Źrodlo, Tomasz Skrzypczak.txt

(48 KB) Pobierz
Tomasz "Lynx" Skrzypczak

�r�d�o

Ten �wiat jest pusty jak wydmuszka jajka. Staram si� ogarn�� bezmiar nico�ci 
jaki si� wok� roztacza, ale tylko dzwonienie w uszach i przyspieszone bicie 
serca sygnalizuj�, �e sytuacja jest nienaturalna, �e co� jest nie w porz�dku. 
Mo�e to tylko koszmarny sen wywo�any przez niepoj�te reakcje chemiczne 
zachodz�ce w u�pionym m�zgu, a mo�e... nie to jest zbyt nieprawdopodobne. Wok�, 
jak okiem si�gn�� roztacza si� szara, pozbawiona jakichkolwiek form terenu czy 
wegetacji r�wnina. Monotonna, pokryta py�em, a nad ni� niskie, siwawe niebo, 
rozmyte i o�owiane. Nie jest to ani dzie� ani noc, nie czuj� te� up�ywu czasu. 
Ale znajduje si� tu co� niepoj�tego, jaki� niemo�liwy do ogarni�cia umys�em byt, 
kt�ry przera�a i parali�uje. Stoj� tak w centrum niesko�czonego ko�a widnokr�gu 
i pr�buj� zebra� my�li. Jaki splot przypadk�w przywi�d� mnie w to dziwne 
miejsce, zagubione gdzie� w niebycie, a mo�e zrodzone w chorym umy�le szale�ca? 
Czy jestem szalony, czy to wszystko mi si� �ni? Mo�e obudz� si� za chwil� w 
swoim ��ku, us�ysz� tykanie zegara i swojskie odg�osy dobiegaj�ce zza okna ? 
Nie, tak si� nie stanie, wiedzia�em o tym a� nazbyt dobrze. Przecie� nie k�ad�em 
si� spa�. By� dzie�, deszczowy, szary i ch�odny, a ja jecha�em samochodem w 
kierunku Dover. Mokre wrzosowiska, mg�a i czarna wst�ga asfaltowej szosy wij�ca 
si� jak w�� pomi�dzy niskimi wzg�rzami. Wycieraczki pracowa�y na pe�nych 
obrotach bezskutecznie pr�buj�c poprawi� widoczno��. Miarowy szum silnika i 
plusk deszczowej wody na zewn�trz auta zdawa�y si� zlewa� w jeden monotonny 
szept. Stara�em si� za wszelk� cen� powstrzyma� senno��. Ci kt�rzy je�d�� w 
d�ugie, wielogodzinne trasy wiedz� jakie to bywa trudne. I jeszcze to cholerne 
zepsute radio. Mia�em odda� je do naprawy przed wyruszeniem w drog�, ale jako� 
wylecia�o mi to z g�owy. Teraz, gdy powieki klei�y si�, �a�owa�em tego 
niedopatrzenia. Musia�em chyba przysn��, mo�e na u�amek sekundy, a mo�e trwa�o 
to d�u�ej. Tylko, co do cholery by�o dalej? B�l g�owy i dzwonienie w uszach, a w 
umy�le kompletna pustka. Szara r�wnina i dziwne uczucie zagro�enia. Niebo jak 
g�sty, ciemny ca�un. Zwariuj�, je�eli nie przypomn� sobie co sta�o w chwili gdy 
uleg�em zamroczeniu. Zegarek, przecie� mam na r�ku zegarek! By�o oko�o 
pi�tnastej gdy po raz ostatni na niego spojrza�em. A teraz... no tak... stoi na 
godzinie 15:18 i 45 sekund. Ani drgnie. Horyzont zaczyna wygina� si� ku do�owi, 
krzywizna pog��bia si� w oczach. Co jest, halucynacja? Pulsowanie w g�owie 
nasila si�, co� ciep�ego i lepkiego p�ynie mi z uszu. Bo�e, co za b�l! Jeszcze 
chwila i m�zg wycieknie mi na zewn�trz. Zaraz ca�y �wiat zwinie si� w rulon, to 
by�a ostatnia �wiadoma my�l, a potem... zwini�ty w k��bek i ca�y mokry budz� si� 
w przydro�nym rowie. Nade mn� pochylaj� si� jacy� ludzie, co� chyba m�wi� do 
siebie, jeden szarpie mnie za rami�. Nic nie czuj� i nic nie s�ysz�. Co� p�ynie 
mi po twarzy, co� co sprawia wra�enie ciep�ej i lepkiej cieczy Jeden z m�czyzn 
patrzy mi z bliska w twarz. Jego oczy s� l�ni�ce i zimne, jak diamentowe 
sztylety. Potworna hipnotyzuj�ca si�a zgniata �ladowy op�r mojego umys�u i 
m�czyzna w u�amku sekundy przejmuje nad nim ca�kowit� kontrol�. Czuj� jakby na 
moim jestestwie zacisn�y si� �elazne p�ta. S�ysz� komunikat pochodz�cy z umys�u 
tamtego:
- To on, rozpoczynam proces letargu neurokinetycznego. 
B�ysk i uczucie wirowania, coraz szybciej i szybciej. Chyba zaraz zwymiotuj�. 
Czarne plamy kr�c� si� pod zamkni�tymi powiekami z szalon� pr�dko�ci�. 
Strumienie oleistej, mentalnej plazmy rysuj� niewyra�ny zarys dysku. Czerwono 
fioletowa po�wiata spowija przestrze�. 
- Ja, Vothral otwieram Tw�j umys� na przybycie potomka rasy Drotha, uaktywniam 
centra sterowania energi� LOGE. Fuzja zako�czy si� zanim �r�d�o zacznie trzeci 
cykl - us�ysza�em g�os szepcz�cy w pod�wiadomo�ci.
* * *
Budz� si� na szpitalnym ��ku. Jest cicho i wok� panuje atmosfera spokoju. 
Szorstki dotyk czystej po�cieli i zapach jakiego� �rodka dezynfekuj�cego, to 
pierwsze wra�enia jakie do mnie dotar�y. Pr�buj� otworzy� oczy, ale okazuje si�, 
�e wcale nie jest to �atwe zadanie. Wreszcie udaje mi si� unie�� o�owiane 
powieki. Mg�a, mleczna po�wiata i niewyra�ne zarysy kszta�t�w. Po pewnym czasie 
co� bia�ego sunie w moj� stron�. S�ysz� g�os dochodz�cy jakby z oddali
- Doktorze Stromwell, czy mnie pan s�yszy? - pyta rozmyta plama.
Pewnie, �e s�ysz�, ale nie potrafi� tego wyartyku�owa�.
- Doktorze Stromwell, je�li mnie pan s�yszy prosz� da� mi jaki� znak - bia�a 
plama jest nieust�pliwa.
Pr�buj� mrugn�� powiekami, ale robi� to bardzo wolno. Okazuje si�, �e plama jest 
spostrzegawcza, bo po chwili zn�w dobiega mnie z oddali g�os:
- Dzi�ki Bogu rozumie pan co m�wi�. Musz� natychmiast powiadomi� profesora.
M�wi�c to plama odp�yn�a w niebyt, a ja ponownie zamkn��em oczy. O co cholera 
chodzi? - zada�em sobie g�upie pytanie. 
* * *
- Profesorze, to chyba cud, ale Stromwell si� obudzi� - wyrzuci� z siebie Roy 
Dennis wpadaj�c do pokoju Jedforda.
- Stromwell?! - profesor uni�s� powieki znad papier�w. Wzrok mia� nieco 
nieobecny, jakby nie zrozumia� o co chodzi.
- Dok�adnie tak! Trzy lata w �pi�czce, chcieli�my go ju� od��czy� a ten 
skurczybyk przed chwil� otworzy� oczy! - Dennis trz�s� si� z przej�cia.
- Stromwell si� obudzi�?! - ponowi� pytanie Jedford, ale teraz jego wzrok by� 
ju� przytomny. Zerwa� si� z krzes�a i nie zwracaj�c uwagi na Dennisa wybieg� z 
pokoju. Po chwili by� ju� na sali sztucznego podtrzymywania funkcji �yciowych. 
Za nim jak cie� pod��a� roztrz�siony Roy.
W pokoju, na ��ku, opl�tany rozmaitymi przewodami spoczywa� doktor Stromwell. 
Jedford rzuci� okiem na ekrany monitor�w pokazuj�cych na bie��co stan wszystkich 
funkcji �yciowych. Przenosi� wzrok z bladej, pokrytej kropelkami potu twarzy 
pacjenta na skacz�ce zielone linie. �renice profesora rozszerzy�y si� z 
niedowierzania gdy spojrza� na odczyt fal m�zgowych. Gdyby mia� w�osy pewnie 
wszystkie powsta�yby teraz na jego g�owie. Na ekranie elektroencefalografu 
szala�o tornado chaotycznych, przeplataj�cych si� bez �adu i sk�adu linii, kt�re 
raz po raz wystrzeliwa�y daleko poza przewidywane granice. M�zg Stromwella 
zachowywa� si� w spos�b ca�kowicie zaprzeczaj�cy wszelkim prawom nauki.
- Profesorze, co si� dzieje?! Czy to cholerstwo si� zepsu�o, czy dzieje si� tu 
co� dziwnego?! - wybe�kota� Roy Dennis.
- Nie wiem stary, jak to wyt�umaczy� - wyszepta� zmienionym z przej�cia g�osem. 
- Trzeba zrobi� pacjentowi wszystkie badania, ��cznie z tomografi� m�zgu. Na 
razie wygl�da na to, �e umys� Stromwella jest niewiarygodnie aktywny. Przy�miewa 
pod tym wzgl�dem nasze umys�y tak jak S�o�ce przy�miewa swym blaskiem �wiat�o 
gwiazd. Tylko Dennis, pami�taj do cholery, �eby nie wysz�o to na �wiat�o dzienne 
dop�ki nie b�dziemy mieli wszystkich wynik�w! - ton Jedforda nie pozostawia� 
�adnych w�tpliwo�ci co do wagi wydarzenia.
- Oczywi�cie profesorze, �adnych przeciek�w, �adnych plotek - Roy Dennis 
wypr�y� si� po �o�niersku.
W tym momencie Stromwell powoli uni�s� powieki.
* * *
Gdy doktor Stromwell zacz�� odzyskiwa� �wiadomo�� w klinice profesora Jedforda 
istota o imieniu Vothral ju� o tym wiedzia�a. Chocia� nigdy nie odczuwa�a ona 
ziemskich emocji, w tym momencie jej umys� drgn�� i zwi�kszy� swoj� aktywno��. 
Czarny, superg�sty koloid buduj�cy cia�o Vothrala rozpocz�� proces transformacji 
maj�cy na celu upodobnienie go do istoty ludzkiej. Za kilka ziemskich minut 
b�dzie gotowy do podr�y na b��kitn� planet�. Za kilka minut przeniesie 
Stromwela do krypty mutacji w celu przeprowadzenia nies�ychanie skomplikowanego 
procesu fuzji neuronowej. Je�eli operacja ta zako�czy si� sukcesem, a w to 
Vothral nie w�tpi�, b�dzie mo�na wreszcie spr�bowa� pozna� tajemnic� Centrum. 
"Spr�bowa�" to dobre s�owo w tych okoliczno�ciach albowiem nie by� on pewny co 
do fina�u ca�ej awantury. Je�eli selektor si� nie pomyli�, obiekt powinien 
wytrzyma� proces. Transformacja funkcji m�zgowych na tak niebotyczn� skal� 
budzi�a w�tpliwo�ci, ale nie by�a niewykonalna. Vothral wiedzia� o tym 
doskonale. Prawie trzy miliony lat ewolucji spowodowa�y, �e niewiele by�o w 
stanie go zdziwi�, a ju� na pewno nie operacje psychofuzji. Obiekt zosta� 
wybrany na podstawie niebywale rygorystycznych kryteri�w, kt�rych spe�nienie 
minimalizowa�o ryzyko prawie do zera. Tak, "prawie" to trafne sformu�owanie. 
Je�eli co� nie wypali i umys� cz�owieka ulegnie degeneracji w�wczas Sethar umrze 
naprawd�, a z nim resztki nadziei na powstrzymanie ekspansji Atraktora Chaosu. 
Tym bardziej, �e przez ostatnie kilka tysi�cy lat jego zachowanie by�o 
niepokoj�ce. Okresowe fluktuacje myloplazmy, ekspansja warstw zewn�trznych i 
zwi�kszenie pr�dko�ci radialnej dysku akrecyjnego sugerowa�y, �e �r�d�o wchodzi 
w faz� nieznanej Drothom aktywno�ci.
Wreszcie proces kszta�towania somatycznego dobieg� ko�ca. Vothral rozci�� 
pow�ok� czasoprzestrzeni za pomoc� wszczepionego w o�rodki mentalne 
myloplazmatycznego kompresora i jego receptorom ukaza� si� obraz Drogi Mlecznej. 
W dwana�cie mikrosekund p�niej zlokalizowa� po�o�enie Uk�adu S�onecznego. W 
ci�gu kolejnych kilku nanosekund ujrza� le��cego w szpitalnym ��ku doktora 
Stromwella. 
* * *
Pacjent otworzy� oczy rozpaczliwie pr�buj�c rozpozna� w mglistym krajobrazie 
znajome kszta�ty. Mg�a powoli rozwiewa�a si� ukazuj�c wn�trze szpitalnego 
pomieszczenia z dwoma m�czyznami w bia�ych fartuchach natr�tnie wpatruj�cymi 
si� w niego. Stromwell stwierdzi�, �e twarze patrz�cych lekarzy s� dziwnie 
znajome. W tym momencie za ich plecami powietrze zafalowa�o. Obraz �ciany 
ust�pi� miejsca widokowi ciemnego wn�trza. Na pierwszym planie majaczy�a 
sylwetka wysokiej postaci, kt�ra w chwil� p�niej bezszelestnie przesz�a przez 
opalizuj�c� zas�on� i znalaz�a si� dok�adnie za Jedfordem i Dennisem. Stromwell 
do�wiadczy�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin