Schopenhauer - Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów.doc

(111 KB) Pobierz
Artur Schopenhauer - Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów

Artur Schopenhauer - Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów

 

    Szybkie przemiany ostatnich lat wywołały spiętrzenie konfliktów interesów zarówno różnych grup społecznych jak i namnożenie się przeróżnych podejść do zagadnień gospodarczych. Sytuacja ta spowodowała wyrastanie najróżniejszych, często sprzecznych doktryn politycznych i pojawianie się na scenie ludzi, którzy w imię własnych interesów prą wszelkimi dostępnymi metodami do objęcia władzy lub obrony zajętych wcześniej pozycji na jej szczycie.
    Powoduje to z jednej strony zainteresowanie sposobami prowadzenia agitacji mającej na celu akces słuchaczy do głoszonych treści, zaś z drugiej strony konieczność rozeznawania się w stosowanych metodach, by nie paść ofiarą tychże metod - wbrew swoim interesom, za to zgodnie z ukrytymi celami różnego pokroju frantów, nieudaczników bądź fanatyków. Ponieważ na scenie politycznej Polski od dawna roi się od ludzi tego pokroju, pomyślałem, że na czasie będzie przypomnienie wydawanej niezwykle rzadko i w niewielkich nakładach (zaraz zrozumiecie, dlaczego) rozprawki filozoficznej Artura Schopenhauera pt. "Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów".
    Przedstawia w niej 38 sposobów, raczej nawet chwytów, których używają w sporze ci, co za wszelką cenę - a więc i za cenę prawdy, słuszności, poprawności wywodu - chcą koniecznie "postawić na swoim", zrobić tak, żeby zostało uznane, iż to oni mają rację. Tę technikę nierzetelnego forsowania swojej sprawy w sporze nazywa Schopenhauer "dialektyką erystyczną", rozumiejąc przez dialektykę umiejętność rozważania kwestii w drodze dyskusji. Nim przejdę do prezentacji niektórych ze wspomnianych sposobów, przytoczę opinię Tadeusza Kotarbińskiego, wyrażoną we wstępie do polskiego wydania książki z roku 1968:
    "Wszak dobrze jest uprzytomnić sobie różne możliwe fortele wykrętne, aby wiedzieć, na co można być narażonym w sporach z ludźmi nierzetelnymi. A tym pożyteczniejsza to książeczka, że bardzo mało na ten temat można przeczytać po polsku. Co więcej - mało można przeczytać o tym w ogóle, chociaż trudno potwierdzić domysł autora, że próbuje on uprawiać pole dotąd nie uprawiane. Stary to bardzo fach: znawstwo sztuczek szalbierczych w sporze. W starożytnej Helladzie kultywowano ich analizę nader wnikliwie. Zachował się na przykład traktat Maximosa "O zarzutach trudnych do odparcia". Nie słyszałem, by ten przegląd chwytów "dialektyki erystycznej " był tłumaczony na jakiś język nowoczesny."

* * * *

Oddajmy głos Schopenhauerowi:

Albowiem taka już jest natura ludzka, że gdy podczas wspólnego myślenia, tzn. wymiany zdań (przy wykluczeniu rozmów o charakterze historycznym) A spostrzega, że myśli B różnią się od jego własnych myśli o tym samym przedmiocie, wówczas A nie rewiduje najpierw swoich własnych myśli, by znaleźć w nich błąd, lecz zaczyna doszukiwać się błędów w myśleniu przeciwnika; widać stąd, że człowiek z natury swojej zawsze chce mieć rację; a co wynika z tej jego właściwości, o tym uczy dyscyplina, którą chciałbym nazwać dialektyką; aby jednak uniknąć nieporozumienia, nazwę ją "dialektyką erystyczną".
    Jest to zatem nauka o wrodzonej człowiekowi chęci, by zawsze mieć rację. Dialektyka erystyczna - to sztuka dyskutowania w taki sposób, aby zachować pozory racji, a więc per fas et nefas (wszelkimi dozwolonymi, lub niedozwolonymi środkami). Zdarza się bowiem, że ktoś obiektywnie biorąc ma rację, jednak w otoczeniu, czasem zaś nawet i w nim samym, powstaje wrażenie, że racji nie ma; może to nastąpić wtedy, gdy przeciwnik obalił nasz dowód, co mu się poczytuje za obalenie samego twierdzenia, jakkolwiek mogą istnieć jeszcze inne dowody tego twierdzenia. W takim przypadku sytuacja przeciwnika będzie oczywiście odwrotna: wydaje się, że ma rację, podczas gdy obiektywnie biorąc jej nie ma. Więc obiektywna prawda jakiegoś twierdzenia a przekonanie o jego słuszności dyskutantów i słuchaczy to są bardzo różne rzeczy. (Dialektyka zajmuje się właśnie tą drugą sprawą).
    Z czego to pochodzi? - Z tego, że człowiek jest zły z natury. Gdyby tak nie było, gdybyśmy byli z gruntu uczciwi, to byśmy się w każdym sporze starali tylko o to, aby dojść do prawdy, nie bacząc na to, czy zgadza się ona z naszym pierwotnie wygłoszonym zdaniem, czy też ze zdaniem przeciwnika; byłoby to rzeczą obojętną albo przynajmniej całkiem drugorzędną. Ale tak jak się rzeczy mają, jest to sprawa główna, wrodzona zaś próżność, tak szczególnie drażliwa na punkcie zdolności umysłowych, nie chce dopuścić do tego, aby nasze pierwotne twierdzenie okazało się fałszywe, a twierdzenie przeciwnika słuszne. Wydawałoby się wobec tego, że każdy powinien by po prostu starać się nie wysuwać innych twierdzeń jak tylko słuszne i w tym celu najpierw myśleć, a potem dopiero mówić. U większości ludzi jednak do wrodzonej próżności dołącza się jeszcze gadatliwość i wrodzona nieuczciwość. Ludzie gadają, zanim pomyślą; jeżeli zaś potem widzą, że twierdzenie ich było błędne i że nie mają racji, to pragną jednak, aby się chociaż wydawało, jak gdyby było na odwrót. Dążenie do prawdy, które bywa chyba na ogół jedynym bodźcem podczas wysuwania pozornie słusznego twierdzenia, zostaje teraz całkowicie usunięte przez próżność; co słuszne, ma się wydawać niesłusznym i odwrotnie. Jednakże nawet tę nieuczciwość, to obstawanie przy twierdzeniu, które już nam samym wydaje się błędne, można jeszcze usprawiedliwić.
    Często na początku sporu jesteśmy jeszcze przekonani o prawdziwości swego twierdzenia; potem jednak wydaje się, że argument naszego przeciwnika je obala; jeśli teraz damy za wygraną, to czasem później się okaże, że jednak mieliśmy rację: dowód nasz wprawdzie był błędny, ale mógł przecież istnieć inny słuszny dowód; po prostu właściwy argument nie wpadł nam od razu do głowy. Stąd powstaje u nas zasada zwalczania kontrargumentu nawet wówczas, gdy wydaje się on słuszny i trafny, w przekonaniu, że ta słuszność jest tylko pozorna i że w ciągu dyskusji znajdziemy jeszcze jakiś inny argument służący bądź do obalenia twierdzenia przeciwnika, bądź do potwierdzenia naszej prawdy w jakiś inny sposób. Wskutek tego jesteśmy prawie zmuszeni do nieuczciwości w dyskusji, a przynajmniej łatwo się poddajemy tej pokusie. W ten sposób słabość naszego rozumu i przewrotność naszej woli wzajemnie się wspierają.
    Z tego wynika, że w dyskusji zazwyczaj walczymy nie tyle o prawdę, ile o słuszność naszego twierdzenia, jak gdyby pro ara et focis(w obronie ojczyzny i domu), postępując per fas et nefas, a jak wykazaliśmy, niełatwo jest postępować inaczej. Toteż zazwyczaj każdy chce postawić na swoim, nawet jeżeli w tej chwili własne twierdzenie jemu samemu wydaje się niesłuszne lub wątpliwe. Potrzebnych do tego środków dostarcza każdemu w pewnym stopniu jego własna chytrość i złe skłonności; uczy tego codzienne doświadczenie. Każdy więc ma swoją przyrodzoną dialektykę, tak jak ma swoją przyrodzoną logikę, lecz pierwsza nie kieruje nim bynamniej tak pewnie, jak ostatnia. Nikt się tak łatwo nie decyduje na to, aby myśleć lub wnioskować wbrew prawom logiki: błędne sądy zdarzają się często, błędne wnioski zaś nader rzadko. Zazwyczaj nie brak ludziom przyrodzonej logiki, natomiast raczej brak przyrodzonej dialektyki. Jest to dar natury rozdzielony nierówno, podobnie jak nierówno rozdzielona jest umiejętność podejmowania sądów (...).

    Podstawa wszelkiej dialektyki

    Przede wszystkim należy rozważyć, co jest istotne w każdej dyskusji, co się podczas niej właściwie dzieje. Przeciwnik formułuje pewną tezę (albo my to czynimy, to wszystko jedno). Istnieją dwa sposoby (modi) i dwie drogi, by ją zwalczyć.
1) S p o s o b y .
a) modus ad rem (sposób odwołujący się do przedmiotu sporu);
b) modus ad hominem(sposób odwołujący się do człowieka z którym sie spieramy) lub ex concessis(na mocy tego, na co przystaje przeciwnik),
tzn. albo wykazujemy, a) że twierdzenie nie zgadza się z naturą rzeczy, z absolutną prawdą obiektywną; albo b) że nie zgadza się z innymi twierdzeniami przeciwnika lub założeniami, na które się on zgodził, czyli że względną prawdą subiektywną; to ostatnie ma tylko charakter względny i nie ma związku z prawdą obiektywną.
2) D r o g i :
a) obalenie twierdzenia bezpośrednie;
b) pośrednie.
Bezpośrednie atakuje tezę u jej przyczyn, pośrednie - u jej skutków. W działaniu bezpośrednim wykazujemy, że teza nie jest słuszna, w pośrednim zaś, że słuszną być nie może.
1) Na drodze bezpośredniej możemy postępować dwojako. Albo wykazujemy przeciwnikowi, że przesłanki jego twierdzenia są błędne (nego majorem; minorem (neguję przesłankę większą lub mniejszą), albo też akceptujemy przesłanki, wykazujemy jednak, że dane twierdzenie z nich nie wynika (nego consequentiam (neguje konsekwencję); atakujemy tu zatem konsekwencję, formę wnioskowania.
2) Na drodze pośredniej stosujemy albo a) apagogę (dowód wynikający z niemożliwości twierdzenia przeciwnego), albo b) instancję (przykład przeciwieństwa).
a) A p a g o g a : przyjmujemy twierdzene przeciwnika za słuszne i łączymy je z innym twierdzeniem uznawanym powszechnie za prawdziwe; jeśli teraz z obu tych twierdzeń - traktowanych jako przesłanki do dalszego wnioskowania - wysnuwamy pewną konkluzję wyraźnie błędną, bo sprzeczną bądź z naturą rzeczy, bądź z innymi twierdzeniami przeciwnika, zatem niesłuszną bądź ad rem (p.wyżej), bądź ad hominem (p.wyżej), to wynika stąd, że i pierwotne twierdzenie przeciwnika było błędne; albowiem ze słusznych przesłanek wynikają zawsze słuszne twierdzenia, jakkolwiek z błędnych nie zawsze wynikają błędne.
b) I n s t a n c j a, exemplum in contrarium (przykład przeciwieństwa); obalenie ogólnego twierdzenia za pomocą przeprowadzenia bezpośredniego dowodu poszczególnych przypadków znajdujących się w zakresie tego twierdzenia; jeśli wiadomo, że twierdzenie dla nich nie jest słuszne, to i ogólne twierdzenie musi być błędne.
    Takie jest rusztowanie podstawowe, szkielet każdej dyskusji: mamy tu jej osteologię. Albowiem do tego sprowadza się w zasadzie każda dyskusja. Wszystko to jednak może odbywać się na tle rzeczywistym albo tylko pozornym, za pomocą prawdziwych albo nieprawdziwych argumentów. I właśnie dlatego, że trudno coś pewnego o tym ustalić, dyskusje bywają takie długie i takie zacięte. Również i przy podawaniu reguł ogólnych nie możemy oddzielić prawdy od pozorów, bo z góry nawet sami dyskutanci nie mają co do tego pewności; dlatego też podaję poniżej sposoby lub chwyty, bez względu na to, czy obiektywnie ma się rację czy nie; bo takiego rozeznania samemu się nie ma i to powinno dopiero wyniknąć ze sporu. Poza tym przy każdej dyskusji lub w ogóle przy każdej argumentacji jakaś jedna rzecz musi być uzgodniona, by służyć jako podstawa do osądzenia danej kwestii: contra negantem principia non est disputandum (z kimś, kto neguje zasady, nie należy dyskutować).

Sposób 1. Uogólnienie. Rozszerzać wypowiedź przeciwnika poza jej naturalną granicę, interpretować ją możliwie ogólnikowo, akceptować ją w jak najszerszym sensie i traktować przesadnie ; własną wypowiedź zaś utrzymywać w możliwie ograniczonym sensie, zawęzić w możliwie ciasnych granicach ; albowiem im bardziej ogólnikowe jest twierdzenie, tym bardziej jest ono narażone na ataki. Środkiem zaradczym na to jest dokładne ustalenie puncti lub status controversiae (tego, o co spór się toczy).

Przykład.
Powiedziałem : "Anglicy są pierwsi w dziedzinie dramatu". Przeciwnik, próbując zastosować metodę instantia, odpowiedział, że jak wiadomo, Anglicy nie mają osiągnięć w muzyce, zatem także i w operze. Odparowałem to wzmiankując, że muzyka nie jest zawarta w pojęciu sztuki dramatycznej, która obejmuje tylko tragedię i komedię ; przeciwnik wiedział o tym bardzo dobrze, próbował jednak tak uogólnić moją wypowiedź, aby odnosiła się do wszelkich dzieł teatralnych, a więc i do oper, a zatem i do muzyki - po to, by mnie w ten sposób pokonać.

Sposób 2. Dwuznaczność. Zastosować homonimię (w logice: dwuznaczność) w celu rozszerzenia wypowiedzi również na pojęcia, które oprócz jednakowego brzmienia wyrazu mają mało lub też nic wspólnego z rzeczą omawianą; następnie zaś wyraźnie tę wypowiedź obalić i w ten sposób wywołać wrażenie, że się obaliło samo twierdzenie.
Uwaga. Synonimy są to dwa wyrażenia dla tego samego pojęcia; homonimy - to dwa pojęcia określone przez ten sam wyraz. Wyrazy: głęboki, ostry, wysoki, użyte raz w odniesieniu do ciał, innym razem zaś w odniesieniu do dźwięków to homonimy; rzetelny i uczciwy - to synonimy. Chwyt ten można uważać za identyczny z sofizmem ex homonymia; lecz wyraźny sofizmat homonimii w rzeczywistości nie może zmylić nikogo.
Omne lumen potest extingui
Intellectus est lumnen
lntellectus potest extingui
(Każde światło można zgasić. Rozum jest światłem. Rozum można zgasić.) 0d razu widać, że mamy tu terminy: lumen we właściwym sensie i lumen w sensie przenośnym. Jednakże metoda ta zawodzi w przypadkach subtelniejszych, szczególnie zaś wtedy, gdy pojęcia wyrażone przez tę samą nazwę są zbIiżone i przechodzą jedno w drugie.
Przykład.
A: "Nie jest Pan jeszcze wtajemniczony w misterie filozofii Kanta." B: "Ach, misterie! nie chcę nic o tym słyszeć!"

Sposób 4. Nieprzewidywalność. Jeżeli chce się dojść do pewnego określonego wniosku, to nie należy dawać przeciwnikowi możności przewidzenia tego, lecz należy starać się, aby przyjął w rozmowie nasze luźne i rozproszone przesłanki wcale tego nie zauważając, inaczej przeciwnik będzie próbował stosować najrozmaitsze szykany. Albo też, jeżeli jest wątpliwe, czy przeciwnik się na to zgodzi, wysuwamy przesłanki tych przesłanek, stosujemy prosylogizmy (prosylogizm: sylogizm, który jest fragmentem naszego wnioskowania składającego się z łańcucha sylogizmów) i staramy się, aby zaakceptował przedstawione bez ładu i porządku przesłanki kilku takich prosylogizmów. W ten sposób ukrywamy swą grę, aż przeciwnik przyjmie wszystko, co nam jest potrzebne; kierujemy zatem sprawę z daleka ku naszemu celowi. Reguły te podaje Arystoteles; nie wymagają one przykładu.

Sposób 6. Petitio principii. Stosuje się ukrytą petitio principii (użycie tezy dowodzonej jako przesłanki dowodu) postulując to, czego miałoby się dowieść, a więc: albo 1 ) zmienia się nazwę, np. zamiast ,,honor'' mówimy ,,dobre imię'', zamiast ,,dziewictwo'' - "cnota" itd.; to samo dotyczy pojęć zbliżonych; zamiast ,,zwierzęta czerwonokrwiste'' mówimy ,,kręgowce'', albo 2) to, co jest dyskusyjne jako szczegół, jest łatwiejsze do przyjęcia jako ogólnik, np. zamiast twierdzić, że nauka medyczna jest niepewna, postuluje się niepewność całej ludzkiej wiedzy. 3) Jeżeli vice versa (odwrotnie) dwie rzeczy wynikają jedna z drugiej i jedna daje się dowieść, postuluje się drugą. 4) Jeżeli należy dowieść czegoś ogólnego, doprowadza się do przyjęcia każdego szczegółu z osobna (przeciwieństwo do sposobu nr 2).
Dobre reguły dotyczące ćwiczeń dialektycznych znajdują się w ostatnim rozdziale Topik Arystotelesa.

Sposób 7. Pytania. Jeżeli dyskusja jest prowadzona w sposób ścisły i formalny i jeżeli chcemy zrozumieć się możliwie dokładnie, to ten, kto postawił tezę i ma jej dowieść, stosuje wobec przeciwnika taktykę zapytań; czynimy to w celu wyzyskania jego odpowiedzi do udowodnienia prawdziwości własnego twierdzenia. Ta erotematyczna (polegająca na stawianiu pytań) metoda była stosowana szczególnie w czasach antycznych (nazywa się też sokratyczną).
Do tej metody odnosi się rozważany sposób oraz kilka następujących potem.
Pytać wiele naraz i obszernie, aby ukryć to, na czym nam w odpowiedziach przeciwnika najbardziej zależy natomiast argumentację własną w oparciu o to, co już zostało przyznane, przedstawiać szybko; albowiem ci, którzy orientują się powoli, nie mogą dokładnie śledzić biegu rozumowania i przeoczają ewentualne błędy oraz braki we wnioskowaniu.

Sposób 8. Wywoływanie złości. Doprowadzać przeciwnika do złości: albowiem w złości nie jest on w stanie prawidłowo rozumować i dopilnowywać swoich korzyści. Sprowokować do złości można przez jawnie niesprawiedliwe traktowanie, lub przez szykany i w ogóle przez bezczelne zachowanie się.

Sposób 9. Maskowanie zamiarów. Stawiać pytania nie w tej kolejności, jakiej by wymagało właściwe wnioskowanie, lecz stosować rozmaite przesunięcia. Wtedy przeciwnik nie wie, do czego się zmierza, i nie może niczemu zapobiec; poza tym można wówczas wyzyskać jego odpowiedzi, zależnie od tego, jak wypadają, do różnych wniosków, nawet i do przeciwnych. Zachodzi tu podobieństwo ze sposobem 4. polegające na tym, że należy maskować swoje postępowanie.

Sposób 11. Indukcja. Jeżeli stosujemy indukcję (p. wyżej) i przeciwnik przyznaje nam rację w poszczególnych przypadkach, z których indukcja się składa, to nie trzeba go pytać, czy zgadza się także na ogólną prawdę, która z tych przypadków wynika, lecz należy wprowadzić ją później tak, jak gdyby była już ustalona i uzgodniona; czasami przeciwnik sam uwierzy, że się na nią zgodził, i tak też będzie się wydawać słuchaczom. Pamiętają oni bowiem liczne dotyczące pojedynczych przypadków pytania, które chyba musiały prowadzić do jakiegoś celu.

Sposób 12. Naginanie pojęć. Jeżeli jest mowa o ogólnym pojęciu, które nie ma własnej nazwy, lecz musi być określone obrazowo przez porównanie, to musimy wybrać od razu takie porównanie, które będzie korzystne dla naszego twierdzenia. Tak np. w Hiszpanii nazwy dwóch partii politycznych, serviles i liberales ("służalcy" i "wolni") na pewno zostały wybrane przez ostatnią. Nazwę ,,protestanci'' na pewno wybrali oni sami, to samo można powiedzieć o ewangelikach; określenie ,,kacerz'' natomiast pochodzi od katolików. Dotyczy to także nazw, które bardziej odpowiadają danej rzeczy; np. jeżeli przeciwnik zaproponował jakąś zmianę, nazywamy ją nowinką albowiem słowo to ma w sobie coś złośliwego. Odwrotnie postępujemy, jeżeli propozycja wychodzi od nas. W pierwszym przypadku należy wymienić jako przeciwieństwo "istniejący porządek", w drugim : ,,zacofanie". To, co ktoś bezstronny i nie mający ubocznych celów nazwałby "kultem" lub "publiczną nauką religii", zwolennik nazwałby "pobożnością" lub "bogobojnością'', przeciwnik zaś ,,bigoterią'' lub ,,zabobonem''. W gruncie rzeczy jest to subtelna petitio principii (użycie dowodzonej tezy, jako przesłanki dowodu): to, co dopiero ma być dowiedzione, wkładamy już z góry w nazwę, w wyraz, z którego by to potem wynikało przez analityczne wnioskowanie. Co jeden nazywa ,,zabezpieczeniem'' jakiejś osoby lub jej ,,prewencyjnym zatrzymaniem'' , to samo nazwie przeciwnik ,,zamknięciem w wiezieniu''. Mówca często zdradza już z góry swój zamiar przez nazwę, jaką wybiera dla danej rzeczy. Jeden mówi ,,duchowny'' inny - ,,klecha''. Ze wszystkich chwytów i sposobów ten jest używany najczęściej i po prostu instynktownie.
Przykłady: gorąca wiara = fanatyzm; ... potknięcie lub flirt = zdrada małżeńska; ... dwuznacznik = sprośność; ... kryzys finansowy = bankructwo... ,,Przez wpływy i stosunki'' = ,,poprzez łapownictwo i nepotyzm''; ... ,,Szczera wdzięczność'' = ,,dobra zapłata''...itp.

Sposób 14. Bezczelność. Bezczelnym manewrem można nazwać zachowanie następujące: dajmy na to, że na kilka pytań przeciwnik dał odpowiedzi niezgodne z zamierzonym przez nas wnioskiem; pomimo to traktujemy ten wniosek jako dowiedziony i tryumfalnie go wygłaszamy. Jeżeli przeciwnik jest nieśmiały albo głupi, my zaś dysponujemy dużą bezczelnością i dobrym głosem, to taka sztuka może się świetnie udać. Należy to do przypadku "falacia non causae ut causae" (potraktowanie czegoś, co nie jest przyczyną, jako przyczyny)..

Sposób 15. Obrona paradoksów. Jeżeli wygłosiliśmy twierdzenie paradoksalne, którego dowód sprawia nam kłopot, to przedstawiamy przeciwnikowi do przyjęcia lub do odrzucenia byle jakie twierdzenie słuszne, jakkolwiek nie oczywiste, tak jak gdybyśmy z niego chcieli wysnuć dowód. Jeśli je przeciwnik przez podejrzliwość odrzuci, to doprowadzamy go "ad absurdum" (wyciągnięcie z twierdzenia wniosku absurdalnego, przez co samo twierdzenie staje się absurdalne) i tryumfujemy; jeżeli je natomiast akceptuje, to okazuje się, że powiedzieliśmy coś rozsądnego i czekamy, jak się dyskusja dalej potoczy. Możemy także zastosować dodatkowo podstęp opisany poprzednio twierdząc, że w ten sposób nasz paradoks został dowiedziony. Aby tak postępować, trzeba być krańcowo bezczelnym; ale z doświadczenia wiemy, że takie przypadki się zdarzają i że są ludzie, którzy to wszystko robią instynktownie.

Sposób 16. Szykanowanie. Argumenta ad hominem (p.wyżej) lub ex concessis (p.wyżej). Przy każdym twierdzeniu przeciwnika musimy badać, czy ono w jakiś sposób, choćby tylko pozornie, nie znajduje się w sprzeczności z czymś, co przeciwnik powiedział lub przyznał wcześniej, bądź też z regułami jakiejś szkoły, sekty, którą on pochwala i aprobuje, lub z postępowaniem zwolenników tej sekty choćby nawet zwolenników nieszczerych i pozornych - bądź wreszcie z jego własnym sposobem postępowania. Jeżeli np. przeciwnik broni samobójstwa, krzyczymy zaraz : ,,To dlaczego sam się nie powiesisz?'' A jeśli twierdzi na przykład, że pobyt w Berlinie jest nieprzyjemny, natychmiast zawołamy: "To dlaczego nie wyjeżdżasz pierwszą ekstrapocztą?'' Jakąś szykanę zawsze będzie można wynaleźć.

Sposób 18. Zejście z tematu. Jeżeli spostrzegamy, że przeciwnik chwycił się jakiejś argumentacji, którą nas pobije, to nie wolno nam dopuścić do tego, aby ją doprowadził do końca, lecz musimy zawczasu przerwać bieg dyskusji, odbiec od tematu lub oderwać od niego uwagę i przejść do innych twierdzeń, słowem, przeprowadzić mutatio controversiae (zmiana przedmiotu sporu; patrz także sposób 29).

Sposób 20. Narzucanie wniosków. Jeżeli wypytaliśmy przeciwnika o przesłanki i uzgodniliśmy je z nim, to nie należy pytać jeszcze o wniosek, lecz po prostu wysnuć ten wniosek samemu; nawet jeżeli z tych przesłanek brakuje jeszcze jednej lub dwóch, to uważamy je wszystkie za przyjęte i wysnuwamy swój wniosek. Jest to zastosowanie metody fallacia non causae ut causae (p.wyżej).

Sposób 27. Wykorzystywanie słabego punktu. Jeżeli przy jakimś argumencie przeciwnik niespodziewanie wpada w złość, to należy kłaść na ten argument specjalny nacisk; nie tylko dlatego, że jest to dla nas dogodne, gdy przeciwnik się gniewa, lecz również z tego powodu, że widocznie został tu dotknięty słaby punkt jego rozumowania i że prawdopodobnie można mu będzie jeszcze bardziej zaszkodzić, niż to widać na razie.

Sposób 28. Audytorium. Sposób ten daje się zastosować głównie wtedy, gdy uczeni dyskutują przed słuchaczami niewykształconymi. Jeżeli nie ma się ani argumentum ad rem (dowód odwołujący się do rzeczy), ani nawet argumentum ad hominem (dowód odwołujący się do człowieka, z którym toczymy spór), to stosuje się argumentum ad auditores (argument odwołujący się do słuchaczy), tzn. zarzut niesłuszny, którego błędność jednak widoczna jest tylko dla znawcy; znawcą takim jest przeciwnik, ale znawcami nie są słuchacze. W ich oczach więc jest on pobity, zwłaszcza gdy przez ten zarzut twierdzenie jego zostaje w jakiś sposób ośmieszone; albowiem do śmiechu ludzie są zawsze skorzy, a śmiejących się mamy wówczas po naszej stronie. Aby wykazać nieważność zarzutu, przeciwnik musiałby wdać się w długie wywody i sięgać do podstaw nauki lub do innych źródeł ; lecz niełatwo znajdą one zrozumienie u słuchaczy.
Przykład. Przeciwnik mówi : ,,Podczas powstawania gór pierwotnych masa, z której wykrystalizowały się później granit i wszelkie inne górotwory, była płynna wskutek ciepła, a więc stopiona ; temperatura wynosiła prawdopodobnie ok. 200° R i masa wykrystalizowała się pod pokrywającą ją powierzchnią morza" . - Stosujemy teraz argumentum ad auditores mówiąc, że przy takiej temperaturze, a nawet o wiele wcześniej, już przy 80°R morze by dawno wyparowało i unosiło się w powietrzu jako para. Słuchacze śmieją się. Aby nas pobić, przeciwnik musiałby wykazać, że punkt wrzenia zależy nie tylko od temperatury lecz również i od ciśnienia atmosferycznego ; gdyby mniej więcej połowa wody morskiej unosiła się w powietrzu w postaci pary, to ciśnienie podwyższyłoby się tak bardzo, że nawet przy temperaturze 200° R woda nie doszłaby jeszcze do wrzenia. Jednakże do takiego wyjaśnienia nie może dojść, gdyż dla niefizyków wymagałoby to całego wykładu.

Sposób 29. Dywersja. Jeżeli spostrzegamy, że zaczynamy przegrywać (patrz sposób 18), to możemy zastosować dywersję, tzn. rozpoczynamy nagle mówić o czymś zupełnie innym, jak gdyby to należało do rzeczy i było argumentem przeciwnym. Można to zrobić w ramach przyzwoitości, o ile dywersja w ogóle jeszcze dotyczy thema quaestionis (temat sporu) , albo wręcz bezczelnie, jeżeli dotyczy to tylko przeciwnika, a ze sprawą nie ma zupełnie nic wspólnego. Tak np. podkreśliłem z uznaniem, że w Chinach nie ma szlachty z urodzenia i że urzędy otrzymuje się jedynie na podstawie egzaminów. Mój przeciwnik twierdził, że uczoność tak samo nie uprawnia do sprawowania urzędów, jak szlachetne urodzenie (które zresztą wysoko ceni). Gdy następnie zauważył, że jego sprawa bierze zły obrót, natychmiast dokonał dywersji mówiąc, że w Chinach wszystkie stany podlegają karze przez bastonadę, co łączył znowu z częstym piciem herbaty i obie te rzeczy stawiał Chińczykom jako zarzut. Gdyby się ktoś chciał wdawać w to wszystko, pozwalając się odwieść od tematu, to wypuściłby z rąk wywalczone już zwycięstwo. Dywersja staje się bezczelna, gdy opuszcza się całkowicie sprawę quaestionis i zaczyna mniej więcej tak: ,,A niedawno Pan również twierdził, że...'' . Wówczas bowiem dywersja staje się poniekąd atakiem osobistym, o czym będzie jeszcze mowa przy roztrząsaniu ostatniego sposobu. Ściśle biorąc, jest ona stopniem pośrednim pomiędzy argumentum ad personam (argument natury osobistej), które tam będzie omawiane, a argumentum ad hominem. Do jakiego stopnia sztuczka powyższa jest jakby wrodzona, przejawia każda kłótnia między pospolitymi ludźmi; gdy mianowicie jeden czyni drugiemu zarzuty osobiste, to ten bynajmniej nie stara się ich odeprzeć, lecz ze swej strony stawia teraz przeciwnikowi zarzuty osobiste, pozostawiając na uboczu tamte, jemu samemu poczynione, a więc jakby się na nie zgadzając. Postępuje on jak Scipio, który zaatakował Kartagińczyków nie w Italii, lecz w Afryce. Na wojnie tego rodzaju dywersja może być przydatna; w kłótni jest ona szkodliwa, ponieważ postawione zarzuty nie zostają odparte i słuchacz dowiaduje się wiele złego o obu stronach. W dyskusji ten sposób jest używany faute de mieux (z braku czegoś lepszego).

Sposób 30. Autorytety. Argumentum ad verecundiam (argument odwołujący się do poważania). Zamiast uzasadnień używa się tu autorytetów odpowiadających wiadomościom posiadanym przez przeciwnika. Unusquisque mavult credere quam judicare (każdy woli wierzyć, niż wydawać własny sąd), mówi Seneka. Wygramy łatwo, mając po swojej stronie jakiś autorytet, który jest szanowany przez przeciwnika; dla niego zaś istnieje tym więcej ważnych autorytetów, im bardziej ograniczone są jego wiadomości i zdolności. Jeżeli stoi on pod tym względem na bardzo wysokim poziomie, to liczba tych autorytetów będzie bardzo mała lub nie będzie ich wcale. Co najwyżej uzna on autorytet fachowców w mało mu znanych dziedzinach nauki, sztuki lub rzemiosła, a i to z nieufnością. Prości ludzie natomiast mają głęboki respekt dla wszelkiego rodzaju fachowców. Nie wiedzą oni o tym, że kto z pewnej rzeczy robi profesję, ten kocha nie tę rzecz, lecz swój zarobek - ani o tym, że kto pewną rzecz wykłada, przeważnie słabo ją zna, albowiem jeśli ją studiuje gruntownie, nie pozostaje mu zazwyczaj czasu na jej nauczanie. Dla gminu jednak istnieje bardzo wiele autorytetów, które szanuje. Jeśli zatem nie znajdujemy autorytetu odpowiedniego, to trzeba się posłużyć pozornym i zacytować, co ktoś tam powiedział, choćby w innym sensie lub w innych warunkach. Najskuteczniej działają zwykłe takie autorytety, których przeciwnik w ogóle nie rozumie. Ludzie niewykształceni mają szczególny szacunek dla retorycznych kwiatków greckich lub łacińskich. W razie potrzeby można nie tylko przekręcać cytaty, ale po prostu je fałszować, a nawet podawać takie, które są wyłącznie własnym wymysłem: przeciwnik przeważnie nie ma pod ręką książki i zresztą nie umiałby się nią posługiwać. Również i zakorzenione przesądy dają się zastosować jako autorytety, albowiem większość ludzi myśli, jak ujął to Arystoteles : "Uznajemy domniemanie pospólne"(zdaje się w Etyce Nikomach).
Doprawdy, nie ma tak absurdalnego poglądu, którego by ludzie nie przyjęli jako własny, o ile tylko potrafi im się wmówić, że pogląd ten został przyjęty przez ogół. Przykład działa tak na ich myślenie, jak na ich czyny. Są oni jak owce, które idą za swoim baranem, gdziekolwiek je prowadzi; łatwiej im umrzeć, niż myśleć.
Jest to bardzo dziwne, że zdanie ogółu ma dla nich tak wielkie znaczenie, skoro przecież sami widzą po sobie, w jaki sposób przyjmuje się zdania, mianowicie zupełnie bez rozumowania i tylko na skutek przykładu. Tego nie wiedzą jednak, bo nie mają żadnego samokrytycyzmu. - Tylko wybrani mówią jak Platon : "Szerokie koła rozmaitym hołdują mniemaniom" (Politeia IX, IV) , co oznacza, że gmin ma pełno dziwactw w głowie i kto by się chciał tym zajmować, miałby dużo roboty.
Powszechność jakiegoś poglądu nie jest, poważnie mówiąc, żadnym dowodem, nie daje nawet prawdopodobieństwa słuszności. Ci, którzy tak twierdzą, przypuszczają chyba, 1) że oddalenie w czasie pozbawia ową powszechność jej siły dowodowej; inaczej bowiem musieliby powrócić do wszystkich dawnych błędnych zapatrywań, które kiedyś były powszechnie uważane za prawdę, np. do systemu Ptolemeusza, lub też np. wznowić katolicyzm we wszystkich krajach protestanckich; - 2) że oddalenie w przestrzeni działa w ten sam sposób; inaczej powszechność zdania u wyznawców buddyzmu, chrześcijaństwa i islamu musiałaby wprawić ich w zakłopotanie. (Według Benthama, Tactique des assemblees legislatives , yol. 2, p. 76).

To, co się nazywa zdaniem ogółu, jest, ściśle biorąc, zdaniem dwóch lub trzech osób i o tym przekonalibyśmy się, gdybyśmy mogli obserwować powstawanie takiego ogólnie przyjętego poglądu. Zauważylibyśmy wtedy, że tylko dwie lub trzy osoby najpierw to zdanie przejęły od innych albo wypowiedziały same, a inni z uprzejmości uwierzyli, w przekonaniu, iż rzecz była gruntownie zbadana. Uważając tych pierwszych za dostatecznie kompetentnych, przyłączyło się do tego zdania najpierw kilku następnych. Tym znowu uwierzyło wielu innych, którzy z lenistwa woleli po prostu uwierzyć od razu, zamiast podjąć mozolne badania. I tak z dnia na dzień narasta liczba tych leniwych i łatwowiernych zwolenników; gdy bowiem taki pogląd przyjęła już znaczna liczba osób, wówczas następni uważali, że to się mogło stać tylko dzięki słuszności tego poglądu. Pozostali zaś byli teraz zmuszeni uznawać to, co już zostało ogólnie uznane, jeżeli nie chcieli uchodzić za niespokojne głowy , które się opierają ogólnie uznanym poglądom, lub za zarozumialców, którzy chcą być mądrzejsi od całego świata. Podzielanie tego poglądu stało się obowiązkiem. Nieliczni, którzy są zdolni do wydawania własnych sądów, muszą teraz milczeć; ci zaś, którym wolno mówić - to ludzie niezdolni do własnego zdania i własnego sądu, którzy są tylko echem cudzych poglądów; tym gorliwiej jednak i tym fanatyczniej ich bronią. Nienawistny jest im bowiem każdy myślący inaczej, i to nie tyle z powodu odmiennego poglądu, ile z powodu zuchwalstwa, jakie wykazuje wypowiadając własne zdanie; rzecz taka im się nigdy nie zdarza i w gruncie rzeczy są tego świadomi.
Krótko mówiąc, bardzo mało ludzi umie myśleć, ale jakiś pogląd chce mieć każdy. I cóż pozostaje tu innego, jak przejąć gotowy pogląd od innych, zamiast wypracować go samemu?

- Co znaczy wobec tego głos stu milionów ludzi? - Tyle, ile np. jakiś fakt, który można znaleźć u stu pisarzy historycznych, zanim się nie dowiedzie, że wszyscy odpisywali jeden od drugiego, tak że w końcu wszystko sprowadza się do jednej jedynej wypowiedzi. (Według Bayle'a Pense`es sur les cometes , vol. 1, p. 10): ,, Dico ego, tu dicis, sed denique dixit et ille. Dictaque post toties, nil nisi dicta vides'' \(Mówię ja, mówisz ty, powiedział i tamten. Po tylu powiedzeniach widzę już tylko same powiedzenia).
Pomimo to w sporze z prostymi ludźmi można poglądy powszechne stosować jako autorytet. Okazuje się w ogóle, że jeżeli kłócą się ze sobą dwie osoby z gminu, to przeważnie używają autorytetów jako broni, którą zadają sobie ciosy. - Jeżeli z takim człowiekiem ma do czynienia jakaś lepsza głowa, to najbardziej wskazane jest zastosować tę samą broń dobierając ją do słabej strony przeciwnika. Albowiem na nacisk wywierany przez dowody będzie on, ex hypothesi (zgodnie z przypuszczeniem), nieczuły jak jakiś nowy Zygfryd (tu: w skórze smoka, odpornej na poranienia) , zrogowaciały w swojej niezdolności do myślenia i sądzenia. Spór przed sądem wiedzie się właściwie jedynie przy pomocy autorytetów, mianowicie autorytetu prawa, które jest ustalone ; rozumowanie sprowadza się tu do znalezienia odpowiedniej zasady prawnej, tzn. autorytetu, który w danym przypadku znajduje zastosowanie. Dialektyka zaś ma tu dość swobody, ponieważ w razie potrzeby omawianą sprawę oraz formułę prawną, które sobie nie odpowiadają, przekręca się tak długo, aż można je uważać za odpowiadające sobie; to samo można zrobić w przypadku odwrotnym.

Sposób 31. Ironia. Gdy nie znajdujemy odpowiedzi na przesłanki przeciwnika, możemy z subtelną ironią zgłosić swoją niekompetencję. "To, co Pan mówi, przechodzi moje słabe możliwości pojmowania ; być może, że to bardzo słuszne, ale ja tego nie mogę zrozumieć i powstrzymuję się od wydania jakiegokolwiek sądu". - W ten sposób insynuuje się słuchaczom, którzy nas szanują, że chodzi tu o nonsens. Tak np. wielu profesorów starej eklektycznej szkoły po ukazaniu się "Krytyki czystego rozumu" , a raczej wtedy, gdy zaczęła wywoływać sensację, oświadczyło: "My tego nie rozumiemy", i wydawało im się, że w ten sposób sprawa będzie zakończona. Gdy jednak kilku zwolenników nowej szkoły wykazało im, że oświadczając tak naprawdę mieli rację i że rzeczywiście nie rozumieli tego dzieła , wówczas bardzo im się popsuł humor.
Sposób ten można zastosować tylko wtedy, gdy się ma pewność, że jest się bardziej szanowanym przez słuchaczy niż przeciwnik; np. gdy profesor występuje przeciwko studentowi. Właściwie należy to jeszcze do poprzedniego sposobu, jest to bowiem podkreślenie własnego autorytetu zamiast argumentów , i to w sposób szczególnie złośliwy. A oto chwyt odwrotny. ,,Przy Pańskiej wielkiej przenikliwości zrozumiałby to Pan z łatwością, i to tylko moja wina, że rzecz źle przedstawiłem'', - po czym będziemy mu sprawę tak kłaść łopatą do głowy, że musi ją zrozumieć noIens volens i jasne się stanie, iż przedtem jej naprawdę nie rozumiał. Odparcie ataku zatem zachodziło tu tak : przeciwnik chciał nam insynuować "nonsens", a myśmy mu dowiedli "brak rozumu" - i to wszystko z największą grzecznością....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin