Wiera Iwanowna Krzyżanowska v3 Gniew Boży t1.pdf

(1845 KB) Pobierz
3. Gniew Bozy t.I
Wiera Iwanowna
Krzy˝anowska
Pi´cioksiàg ezotoryczny
dziewi´ciotomowy
G N I E W B O ˚ Y
Tom I
wydane przez
Powrót do Natury
Katolickie publikacje
80-345 Gdaƒsk-Oliwa ul. Pomorska 86/d
tel/fax. (058) 556-33-32
7702722.003.png 7702722.004.png
Spis rozdzia∏ów
Rozdzia∏ I
str - 2
Rozdzia∏ II
str - 10
Rozdzia∏ III
str - 16
Rozdzia∏ VI
str - 24
Rozdzia∏ V
str - 29
Rozdzia∏ VI
str - 37
Rozdzia∏ VII
str - 44
Rozdzia∏ VIII
str - 51
Rozdzia∏ IX
str - 61
Rozdzia∏ X
str - 69
Rozdzia∏ XI
str - 75
Rozdzia∏ XII
str - 81
Rozdzia∏ XIII
str -85
Rozdzia∏ XIV
str - 94
G N I E W B O ˚ Y T O M I
R O Z D Z I A ¸ I
Pierwsze promienie wschodzàcego s∏oƒca zalewa∏y z∏otem i purpurà wieczne Êniegi himalajskich
szczytów, a ˝yciodajne Êwiat∏o okry∏o blaskiem g∏´bokà dolin´, otoczonà sterczàcymi, szpiczastymi ska-
∏ami i poprzecinanà, zdawa∏oby si´, bezdennymi przepaÊciami.
Kr´tà Êcie˝kà, wijàcà si´ nad kraw´dzià ska∏, dost´pnà zaledwie dla górskich kóz, wolnym lecz pew-
nym krokiem sz∏o trzech ludzi w stroju Hindusów. Na przodzie szed∏ cz∏owiek wysokiego wzrostu, chudy,
o bràzowej twarzy. By∏ to m´˝czyzna w Êrednim wieku, lecz w jego du˝ych, czarnych oczach Êwieci∏a
nieugi´ta wola i pot´˝na si∏a.
Obaj jego towarzysze podró˝y to pi´kni, m∏odzi ludzie, powa˝ni i zamyÊleni. Kiedy niebezpieczna
Êcie˝ka wyprowadzi∏a ich na niewielkà p∏aszczyzn´ skalnà, wszyscy trzej zatrzymali si´, aby odpoczàç.
Nad czym si´ tak zaduma∏eÊ Supramati?- z uÊmiechem zapyta∏ cz∏owiek o bràzowej twarzy. Zapatrzy-
∏em si´ na te dziwnie wspania∏e i dzikie okolice, tà ponurà, wàskà rozpadlin´ czyniàcà wra˝enie bezden-
nej przepaÊci. Doprawdy mo˝na by sàdziç, ˝e to jedno z wejÊç do piek∏a, które opisywa∏ Dante. Nawet
o∏ówek Dore nie potrafi∏by stworzyç czegoÊ bardziej fantastycznego jak ta uderzajàca rzeczywistoÊç.
I przez takie diabelskie miejsca, prawdziwe uosobienie bezp∏odnoÊci i Êmierci, idziemy do êród∏a ˝ycia
naszej planety?... Czy daleko do niego Ebramarze?
- O! Czeka nas jeszcze spory szmat drogi - odpowiedzia∏ zapytany. Ominiemy zràb widniejàcej tam
ska∏y, a za nià dopiero znajduje si´ rozpadlina otwierajàca wejÊcie w podziemny Êwiat, dokàd mamy
dojÊç. A wi´c w drog´, przyjaciele! Widz´, ˝e Dachir p∏onie z niecierpliwoÊci.
Ten, którego dotyczy∏y te s∏owa lekko si´ zarumieni∏, lecz nie protestowa∏. Ze zwinnoÊcià i pewno-
Êcià górskich kóz wszyscy trzej przebyli zràb skalny i weszli w znajdujàcà si´ po drugiej stronie wàskà
i ciemnà rozpadlin´. Znaleêli si´ w ciasnym, kr´tym przejÊciu, które si´ stopniowo rozszerza∏o. Kiedy
szerokoÊç drogi pozwala∏a im ju˝ swobodnie poruszaç si´ i staç, podró˝ni zapalili wiszàce u pasów po-
chodnie i Êmia∏o ruszyli w dalszà drog´.
Czytelnicy nasi, którym znane sà dwie pierwsze cz´Êci tej powieÊci: „Eliksir ˝ycia” i „Magowie”, po-
znali niewàtpliwie hinduskiego maga Ebramara i dwóch jego uczniów, cz∏onków Bractwa NieÊmiertel-
nych; m∏odego lekarza Ralfa Morgana, b´dàcego od czasu wstàpienia do tajemnej spo∏ecznoÊci, ksi´-
ciem Supramati i Dachira, legendarnego kapitana widmowego okr´tu. Skoƒczywszy pierwszy okres
2
7702722.005.png
swego wtajemniczenia, ludzie ci powrócili do Indii dla prowadzenia dalszych nauk pod kierownictwem
Ebramara. Szybko posuwali si´ przejÊciem, które stopniowo stawa∏o si´ coraz szersze i bardzej sklepio-
ne, a przy blasku pochodni sprawia∏o fascynujàcy widok. Wsz´dzie wisia∏y dziwacznego kszta∏tu stalak-
tyty; grube i Êwiecàce jak brylanty krople zastyg∏e po Êcianach i powoli wszystko przyjmowa∏o zielonka-
wy odcieƒ. Nagle za zakr´tem znaleêli si´ w niewielkiej jaskini, która przy blasku pochodni zajaÊnia∏a jak
olbrzymi szmaragd. M∏odzi ludzie wydali okrzyk zachwytu.
- Bo˝e! Jaka wspania∏oÊç! Stokroç pi´kniejsza od b∏´kitnej groty na Capri! - zachwyca∏ si´ Dachir.
Skoro wam si´ to miejsce podoba, to zatrzymamy si´ tutaj, ˝eby odpoczàç i pokrzepiç swoje si∏y - rzek∏
Ebramar, zatykajàc pochodni´ w szczelin´ skalnà i siad∏ na du˝ym kamieniu. Towarzysze poszli za jego
przyk∏adem. Nast´pnie wyj´li z woreczków okràg∏e chlebki i maleƒkie buteleczki z mlekiem, zaÊ Ebra-
mar wydosta∏ zza pasa kryszta∏owe pude∏ko zawierajàce kulk´ z ró˝owego, pachnàcego ciasta i po∏knà∏
jà.
- Ciekawym by∏oby dowiedzieç si´ w jaki sposób i przez kogo zosta∏a odkryta ta droga do êród∏a
„eliksiru ˝ycia”? Trudno znaleêç jà Êmiertelnemu i nie ∏atwo iÊç po niej nawet „nieÊmiertelnemu” - zauwa-
˝y∏ Supramati.
- Je˝eli chcecie, opowiem wam legend´ o tym jak zosta∏a odkryta pierwotna materia - rzek∏ Ebramar.
Zauwa˝ywszy ciekawoÊç uczniów, mag rozpoczà∏ swoje opowiadanie.
W bardzo odleg∏ych czasach, o których w historii nie zachowa∏o si´ nawet wspomnienie, w pewnym
wielkim mieÊcie, na miejscu którego od wieków ju˝ rosnà dziewicze lasy ˝y∏ uczony Hindus imieniem
Ugrazena. By∏ to Êwi´ty starzec o przyk∏adnym ˝yciu i wielkiej màdroÊci, lecz nie by∏ lubiany w rodzin-
nym mieÊcie, a wielu nawet nienawidzi∏o go dlatego, ˝e surowo sàdzi∏ wyst´pki swoich wspó∏obywateli,
nie oszcz´dzajàc nikogo i bezlitoÊnie pot´pia∏ ich przest´pstwa i wykroczenia. Mieszka∏ samotnie
w skromnym domku w pobli˝u jednej z wi´kszych Êwiàtyƒ; ludzie uciekali od niego obawiajàc si´ suro-
wych napomnieƒ. Lubi∏a i szanowa∏a Êwi´tego starca jedna tylko m∏odziutka bajadera przy Êwiàtyni. Od-
wiedza∏a go, przynosi∏a po˝ywienie, czystà odzie˝ i w miar´ mo˝liwoÊci przychodzàc mu z pomocà,
a szczególnie od tej pory kiedy Ugrazena, od wielu lat cierpiàcy na oczy - zupe∏nie oÊlep∏. Lecz wrogo-
wie Êwi´tego starca wybrali ten w∏aÊnie czas jako najodpowiedniejszy dla dokonania zemsty i postano-
wili najpierw wyp´dziç go z miasta, a nast´pnie zabiç.
Przypadkowo bajadera dowiedzia∏a si´ o tym niecnym zamiarze, uprzedzi∏a starca i uciek∏a z nim,
postanawiajàc poÊwi´ciç si´ dla niego. Chocia˝ Êlepiec i dziewczyna ukryli si´ w górach, wrogowie spo-
strzegli ich ucieczk´, wpadli na Êlad i rozpocz´li poÊcig. Uciekinierzy doszli do najbardziej niedost´p-
nych miejsc, a starzec bezustannie wys∏awia∏ Brahm´ i wzywa∏ jego pomocy. Bóg przyprowadzi∏ ich do
rozpadliny w pewnej skale, gdzie si´ ukryli trafiajàc na t´ podziemnà drog´, którà my teraz idziemy.
Lecz szli oni po ciemku, nie wiedzàc dokàd droga prowadzi.
Starzec by∏ spokojny, a dziewczyna p∏aka∏a z ˝alu, a˝ oczy jej zapuch∏y od ∏ez. Nagle us∏yszeli g∏u-
chy szum wodospadu i kiedy bajadera wyciàgn´∏a r´k´ poczu∏a jakiÊ p∏yn, który pociek∏ jej po palcach.
Poniewa˝ oboje umierali z pragnienia, dziewczyna zaczerpn´∏a swoim kamiennym kubkiem to, co uwa-
˝a∏a za wod´: napoi∏a Ugrazen´ i napi∏a si´ sama. W tej˝e chwili poczu∏a jakby uderzenie w g∏ow´,
a cia∏o jej po˝era∏ ogieƒ. PomyÊla∏a, ˝e ju˝ umiera i pad∏a bez zmys∏ów na ziemi´. Ile czasu up∏yn´∏o,
bajadera nie by∏a w stanie odpowiedzieç. Kiedy si´ ockn´∏a zdawa∏o si´ jej, ˝e Êni czarowny sen. Le˝a-
∏a obok strumienia p∏ynnego ognia, a w odleg∏oÊci kilku kroków widnia∏a obszerna, zalana Êwiat∏em gro-
ta i w niej kaskadà sp∏ywa∏ potok tego ognistego p∏ynu. Nie zdà˝y∏a jeszcze przyjÊç do siebie ze zdumie-
nia, gdy nagle ujrza∏a schylonego nad sobà nieznajomego, pi´knego m∏odzieƒca. Krzykn´∏a i skoczy∏a
na nogi w wielkim strachu, lecz on rzek∏ do niej: ja jestem Ugrazena i nie rozumiem jaki cudem wróci∏a
mi m∏odoÊç.
Poczàtkowo bajadera nie chcia∏a wierzyç, lecz kiedy zobaczy∏a utkanà przez siebie odzie˝ i us∏ysza-
∏a o tym, co dotyczy∏o ich obojga: przekona∏a si´ wreszcie, ˝e mówi∏ prawd´. Weszli oboje do groty, ˝e-
by z bliska ujrzeç to bajeczne widowisko i wówczas we wg∏´bieniu zauwa˝yli s´dziwego starca, który ich
zapyta∏ czego potrzebujà. W odpowiedzi wyjawili wszystko, a wtedy stró˝ êród∏a rzek∏ im:
- Jak mam nazwaç was, których Brahma przyprowadzi∏ tutaj, szcz´Êliwymi czy te˝ nieszcz´Êliwymi?
SkosztowaliÊcie pierwotnej materii, która jest eliksirem ˝ycia i nie umrzecie; b´dziecie ˝yç bardzo
d∏ugo, prawie wiecznie. Nape∏nijcie wi´c czar´ drogocennym p∏ynem i dawajcie go tylko tym, kogo poko-
3
7702722.006.png
chacie ca∏ym sercem.
Bajadera zaczerpn´∏a pe∏ny kubek ognistego p∏ynu, po czym oboje opuÊcili grot´ i powrócili mi´dzy
ludzi. Nikt nie pozna∏ Ugrazeny, który ze swojà ˝onà zamieszka∏ w górach i to oni stali si´ pierwszymi
za∏o˝ycielami „Bractwa NieÊmiertelnych”.
Ebramar zamilk∏ i sm´tnym wzrokiem popatrzy∏ na swoich uczniów, którzy s∏uchali go w skupieniu.
Szcz´Êliwi my jesteÊmy w istocie, czy te˝ nieszcz´Êliwi? - zapyta∏ Supramati. - Nieszcz´Êliwi! - odrzek∏
Dachir. Tak jest nieszcz´Êliwi dlatego, ˝e ju˝ krótkie stosunkowo ˝ycie, jakieÊ 60 - 70 lat mo˝e rozczaro-
waç cz∏owieka i wywo∏aç pragnienie Êmierci. Jakie˝ m´ki przechodzimy my, zmuszeni wieÊç nieskoƒ-
czone ˝ycie wÊród t´pych, podst´pnych, fa∏szywych i wyst´pnych ludzi, nie majàc przy tym nic wspólne-
go z tym spo∏eczeƒstwem, w którym od czasu do czasu zmuszeni jesteÊmy ˝yç i widzieç jak wszystko
woko∏o nas umiera. ˚ywe zagadki, ludzie innego Êwiata chowajàcy w znu˝onej duszy wspomnienia
i wra˝enia tylu wieków, tylu ró˝nych cywilizacji, wiecznie samotni i obcy poÊród rojàcego si´ wko∏o
i szybko zmieniajàcego si´ cz∏owieczeƒstwa - jesteÊmy potrójnie nieszcz´Êliwi! W g∏osie jego tai∏a si´
niewypowiedziana gorycz, zaÊ w oczach Supramatiego pokaza∏y si´ ∏zy.
- A˝eby rozjaÊniç wasze d∏ugie ˝ycie moje dzieci i wskazaç tego ˝ycia cel, dano wam nauk´; czystà
i wielkà nauk´, która wywy˝sza was ponad ludzkoÊç nieokrzesanà i wyst´pnà, oczywiÊcie na skutek
swej ciemnoty. Wam udost´pniono jaÊniejsze i doskonalsze pojmowanie Bóstwa; zas∏ona skrywajàca
dla innych Êwiat niewidzialny, dla was jest ods∏oni´ta; i wreszcie macie otwarty dost´p do najniezwyklej-
szych wielkich tajemnic natury, którà na przyk∏ad za chwil´ b´dziecie si´ upajaç. G∏os Ebramara dêwi´-
cza∏ surowo, a jednoczeÊnie zach´cajàco. S∏owa jego wywo∏a∏y natychmiastowy skutek.
- Wybacz nam nauczycielu naszà s∏aboÊç niegodnà tej wiedzy, jakà ju˝ zdobyliÊmy - rzek∏ Suprama-
ti. A tak˝e i naszà niewdzi´cznoÊç, za wszystkie darowane nam przez los dobrodziejstwa - doda∏ Dachir.
- Widz´, ˝e ju˝ zwyci´˝yliÊcie mimowolnà s∏aboÊç, a to, co zobaczycie mam nadziej´, zupe∏nie was
uspokoi i pogodzi z waszym po∏o˝eniem „nieÊmiertelnych”.
Tymczasem w drog´ moi przyjaciele! - rzek∏ Ebramar z dobrodusznym uÊmiechem wstajàc z miej-
sca. Wszyscy trzej wyruszyli w dalszà drog´. Podziemne przejÊcie, którym szli coraz bardziej si´ roz-
szerza∏o, sklepienia by∏y coraz wy˝sze, spadek coraz bardziej pochy∏y; po bokach otwiera∏y si´ przej-
Êcia, a pochodnie okaza∏y si´ wkrótce niepotrzebne, gdy˝ pojawi∏ si´ pó∏blask jakiegoÊ nieokreÊlonego
koloru. I nagle przed nimi otwar∏o si´ tak czarowne i niezwyk∏e zjawisko, ˝e Dachir i Supramati oniemie-
li ze zdziwienia i zatrzymali si´.
Na pierwszym planie widaç by∏o olbrzymi ∏uk, wykuty w sklepieniu przez samà natur´, na podobieƒ-
stwo bramy gotyckiej Êwiàtyni. Za tym wejÊciem rozciàga∏a si´ olbrzymia grota ze sklepieniem, ginàcym
gdzieÊ w niedosi´g∏ej dla oka wysokoÊci. OÊlepiajàce, lecz zarazem dziwnie delikatne Êwiat∏o opromie-
nia∏o wszystko doko∏a; stalaktyty i stalagmity lÊni∏y jak diamenty. Powierzchnia dna groty wznosi∏a si´ ∏a-
godnie szerokimi stopniami i za najwy˝szym z nich pyszni∏ si´ w swej wspania∏oÊci olbrzymi, na kilka
metrów szeroki, ognisty strumieƒ, poczàtek którego znika∏ w nieprzejrzanej wysokoÊci sklepienia.
Otoczony iskrzàcym i migotliwym ob∏okiem, tajemny strumieƒ bi∏ ognistà fontannà ze z∏otymi i purpu-
rowymi odcieniami. Bulgocàce fale stacza∏y si´ po stopniach, u podnó˝a których mieÊci∏ si´ wielki, natu-
ralny basen, a nadmiar, ognistymi strugami sp∏ywa∏ w liczne boczne galerie, z których jedne by∏y wyso-
kie i szerokie, drugie znów niskie i wàskie, jak rozpadliny. Nad basenem i wy˝ej w ca∏ej grocie, na podo-
bieƒstwo ob∏oku, unosi∏a si´ z∏ocista mg∏a.
Supramati i Dachir jakby zastygli, zachwyceni bajecznà pi´knoÊcià obrazu. Oczarowany ich wzrok
b∏àdzi∏ od ognistego wodospadu do dziwacznych koronek pokrywajàcych Êciany, zwieszajàcych si´ gir-
land i przechodzi∏ z nisz na kolumienki. A wszystko to jaÊnia∏o, migota∏o i mieni∏o si´ ró˝nymi barwami:
ciemnoniebieskà jak szafir, czerwonà jak rubin, zielonà jak szmaragd, wreszcie fioletowà, jak ametyst.
- Bo˝e Ojcze Wszechmogàcy, jakie˝ cuda stworzy∏a Twoja bezgraniczna màdroÊç, a dobroç Twoja
obdarzy∏a nas szcz´Êciem zachwycania si´ nimi! - przemówi∏ Supramati, przyciskajàc obie r´ce do pier-
si.
- Tak, moje drogie dzieci, wielkà jest ∏aska Stworzyciela, który da∏ nam mo˝noÊç zbli˝enia si´ do jed-
nej z najwy˝szych tajemnic tworzenia. Wasz zachwyt i wzruszenie sà zupe∏nie naturalne, poniewa˝ wi-
dzicie przed sobà êród∏o ˝ycia, istotny pokarm planety, ognisko zachowania i odnawiania czynnych
i twórczych si∏ przyrody. Dawniej dziewi´ç podobnych êróde∏ nasyca∏o planet´; obecnie szeÊç z nich zu-
4
7702722.001.png
pe∏nie wysch∏o, a trzy pozosta∏e równie˝ utraci∏y ju˝ cz´Êç swojej si∏y. Kiedy zniknie ostatnie z nich,
ch∏ód i Êmierç obejmà naszà ziemi´.
- A wtedy? - przemówi∏ z trudem Supramati.
- Wtedy opuÊcimy skazanà na Êmierç ziemi´ i poszukamy przystani na nowej planecie, ˝eby tam
sp∏aciç nasz ostatni d∏ug „wtajemniczonych” i z∏o˝yç wreszcie cielesne brzemi´; po czym wrócimy
w Êwiat pozagrobowy. Lecz do tego jeszcze daleko, ˝e tymczasem nie warto nawet myÊleç o tym - do-
da∏ Ebramar spostrzeg∏szy, ˝e jego towarzysze zadr˝eli i pobledli.
- A teraz moje drogie dzieci pomódlmy si´! Dopiero w tej chwili Dachir i Supramati zauwa˝yli, ˝e
przed basenem wznosi∏ si´ jak gdyby o∏tarz. By∏ to szeroki, w kszta∏cie szeÊcianu przezroczysty kamieƒ,
a na nim na podstawie z tego materia∏u sta∏ kryszta∏owy kielich nape∏niony pierwotnà materià, z której
wyp∏ywa∏a jakby ognista mg∏a. Nad kielichem unosi∏ si´ przeêroczysty, jaÊniejàcy krzy˝.
Wszyscy trzej padli na kolana i z dusz ich pop∏yn´∏a goràca modlitwa ku Stwórcy wszechrzeczy, naj-
wy˝szej niepoj´tej Istocie, z której wyp∏ywa ca∏a mi∏oÊç, màdroÊç i wszelka si∏a. Poca∏owawszy o∏tarz
i kielich Supramati i Dachir powstali.
- A zatem drogie dzieci widzieliÊcie to, czego ludzie ca∏e wieki daremnie szukali i szukajà: „kamieƒ fi-
lozoficzny” „eliksir ˝ycia”, „êród∏o wiecznej m∏odoÊci”. Instynkt i przeczucia podpowiadajà ludziom, ˝e
skarby te istniejà, lecz nie mogà oni znaleêç ku nim drogi.
- Nauczycielu, wszak ten o∏tarz i kielich jest dzie∏em ludzkich ràk? - zapyta∏ Supramati.
- Tak, wykonane zosta∏y przez adeptów, kolejno mieszkajàcych tutaj przez okreÊlony czas. Oni
strzegà êród∏a i majà obowiàzek obserwowaç si∏´ fontanny oraz dok∏adnie mierzyç jej obni˝anie si´, po-
wolne wprawdzie lecz sta∏e.
Praca ta jest bardzo m´czàca i wymaga tyle wiedzy, ile najwy˝szej dok∏adnoÊci, lecz czyni ona wiel-
kie dobrodziejstwo pod wzgl´dem oczyszczania ich cia∏. Przez ca∏y czas pobytu tutaj adepci nie potrze-
bujà po˝ywienia, gdy˝ aromat êród∏a w zupe∏noÊci go zast´puje. A teraz dalej w drog´. Po raz ostatni
Supramati i Dachir z niemà czcià spojrzeli na czarowny obraz êród∏a ˝ycia i poszli w Êlad za Ebrama-
rem, który wszed∏ w jedno z bocznych przejÊç groty.
Droga teraz wznosi∏a si´ stromo i miejscami spotykali nawet wykute w skale schodki. Niebezpieczny
korytarz by∏ oÊwietlony lampami zawieszonymi u sklepieƒ, lub umocowanymi w szczelinach ska∏. Po kil-
ku godzinach ucià˝liwej drogi doszli wreszcie do obszernej groty, rozjaÊnionej b∏´kitnawym Êwiat∏em.
Przed nimi rozpoÊciera∏a si´ g∏adka powierzchnia podziemnego jeziora. Na s∏upie stojàcym przy brzegu
zawieszony by∏ metalowy dzwon.
Ebramar uderzy∏ w niego trzy razy i po kilku chwilach ukaza∏a si´ maleƒka ∏ódka z wioÊlarzem w bia-
∏ym ubraniu. Kiedy przybi∏a do brzegu, wszyscy trzej weszli do niej; Supramati i Dachir zacz´li wios∏o-
waç, a przyby∏y wioÊlarz usiad∏ przy sterze. By∏ to pi´kny, m∏ody cz∏owiek o zamyÊlonym obliczu,
awoczach jego Êwieci∏ ten sam dziwny blask, który wyró˝nia „nieÊmiertelnych”. ¸ódka jak strza∏a p´dzi-
∏a po jeziorze; a nast´pnie Êlizga∏a si´ przez kana∏y, to wàskie, to szerokie wijàce si´ dziwacznie. Nagle
podziemny kana∏ uczyni∏ raptowny skr´t, prawie pod prostym kàtem i Supramati omal nie krzyknà∏ ze
zdumienia. ¸ódka wÊlizgn´∏a si´ w wàski otwór w skale i jak jaskó∏ka lekko wyp∏yn´∏a na Êredniej wielko-
Êci jezioro, zalane promieniami s∏oƒca. Jezioro to le˝a∏o poÊrodku g∏´bokiej i widocznie nie majàcej wyj-
Êcia doliny. Ze wszystkich stron wznosi∏y si´ strome, skaliste góry, których szczyty wybielone wiecznym
Êniegiem gin´∏y w ob∏okach, jedynie tylko wzd∏u˝ samego brzegu jeziora, wznoszàcy si´ tarasami pas
ziemi pokryty by∏ pysznà roÊlinnoÊcià. W jednym miejscu pas znacznie si´ rozszerza∏ i tam, na wzgórku
widoczny by∏, oparty o ska∏´ niewielki, bia∏y pa∏ac wyglàdajàcy jak per∏a na tle otaczajàcej go zieleni. Po
kilku chwilach ostatnie stopnie wchodzi∏y w wod´. Dachir i Supramati serdecznie uÊcisn´li r´k´ swemu
sternikowi, po czym wszyscy trzej skierowali si´ do pa∏acu, który teraz zdawa∏ si´ byç jeszcze bardziej
czarujàcy ni˝ z oddali. Zbudowany by∏ w zupe∏nie nieznanym stylu i z jakiegoÊ niewiadomego kamienia,
bielszego od marmuru. Cienka jak koronka rzeêba upi´ksza∏a Êciany, wysmuk∏e kolumienki podtrzymy-
wa∏y dach szerokiego tarasu i sufit doÊç obszernej sali, mieszczàcej si´ za przedsionkiem. Poprzez wie-
le pokoi Ebramar wyprowadzi∏ ich na otwarty taras, przed którym rozciàga∏ si´ ogród.
Po szmaragdowo-zielonej polanie brodzi∏y, skuba∏y traw´, skaka∏y lub le˝a∏y wyciàgni´te w w s∏oƒcu
najró˝norodniejsze zwierz´ta: wielki tygrys, niedêwiedê razem z owcami, gazelami, psami, wielkimi pta-
kami itd.
5
7702722.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin