Rozdział 5.pdf

(134 KB) Pobierz
323259509 UNPDF
Destiny
by kropelka_nadziei
1
323259509.001.png
5.
Zakupy
Siedzieliśmy obok siebie rozkoszując się muzyką, która dobiegała z oddali.
Niespodziewanie Edward wstał i stanął przede mną z wyciągniętą ręką.
–Czy mogę prosić panią do tańca? - zapytał.
–Do tańca? - zadrżałam - Ja nie tańczę. Nie umiem.
–Ale ja umiem. - puścił do mnie oczko.
–Tylko, żeby potem nie było, że nie ostrzegałam.
–Zaryzykuję. - uśmiechnął się do mnie.
Wstałam i podeszłam bliżej. Położyłam dłoń na jego ramieniu a on objął mnie w pasie. Nie wiem
czy bliskość to sprawiła a może po prostu byłam głodna ale poczułam w żołądku dziwny ucisk.
–Bello, ty tańczysz!
Miał rację, tańczyłam. A co więcej, nie odniosłam żadnych obrażeń. Nagle zapragnęłam czegoś
więcej. Wplotłam palce w miedziane włosy i przysunęłam się jeszcze bliżej.
–Bello. - wyszeptał Edward.
Tego było już za wiele. Przycisnęłam swoje usta do jego i zaczęłam go całować. Był w szoku ale
szybko odwzajemnił mój pocałunek. Całowaliśmy się zachłannie, wręcz brutalnie. Jego palce
błądziły po moich nagich plecach zostawiając za sobą smugę ognia.
–Bello. - szepnął odrywając się ode mnie.
–Cii. - przyłożyłam palec do jego warg. - Nic nie mów.
Chwycił mnie pod brodę i pocałował.
Siedziałam na łóżku wpatrując się w przestrzeń zza oknem, kiedy do pokoju wpadła
rozradowana Alice. No tak. Zakupy. - pomyślałam.
–Dzień dobry Bells. - przywitała się i usiadła na brzegu łóżka.
Z przerażeniem spojrzałam na to co trzymała w ręku.
–Przyniosłam ci herbatę. - powiedziała i podała mi kubek.
Odetchnęłam z ulgą.
Alice gotowała okropnie ale herbatę robiła przepyszną.
–Uwielbiam twoją herbatę.
–Wiem.
–Zdradzisz mi co do niej dodajesz? - zapytałam z nadzieją.
–Ile razy mam ci mówić, że to moja słodka tajemnica?
–Niech ci będzie. Ale spróbować zawsze mogę. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję za herbatę.
–Nie ma za co. - odpowiedziała - Poczekam na ciebie w salonie.
–Dobrze.
Posłała mi buziaka i wyszła a ja pobiegłam do łazienki wziąć prysznic.
Wróciłam do pokoju i rozejrzałam się za ubraniem, które Alice mi przygotowała. Ale
zamiast sukienki czy spodni znalazłam na łóżku różę i małą karteczkę z moim imieniem.
Rozwinęłam ją i przeczytałam:
Dziękuję za piękny wieczór.
Edward
Nie zastanawiając się ani minuty dłużej chwyciłam komórkę i wybrałam numer. Odebrał po trzecim
2
sygnale:
–Słucham? - odezwał się zaspany głos.
–Edward?
–Bella? To ty?
–Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić.
–Nic nie szkodzi. Dobrze zrobiłaś. Dzięki tobie się nie spóźnię.
–Co nie zmienia faktu, że nie powinnam dzwonić do ciebie z samego rana tylko po to, żeby
podziękować za różę.
–Miło jest usłyszeć twój głos z samego rana. - powiedział.
Zarumieniłam się.
–Zaraz, zaraz. Kiedy zdążyłeś przynieść różę?
–Byłem u ciebie rano ale Alice powiedziała, że jeszcze śpisz więc poprosiłem ją, żeby ci to
przekazała. - wyjaśnił.
–Myślałam, że spałeś za nim zadzwoniłam?
–Bo tak było. - nagle zrobił się bardzo spięty. - Jak wróciłem od ciebie położyłem się na
chwilę i musiałem zasnąć.
–Aha.
–BELLO! - krzyknęła Alice.
–Muszę kończyć. - szepnęłam do słuchawki. - Do zobaczenia.
–Cieszę się, że zadzwoniłaś.
Rozłączyłam się.
–Bello! - w drzwiach pojawiła się rozwścieczona przyjaciółka. - Jeszcze nie ubrana?! Co ty
do cholery robisz?! Ile można na ciebie czekać?! - spojrzała na różę, którą nadal trzymałam
w ręce. - Od kogo to?
–Nie pamiętasz? - zapytałam zdezorientowana.
–Co mam pamiętać?
–Przecież był tu rano Edward i prosił cię, żebyś mi ją przekazała.
–Nie było tu Edwarda.
–Jak to nie? Dopiero co z nim... - nie dokończyłam.
–Bell? Coś się stało? - w jej głosie usłyszałam niepokój.
Nic jej nie odpowiedziałam. Odwróciłam się w stronę drzwi od balkonu. Były otwarte.
–Był tutaj. - zadrżałam.
–Kto? Edward? Przecież ci... - uciszyłam ją.
–Był tutaj. Był w moim pokoju. Spójrz. - zwróciłam się do Alice. - Drzwi.
–Co z nimi?
–Są otwarte.
–Nie rozumiem. Co ma piernik do wiatraka?
–Wieczorem je zamykałam a teraz są otwarte. - wyjaśniłam.
–Może sama je otworzyłaś?
–Nie! - krzyknęłam - Nie otwierałam. On tu był i zostawił to na mojej poduszce. - wskazałam
palcem na różę i liścik.
–Dziękuję za piękny wieczór. - przeczytała. - Bell, a tak w ogóle co się wczoraj wydarzyło?
–Co? - myślami byłam daleko stąd.
–Co się wczoraj wydarzyło? - powtórzyła.
–Nic.
–Jak to nic? Mnie nie oszukasz. Coś się wydarzyło po koncercie, prawda? - dopytywała się.
–Och, Alice! Co mam ci powiedzieć? Pocałowałam Edwarda! Zadowolona?!
3
–C-c-co zrobiłaś? - jąkała się.
–Pocałowałam Edwarda. - powtórzyłam.
–I jak było? - ożywiła się.
–Miło. Przyjemnie. I dziwnie.
–Dziwnie?
–Tak. Ale nie pytaj o nic więcej bo nie potrafię tego wytłumaczyć. Wiem tylko, że nigdy
przedtem tak się nie czułam.
Nagle Alice uderzyła się w czoło i krzyknęła:
–Zakupy!
Poczułam ulgę. Cieszyłam się, że coś odwróciło jej uwagę i nie będę zmuszona odpowiadać na
niewygodne pytania Alice.
–Pośpiesz się. Będziemy w samochodzie. - powiedziała i wybiegła z pokoju.
Wsadziłam różę do wazonu a liścik ukryła w szufladzie przy łóżku.
Zakupy z Alice to istny krzyż pański. Nie ominęłyśmy ani jednego, choćby najmniejszego
sklepu. Nie wspominając już o tym, że w każdym z nich musiałyśmy przymierzyć z pięćdziesiąt
ubrań.
–Przerwa. - zakomunikowała czarnowłosa dręczycielka.
–Nareszcie. - wysapałyśmy razem z Victorią siadając przy pierwszym lepszym stoliku.
–Nie tu. Wolę tutaj. - powiedziała Alice i stanęła przy stoliku obok poręczy. - Stąd lepiej
widać niższe piętro.
–O tak, jest co podziwiać. - powiedziałam z ironią.
Alice spojrzała na mnie i prychnęła.
Głowa latała mi na wszystkie strony. Bałam się, że znowu spotkam Jacoba.
–Nie ma go tu. - szepnęła Alice.
–Co? Kogo?
–Jacoba. Nie ma go tu. Wyjechał dziś rano do Vancouver.
–Skąd wiesz?
–Zapomniałaś już, że moja mama pracuje na lotnisku?
–No tak. A po co tam pojechał? - zżerała mnie ciekawość.
–W Vancouver mieszka jego najstarsza siostra. - wyjaśniła a ja poczułam ulgę.
Upiłam łyk coli i zerknęłam na dolne piętro. Edward? - pomyślałam gdy zauważyłam w tłumie
kasztanową czuprynę.
–Co on tu robi? - nie zdawałam sobie sprawy, że powiedziałam to głośno.
–Kto taki? - zapytała Victoria.
–Co kto?
–Powiedziałaś: Co on tu robi? Więc się pytam kto taki?
–Nie ważne. Głośno myślałam. - odpowiedziałam wymijająco.
–Aha.
Spojrzałam na dół jeszcze raz. Nigdzie go nie było. Coś mi się przewidziało. Albo powoli popadam
w obłęd. - pomyślałam. Wtem usłyszałam piosenkę „Thriller” a piętro niżej zobaczyłam tańczącego
Edwarda.
–Co do... - byłam w szoku.
Z każdą sekundą tańczących przybywało i po chwili było ich tylu, że mogłoby się wydawać iż
tańczy całe piętro.
–Flash mo b 1 ! - krzyknęła Alice i zaczęła klaskać.
1 Flash mob (ang. dosł. błyskawiczny tłum) - sztuczny tłum ludzi gromadzących się niespodziewanie w miejscu
publicznym w celu przeprowadzenia krótkotrwałego zdarzenia, zazwyczaj zaskakującego dla przypadkowych osób.
4
Flash mob? Słyszałam o tym ale nigdy nie widziałam tego na żywo.
Chwilę później krzyczałam i klaskałam razem z przyjaciółkami.
–To było niesamowite. - powiedziałam kiedy muzyka ucichła a tancerze rozeszli się jak
gdyby nigdy nic.
–Aaa Michael 2 ! - krzyczała rozanielona Alice.
Zachichotałam. Cała Alice. - pomyślałam.
Przeglądałam gazetę słuchając muzyki gdy nagle moja komórka zaczęła wibrować. To był
SMS:
CzekamnanaszejpolanieEdward
.
Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do garderoby.
–To nie. To też nie. - mówiłam sama do siebie przeglądając ubrania. - Może to? Nie. To też
nie.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nigdy przedtem się tak nie zachowywałam.
–Idziesz na randkę, czy co? - kpiłam z siebie.
Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku.
–Tak nie może być! - krzyknęłam.
Ubierz to. - usłyszałam cichutki głosik mojego drugiego ja. A chwilę później zobaczyłam w głowie
luźną, błękitną bluzkę z opadającym na ramie rękawem i czarne szorty - ostatnio w Forks było
naprawdę ciepło.
–Nigdzie nie idę. - oznajmiłam.
Przeszył mnie ból tak ostry, że na moment zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ubierz to, proszę.
–Nie idę.
Kolejny atak bólu tym razem silniejszy od poprzedniego. Z trudem nabierałam powietrze.
–Dobra, już dobra! - krzyknęłam. - Pójdę!
Ból zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki a jego miejsce zajęła niewyobrażalna
radość. Sama już nie wiedziałam, która z nas się tak cieszyła.
W salonie dostrzegłam Charliego siedzącego przed telewizorem. Podeszłam bliżej, żeby
zobaczyć co ogląda i... łzy stanęły mi w oczach. To był film ze ślubu rodziców.
–Bella? - usłyszałam za sobą głos Victorii. - Co tu robisz?
Odwróciłam się w jej stronę.
–On nadal ją kocha. - zaczęłam łkać.
–Kto kogo kocha?
–Charlie nadal kocha Renée.
–Och, Bello. - przytuliła mnie – Nie płacz, proszę. Czasem tak bywa.
–Ale dlaczego on się tak zadręcza? Po co to ogląda i wspomina?
–A skąd wiesz co on czuje? - przyjrzała mi się uważniej. - A ty się gdzieś wybierasz?
–Tak. - przytaknęłam - Gdyby tata o mnie pytał to powiedz mu, że jestem na wyspie.
–Dobrze.
Biegłam przed siebie. Oczy miałam mokre od łez.
Nie martw się o Charliego. - szepnęło mi moje drugie ja kiedy przedzierałam się przez gęsty
las. Milczałam. Kiedyś znajdzie swoje szczęście jak... O matko! - krzyknęła.
–Bello. - powitał mnie Edward. - I jak ci się podoba?
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.
–Nie wiedziałem co lubisz więc wziąłem wszystkiego po trochu. - wskazał na koszyk pełen
2 Alice jest fanką Michaela Jacksona.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin