swiad.Przemka.doc

(3259 KB) Pobierz

              Świadectwo Przemka

 

Mam na imię Przemek. Urodziłem się  29 lat temu w średnio zamożnej, katolickiej rodzinie.

Moim miastem rodzinnym jest Nowa Ruda – Słupiec.

Dzieciństwo moje nie było za wesołe, chociaż mam liczną rodzinę; trzech braci i cztery siostry. Jednak to, co nas spotkało w dzieciństwie, źle odbiło się na nas wszystkich.

 

To, o czym chciałbym zaświadczyć opiszę możliwie skrupulatnie, omijając fakty, które dotyczą mojego rodzeństwa, skupiając się wyłącznie na tym, co dotyczy bezpośrednio mnie.

Mówiąc na marginesie, tak oto przebiegało dzieciństwo moje.

Część rodzeństwa: Brat Robert, starsza siostra Aneta i starsza siostra Beata, było już poza domem. Nie chciałbym tutaj powiedzieć, że w czasie kiedy byliśmy w komplecie, w domu było wspaniale. Chciałbym swoją opowieść rozpocząć od tego właśnie momentu.

 

Tak więc, jak wspomniałem na wstępie, byłem wychowywany w rodzinie o tradycjach katolickich, które ściśle wpajał nam mój ojciec. Chcę nadmienić okres czasu mojego dzieciństwa, kiedy z  całej ósemki rodzeństwa zostało nas pięcioro. Ja, mój o rok młodszy brat Daniel, młodszy o cztery lata brat Krzysiek, młodsza o dwa lata siostra Monika, i starsza o trzy lata siostra Asia. Reszta rodzeństwa była już poza domem.

Mój tato pracował w kopalni pod ziemią, a mama była najcudowniejszą kobietą na ziemi. Zajmowała się nami i domem.

Niestety mój tato uważał chyba inaczej, bo odkąd pamiętam bił ją często, a jeszcze częściej jej ubliżał.

To, co się działo, nie omijało mnie i całego mojego rodzeństwa. Odkąd pamiętam, tato pił. Pił w pracy, a nawet przed pracą. A kiedy był pijany, wtedy nas szkolił. Sprawdzał  nasze zeszyty, przepytywał z lekcji szkolnych krzycząc przy tym, oraz bił jak czegoś nie rozumieliśmy z jego bełkotu.

Tato uważał się zawsze za człowieka wierzącego. Na dowód tego zawsze wieczorem kazał nam odmawiać „pacierz”, tj: Ojcze nasz, wierzę w Boga, zdrowaś Maryjo, pod twoją obronę, dziesięć przykazań Bożych pięć przykazań  kościelnych.

Już nawet nie pamiętam co, i ile tego było. Pamiętam, że zawsze coś nowego dokładał, każąc w modlitwie odmawiać „pacierz”. Mówiliśmy chórkiem na głos i na pamięć. Nie mogliśmy się pomylić. Kiedy coś ojcu się nie spodobało, wracaliśmy do początku i tak w koło.

Najgorzej było wtedy, kiedy stał nad nami pijany. Często było to w nocy o trzeciej nad ranem. Zrywał nas ze snu, każąc nam się modlić. Bił nas kiedy płakaliśmy i prosiliśmy aby dał nam spać, a kiedy Mama stawała w naszej obronie, wtedy ubliżał też  Jej i także i Jej się dostawało.

Bezradność, to jedyne co przychodzi mi na myśl. Tak bardzo chciałem wtedy coś zrobić, ale co ja mogłem? Byliśmy dziećmi.

Ojca nie interesowało to że się uczymy, że rano wstajemy do szkoły. Przychodził pijany i nas budził i szkolił, a kiedy  wytrzeźwiał – nic nie pamiętał.

Na moich oczach tato maltretował moją Mamę, moje rodzeństwo. Ja, mimo że ojciec bił i mnie, żałowałem tylko tego że jestem taki mały, i nie mogę nic zrobić aby temu zaradzić.

Marzyłem o tym aby być silnym, aby pokonać ojca który nas bił, i tak, moim idolem stał się Bruce Lee. To straszne, że ośmioletnie dziecko zamiast chwalić Pana Boga, chce uczyć się walki wschodu aby bronić siebie, rodzeństwo i Mamę przed własnym ojcem.

Tak szatan przejął moją duszę, bo od  tego czasu ludzie stali się dla mnie potencjalnymi przeciwnikami. Tak to jest kiedy ćwiczy się  sztuki walki wschodu. Trzeba nauczyć się być czujnym 24 godz. na dobę. Oczy dookoła głowy, przygotowany do obrony, do odparcia ataku.

W szkole zaczęły się pierwsze problemy z nauką, z zachowaniem. Z dnia na dzień stawałem się bardziej agresywny. Biłem się dość często ze swoimi rówieśnikami. Później i ze starszymi od siebie. Był nawet czas, kiedy skakałem do nauczycieli.

Chciałem być najlepszy, najsilniejszy. Często wdawałem się w bójki. Szatan wyprał mnie z uczuć.

Dla mnie liczyło się tylko to: Kto i jak jest silny? A kiedy był słabszy, wtedy go ustawiałem.

Oczywiście w domu było coraz gorzej. Ojciec mnie bił, a ja wyżywałem się na innych. Byłem tak znerwicowanym dzieckiem, że aż sikałem do łóżka. I za to też dostawało mi się od ojca.

Przez to jaki byłem, cała uwaga mojego ojca skupiała się na mnie, a moje rodzeństwo mogło trochę odetchnąć.

 

W wieku 12 lat po raz pierwszy odważyłem się postawić ojcu. Trwało to krótko. Ojciec był pijany i bił moją Mamę, przewróciłem go więc i doprowadziłem do stanu takiego, że nie mógł podnieść się z podłogi. Nie wiedziałem czy dałem jemu radę, czy po prostu, dlatego, że pił już któryś dzień z kolei nie miał siły się podnieść.

Po raz pierwszy wtedy uciekłem z domu. Byłem przerażony tym co się stało, ale czułem, że  coś się we mnie zmieniło na zawsze.

Nie bałem się już mojego ojca. W taki sposób powoli zacząłem popalać papierosy i upijać się. Szatan zawładnął moim życiem. Chociaż na zewnątrz okazywałem gniew i złość, wewnątrz jak nikt -  potrzebowałem miłości, ciepła, bliskości, bezpieczeństwa i prawdziwego domu.

Niestety szatan zabrał mi to, a  dał w zamian kumpli, z którymi czułem się dobrze. Piliśmy razem, jeździliśmy na mecze, na zadymy, na dyskoteki. Stworzyliśmy razem zgraną paczkę.

Ulica stała się moim domem, a mój dom hotelem, do którego przychodziłem czasami wyspać się. Do szkoły szedłem tylko po to, aby pobić kogoś kto uważał się za silniejszego ode mnie. Żałowałem tylko jednego, tego, że moja Mama tak bardzo cierpiała z mojego powodu. Była chora, a ja nie umiałem wyrwać się z sideł szatana, w które mnie złapał.

 

W wieku 14 lat sąd umieścił mnie w Pogotowiu Opiekuńczym. Niestety, i tam pokazałem się ze złej strony. Sąd umieścił mnie w Zakładzie Poprawczym, tam również nie dali sobie ze mną rady. Mało tego, na przepustkach dopuściłem się wielu złych rzeczy, przeszkolony przez szkołę poprawczaka. Dopuściłem się zbrodni, za którą groziła mi już odsiadka minimum 3 lata więzienia. Przewieziono mnie do Zakładu Poprawczego o zaostrzonym rygorze. Jest to prawdziwa kolebka zła dla młodych ludzi. W całym zakładzie było nas piętnaście osób, sami najgorsi z wszystkich poprawczaków w Polsce. Tam zacząłem grypsować i znowu pokazałem, że nikt nie jest w stanie mnie zmienić gdyż uważałem, że to ja zawsze mam rację, a system jest zły. Miałem wtedy 16 lat i groziło mi więzienie. Może gdybym zmienił swoje postępowanie, sąd dałby mi szansę, ale tak się nie stało.

Kiedy ukończyłem 17 lat, z wyrokiem trzech lat pozbawienia wolności, przewieziono mnie do więzienia.

Początkowo bałem się, ale szybko się okazało, że więzienie w porównaniu do tego poprawczaka było niczym.

Zamiast się przestraszyć, postanowiłem podszkolić się i wyciągnąć z odsiadki jak najwięcej rzeczy, które pozwolą mi być bardziej przebiegłym. Zamiast płakać i żałować, ja myślałem jak tu wyjść i wymierzyć sprawiedliwość ojcu za jego dalsze znęcanie się nad matką i  za to że nas krzywdził.

Byłem zły, i dzień po dniu napełniałem się nienawiścią. We wszystkich widziałem zagrożenie. Każda sprzeczka kończyła się bójką. Do wszystkich miałem żal i pretensje. Do wspólników, do kolegów, do byłych dziewczyn, do policji, do sądów, do rodziców, do rodzeństwa, do strażników więziennych, tylko do siebie nie miałem zastrzeżeń. Niestety tak działa więzienie, gdzie szatan ma duże pole działania.

Po roku mojej odsiadki zmarła moja Mama. Przeżyłem to bardzo ciężko, chociaż z całego serca chciałem za to zabić ojca. Dobrze, że tak się nie stało.

Postanowiłem po raz pierwszy szukać pomocy i ratunku. Chciałem się zmienić. Obiecałem to nad grobem mojej Mamie. Nie było łatwo.  W więzieniu po raz pierwszy rzuciłem palenie i postanowiłem, że nie będę pił po wyjściu. Zapisałem się nawet na spotkania grupy „AA”. Nie chciałem już rozrabiać, i nie chciałem już zemsty na ojcu.

Starałem się. Po wyjściu nie było tak jak to sobie wyobrażałem. Zderzenie z  rzeczywistością przerosło mnie.

Zamknęli mnie jak miałem 14 lat, a wypuścili w wieku 19. nawet ciuchy, które miałem w magazynie więziennym były już za małe na mnie.

Opuściłem Zakład Karny mając na sobie spodnie dresowe, trampki i koszulkę, oraz starą kurtkę. Dostałem 20 zł. na życie i bilet kredytowy do domu, który wystawił mi Zakład Karny w Nysie.

Miałem też dobre chęci, udałem się więc do domu, zgłosiłem do wszystkich możliwych urzędów, i nic. Nie było pracy, nadziei. Mogłem natomiast liczyć na ojca, który deklarował się mi pomóc. Ojca, który po miesiącu zaczął mi wymawiać. Zaczęły się kłótnie z ojcem. Nie potrafiłem także porozumieć się z rodzeństwem. Czułem się w domu jak obcy. Znałem już tylko życie za kratami. To życie jest inne. Rządzi się ono innymi prawami.

Znowu zacząłem pić, palić, kraść, napadać i planować super numer, po którym już nie będę kraść, będę ustawiony. Myślałem o ratunku, ale byłem z daleka od Boga, uważałem, że jeśli sam  się nie zmienię to nikt mnie nie zmieni.

Umiesz liczyć? Licz na siebie!”. Tak wtedy myślałem. Szatan zacierał swoje podłe ręce.

Poznałem kolejnych kompanów, z którymi robiłem wszystko, aby jakoś sobie dać rady na tym świecie. Aby kupić sobie ubrania, jakiś alkohol i papierosy.

Znowu więzienie, z tym, że już jako recydywista. Jako 20 latek, po raz drugi w więzieniu. Byłem bezsilny. Szatan próbował odebrać mi życie. Miałem dość wszystkiego.

Po 10 miesiącach wolności wyrok w zawieszeniu. Trzy miesiące, i znowu byłem w więzieniu. Tym razem na dłużej. Byłem zły i oskarżałem znowu wszystkich i wszystko. A że nie umiałem żyć uczciwie, postanowiłem sobie poradzić w inny sposób.

Tak poznałem smak łatwych pieniędzy, i chociaż byłem zagorzałym wrogiem narkotyków, szatan i z tym sobie poradził.

Nie miałem innego pomysłu na życie. Nie miałem pieniędzy. W więzieniu nie   pracowałem. Zacząłem więc handlować śmiercią. Przestałem widzieć w narkotykach zagrożenie, a zacząłem widzieć „ratunek”.

Pieniądze dawały mi poczucie bezpieczeństwa i niezależność. Szatan jest przebiegły, i ma wiele sposobów aby każdego zwieść. Tak omotał mnie, że nie tylko narkotyki sprzedawałem, ale zacząłem je zażywać.

Mając 22 lata stałem się dilerem i narkomanem. Byłem zniewolony przez wszelkie nałogi i pożądliwości ciała.

Szybko piąłem się w górę w więziennym biznesie. Po wyjściu również szybko przejąłem rynek w swoim mieście, na który rzucałem dragi.

W niedługim czasie dostarczałem już narkotyki na wiele miast i wielu ludziom. W czasie dwu i pół roku pobytu na wolności narobiłem wiele zła, i podejrzewam, że gdybym miał teraz za to wszystko odsiedzieć, to nie wyszedłbym z więzienia tak szybko.

W bardzo szybkim tempie zarabiałem pieniądze, i szybko je wydawałem na złe rzeczy. Ćpałem, piłem, i traciłem rozum. A diabeł ręce zacierał.

Czułem się ponad prawem. Odbierałem długi. Biłem ludzi obstawiając dyskoteki, zajmowałem się wszystkim, co przynosi zarobek, a niekoniecznie jest legalne. Tylko chwilami miałem lekkie przebłyski, będąc przerażony tym co robię, bojąc się samego siebie. Niestety nie umiałem się z tego wyrwać, chociaż bardzo chciałem.

Marzyłem o tym, aby poznać jakąś normalną dziewczynę, która mnie pokocha, i dla której się zmienię, którą i ja będę mógł pokochać.

 

Bóg znał moje myśli, moje serce, zna je i dzisiaj. On wie o wszystkich naszych pragnieniach.  Przed Nim nic nie da się ukryć. Dał mi szansę, poznałem wspaniałą dziewczynę. Inną jak te, które znałem.

Już dawno nie wierzyłem w miłość. W ogóle  nie wiedziałem czym naprawdę ona jest, i jak bardzo jej potrzebowałem. Tylko Bóg mógł kierować jej postępowaniem,  aby mogła zawsze przy mnie trwać w chwili gdy inni uciekali.

Po raz pierwszy zacząłem poważnie zastanawiać się nad sobą. Po raz pierwszy poczułem, że wyrządzam komuś  krzywdę, że ktoś wylewa przez mnie łzy. Zaczęło do mnie docierać, że te pieniądze są brudne. Płacąc nimi zauważyłem jak niektórzy ludzie patrzą na mnie pogardliwie. Poczułem, że rzucam złe światło na dziewczynę, która mnie tak bardzo kochała. To dziwne, ale wcześniej tego nie widziałem. Dopiero  kiedy pojawiła się ta dziewczyna, moja Sabinka i jej miłość. Ta miłość przemieniała mnie już w tym czasie (1 Kor. 13; 1-13).

Bóg dał mi Sabinkę, która  poświęciła i nadal poświęca swoje młode życie dla takiego kogoś jak ja. Gdyby tak nie było, to po tygodniu znajomości po prostu by mnie zostawiła. Bóg jednak nikogo nie odtrąca!

 

W 2008 roku zostałem zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze, gdyż okazało się, że byłem obserwowany od dwóch lat. Wiedzieli o mnie wszystko. Pytanie było proste: Przyznaję się czy nie? Tak naprawdę już wiedziałem czego chcą. Postąpiłem wbrew sobie, ponieważ ja nigdy do niczego nie przyznawałem się.

Myślałem o Sabince, o tym, jak bardzo ją zawiodłem. O tym, jak bezinteresownie mnie pokochała, i ile przeszła przy mnie, nie zostawiła, trwała wiernie.

 

Przesłuchań nie pamiętam, po prostu tak jakbym wiedział co mam mówić, a w sercu czułem, że dobrze robię. Po przesłuchaniach okazało się, że było na mnie tyle materiału, iż  nie musiałem nic dodawać z tym, że gdybym się nie przyznał, startowałbym z pułapu 15 lat.

Długo nie rozumiałem tego skąd wiedziałem jak postąpić, co mam mówić, i dlaczego będzie tak dla mnie lepiej? Dzisiaj oczywiście wiem, że to Pan  mnie prowadził i prowadzi dalej. Nadal jest On moim Pasterzem.

Kiedy przewieziono mnie do aresztu śledczego z prokuratury, tak się złożyło, że siedziałem jakiś czas sam. Płakałem jak dziecko, wołając o pomoc do Boga, którego jeszcze wtedy nie znałem.

Po upływie miesiąca zacząłem przemieniać swoje myślenie. Postanowiłem zmienić siebie. Rzuciłem palenie, odsunąłem od siebie chęci do ćpania i picia. Zacząłem pracować nad moim agresywnymi reakcjami. Jeszcze nigdy w życiu z niczym nie szło mi tak łatwo! Nie chciałem już żyć jak przestępca!!!

Dzisiaj wiem dlaczego Pan mi to zabrał. Po prostu Bóg jest WIELKI!

 

Przyszedł czas kiedy poczułem w sercu swoim potrzebę rozmowy z Bogiem. chciałem podziękować, i jedyne co przychodziło mi do głowy, to pójść do kaplicy więziennej na mszę.

Pamiętam, że bardzo trudno było się tam dostać. Na mszy byłem dwa razy przez trzy miesiące. Pamiętam dobrze, że za drugim razem na mszy byłem sam. Nie bardzo się to podobało księdzu – dla jednego odprawiać mszę.

W połowie mszy ogarnęło mnie dziwne uczucie. Zrobiło mi się bardzo gorąco. W głowie poczułem zawirowanie, a w sercu ścisk. Z oczu popłynęły łzy, a ja prosiłem Boga o pomoc. Oddałem się Bogu aby mną kierował.

Pierwszy raz w życiu coś takiego wtedy czułem. Od tamtej pory niestety, nie mogłem się już dostać do kościoła. Podobno, z tego co mi mówiono, ksiądz poszedł na urlop. Starałem się modlić w celi, chociaż nie wiedziałem, że tak można. Byłem  w tym czasie w Areszcie Śledczym w Jeleniej Górze, oczekując na transport, gdyż mieli mnie przewieźć do Zakładu Karnego do Kłodzka. Nie chciałem tam jechać, gdyż poprzednimi wyrokami dałem się tam we znaki personelowi, dlatego głupio mi było spojrzeć w oczy dyrektorowi tej jednostki.

Trzy dni przed moim transportem do mojej celi dali chłopaka o imieniu Damian. Przywieźli go z Zakładu Karnego z Kłodzka. To nie był przypadek.

Rozmawialiśmy dużo o tym co się zmieniło w Kłodzku, a co nie. Okazało się, że mamy wspólnego znajomego – Zbyszka.

Damian powiedział mi, że Zbyszek jest osobą nawróconą, i że oddał swoje życie Jezusowi. Zdziwiłem się , ponieważ znałem go, ale nie wiedziałem o nim takich rzeczy.

To jeszcze nic. Jakie było moje zdziwienie, kiedy Damian powiedział, że siedział ze Zbyszkiem w jednej celi. Że  ta cela  jest celą wyznaniową, i czyta się tam Słowo  Boże, nie przeklina się, a rozmawia o Jezusie. Modli się codziennie do Boga. Gdzie w więzieniu takie rzeczy!?

Chciałem się na tą celę dostać pewnie dlatego, aby odciąć się od środowiska przestępczego, od kolesi ze świata, do których pewnie bym trafił po przyjeździe do Kłodzka. Nie chciałem znowu wracać do starych nawyków, a kiedy dostaniesz się między wilki, to albo się dostosujesz i pokażesz  kły, albo cię zjedzą.

Tak jest w świecie, w którym kiedyś wiodłem prym. Teraz jednak byłem już innym człowiekiem, zmienionym, ale jeszcze zagubionym, słabym, podatnym na otaczające zło.

 

Damian napisał list do Zbyszka, i poprosił mnie abym na pewno przekazał ten list, co wiązało się  z tym, że muszę iść na celę wyznaniową. Damian tak jakby znał moje myśli mówiąc, że nawet mam skłamać iż jestem Zielonoświątkowcem po to, aby dostać się do tej celi.

Po przyjeździe do Kłodzka szatan podpowiadał  mi wiele innych rozwiązań, chciał odwieść mnie od pójścia do celi gdzie był Zbyszek.

Podsuwał mi inne pomysły mówiąc, że to nie dla mnie, że to sekta.

Jednak Bóg sprawił, że idę do celi wyznaniowej. Chwała Bogu!

Otworzyły się drzwi celi no i Zbyszek zdębiał, myślał, że to jakaś prowokacja ze strony administracji więziennej, aby wywołać jakąś awanturę.

Zbyszek znał mnie ze złej strony, nie wiedział, że ja jestem już innym człowiekiem, że  chcę się odciąć od świata przestępczego. Od razu przekazałem Zbyszkowi list od Damiana. Po jego przeczytaniu Zbyszek mnie przytulił i ucieszył się bardzo, że Bóg otworzył mi oczy, posługując się różnymi osobami aby takich jak ja przyprowadzić do Siebie.

Moja rozmowa ze Zbyszkiem była długa. Opowiedziałem o wszystkim, co mnie spotkało, i co skłoniło do przemiany. Zbyszek otworzył Biblię i wyjaśnił mi jak Bóg troszczy się o chromych i chorych. Jak bardzo ukochał mnie, tak podłego grzesznika, dając za mnie swojego jedynego, ukochanego Syna, Jezusa Chrystusa aby moje grzechy były odpuszczone, jeśli tylko w Niego prawdziwie uwierzę (Jn.3; 16).

Dostałem od Zbyszka Nowy Testament. Powiedział abym czytał, a jeśli będę miał jakieś pytania, abym po prostu pytał. Wprowadził mnie mówiąc o nabożeństwach. O tym, że odwiedza nas kapelan Andrzej Kulita, były recydywista.

Jak na jeden dzień było to dla mnie trochę za dużo. Recydywista i kapelan?! Miałem mieszane uczucia, i coraz więcej pytań.

 

Z dnia na dzień poznawałem Słowo Boże, analizując je. Poznawałem Andrzeja, ucząc się czegoś nowego. Słuchałem mnustwo świadectw na płytach. Czytałem te napisane, i tak jest do dnia dzisiejszego. Bóg pracuje nade mną każdego dnia.

Dawni koledzy kiedy  mnie widzieli pytali:  Co jest grane? Do dnia dzisiejszego myślą, że udaję, że gram aby coś na tym skorzystać.

Nie wierzą w moją przemianę. Zresztą, oni z reguły w nic nie wierzą. Ja uwierzyłem i oddałem swoje życie Panu Jezusowi. W moim sercu mieszka Jezus!

Dzisiaj mija dziesiąty miesiąc jak chodzę z Jezusem. Przez ten cudowny, wspaniały czas, Bóg pokazał mi wiele. Dzisiaj wiem, że Bóg wyrwał mnie ze świata, i  że bez Niego byłbym nikim! Bóg pokazał mi w jakim bagnie tkwiłem, za co jestem Mu wdzięczny! Dzięki bogu dotarło do mnie jak puste było moje myślenie kiedy uważałem że gangsterka to coś kozackiego!!

 

Kiedy tak naprawdę poznałem Andrzeja Kulitę, i gdy  zobaczyłem jak piękną i szlachetną, Bożą pracę ten brat wykonuje, i kiedy zrozumiałem jak dzięki Bogu ten człowiek wyciąga z rąk szatana ludzi, których dawno świat skreślił, zrozumiałem – Bóg jest dobry i wielki.

Chwała Bogu za posługę jaką pełni Andrzej, siostra Gienia, brat Staszek, i wszyscy, którzy przychodzą do więzień aby prowadzić nabożeństwa poświęcając swój czas, który mogliby spędzić ze swoimi bliskimi, w swoich domach. Przynoszą nadzieję i słowo otuchy zagubionym więźniom.

Chwała Bogu za zbór w Kłodzku, za pastora Krzysia Kwietnia – sługę Bożego, oraz wszystkich braci i sióstr w Jezusie Chrystusie, którym leży na sercu każda zbłąkana owieczka. Dzięki Bogu za moją Sabinkę, za jej miłość i poświęcenie.

To przez jej najpiękniejsze serce Pan do mnie dotarł!!!!

Na dzień dzisiejszy wiem jak Bóg jest wielki, jak pozabierał mi nałogi, agresję, złe myśli i pożądliwości ciała.

Bóg codziennie mnie ciosa, wyciąga ze mnie moje ułomności, a ja Jemu za to dziękuję.

Dzięki Bogu, mogłem uczestniczyć w konferencji chrześcijańskiej w Kłodzkim zborze, gdzie brat Andrzej mógł mnie wziąć na osiem godzin.

Przeżyłem wtedy cudowne chwile z Bogiem, które umocniły mnie duchowo.

Miałem okazję osobiście porozmawiać z panem dyrektorem ZK. Mogłem go przeprosić za swoje złe postępowanie w przeszłości. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia.

Zrzuciłem z siebie cały brud. Bóg mnie oczyścił. Dzisiaj modlę się o innych ludzi, nie traktując ich jak potencjalnych przeciwników.

To Pan Jezus dał mi Sabinkę aby mnie przemienić. Jestem za to Jemu wdzięczny.

On jest lekarzem. On uzdrawia wszystkich, którzy tego pragną.

Dziękuję za zbór, Andrzeja, Damiana, Zbyszka, Krzysia, Gienię, Stasia, za  celę wyznaniową, za Słowo Boże.

Pan Jezus pozwolił mi kolejny raz zaświadczyć o Nim moim bliskim. O tym, że mnie przemienia.

Andrzej z Bożą pomocą wziął mnie ostatnio na przepustkę trzydziesto godzinną. Bóg sprawił, że mieliśmy okazję rozmowy z moim rodzeństwem.

Bóg pozwolił mi zostawić im nadzieję, małą iskierkę w ich sercach świadczącą o moim nowym narodzeniu do nowego życia. O mojej przemianie z Jego pomocą.

Każdego dnia bóg temperuje mnie, a ja cieszę się, że dzieje się to tutaj w więzieniu. Pewnie gdybym był na wolności, i pokładałbym wiarę we własne siły, z pewnością bym upadł.

Warto iść wąską drogą i dźwigać swój krzyż, bo gdy widzę oczy moich bliskich mi osób, i tą nadzieję  w nich samych, to wiem – warto jest!

Chociaż tak naprawdę nie rozumieją co się ze mną stało. Dziwią się jak mówię im o Bogu. Że On żyje! Jest wielki! Przemienia mnie!

Znają tylko to, co wpajał im ojciec i kościół katolicki z proboszczem na czele.

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dać im  świadectwo swoim postępowaniem, które wciąż zmienia Pan Jezus.

Dlatego dzisiaj błogosławię mojego ojca, i modlę się o niego, aby Bóg go uwolnił i wyrwał z rąk szatana.

Wiem, że Bóg jest wielki, i ma  wobec moich bliskich plan, dlatego modlę się do Pana prosząc, aby dał siłę do świadczenia, że Jezus jest żywy i mnie przemienił. Nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych! Dla nich będzie to żywy dowód na istnienie Boga prawdziwego!

Ja to już dzięki temu, że miałem możliwość na własne oczy i uszy usłyszeć, zobaczyć wiele świadectw ludzi nawróconych.

Dzięki temu, że Bóg posługuje się Andrzejem, który sprowadza do więzienia braci w Jezusie z całego kraju i zza granicy, którzy świadczą o tym, kim byli, i jak Bóg ich uratował.

 

Pozostawiam dzisiaj moje świadectwo, aby świadczyło o tym jak przemienia Bóg. Każde, nawet najbardziej zatwardziałe serce. On czeka pukając do serca każdego z nas, aż Go wpuścimy, i przyznamy się do tego,że bez Niego nic nie znaczymy.

 

Chwała Bogu!

Przemek

  ...Dziś mija drugi rok jak chodzę w Panu ożeniłem się otworzyłem firmę. Gdyby nie Bóg nadal tkwił bym w tym bagnie taplał się w tym przestępczym brudzie i nie miał bym kapki nadziei na normalne życie. Pewnie działał bym w nielegalnej branży krzywdził bym ludzi ,albo po prostu bym nie żył a w najlepszym przypadku może bym siedział w więzieniu!!!!! Chwała Bogu za to że zlitował się nad takim kimś jak ja i dał się poznać mi jako mój prawdziwy Ojciec Sprawiedliwy i Jedyny  chwała niech będzie Panu bogu Naszemu na wieki wieków !!!!!!!!

Zgłoś jeśli naruszono regulamin