Tajemnica Kruka_zbetowane.doc

(211 KB) Pobierz

Tajemnica Kruka

Przedmiot miłości jest dla nas wielką tajemnicą;

nie wiemy, co czeka nas, gdy się z nim złączymy.”

Antoni KępińskiLęk

 

Dzień wdarł się do mojego pokoju niepostrzeżenie. Promienie gorącego żaru delikatnie muskały moje zaczerwienione od płaczu policzki. Podpuchnięte od łez i braku snu oczy nie miały ochoty się otworzyć, chociaż próbowałam z nimi walczyć, jak tylko mogłam. Było  mi zimno i czułam się tak samotna, jak nigdy dotąd. To wszystko przez krótki sen, dzięki któremu przespałam w ciągu nocy tylko godzinę. Przez pozostałą część czasu kręciłam się nago w pościeli, czując lodowaty powiew pustego łóżka.

Nic nie było takie, jakie chciałam, aby było. Nie byłam dość silna, by po rozstaniu ze Sławkiem dążyć do celu z podniesioną głową. Chociaż od chwili, gdy usłyszałam jakże rozdzierające moją duszę słowo „żegnaj”, minął już rok, nie mogłam o nim zapomnieć. Było tak, jakby ktoś wyrwał mi cząstkę mojego serca, bez której zwyczajnie nie potrafiłam żyć, chociaż tylko ja o tym wiedziałam. Świat zewnętrzny nie dostrzegał bólu w moich oczach i sztuczności w uśmiechu, którym go raczyłam każdego dnia. Nie chciałam, by ktokolwiek wiedział, jak słaba byłam i jak łatwo mnie pokonać.

Ostatecznie była sobota, a ja miałam spędzić ją na kursie z języka hiszpańskiego. Mimo wakacyjnego, ciepłego dnia wcale nie miałam ochoty skakać z radości i cieszyć się życiem. Czułam się wypompowana i zobojętniała na cały świat. Z lekkim ociąganiem spojrzałam w stronę parapetu, ponieważ usłyszałam delikatne stukanie o szybę.

Od razu wiedziałam, że to mój przyjaciel pojawił się, aby zmotywować mnie do działania również tego dnia. Olbrzymi czarny kruk siedział na moim parapecie, stukając delikatnie dziobem w okno, tak jakby pragnął, żebym zaprosiła go do środka. Z początku bałam się go, ale był moim powiernikiem, słuchając moich zwierzeń przez delikatnie uchylone okno. Z czasem zaczęłam podsypywać mu ziarna, ale okno całkowicie w jego obecności otworzyłam zaledwie miesiąc temu. Bałam się jego przenikliwych, czarnych jak bezgwiezdna noc oczu, które wydawały się nader inteligentne jak na oczy zwierzęcia. Niemal ludzkie.

- Witaj, Kochanie. - Zaśmiałam się, otwierając okno, aby mógł powolutku wejść do mojej sypialni.

Oczy kruka wydawały się wywiercać dziurę w moim umyśle, jednocześnie uśmiechając się uroczo. Był moim towarzyszem przez ostatni rok i zostawiał mnie jedynie w czasie, gdy byłam w restauracji i na kursie z języka hiszpańskiego. Latał za mną dosłownie wszędzie - na spotkania z przyjaciółmi, do domu rodziców na wieś. Był ze mną za każdym razem, gdy go potrzebowałam.

Po wpuszczeniu zwierzęcia do sypialni udałam się do kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Kruk delikatnie wzbił się w powietrze, po czym usiadł mi na ramieniu tak ostrożnie, że ledwie poczułam, jak jego paznokcie wbijają się w moją skórę. Był delikatny niczym czuły kochanek i lekki jak tchnienie wiosennego, porannego powietrza.

To głupie, ale w  mojej głowie pojawiła się dziwna i przerażająca myśl - gdyby istniał tak czuły i dbający o mnie mężczyzna, bez reszty oddałabym mu całe swoje życie. Tymczasem jedynym trwającym przy mnie opiekunem, który mimo moich próśb nie opuścił miejsca swojego posterunku, był kruk. Zwierzę, które zdawało się bardziej rozumieć moje uczucia niż jakikolwiek człowiek. Był przy mnie, dodając mi otuchy i użyczając swych magicznych skrzydeł, bym mogła spokojnie przeżyć dzień.

- Zjesz ze mną śniadanie, przyjacielu? - zapytałam go tak, jakby mógł mi odpowiedzieć.

Wyciągnęłam odruchowo rękę, by z mojego ramienia mógł spokojnie przejść na oparcie siedzenia. Zrobił to bez wahania, jakby natychmiastowo odgadł moje intencje. Z rozbawieniem nasypałam mu ziarna do kremowej podstawki, a on spojrzał na mnie tak czule, że zebrały mi się łzy w oczach. Od nikogo wcześniej nie otrzymałam nigdy tyle miłości w samym spojrzeniu jak od niego.

- Nie mogę uwierzyć, że kiedyś się ciebie bałam. - Zaśmiałam się, patrząc mu prosto w oczy, a on zatrzepotał skrzydłami w odpowiedzi na moje słowa.

Absurdalność zaistniałej sytuacji sprawiła, że zaczęłam się głośno śmiać, a Kruk podskoczył na swoim siedzeniu. Miałam wrażenie, że śmieją się jego czarne jak węgiel oczy. Właściwie cała jego postawa wydawała się promieniować radością w reakcji na mój uśmiech. Dokładnie tak, jakby jego nastrój uzależniony był od wyrazu mojej twarzy.

Za każdym razem, kiedy płakałam w jego obecności, on siadał mi delikatnie na ramieniu i ocierał delikatnie dziobem i bokiem swojej maleńkiej główki o mój policzek. Za każdym razem jego gesty były tak ludzkie, że przechodziły mnie dreszcze. Za każdym razem nie byłam w stanie uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

Szczerze mówiąc, nie wyobrażałam sobie już życia bez jego codziennej obecności, nawet jeśli znajomi mówili mi, że moja przyjaźń z Krukiem, nieokiełznanym zwierzęciem, jest wręcz dziwaczna - ja pokochałam to dzikie zwierzę niemal tak, jak kocha się człowieka. Czasem marzyłam nawet o tym, by odezwał się do mnie i przytulił mnie, jak robią to ludzie, nawet jeśli wiedziałam, że jest to niemożliwe.

Nagle mój przyjaciel zeskoczył wdzięcznie z oparcia krzesła i powędrował wzdłuż stołu w moją stronę. Ponownie roześmiałam się, widząc jego dziwnie płynne ruchy i spojrzenie, które niebezpiecznie mnie przenikało. Zagryzłam delikatnie dolną wargę, by nie wybuchnąć jeszcze bardziej doniosłym śmiechem. Nie chciałam go wystraszyć.

- Tak, Kochany - powiedziałam spokojnie - czas szykować się na zajęcia.

Wstając, wyciągnęłam rękę tak, by mój przyjaciel mógł z powrotem dostać się na moje ramię, bez konieczności rozprostowywania skrzydeł. Kruk podszedł do mnie niespiesznie, po czym delikatnie wspiął się po mojej ręce na bark, a gdy znalazł się na nim, dla zabawy skubnął delikatnie moje ucho, jakby chciał powiedzieć, że jeszcze wszystko będzie dobrze. To dziwne, ale rozumiałam każdy jego ruch i miałam wrażenie, że pozwolił mi mieć cichy wgląd w swoje myśli.

- Tak, wiem - odpowiedziałam mimowolnie i uśmiechnęłam się do niego trochę zbyt smutno, przez co ponownie skubnął moje ucho.

Jego działania nie były irytujące, jak mogłoby się wydawać. Było w nich coś magicznego, przez co moje serce otwierało swoje drzwi na oścież - tak jak na przyjście nowej miłości. Pogłaskałam więc delikatnie koniuszkiem palca wskazującego jego główkę, a jego oczy uśmiechnęły się do mnie uroczo. Przynajmniej tak mi się wydawało.

- Gdybyś był mężczyzną… - Westchnęłam, śmiejąc się serdecznie, po czym dodałam: - Może to i lepiej, że nim nie jesteś, bo faceci potrafią jedynie łamać serca wrażliwym dziewczynom.

Kruk wzbił się w powietrze i zgrabnie poleciał w stronę mojej sypialni. Po chwili usłyszałam brzęk tłuczonego szkła. Nigdy wcześniej nie zniszczył niczego, co znajdowało się na terenie mojego mieszkania, więc byłam przerażona jego zachowaniem. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam, jak mój przyjaciel wyżywa się, dziobiąc zrzuconą ramkę ze zdjęciem, na którym byłam ze swoim byłym chłopakiem.

Może to naiwne, że trzymałam tę pamiątkę wciąż w honorowym miejscu, ale nie potrafiłam jej wyrzucić, tak jak nie umiałam wyrzucić jego portretu z myśli i z serca. Złapałam się za głowę, gdy mój przyjaciel po raz kolejny zastukał dziobem w pozostałości szybki osłaniającej zdjęcie, po czym wydostał stamtąd zawartość ramki i wzbił się w powietrze, trzymając ją w swoich szponach. Byłam zaskoczona i dziwnie zobojętniała z powodu zniknięcia ostatniego dowodu na istnienie Sławka w moim życiu.

Po chwili uklękłam przy zniszczonej ramce, zaczynając zbierać rozbite szkło z podłogi. Pokaleczyłam sobie przy tym palce, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Myślałam tylko o tym, czy mój przyjaciel wróci do mnie jeszcze kiedyś, po tym co zrobił. Nie wiedziałam w końcu, co w niego wstąpiło, ponieważ nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób.

Godzinę później, po wykonaniu porannej toalety i założeniu zwiewnej białej sukienki w czarne kwiaty, ruszyłam w stronę drzwi. Przy wyjściu z mieszkania ostatni raz spojrzałam w lustro, by upewnić się, czy gruba warstwa makijażu zdołała zakryć zaczerwienione powieki, a moje kręcone włosy wciąż były idealnie ułożone. Musiałam przecież jakoś dotrzeć na kurs języka hiszpańskiego, którego podjęłam się ze względu na prowadzenie restauracji. Jako szefowa wolałam znać więcej języków niż swój własny i język angielski.

Wyszłam więc z mieszkania, dwa razy sprawdzając, czy dobrze zamknęłam drzwi. Po czym szybkim krokiem przemierzyłam ciemną i opustoszałą klatkę schodową, by na zewnątrz, wśród promieni letniego słońca, dostrzec swojego przyjaciela, siedzącego na najniższym i najbliższym z drzew. Rozpoznawałam go w dziwnie łatwy i bezbłędny sposób. Być może pomagały mi w tym jego inteligentne oczy, które budziły w moim sercu jednocześnie fascynację i strach.

Kruk, jakby dając mi znać o swojej obecności, wzbił się w powietrze i zatoczył potrójne koło nad moją głową. Ludzie, którzy mijali mnie na ulicy, spoglądali ze zdziwieniem i nieskrywanym strachem w moją stronę. Niektórzy wciąż wierzyli, że kruk jest oznaką nieszczęścia lub nawet śmierci. Ja przestałam się bać, gdy zrozumiałam, że te biedne, znienawidzone przez przesądnych ludzi zwierzęta, również mogą potrzebować czyjejś obecności. Przynajmniej mój przyjaciel potrzebował mnie, a to znaczyło dla mnie naprawdę wiele.

- I znów ludzie omijają mnie szerokim łukiem. - Zaśmiałam się cicho, ale miałam świadomość tego, że Kruk w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób usłyszał i dokładnie zrozumiał wyszeptane przeze mnie słowa.

Ponownie zatoczył nad moją głową trzy kółka, a w chwili, gdy wsiadałam do swojego samochodu, zniknął w przestworzach. Wiedziałam, że okręgi zrobione jeszcze przed chwilą nad moją głową miały przynieść mi szczęście w czasie mijającego dnia i oznaczały pożegnanie oraz obietnicę powrotu. Istotnie, odkąd ten ptak pojawił się w moim życiu, nie mogłam narzekać na niesprzyjający los. Niestety w żaden sposób nie zwracało mi to miłości mojego życia, która znudzona moją osobą odeszła, rzucając jedynie marne: „żegnaj”.

Pół godziny później parkowałam przed szkołą, w której miały odbyć się zajęcia z wybranego przeze mnie języka. Od razu zauważyłam czarne Porsche zaparkowane tuż obok miejsca, gdzie zawsze zostawiałam samochód. Wiedziałam oczywiście, do kogo należy, więc uśmiechnęłam się delikatnie na myśl, że dziwny czarnooki mężczyzna znów ukradkiem będzie mi się przyglądał. Jako jedyna z grupy studentów potrafiłam spojrzeć bez skrępowania w oczy naszemu tajemniczemu koledze i nie przeszkadzało mi nawet to, że do nikogo, prócz profesora, się nie odzywał. Czasem miałam wrażenie, że pragnie do mnie przemówić, ale obawia się, że rozpoznam go w chwili, gdy otworzy usta.

Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy powinnam podejść i przywitać się z nim, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Nie wiedziałam o nim nic ponad to, że miał na imię Damian, jego przystojna postura przyciągała chyba wszystkie znane mi kobiety, a czarne jak węgielki oczy kazały trzymać się z daleka, natomiast jego chropowaty, mocny głos przyprawiał mnie o ciarki na plecach. Żałowałam oczywiście, że mogłam słyszeć go tak rzadko.

Szczerze mówiąc, pod naciskiem jego mrocznego spojrzenia przestawałam myśleć o Sławku i o tym, w jaki podły sposób mnie zostawił. Mimowolnie w moich myślach pojawiały się sceny ze mną i Damianem w roli głównej, niestety znikały równie szybko jak jego spojrzenie. Zdawałam sobie zatem doskonale sprawę, że obecność tajemniczego studenta mąci mi w głowie tak, jak nigdy dotąd nie robiła tego obecność żadnego mężczyzny. Pragnęłam go, nawet jeśli jeszcze miesiąc temu nie chciałam się do tego przyznać.

Jego czarne, przydługawe i wiecznie potargane włosy kojarzyły mi się z wolnością i radością, a sposób, w jaki na mnie spoglądał, poruszał czułą nutkę w moim ciele. Miałam dziwne wrażenie, że gotowa byłabym zrobić wszystko, o co tylko poproszą mnie jego pełne usta. Był tajemniczy, mroczny i tak bardzo pociągający, że czasami marzyłam o jego dłoniach podczas snu. Także tego, który nawiedził mnie dzisiejszej nocy.

Oczywiście nie mogłam się mylić. Tuż po wejściu do sali poczułam na swoim ciele wzrok Damiana i przeszedł mnie przyjemny dreszcz. W jakiś dziwny i niewytłumaczalny sposób ten mężczyzna kojarzył mi się z Krukiem, moim przyjacielem. Mimowolnie poczułam lekkie dreszcze w okolicach serca i wszelkie myśli dotyczące Sławka oraz tego, co się stało dziś rano, uleciały jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pragnęłam, aby to Damian mnie dotknął.

- Cześć, Gosiu! - zawołała, szczebiocząc jak nastolatka moja koleżanka z ławki.

- Hej, Magda - powitałam się spokojnie, a później dodałam dużo weselszym głosem: - część wszystkim.

O dziwo, po raz pierwszy usłyszałam w odpowiedzi mocny, chropowaty głos i poczułam, że nogi uginają się bezwolnie pod moim ciałem. Zanim postanowiłam odwrócić się w stronę właściciela owego tajemniczego, gardłowego dźwięku, przełknęłam głośno ślinę i zmusiłam się do uśmiechu. Damian patrzył na mnie tak, jakby rozbierał mnie wzrokiem, więc automatycznie moja twarz oblała się rumieńcem jak u nastoletniej, niedoświadczonej dziewczynki. Zanim pohamowałam zdanie wydobywające się z mojego gardła, usłyszałam własne słowa:

- To miłe, że w końcu postanowiłeś uraczyć mnie swoją odpowiedzią.

Byłam zszokowana własną zuchwałością i obawiałam się jego reakcji, ale on jedynie roześmiał się cicho i spojrzał na mnie drapieżnie. Ogarnęły mnie sprzeczne uczucia, przez które nie wiedziałam, jak mam postąpić. Uśmiechnęłam się więc do niego, nieco zbyt nieśmiało i usiadłam na swoim miejscu. Pech chciał, że zajmowałam ławkę znajdującą się w środkowym rzędzie, więc po prawej stronie miałam nonszalancko opartego o ścianę Damiana, który wlepiał we mnie ciekawskie spojrzenie.

Niewiele zrozumiałam z trwającej lekcji, ponieważ przez cały czas moją głowę zaprzątały niegrzeczne obrazy związane ze mną i Damianem. Było mi zdecydowanie zbyt gorąco, nawet jak na upalny lipcowy dzień. To fala wewnętrznego żaru rozpalała mnie od środka niczym wybuch uśpionego do niedawna wulkanu. Miałam nadzieję, że moje ciało za chwilę nie spłonie z nadmiaru wrażeń lub nie zacznie dymić.

- Aleś ty dzisiaj rozkojarzona. - Zaśmiała się w czasie przerwy siedząca po mojej lewej stronie Magda. - Nad czym się tak zastanawiasz?

Marzę o tym, by Damian zabrał mnie do swojego mrocznego królestwa i pokazał prawdziwą rozkosz, pomyślałam, obawiając się jednocześnie, że byłam bliska wypowiedzenia tych słów na głos. Bałam się odezwać, ponieważ przeżywałam w swoim własnym świecie chwile, jakich jeszcze nigdy nie przeżyłam w życiu. Miałam jednocześnie wrażenie, że pragnienie można było wyczytać z mojej twarzy i z trudem pohamowałam się przed spojrzeniem w stronę Damiana, którego wzrok wciąż czułam na swoich odsłoniętych ramionach.

- Praca, praca i jeszcze raz praca - wyszeptałam ochrypłym od grzesznych marzeń głosem.

Nagle poczułam dziwny chłód na swoich plecach i usłyszałam cichuteńki, złowrogi chichot z miejsca, gdzie samotnie siedział Damian. Wiedziałam, że w końcu odwrócił ode mnie wzrok, a ja z tego powodu ponownie poczułam się dziwnie samotna. Tak jak tej nocy, gdy śniły mi się jego dłonie błądzące po moim rozgrzanym ciele i głos szepczący mi do ucha różne słodkie słowa, a obudziłam się samotna w łóżku. Tak jak tej nocy, poczułam się słaba i opuszczona, a łzy mimowolnie zapiekły mnie w oczy.

- Dobrze się czujesz? Masz dziwnie ochrypnięty głos - powiedziała Magda, przyglądając mi się badawczo.

Kolejny chichot dobiegł moich uszu od strony Damiana i zaczęłam mieć wrażenie, że ten mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę z kierunku, w jaki odbiegły moje myśli jeszcze przed chwilą. Po chwili ponownie poczułam na sobie jego gorące spojrzenie, które dotykało mojej duszy niemal tak delikatnie, jak dłonie czułego kochanka dotykają kobiecego ciała. Odczucie było niemal pozazmysłowe, wybiegało poza granicę rozsądku i wszelakich zahamowań. Nagle zapragnęłam poczuć dłonie Damiana na swoim ciele, przekonując się, że jego tors jest tak doskonale wyrzeźbiony jak w moich marzeniach.

Po zakończonych zajęciach niemal uciekłam z sali, by nie narazić się na rozmowę z Damianem. Nawet jeśli pragnęłam usłyszeć jego ochrypły, zmysłowy głos, musiałam zniknąć stamtąd jak najszybciej, ponieważ pragnęłam go tak bardzo, że trudno byłoby mi się pohamować przed dotknięciem jego twarzy. Dopiero dzisiaj dotarło do mnie, że w tym facecie podoba mi się wszystko i gdybym tylko poznała jego duszę, gotowa byłabym oddać mu serce. Być może zdolny byłby poskładać jego rozbite kawałki.

Niestety na korytarzu potknęłam się o własne nogi i, walcząc o utrzymanie równowagi, upuściłam trzymane w dłoniach podręczniki. Niewiadomo skąd pojawił się obok mnie Damian i z tajemniczym, zawadiackim uśmiechem podniósł książki z podłogi. Próbowałam nie patrzeć w jego przenikliwe czarne oczy, ale nie dlatego, że się ich obawiałam, a dlatego, że jego spojrzenie wydawało mi się dziwnie znajome. Niemal bliskie tak samo jak wyraz jego przystojnej twarzy.

- Dziękuję - wyjąkałam ledwie słyszalnie, a on skinął głową.

W chwili gdy podawał mi podręcznik, nasze dłonie delikatnie musnęły się opuszkami palców, a mnie zabrakło tchu w reakcji na dziwną iskrę, która przeskoczyła pomiędzy naszymi ciałami. Ponownie moje nogi stały się miękkie - niemal jak stworzone z waty - więc byłam bliska upadku. Właśnie wtedy Damian pochwycił mnie w swoje spojrzenie i miałam przez to wrażenie, że mój świat zamknął się w jego oczach.

- Uważaj na siebie, Małgorzato - powiedział swoim cudownym głosem, przez który zastałam wyrwana z marzeń.

- Och. - Westchnęłam mimowolnie, po czym ośmielona jego spojrzeniem powiedziałam: - Przeważnie nie jestem taką niezdarą i moje nogi nie stanowią dla mnie specjalnego zagrożenia, ale upadki zdarzają się nawet najlepszym, prawda?

- Wiem - wyszeptał zmysłowo - przeważnie jesteś bardzo rozsądną i ostrożną kobietą, ale nie chcę, aby stało ci się coś złego.

- Nawet mnie nie znasz - jęknęłam lekko rozzłoszczona jego udawaną troską. - Zdaje się, że dzisiejszy dzień jest przełomem w twoim życiu, co? Postanowiłeś wreszcie zrobić użytek ze swojego głosu i… - Zamknęłam się na szczęście zanim powiedziałam: „i przyprawić mnie o zawał jego brzmieniem”, na co Damian ponownie zareagował śmiechem.

- Do tej pory wydawało mi się, że jesteś zagubioną, delikatną dziewczynką - wyszeptał, zbliżając się w moją stronę.

Z każdym krokiem, gdy on zbliżał się do mnie, ja odsuwałam się w stronę ściany. On jednak nie poddawał się i uparcie robił kolejny krok, przez co w efekcie uderzyłam plecami w gładką powierzchnię znajdującą się za mną. Mężczyzna oparł dłoń po prawej stronie mojego ucha, tak blisko, że mogłam wyczuć ciepło, które wydzielał. Każdym koniuszkiem mojego ciała czułam jego bliskość, która przyprawiała mnie o przyjemne dreszcze. Zapach, który roznosił się wokół Damiana, był mi dziwnie znajomy i trudny do określenia. Kojarzył mi się z nieokiełznanym umysłem, lasem i wolnością. Jego oczy zaś przesycone były pragnieniem i wiedziałam, że chce… mnie pocałować.

Niestety w chwili, gdy jego usta pochylały się nad moimi, w korytarzu pojawił się nasz profesor. Jedno spojrzenie w stronę mojego „napastnika” wystarczyło, by Damian odsunął się ode mnie niczym przerażony nastolatek, którego ojciec nakrył na grzesznych rzeczach. Pedro Aguila rzeczywiście mógł wzbudzać respekt swoją masywną postawą, ale nie sądziłam, że Damian wystraszy się go w tak oczywisty sposób.

- Czy wszystko w porządku, panno Małgorzato? - zapytał spokojnym, ale jednocześnie lodowatym tonem.

- Wszystko dobrze - odparłam, uśmiechając się delikatnie do Profesora, który odwzajemnił niepewnie uśmiech.

Pedro Aguila należał do osób, które mogłabym nazwać naprawdę sympatycznymi. Jednak jego bursztynowe oczy wydawały mi się bardziej niebezpieczne niż czerń oczu Damiana i to on bardziej przerażał mnie od mojego napastnika, który stał postawiony niemal na baczność u mojego boku. Miałam wrażenie, że mężczyźni mierzą się wzrokiem i któryś z nich za chwilę przystąpi do ataku. Profesor Aguila w dziwny sposób podchodził do mojego kolegi, był do niego nastawiony niemalże wrogo.

- Do widzenia, panie Aguila powiedziałam, uśmiechając się uroczo, po czym odruchowo chwyciłam wolną ręką dłoń wpatrzonego w mężczyznę Damiana i pociągnęłam go za sobą szepcząc: - Chodź, zanim skoczycie sobie do gardeł.

W chwili gdy dotarła do mnie świadomość dotyku Damiana, poczułam, że skądś go znam, nawet jeśli nie rozmawiałam z nim aż do tej pory. Bez słowa podążał za mną, chociaż wyczuwałam napięcie w jego potężnych mięśniach. Natychmiast wróciło do mnie wspomnienie moich sennych marzeń i zadrżałam w chwili, gdy uświadomiłam sobie, że wszystko to może się spełnić jeśli… Damian jest równie wolny jak ja.

Starałam się jednak odsunąć od siebie te myśli, by nie wyjść na napaloną dziewczynę, która chce tylko zobaczyć go nago i poczuć. Pod tym względem byłam tradycjonalistką i nie mogłam pozwolić sobie na przypadkowe seksualne przygody. Gdybym po wspólnie spędzonej nocy obudziła się w pustym łóżku, czułabym się jeszcze bardziej pokonana niż po rozstaniu ze Sławkiem i jeszcze bardziej zraniona. Musiałam zatem pohamować wszechogarniające mnie żądze.

- Musisz na niego uważać - wyszeptał Damian, gdy znaleźliśmy się przy naszych samochodach. - Nie podoba mi się sposób, w jaki na ciebie patrzy.

- Dobrze, obrońco uciśnionych - odpowiedziałam, warcząc niemal jak dziki zwierz. - To, że odezwałeś się do mnie dzisiaj kilkoma słowami, nie oznacza, że będę słuchała się twoich uprzejmych rad. Co to miało w ogóle znaczyć? Myślałam, że przyłożysz mu za to, że na mnie spojrzał. Czy ty masz coś z głową, Damianie?...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin