7 - JEZUS W KAFARNAUM I W OKOLICY(1).doc

(72 KB) Pobierz
JEZUS W KAFARNAUM I W OKOLICY

JEZUS W KAFARNAUM I W OKOLICY

W Kafarnaum zebrało się nie mniej jak 64 Faryzeuszów ze wszystkich stron. Już podczas podróży swej dotąd, wywiadywali się o najsławniejsze cuda Jezusa, a dla lepszego zbadania sprawy kazali zawezwać do Kafarnaum wdowę z Naim wraz z synem i świadkami, jak również syna setnika Achiasza z Gischali. Surowo badali i przesłuchiwali Serobabela i jego syna, setnika Korneliusza ze sługą, Jaira i jego córkę, wielu ślepych, chromych i w ogóle wszystkich, uzdrowionych przez Jezusa w okolicy; nie zapomnieli także o przesłuchaniu świadków.

Złość ich zwiększyła się jeszcze, gdy mimo najlepszych starań i badań znaleźli tylko nowe dowody prawdziwości cudów Jezusa; uciekli się więc znowu do dawnego oszczerstwa, że Jezus ma do czynienia z diabłem. Prócz tego zarzucali Mu, że włóczy się z niewiastami złej sławy, że buntuje lud, umniejsza jałmużny, składane synagogom, i gwałci szabat. Chełpili się, że bądź co bądź położą temu teraz koniec.

Krewni Jezusa, już i tak przestraszeni ścięciem Jana, zlękli się teraz tym bardziej pogróżek Faryzeuszów, którzy łatwo mogli licznie zebrane tłumy podburzyć. Wszelkimi więc sposobami starali się skłonić Jezusa, by nie w Kafarnaum, ale gdzie indziej obrał Sobie miejsce pobytu. Przedstawiali Mu różne miejscowości, jak Naim, Hebron, lub drugi brzeg Jordanu; mimo to trwał Jezus przy tym, że będzie w Kafarnaum uzdrawiał i nauczał. Uspokoił ich jednak, że Faryzeusze nic Mu nie uczynią i umilkną, jak tylko stanie im przed oczy.
Uczniom, niewiedzącym, co mają na przyszłość począć, obiecał później wyjaśnić wszystko, a dwunastu Apostołom obiecał dać władzę nad uczniami taką, jaką obecnie Sam miał nad nimi.

Nad wieczorem rozdzielili się. Jezus z Maryją, niewiastami i krewnymi poszedł ku południowi przez wieś Serobabela do domu Maryi, stojącego w doli nie. Apostołowie i uczniowie poszli inną drogą. Tej jeszcze nocy był u Jezusa Jair i opowiedział Mu o prześladowaniach Faryzeuszów, lecz Jezus uspokoił jego obawy. Jair obecnie ustąpił już z urzędu, a za to tym gorliwiej postępował za Jezusem.

W Kafarnaum pełno jest obcych, chorych i zdrowych, Żydów i pogan. Wszystkie okoliczne pola i wyżyny pokryte są obozowiskami. Na łąkach i we wszystkich zakątkach gór pasą się wielbłądy i osły. I z drugiej strony jeziora roją się niziny i wyżyny od tłumów, oczekujących Jezusa. Widać tu przybyszów ze wszystkich stron kraju, z Syrii, Arabii, Fenicji, nawet aż z Cypru.

Rano odwiedził Jezus Serobabela, Korneliusza i Jaira, którego córka jest teraz o wiele zdrowsza, a rodzina jego całkiem nawrócona i pobożna. Stąd udał się Jezus na przedmieście do domu Piotra, zapełnionego chorymi. Byli między nimi nawet poganie, czego dawniej nie bywało. Liczba chorych była tak wielką, że uczniowie musieli stawiać rusztowania, by ich wszystkich poumieszczać. Chorzy się nie tylko zwracali do Jezusa, lecz nieraz wołali na którego z Apostołów lub uczniów: „Czyś ty jest uczniem Proroka?. Zmiłuj się nade mną! pomóż mi! zaprowadź mnie do Niego!" Przez całe rano uzdrawiał i nauczał Jezus, Apostołowie i miej więcej 24 uczniów. Opętani krzyczeli wciąż na Jezusa, lecz na rozkaz Jego umilkli, a Jezus wypędzał z nich czarty. Faryzeuszów tu nie było, tylko ich szpiedzy i stronnicy.

Skończywszy uzdrawianie, poszedł Jezus do osobnej sali, a za Nim uzdrowieni i reszta ludzi, i rozpoczęła się nauka. Część uczniów uzdrawiała dalej, część zebrała się koło Mistrza. Jezus nauczał znowu o błogosławieństwach i opowiadał przypowieści i tak np. nauczając o wytrwałości w modlitwie, powiedział przypowieść o niedobrym sędzi, który, ustępując natarczywym prośbom wdowy, spełnił jej żądanie, by się jej pozbyć. Tym bardziej więc wysłucha próśb naszych Ojciec w Niebiesiech, który pełen jest miłosierdzia.

Jako najlepszą modlitwę podał Jezus „Ojcze nasz." Wymieniwszy wszystkie siedem próśb, objaśniał zaraz pierwszą „Ojcze nasz, który jesteś w Niebie." Jezus mówił już o tym uczniom podczas podróży, teraz zaś wprowadził „Ojcze nasz" do Swych nauk publicznych, podobnie jak przedtem osiem błogosławieństw, i odtąd będzie ją wciąż powtarzał, coraz więcej objaśniał i przez uczniów rozszerzał. Równocześnie wykłada naukę o ośmiu błogosławieństwach. Nauczał także, że Bóg jest Ojcem naszym, a przecież Ojciec nie daje dziecku kamienia, jeśli prosi o chleb, ani skorpiona lub węża, jeśli dziecko prosi o rybę.

Tak zeszło do trzeciej godziny. Maryja przygotowywała posiłek dla Jezusa i uczniów w przedsionku domu, gdyż ostatnimi czasy Jezus z uczniami ani razu nie posilili się dostatecznie, a trudy niemałe co dnia przebywali. Pomagały Jej zaś w tym siostry, inne niewiasty i synowie braci Józefa z Dabrat, Nazaretu i doliny Zabulon. Sala jadalna przedzielona była od sali, gdzie Jezus nauczał, podwórzem, zapełnionym obecnie zbitą masą ludzi, słuchających nauki Jezusa przez otwartą kolumnadę sali. Nie mogąc się doczekać Jezusa, postanowiła Maryja osobiście pójść poprosić Go, by się trochę posilił; nie chcąc iść Sama w tłum, wzięła z Sobą krewnych i zaczęła przeciskać się do Jezusa.

Wobec ogromnego natłoku usiłowania Jej były daremne, jednak z ust do ust doszła wiadomość o Jej żądaniu do uszu szpiega Faryzeuszów, stojącego w pobliżu Jezusa. Jezus właśnie wspominał kilkakroć o Ojcu Swym niebieskim, gdy wtem nie bez ukrytej ironii rzekł ów szpieg do Niego: „Patrz, oto Twa Matka i bracia Twoi czekają tam i pragną pomówić z Tobą." Jezus popatrzał nań chwilkę i powiedział: „Kto jest Mą matką i Mymi braćmi?" Poczym ustawił Apostołów w gromadkę, obok nich uczniów, a wyciągnąwszy ku nim rękę, wskazał najpierw na Apostołów, mówiąc: „Oni są Moją matką", zaś wskazując na uczniów, rzekł: „To są Moi bracia, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go; kto czyni wolę Ojca Mego, który jest w niebiesiech, ten jest Mym bratem, siostrą i matką!" To rzekłszy, pozostał Jezus dalej i nauczał, tylko uczniom pozwolił kolejno odchodzić, posilić się.

Następnie poszedł z uczniami do synagogi, uzdrawiając po drodze chorych, wzywających Jego pomocy. Już zaszedł szabat, gdy w przedsionku synagogi zastąpił Jezusowi drogę mąż z pokrzywioną, uschniętą ręką, i błagał Go o ratunek. Jezus kazał mu zaczekać. Wtem z drugiej strony zbliżyli się ludzie, wiodący na sznurze głuchoniemego opętanego, który dręczony przez diabła, rzucał się i szalał. Jezus rozkazał mu usiąść spokojnie przy wejściu do synagogi i czekać. Opętany usiadł natychmiast, podłożywszy nogi pod siebie, głowę oparł na kolanach i tylko z ukosa spoglądał na Jezusa, a od czasu do czasu drgał konwulsyjnie; zresztą zachowywał się spokojnie przez cały czas nauki. W synagodze czytano o Jetro, jak udzielał Mojżeszowi rad, gdy Izraelici przyszli pod górę Synaj, o otrzymaniu dziesięciu przykazań na górze, zaś z proroka Izajasza o tym, jak tenże widział tron Boga, a Serafin oczyścił mu usta żarzącym węglem (2. Mojż. 18 —21; Jez. 6, 1—13).

Synagoga przepełniona była ludźmi, a wielu jeszcze stało na dworze. Wszystkie wejścia były obsadzone; niektórzy powyłazili aż na górę i stamtąd przysłuchiwali się nauce. Obecni byli wszyscy uzdrowieni, również uczniowie i krewni Jezusa. Zebrani licznie Faryzeusze i Herodianie pałali nienawiścią i rozgoryczeniem ku Jezusowi. Wiedząc jednak, że mieszkańcy Kafarnaum, zarówno jak obcy, pełni są czci i podziwu dla Jezusa, nie śmieli bez powodu Mu przeszkadzać. W ogóle przybyli tu raczej powodowani wzajemną chełpliwością, niż stawienia Mu oporu, bo tego by nie potrafili. Publicznie w ogóle teraz już nie bardzo chętnie stawiali Jezusowi oporu, bo odpowiedzi Jezusa najczęściej ośmieszały ich i zawstydzały przed całym tłumem. Za to, gdy Jezus odszedł, starali się wszelkim sposobem odwieść od Niego ludzi, i jak najgorsze rzucać nań potwarze.

Między nimi byli świeżo przybyli z Jerozolimy, którzy mieli chętkę po powrocie do domu nową jaką sprawę przedłożyć w „Radzie." Wiedząc, że tu jest człowiek z uschniętą ręką, chcieli skusić Jezusa, by go uzdrowił, a po tym oskarżyć Go o zgwałcenie szabatu. Chwycili się więc tego środka, bo innego nie mogli znaleźć. Chociaż znali już zdanie Jezusa w tej sprawie, zarzucili Go znowu pytaniami, a Jezus z niezwykłą cierpliwością odpowiadał na nie jak przedtem. „Czy godzi się w szabat uzdrawiać?" — zapytali Go. Jezus, znając ich myśli, przywołał człowieka z uschłą ręką, postawił go w pośród nich i zapytał: „Czy w szabat godzi się czynić dobrze, czy źle? Czy należy ratować życie bliźniego, czy też dozwolić mu zginąć?" Faryzeusze milczeli. Wtedy użył Jezus zwyczajnego w tych razach porównania, mówiąc: „Jeśli owca którego z was wpadnie w szabat w dół, czy nie wyciągnęlibyście jej? A przecież człowiek więcej znaczy niż owca.

A więc dozwolonym jest w szabat czynić dobrze." Zasmucony ich zatwardziałością, spojrzał Jezus na nich gniewnie i przenikliwie, poczym ujął lewicą chorą rękę owego człowieka, przesunął po niej prawą ręką, wyprostował pokrzywione palce i rzekł: „Wyciągnij rękę!" Człowiek ów wyciągnął zdrową już rękę, i poruszał nią swobodnie, jak każdy inny. Stało się to wszystko w jednej chwili. Uzdrowiony rzucił się z podzięką do nóg Jezusowi; lud głośno objawiał swą radość, tylko Faryzeusze, źli, skupili się u drzwi, naradzając się nad czymś. Jezus wypędził tymczasem czarta z opętanego, leżącego przy drzwiach, i przywrócił mu słuch i mowę.

Nowa radość ogarnęła tłumy, tylko Faryzeusze wyrażali się obelżywie: „Ten człowiek ma diabła w Sobie; wypędza czarty za pomocą innych czartów." Jezus zwrócił się na to ku nim i rzekł: „Kto z was dowiedzie Mi grzechu? Dobre drzewo dobre owoce rodzi, złe drzewo złe owoce rodzi. Z owoców poznaje się drzewo. Plemię jaszczurcze, jak możecie wy, będąc złymi, mówić dobre rzeczy? Usta mówią to, czego serce jest pełne."

Tego już za wiele było Faryzeuszom, wszczęli więc wielki zgiełk, mówiąc: „Tego już nam dosyć! Trzeba temu raz koniec położyć." Jeden nawet zawołał zuchwale: „Czy nie wiesz, że możemy Cię każdej chwili wypędzić?" Nie zważając na krzyki, wyszedł Jezus z uczniami z synagogi. Część uczniów udała się do domu Maryi, część do domu Piotra nad jeziorem. U Maryi Jezus się posilił, a noc przepędził z 12 Apostołami w domu Piotra, bo w tym zakątku najlepsze było schronienie.

Cały następny dzień przepędził Jezus z Apostołami i uczniami w domu Piotra. Lud oczekiwał Go, szukał nawet za Nim na różnych miejscach, lecz Jezus pozostał w ukryciu.

Przez ten czas przywoływał Jezus do Siebie Apostołów i uczniów po dwóch, tak jak ich był rozesłał, i kazał Sobie zdawać sprawę z wędrówek nauczycielskich. Tłumaczył im wszelkie wątpliwości, jakie im się nieraz przytrafiały, i pouczał, jak mają postępować na przyszłość, wspominając, że teraz nowe czeka ich przeznaczenie.

Sześciu apostołów, wysłanych do Górnej Galilei znalazło wszędzie dobre przyjęcie i skłonne do wiary umysły; wielu też ochrzcili. Natychmiast, wysłani do Judei, nie ochrzcili nikogo, a nawet gdzie niegdzie stawiano im czynny opór.

Z końcem szabatu ciżba koło domu Piotra stawała się coraz większą. Widząc to Jezus, uszedł tajemnie w nocy z domu bocznymi drogami, wsiadł z uczniami na łódź Piotra, a przepłynąwszy jezioro, wylądował między cłem Mateusza, a miastem Małe — Chorazin. Stąd udali się na górę, u stóp której stało cło; tu na osobności miał Jezus zamiar pouczać uczniów. Tymczasem tłumy zauważyły zniknięcie Jezusa i wieść o tym rozeszła się natychmiast wśród obozowisk. Ludzie więc, rozłożeni koło Betsaidy, częścią przeprawili się przez jezioro, częścią obeszli je przez most na Jordanie i wkrótce otoczyli zbitą masą górę, na której się Jezus z uczniami znajdował. Widząc, że niema innej rady, uporządkowali uczniowie lud, a Jezus rozpoczął naukę o ośmiu błogosławieństwach i o modlitwie i objaśniał znowu początek „Ojczenasza." Tłumy coraz się zwiększały i schodzili się ludzie z okolicznych miast z Julias, Chorazin, Gergezy, wiodąc z sobą chorych i opętanych. Wielu z nich odzyskało zdrowie z rąk Jezusa i uczniów.

Po skończeniu nauki, rozpuścił Jezus ludzi, poleciwszy im zejść się na drugi dzień na miejscu, gdzie miał nauczać. Sam zaś poszedł z uczniami i apostołami na szczyt góry i zatrzymał się w odosobnionym, cienistym miejscu. Oprócz dwunastu apostołów było przy Nim 72 uczniów, między nimi dwaj przybyli z Macherus żołnierze i tacy, którzy dotąd jeszcze formalnie nie byli uczniami, ani uczestnikami w rozesłaniu. Do tych należeli także synowie braci Józefa.

Jezus wyłożył krótko uczniom przyszłe ich zadanie. Zalecał, by nie nosili ze sobą pełnych sakw, pieniędzy i chleba, lecz tylko laskę i sandały; jeśli by ich gdzie nieprzyjaźnie przyjęto, niech otrząsną proch z obuwia swego i idą dalej. Dał im ogólne przepisy na przyszłość co do ich urzędu, jako Apostołów i uczniów, nazwał ich solą ziemi, światłem, którego nie powinno się chować pod korzec i miastem na górze. Nie wspominał jednak nic o czekających ich ciężkich prześladowaniach.

W przemowie tej wyróżnił Jezus stanowczo Apostołów nad uczniami, dał im władzę rozsyłania i powoływania ich, tak jak On to czyni, a to na mocy danego im posłannictwa. I uczniów podzielił Jezus na kilka klas, poddając młodszych pod władzę starszych, bardziej doświadczonych. Ustawił przy tym wszystkich w takim porządku: Apostołów po dwóch z Piotrem i Janem na czele. Starsi uczniowie stali w koło nich, a za nimi młodsi podług stopni starszeństwa. Nauczał jeszcze długo poważnie a wzruszająco, i wkładał powtórnie ręce na Apostołów, uczniów zaś pobłogosławił tylko. Wszystko odbyło się wśród głębokiej ciszy i ogólnego wzruszenia. Nikt nie czynił jakichkolwiek trudności, ani też nie objawiał żadnej niechęci. Na tym zeszło do wieczora, poczym Jezus, wziąwszy Andrzeja, Jana, Filipa i Jakuba Młodszego, zapuścił się dalej w góry i tam przepędził noc na modlitwie.

 

NAKARMIENIE 5000 LUDZI

Następnego ranka wszedł Jezus znowu z Apostołami na górę, gdzie już kilkakrotnie nauczał o ośmiu błogosławieństwach; czekały już tłumy, zebrane w wielkiej liczbie, a chorych umieścili inni apostołowie w miejscach bezpiecznych. Zaczęło się więc nauczanie i uzdrawianie. Tych, którzy dopiero pierwszy raz przybywali w te strony, zaraz chrzczono. Wody do chrztu przyniesiono w worach na górę. Przyjmujący chrzest klękali w koło, a apostołowie chrzcili ich po trzech naraz, przez pokropienie.

Przybyła tu i Matka Jezusa z innymi niewiastami, by nieść pomoc chorym niewiastom i dzieciom; z Jezusem jednak nie rozmawiała wcale, i wczesną porą powróciła do Kafarnaum. Jezus tymczasem nauczał o ośmiu błogosławieństwach i doszedł aż do szóstego, powtórzył potem zaczętą w Kafarnaum naukę o modlitwie i objaśniał pojedyncze prośby „Ojczenasza,"

Nauka i uzdrawianie przeciągnęły się aż do czwartej godziny i głód zaczął już doskwierać zebranym tłumom ludu. Wszyscy prawie od wczoraj już szli za Jezusem, a szczupły zapas, jaki każdy wziął z sobą, wyczerpał się dawno. Niektórzy aż z głodu omdlewali. Widząc to Apostołowie, prosili Jezusa o zakończenie nauki, by tłumy mogły przed nocą poszukać sobie gospód i kupić żywności. - „Dlaczegoż mają odchodzić? - rzekł Jezus - dajcie wy im jeść!"

- Filip odezwał się na to: „Czyż mamy pójść kupić za paręset denarów chleba i rozdzielić między tłumy?" Wyrzekł to z pewną zgryźliwością, mniemając, że Jezus chce na nich zdać trud przyniesienia z okolicy takiej mnogości chleba, by pożywić tłumy. Lecz Jezus polecił im tylko popatrzeć, ile chleba mają przy sobie, a Sam nauczał dalej. Właśnie przyniósł był jakiś sługa apostołom w darze od swego pana pięć chlebów i dwie ryby, więc Andrzej oznajmił to Jezusowi, dodając: „Cóż to znaczy na tak wielu?" Jezus nic nie odpowiadając, kazał przynieść owe chleby i ryby, położyć przed Sobą na murawie, i nauczał dalej o prośbie o chleb powszedni.

Lecz ludziom za długo już było czekać; wielu poomdlewało z głodu, dzieci płakały, wyciągając rączęta po chleb. Wtedy rzekł Jezus do Filipa, wystawiając go na próbę: „Gdzie kupimy tyle chleba, by mogli się nasycić?" - „Dwieście denarów nie wystarczy na wszystkich!" odrzekł Filip. Lecz Jezus rzekł mu: „Każcie usiąść ludowi w gromadkach, najgłodniejsi po pięćdziesięciu, inni po stu, i przynieście Mi tu koszyki z chlebem." Apostołowie przynieśli przed Jezusa płaskie, z szerokiego łyka plecione koszyki z chlebem, potem zabrali się do sadowienia ludzi.

Góra była tarasowata, piękną porosła trawą. W koło góry na stokach rozsiadły się więc tłumy, w gromadkach po pięćdziesięciu i stu; Jezus stał nieco wyżej. W koło miejsca, gdzie Jezus nauczał, stała wysoka ławka darniowa, przecięta kilku wchodami. Na niej kazał Jezus, rozłożyć nakrycie i położyć owe pięć chlebów, jeden na drugim i dwie ryby. Chleby były podługowate, grube na dwa cale, o cienkiej żółtej skórce, wewnątrz nie bardzo białe, ale smaczne, pożywne. Oznaczone były prążkami tak, że łatwo je było krajać nożem, lub łamać. Ryby, wielkości ramienia ludzkiego, o głowach wystających, niepodobne były do naszych ryb. Leżały na wielkich liściach, pieczone już i ponadkrawywane, gotowe do jedzenia. Ktoś inny znowu przyniósł parę plastrów miodu i położył je również na nakryciu koło chleba.

Podczas gdy uczniowie według polecenia Jezusa odliczali ludzi i sadowili ich po pięćdziesięciu i po stu, pokrajał Jezus kościanym nożem wszystkie pięć chlebów; ryby, nadkrojone już na wzdłuż, pokrajał na poprzek. Wziąwszy zaś jeden chleb w ręce, podniósł do góry i pomodlił się; to samo uczynił z rybą. Co do miodu, nie przypominam sobie, jak było. Obok Jezusa stało trzech uczniów. Jezus pobłogosławił chleb, ryby i miód, i zaczął łamać chleb w szerz tak, jak był oznaczony prążkami, a te kawałki znowu łamał na mniejsze. I oto każdy kawałek rósł Mu w rękach i znów przemieniał się w bochenek oznaczony prążkami.

Więc znowu dzielił go Jezus na części, tak wielkie, że mąż dorosły mógł się tym nasycić. Podobnie czynił z rybami. Saturnin, stojący obok, kładł na porcję chleba kawałek ryby, trzeci zaś, młody uczeń Jana Chrzciciela, syn pasterza, późniejszy biskup, kładł na każdą porcję trochę miodu. Ryb nie ubywało wcale, a i plastry miodu zdawały się mnożyć. Tadeusz kładł gotowe już porcje w płaskie kosze i te zanoszono najpierw najgłodniejszym.

Próżne kosze przynoszono na powrót i zamieniano je na pełne i tak trwało roznoszenie dwie godziny, dopóki nie nasycili się wszyscy. Żony i dzieci obecnych siedziały osobno; pamiętano jednakowoż i o nich, bo mężowie ich otrzymywali tak wielkie porcje, że żonie i dzieciom mogli udzielić i wszyscy mieli dosyć. Popijano przy tym wodę, przyniesioną w worach; służyły do tego kubki ze zwiniętej kory, jakoby trąbki, lub wydrążone arbuzy.

Rozdzielanie odbywało się żwawo i we wzorowym porządku. Apostołowie i uczniowie byli zajęci roznoszeniem, rozdzielaniem i odnoszeniem próżnych koszów. Cisza panowała wśród tłumu i wszystkich ogarnęło zdziwienie na widok takiej obfitości pożywienia. A było się też czemu dziwić. Chleby bowiem były tylko na dwie piędzi długie a o jedną piątą mniej wynosiła szerokość. Grube były na dobre trzy palce. Każdy chleb był karbiony na pięć części na wzdłuż i na cztery na poprzek, razem zatem na 20 części. Każda część musiała się więc 50 razy pomnożyć, by wystarczyło chleba dla 5000 mężów. Ryby rozkrojono już wzdłuż na dwie połowy, krajał Jezus na poprzek na dosyć dużo części; które mnożyły się w cudowny sposób, choć na oko pozostawały zawsze dwie całe ryby.


Gdy wszyscy się już nasycili, kazał Jezus uczniom obejść tłumy i zebrać do koszów ułomki, by nic nie zginęło. Zebrano dwanaście pełnych koszów, chociaż wielu pochowało sobie po kawałku na pamiątkę. Tym razem nie było tu żadnych żołnierzy, którzy zwyczajnie przychodzili słuchać ważniejszych nauk. Pościągano bowiem ich teraz do Hesebon, gdzie przebywał Herod.

Powstawszy, zebrali się posileni ludzie w gromadki, pełni podziwu i zachwytu nad cudem Pana, mówiąc pomiędzy sobą: „Zaprawdę, ten to jest! To jest prorok, który ma przyjść na świat! To jest ten obiecany!" Zmrok już zapadał, więc Jezus kazał uczniom wsiąść na łodzie i popłynąć naprzód do Betsaidy, gdyż sam tam wkrótce za nimi się uda, skoro tylko lud rozpuści. Zabrawszy kosze z ułomkami, by rozdzielić je biednym, zeszli uczniowie z góry; część ich popłynęła zaraz do Betsaidy, apostołowie i starsi uczniowie zatrzymali się chwilę, poczym wsiadłszy na łódź Piotra, odpłynęli także.

Jezus tymczasem rozpuścił ludzi, bardzo cudem poruszonych. Zaledwie jednak zeszedł z mównicy, podniosły się między tłumem głosy: „On nam dał chleb! On naszym królem! Wybierzmy Go sobie za króla!" Jezus jednak, ukrywszy się przed ich oczyma uszedł na samotne miejsce i oddał się modlitwie.

Jezus chodzi po morzu

Wiatr przeciwny wstrzymywał łódź Piotra, zajętą przez Apostołów i kilku uczniów. Wiosłowano z wysiłkiem, lecz mimo to wiatr spędził łódź trochę z kierunku przejazdu ku południowi. Była już noc. Z obu brzegów odpływały co dwie godziny małe łódki, oświecone pochodniami, jużto by dowieść spóźnionych podróżnych do większych łodzi, jużto by w ciemności wskazywać przejeżdżającym drogę. Ponieważ te łódki zmieniały się co dwie godziny, jak straże na placówce, zwano je zwykle nocnymi strażami. Właśnie teraz czwarta taka straż odbiła od brzegu; łódź zaś Piotra, spędzona z drogi, kołysała się na falach więcej w południowej stronie. Wtem pojawił się na falach Jezus, idąc od północnego wschodu ku południowemu zachodowi. Wkoło otaczał

Go obłok świetlisty, a postać Jego odbijała się jasno w zwierciadle wody. Idąc od strony BetsaidaJulias ku Tyberiadzie, przeszedł Jezus pomiędzy dwoma łodziami strażniczymi, z których jedna wypłynęła właśnie z Kafarnaum, druga z przeciwnej strony. Siedzący w nich, ujrzawszy Jezusa, wydali krzyk przerażenia, a sądząc, że to jaki strach, zatrąbili na trwogę. Łódź Piotra zwrócona była właśnie w tę stronę, a uczniowie wiosłowali z natężeniem, by za światłem łodzi strażniczych dostać się na właściwą drogę. Na głos rogu spojrzeli w tę stronę i ujrzeli po chwili Jezusa, gdy się już do nich zbliżył, bo przedtem zasłaniała Go gęsta mgła. Jezus mknął po falach szybciej, niż zwykłym chodem, a gdzie stąpił, uspokajały się natychmiast fale. Uczniowie widzieli Go na wodzie już drugi raz, a przecież na widok tego niezwykłego zjawiska krzyknęli ze strachu.

Powoli jednak ochłonęli, przypomniawszy sobie pierwszą wędrówkę Jezusa po falach, a wtedy Piotr, chcąc znowu okazać swą silną wiarę, zawołał, powodowany zapałem: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do Siebie!" I rzekł mu Jezus: „Chodź!" Tym razem przeszedł Piotr większą przestrzeń, lecz przecież za małą była wiara jego. Będąc już tuż przy Jezusie, wspomniał że może mu grozić niebezpieczeństwo i zaraz zaczął tonąć, chociaż nie zanurzył się tak głęboko, jak pierwszym razem. Wyciągnąwszy rękę ku Jezusowi, zawołał: „Panie ratuj mnie!" Jezus zaś, ująwszy go, rzekł: „Człowieku małej wiary, dlaczego wątpisz?"

Gdy wstąpił Jezus do łodzi, upadli Mu uczniowie do nóg, wołając: „Zaprawdę, Ty jesteś Synem Bożym!" Jezus zganił im w ostrej przemowie ich trwogę i małowierność, a potem objaśniał im jeszcze „Ojcze nasz". Łódź, kazał Jezus skierować więcej na południe. Z pomyślnym wiatrem prędko teraz popłynęli, mogąc nawet trochę położyć się do snu w zagłębieniu koło masztu pod burtami. Burza nie była dziś tak silna, jak tamtym razem, z drogi zaś spędził ich silny prąd, płynący przez środek jeziora, i dlatego nie mogli powrócić na właściwa drogę.

Jezus wiedział dobrze, że Piotr zanurzy się w falach, a kazał mu przyjść do Siebie, by go upokorzyć. Piotr jest bardzo gorliwy i ma silną wiarę, ale przy tym słabość, żeby wiarę tę Jezusowi i uczniom przy każdej sposobności okazywać. Dozwalając mu tonąć, ochraniał go Jezus od wzbicia się w dumę. Inni Apostołowie podziwiali wiarę Piotra i sami nie byliby się na to odważyli, więc teraz dał im Jezus poznać, że pomimo wiara Piotra o tyle silniejsza od ich wiary, przecież nie wystarcza jeszcze.

Ze wschodem słońca dobiła łódź Piotra do brzegu po wschodniej stronie jeziora między Magdalą a Dalmanutą, obok grupy domów, należących do Dalmanuty. To miejsce miał namyśli ewangelista, mówiąc: „W strony Dalmanuty" .

Zaledwie ludzie ujrzeli zbliżającą się łódź, zaraz powynosili chorych i wyszli na brzeg na przeciw Jezusa. Jezus z pomocą uczniów uzdrawiał chorych na ulicach, poczym wyszedł za miasto na pagórek, gdzie zebrali się wszyscy mieszkańcy, Żydzi i poganie.

Tu nauczał o ośmiu błogosławieństwach, objaśniał „Ojczenasz" i uzdrawiał przyniesionych chorych. Miejscowość ta było to miejsce przewozowe i cłowe. Sprowadzano tu mnóstwo żelaza z miasta Efron w Baszanie, a stąd przewożono je do innych miast portowych na użytek całej Galilei. Z gór koło Efron widać dobrze tę miejscowość.

Stąd popłynął Jezus z Apostołami łodzią do Tarychei, leżącej na wyżynie, trzy do cztery godzin drogi na południe od Tyberiady, na kwadrans od brzegu jeziora; pojedyncze domy sięgają aż do brzegu. Stąd aż do ujścia Jordanu biegnie brzegiem mocny, czarny mur, na którym prowadzi droga. Miejscowość jest piękna, nowo zbudowana na sposób pogański z portykami przed domami. Na rynku stoi piękna studnia z kolumnami, przykryta dachem.

Ku tej studni skierował Jezus Swe kroki, a za Nim nadeszli wkrótce tłumnie mieszkańcy, wiodąc, chorych, których Jezus uzdrowił. W niejakiej odległości za mężczyznami stały z dziećmi niewiasty zakwefione. Obok Jezusa znajdowali się Faryzeusze i Saduceusze, a między nimi także Herodianie. Przedmiotem nauki było znowu osiem błogosławieństw i „Ojczenasz". Faryzeusze zaczęli stawiać swe zwykłe zarzuty, że obcuje z celnikami i grzesznikami, przestaje z złymi niewiastami, uzdrawia w szabat, że uczniowie zaniedbują umywania rąk itd. Jezus zbył ich krótko, poczym przywołał do Siebie dzieci, nauczał je, błogosławił, chore uzdrawiał, wreszcie wskazując na nie, rzekł Faryzeuszom: „Takimi musicie się stać, jeśli chcecie wejść do królestwa niebieskiego". Tarichea leży niżej od Tyberiady. Mieszkańcy łowią mnóstwo ryb, solą je i suszą. Do suszenia ryb ustawione są przed miastem umyślne urządzenia.

Ziemia jest tu nadzwyczaj urodzajna. Na wyżynach w koło miasta urządzone są tarasy, pełne winnych latorośli i wszelkich możliwych drzew owocowych. Cala okolica aż do Taboru i do jeziora kąpielowego około Betulii, pokryta jest nad podziw bujną roślinnością i wydaje zbyt dużo wszelakich płodów; ją też głównie nazywają ziemią Genezaret.

Wieczorem wypłynął Jezus z uczniami na jezioro ku północnemu wschodowi i znowu objaśniał w łodzi „Ojczenasz", a mianowicie czwartą prośbę. W ten sposób zwykł był Jezus przygotowywać uczniów do ważniejszych nauk, skoro tylko był z nimi sam na sam.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin