaj�c g��boko mi�dzy trawy; �wir b�yszcza� o�lepiaj�co na krzy�uj�cych si� wprost �awki �cie�kach, a silne, zmieszane wonie bi�y w powietrze jakby z kadzielnicy. Wszystko to przysz�o nagle po bardzo �wie�ym i pe�nym ro� rz�snych poranku, gdy s�o�ce, bia�e prawie, wytoczy�o si� wysoko jak kula, uderzaj�c ca�ym �arem w dysz�c� i spe�nia�a ziemi�. Park by� pusty. Ci, co tu bywaj� rankiem, ju� odeszli, ci, co szukaj� cienia i ch�odu, nie przyszli jeszcze. Nat�one gor�co zdawa�o si� wzmaga� w�r�d zupe�nej ciszy, a oddalone cykania konik�w polnych podobne by�y do lekkiego trzasku niewidzialnych, podsycaj�cych �ar po�udnia iskier.

Naraz us�ysza�am za sob� po�pieszny stukot kija. Obejrza�em si�. Ku �awce mojej sz�a drobnym, pospiesznym krokiem ma�a, mocno do ziemi przygi�ta staruszka. Bia�y jej czepiec ol�niewaj�co srebrzy� si� pod s�o�ce, r�wnie jak bia�a, skrzy�owana na grubym kaftanie chustka i taki� obszerny fartuch. Jedno jej rami� obci��one by�o koszem, drugie wyci�ga�o si� miarowo, stukaj�c niewielkim kijem, kt�ry nogom za podpor� s�u�y�, a i oczom pomaga� mo�e.

Daleko jeszcze by�a, kiedy ju� us�ysza�am jej oddech kr�tki i ci�ki. Widocznie �pieszy�a do �awki, by spocz�� i kosz na niej postawi�. Wysch�e jej nogi drepta�y z wielkim wysileniem, pl�cz�c si� coraz pr�dzej i krzywe stawiaj�c kroki; g�ow� mia�a tak schylon�, �em oblicza jej dojrze� nie mog�a. I ona te� zapewne nie widzia�a mnie wcale. Dopiero kiedy cie� m�j znalaz� si� tu� przed ni�, wstrzyma�a si� nagle, rozprostowa�a nieco i twarz podnios�a, ku mnie. Jaka to by�a sie� zmarszczek! �ycie, co prz�d�o nitki tej sieci, musia�o by� d�ugie, bardzo d�ugie; musia�o te� nie spoczywa� nigdy. Musia�o ono rankiem przy ogarku do pracy si� bra�, a ko�czy� j� p� �lepo, o pianiu p�nocnych kur�w. Musia�o na szare wrzeciono swoje wytarga� z tej piersi wszystkie w��kienka; musia�o ni� swoj� rwa�, pl�ta� i zn�w rwa�, i zn�w pl�ta�, nie wyg�adzaj�c w�z��w, tylko �piesz�c, �piesz�c, �piesz�c...

Sta�a tak chwilk�, jakby w zadziwieniu, mrugaj�c ma�ymi, szarymi oczkami, po czym zn�w si� ruszy�a, do �awki podesz�a i kosz, do po�owy nape�niony piernikami, o ni� opar�szy odetchn�a g��boko raz i drugi.

- Gor�co - przem�wi�am, aby co� powiedzie�.

- A da� Pan Jezus, da�! - odrzek�a ocieraj�c wysch�� r�k� pot z bladej jak op�atek twarzy. - Przyparek taki nadszed�, co strach!

- Si�dziecie mo�e troch�?

- I... co ta siada�, prosz� �aski pani! Tak si� aby zepr�. Starocie takiej to i sie��, i wsta� trudno. Zaraz co�ci w krzy�u trzeszczy...

- Ile� sobie lat liczycie?

- A c� ja ta mam je liczy�, prosz� �aski pani. Pan Jezus je tam beze mnie liczy... Zawsze� b�dzie tego z osiemdziesi�t chyba... osiemdziesi�t albo i wi�cej. Tak z pami�ci to trudno wszystko do kupy z�o�y�, ale �e w naszej parafii ludzie wiedz�... papiery na to s�...

- To�cie nietutejsi, matko?

- Co bym za�, prosz� �aski pani, tutejsza mia�a by�? Z Wadowic jestem, z miasteczka. A jak�e! Ino, �e teraz osoda si� tam zrobi�a i insze porz�dki s�. Ale zawsze mnie tam ludzie znaj�. Banasiowa, ta i Banasiowa. Ma�y, du�y o mnie wie, co i jak.

- I take�cie do Lwowa przyw�drowali?

- A gdzie by ja tam do Lwowa, prosz� �aski pani!Abo mnie to Lw�w co da, abo i pomo�e? To tam m�odym dobrze ubiega� po �wiecie i pod wiater dmucha�, ale nie na moje lata! Ino �e tu dzieci mam, niby c�rk�, co za go�dziarzem we fabryce je... A jak�e! To jak mnie ta �wi�ta ziemia zacz�a do siebie wo�a�, takem do nich na �mier� �ci�g�a. Zawsze� to u swoich l�ejsze umieranie. Nie daj Bo�e ci�kiego konania, to cho� s�omy na izbie roz�ciel� i tej duszyczce z grzesznego cia�a wyj�� dopomog�.

- I dobrze wam u dzieci?

- A c�? Dobrze. Staremu wsz�dzie dobrze, bo ju� od z�ego nie ubiega. Ino �e mi si� tak nie wyszykowa�o, jakem sobie umy�li�a.

- I z czym�e wam si� tak nie wyszykowa�o?

- Ano, niby z tym umieraniem, prosz� �aski pani. Tu na �mier� do dzieci �ci�g�am, a tu precz �yj�, taj �yj�. P�cherzynka si�, ot, taka widzi, co to dmuchn�� i tyla a tu takie twarde �ycie we mnie, co niech r�ka boska broni! Ze samego pocz�tku to tam kramu �adnego, chwali� Boga, nie by�o. Zameldowali mnie pi�knie, �adnie; bywa�o, zi�� na robot� do fabryki idzie, c�rka si� po stancji kr�ci, a ja wedle pieca si�d�, pierza sobie, com ta mia�a zebranego poduszczyn�, dr�, pacierz m�wi� i onej ostatniej godziny czekam. Czekam miesi�c, czekam dwa, nic. A� mnie co� przenika z tego czekania. Tak przychodzi raz w niedziel� str� i powiada: "A wy, Pietrze - niby, �e to zi�ciowi Pietr ze chrztu �wi�tego - matce kart�-pobyt szykujcie, kiedy u was siedzi". Tak zi�� si� zastanowi� i powiada: "A si�a� to tam tego?" Tak str� powiada: "A dwa z�ote przez kwarta�." Ano pocz�stowa� go zi�� tabak�, poszed�. Jak te� poszed�, tak m�wi� ja Pietrowi: "Na co mi, synku, ta karta-pobyt, kiedy ja tu na �mier� �ci�g�a, nie na �ycie? Ino we mnie tchu patrze�, bom strasznie md�a na wn�trzu". Tak c�rka si� odzywa: "Abo i prawda. Co si� ta b�dziesz kosztowa�, kiedy matce dzi� a jutro." Ano tak my si� wszyscy na jedno zm�wili i cicho, i dobrze. A uderza�y na mnie, prosz� �aski pani, takie s�abo�cie, takie poty �miertelne, �e to ka�da kosteczka trz�s�a si� we mnie jak ten li�� na wietrze, a przed oczami jakby kto sadze sypa�, taka czarno�� sz�a. A drugi raz to jak mnie zacz�o w krzyzie �ama�, to �eby tam troiste zorze na niebie stan�y, toby cz�owiek do nich g�owy nie wzm�g� d�wign��. Wi�c takem sobie na rozum bra�a, �e to ta nied�ugie rzeczy ze mn�. Ale co ta grzeszny cz�owiek mo�e wiedzie�. Zeszed� kwarta�, zeszed� drugi, nic, precz �yj�. Licho co zjem, na ziemi pod piecem si� prze�pi� i �yj�. A jak�e! A� mi dziwno. Czy te� tam Pan Jezus - my�l� ja sobie - n�k� swoj� przenaj�wi�tsz� moj� liczb� przest�pi�, czy co? Tak raz wraca zi�� z roboty, a tu,za nim str� we drzwi. "B�jcie si� Boga, Pietrze - powiada - c� z t� wasz� matk�? Na �mier�, m�wicie, �ci�g�a a tu ju� trzeci kwarta� �yj�ca je i karty-pobyt nie p�aci. Ju� na drugie tyla kary narosn�o. Insze lokatory to tam same za siebie my�l�, ale wedle suteryn to mnie naczelnik przykaza� za tym patrze�. �eby si� tak dowiedzia�, toby i mnie, i wam by�a bieda. R�bcie� jaki porz�dek z tym interesem, albo w t� stron�, albo w t� stron�, bo to ju� tego wi�cej ni� dziesi�� z�otych b�dzie." Tak si� Piotr zafrasowa�, czapk� na st� cisn�� i jak stan�� na po�rodku izby, tak stoi i w g�ow� si� drapie. A c�rka si� zara zapali�a na twarzy i powiada: "Matka te� to, Bo�e odpu��, nie wiedzie� po jakiemu si� wyrachowa�a! Na umieranie �ci�g�a, a tu umieranie - gdzie! Drugi cz�owiek to i na staro�� rozumu nie ma. Gdzie tu tera wali� dziesi�� z�otych, a jeszcze nie koniec!" Tak Pietr na ni�: "Cichoj, Franka, nie mamrocz, nie wiesz jeszcze sama do siebie, na co ci przyjdzie", �e to mi�osiernego serca, prosz� �aski pani, by�, muchy by nie zabi�. A jak�e! Ano rada w rad� da� zi�� str�owi dwadzie�cia i trzy grosze, �eby ta jako zachrania�, aby do czasu, aby do czasu, �e to niby co drzwi skrzypn�, to �mierci patrze�. Jak mu te� te dwadzie�cia i trzy grosze da�, tam mnie ino pod sercem �cis�o. C�rka si� te� z�o�ci� zaj�a, garnek cisn�a pod st�, ma�o si� nie rozlecia�, ale �e ju� nic nie m�wi�a. A co to, to nie ma dziwu! Tera tyle pieni�dzy wal, tera wyk�ad taki... I �eby to cz�owiek za to zjad� albo wypi�, ale tak po pr�nicy...

Odetchn�a g��boko i otar�a pot kroplisty z czo�a.

- �y�ki strawy �a�owa�, to mi nie �a�owali, Pan B�g by mnie skara�, gdybym m�wi�a inaczej. Co prawda, to ta cz�owiek niewiele ich tym jad�em skrzywdzi�. Pochlipa� ta par� �y�ek, co w misce osta�o, i ju�. A co? Takiej ta grochowinie to i niepi�knie m�odych objada�. Ka�de lata maj� sw�j porz�dek. Staremu, to ta zar�wno, cho� i przymrze z g�odu, bo i tak si� do roboty nie porwie, a m�ody stan�� musi na ka�dy czas we swoim obowi�zku. Nie sk�pili mi ta nigdy ani zi��, ani c�rka; ale taka utrata...

Przesta�a m�wi� i chwia�a g�ow� siw�.

- No i c� dalej?

- Ano co! Przysz�a druga zima i nic. Str�owi si� ta podetk�o co nieco i cicho. A mnie ino precz jedno w g�owie, �e mi si� tak nie wyszykowa�o, jak ja sobie my�la�am. Ludzkie pomy�lenie, g�upich pocieszenie... P�kim jeszcze pierza nie zdar�a, to co mi si� wspomni, to sobie m�wi�: "Niech ta! niech im ta cho� poduszczyna po mnie ostanie"; ale jakem pierze zdar�a...

A� tu mnie na zezimek zn�w po ko�ciach �ama� zacz�o, kaszel mi si� te� przypl�ta�, dychawica jaka�... "Franka! - m�wi� do c�rki - ju� tera b�dzie koniec, bo i tchn�� za kaszlem nie mog�." A c�rka: "Co ta matce b�dzie! Kaszel nie kaszel, jak by kijem. za psem ciska�." �e to j� serce gryz�o o to podtykanie str�owi, prosz� �aski pani... Tak, nie wymawiaj�c Panu Jezusowi, zacz�am ja dwa dni suszy� do Przemienienia Pa�skiego. Bo ju� mnie i wstyd by�o przed lud�mi. W ca�ych suterynach wiedzieli, �em do dzieci umiera� �ci�gn�a, to co kto spojrzy na mnie, to si� dziwuje... A jak�e! Z pocz�tku to mi ta zi�� nie da� suszy�. "Co ta matce po tym - powiada - Pana Boga kusi�! Co ma przyj��, to i tak przyjdzie. Tera, na zezimek, najwi�cej starych umiera, to ta i bez suszenia na matk� trafi." Ale �em sobie przeperswadowa� nie da�a.

- I pomog�o?

- A pomog�o! Na trzeci tydzie� tom tak zes�ab�a, �em ju� stancji zamie�� nie mog�a, gdzie! ani wody prze�kn��. "...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin