30 listopada – a więc dość już dawno – w siedzibie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie podpisana została umowa w sprawie dofinansowania programu rekultywacji dawnych poligonów leżących na terenie Lasów Państwowych.
Dokument, pod którym 30 listopada złożyli podpisy Małgorzata Skucha, zastępca prezesa zarządu NFOŚiGW, i Marian Pigan, dyrektor generalny LP, ostatecznie otwiera drogę do korzystania z zaplanowanych na to przedsięwzięcie środków finansowych. „Rekultywacja na cele przyrodnicze terenów zdegradowanych, powojskowych i popoligonowych zarządzanych przez PGL LP”, bo tak brzmi pełna nazwa projektu, obejmuje 57 nadleśnictw na terenie 15 regionalnych dyrekcji LP (poza nim pozostają tylko RDLP w Lublinie i Krakowie). Realizowany będzie na łącznej powierzchni prawie 24 tys. ha.
Jakże wiele terenów, na których gospodarują dziś nadleśnictwa Lasów Państwowych, ma za sobą burzliwą historię. Gdzieś toczyły się krwawe bitwy, gdzie indziej urządzono poligony wojskowe, niektóre nieprzerwanie – choć niekiedy pod różnymi sztandarami – pozostające w tej służbie nawet od początku XX wieku. Na wielkich, objętych głęboką tajemnicą obszarach, w przeszłości różne wojska – niemieckie, radzieckie, a wreszcie polskie – szlifowały wojenne rzemiosło, sprawdzały nową broń i kolejne doskonałe taktyki obmyślane przez generałów. Pozostało po tych czasach, w ziemi i na powierzchni, pokaźne pobojowisko, jakże kłopotliwe dla cywilów obejmujących po nich schedę.
Systematyczne usuwanie śmiercionośnych pamiątek po ostatniej wojnie zapoczątkowano już w latach 40. ub.w., ale – choć akcję rozminowania kraju oficjalnie zakończono pod koniec 1956 r. – pod ziemią wciąż spoczywa sporo groźnego żelastwa. O zaskakujących znaleziskach co jakiś czas w „bombowym” tonie informują media. Problem: co jeszcze kryje się, niekiedy tuż pod naszymi nogami, w niektórych regionach kraju, nadal ma ogromne znaczenie w codziennej gospodarce leśnej. Są miejsca, które leśnicy bez trudu wskażą na dokładniejszej mapie, gdzie wciąż ciągną się pola podwyższonego ryzyka. Przyjęło się, że samo poruszanie się po nich nie jest zagrożeniem. Ale już gospodarka leśna może budzić całkiem uzasadnione obawy o ludzkie bezpieczeństwo. Bo glebę trzeba zaorać – niekiedy głęboko – prowadzić zalesienia, odnowienia i hodowlę lasu, niezbędne zabiegi pielęgnacyjne, a potem pozyskiwać drewno. Nie da się tego zrobić bez odpowiednich maszyn i ciężkiego sprzętu, nie ma więc co marzyć o prowadzeniu zrównoważonej gospodarki leśnej, czerpaniu korzyści z takiego lasu i zapewnieniu jego trwałości.
Kwestia staje się dosłownie paląca, kiedy na nie do końca rozpoznanych i oczyszczonych terenach przydarzy się pożar. Przypomina się w tym miejscu słynna scena z filmu „Sami swoi”, gdy jeden z rezolutnych bohate...
quinonesa