Kamień - Rozdział 80-81.doc

(95 KB) Pobierz
Rozdział 80

Rozdział 80. Decyzje i postęp


Grupa pracująca w biurze dyrektora ponownie zbierała się na krótko przed kolacją. To dało Severusowi i Harry’emu jedynie godzinę na odnalezienie kilku fragmentów w nieprzetłumaczonych jeszcze księgach Slytherina, które wydawały się zawierać przydatne informacje i zasługiwały na natychmiastowe przełożenie na angielski. Harry odkrył, że poprzez głośne wymawianie przetłumaczonych słów do wyczarowanego przez Snape’a pióra wcale nie myli się i nie przemawia w języku węży, będąc pewnym, iż mówi po angielsku. To pozwoliło Mistrzowi Eliksirów na dołączenie do Hermiony i Dumbledore’a.
Albus spojrzał na Severusa, by podsumować pracę, którą wykonali dla Złotego Chłopca.
– Przyjrzeliśmy się zaklęciu, które wykorzystał Voldemort. Wszystko wskazuje na to, że pierwotnie był to czar, który wprowadzał przeciętnego człowieka w stan stuletniego snu, jednocześnie konserwując daną osobę. To zaklęcie wywoływało kiedyś jednocześnie sen i stagnację. Wystarczyła jedna zmiana Voldemorta, by całkowicie wyeliminować zastój. Biorąc pod uwagę późniejsze modyfikacje oraz metodę rzucenia go, ministerstwo oszacowało, iż sto lat skróciło się do dwóch lub trzech miesięcy, a ich wyliczenia w tej kwestii wydają się stać na rozsądnym poziomie.
– Nie sądzimy, że obudzenie mugoli w jakikolwiek sposób może być realne. Stare zaklęcia snu z reguły są niesamowicie trudne do złamania, nie ma żadnych ściśle określonych przeciwzaklęć ani nawet czynności, które mogłyby przerwać działanie danego czaru.
To Albus przewodniczył teoretycznym badaniom nad kwestią przetrwania mugoli, więc to on zdecydował się na podsumowanie tej części pracy:
– Harry, wszystkie dzisiejsze sposoby na wprowadzenie kogokolwiek w stan hibernacji bądź stagnacji bazują na eliksirach. Największą skrajnością jest Wywar Żywej Śmierci, choć istnieje jeszcze kilka podobnych, nie aż tak silnych. Mikstury nie są żadnym rozwiązaniem, ponieważ większość z nich nie działa na niemagicznych ludzi. Ponadto z pewnością nie zdobylibyśmy odpowiedniej ilości eliksirów, by podać porcję każdemu mugolowi na świecie. Nie ma również sposobu na zaaplikowanie im ich. Niezwykle niebezpieczną może okazać się próba podania eliksiru zastoju komuś, kto już stracił przytomność w wyniku poddania się działaniu innej mikstury bądź czaru.
– Znaleźliśmy coś w jednym z rozdziałów, które przetłumaczyłeś dla nas z siódmej księgi Slytherina. To pomogło nam sformułować pewne pomysły na zaklęcia. Znajdowało się tam odniesienie do zaklęcia leczniczego, które jest na tyle wiekowe, iż nawet Salazar uważał je za przestarzałe, gdy o nim pisał. Zanim powstały lecznicze mikstury lub czarodzieje zdobyli potrzebne do uzdrawiania umiejętności, największą nadzieję, na którą można było liczyć w wielu przypadkach różnych chorób, stanowiło przekonanie, iż mugolskie lub magiczne ciało miało odpowiednią ilość czasu na samoistne wyleczenie się. Czar leczniczy może zostać rzucony na kogoś, kto znajduje się w śpiączce albo innym stanie nieświadomości wywołanym niemagicznie lub przebywa pod wpływem Eliksiru Bezsennego Snu czy podobnie działającego zaklęcia. W zasadzie właśnie to utrzymuje w normie stan fizyczny osoby, która wciąż nie jest niczego świadoma. Warunkiem użycia tego zaklęcia było rzucenie go na kogoś, kogo choroba może zostać uleczona z czasem. Gdy dana osoba odzyska siły i będzie gotowa do obudzenia się, zaklęcie przestanie działać. Jeśli przyczyna ciężkiego stanu delikwenta nie jest w stanie wyleczyć się po upływie pewnego odcinka czasu, ta osoba zazwyczaj umiera, choć przynajmniej dzieje się to we śnie i nie boli.
– To bardzo podstawowe zaklęcie, więc oczekujemy, że zadziała. Normalnie chcielibyśmy przeprowadzić kilka testów przed wypróbowaniem go, ale nie mamy na to czasu. Poproszę panią Pomfrey, by sprawdziła, czy ten czar działa w taki sposób, w jaki my wierzymy, że to robi. Zakładając, iż mamy rację, jest to naszym zdaniem najlepsze rozwiązanie w tej chwili.
Zarówno Harry, jak i pozostali, przenieśli przepełnione nadzieją oczy na Hermionę. Potter przypuszczał, że rzucenie takiego czaru na cały świat będzie dla niego wyzwaniem.
Jednakże, jeżeli odpowiedź - albo chociaż jej część - znajdowała się gdzieś w książce, nie było dziwnym, iż Gryfonka już ją przeczytała i zrozumiała. Panna Granger nigdy nie zawodzi.
– Harry, zaklęcie, które znalazłeś w siódmej księdze Slytherina powinno okazać się prawdziwym czarem zastoju, ale nie możemy pozwolić ci na ponowne zrobienie tego, co uczyniłeś, aby obudzić magicznych ludzi. Na świecie jest nadmiernie wielu mugoli, porozrzucanych po zbyt wielkiej przestrzeni. Twoja próba się nie uda, w dodatku niemal z pewnością cię zabije. Profesor Snape przypomniał sobie to zaklęcie, którego użyłeś w Winter Land, aby uszczelnić pokrywę w Dolinie Rozpaczy. Terra Fas Sigillum Protego. Rozkazałeś Ziemi, aby zatrzymała w sobie kamienną kapsułę i tak właśnie się stało. Przejrzałam księgę, w której odnaleźliśmy to stare zaklęcie i okazało się, iż jest tam jeszcze kilka innych, podchodzących pod kategorię „rozkazywania Ziemi”, włączając w to takie, które rozpowszechniają na całym globie królewskie polecenia. Możemy połączyć z nimi czar zastoju - nazywa się Regius Procuratio Per Obis Terrarum - i tym samym rozpowszechnić je na całym świecie.
– Nawet biorąc pod uwagę linie geomantyczne i zwykłe rozkazywanie Ziemi, nie jestem pewien, czy moc jednego czarodzieja będzie w stanie dokonać czegoś takiego, Hermiono.
Harry wyglądał na zmartwionego.
– Cóż, nie będziesz sam. Oczywiście to ty musisz rzucić zaklęcie wydające polecenie, ponieważ stanowisz jedyną osobę, która jest w stanie zrobić cokolwiek tak królewskiego. Pamiętasz to zaklęcie, którego użył profesor Dumbledore na stadionie quidditcha, złączając wszystkie nasze tarcze ochronne w jedną? Jest przekonany, iż to zadziała również w tej sytuacji - uda się połączyć magię wszystkich osób, które będą rzucały czar zastoju, w jedność. Możemy poprosić o przyłączenie do nas tak wielu czarodziejów i czarownic, ilu tylko znajduje się w chwili obecnej w zamku. Powinniśmy być w stanie to zrobić, szczególnie, jeśli Ziemia będzie z nami współpracować, a my wszyscy połączymy naszą moc z twoją.
Harry potrząsnął głową w podziwie, przyglądając się trzem genialnym osobom siedzącym przy biurku Albusa.
– To niesamowite, że udało wam się wpaść na tak wspaniałe pomysły w tak krótkim czasie, znajdując się pod taką presją! Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję.
Snape uśmiechnął się do współmałżonka, ale potrząsnął przecząco głową.
– Jeszcze nam nie dziękuj. To tylko teoria. Nikt nigdy wcześniej nie wykonał takiej pracy. Wasza dwójka pójdzie teraz do Wielkiej Sali na kolację, potrzebujecie przerwy i posiłku, żeby trochę się wzmocnić. Mnie i dyrektorowi również się to przyda, ale najpierw zatrzymamy się na chwilę w Skrzydle Szpitalnym, by poprosić panią Pomfrey o ocenę tego zaklęcia leczniczego. Potem dołączymy do was na kolacji.

*

Harry’emu omalże nie opadła szczęka, kiedy on i Hermiona weszli do Wielkiej Sali, gdzie posiłek dopiero co pojawił się na stołach. Pomieszczenie, zazwyczaj ogromne, teraz było przynajmniej trzykrotnie większe i wypełnione dużą liczbą stołów, przy których gromadzili się ludzie. Potter poszukał wzrokiem Syriusza i Remusa przy powiększonym stole prezydialnym. Poczuł zadowolenie, gdy dostrzegł ich siedzących obok siebie i cicho rozmawiających. Wiedział, iż mężczyźni przez cały dzień byli bardzo zajęci opuszczaniem zamku z uczniami, by znaleźć ich rodziny. Obaj wyglądali na wyczerpanych.
Szczera nadzieja, że Harry’emu uda się dotrzeć do swojego miejsca, zwracając przy tym na siebie jak najmniejszą uwagę, nie została spełniona. Głowy odwracały się za nim, a szepty rozpoczynały się natychmiast, kiedy on i Hermiona kierowali się w stronę przyjaciół. Ron i Neville zatrzymali dla nich specjalne miejsca, które szybko zajęli, ignorując to zamieszanie.
– Ron, dziękuję ci za całą pracę, którą włożyłeś w misje ratunkowe. Co przegapiliśmy?
Weasley, Longbottom i Finnigan mieli do opowiedzenia własne historie, dotyczące zarówno swoich wycieczek poza zamek, jak i tych przekazywanych przez osoby, które również go opuszczały. Niektóre z nich były radosne, inne tragiczne. Wielu „niemagicznie” urodzonych uczniów odkryło, iż tak naprawdę są dziećmi charłaków, którzy nie mieli pojęcia o swoim prawdziwym pochodzeniu. Mugolscy członkowie rodzin zostali znalezieni i przetransportowani do zamku, a następnie oddani pod opiekę pani Pomfrey. W szkole znajdowało się już niemal dwa tysiące śpiących mugoli! Znaleziono około pięciuset charłaków, których następnie zabrano do Hogwartu wraz z rodziną, przyjaciółmi, a nawet sąsiadami, którzy próbowali znaleźć jakikolwiek sens w tak ogromnych zniszczeniach, zastanawiając się też, dlaczego wszyscy oprócz nich pogrążeni są we śnie. Tragiczne historie ograniczały się do znalezienia członków rodzin, którzy zginęli w wypadkach samochodowych lub pożarach po tym, jak zasnęli. Wprawdzie odszukano zaledwie kilka takich osób, ale strata każdej z nich odciskała głębokie piętno na otoczeniu.
Ron podsumował swoją opowieść słowami:
– Byli jeszcze śmierciożercy!
Złoty Chłopiec nie poświęcił tej kwestii ani jednej myśli. Wiedział, iż jego współmałżonek czuł zmęczenie, ale poza tym wydawało się, że wszystko z nim w porządku. Oczywiście, jego Mroczny Znak był chroniony przez dyrektora.
– Co z nimi?
Weasley opowiedział przyjacielowi o dwóch siedmiorocznych Ślizgonach, którzy wciąż znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym, pozbawieni niebezpiecznie dużej ilości mocy. Mówił również o przerażeniu Draco spowodowanym odnalezieniem ojca w tak kiepskim stanie, choć spodziewano się, iż Lucjusz całkowicie odzyska siły. Wspomniał również o historiach, które przytrafiły się innym dzieciom śmierciożerców. Szczęśliwcy odnaleźli swoich rodziców będących w takim samym stanie jak Malfoy, jednakże niektórzy poplecznicy Czarnego Pana zdawali się być w alarmująco złym stanie. Jeśli chodzi o to, jedynie ogólnikowe informacje zostały przekazane Weasleyowi przez Draco, niemniej jednak Ron wierzył, iż przynajmniej dwóch śmierciożerców zginęło z powodu tak silnego odpływu magii, z kolei dla części z nich mało prawdopodobne było odzyskanie mocy na takim poziomie, by wciąż móc funkcjonować w czarodziejskim świecie. Teraz najpewniej zostaną charłakami, jeśli nie mugolami.
– Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać odebrał im całą magię, nie bacząc na to, co w konsekwencji może się im przytrafić.
Złoty Chłopiec zdał sobie sprawę, że byłoby trudnym uzyskanie jakichkolwiek pewnych informacji na temat sytuacji śmierciożerców, ponieważ wyjątkowo niewielu z nich publicznie przyznawało się do posiadania Mrocznego Znaku. Może Severus mógłby zdobyć kilka nazwisk i udać się do ministerstwa, zmuszając kogoś do sprawdzenia ich? Mogłoby okazać się pomocne uświadomienie światu, co Voldemort zrobił ze swoimi zwolennikami, ostatecznie zdejmując im klapki z oczu. Być może wahający się magowie momentalnie go zdyskredytują.
Później porozmawia o tym z Dumbledore’em i Snape’em.
Złoty Chłopiec podziękował przyjaciołom za włożone w to wszystko wysiłki. Hermiona zaczęła odpowiadać na pytania związane z pracą, którą wykonywali przez całe popołudnie. Potter skierował swoją uwagę na nią w nadziei, że inni zrobią to samo, pozwalając mu w spokoju zjeść obiad.
Był głodny!

*

Kilka stołów dalej, w odległym rogu pomieszczenia siedziała Petunia wraz z grupą najnormalniej wyglądających ludzi, jakich udało jej się znaleźć.
Wróciła ze szklarni, brudna i posiniaczona, ale poza tym wyszła bez szwanku ze spotkania z tymi straszliwymi roślinami. Poszła do dormitorium, aby przebrać się i odświeżyć przed przyjściem na kolację. Była trochę zszokowana, gdy zobaczyła, iż jej łóżko zostało pościelone czystymi nakryciami, a na nich leżały ręczniki przeznaczone do jej użytku. Nawet ubrania, które nosiła wczoraj, zostały wyprane i ułożone na szafce przy posłaniu - wraz z kilkoma innymi rzeczami zabranymi przez nią z domu. Nie było natomiast jej walizki.
Cóż, może mieć problemy z personelem i osobowością osób przebywających w zamku, ale przynajmniej ten, kto podjął się obsługi, wie, jak robić to prawidłowo. Właściwie nigdy nie widziała żadnego takiego pracownika, ale musiała przyznać, iż wszystkim zajęto się szybko i dokładnie. Doszła do wniosku - znów wywołanego przeczytaniem kilku informacji w jednym z kolorowych czasopism - że celem tych usług było wypełnianie ich bez przeszkadzania gościom.
Umyta i przebrana w świeże ubrania, Petunia poczuła się nieco bardziej komfortowo.
Ludzie siedzący obok niej na kolacji w ciągu dnia podjęli się zupełnie różnych zadań. Jedna ze starszych kobiet spędziła popołudnie w „laboratorium eliksirów” i raz po raz opowiadała o krojeniu składników i widoku wrzących mikstur w kociołkach. Co za ohyda! I ci ludzie korzystali z tego czegoś, nazywając to medycyną?! W odpowiedzi na jej komentarz, staruszka spojrzała na Petunię z bardzo dziwnym wyrazem twarzy.
– W chwili obecnej Hogwart słynie z warzonych tutaj mikstur. Mistrz Eliksirów, Severus Snape, jest znany na całym czarodziejskim świecie, a jego wyroby są bardzo pożądane. Warzymy eliksiry nie tylko dla naszych Skrzydeł Szpitalnych, ale również dla świętego Mungo i ministerstwa, które - z tego, co słyszałam - dzieli się nimi z instytucjami zagranicznymi. Nie wspominając już o fakcie, iż Snape jest związany z Harrym Potterem!
Jej ostatni komentarz wywołał szereg pomruków, brzmiących jak: szczęściarz!
Dało się dostrzec również przejawy zazdrości. Petunia niemal udusiła się kęsem bezsmakowego jedzenia, które przeżuwała.
– Co? Związany? O czym ty, do diabła, mówisz? Kto przy zdrowych zmysłach chciałby mieć do czynienia z tym nędznym urwisem Potterów? – Ludzie siedzący w pobliżu wpatrywali się w nią, jakby powiedziała coś strasznego. – Ten chłopak to dziwak. Zawsze nim był.
Siedzący w pobliżu charłacy wyraźnie starali się zwiększyć dystans dzielący ich oraz harpię, jaką okazała się pani Dursley, natomiast staruszka niewzruszenie odpowiedziała:
– To niezwykły i potężny młody mężczyzna. Całkiem niedawno uznano go za króla całego czarodziejskiego świata. To on obudził nas wszystkich po tym, jak dostaliśmy się pod wpływ działania czaru rzuconego przez Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Jeśli by tego nie zrobił, wciąż byśmy spali. Mogę zagwarantować, iż nikt nie doczekałby przebudzenia. Naprawdę musisz mieć charakterek, żeby źle o nim mówić.
Petunia niechętnie przesuwała bezsmakowe jedzenie widelcem, rozprowadzając je po całym talerzu. Naprawdę wierzyła, że ci normalnie wyglądający ludzie zrozumieją jej sposób postrzegania tego okropnego dzieciaka, nad którym opieką została obarczona lata temu. Sądziła, iż będą tego samego zdania. Nie oczekiwała, że normalni ludzie wezmą stronę tego dziwaka zamiast jej, kiedy widzieli tak wyrafinowaną kobietę, jaką była!

*

Kiedy posiłek chylił się ku końcowi, Harry zobaczył panią Pomfrey zbliżającą się do stołu prezydialnego, przepraszając na krótko profesora Dumbledore’a i Snape’a, chcąc zamienić z nimi słówko. Mężczyźni szybko skinęli twierdząco głowami, po czym Severus opuścił pomieszczenie z kobietą. Serce Złotego Chłopca przepełniło się nadzieją, iż już niedługo mogliby rzucić to zaklęcie. Chwilę później wstał Dumbledore, by przemówić do ludzi stłoczonych w Wielkiej Sali.
– Witam was wszystkich na pierwszym obiedzie w towarzystwie wielopokoleniowej, magicznej familii! Obecnie gościmy wielu członków rodzin naszych uczniów, jak również ogrom innych ludzi, którzy aż do dzisiaj nie zdawali sobie nawet sprawy z istnienia magii, szczególnie tej w sobie. Jesteśmy zaszczyceni możliwością pokazania wam hogwarckiej gościnności! Dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w staraniach mających na celu sprowadzenie do zamku was wszystkich. Muszę jednakże wspomnieć o mrocznym wydarzeniu, którego całkiem niedawno doświadczyliśmy. Z pomocą profesora Snape’a, panny Hermiony Granger i, oczywiście, Harry’ego, udało się ułożyć plan pomocy mugolom, nawet tym, których do tej pory nie udało się dostarczyć do zamku. To coś, co nie zostało przeprowadzone nigdy wcześniej, ale mamy nadzieję, iż poskutkuje. Ponadto jesteśmy przekonani, że działanie, które zamierzamy podjąć, nie zaszkodzi żadnemu z nas. Znajdzie się grupa, która nam pomoże. Pan Potter rzuci na Ziemię zaklęcie królewskiego polecenia, byśmy mogli rozpowszechnić na całym globie starożytne, lecznicze, albo raczej wprowadzające w stan stagnacji, zaklęcie. Dołączymy do niego, pomagając mu w rzuceniu go. Kilkoro z nas rzuci „Iunctum”, by połączyć magię wszystkich obecnych z mocą pana Pottera w jeden wielki czar. Zapraszamy do udziału wszystkich dorosłych czarodziejów i czarownice, w tym naszych gości oraz uczniów od piątej klasy wzwyż. Zbierzemy się przed szklarniami pod ochroną zarówno szkolnych zabezpieczeń, jak i wojowników z Winter Land. Udział jest całkowicie dobrowolny. Jeżeli macie zastrzeżenia lub wątpliwości, nie będziemy wywierać żadnej presji, abyście dołączyli. Zrozumiemy to. Jednakże, jeśli chcecie do nas przystąpić, proszę o zgłoszenie się do szklarni w przeciągu pół godziny. Dziękuję.
Stół prezydialny momentalnie zaczął pustoszeć, kiedy wszyscy pracownicy szkoły oraz niektórzy goście siedzący przy nim zaczęli wstawać, by się przygotować. W całym pomieszczeniu natychmiast wybuchły rozmowy, najwyraźniej wszyscy obecni chcieli naraz podzielić się spostrzeżeniami związanymi z owym planem. Gryfoni byli bardzo podekscytowani możliwością uczestniczenia w czymś, co jeszcze nigdy nie zostało wypróbowane, a może przynieść wiele dobrego. Krukoni dyskutowali na temat historii, rozwoju i teorii wszystkich wspomnianych przez Dumbledore’a zaklęć. Puchoni czuli ożywienie szansą wzięcia udziału w grupowym rzucaniu czarów, natomiast Ślizgoni chcieli wiedzieć, jakim cudem Hermiona Granger została w to wszystko zaangażowana.
Draco wyjaśnił - ku zaskoczeniu uczniów siedzących przy jego końcu stołu - iż to Hermiona znalazła te wszystkie starożytne, królewskie uroki, po czym nauczyła ich Złotego Chłopca. Wielu Ślizgonów pragnęło władzy i prestiżu dla własnej, osobistej chwały, choć ich równa liczba zadowalała się szeptaniem wprost do uszu tych najpotężniejszych. Rola panny Granger dodała nowe znaczenie do terminu: „władza zza tronu”. Właściwie, uczniowie Domu Salazara byli pod wrażeniem, choć niechętnie to przyznawali.
Kiedy grupy osób w końcu wstały, by ruszyć w kierunku szklarni, stało się oczywiste, że na zewnątrz zmierzał każdy uczeń od piątej klasy wzwyż, wszyscy nauczyciele oraz dorośli czarodzieje i czarownice dzierżący w dłoniach różdżki.
Harry wszedł w sam środek grupy Gryfonów. Cała jego droga na dwór była dokładnie śledzona przez każdą osobę znajdującą się w pobliżu. Dziesiątki jego kolegów ze wszystkich domów wyciągali ręce, by ścisnąć delikatnie jego dłoń lub przedramię w geście wsparcia. Potter zorientował się, iż jest głęboko wzruszony ich demonstracją uczuć.
Syriusz, Remus i pani Longbottom należeli do dorosłych osób zajmujących się ostatecznymi przygotowaniami. Potrzebne było bardzo mało czasu na rzucenie przez wszystkich tego czaru. Odbyły się rozmowy na temat tego, jaki będzie najlepszy sposób na zorganizowanie całego ludu, aby udało im się skupić ich magię na jednym punkcie w Ziemi. Kiedy stali się świadomi olbrzymiej ilości czarodziejów i czarownic, którzy zamierzają w tym uczestniczyć, kilka ostatnich minut musiało zostać poświęconych na dokładniejsze wyjaśnienie im wszystkiego, aby plan się powiódł.
Wojownicy uformowali się w najbardziej imponującą eskortę tuż wewnątrz szkolnych zabezpieczeń. Kiedy przybyli wszyscy chętni i zostali poinstruowani, gdzie mają stać podczas rzucania zaklęcia, wikingowie przesunęli się tak, by móc chronić osoby, które znajdowały się już poza zabezpieczeniami. To był naprawdę wielki tłum - część uczestników poustawiała się również na stokach wzgórza. Złoty Chłopiec wskazał miejsce, w którym przecinały się linie geomantyczne i zdecydował, że najlepiej będzie, jeśli to właśnie tam rzucą zaklęcie. Syriusz zaznaczył to miejsce zielonym płomieniem.
Gdy wszyscy już się zebrali, Snape wyszedł z Harrym przed tłum, kierując się w stronę wskazanego przez młodzieńca miejsca, podczas gdy Albus, Syriusz i pani Longbottom zajęli pozycje za tłumem.
Uczestnicy zamilkli. Wszyscy uważnie obserwowali, jak Potter zajmuje swoje miejsce i odwraca się w ich stronę, stosując zaklęcie „Sonorus”, aby zwiększyć siłę swojego głosu.
– Na początek zamierzam rzucić zaklęcie, które pozwoli mi poprosić Ziemię o odebranie i rozprzestrzenienie czaru leczniczego na całym globie. Kiedy tylko to zrobię, musicie wypowiedzieć zaklęcie, którego was nauczono i utrzymać je tak długo, jak potraficie. Następnie pani Longbottom, profesor Dumbledore i pan Black rzucą „Iunctum”, aby połączyć naszą moc w jeden wielki, magiczny impuls. Możliwe, iż to usłyszycie. Prawdopodobnie poczujecie również przepływ magii, ale nie możecie pozwolić, by was to rozproszyło. Utrzymajcie czar leczniczy. Dążcie do tego, by skupić się na miejscu tuż pod zielonym płomieniem. Jestem dumny, że mogę korzystać z waszej pomocy oraz z tego, iż zdecydowaliście się przyłączyć. Dziękuję wam.
Severus uśmiechnął się, słysząc dobór słów współmałżonka - prosić o coś Ziemię, doprawdy! Każdy, kto zna łacinę, od razu zorientuje się, że Ziemi został wydany rozkaz!
Zdecydowanie więcej niż kilku czarodziejów i czarownic sapnęło w szoku, czując czystą moc w głosie Złotego Chłopca, kiedy ten wydawał Ziemi rozkaz. Ci, którzy nie słyszeli jego głosu, byli ogłuszeni wpływem, jaki jego zaklęcie miało na płomień oznaczający miejsce, na którym oni sami mieli się skupić, rzucając własny czar. Początkowo był jaskrawy i miał może metr wysokości, jednakże kiedy Harry skończył wypowiadać inkantację, stał się przynajmniej dziesięciokrotnie wyższy.
Gdy Potter zaczął rzucać zaklęcie lecznicze, do jego głosu dołączyło mnóstwo innych. Czerwone światło, które wystrzeliło z jego różdżki, zostało niedługo połączone z pozostałymi promieniami. Gdzieś za nimi został rzucony czar „Iunctum”, posyłając w ich ciała gwałtowny nacisk mocy. Ostatecznie wszystkie czerwone promienie złączyły się w solidny snop jaskrawego światła, które uderzyło w zielony płomień - powodując, że stał się biały - by zaraz powoli przechodzić w żółty odcień. W końcu zajarzył się na czerwono, by dopasować się do świateł wystrzeliwujących z różdżek.
Kiedy tylko Harry poczuł, iż nie ma więcej siły ani tym bardziej energii, imponujący promień zniknął w głębi Ziemi. To był koniec.
Pracownicy szkoły delikatnie zmusili pozostałych czarodziejów i czarownice do powrotu do Wielkiej Sali, obiecując im czekoladę oraz przekazanie wiadomości, gdy tylko będą wiedzieli, czy czar zadziałał. Wielu ludzi, którzy byli zbyt młodzi bądź za słabi magicznie, by uczestniczyć w tym wydarzeniu, przyglądało się całej akcji z różnych miejsc wzdłuż zamkowych murów. Podeszli, by dołączyć do zmęczonego, ale podekscytowanego tłumu, który powoli zmierzał do Wielkiej Sali.
W samym środku - wraz z innymi, otoczony przyjaciółmi i rodziną - szedł Harry. Czuł zbyt wielkie zmęczenie, aby zauważyć spojrzenia bądź usłyszeć szepty, które podążały za nim i Severusem w drodze powrotnej. Snape obejmował ramieniem współmałżonka, gotów, by złapać go, gdyby się poślizgnął lub potknął albo po prostu potrzebował wsparcia. Mimo to, nie był to sposób oczywisty dla innych. To wyglądało na opiekuńczy gest, prowokujący więcej niż kilka zazdrosnych westchnień czarownic, które przypominały sobie ich zdjęcie zdobiące niegdyś pierwszą stronę Proroka Codziennego.
Mistrz Eliksirów chciał poprowadzić Harry’ego do stołu prezydialnego, by ten przy nim usiadł, ale młodzieniec uparł się, iż woli zająć miejsce przy stole Gryfonów razem z kolegami z klasy. W związku z tym Severus odprowadził go na miejsce, po czym samotnie skierował się do stołu nauczycielskiego. Pomyślał mimochodem, że pośpiech, z jakim podawano czekoladę w tabliczkach czy też tą roztopioną w kubkach - która notabene już zaczęła pojawiać się na stołach - uczynił tę noc wyjątkowo nędzną dla wszystkich istot odpowiedzialnych za zrealizowanie ogromu zamówień. Jednakże pełnił też wystarczająco długo rolę nauczyciela w tej szkole, by wiedzieć, iż niedotrzymanie obietnicy podania słodkości mogło spowodować niemałe zamieszki. Rozmyślając nad tym, ze stoickim spokojem ugryzł kawałek swojej czekolady, jednakże do picia zdecydował się poprosić skrzaty o herbatę.
Na szczęście nie musiał długo czekać na wiadomości. Większość z nich była jeszcze w trakcie spożywania pierwszej filiżanki gorącej czekolady - lub być może już po kilku kęsach słodkich kostek - kiedy do Wielkiej Sali wkroczyła pani Pomfrey, idąc prosto ze Skrzydła Szpitalnego i niosąc dyrektorowi najnowsze wieści. Nagląco wyszeptała kilka słów do jego ucha, po czym Dumbledore wstał ze swojego miejsca, pragnąc przekazać to, co usłyszał.
– Pani Pomfrey poinformowała mnie, że skonsultowała wyniki badań naszego Skrzydła Szpitalnego z medycznym personelem zarówno świętego Mungo, jak i kilku innych szpitali na całym świecie. Wszyscy mugole zostali wprowadzeni w stan stagnacji, a więc przedłużony sen z pewnością ich nie zabije. Wasze zaklęcie zadziałało!
W pomieszczeniu podniosły się głośne, radosne okrzyki. Trwały przez kilka minut, podczas gdy studenci skakali na równe nogi i przytulali się nawzajem, tupiąc i klaszcząc. Ich rodziny, charłacy oraz magiczni goście momentalnie przestali zachowywać się z rezerwą. Były to dość hałaśliwe sceny, którym Dumbledore przewodniczył z anielską cierpliwością. Kiedy w końcu dostrzegł szansę na kontynuowanie swojej wypowiedzi, dodał:
– Dzisiaj wieczorem należy świętować! Pomogliście światu uniknąć katastrofy, której ogromu nie można nawet pojąć. Niemniej jednak, śpijcie dobrze, bo jutro będzie potrzebna cała wasza energia, by móc włożyć ją w odpowiednie wysiłki.
Przy nauczycielskim stole gorąca czekolada - oraz herbata Severusa - momentalnie została zastąpiona dużymi szklankami wyśmienitej brandy. Snape przyjął gratulację od kolegów oraz pozostałych, którzy siedzieli obok, po czym spróbował wspaniałego trunku, cały czas uważnie przyglądając się współmałżonkowi. Młodzieniec znajdował się w samym centrum dużego, uczniowskiego zbiorowiska. Mistrz Eliksirów naprawdę chciał, by Harry cieszył się tą chwilą, ale jednocześnie wiedział, jak bardzo Gryfon jest wyczerpany i jak desperacko potrzebuje odpoczynku. W związku z tym szukał jakiegokolwiek znaku, który pozwoliłby mu zabrać stamtąd Złotego Chłopca. Ostatecznie to Draco uchwycił spojrzenie Snape’a, sygnalizując mu, by przyszedł po Harry’ego. Do czasu, aż Severus do niego dotarł, młodzieniec niemal zasypiał na stojąco. Gratulując i dziękując studentom, Mistrz Eliksirów delikatnie złapał swojego małego bohatera za rękę, kierując go do prywatnych kwater znajdujących się w lochach.
Po tym, jak Severus podał mu fiolkę Eliksiru Bezsennego Snu, Harry wsunął się do łóżka i pozwolił swojej głowie opaść na klatkę piersiową współmałżonka. Bardziej niż czegokolwiek innego, pragnął, by miarowe bicie serca Snape’a utuliło go do snu.
Severus bardzo delikatnie ułożył Pottera w swoich ramionach, po czym pozwolił sobie zapaść w tak bardzo potrzebny sen.

 

 

 

 

Rozdział 81. Wschodzi nowy dzień

Kiedy pierwszy blask słońca uderzył w okna Hogwartu środowego poranka, całe to miejsce było już przepełnione ludzką aktywnością – daleką od zwyczajowego sprzątania i przygotowywania posiłków.
Albus Dumbledore zwrócił się do skrzatów domowych z prośbą o utworzenie szeregu biur tuż przy przedsionku jego własnego gabinetu w wysokiej wieży. To zdawało się konieczne, by Harry mógł odbywać swoje oficjalne spotkania z kimkolwiek tutaj, przynajmniej dopóki nie ukończy Hogwartu. Dyrektor nie chciał, by chłopiec udawał się do ministerstwa, jeśli nie jest to niezaprzeczalnie konieczne. Ponadto to rozwiązanie zdawało się być bardzo wygodnym dla Złotego Chłopca.
Budowa zwykłego biura zajmuje normalniej nie więcej niż godzinę, jednakże skrzaty domowe były zbyt zadowolone honorem utworzenia czegoś do użytku Harry’ego, więc spędziły całą noc, decydując się na podjęcie absurdalnego trudu, aby stworzyć doskonałe miejsce dla króla.
Sowi ruch wzmógł się niemalże dziesięciokrotnie, więc konieczne było rozszerzenie sowiarni. Jako że prace wciąż trwały, setki sów przyglądały się wszystkiemu niecierpliwie z grzęd umiejscowionych w całym zamku. Skrzaty domowe były odpowiedzialne za utrzymanie w zamku porządku – im wszystkim jednakowo zależało na sumiennym wywiązywaniu się z obowiązków, niemniej jednak bałagan w miejscach pod sowami był co najmniej straszny.
Departament Bardzo Ważnych Osób znajdujący się w Ministerstwie Magii, który już od miesiąca otrzymywał wszystkie listy Harry’ego, poprosił Albusa o możliwość utworzenia w Hogwarcie swego rodzaju skanera, który przeglądałby listy skierowane do Pottera, po czym kierowałby do ministerstwa tylko te, które potrzebują natychmiastowej uwagi, a więc związane z obecnym kryzysem. Choć Dumbledore zdawał sobie sprawę, że Ministerstwo Magii pod wodzą Amelii Bones nie jest już takim samym miejscem, jakim było pod rządami Knota, wciąż był zaniepokojony tym, jak sprawy się tam przedstawiają. Na szczęście nie musiał więcej obawiać się zagrożenia dla szkoły lub jej uczniów. Dyrektor wyznaczył kilka nieużywanych pomieszczeń przy wejściu do Hogwartu. Miały zostać wyposażone w to, czego życzył sobie Departament Bardzo Ważnych Osób i służyć ministerstwu jako „przybudówka ministerstwa”.
Szkolne kuchnie zawsze były bardzo zajęte. Skrzaty domowe, które już pracują w Hogwarcie, skierowały się z prośbą o pomoc do innych elfów z dużych, czarodziejskich domów, dworów i zamków w całej Wielkiej Brytanii. W związku z tym – nawet ze znacznie większą liczbą ludności zamieszkałej obecnie w Hogwarcie – egzystencja tego miejsca była dobra. Skrzaty przygotowywały jedzenie w kuchniach całego kraju, po czym magicznie transportowano je do miejsc przeznaczonych na tego typu czynności w zamku. Natomiast wtedy, kiedy dodatkowe elfy były potrzebne na miejscu, one również reagowały na wezwanie, pojawiając się z cichym „pop”. Szkoda, że tak niewiele uwagi udzielano skrzatom domowym, ponieważ były najbardziej wydajną siecią komunikacyjną, jaką tylko można sobie wyobrazić.
Na dole – w lochach – jeden samotny elf czujnie stał na straży w kwaterach Severusa Snape’a i Harry’ego Pottera. Zgredek przybył tam zaraz po tym, jak zasnęli, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Unieważnił czar budzący Mistrza Eliksirów i zablokował sieć Fiuu. Ci czarodzieje potrzebowali snu i nikt ich nie obudzi, dopóki Zgredek nie będzie pewien, że ich sen może zostać zakłócony.

*

Tego samego dnia słońce wzeszło również nad dużym domem w Little Hangleton. Znajdowało się to w odległej części mugolskiej Anglii, ale teraz było tam całkiem cicho. Lord Voldemort zdecydował, że będzie kontynuował urządzanie mugolskiego domu swojego ojca, ponieważ było odizolowane zarówno od niemagicznej, jak i czarodziejskiej społeczności. Czarny Pan naprawdę lubił samotność.
Oprócz swojego wiernego towarzysza, węża Nagini, miał kilka skrzatów domowych, które miały za zadanie spełniać jego potrzeby. Zaprosił pół tuzina śmierciożerców, w obecności których rzucił zaklęcie. Na to wydarzenie wybrał swoją komnatę audiencji – zawsze faworyzował tą wielką przestrzeń, gdy angażował się w działania, które uważał za najbardziej reprezentatywne dla swojej samozwańczej roli lorda. Moment, kiedy rzucał czar, był naprawdę wspaniały. Każdy w pomieszczeniu momentalnie zasnął, podczas gdy on zabierał moc popleczników.
Planował obudzić śmierciożerców w odpowiednim czasie. Prawie godzinę zajęło mu powrócenie do pełni sił po rzuceniu czaru. Wstał i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając swoich popleczników na podłodze w komnacie audiencji, planując odpocząć w jakimś innym miejscu w posiadłości.
Voldemort miał nadzieję, że będzie w stanie spędzić poniedziałkową noc na wsłuchiwaniu się w dźwięki zniszczenia i klęski, którą wywołał. Chciał zobaczyć płomienie pożarów, upadki samolotów, ludzi skazanych na pastwę wynalazków będących poza kontrolą, śmierć. Niestety był zbyt wyczerpany zadaniem rzucenia czaru, by natychmiast zacząć cieszyć się z owoców jego pracy. Nie był w stanie zrobić wiele więcej, jak tylko wsłuchiwać się w odległe dźwięki syren i mugolskich alarmów. Zadowalał się świadomością, że nikt nie odpowie na dźwięk alarmu, nie ugasi ognia – nie skończy trwania nocnego koszmaru.
Jego wielki plan zdaje się działać!
Jako dziecko w sierocińcu nauczył się nienawidzić zarówno mugoli, jak i ich urządzeń mechanicznych. Nie miał żadnej z tych rzeczy, której oni wydawali się pożądać. Przynajmniej teraz nie zwracał na to uwagi – przez jakiś czas swojej młodości strasznie go to bolało; bardziej niż czegokolwiek innego pragnął takich przedmiotów. Kiedy dowiedział się więcej o swojej prawdziwej naturze i sprawach swojego świata, o których mugole nie mieli pojęcia, jego, pragnienia gdzieś zniknęły. Doszedł do wniosku, że mugole nie przedstawiają sobą żadnej wartości dla świata, ponadto znacznie lepiej żyłoby się bez nich i ich urządzeń mechanicznych. Zaczął formułować swoje priorytety, kiedy wciąż był nastolatkiem. Już od wtedy jego życiowym celem było stworzenie świata, na którym nie istniał ani jeden mugol. Gdy był młody, plany te zazwyczaj opisywał jako coś cudownego i krwawego.
Mechanika zniszczenia zawsze była swego rodzaju przeszkodą. Jeśli ten proces będzie trwał zbyt długo, opór będzie się rozwijać. Gdy dojrzał i złączył ze sobą wszystkie elementy, których będzie potrzebował, by rzeczywiście wprowadzić swój plan w życie, zdał sobie sprawę, że nawet mając zaufanych popleczników zaangażowanych w proces zwalczania mugoli, po prostu niemożliwe jest osiągnięcie głównego celu – a więc uwolnienie świata od wszystkich bezwartościowych mugoli. Rozważając inne opcje i dopracowując sposób postrzegania ich, zrozumiał w końcu, że najlepsze rozwiązanie będzie ciche, szybkie i nieodwracalne. Porzucił gdzieś dramat i dreszczyk emocji na rzecz pewności sukcesu.
Najlepszym rozwiązaniem okazało się to, które znalazł w zabranych kiedyś księgach Salazara, w których zawarł on niezwykłe prace dotyczące czarnej magii. Zaklęcia snu, widniejące w niektórych mugolskich bajkach, bazowały na starożytnych czarach, które w dużym stopniu zostały zatracone przez świat. Przynajmniej niektóre z nich zostały zachowane przez Slytherina w jego księgach. Kiedy Voldemort zrozumiał, jak należy oddzielić elementy starożytnych zaklęć i odkrył znaczenie rzucenia zaklęć na cały świat, wiedział, że znalazł klucz do drzwi, za którymi znajdował się cel jego życia.
Świat, na którym istniałoby jedynie magiczne społeczeństwo, z którego każdy czarodziej i czarownica byliby całkowicie lojalni jemu i tylko jemu, gdzie jego słowo byłoby niepodważalne, a jego potrzeby i pragnienia ustalałyby dla każdego z nich plan dnia.
Voldemort zrozumiał, że jego czar będzie miał wpływ na wszystkich śmierciożerców, gdy tylko go rzucił, ale ostatecznie zorientował się, że to będzie pracowało na jego korzyść. Nagini poinformowała go o tym kilka miesięcy temu, a on doszedł do wniosku, że ma rację – lepiej byłoby dla niego samego trzymać wszystkich popleczników na długość wyciągniętej ręki podczas delikatnych, ostatecznych przygotowań, aby żaden z nich nie zrozumiał, co ma się stać i nie podjął kroków, by osłabić lub chociażby trochę zmienić to, co Voldemort zamierzał zrobić. Ku swojemu przerażeniu, dowiedział się, że przynajmniej dwóch z jego najbardziej zaufanych popleczników zdradziło go i zawarło sojusz z wrogiem. Oni nie byli wcale lepsi niż mugole! To było gorzkie doświadczenie – patrzeć, jak ludzie, których ukształtował i ostatecznie wynagrodził darem swojej łaski, odwrócili się od niego. Sprawiło, że Voldemort zrozumiał, że nigdy nie może do końca wiedzieć, komu w pełni należy się zaufanie. Był gotów do podążania sugestią Nagini. Odciął się od każdego, nawet od swoich najbardziej gorliwych zwolenników miesiące temu, aby nie mogli sprawić mu żadnego więcej problemu.
Poprzez użycie zaklęcia, które uśpiło wszystkich ludzi, do którego odwrócenia on sam trzymał klucz, zginą wszyscy – za wyjątkiem tych, którym wyświadczy przysługę. Mógłby obudzić śmierciożerców i upewnić się, że doskonale rozumieją, iż jedynie jego łasce zawdzięczali życie. Był przekonany o dostaniu ich dozgonnej lojalności i wdzięczności, gdy tylko zorientują się, że zawdzięczają mu zupełnie wszystko. Mógłby również rzucić zaklęcie zastoju na innych. Prawdopodobnie na tych, co do których nie miał pewności. Będzie miał dekady na zdecydowanie, czy darować im życie czy nie.
Rzucenie zaklęcia wzdłuż linii geomantycznych – nawet posiadając większość energii tych, którzy nosili na przedramionach Mroczny Znak – całkowicie pozbawiło go wszystkich sił. Był wyczerpany. Jednakże czas rozciągał się przed nim; nie czuł, by coś musiało zostać zrobione natychmiast. Mógł wykorzystać tyle czasu, ile tylko potrzebował, aby odpocząć i uzupełnić swoje magiczne zasoby. Następnie rozpocznie triumfalną wycieczkę po wszystkich interesujących go miejscach, gdzie najbardziej chciał osobiście rozkoszować się spowodowanym przez siebie zniszczeniem.
Z powodu swojej izolacji w mugolskiej dzielnicy, nie miał możliwości dowiedzenia się, że wszyscy posiadający magiczny rdzeń obudzili się zaledwie kilka minut po uśpieniu ich własnym zaklęciem. Czarodziejskie wyczerpanie tych, którzy mieli wypalony na przedramionach Mroczny Znak najbardziej dało się we znaki tym, którzy stali najbliżej niego podczas rzucania czaru. Tak, on rzeczywiście zabił trzech z sześciu towarzyszących mu wcześniej śmierciożerców. Oni nie spali. Byli martwi. Kompletnie zniszczył magiczne rdzenie dwóch pozostałych, czyniąc ich mugolami już w momencie, w którym upadali na podłogę komnaty przeznaczonych do audiencji. Ostatni przeżył i zachował trochę magii, ale był nieprzytomny z powodu odpływu mocy, nawet po rzuceniu przez Harry’ego Pottera przeciwzaklęcia. To powodowało, że Czarny Pan nie miał o niczym pojęcia.
Dla postronnych obserwatorów, nie posiadających medycznego wykształcenia i niewiedzących, czego szukać, nie byłoby jasne – jeszcze przez długi czas – że mugole byli w stanie zastoju, a nie śpiączki. Nie zagrażało im bezpośrednie niebezpieczeństwo śmierci z powodu odwodnienia, które mogło wywołać zaklęcie snu rzucone przez Voldemorta.
Gdy świt rozjaśnił niebo w środowy poranek, świat był całkowicie inny niż wcześniej. Niektórzy mieli dalece bardziej aktualne zrozumienie zmian, niż inni.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin