Rozdział 12.pdf

(253 KB) Pobierz
305680679 UNPDF
ROZDZIAŁ DWUNASTY
 ­ Luz, gdzie jesteś? Rosie powiedziała, że wyszłaś bez żadnego wyjaśnienia. Nic ci nie jest? 
– w głębokim głosie Jude’a słychać było niesamowite zmartwienie, a ja poczułam falę miłości 
do niego rozlewającą się po całym ciele.  Zależy mu. Kocha mnie . Ale musiałam odepchnąć od 
siebie   te   uczucia   i   przejść  do   sedna   sprawy,   zanim   pozwolę  się  ponieść  emocjom.   Więc 
wzięłam głęboki wdech i spytałam prosto z mostu:
 ­ Jude, czy ty jesteś inkubem?
Liczyłam na pełen niedowierzania śmiech albo natychmiastowe zaprzeczenie. Zamiast 
tego zapadła bardzo długa cisza. A potem powiedział: 
 ­ Lepiej będzie jak do ciebie przyjadę i wtedy porozmawiamy. Jesteś w swoim mieszkaniu?
 ­ Tak, ale nie sądzę by... – powiedziałam sama do siebie. Jude zdążył się już rozłączyć.
  ­ No i? – Diego, który odmówił pozostawienia mnie samej, rzucił mi ponure spojrzenie ze 
swojego miejsca na mojej kanapie.
Wzruszyłam ramionami.
 ­ Przyjedzie tu. Chce porozmawiać w cztery oczy.
 ­ Więc kontroluje cię lepiej niż myślałem.
 ­ Diego, mówię po raz ostatni, on mnie wcale nie kontroluje.
  ­   Jasne,   wszystko   jedno.   Ale   i   tak   zostanę  tu   na   wszelki   wypadek   –   skrzyżował   swoje 
wytatuowane ramiona na piersi i rozsiadł się wygodnie.
 ­ W porządku, rób jak uważasz.
Zirytował mnie nadopiekuńczy instynkt mojego młodszego brata ale nie było mowy o 
nakłonieniu go do zmiany zdania. W dodatku byłam mu skrycie wdzięczna za to, że tu był. 
Co,  jeśli   w   tych   plotkach   które   usłyszałam,   jest   jakieś  ziarno   prawdy?   Dlaczego   Jude   nie 
zaprzeczył im od razu i nie rozwiał moich wątpliwości?  Błagam, niech to nie będzie prawda
pomyślałam, gapiąc się w drzwi swojego mieszkania i przypominając sobie jak Jude popchnął 
mnie na ścianę obok nich i sprawił mi rozkosz tak wielką, że nie byłam w stanie trzeźwo 
myśleć.  Błagam .
Po   zaskakująco   krótkim   czasie   rozległo   się  szybkie   podwójne   pukanie   do   drzwi. 
Chciałam  otworzyć ale  Diego mnie  ubiegł.  Otworzył drzwi i  zobaczyłam  Jude’a  z bardzo 
nieszczęśliwym   wyrazem   twarzy.   Górował   nad   Diegiem,   ale   mój   brat   przywykł   do   bycia 
najniższym w każdej z możliwych sytuacji, więc nie cofnął się nawet na krok.
  ­ W porządku, Diego – pozwól mu wejść – powiedziałam, gdy stało się jasne, że typowo 
męski konkurs na mierzenie się spojrzeniami będzie trwał całą noc, jeśli się nie wtrącę.
Powarkując   nisko,   mój   młodszy   brat   odsunął   się  na   bok.   Jude   wszedł   do  środka   i 
skierował się prosto w moją stronę.
 ­ Luz – powiedział. – Proszę, uwierz mi gdy mówię, że nie chciałem byś dowiedziała się tego 
w ten sposób.
Poczułam, że drętwieję na całym ciele.
 ­ Więc to prawda? Ty naprawdę  jesteś  inkubem. Ale... ale myślałam, że one istnieją tylko w 
bajkach.
 ­ Wszystkie bajki opierają się na rzeczywistości. Wśród mojego gatunku to zdarza się tylko 
w   przypadku   najstarszych   rodów   czystej   krwi   –   czasami   ktoś  może   się  urodzić  z... 
dodatkowymi zdolnościami.
  ­   Na   przykład   ze   zdolnością  wysysania   bólu   i   strachu   tak   samo   jak   i   krwi?   –   spytał   z 
naciskiem Diego, podchodząc do nas.
 ­ Karmimy się emocjami tak samo jak krwią – przyznał Jude. – Ale...
 ­ Żadnych ale, ty  hijo de puta  – warknął Diego.
Jude odwrócił się w jego stronę. Oczy zaczęły mu płonąć czerwonym blaskiem.
  ­ Musisz mieć świadomość, że mówię płynnie w szesnastu językach i jednym z nich jest 
hiszpański. Co  więcej , nie lubię być znieważany.
  ­   Och, zrobię  więcej  niż tylko  obrzucanie  cię  obelgami   – oczy  Diega  zaczęły  przybierać 
wilczy odcień złota. – Pogrywałeś z moją siostrą – spuszczę ci za to niezłe manto,  cabron .
 ­ Przestańcie! – stanęłam pomiędzy nimi, kładąc dłoń na piersi każdego z nich. – Przestańcie 
natychmiast, obydwaj. Diego – powiedziałam, odwracając się do swojego brata. – Pozwól mi 
porozmawiać z Judem.
 ­ Masz minutę – wycofał się, ciągle powarkując. Gdyby był teraz pod postacią wilka, miałby 
najeżoną sierść na grzbiecie i uszy położone płasko na czaszce.
  ­ Jude – powiedziałam,  odwracając  się do swojego kochanka. – Ja po prostu... Nie mam 
pojęcia co o tym myśleć.
 ­ Pomyśl o tym, że kochasz mnie tak samo jak ja kocham ciebie – ujął moje dłonie w swoje 
ręce. – Dlaczego to miałoby coś między nami zmienić?
 ­ Dlatego, że mnie okłamałeś – wyrwałam dłonie z uścisku i odsunęłam się o krok. – Przykro 
mi, ale muszę znać prawdę. Czy potrafisz czytać mi w myślach? To znaczy, czy   naprawdę 
potrafisz   to   robić,   a   nie   tylko   wyłapywać  kilka   przypadkowych   myśli   z   mojej   głowy  gdy 
dotykasz mnie tak jak mówiłeś?
Jude posmutniał na twarzy.
  ­ Muszę cię dotykać, jeśli chcę cokolwiek wyłapać, ale tak, możliwe że zbagatelizowałem 
nieco swoje zdolności. Moja telepatia jest czymś, co wraz z biegiem lat przyzwyczaiłem się 
zatajać. To... sprawia, że ludzie czują się nieswojo jeśli wiedzą, że potrafię czytać ich myśli.
 ­ Bez kitu, ciekawe dlaczego? – mruknął sarkastycznie Diego.
  ­   Zamknij   się,   Diego   –   rzuciłam,   ale   serce   mi   zamarło.   Odwróciłam   się  z   powrotem   do 
Jude’a.   –   Więc   to   prawda,  że   jeśli   wymienimy   krew   po   raz   trzeci,   to   będziemy   ze   sobą 
połączeni już na zawsze?
Skinął głową z nieszczęśliwym wyrazem twarzy.
  ­ To prawda. Ale przysięgam, że miałem zamiar ci to powiedzieć, zanim ukąsilibyśmy się 
nawzajem dziś wieczór.
Diego zrobił minę.
 ­ Więc ty też go gryzłaś? Pieprzone, perwersyjne wampirze dupki.
Jude dostrzegł ślady po kłach na jego szyi.
  ­ Wygląda na to, że niedawno sam pozwoliłeś się ugryźć jednemu z naszych „wampirzych 
dupków”, przyjacielu. Pomimo wszystkich twoich obaw o siostrę, hipokryzja jest mało godną 
podziwu cechą.
Twarz Diega zrobiła się tak czerwona jak oczy Jude’a.
  ­ Nie jestem twoim pieprzonym przyjacielem.  A temu wampirowi pozwoliłem się ugryźć 
tylko dlatego, żeby dowiedzieć się prawdy o tobie.
  ­   Nie   zdradzisz   mi   imienia   swojego   małego,   wampirzego   informatora,   prawda?   –   Jude 
postąpił krok w jego stronę. Oczy miał czerwone jak węgle a kły obnażone. – Nie lubię tych, 
którzy rozpowszechniają na mój temat fałszywe pogłoski.
  ­   Właśnie   w   tym   rzecz,   przyjacielu   –   odpalił   Diego.   –   Jaka   część  tego   wszystkiego   jest 
nieprawdziwa? Przed chwilą   przyznałeś się do każdej pieprzonej rzeczy, o której on mi o 
tobie powiedział. Nie masz nic na swoją obronę.
Otworzyłam usta, żeby bronić swojego ukochanego... i zamknęłam je po chwili. Diego 
miał rację. Wszystko co powiedział mi o Judzie było prawdą. Koszmar się ziścił a ja się z nim 
umawiałam. Niech to piekło pochłonie. Biorąc po uwagę to, że właśnie chciał mnie do siebie 
przywiązać na wieczność – czy ile tam żyły wampiry – to praktycznie byłam z nim zaręczona. 
Ale kiedy tak stałam, oniemiała ze smutku, sprawy zaczęły przybierać niepomyślny obrót w 
zastraszającym tempie.
Jude zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę w stronę Diega. Diego wyprowadził cios 
ale   Jude   złapał   jego   pięść  i   unieruchomił   ją  w   powietrzu.   W   jego   oczach   widać  było 
skupienie.
  ­  Gavin – powiedział,  patrząc  mojemu  bratu  w oczy.  – Twój kochanek,  który opowiadał 
kłamstwa na mój temat, nazywa się Gavin i pochodzi z Klanu Nietoperzy.
  ­ On   nie   jest moim kochankiem – Diego próbował uwolnić rękę ale równie dobrze mógł 
starać się wyciągnąć ją z betonowego bloku.
Jude uniósł brew.
  ­ Och, czyżby? To dlaczego pozwoliłeś mu zaspokoić się ustami zanim dałeś się ugryźć? 
Jestem pewien, że myślisz że to był najlepszy stosunek oralny jaki kiedykolwiek miałeś. Mam 
rację?
  ­  Oczywiście, że  nie  masz!  Nie jestem  pieprzonym  gejem!  – Diego zamachnął  się drugą 
pięścią, ale Jude unieruchomił ją tak jak poprzednią. Jego oczy połyskiwały wściekłością, ale 
ton głosu był lekki i sarkastyczny.
  ­   Na   pewno?   Bo   uważam,  że   pozwalanie   drugiemu   mężczyżnie   na   zaspokojenie   cię 
seksualnie jest trafną definicją homoseksualizmu.
  ­ Przestań! – Nie mogłam już tego słuchać. Nie mogłam patrzeć, jak Jude stoi tu i obnaża 
najmroczniejsze sekrety mojego brata w ten sam sposób, w jaki obnażył moje.
Nagle   dotarło   do   mnie,  że   wiedział   o   wszystkim   od   początku   –  że   znał   wszystkie 
okropne szczegóły  tej nocy sprzed czternastu lat. Musiał zobaczyć je w mojej głowie gdy 
mnie dotykał. Ale i tak skłonił mnie do otworzenia się przed nim i ujawnienia wszystkich 
swoich tajemnic, sprawił że uwolniłam się od nękającego mnie przerażenia i rozpaczy. A to 
wszystko tylko dlatego bo lubił mój smak – nie smak mojej krwi czy podniecenia – ale smak 
mojego bólu.
Ból. To tym karmił się Jude przez cały czas gdy byliśmy razem. Moja popieprzona 
przeszłość musiała być dla niego jak całodobowy bufet w Vegas. Nic dziwnego, że chciał 
mnie zatrzymać przy sobie na zawsze – nigdy do końca nie zapomniałabym o rzeczach, które 
mi się przytrafiły, więc Jude’owi nigdy nie skończyłoby się pożywienie. I za każdym razem 
gdy chciałby trochę więcej, to po prostu pogrzebałby w mojej głowie i skłonił mnie żebym 
„mówiła mu o tym” dopóki nie dostałby tego, czego chciał.
 ­ Ty podły draniu – powiedziałam drżącym głosem.
Jude spojrzał na mnie zaskoczony.
 ­ Luz...
 ­ Nie. Zamknij się i puść mojego brata.  Natychmiast .
Zrobił   co   mu   kazałam,   puszczając   Diega   i   uskakując   na   bok,   gdy   mój   brat   go 
zaatakował.
 ­ Proszę, wysłuchaj mnie. To nie jest tak jak myślisz... pozwól mi wytłumaczyć.
  ­   Wykorzystałeś  mnie   i   okłamałeś.   Nie   jestem   zainteresowana   słuchaniem   twoich 
pieprzonych wyjaśnień. Wynoś się stąd – wskazałam ręką drzwi.
Diego nagle znalazł się obok mnie.
 ­ Cofnij jego zaproszenie.
 ­ Co takiego? – spytałam, patrząc na niego.
Mój brat machnął reką w wyrazie frustracji.
 ­ Musiałaś zaprosić go do swojego mieszkania, żeby mógł tu wejść. Teraz wystarczy, że je 
cofniesz i będzie musiał stąd wyjść.
 ­ Luz, nie – Jude pokręcił głową ale ja już mówiłam.
 ­ Jude Jacobson, cofam twoje zaproszenie do mojego mieszkania.
Jude   ruszył   szybko   do   drzwi   mimo  że   było   oczywiste,  że   wcale   tego   nie   chciał. 
Otworzył je, wyszedł na zewnątrz i odwrócił się do mnie z powrotem.
 ­ Proszę, wysłuchaj mnie – błagał głosem ochrypłym z emocji.
 ­ Przykro mi. Nie chcę słuchać niczego co masz mi do powiedzenia.
Czułam  łzy   zbierające  w  gardle   i  kłujące  pod  powiekami.   Jeszcze   chwila  a  zacznę 
krzyczeć i nie chciałam, żeby mnie wtedy oglądał.
  ­ Proszę – Jude opadł na kolana w przejściu i wychylił się do przodu tak daleko, jak tylko 
mógł,   wyciągając   dłonie   w   błagalnym   geście.   To   wyglądało   tak,   jakby   naciskał   na 
niewidzialną barierę. – Błagam,  ukochana – szepnął. – Nie odrzucaj mnie. Jesteśmy sobie 
przeznaczeni.  Kocham cię .
Zaczęłam płakać. Nic nie mogłam na to poradzić.
 ­ Po prostu odejdź – udało mi się wykrztusić pomiędzy jednym szlochem a drugim. – Proszę, 
Jude, wszystko zostało już powiedziane. Odejdź i zostaw mnie w spokoju.
  ­ Bedzie jak zechcesz – szepnął, a ja pomyślałam że on również mógł płakać. Ale zanim 
mogłam się upewnić, jego już nie było.
 ­ Hej, kochanie. Twój brat mówi, że nie czujesz się ostatnio zbyt dobrze. – Głos mojej mamy 
w   telefonie   był   mile   zatroskany.   Zastanawiałam   się,   tak   jak   zawsze,   czy   udawała   czy   też 
naprawdę obchodziła ją jej będąca czarną owcą w rodzinie córka.
 ­ Hej, mamo. Tak, jestem trochę, uh, przybita – powiedziałam ostrożnie.
Nie   byłam   pewna   ile   powiedział   jej   Diego   –   im   mniej   tym   lepiej,   jeśli   o   mnie 
chodziło. Nie mogłam  go o to spytać,  bo ostatnio  nie odbierał moich telefonów  – pewnie 
dlatego, że był chronicznie zawstydzony sposobem, w jaki Jude ujawnił jego sekret, kiedy 
widzieliśmy się ostatnim razem. Chciałam żeby podniósł słuchawkę chociaż raz i wysłuchał 
co miałam mu do powiedzenia. Chciałam, by wiedział że ciągle go kochałam i akceptowałam 
– tak samo jak on mnie kochał i akceptował przez te wszystkie lata kiedy byłam Niezmienną. 
Ale od naszej ostatniej rozmowy minął już tydzień – tydzień od czasu tej okropnej wizyty 
Jude’a – i uświadomiłam sobie, że Diego zadzwoni kiedy poczuje się na tyle dobrze i pewnie 
żeby móc to zrobić, ale nie wcześniej.
W   międzyczasie,   mimo  że   dość  często   sprawdzałam   swoje   własne   rozmowy 
przychodzące, Jude zadzwonił do mnie tylko raz. Przełączyłam go na sekretarkę. Zostawił mi 
wiadomość.
 ­ Luz – powiedział głosem przepełnionym bólem. – Nigdy nie przestanę cię kochać.
A potem się rozłączył.
Odtwarzałam   ją  w   nieskończoność  i   płakałam   za   każdym   razem.   To   był 
przygniębiający i smutny tydzień. Piekło na ziemi. A rozmowa z moją matką nie poprawiała 
wcale tego stanu rzeczy.
  ­ Miałam nadzieję, że wpadniesz w ten czwartek na obiad – powiedziała, przerywając ciąg 
moich  myśli.  –  Nie  mieliśmy   jeszcze  czasu  świętować twojej   pierwszej  przemiany   i  teraz 
nadarza się doskonała okazja.
 ­ Hmm, mamo, sama nie wiem – odparłam wymijająco.
 ­ Wszyscy tam będą. I mam zamiar upiec ciasto.
 ­ Ciasto? Jakie ciasto?
Nie mogłam się powstrzymać żeby nie zapytać. Ciasta mamy były legendarne. Bogate 
w   smaku,   o   idealnej   konsystencji,   polane   domowym   lukrem   i   rozpływające   się  w   ustach. 
Sprawiały, że twoje kubki smakowe tańczyły z radości.
 ­ Twoje ulubione – potrójne krówkowe – powiedziała od razu. I mimo że myśl o spotkaniu 
się ze swoją dysfunkcyjną rodziną żeby świętować coś, co przysporzyło mi jedynie mnóstwo 
bólu była odrzucająca, to ciasto przekonało mnie do tego żeby to zrobić, tak jakby od razu 
wiedziała że się zgodzę.
 ­ No cóż... – zawahałam się.
 ­ O której mamy cię oczekiwać, kochanie? Czy siódma to nie będzie za wcześnie?
 ­ Chyba nie – powiedziałam, poddając się. A potem naszła mnie myśl – zmieniło się we mnie 
coś więcej niż tylko mój status jako Niezmiennej. – Hm, mamo, powinnaś mieć świadomość, 
że nie wszystko we mnie jest teraz takie samo – dodałam, próbując wymyślić sposób w jaki 
mam jej powiedzieć o tym, że nie jestem już dziewicą bez używania tego słowa.
  ­   Oczywiście  że   nie,   kochanie.   Jesteś  teraz   pełnoprawnym   wilkołakiem.   Ja   i   ojciec   nie 
moglibyśmy być z ciebie bardziej dumni. 
 ­ Mamo, nie o to mi chodzi – westchnęłam. – Wiesz, że ciągle jestem sama i że z nikim się 
ostatnio nie spotykam. Ale spotykałam się do niedawna i nie jestem już... nie zawsze spaliśmy 
w osobnych pokojach. Wiesz, co to znaczy?
 ­ Och... – przez minutę moja mama zdawała się być autentycznie zmartwiona. Poza tą fatalną 
nocą wstąpienia Engle’a na stanowisko przywódcy stada, kiedy to praktycznie kazała mi się 
poświęcić dla dobra reszty, zawsze była strasznie pruderyjna jeśli chodziło o seks.
  ­ Daj spokój, mamo – powiedziałam,  starając  się brzmieć rozsądnie. – Mam dwadzieścia 
siedem lat. To i tak w końcu musiało się zdarzyć.
 ­ No cóż... chyba tak. Chociaż twój ojciec może być zdenerwowany.
  ­ Hej, nie muszę przychodzić jeśli to ma być jakiś problem – powiedziałam, wyczuwając 
możliwą drogę ucieczki.  Im dłużej  o tym  myślałam,  tym mniej pociągające  wydawało się 
siedzenie   przy   obiedzie   z   całą  moją  rodziną,   gdzie   wszyscy   wiedzieli  że   nie   byłam   już 
dziewicą. Ale mama zdusiła szybko moją próbę wymigania się w zarodku.
  ­ Nie, nie – ciągle jesteś naszą córką obojętnie co byś nie zrobiła – powiedziała, brzmiąc 
nawet bardziej afektowanie niż przed chwilą.
Więc jestem złą córką, bo czekałam na swój odpowiedni czas i znalazłam mężczyznę,  
na którym mi zależało, zamiast oddać się kiedy ciągle praktycznie byłam dzieckiem facetowi,  
którego ty i tata wybraliście żeby mnie zgwałcił? O to chodzi?  Miałam to już na końcu języka, 
ale jak zwykle zatrzymałam oskarżenia i gorycz dla siebie. Mój gniew leżał pogrzebany pod 
tyloma   warstwami   przeszłości,   minęło   już  tyle   lat,  że   wyciąganie   go   teraz   wydawało   się 
bezsensowne.
Jestem pewna, że każdy psychoterpeuta warty swojego tytułu powiedziałby, że byłam 
strasznie tłumiona, ale fakt był taki, że udawanie że tamta noc w ogóle nie miała miejsca było 
jedynym sposobem na wytrzymywanie z mamą i tatą. Bo jeśli  wypowiedziałabym  to na głos, 
to by było jak mówienie że mnie nie kochają. I mimo iż podejrzewałam, że taka była prawda, 
słuchanie jak mówią to na głos byłoby czymś ponad moje siły. Więc udawałam i udawałam, a 
reszta rodziny z mamą i tatą na czele udawała wraz ze mną.
Teraz powstawało pytanie, czy skoro powiedziałam komuś o swoim bólu i stawiłam 
mu czoła, to czy będę dalej zdolna do udawania. Miałam przeczucie, że się tego dowiem, bo 
moja   mama   przypomniała   mi   jeszcze   raz   kiedy   mam   przyjść  na   obiad   i   tym   samym 
zakończyła rozmowę.
 ­ Do widzenia, kochanie. Do zobaczenia w czwartek – pwiedziała. – Kocham cię.
 ­ Ja ciebie też, mamo – odparłam posłusznie. – Do zobaczenia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin