3 Lekcje uwodzenia.docx

(303 KB) Pobierz

7

Lekcje uwodzenia

 

Anglia, początek XIX wieku

Młoda guwernantka, Jessica Gifford, unika hańby i straszliwego losu dzięki pomocy nieznanego sobie wcześniej lorda Garetha Standona. Czuje do niego ogromną wdzięczność i nie odmawia, gdy ten prosi ją o przysługę. Jessica ma udawać kochankę Garetha i tym samym zniechęcić pewnego lorda, który upatrzył sobie Standona na zięcia. Po wizytach u fryzjera i krawcowej, uzbrojona we wskazówki, jak powinna zachowywać się wyrafinowana uwodzicielka, Jessica wciela się w swoją rolę. W trakcie maskarady niepostrzeżenie to, co udawane, staje się prawdziwe i obopólne. Zakochaną parę dzieli jednak nie tylko przynależność do odmiennych warstw społecznych. Jessica skrywa rodzinną tajemnicę...

Rozdział pierwszy

Londyn, koniec lutego 1816 roku

-     Lordowie, szlachetnie urodzeni, szanowni panowie! Proszę o uwagę! Kiedy wybije północ, Szkoła Wenus prowadzona przez madame Synthię przedstawi słynną Paradę Piękności. Wezmą w niej udział panie z bogatym i różnorodnym doświadczeniem! Istoty o niezwykłej urodzie! Niewinne kwiaty pragnące czerpać wiedzę wprost od wytwornych londyńskich elegantów! Piękne dziewczęta o nadzwyczajnie giętkich ciałach pojawią się tu specjalnie, by obiecać wam rozkosz! Lordowie, szanowni panowie, to już za pół godziny! Zajmujcie miejsca, a nie będziecie rozczarowani!

Dawny obwoływacz miejski zatrudniony za pokaźną sumkę przez madame Synthię - wcześniej znaną jako Cynthia Wil-kins z Camden Town - ogłosił wszystkie informacje i zszedł z podium. Lokaje zaczęli ustawiać krzesła wokół sceny, a panowie tłoczyli się, by zająć miejsca w pierwszym rzędzie, nie zważając na to, że do prezentacji zostało jeszcze pół godziny.

-    Morant, chodź tutaj.

 

Gareth Morant, hrabia Standon, skrzywił się, kiedy lord Fellingham trącił go energicznie łokciem w żebra.

-    Te dziewczyny wszystkie są piękne, ale musisz być blisko, by coś zobaczyć - powiedział i oblizał swoje pełne wargi. - W pokojach są lustra i świece...

-    Wątpię, żeby któraś z nich miała coś, czego brakowało twoim wcześniejszym zdobyczom, Feli. - Gareth odstawił smukły kieliszek szampana i spojrzał na gorączkową krzątaninę wokół sceny z niesmakiem. - To ordynarna spelunka. Nie mogę pojąć, co my tu, na Boga, robimy.

-    Jesteś dziś w podłym nastroju. Moim zdaniem potrzebujesz czegoś na pokrzepienie - odrzekł Fellingham. - Ostatnio jesteś mało zabawny, oto cała prawda. Spójrz na siebie: siedzisz przy kominku wciąż z jednym kieliszkiem wina, podczas gdy Rotherham zabawia się na górze z dwiema chińskimi bliźniaczkami, i słyszę od ciebie jedynie narzekania.

-    Hinduskie bliźniaczki - poprawił go Gareth, po czym przeciągnął się. - Są Hinduskami. Idę do klubu sprawdzić, czy uda mi się rozegrać jakąś godziwą partyjkę pokera.

-     Nie możemy wyjść bez Rotherhama - zaprotestował jego towarzysz, rzucając okiem na szybko zapełniające się miejsca przy scenie. - A poza tym chcę zobaczyć ten pokaz. Dużo o nim słyszałem i właśnie dlatego tu jesteśmy, nie pamiętasz? Chodźmy po naszego drogiego Rothersa, razem to obejrzymy, a potem wszyscy pójdziemy do klubu. Nasz przyjaciel pewnie już się nacieszył bliźniaczkami. Co ty na to? I nie bądź takim malkontentem.

-     No dobrze. - Gareth uniósł z westchnieniem kieliszek, wychylił go jednym haustem i wstał. - Wiesz, w którym jest pokoju?


-    W Lustrzanej Komnacie. Cholernie dobry pokój, cały wyłożony lustrami, nawet sufit. - Fellingham ruszył w stronę schodów, przepychając się między grupkami mężczyzn usiłujących dostać się jak najbliżej sceny.

-   Zrozumiałem. Nazwa pokoju mówi sama za siebie.

Do diabła, Feli miał rację. Ostatnio hrabia Standon łatwo wpadał w złość, nic nie przyciągało jego uwagi. Chciał czegoś, chociaż nie miał pojęcia czegorale z pewnością nie tego, co mógł znaleźć w tej świątyni seksu za pieniądze. A już coś takiego jak małżeństwo, które próbowano na nim wymusić, w najmniejszym stopniu nie budziło jego zainteresowania. Niezrażony humorami Garetha przyjaciel parsknął śmiechem; był w doskonałym nastroju.

-    Jesteś po prostu znudzony, sarkastyczny draniu - stwierdził. - Trzeba ci porządnej kobiety. To znaczy całkowicie rozpustnej! - Roześmiał się głośno ze swojego kiepskiego żartu i ruszył słabo oświetlonym korytarzem. - Jeśli dobrze pamiętam, to było gdzieś tutaj.

-   Oddaj mi moje ubranie! - Jessica GifFord rozpaczliwie usiłowała chwycić tobołek szarych ubrań, które nieznajoma zamierzała wyrzucić za drzwi.

Po chwili rozległ się zgrzyt przekręcanego w drzwiach klucza.

-   A teraz nie rób mi tu żadnych scen, bo będę musiała wezwać madame Synthię. A to ci się nie spodoba, możesz mi wierzyć - zagroziła skąpo odziana dziewczyna. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w stronę szafy, kołysząc prowokująco biodrami.

-   To jakaś straszna pomyłka! - zawołała Jessica.

Stała na środku pokoju naga, drżąca i zbyt zszokowana, by odczuwać strach. Powoli jednak to uczucie w niej narasta-

 

ło. Zaczynała być wręcz przerażona, kiedy przypomniała sobie nieprawdopodobne opowieści o niewinnych dziewczętach z prowincji porywanych z ulicy przez okrutnych stręczycieli. Ale to nie mogło przytrafić się jej! Nie była przecież jedną z tych naiwnych młodych panienek ze wsi, lecz dorosłą, niezależną i wykształconą kobietą.

-   Musiała zajść jakaś pomyłka! - starała się być przekonująca. - Jestem guwernantką i mam tu objąć posadę.

-   Równie dobrze możesz dostać posadę u madame Synthii. - Dziewczyna się roześmiała. - Jesteś dziewicą? - Rzuciła w stronę drżącej Jessiki pogardliwe spojrzenie.

-    Oczywiście! Mówiłam, że zaszło jakieś straszne nieporozumienie. Kiedy wysiadłam z dyliżansu, spytałam kobietę, która mnie przywitała, czy jest gospodynią lady Hartington, a ona potwierdziła i zabrała mnie do innego powozu, a potem znalazłam się w tym domu.

-   Jasne, ale lady H. nie zatrudni cię po dzisiejszej nocy, nie będzie chciała, żebyś się opiekowała jej kochanymi bachorami, zwłaszcza że lord H. jest tutaj i pewnie złoży na ciebie wysoką ofertę. Założę się, że poprosi cię, abyś go nauczyła, jak korzystać z globusów, albo okaże się, że jest słaby w łacinie, i trzeba go będzie wychłostać. Załóż to - rzuciła na łóżko skrawek zwiewnej tkaniny.

-   Czy to jest dom publiczny? - Przerażona Jessica nie dopuszczała do świadomości oczywistej prawdy.

-   Oczywiście, że burdel. Najlepszy dom rozpusty w mieście. Chyba trzeba zrobić coś z twoimi włosami. - Nieznajoma obrzuciła ją uważnym spojrzeniem. - Albo nie. Po prostu wyjmiemy szpilki i rozpuścimy je. Będziesz wyglądała na gotową do figli. Oni to lubią.


13

-     Zaszła pomyłka - powtórzyła panna Gifford tonem rozsądnej perswazji, jaki czasem przyjmowała z dobrym skutkiem wobec swoich coraz bardziej niesfornych podopiecznych. - Jestem guwernantką i znalazłam się w niewłaściwym miejscu. Nie mogę być tu przetrzymywana, bo to porwanie, i jeśli złożę skargę w sądzie, ktoś tu może znaleźć się w poważ­nym konflikcie z prawem.

-     Ciekawe, jak to sobie wyobrażasz? - Dziewczyna podeszła do niej z grzebieniem i zaczęła wyjmować szpilki z jej włosów. -Zostaniesz tu, dopóki nie nabierzesz doświadczenia, a potem nie będziesz miała dokąd pójść; żadna szanująca się osoba nie zechce mieć z tobą do czynienia. Jeśli zamierzasz pogadać z jakimś sędzią, to dziś będziesz miała okazję. Na pewno okaże ci zrozumienie. Postara się, żebyś się tu poczuła jak w domu.

Zimny strach ścisnął serce Jessiki. Była samodzielna, pracowała na swoje utrzymanie już od trzech lat i doskonale wiedziała, jak zagrożona była pozycja młodej kobiety, nad którą zawisł choćby cień skandalu. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z konsekwencji zejścia z wąskiej ścieżki prawości.

Jeśli wydostanie się stąd i złoży skargę, zostanie zapewne zlekceważona. A nawet jeśli ktokolwiek jej uwierzy, dobre imię panny Gifford i tak zostanie zszargane, bez względu na fakty.

-    Jak możesz pomagać im w tym procederze, krzywdząc inną kobietę? - Błagalnie dotknęła dłonią ramienia dziewczyny. Zapomniała o dumie. Gdyby to miało pomóc, padłaby nawet przed nią na kolana. Zrobiłaby wszystko, byleby przerwać ten koszmar. - A ty sama? Nie chcesz się stąd wydostać?

-    Wydostać się stąd? Chyba musiałabym być pomylona - odpowiedziała krótko tamta. - Ciepły pokój, dobre jedzenie, towarzystwo i dżentelmeni rozdający hojne napiwki. A wszystko, co

10

 

muszę za to robić, to leżeć na plecach na czystym, wygodnym łóżku i robić, co trzeba. Dokąd miałabym pójść? Do brudnych slumsów w Wapping, gdzie musiałabym robić to samo pod ścianą za kilka miedziaków i siniec pod okiem?

Spojrzała w lustro i uszczypnęła się w policzki, wywołując rumieńce na swojej zuchwałej, przebiegłej twarzy.

-    Posłuchaj, głupia krowo - powiedziała nagle. - Po pierwszym razie już nie jest tak źle. Po co sobie to utrudniać? Jak zrobisz scenę madame, to po prostu przyśle kilku zbirów, żeby cię uspokoili. A możesz mi wierzyć, że to nic przyjemnego.

Jessica skuliła się w rogu ogromnego łoża, nawet nie zauważając chłodnej atłasowej pościeli dotykającej jej nagiej skóry. Miała do wyboru trzy możliwości: albo dać się pozbawić dziewictwa grupie bandziorów, albo sprzedać się jakiemuś zdeprawowanemu dżentelmenowi, albo rzucić się przez okno. Tylko że w oknach były żelazne kraty. Ostatnie trzy lata nie były łatwe, ale miała skromne oszczędności, poważany zawód, szacunek i od nikogo nie była zależna. Za nic nie chciała tego stracić. Mimo panicznego przerażenia szukała desperacko wyjścia z sytuacji. Udało się jej niepostrzeżenie przykryć bosą stopą jedną z porozrzucanych na podłodze szpilek do włosów.

-   No dobrze - powiedziała drżącym głosem. - To co teraz?

-     O, dużo lepiej! Sama widzisz, o ile wszystko jest łatwiejsze, kiedy się nie wygłupiasz. Jak masz na imię?

-    Jessica.

-     Świetnie, Jessy. Ja mam na imię Moll. Ubierzemy cię w twój strój. To nie potrwa długo, nie jest tego dużo, a o północy zacznie się pokaz. Jesteś na nim jedyną dziewicą, więc zakłady będą wysokie. Trafi ci się miły, bogaty dżentelmen,


który da ci po wszystkim pokaźny napiwek. Założę się, że będziesz miała niezłe powodzenie.

-    Która godzina? - spytała panna Gifford, sięgając po szatkę z muślinu trzymaną przez dziewczynę.

-    Za dwadzieścia dwunasta.

-     No cóż, skoro nie mam wyjścia... Czy nie ma stroju w jakimś bardziej twarzowym kolorze? Nie lubię liliowego. Wygląda mdło przy moich jasnych włosach.

Moll nie zauważyła niczego podejrzanego w tej nagłej zmianie zachowania swojej podopiecznej.

-    Widziałam chyba jakiś zielony, będzie pasował do koloru twoich oczu - powiedziała i ponownie otworzyła szafę.

Jessica tylko na to czekała. Szybko wepchnęła tam Moll, nie zważając na jej wrzaski. Jeden kawałek muślinu zawiązała wokół jej nadgarstków, z drugiego zrobiła knebel, po czym złapała z wieszaka jeszcze jeden strój, by związać jej wierzgające nogi.

-    Jeśli choć piśniesz, walnę cię w głowę - ostrzegła, mając nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie przekonująco. - Jak będziesz cicho, nic ci się nie stanie. Rozumiesz?

Dziewczyna energicznie przytaknęła, wpatrując się w Jes-sikę niebieskimi oczami. Panna Gifford zamknęła szafę, podparła ją krzesłem i ze szpilką do włosów w ręku ruszyła do drzwi, by je otworzyć. W sensacyjnych powieściach, których guwernantki nigdy nie powinny czytać, a jednak pochłaniają je całymi tomami, uciemiężone, ale dzielne bohaterki otwierają drzwi swoich więzień w ciągu kilku sekund, by wydostać się z łap niegodziwców. Po kilku minutach bezskutecznych zmagań z zamkiem Jessica doszła do wniosku, że autorzy tych powieści byli

12

 

niestety źle poinformowani. Ręce jej drżały, nogi zdrętwiały od niewygodnej pozycji, a po karku spływał zimny pot. - Otwórz się, draniu! - zawołała niemal w rozpaczy, uderzając w zamek zaciśniętą pięścią.

Usłyszała ciche kliknięcie i drzwi się otworzyły. Bez chwili zastanowienia wybiegła na korytarz i nagle zobaczyła przed sobą nagą postać. Wydała cichy okrzyk strachu, lecz po chwili stwierdziła, że było to jej własne odbicie w wysokim lustrze. Jednocześnie usłyszała za sobą cichy trzask zamykających się drzwi. Odwrót był niemożliwy.

Ubranie. To było teraz najważniejsze. Z trudem próbowała się skupić. W jednym z tych pokoi musiały być jakieś ubrania, które mogłaby na siebie założyć.

Otworzyła pierwsze z brzegu drzwi i rozejrzała się. Wewnątrz pomieszczenia zobaczyła ogromne łoże, a na nim kłębowisko nagich ciał. Jessica wstrzymała oddech. Udało jej się naliczyć trzy pary nóg, dwa pośladki i owłosiony tors... Ile osób tu było? Co robili? Weszła ostrożnie do środka, chowając się w cień. Uczestnicy orgii wydawali się całkowicie pochłonięci sobą, ale mimo to nie miała dość odwagi, by ukraść ubranie, podczas gdy oni „to" robili.

Choć myślała, że to niemożliwe, jej przerażenie jeszcze wzrosło. Widok rozpusty cielesnej przekraczającej najśmielsze wyobrażenia uświadomił jej, że wszystko to dzieje się naprawdę. Właśnie to jej groziło, jeśli nie zdoła uciec.

Głęboko odetchnęła i zaczęła się zastanawiać nad planem ucieczki. Jeśli spanikuje, jej los będzie przypieczętowany. Wyszła z powrotem na korytarz i rozejrzała się. Naprzeciw były drzwi, przez które przed chwilą uciekła, a za nią pokój, w którym odbywała się orgia. Dalej zauważyła jeszcze dwie pary


drzwi, a potem korytarz zakręcał. Ruszyła powoli do przodu. Była już ostrożniejsza i przed naciśnięciem klamki kolejnych drzwi uważnie przykładała do nich ucho. Za każdym razem słyszała jęki i westchnienia, a z wnętrza jednego z pokoi dochodził nawet trzask bicza. W którą stronę uciekać? W ciągu tych kilku strasznych chwil, kiedy była prowadzona z powozu do wejścia, a potem wleczona po schodach, zupełnie straciła orientację. Teraz obejmowała rękoma swe drżące ciało, wahając się. Odgłosy otwierających się po prawej stronie drzwi i dobiegających stamtąd rozmów przyspieszyły jej decyzję. Bez chwili zastanowienia skręciła w lewo.

Zamiast patrzeć przed siebie, przerażona spojrzała do tyłu i w tej samej chwili poczuła, że zderza się z impetem z czyimś mocnym torsem. Jej nos utkwił w męskiej koszuli, sztywny brzeg skrojonej na miarę kamizelki wbijał się jej w podbródek, a drżące nagie ciało dotykało luksusowego jedwabiu. Mężczyzna stał nieporuszony, podczas gdy głosy za plecami Jessiki stawały się coraz wyraźniejsze.

Podniosła głowę i zobaczyła tuż przed sobą męski podbródek ze śladami zarostu i rozbawione szare oczy. Nieznajomy uniósł brew.

-    Pomocy! - wyszeptała cicho ze słabnącą nadzieją. - Proszę, niech mi pan pomoże.

-    To jest ten pokój - rozległ się zza jego pleców bełkodiwy męski głos. - Wchodzimy, Morant.

-    Proszę bardzo, Feli - w głosie mężczyzny słychać było to samo rozbawienie, jakie malowało się w oczach. Obrócił Jessikę i położył zdecydowanie dłoń na jej ramieniu. - Idziemy razem.


Lekcje uwodzenia

17

14

 

Drżące ciało dziewczyny uspokoiło się pod wpływem ciepłego dotyku jego dłoni i pomyślała, że jeśli już ma zostać zhańbiona i stracić dziewictwo, nie zrobi tego przynajmniej ze śliniącym się monstrum ani zwalistym spoconym potworem.

Pokój był jasno oświetlony i pełno w nim było świec odbijających się w lustrach, którymi wyłożone były wszystkie ściany. Jessica rozglądała się, jednocześnie gorączkowo szukając drogi ucieczki, i jej wzrok padł na trzy postacie splecione razem na łóżku. Zamknęła oczy i zachwiała się. Męska dłoń trzymająca ją pod ramię zacisnęła się mocniej.

-    Spokojnie - usłyszała łagodny, głęboki szept.

Stał w drzwiach, barykadując je swoją sylwetką, a dwie zło-toskóre kobiety z jedwabistymi czarnymi włosami, przypominające wyglądem parę pogańskich boginek, usiadły na łóżku i zwróciły jednakowe twarze na nowo przybyłych. Między nimi leżał nagi mężczyzna. Jego twarz zasłaniały miłosiernie uda jednej z dziewczyn, a lędźwie były zakryte dolną partią ciała drugiej z nich. Wyglądał jak rzeźba upadłego Greka. Ten, który podtrzymywał Jessicę, uniósł drugą ręką egzotyczną brokatową suknię leżącą niedbale na krześle stojącym obok drzwi.

-    Załóż to - powiedział.

Z westchnieniem ulgi okryła się fałdami jedwabiu.

-    No, Morant! Wchodź już! - usłyszała z tyłu ponaglający głoś. Trzymający ją wciąż za ramię postawny mężczyzna wkroczył do pokoju, a za nim wcisnął się jego towarzysz, zamykając za sobą drzwi.

Jessica uniosła obszerny kołnierz, by zakryć chociaż dół twarzy. Teraz, kiedy jej ciało zostało okryte, poczuła względ-


ny spokój; to niezwykłe, że będąc naga, nie była zdolna do trzeźwego myślenia. Rozejrzała się swobodnie. Dwie kobiety siedzące na łóżku były zwykłymi śmiertelniczkami, pokój nie był kryształowym pałacem, ale tandetną salą z lustrami pokrytymi smugami, a nagie bóstwo leżące na pomiętym prześcieradle było zwykłym facetem o jasnych włosach, ze śladami rosnącego brzuszka i zaczerwienioną twarzą.

-    Jak się macie - wykrztusił z siebie, nim znów opadł na poduszki. - Przyprowadziliście sobie własną dziewczynę?

-    Co? - Mężczyzna zwany Fellem przecisnął się do przodu i spojrzał na Jessicę. - Na Boga, Morant! Skąd wziąłeś tę młodą damę? Nie było jej z nami, kiedy ruszaliśmy tutaj.

Zbliżył się do niej.

-    Ręce przy sobie - powiedział zdecydowanie jego kompan, popychając tamtego na łóżko. - Rusz się i pomóż Rotherhamowi, najwyraźniej nie daje rady sam skorzystać z tego, za co zapłacił.

Dwie czarnowłose dziewczyny otworzyły ramiona w zapraszającym geście, a Feli potknął się i upadł na łoże, wybuchając śmiechem i wywołując energiczne protesty przyjaciela.

Morant sięgnął jeszcze po kilka ubrań wiszących na krześle, a potem wypchnął Jessicę na korytarz.

-    Załóż to - powiedział, rzucając stroje do jej stóp. Wysoki jedwabny kapelusz potoczył się po podłodze, przez

chwilę kręcił się na rondzie, a potem znieruchomiał.

-      To męskie ubranie - odrzekła i owinęła się ciaśniej brokatowym jedwabiem.

-    O to chodzi. Uważasz, że uda ci się stąd wyjść w tym, co masz na sobie? Jessica uzmysłowiła sobie, że jej włosy są w nieładzie, nogi bose, a pod kaskadą brokatu ma nagie ciało.

16

 

-   Zabierze mnie pan stąd? - spytała.

-   Ależ oczywiście - odparł nieznajomy, a w jego głosie słychać było rozbawienie. - Bez wątpienia zabiorę cię stąd.

No tak, pewnie rzeczywiście dotrzyma słowa, ale czy w jego zamiarach

nie kryło się coś więcej? Postanowiła nie roztrząsać tego w tej chwili,

najpierw musi sobie poradzić z jednym problemem.

-Ma pan rację, to dobry pomysł. - Podniosła spodnie i wciągnęła je na

siebie pod suknię, potem przejrzała pozostałe rzeczy i znalazła krawat,

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin