8 - JEZUS NAUCZA O CHLEBIE ŻYWOTA.doc

(58 KB) Pobierz
JEZUS NAUCZA O CHLEBIE ŻYWOTA

JEZUS NAUCZA O CHLEBIE ŻYWOTA

Na noc wylądowano z łodzią między cłem Mateusza a BetsaidaJulias i nocowano na łodzi. Rano zgromadziło się około 100 osób, a Jezus objaśniał im „Ojczenasz." Około południa popłynął z uczniami w stronę Kafarnaum, niepostrzeżenie wysiadł na brzeg i udał się do domu Piotra, gdzie się spotkał z Łazarzem, który nadszedł był z Hebron z synem Weroniki i kilkorgiem ludzi.

Następnie wyszedł Jezus na wyżynę poza domem Piotra, kędy wiodła najkrótsza droga z Kafarnaum do Betsaidy. Tłum, obozujący w koło, poszedł zaraz w Jego ślady, ci zaś, którzy byli przy rozmnożeniu chleba, i już wczoraj i dziś Go szukali, zapytali, Mistrzu! kiedy przybyłeś z tamtej strony?.


Szukaliśmy Cię i tam i tu!" Jezus zaś odrzekł im, rozpoczynając naukę: „Zaprawdę! zaprawdę! Szukaliście Mnie, nie żeście cuda widzieli, lecz żeście jedli chleb i najedli się. Nie troszczcie się o pokarm przemijający, lecz o pokarm, który da wam Syn człowieczy, bo Jego uwierzytelnił Bóg Ojciec." Mówił to Jezus o wiele obszerniej, niż napisane w ewangelii; tam są tylko główne punkty podane. Ludzie, słysząc to słowa, szeptali między sobą: „Co to ma znaczyć ten Syn człowieczy? Przecież my także synowie ludzi!" Gdy zaś Jezus upominał ich, by czynili dzieła Boże, zapytali: „Co mamy czynić, by spełniać dzieła Boże?" A Jezus odrzekł: „Wierzyć w Tego, którego On posłał!" I dalej nauczał Jezus o wierze. Lecz oni zapytali znowu: „Jakiż cud uczynisz, byśmy w Ciebie uwierzyli?

Ojcom naszym dał Mojżesz chleb na puszczy, mannę, aby uwierzyli weń, a Ty co nam dasz?" Odrzekł im Jezus: „Powiadam wam, nie Mojżesz dał wam chleb z Nieba, lecz Ojciec Mój daje prawdziwy chleb z Nieba; chleb bowiem Boży jest ten, który z Nieba zstępuje i światu życie daje." Tłumaczył im to Jezus obszernie, a niektórzy rzekli: „Panie, dawaj nam zawsze taki chleb!" Inni zaś mówili: „Jego Ojciec daje nam chleb z Nieba! Jak to może być? Przecież ojciec Jego, Józef, już umarł!" Znowu musiał im Jezus to dokładnie tłumaczyć na różne sposoby. Mało kto jednak zrozumiał Go, bo chcieli za zbyt mądrych uchodzić i wszystko rozumieć. Jezus też skierował naukę na co innego; objaśniał jeszcze „Ojczenasz", powtarzał nauki z kazania na górze, lecz nic nie mówił, że Sam jest chlebem żywota. Apostołowie i starsi uczniowie nie pytali o nic, tylko rozmyślali nad słowami Jezusa; niektórzy zrozumieli je, inni odłożyli objaśnienie na później.

Na drugi dzień rozwijał Jezus dalej wczorajszą naukę na wzgórzu poza domem Piotra. Zebrało się kilka tysięcy ludzi i ci na przemian robili sobie miejsce przy Jezusie, by lepiej Go słyszeć. Jezus też od czasu do czasu chodził od jednych do drugich, z miłością, i cierpliwością powtarzał kilka kroć Swą naukę i odpierał często to same zarzuty. Niewiasty, licznie zebrane, stały osobno w zasłonach na twarzy. Faryzeusze chodzili tędy i owędy między ludem, zadawali pytania i szerzyli wśród zebranych swe wątpliwości.

Dziś tak przemawiał Jezus do rzeszy: „Jam jest Chleb żywota; kto do Mnie przyjdzie, nie będzie łaknął, kto we Mnie wierzy, nie będzie pragnął. Kogo Ojciec Mi dał, ten niech przyjdzie do Mnie, a Ja go nie odepchnę. Przybyłem z Nieba, czynić nie Moją wolę, ale wolę Ojca Mego. Wolą zaś Ojca jest, abym nic nie uronił z tego, co Mi dał, lecz wskrzesił je w dzień ostateczny. Wolą jest Ojca Mego, by, kto widzi Syna i wierzy weń, miał żywot wieczny, i tego wskrzeszę w dzień ostateczny."

Wielu jednak nie zrozumiało słów Jezusa, szemrali więc, mówiąc: „Jakże Ten może mówić, że przyszedł z Nieba? Przecież jest synem cieśli, Józefa; matka Jego i krewni są między nami, znamy dobrze rodziców ojca Jego, Józefa. Raz mówi, że Bóg jest Jego Ojcem, to znowu, że jest Synem człowieczym." — „Dlaczego szemracie między sobą? — rzekł Jezus. — Przez siebie samych nie możecie przyjść do Mnie; Ojciec, który Mnie posłał, musi was do Mnie przywieść!" Tego znowu nie mogli pojąć i pytali, co to ma znaczyć, że Ojciec musi ich przyciągnąć. Rzekł im więc Jezus: „Napisano jest u proroka: „Wszystkich nauczy Bóg. Kto więc Ojca słyszy i od Niego się uczy, ten przyjdzie do Mnie."

Lecz znowu mówiło wielu: „Czyż nie jesteśmy przy Nim? A przecież nie słyszeliśmy tego od Ojca, ani też od Niego się nauczyli." „Nikt nie widział Ojca — rzekł Jezus — tylko kto z Boga jest. Kto we Mnie wierzy, ma żywot wieczny. Jam jest chleb, który zstąpił z Nieba, chleb żywota."

Na zarzuty niektórych, że nie znają innego chleba z Nieba, jak tylko mannę, odparł Jezus, że manna nie jest Chlebem żywota, bo ojcowie ich pomarli, chociaż ją jedli. „Ten jednak — mówił — jest chleb, który zstąpił z Nieba, aby, kto zeń pożywa, nie umarł. Ja jestem tym chlebem żywota, a kto zeń pożywa, żyć będzie na wieki."

Całą tę naukę popierał Jezus obszernymi objaśnieniami i cytatami z Pisma i Proroków; większa część zebranych nie chciała jednak tego pojąć, bo brali tę rzecz zmysłowo, według ludzkiego sposobu pojmowania, pytali więc znowu: „Co to ma znaczyć, że ma się Go jeść i żyć wiecznie? Któż może żyć wiecznie? Któż może pożywać zeń? Henocha i Eliasza wzięto z ziemi i powiadają, że nie umarli; także o Malachiaszu nie wiedzieć, gdzie się podział i nie jest pewna śmierć jego. Ale zresztą nie ma pewnie takiego, co by nie umarł." „Czy wiecie — zapytał ich na to Jezus — gdzie Henoch i Eliasz i gdzie Malachiasz, gdyż Mnie nie jest to skrytym? A czy wiecie, w co wierzył Henoch? Co prorokowali Eliasz i Mala chiasz?" Tu zaczął im Jezus objaśniać pisma tych Proroków.

Na dziś zakończył Jezus naukę o tym. W tłumie bowiem panowało nadzwyczajne rozciekawienie i naprężenie; rozmyślano nad tym i rozprawiano. Nawet wielu z nowszych uczniów, szczególnie nowo przybyli uczniowie Jana, zaczęli wątpić i się wahać, i Ci uczniowie Jana dopełnili obecnie liczby 70; dotychczas bowiem było tylko 36 uczniów. Niewiast było mniej więcej 34. Później wynosiła liczba niewiast, zostających w usługach gminy, łącznie z dozorczyniami, służebnymi i zarządczyniami gospód, około siedemdziesiąt. Nauczając powtórnie rzesze na wyżynie przed miastem, nie wspominał Jezus nic o Chlebie żywota, powtarzał tylko nauki z kazania na górze i objaśniał „Ojcze nasz."

Ludzi zebrało się bardzo wiele, nie było jednak zbyt wielkiego natłoku, bo Jezus prawie wszystkich chorych już uzdrowił. Przynoszenie i odnoszenie chorych najwięcej robiło zamieszania i nieporządku, gdyż każdy chciał być pierwszy i jak najprędzej odejść. Wszyscy, szczególnie uczniowie Jana, oczekują z niecierpliwością dokończenia rozpoczętej nauki o Chlebie żywota.

Gdy wieczorem zaczął Jezus nauczać w synagodze o czytaniu sobotnim, przerwano Mu takowe wkrótce zapytaniem: „Jak możesz nazywać się Chlebem żywota, który zstąpił z Nieba? Przecież każdy zna Twe pochodzenie!" Jezus, cierpliwy jak zawsze, powtórzył im całą Swą dotychczasową o tym naukę.

Faryzeusze zaczęli znowu stawiać swe zwykłe zarzuty; gdy zaś, powołując się na ojca swego Abrahama i na Mojżesza, zapytali, jak może nazywać Boga Swym Ojcem, odparł im Jezus: „A wy jak możecie nazywać Abrahama ojcem, a Mojżesza swym prawodawcą i nauczycielem, kiedy nie postępujecie według przykazań i przykładu Abrahama i Mojżesza?" Tu stawił im Jezus jawnie przed oczy ich przewrotne działanie i złe, obłudne życie. Zawstydzeni i rozgoryczeni Faryzeusze musieli ustąpić.

Jezus tymczasem, rozwijając dalej Swą naukę o Chlebie żywota, rzekł: „Chleb, który Ja dam, jest Ciało Moje, które dane będzie za żywot świata." Na to słowa zaczęto w tłumie szemrać i szeptać: „Jakże On może dać Swe Ciało na pokarm?" Nie zważając na to Jezus, nauczał dalej o wiele obszerniej, niż to opisane jest w ewangelii. „Kto nie pożywa Ciała Mego i nie pije Krwi Mojej — mówił Jezus — nie będzie miał żywota w sobie. Kto zaś będzie tak czynił, otrzyma żywot wieczny, a Ja wskrzeszę do w dzień sądu. Ciało Moje bowiem jest prawdziwym pokarmem, a Krew Moja prawdziwym napojem. Kto pożywa Ciało Moje i pije Krew Moją, ten jest we Mnie, a Ja w nim.

Jako Mnie posłał Ojciec żywy, i jak Ja przez Ojca żyję, tak ten, który Mnie pożywa, żyć będzie przeze mnie. To jest chleb, który zstąpił z Nieba, a nie jak manna, którą, jedli ojcowie wasi i pomarli. Kto ten chleb je, żyć będzie na wieki." Słowa te objaśniał Jezus cytatami z proroków, szczególnie z Malachiasza, udowadniał spełnienie się tego na Janie Chrzcicielu, o którym mówił obszernie. Gdy zaś pytano się, kiedy da ten pokarm, odrzekł wyraźnie: „W swoim czasie;" oznaczył nawet w osobliwy sposób czas w tygodniach, a ja, obliczywszy, wyrachowałam, że miało się to stać po roku, sześciu tygodniach i kilku dniach. Wszystkich poruszyły bardzo te słowa, a Faryzeusze nie ustawali w podburzaniu słuchaczy na Jezusa.

Nauczając powtórnie w synagodze, objaśniał Jezus szóstą i siódmą prośbę „Ojczenasza" i słowa „Błogosławieni ubodzy w duchu. Mówił, że uczeni nie powinni wiedzieć o swej uczoności, a bogaci o swym bogactwie. Szemrali na to zebrani, mówiąc, że jeśli kto nie wie o czym, nie może też tego spożytkować. Lecz Jezus powtórzył Swoje „Błogosławieni ubodzy w duchu", dodając, że każdy powinien się czuć ubogim i pokornym wobec Boga, od którego wszelka mądrość pochodzi i poza którym wszelka mądrość światowa tylko jest ohydą.

Wkrótce jednak poruszono znowu wczorajszą naukę o Chlebie żywota, o jedzeniu Ciała i piciu Krwi Chrystusowej. Jezus jasno i surowo powtórzył całą naukę o tym, a wielu z uczniów zaczęło szemrać, mówiąc: „Twarda to mowa, któż jej może słuchać?" Jezus odrzekł im na to wyraźnie: „Nie gorszcie się tym: przyjdą jeszcze inne rzeczy, będą Mnie prześladować, a najwierniejsi nawet opuszczą Mnie i uciekną. Wpadnę w ramiona nieprzyjaciela i śmierć poniosę z ręki wrogów. Jednak nie opuszczę Mych sług rozpierzchłych, duch Mój będzie z nimi." Słowa: „wpadnę w ramiona nieprzyjaciela" inaczej trochę były wypowiedziane; coś tak, jak „obejmę nieprzyjaciela" czy też „on Mnie uściśnie." Nie pamiętam już dobrze, jak to było. Odnosiło się to do pocałunku Judasza i jego zdrady.

Gdy mimo to zgorszenie uczniów się zwiększało, rzekł Jezus: „A co się stanie gdy ujrzycie Syna człowieczego, idącego tam, skąd przyszedł? Duch ożywia człowieka, ciało zaś jest mdłe. Słowa, które wyrzekłem, są słowa ducha i żywota. Jest jednak kilku między wami, którzy nie wierzą, dlatego też powiadam: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli nie dane mu jest od Ojca Mego."

Po tych słowach zaczęto w synagodze otwarcie szemrać i szydzić. Około trzydziestu nowszych uczniów, szczególnie byłych uczniów Jana, zbliżyło się do Faryzeuszów i wdali się z nimi w konszachty; za to Apostołowie i starsi uczniowie skupili się koło Jezusa, a Ten rzekł: „Lepiej, że pokazało się, jakiego ducha mają w sobie, zanim mogli zdziałać więcej złego."

Gdy Jezus miał już wychodzić z synagogi, chcieli Faryzeusze i wiarołomni uczniowie po obopólnej naradzie zatrzymać Go, by dalej z Nim dyskutować, i żądać różnych objaśnień, lecz Apostołowie, uczniowie i przyjaciele, otoczywszy Jezusa, nie dopuścili ich do Niego, i tak uszedł Jezus ich natarczywości. Hałas i krzyk wszczął się w synagodze. Wyzywano Jezusa, podobnie, jak to i u nas dziać się zwykło; tu i ówdzie słychać było urywkowe zdania: „Oto mamy! więcej nam nie potrzeba. Każdy rozumny człowiek pozna teraz wyraźnie, że to całkiem obłąkany. Ciało Jego mamy pożywać Krew Jego pić. Mówi, że jest z Nieba. Ma wstępować do Nieba "

Jezus tymczasem wyszedł z synagogi ze Swymi; tu rozproszyli się, jedni poszli obok mieszkań Serobabela i Korneliusza, inni wyżyną od północy, inni wreszcie doliną. Gdy zaś zeszli się na umówionym miejscu, nauczał Jezus znowu, poczym zapytał ich, czy i oni także chcą Go opuścić. Wtedy, odpowiadając za wszystkich, rzekł Piotr: „Panie! Dokąd pójdziemy?" Ty masz słowa żywota wiecznego! Wierzymy i poznaliśmy, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego!" Jezus mówił Jeszcze z nimi, poczym rzekł: „Wybrałem was dwunastu, lecz jeden między wami jest diabłem!"

Maryja z świętymi niewiastami była także obecną na ostatnich naukach Jezusa na górze i w synagodze. Tajemnice wszystkie, zawarte w tych naukach znała już przedtem na mocy wewnętrznego oświecenia. Ale podobnie, jak druga Osoba Trójcy świętej przyjęła Jej ciało, stała się człowiekiem i Jej synem, tak też i poznanie tych tajemnic opierało się u Niej, a raczej kryło w miłości macierzyńskiej, połączonej z najgłębszą pokorą i czcią. Podczas gdy Jezus wyraźniej niż dotychczas objaśniał te tajemnice ku zgorszeniu zaślepionych, widziałam równocześnie w objawieniu, jak Maryja klęczała na modlitwie w Swej izdebce, zatopiona w rozważaniu pozdrowienia anielskiego, narodzenia i niemowlęctwa Jezusa, Swego macierzyństwa i Jego dziecięctwa. Na myśl, że to Dziecię jest Synem Bożym, rozpływała się w łzach pokory i czci dla Niego. Widzenia te jednak wewnętrzne znowu kryły się w uczuciu miłości macierzyńskiej ku Boskiemu Synowi, podobnie jak postać chleba kryje w Najświętszym Sakramencie samego Boga żywego.

Podczas gdy źli uczniowie odstępowali Jezusa, widziałam w dwóch kołach, królestwo Chrystusa, i królestwo szatana. W wielkim blasku ujrzałam miasto szatana, babilońską wszetecznicę, jego proroków i prorokinie, cudotwórców i apostołów, a wszystko pełne bogactwa i świetnego przepychu.

Królowie, cesarze, a nawet wielu kapłanów pędziło ku temu miastu we wspaniałych pojazdach; w środku zaś miasta wznosił się wspaniały tron szatana. Przeciwnie królestwo Jezusa na ziemi ubogie było i niepokaźne, panowały w nim nędza i trud. Maryja i Chrystus na krzyżu stanowili Kościół, a wejście doń było przez otwór rany boku Jezusowego.

 

JEZUS W DAN I ORNITOPOLIS

Z Kafarnaum wyruszył Jezus z uczniami i apostołami do Kany i Cydessy. Koło Giszali ustawił Apostołów w trzy szeregi i każdemu z osobna wyjawił jego usposobienie i sposób myślenia. W pierwszym szeregu stali Piotr, Andrzej, Jan, Jakub Starszymi Mateusz; w drugim Tadeusz, Bartłomiej, Jakub Młodszy i uczeń Judasz Barsabas; w trzecim Tomasz, Szymon, Filip i Judasz Iskariot. Każdemu wyjawił Jezus jego myśli i pragnienia, co ich bardzo wzruszyło. Potem miał długą przemowę o czekających ich trudach i cierpieniach i znowu zakończył słowami: „Jeden między wami jest diabłem.

Ustawienie w szeregi nie oznaczało jakiegoś podporządkowania jednych drugim. Działo się to tylko stosownie do charakterów i usposobień pojedynczych osób. Judasz Barsabas stał na czele uczniów obok Apostołów, więc i o nim mówił Jezus i kazał mu stanąć w drugim szeregu. W dalszej drodze pouczał Jezus Apostołów i uczniów, że przy uzdrawianiu i wypędzaniu czartów mają tak postępować, jakby On sam to czynił w danym wypadku. Dał im przy tym moc i ducha, przez wkładanie rąk i namaszczenie dokonywać tego, co On sam czyni. Choć przy udzielaniu tej mocy nie wkładał Jezus na nich rąk, jednak istotnie władzę tę otrzymali. Stali wtenczas wkoło Jezusa, a ja ujrzałam, jak z Niego wypływały ku nim różnobarwne promienie, stosownie do rodzaju daru i ich własnego usposobienia. Niektórzy też zawołali zaraz: „Panie! czujemy w sobie nową siłę; słowa Twoje są prawda i życiem!" — Odtąd wiedział każdy, jak postąpić w danym i każdym wypadku bez namysłu obierał stosowny sposób działania.

Po jakimś czasie przybył Jezus z uczniami do miasta Elkese, położonego o półtorej godziny drogi od Kafarnaum. W synagodze miał naukę szabatową, w której była mowa o budowie świątyni Salomona. Pamiętani doskonale, że przemawiał do Apostołów i uczniów, jako do budujących, ścinających cedry w górach i obrabiających je. Mówił także o wewnętrznym przyozdobieniu świątyni. Po nauce, której przysłuchiwało się wielu Faryzeuszów, zaproszono Go na ucztę, zastawioną w otwartym domu godowym. Wielu ludzi zebrało się w koło, by słuchać słów Jezusa, a wielu ubogim rozdzielano także jedzenie. Faryzeusze, zauważywszy przy jedzeniu, że uczniowie nie myją przedtem rąk, zaraz zapytali Jezusa, dlaczego uczniowie nie zachowują tradycji przodków i nie przestrzegają zwykłych oczyszczeń? Jezus na odwrót zapytał ich, dlaczego oni przekraczają zakon i zachowując tradycję, nie czczą ojca i matki? zarzucał im obłudę i trzymanie się drobnostkowych przepisów oczyszczania z pominięciem rzeczy ważniejszych.

W czasie tej sprzeczki skończyła się uczta, a gdy ludzie zbliżyli się ze wszystkich stron, powstał Jezus i rzekł: „Słuchajcie wszyscy i zapamiętajcie sobie! Nie zanieczyszcza człowieka to, co wchodzi z zewnątrz do ust, lecz to, co z wewnątrz wychodzi, zanieczyszcza go. Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha!" Po powrocie do gospody rzekli uczniowie Jezusowi, że te ostatnie słowa najwięcej zgorszyły Faryzeuszów. Na to odparł im Jezus: „Każda roślina, której nie posadzi Ojciec Mój, będzie z korzeniem wydarta.

Pozostawcie ich swemu losowi. Są to ślepi i przewodnicy ślepych; jeśli zaś ślepy ślepego prowadzi, natenczas obaj w rów wpadną." Gdy następnego wieczora Jezus kończył naukę szabatową, podnieśli Faryzeusze znowu zarzuty co do nieregularnego poszczenia uczniów. Jezus nawzajem zarzucił im ich skąpstwo i niemiłosierdzie i rzekł: „Uczniowie posilają się po ciężkiej pracy, gdy już i inni mają, co potrzeba. Jeśli zaś inni łakną, to oni oddają im swoje, a Bóg błogosławi ten dar! Tu wspomniał Jezus o cudownym rozmnożeniu chleba i ryb, które uczniowie oddali zgłodniałym tłumom i zapytał Faryzeuszów, czy mogliby się poszczycić podobnym czynem miłosierdzia?

Wyszedłszy stąd, minął Jezus Kades — Neftali, miasto Lewitów, a zarazem twierdzę, zbudowaną z czarnego, błyszczącego kamienia, i poszedł do Dan, zwanego także Lais albo Leschem. Po drodze nauczał wciąż o modlitwie i objaśniał „Ojczenasz;" mówił im, że dotychczas źle się modlili, bo jak Ezaw prosili tylko o tłuszcz ziemi; teraz jednak powinni jak Jakub modlić się o rosę niebiańską, o dary ducha, o łaskę oświecenia, o królestwo według woli Bożej, a nie takie, jak oni sobie wymyślili. Nawet poganie nie używają, modlitwy wyłącznie na uproszenie dóbr doczesnych, ale proszą także o dobra duchowe.

Miasto Dan leżało u stóp wysokiej góry; rozciągało się szeroko, bo każdy dom otoczony był obszernym ogrodem. Wszyscy prawie mieszkańcy trudnili się ogrodnictwem, hodowali owoce i korzenie wszelkiego rodzaju, jak kalmus, mirrę, balsam, wełnę i mnóstwo wonnych ziół, i tym prowadzili handel z Tyrem i Sydonem. Poganie byli tu więcej zmieszani z żydami, niż w innych miejscowościach. Jest tu wiele chorych, mimo, że okolica jest tak miła i urodzajna.

Apostołowie byli tu po ostatnim rozesłaniu i wystawili w środku miasta gospodę, w której obecnie Jezus zamieszkał. Łącznie z Apostołami miał teraz Jezus przy Sobie trzydziestu uczniów. Ci, którzy tu już byli, a do których jako do znajomych najpierw zwrócili się mieszkańcy, zaprowadzili Jezusa do chorych; inni rozeszli się po okolicy, przy Jezusie zaś pozostali Piotr, Jan i Jakób. Wstępując do domów, uzdrawiał Jezus chorych na wodną puchlinę; melancholików, opętanych, lżej dotkniętych trądem, chromych, szczególnie zaś ociemniałych i ludzi z opuchniętymi policzkami i członkami. Ociemniałych i chorych na członki było tu wielu, szczególnie między ogrodnikami i najemnikami.

Ślepocie ulegali tu ludzie głównie wskutek ukłucia małego owada, znajdującego się tu w wielkiej obfitości. By na przyszłość zapobiec temu, wskazał im Jezus zioło, którym mieli się nacierać, by uniknąć ukąszeń owada, poczym wytłumaczył im moralne znaczenie tego ziela. Również od ukąszeń owadów pochodziły nabrzmienia na ciele, jątrzące się łatwo i powodujące zapalenie, a czasem nawet powodujących śmierć. Owady te małe, czarnopopielate, jak opiłki żelaza zlatywały z drzew z wiatrem na kształt pyłu mącznego i jak gęsta, czarna chmura unosiły się w powietrzu; wgryzały się w skórę wywołując ukąszeniem szybkie napuchnięcie. Jako środek leczniczy kazał im Jezus rozgniatać innego owada i przykładać na obrzmiałość i to uzdrawiało. Owad ten był to biały chrząszcz, podobny do stonoga, z 15 kropkami na grzbiecie, wielkości jaja mrówczego; za dotknięciem zwijał się cały w kłębek.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin