Świadkowie Bożego Miłosierdzia 1.doc

(414 KB) Pobierz

I

PIERWSZE ROZMOWY Z MATKĄ, BARTKIEM I OJCEM LUDWIKIEM

 

 

Matka

 

XI—XII 1966 r.

 Jestem tu (przy tobie). Żyję pełnym życiem. Jestem szczęśliwa. Kocham cię, dziecinko moja. Pomogę ci zawsze, gdy będę mogła. Wzywaj mnie, gdy będzie ci ciężko —ja ci pomogę... i ojciec też. Moje dzieciątko, nie jesteś sama nigdy; zawsze pamiętaj o tym.

Błogosławieństwo moje daję ci. Będzie dobrze, będzie dobrze! Dożyjesz i zobaczysz. Ściskam cię. Twoja matka.

 Czy cierpiałaś w chwili śmierci? — zapytałam.

 Nic takiego nie było. To była radość.

 Kto był (przy tobie)?

 BÓG! Potem moi rodzice, (twój) ojciec i wszyscy, którzy kochali mnie. (...)

Nie czułam śmierci. To tak jak otwarcie oczu. Czułam radość ze spotkania z bliskimi. Byli przy mnie, cały tłum. Była radość...

 Czy widziałaś mnie?

Widziałam i martwiłam się, że nie mogę dać ci znać, jak mi dobrze.

Nie myśl o tym, co przeszło (okoliczności choroby, śmierci, pogrzebu). Wszystko jest tak, jak miało być. A teraz jesteś na nowej drodze życia. Cały czas czuwam nad tobą, nie opuszczę cię. (...)

Córeczko, żebyś ty wiedziała, jak bardzo Tam (w niebie) się kocha!

Córeczko, tak bardzo chcę, żebyś mi uwierzyła. Ja ci pomagam, jak mogę, nawet nie wiesz ile razy. Jestem szczęśliwa tak bezgranicznie, jak to nie mogło być na ziemi.

(...)

 

Nikt tu nie jest samotny.

 Kiedy umrę?

 Jak spełnisz to, co masz do zrobienia. Nie wcześniej.

 

Ojciec jest tu ze mną

 

Mówi Ojciec.

 Jestem twoim ojcem nadal. Musisz uwierzyć, że to nie ty sama „zmyślasz" (tak pomyślałam) — to my mówimy do ciebie. Kochaj nas, myśl o nas, wzywaj nas. Bądź, kochanie, dobra; staraj się być dobra, to cię zbliży do nas. (...) Nie schodź ze swojej drogi. Dobrze idziesz. Daj sobą kierować...

 

26 XII 1966 r. Boże Narodzenie

Spytałam Mamę, czego mogę jej życzyć.

 To ja ci życzę wypełnienia twojego przeznaczenia (planów Bożych względem ciebie). Ja niczego nie potrzebuję. Wszystko jest już spełnione i nie mogę pragnąć więcej — bo rzeczywistość jest bez porównania doskonalsza i wspanialsza niż wszystko, co wymarzyłam sobie. (...)

Zostawiam ci moje błogosławieństwo na nadchodzący rok i obiecuję ci pomoc.

Myśl o nas i wzywaj nas. My cię kochamy, więc pragniemy, żebyś się do nas zwracała.

 

28 II 967 r.

Zapytałam Matkę:

 Czy wszystko możesz zobaczyć?

 Tak, ale inaczej. Tu się widzi istotną treść rzeczy, jej „promieniowanie" (oddziaływanie), sam rdzeń danej rzeczy czy sprawy.

 Czy ludzi się widzi?

 Tak i nie. Ludzi widzę jak dawniej, ale jednocześnie i ich wnętrze: ich stan i ich uczucia.

 Czy i myśli?

 Nie.

 A moje?

 Z tobą rozmawiam.

 Czy wszyscy by tak mogli rozmawiać?

 Nie, to jest specjalna łaska dla mnie, że mogę mówić z tobą.

 Czy prosiłaś o to?

 Tak, ogromnie.

 Czy to będzie trwało?

 Tak, pozostanie, o ile ty będziesz tego chciała.

 

9 II 1967 r.

 Mamo, powiedz mi, jak dojść do Chrystusa. Jaką drogą? Co robić? Czego On sobie ode mnie życzy?

 Córeczko, to pytanie jest tak doniosłe, że nie mogę odpowiedzieć ci na nie sama. Muszę się poradzić tych, którzy cię znają lepiej niż ja.

Tylko ty możesz dojść do Jezusa. Bo On czeka na każdego z nas, ale my musimy sami chcieć dążyć i tylko my możemy wydobyć z siebie potrzebne siły. Możliwe jest dojście poprzez miłość do Niego i poprzez miłość Jego ku nam.

On i tylko On wie, co komu jest potrzebne i co dla kogo jest pożyteczne, i nikt nie może wchodzić pomiędzy Niego i ciebie. Zrozum, kochanie, że ja ze wszystkich sił chcę, abyś była tu z nami, ale jaką drogą masz iść, ja ci powiedzieć nie mogę. Ty sama musisz ją odnaleźć i wybrać.

Wszyscy szukaliśmy i nie ma innych praw, jak tylko samemu szukać i iść. Trzeba nie ustawać i kochać, ciągle kochać, bez załamań, bez ciągłego cofania i przerw — to jest najpewniejsza droga. Kochać, córeczko, we wszystkim i we wszystkich ludziach widzieć Go i kochać, i nie odrzucać nikogo i niczego, bo we wszystkim jest Jego miłość. Ale drogę właściwą może ci wskazać tylko On, a nikt z nas.

 Czego Jezus sobie ode mnie życzy?

Jednego na pewno: całkowitej miłości i chęci bycia z Nim. To ci mogę powiedzieć, ale nie mogę wskazać ci twojej drogi. Kochanie, ja naprawdę nie mogę wiedzieć, co dla twej najgłębszej istoty jest najważniejsze i najpotrzebniejsze — to jest Tajemnica — ale ponieważ bezgranicznie cię kocham, robię wszystko, abyś ze swej drogi nie odeszła — wstecz. Moja opieka i miłość będą przy tobie zawsze, ale ty i tylko ty opowiesz się za wyborem i nikt z nas nie może siłą sprowadzić cię tutaj. My ci tylko we wszystkim pomagamy, ale wybór, kochanie, musi być samodzielny.

 

10 II 1967 r.

Nie spotkałam (na odczycie) Bartka, znajomego z AK, któremu miałam przekazać lekarstwo. Przyszło mi na myśl, że chyba będę musiała mu je zawieźć, na co zupełnie nie miałam ochoty (daleko i takie narzucanie się). Spytałam, czy koniecznie muszę tam pójść, czy mogę zaczekać...

 Musisz pójść. To jest ostatnia chwila i nie ma na co czekać. On jest zupełnie załamany.

 Co na to jego matka? (Matka Bartka, która też jest z Panem, prosiła moją Matkę o pomoc dla syna przeze mnie.)

 Jego matka jest zrozpaczona i prosi cię na wszystko, nie zwlekaj. Ona tak bardzo jest przerażona jego stanem fizycznym... i psychicznym również.

 Jak mam się zachować?

 Bądź serdeczna i dobra. To jest potrzebne.

 Czy tego sobie nie wymyśliłam?

 Nie, to jest prawda. Chciałaś pomagać i dajemy ci możność. Idź koniecznie, bo to jest już ostatni moment.

 Nie chciałabym się narzucać...

 Nie, nie będziesz się narzucać. Jesteś tam potrzebna. Jego matka prosi cię w imię miłosierdzia, zrób to!

 Powiedz jej, Mamo, że zrobię dla niej to, o co mnie poprosi, bo czuję jej miłość do syna i dobroć. Czy ona to słyszy?

 Tak, ona to słyszy. Jutro po pracy obie będziemy ci pomagać.

Kochanie moje. Pomaganie to nie przyjemność, to dawanie z siebie tego, czego się nie lubi dawać. I trudu, i wysiłków, i wielu wyrzeczeń trzeba, ale to tylko jest coś warte. Tym razem trud i twoja miłość własna, ale wiem, że to zrobisz, córeczko.

 

1 II 1967 r.

 Czy jesteś ze mną, gdy jestem z ludźmi, pracuję, stoję w kolejkach itp?

 Tak, to wszystko mnie interesuje, ale najbardziej to, co ty przeżywasz w duszy — a tylko to jest istotne.

Córeczko, łączy mnie z tobą wspólna miłość do Boga, do Polski, do sprawiedliwości, do prawdy — prawa Bożego na ziemi. To nas tak mocno łączy ...

 Czy mam opiekuna (Anioła Stróża)?

 Masz, ale nie wolno mi mówić o nim, zaś Pan pozwala mi na opiekę nad tobą niezależnie od jego (anioła) opieki.

 Czy mój Anioł Stróż mnie kocha?

 Tak. Tu nie ma braku miłości; wszystko jest w niej zanurzone.

 Czy pomaganie nie jest nudne lub obciążające?

Nie, to nie jest przymus, to jest łaska Boża móc pomagać, to największe szczęście; a komuż bardziej niż tobie? Ojciec myśli tak samo. Tu nie można mało kochać.

 

27 II 1967 r.

Zastanowiłam się nad tym, że moje rozmowy z Mamą nabierają charakteru współpracy w pomaganiu innym. Matka nawiązuje do tego:

 To są początki naszej współpracy, a potem zobaczysz, co będziemy robiły. Wspólna praca jest możliwa i jest pozwolenie (Pana) na to, aby móc wam tak pomagać.

Z listu podyktowanego przez Mamę do jej chorej siostry stryjecznej, Jadwigi, więźniarki Pawiaka i Ravensbruck, przebywającej w domu dla przewlekle chorych w woj. zielonogórskim:

O cokolwiek prosiłaś, spełniono ci. Chwal Boga za Jego dary, bo nigdy nie są ubogie ani «skąpe», ale trzeba mocy, aby je dźwigać, a ty, Jadwisiu, ją masz."

Kiedyś, w młodości, w rozmowie o tym, co chciałyby osiągnąć jako najwyższą wartość, ciotka Jadwiga wymieniła „męstwo", Jej siostra Alina —„zdolność miłowania", Matka moja — „ufność, zawierzenie Panu". Wszystkie trzy uzyskały te dary poprzez warunki życia, jakie Bóg im dał. (patrz też rozdz. IV).

 

5 III 1967 r.

Zapytałam Matkę:

 Czy cię nie nudzi to powolne przelewanie myśli w słowa?

Nie. To pozostaje już na zawsze na dowód, że jest możliwa łączność z nami, i będzie to pierwszy znak na dowód istnienia życia poza grobem: życia świadomego i pełnego, jakie my tutaj mamy. (...)

Moja córeczko, jestem dumna z ciebie, ilekroć postąpisz ładnie. To bardzo nas zbliża i związuje ze sobą.

W „sprawie" Bartka, a raczej pomocy Bartkowi, który przeżywał rozmaite trudności, tracił chęć do życia, szacunek dla siebie (pił), otrzymywałam niejednokrotnie wskazówki od mojej Matki. Zdarzało się również, że otrzymywałam je wprost od matki Bartka. Przytoczone poniżej pochodzą od mojej Matki (z tym że obie matki porozumiewały się i działały razem). Z perspektywy czasu mogłam ocenić, jak bardzo były trafne i ogromnie mi pomogły w zachowaniu się wobec Bartka.

Nie trać szacunku dla niego. On może sam jest przekonany o swoim pijaństwie, ale to tylko rozpacz i chęć zapomnienia o „nieudanym" życiu, jak sądzi. To ty masz mu wskazać cel i sens życia: i w ogólności, i jego własnego. Zrozumie. Nie obawiaj się być szczera. Nie od razu wszystko, ale mów z nim tak, aby sądził, że nie traktujesz go „z góry". Mów jak do przyjaciela, do kogoś, kto dużo zrozumie. Zaufaj mnie i jego inteligencji i bądź taka szczera, jak potrafisz być z kimś bliskim. Nie ma mowy o wyśmiewaniu się z ciebie. To tylko pomoże mu otworzyć się, a on się dusi. On płaci zaufaniem za zaufanie, a dobrocią za dobroć. Tu nie obawiaj się fałszu i podstępu. Może tylko nie od razu wszystko, bo to go przytłoczy. Nie „pusz się", bądź nastawiona na to, jak mu pomóc, jak mu dać trochę nadziei i radości, a my ci podpowiemy. Dobrze to robisz i wierzymy, że dasz sobie radę.

Zastanowiło mnie, dlaczego właśnie matka Bartka może prosić bezpośrednio o pomoc dla syna, bo tego pragną zapewne wszystkie matki, i któregoś dnia zapytałam ją, czy aby nie ofiarowała Bogu swego życia za życie syna (była aresztowana przez gestapo; Bartek, jedyne dziecko pozostałe jeszcze przy życiu, zdążył po przyjściu Niemców wyskoczyć przez okno i zbiec). Odpowiedziała mi:

 Tak, dziecko, ale nie wiedziałam, że do tego dołożę kilkanaście lat choroby i inwalidztwa (była tak bita, że miała uszkodzony kręgosłup).

 

2 IV 1967 r.

 Oddałaś to Jezusowi (Bartka i jego losy), a On nie zawiódł nigdy nikogo. Jego słowo i moc są nie do złamania, i nigdy nie stracił ten, co Mu zaufał. Módl się codziennie, polecaj, przypominaj, bo to twój braterski obowiązek, ale ufaj i bądź spokojna.

Potrzebne było, abyś ty prosiła, a my tu również nie ustajemy w błaganiach. Ale wy na ziemi macie ogromne łaski i wszystko będzie wysłuchane, o co poprosicie z ufnością. Bo ufność jest potwierdzeniem wiary i miłości, więc oznacza, iż wierzycie i kochacie — nie widząc — Tego, który tu jest z nami, w pełnym świetle. Dla wierzących, dla ich ślepej wiary On wszystko zrobi przez miłosierdzie, które wywołujecie. To jest ta wasza wielka szansa i możliwość. Wzywaj Go poprzez miłosierdzie i ślepą dziecinną ufność w pomoc, którą On wam da na każde wezwanie. Bo pragnie darzyć, pomagać, być wzywany, bo tak bezgranicznie nas kocha i czeka na każdy najsłabszy szept, aby iść, spieszyć z pomocą, dawać — rozumiesz — dawać wszystko, całkowicie, hojnie, ale nie narzucając swoich darów nikomu, tylko na wezwanie, zrozum, tylko jeżeli człowiek sam chce, nie inaczej — bo istnieje i szanowana jest przez Stwórcę wolna wola stworzenia.

To działanie Boże jest cudowne w swojej wspaniałomyślności i delikatności. Ale też nadużywacie albo nie prosicie, a można i trzeba bez przerwy o wszystko i wszystkich ludzi prosić...

 

5 IV 1967 r.

 Moja malutka, cieszę się, że chodzisz często do Komunii świętej. Gdybyś wiedziała, co daje Komunia, chodziłabyś codziennie.

Pomyślałam o spowszednieniu.

 Bóg nigdy „spowszednieć" nie może. On wzrasta w człowieku i coraz silniej poprzez nas promieniuje, działa na zewnątrz, daje światło innym ludziom.

 

9 IV 1967 r.

 Dobrze, żeś jednak poszła do Komunii świętej. On (Jezus) zmywa z nas wszystek brud i odradza nas na nowo. Słyszałaś Jego głos. Uszanuj go i zapamiętaj na przyszłość. To wielka łaska i bądź jej warta.

Kiedy przepraszałam po Komunii świętej, że jestem taka brudna, usłyszałam:

Ja jestem czysty, okryję cię swoim płaszczem. Zrozumiałam, że Jezus zdejmie ze mnie każdy brud, a tylko muszę przyjść do Niego  lepiej nawet brudna niż wcale.

 

Bóg jest Miłością

 

18 IV 1967 r.

 Proś Chrystusa Pana do naszego domu jako lekarza dusz i mistrza. On zawsze chce pomagać i leczyć, a ty w Jego obecności będziesz silniejsza i spokojniejsza.

Bóg w tej chwili pozwala na uchylenie przed wami zasłony dzielącej ludzkość; korzystaj z tego i przez ciebie niech korzystają inni. To Jego miłość daje nam prawo dzielenia się z wami naszym doświadczeniem, wiedzą, możliwościami wprost cudownymi — pomagania wam. I my nie przypuszczaliśmy, że Jego miłość, zaufanie, wielkoduszność, dobroć dla nas i dla was, dla całej Polski, przeszłej, teraźniejszej i przyszłej, może być tak ogromna, taka przechodząca wszelkie, nawet nasze wyobrażenia! Widzisz, trudno o tym pisać nawet tu, u nas znających i rozumiejących Jego prawa, Jego sprawiedliwość, Jego miłość do nas. Żyjemy w zachwycie, w uniesieniu, we wdzięczności, w niemożności oddania Bogu należnej Mu chwały. Pomóżcie nam w tym!

Bóg jest Miłością; dla nas (Polaków) — miłością nagradzającą, miłosierną, błogosławioną. Mimo wszystko, cośmy przeszli od pokoleń, Jego miłość tak przerasta nasze zasługi, że są jak płomień świecy przy pełnym blasku słońca. Nic tylko miłość i wdzięczność, miłość i wdzięczność — tylko to Mu się należy. On, to Ojciec wzruszony, kochający, kojący ból, wnoszący radość, opiekę i błogosławieństwo; wszystkie dary Jego królestwa są dla nas! On się dzieli z nami, daje wszystko. (...)

Gdy mówię ci o Bogu i czujesz radość, to jest to bardzo słabe odbicie tej radości, w której my przebywamy stale. Dzielę się nią z tobą, a mam wrażenie, że udzieli się też ona wszystkim, którym to będziesz czytała. Wiem, że słysząc to, co mówię ci o Nim — tak bardzo nieudolnie —jednak zaczynasz lepiej, prawdziwiej odczuwać, kim On jest, i siłą rzeczy — bardziej Go kochać. Wiem, że chcesz to mówić wszystkim, którym możesz: „Taki jest On!!!"

Córeczko, wiem, że w miarę jak twoje zrozumienie będzie wzrastało, będzie się rozwijała twoja miłość do Niego — nie może być inaczej — a w miarę wzrostu miłości w nas wzrasta i zrozumienie, i chęć dzielenia się swoją miłością, pragnienie budzenia jej w innych. Gdybyż można było przed całą ziemią ukazać Go w Jego pełnym blasku, w całej sile miłości do nas — nie mogłoby istnieć kłamstwo ani żadne inne obiekty miłości prócz Niego. Ale niestety...

Na ziemi jest jednocześnie wiele „szkół" (stopni rozwoju), co doskonale wiesz, ale nie wiesz tego, że nawet najniższa z nich zdolna jest do pojęcia Boga. Gdybyż przedstawiono Go od razu właściwie, nie strasząc, nie robiąc z Niego „stróża praw", „dozorcy", „kata", „surowego sędziego" — wszystkiego, co jest Jego zaprzeczeniem, a co służy jednym do straszenia lub trzymania w ryzach innych ludzi — w Jego imię! To wprost przerażające, jak my sami szkodzimy sobie i bliźnim swoim. Staraj się, gdzie możesz, prostować fałszywe mniemania.

Każdy jest zdolny do zrozumienia, że istnieje Miłość bezgraniczna, wspaniałomyślna, królewska i ojcowska zarazem, że nie ma ludzi „mniej" lub „bardziej" kochanych, że nie istnieje „kara Boża", a tylko pomoc Jego i ratunek wśród „kar", którymi my sami usłaliśmy ziemię. Ani jedna wina jednostkowa przeciwko Jego prawom, a szczególnie przeciwko prawu miłości bliźniego, nie ginie; przeciwnie, obciąża wspólny los wszystkich. Dlatego przebaczanie lub branie na siebie przykrości w duchu spłacenia długów własnych, a i innych ludzi, nie jest żadną zasługą —jest podstawowym naszym obowiązkiem. Oczyszczamy w ten sposób atmosferę duchową ziemi. To ważne, a szczególnie teraz, kiedy wielu ludzi będzie mówiło: „za co mnie to spotyka?" Nigdy „za karę" — zawsze wraca własny stosunek do ludzi, własna nasza niechęć, nieżyczliwość, brak miłości, potworna obojętność lub lekceważenie cudzych cierpień. Mów to, pytaj ich i siebie: „Czy nigdy nie skrzywdziłam, nie obciążyłam? Czy zawsze pomogłam? Czy nie były mi obce cudze bóle i strapienia, którym mogłabym ulżyć? Czy nie ominęłam w życiu wielu potrzebujących pomocy w pośpiechu do własnych spraw?" A tak właśnie wraca do ludzi ich brak serca, współczucia i miłosierdzia. Piękne słowo „litość" zostało zdewaluowane do znaczenia jakiegoś łzawego gestu, gdy w rzeczywistości jest wspaniałą drogą miłości bliźniego, drogą budzenia w sobie zdolności współodczuwania, chęci pomocy, podzielenia z innymi ich ciężarów, ulżenia im, a więc drogą rozwijania poczucia wspólnoty, współodpowiedzialności, wspólnej braterskiej drogi dzieci Bożych. Jeżeli tego nie obudzisz w sobie na ziemi, tu nie będziesz mogła — marząc o tym — nieść pomocy, będziesz pozbawiona możliwości współpracy, wspólnego, braterskiego szczęścia. Wiesz, że tu wzrasta szczęście nasze poprzez szczęście każdego z nas i wzajemnie. Ja na przykład otoczona jestem atmosferą miłości, radości, przyjaźni nieskończonej ilości ludzi — nie tylko rodziny, wszystkich, którzy kochają to, co ja — a moja radość i szczęście wciąż rośnie w miarę poznawania Jego praw, Jego miłości i dobroci, w miarę doznawania Jej dowodów. Córeczko, czy mogłam przypuszczać, że to mnie czeka?

Tłumacz bliskim ci ludziom, że żadne jogi, żadne ćwiczenia, żadne pozycje ciała ani nic, co jest mechaniczne — do Boga nie zbliży. Ale nawet analfabetę lub niedorozwiniętego umysłowo zbliża ku Niemu każdy akt miłości bliźniego. Kiedy serce ci się ściska na widok krzywdy czy niesprawiedliwości, jesteś blisko Niego, bo czujesz jego miłością — chęcią pomożenia, pomocy, współczucia. Tak staraj się żyć...

 

Jaka to musiała być miłość!

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin