Johansen Iris - Łajdak.pdf
(
1715 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Johansen Iris - \243ajdak)
Iris Johansen
ŁAJDAK
1
16 lutego 1809 r. Talenka, Montawia, Bałkany
Kto
Ļ
roztrzaskał Okno do Nieba.
Tylko ksi
ħŇ
ycowa po
Ļ
wiata i zimny wiatr wpadały przez wielki, okr
Ģ
gły wykusz, niegdy
Ļ
ciesz
Ģ
cy ludzkie oczy wspaniało
Ļ
ci
Ģ
i pi
ħ
knem.
Przygl
Ģ
daj
Ģ
c si
ħ
skutkom wandalizmu, Marianna mocno zacisn
ħ
ła palce na masywnych
wrotach,
Ň
eby nie zasłabn
Ģę
. Spó
Ņ
niła si
ħ
. Zawiodła mam
ħ
. Witra
Ň
rozbito, po D
Ň
idalarze nie
zostało ani
Ļ
ladu. I nagle, my
Ļ
l
Ģ
c o tej straszliwej profanacji, zapomniała o całym
Ļ
wiecie,
przej
ħ
ta gł
ħ
bokim poczuciem straty. Wiedziała,
Ň
e D
Ň
idalar powinien by
ę
dla niej
najwa
Ň
niejszy, ale na Boga, tyle czystego pi
ħ
kna przepadło na zawsze.
Czemu była tym oszołomiona? Zniszczono przecie
Ň
wszystko, co w jej
Ň
yciu miało
znaczenie. Wła
Ļ
ciwie to,
Ň
e przestała istnie
ę
ostatnia jasna cz
Ģ
stka przeszło
Ļ
ci, pasowało do
reszty.
- Marianno... - Alex poci
Ģ
gn
Ģ
ł j
Ģ
za rami
ħ
. - Zdaje si
ħ
,
Ň
e ich słysz
ħ
!
Zamieniła si
ħ
w słuch, nie usłyszała jednak niczego niepokoj
Ģ
cego, tylko
Ļ
wist wiatru,
przemykaj
Ģ
cego w
Ļ
ród wypalonych, opuszczonych domostw. Odwróciła wzrok od
połyskuj
Ģ
cych okruchów szkła, rozsypanych na posadzce ko
Ļ
cioła. Przygl
Ģ
dała si
ħ
teraz
ruinom, które niegdy
Ļ
były miasteczkiem Talenka. Nadal nic trwo
ŇĢ
cego do niej nie docierało,
chłopiec jednak zawsze miał ostrzejszy słuch.
- Czy jeste
Ļ
pewien?
- Nie, ale zdaje mi si
ħ
... - Przekrzywił głow
ħ
. - Tak!
Nie nale
Ň
ało tutaj wraca
ę
. Powinna była wybra
ę
drog
ħ
na południe. Matka by jej to
wybaczyła. Przecie
Ň
jeszcze nie odebrano jej zupełnie wszystkiego. Jeszcze miała Alexa i nie
mogła pozwoli
ę
, aby go zabito.
Zatrzasn
ħ
ła ci
ħŇ
kie wrota, nabijane mosi
ħŇ
nymi
ę
wiekami, i poci
Ģ
gn
ħ
ła chłopca za sob
Ģ
.
Przebiegła dług
Ģ
boczn
Ģ
naw
Ģ
do ołtarza, potykaj
Ģ
c si
ħ
po drodze o połamane kute kandelabry
i grube białe
Ļ
wiece, walaj
Ģ
ce si
ħ
po marmurowej posadzce.
ņ
ołnierze jak zwykle wszystko
spl
Ģ
drowali, pomy
Ļ
lała z niech
ħ
ci
Ģ
. Znikł złoty krucyfiks, który dawniej zdobił
Ļ
cian
ħ
pod
Oknem do Nieba, zrzucono z cokołu rze
Ņ
b
ħ
Marii z Dzieci
Ģ
tkiem, stoj
Ģ
c
Ģ
przedtem na lewo od
ołtarza.
- Konie! - szepn
Ģ
ł Alex.
Wreszcie i ona usłyszała: ostry stukot podkutych kopyt o bruk uliczki.
- Nie znajd
Ģ
nas - odparła równie
Ň
szeptem. - Te
Ļ
winie nie widziały, jak wchodzimy, a
do ko
Ļ
cioła im nie po drodze. Modli
ę
te
Ň
si
ħ
nie modl
Ģ
. - Wepchn
ħ
ła chłopca za kolumn
ħ
przy
ołtarzu i sama te
Ň
skuliła si
ħ
za nim. - Ale schowamy si
ħ
tu na chwil
ħ
i poczekamy, a
Ň
odjad
Ģ
.
Alex dr
ŇĢ
c przysun
Ģ
ł si
ħ
do Marianny.
- A je
Ļ
li wejd
Ģ
do
Ļ
rodka?
- Nie wejd
Ģ
. - Otoczyła go ramieniem. Schudł od zeszłego tygodnia, pomy
Ļ
lała
zmartwiona, a do tego przez cały ostatni dzie
ı
kasłał. Resztki
Ň
ywno
Ļ
ci, które udawało jej si
ħ
wynale
Ņę
w opuszczonych gospodarstwach pod miasteczkiem, ledwie wystarczały, by
utrzyma
ę
ich oboje przy
Ň
yciu.
- A je
Ļ
li wejd
Ģ
? - powtórzył Alex. Bo
Ň
e, ale
Ň
uparty malec.
- Powiedziałam ci... - Urwała. U
Ļ
wiadomiła sobie,
Ň
e wła
Ļ
ciwie nie wie, czy
Ň
ołnierze
ksi
ħ
cia tego nie zrobi
Ģ
. Nie była pewna nikogo ani niczego. Miała powa
Ň
ne w
Ģ
tpliwo
Ļ
ci, czy
ci dranie przyszliby tu oddawa
ę
cze
Ļę
Bogu, mogli jednak wróci
ę
, by pali
ę
i rabowa
ę
. – Je
Ļ
li
wejd
Ģ
, ukryjemy si
ħ
w mroku i b
ħ
dziemy siedzie
ę
cicho, póki si
ħ
st
Ģ
d nie zabior
Ģ
.
Wytrzymasz?
Skin
Ģ
ł głow
Ģ
i oparł si
ħ
o ni
Ģ
jeszcze mocniej, miała wra
Ň
enie,
Ň
e stał si
ħ
ci
ħŇ
szy.
- Jest mi zimno, Marianno.
- Wiem. Gdy tylko odejd
Ģ
, poszukamy schronienia na noc.
- Czy b
ħ
dziemy mogli rozpali
ę
ognisko? Pokr
ħ
ciła głow
Ģ
.
- Nie, ale mo
Ň
e uda nam si
ħ
znale
Ņę
koc dla ciebie.
- I dla ciebie. - U
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
do niej w
Ģ
tle, ale i tak jego twarz nabrała promiennego
wyrazu cherubina, który jej matka utrwaliła w swym ostatnim dziele, wzi
Ģ
wszy Alexa za
model. Marianna zobaczyła u
Ļ
miech chłopca pierwszy raz od tamtej nocy, gdy...
Mama...
Szybko odepchn
ħ
ła od siebie t
ħ
my
Ļ
l. Nie wolno jej było my
Ļ
le
ę
o tamtej nocy ani o
niczym, co stało si
ħ
potem. Zdawała sobie spraw
ħ
,
Ň
e odbiera jej to siły, które musiała
zachowa
ę
dla Alexa.
- Dla mnie te
Ň
. - Miała ochot
ħ
pochyli
ę
si
ħ
i pocałowa
ę
chłopca, ale Alex miał ju
Ň
cztery
lata i uwa
Ň
ał si
ħ
za zbyt dorosłego na tak
Ģ
manifestacj
ħ
uczu
ę
. - Zaraz, gdy tylko si
ħ
wynios
Ģ
.
Jednak tamci nie zamierzali si
ħ
wynie
Ļę
. Byli coraz bli
Ň
ej. Marianna słyszała teraz konie
przed samym ko
Ļ
ciołem, rozmow
ħ
m
ħŇ
czyzn i
Ļ
miechy.
Serce jej łomotało, przyci
Ģ
gn
ħ
ła Alexa do siebie.
Bo
Ň
e, niech sobie pójd
Ģ
modliła si
ħ
Ň
arliwie. Matko Boska, nie pozwól im wej
Ļę
do
ko
Ļ
cioła.
Na kamiennych stopniach rozległy si
ħ
kroki.
Poczuła bolesny skurcz w
Ň
oł
Ģ
dku.
- Marianno...
- Pst... - Szczelnie zasłoniła malcowi usta.
Wrota zaskrzypiały i otworzyły si
ħ
. Modlitwy nie pomogły. Teraz musiała przypomnie
ę
sobie nauki matki i polega
ę
tylko ,na sobie. Mama... Ogarn
ħ
ła j
Ģ
straszna
Ň
ało
Ļę
. Piek
Ģ
ce łzy
przesłoniły oczy, tak
Ň
e ledwie mogła zobaczy
ę
m
ħŇ
czyzn
ħ
stoj
Ģ
cego na progu. Zamrugała.
Nie płakała, odk
Ģ
d zdarzyło si
ħ
tamto, i teraz te
Ň
nie b
ħ
dzie. Łzy s
Ģ
dla słabych, a ona musi
by
ę
silna.
Przygl
Ģ
dała si
ħ
, jak m
ħŇ
czyzna rusza wzdłu
Ň
nawy. Był wysoki, bardzo wysoki, krok
miał długi i spr
ħŇ
ysty, za nim rozpo
Ļ
cierała si
ħ
ciemna peleryna, przypominaj
Ģ
ca skrzydła
s
ħ
pa. M
ħŇ
czyzna nie nosił barw ksi
ħ
cia, nie znaczyło to jednak,
Ň
e nie jest wrogiem. Z ulg
Ģ
stwierdziła,
Ň
e nikt mu nie towarzyszy. Zostawił sługusów na zewn
Ģ
trz. Przeciwko jednemu
człowiekowi miała wi
ħ
ksze szanse.
Potkn
Ģ
ł si
ħ
w ciemno
Ļ
ci i zakl
Ģ
ł pod nosem. Dosłyszała ciche westchnienie Alexa.
Tamtej nocy było mnóstwo przekle
ı
stw,
Ļ
miechów i przera
Ņ
liwego krzyku. Tuliła braciszka do
piersi,
Ň
eby nic nie widział, ale nie była w stanie zatka
ę
mu uszu. I teraz znowu jej dło
ı
zaciskała si
ħ
na wychudzonym ramieniu chłopca, by doda
ę
mu otuchy.
M
ħŇ
czyzna znów si
ħ
potkn
Ģ
ł, po czym przystan
Ģ
ł i schyliwszy si
ħ
podniósł co
Ļ
z
posadzki. W kilka minut pó
Ņ
niej zamigotał nikły płomyk. Przybysz zapalił znaleziony ogarek.
Skulona Marianna wcisn
ħ
ła si
ħ
gł
ħ
biej w mrok. Uwa
Ň
nie
Ļ
ledziła przybysza wzrokiem,
wypatruj
Ģ
c oznak słabo
Ļ
ci. Miał czarne włosy z warkoczykiem, poci
Ģ
gł
Ģ
twarz i błyszcz
Ģ
ce
zielone oczy.
Wysoko uniósł ogarek, usiłuj
Ģ
c przenikn
Ģę
spojrzeniem ciemno
Ļę
, póki nie dojrzał
ziej
Ģ
cej czelu
Ļ
ci, która kiedy
Ļ
była Oknem do Nieba. Zacisn
Ģ
ł palce na
Ļ
wiecy, a twarz
wykrzywił mu wyraz demonicznej w
Ļ
ciekło
Ļ
ci.
- Blu
Ņ
nierstwo! - Nog
Ģ
w wysokim bucie do konnej jazdy kopn
Ģ
ł okruchy szkła na
marmurowej posadzce. - Niech to piekło pochłonie!
Zakl
Ģ
ł po angielsku. Musiał by
ę
Anglikiem, tak samo jak jej ojciec, ale ojca nigdy nie
widziała w takiej furii. Alex cicho j
ħ
kn
Ģ
ł.
- Kto tam? - spytał m
ħŇ
czyzna.
Obracał si
ħ
w ich stron
ħ
! Mimo dusz
Ģ
cej trwogi Marianna próbowała skupi
ę
my
Ļ
li. Je
Ļ
li
ten człowiek ich zobaczy, stan
Ģ
si
ħ
łatwym łupem. Jedyn
Ģ
broni
Ģ
mogło by
ę
dla nich
zaskoczenie.
- Zosta
ı
tutaj - szepn
ħ
ła do malca. - Czekaj! - Pchn
ħ
ła Alexa jeszcze dalej za kolumn
ħ
i
skoczyła naprzód ku nieznajomemu.
- Co, do dia... aach. - Marianna wbiła głow
ħ
w brzuch m
ħŇ
czyzny, pozbawiaj
Ģ
c go tchu, i
chwyconym z posadzki przełamanym
Ň
elaznym kandelabrem, pchn
ħ
ła go mi
ħ
dzy nogi.
Przeciwnik sykn
Ģ
ł i zwin
Ģ
ł si
ħ
z bólu.
- Alex, do mnie! - zawołała.
Po kilku sekundach chłopiec był przy niej. Chwyciła go za r
ħ
k
ħ
i poci
Ģ
gn
ħ
ła za sob
Ģ
wzdłu
Ň
nawy. Zanim jednak zdołali dopa
Ļę
drzwi, Marianna poczuła silne szarpni
ħ
cie i ci
ħŇ
ko
upadła na ziemi
ħ
. Została schwytana. M
ħŇ
czyzna przewrócił j
Ģ
na plecy i dosiadł okrakiem.
Była bezradna. Tak samo jak wtedy jej matka.
- Nie! - broniła si
ħ
zaciekle.
- Le
Ň
spokojnie, do diabła.
Alex skoczył m
ħŇ
czy
Ņ
nie na plecy i oplótł chudymi ramionami jego szyj
ħ
.
- P
ħ
d
Ņ
, Alex - wykrzykn
ħ
ła Marianna. - Uciekaj! Czuła, jak m
ħŇ
czyzna na niej t
ħŇ
eje.
- Mój Bo
Ň
e - mrukn
Ģ
ł, a potem dodał z niech
ħ
ci
Ģ
: - Dzieciaki!
- Zerwał si
ħ
na równe nogi, próbuj
Ģ
c strz
Ģ
sn
Ģę
z siebie Alexa. Marianna natychmiast
uniosła si
ħ
na czworakach i kl
ħ
cz
Ģ
c złapała za upuszczony wcze
Ļ
niej kandelabr.
- Marianno!
Podniosła głow
ħ
i dojrzała,
Ň
e jej brat wyrywa si
ħ
z ramion m
ħŇ
czyzny. Skoczyła ku
tamtemu z wysoko uniesionym kandelabrem, ale obcy bez namysłu zasłonił si
ħ
Alexem jak
tarcz
Ģ
.
- Och, nie. Ju
Ň
do
Ļę
- powiedział pos
ħ
pnym tonem, tym razem po montawsku. Nie
dopuszcz
ħ
do drugiego zamachu na mnie. Mam inne plany w zwi
Ģ
zku z moj
Ģ
m
ħ
sko
Ļ
ci
Ģ
.
Taki jak wszyscy m
ħŇ
czy
Ņ
ni!
ņ
ałowała,
Ň
e nie ma miecza, by go okaleczy
ę
.
- Postaw go - rzuciła gniewnie.
- Zaraz. - Musiał by
ę
bardzo silny. Trzymał Alexa jak piórko.
- Ale tylko pod warunkiem,
Ň
e mnie nie napadniesz.
- Postaw go na ziemi.
- A je
Ļ
li nie?
- Znajd
ħ
sposób,
Ň
eby jeszcze zrobi
ę
ci krzywd
ħ
.
- O, znowu gro
Ņ
ba. Jeste
Ļ
troch
ħ
za młoda,
Ň
eby straszy
ę
innych. Marianna zbli
Ň
yła si
ħ
o
krok. Spojrzał z napi
ħ
ciem na
Ň
elastwo
w jej dłoni.
- Nie podchod
Ņ
. - Przystan
ħ
ła, a on jakby nieco si
ħ
odpr
ħŇ
ył. - Powinna
Ļ
si
ħ
nauczy
ę
,
Ň
e
ten, kto co
Ļ
zdobył, dyktuje warunki. A zdaje si
ħ
,
Ň
e moja zdobycz ma dla ciebie warto
Ļę
. -
Cofn
Ģ
ł si
ħ
o kilka kroków. - On jest jeszcze mały, wiesz? A małe dzieci da si
ħ
łatwo
skrzywdzi
ę
.
Przeszył j
Ģ
l
ħ
k.
- Zabij
ħ
ci
ħ
, je
Ļ
li...
- Nie mam zamiaru zrobi
ę
mu nic złego - przerwał. - Chyba
Ň
e zmusisz mnie do
samoobrony.
Przyjrzała mu si
ħ
badawczo. G
ħ
ste ciemne włosy rozchodziły si
ħ
od warkoczyka i
tworzyły obramowanie poci
Ģ
głej twarzy. Proste czarne brwi rysowały si
ħ
wyra
Ņ
nie nad
zadziwiaj
Ģ
co zielonymi oczami, a nos nieznajomego przypominał dziób orła. Była to twarz
niewzruszona jak kamie
ı
; nale
Ň
ała do człowieka, który potrafił by
ę
okrutny.
- Je
Ļ
li odpowiesz na moje pytania, odstawi
ħ
tego młodego człowieka na ziemi
ħ
-
powiedział. - Zapewniam,
Ň
e nie mam zwyczaju walczy
ę
z dzie
ę
mi.
Nie wierzyła mu, ale jaki
Ň
miała wybór?
- Co chcesz wiedzie
ę
?
- Co tutaj robisz?
Gor
Ģ
czkowo szukała wiarygodnej odpowiedzi.
- Było zimno, szukali
Ļ
my schronienia na noc.
- Nie jest to najlepsze schronienie, odk
Ģ
d wybito okno. - Nie odrywał wzroku od twarzy
Marianny, czytał z jej rysów. Nie wierzy, u
Ļ
wiadomiła sobie zrozpaczona. Nigdy nie umiała
dobrze kłama
ę
. Tamten ci
Ģ
gn
Ģ
ł: - Mo
Ň
esz by
ę
złodziejk
Ģ
. Mogła
Ļ
wej
Ļę
,
Ň
eby zobaczy
ę
, co
jest do ukradzenia. Nie byłoby w tym...
- Marianna nie kradnie - gwałtownie zaprotestował Alex. - Chciała tylko zobaczy
ę
witra
Ň
,
ale ju
Ň
go nie było. Ona nigdy...
- Cicho, Alex - skarciła go ostro Marianna. Ale to nie była wina chłopca. On tylko j
Ģ
bronił, nie wiedział, jak wielk
Ģ
warto
Ļę
ma D
Ň
idalar.
- Witra
Ň
? - M
ħŇ
czyzna spojrzał przez rami
ħ
. - Ju
Ň
go nie ma! - W
Ļ
ciekło
Ļę
znów
wykrzywiła mu twarz. - Sukinsyny! Chciałem mie
ę
ten witra
Ň
!
Plik z chomika:
Fifi250
Inne pliki z tego folderu:
Medeiros Teresa - Kochanka nocy.pdf
(720 KB)
Judith McNaught - Doskonałość.pdf
(3154 KB)
Jackson Gina - Dziewczyna i kowboj.pdf
(1229 KB)
Herries Anne - Dynastia Benewulfów 02 - Słowo rycerza.pdf
(1003 KB)
Heyer Georgette - Zakała.pdf
(1181 KB)
Inne foldery tego chomika:
!!! romanse
!!! romanse nowe
~pakiety ebook
◄►EBOOK
♥Nowości♥
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin