rekul¬ty¬wa¬cji daw¬nych poli¬go¬nów.docx

(49 KB) Pobierz

http://studioopinii.pl/wp-content/uploads/2012/01/las-300x225.jpg30 listo­pada – a więc dość już dawno – w sie­dzi­bie Naro­do­wego Fun­du­szu Ochrony Śro­do­wi­ska i Gospo­darki Wod­nej w War­sza­wie pod­pi­sana została umowa w spra­wie dofi­nan­so­wa­nia pro­gramu rekul­ty­wa­cji daw­nych poli­go­nów leżą­cych na tere­nie Lasów Państwowych.

Doku­ment, pod któ­rym 30 listo­pada zło­żyli pod­pisy Mał­go­rzata Sku­cha, zastępca pre­zesa zarządu NFO­ŚiGW, i Marian Pigan, dyrek­tor gene­ralny LP, osta­tecz­nie otwiera drogę do korzy­sta­nia z zapla­no­wa­nych na to przed­się­wzię­cie środ­ków finan­so­wych. „Rekul­ty­wa­cja na cele przy­rod­ni­cze tere­nów zde­gra­do­wa­nych, powoj­sko­wych i popo­li­go­no­wych zarzą­dza­nych przez PGL LP”, bo tak brzmi pełna nazwa pro­jektu, obej­muje 57 nad­le­śnictw na tere­nie 15 regio­nal­nych dyrek­cji LP (poza nim pozo­stają tylko RDLP w Lubli­nie i Kra­ko­wie). Reali­zo­wany będzie na łącz­nej powierzchni pra­wie 24 tys. ha.

Jakże wiele tere­nów, na któ­rych gospo­da­rują dziś nad­le­śnic­twa Lasów Pań­stwo­wych, ma za sobą burz­liwą histo­rię. Gdzieś toczyły się krwawe bitwy, gdzie indziej urzą­dzono poli­gony woj­skowe, nie­które nie­prze­rwa­nie – choć nie­kiedy pod róż­nymi sztan­da­rami – pozo­sta­jące w tej służ­bie nawet od początku XX wieku. Na wiel­kich, obję­tych głę­boką tajem­nicą obsza­rach, w prze­szło­ści różne woj­ska – nie­miec­kie, radziec­kie, a wresz­cie pol­skie – szli­fo­wały wojenne rze­mio­sło, spraw­dzały nową broń i kolejne dosko­nałe tak­tyki obmy­ślane przez gene­ra­łów. Pozo­stało po tych cza­sach, w ziemi i na powierzchni, pokaźne pobo­jo­wi­sko, jakże kło­po­tliwe dla cywi­lów obej­mu­­cych po nich schedę.

Sys­te­ma­tyczne usu­wa­nie śmier­cio­no­śnych pamią­tek po ostat­niej woj­nie zapo­cząt­ko­wano już w latach 40. ub.w., ale – choć akcję roz­mi­no­wa­nia kraju ofi­cjal­nie zakoń­czono pod koniec 1956 r. – pod zie­mią wciąż spo­czywa sporo groź­nego żela­stwa. O zaska­ku­­cych zna­le­zi­skach co jakiś czas w „bom­bo­wym” tonie infor­mują media. Pro­blem: co jesz­cze kryje się, nie­kiedy tuż pod naszymi nogami, w nie­któ­rych regio­nach kraju, nadal ma ogromne zna­cze­nie w codzien­nej gospo­darce leśnej. Są miej­sca, które leśnicy bez trudu wskażą na dokład­niej­szej mapie, gdzie wciąż cią­gną się pola pod­wyż­szo­nego ryzyka. Przy­jęło się, że samo poru­sza­nie się po nich nie jest zagro­że­niem. Ale już gospo­darka leśna może budzić cał­kiem uza­sad­nione obawy o ludz­kie bez­pie­czeń­stwo. Bo glebę trzeba zaorać – nie­kiedy głę­boko – pro­wa­dzić zale­sie­nia, odno­wie­nia i hodowlę lasu, nie­zbędne zabiegi pie­­gna­cyjne, a potem pozy­ski­wać drewno. Nie da się tego zro­bić bez odpo­wied­nich maszyn i cięż­kiego sprzętu, nie ma więc co marzyć o pro­wa­dze­niu zrów­no­wa­żo­nej gospo­darki leśnej, czer­pa­niu korzy­ści z takiego lasu i zapew­nie­niu jego trwałości.

Kwe­stia staje się dosłow­nie paląca, kiedy na nie do końca roz­po­zna­nych i oczysz­czo­nych tere­nach przy­da­rzy się pożar. Przy­po­mina się w tym miej­scu słynna scena z filmu „Sami swoi”, gdy jeden z rezo­lut­nych boha­te...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin