Coulter Catherine - Tajemnica dworu Rosehaven.rtf

(1014 KB) Pobierz
CATHERINE COULTER

Catherine Coulter

TAJEMNICA DWORU ROSEHAVEN

1

Początek lata 1277 roku, wschodnia Anglia

zamek Oxborough - siedziba Fawke'a z Trentu,

hrabiego Oxborough

Ojciec jej nie lubił, ale przecież nigdy, przenigdy nie zrobiłby jej tego.

Nawet gdy tak powtarzała sobie, że to nie może być prawda, nie mogła powstrzymać się od spoglądania na tego mężczyznę. Stał milczący, bez ruchu, a powietrze wokół niego zdawało się łagodnie wirować. Podświadomie wiedziała, że on nie wykona żadnego gestu, zanim nie oceni wszystkich obecnych w ogromnej sali zamku Oxborough. Dopiero wówczas zacznie działać.

Miał mroczny wyraz twarzy, ale malował się na niej spokój. Ostre światło słoneczne, wpadające przez otwarte drzwi wielkiej sali, oświetlało jego nieruchomą sylwetkę. Przyglądała mu się ukryta w cieniu krętych kamiennych schodów. Nie chciała na niego patrzeć, nie chciała przyjąć do wiadomości, że w ogóle tu był, że przyjechał do Oxborough. Ale, niestety, był tu, i nie wyglądało na to, że ma zamiar wyjechać.

Oczy miał tak błękitne, jak błękitne jest morze w promieniach ostrego porannego słońca, ale widać w nich było dojrzałość i doświadczenie, jakich człowiek w jego wieku nie powinien jeszcze mieć. Wzrok jego zdawał się nieobecny, jakby jakaś część jego osobowości miała pozostać dla innych niedostępna. Z miejsca, w którym stała, czuła jego siłę, determinację, butę i wyniosłość. W jej oczach wyglądał jak najlepszy przyjaciel samego diabła.

Chociaż nie było wiatru, szary płaszcz z miękkiej tkaniny Falował wokół ciała mężczyzny. W gęstym, stojącym powietrzu czarny bicz, okręcony wokół jego nadgarstka, zdawał się szeptać jakieś słowa. Ale mężczyzna nic wykonał żadnego ruchu. Stał nieruchomy, spokojny, Czekał i obserwował.

Bicz w ręku i ogromny miecz w pochwie przytroczonej do szerokiego skórzanego pasa były jego jedyną bronią. Ubrany był na szaro, nawet buty wykonano z miękkiej szarej skóry. Tunikę miał cynowoszarą, utkaną ze szlachetnej wełny, dopasowana koszulę o nieco jaśniejszym odcieniu, a rzemyki z szarej skory ściśle oplatały spodnie.

Nic, ojciec nie mógł o tym myśleć. To na pewno nie był człowiek, którego sprowadził do Oxborough, by oddać mu ją za żonę. Hastings nie była zaniepokojona, Była przerażona. Ma wyjść za tego mężczyznę? On ma zostać jej mężem, panem i władcą? Nie, to z pewnością nie len człowiek! Już bardziej prawdopodobne, że jest wysłannikiem Hadesu czy posłańcem z tajemniczej mrocznej krainy Avalonu.

Czy ojciec naprawdę chciałby uczynić tego człowieka członkiem swego rodu? Zostawić mu włości, majątek? Przekazać tytuły, ponieważ córka była jedynym dzieckiem, które spłodził? Jedynym, i do tego dziewczynką, zupełnie bez znaczenia, jeśli chodzi o realizację jego planów. Z wyjątkiem małżeństwa. Z wyjątkiem związania jej z mężczyzną, który budził w niej śmiertelne przerażenie.

Czy stary przyjaciel ojca Graelam de Moreton także chciał, by poślubiła właśnie tego mężczyznę? Lord Graelam był również jej przyjacielem. Pamiętała, jak bawił się z nią, podrzucał do góry, gdy miała nie więcej niż siedem lat. Był niemal członkiem rodziny. I on też pragnął, żeby ten typ został jej mężem?! To właśnie Graelam - w tej chwili wkraczający do ogromnej zamkowej sali powiedział, że ten mężczyzna jest godnym zaufania wojownikiem, szanowanym, poważanym, który honor ceni wyżej niż własne życie. Hastings nie bardzo wiedziała, co to znaczy. Naturalnie, nie powinna była tego słyszeć, ale dwa miesiące temu, skulona za krzesłem ojca, podsłuchała rozmowę. Teraz ojciec już nie siadywał przy stole, nie jadał obiadów w wielkiej sali, zajmując swe pięknie rzeźbione krzesło, obsługiwany przez pazia i giermka, prześcigających się w podawaniu panu najsmaczniejszych kąsków wołowiny. Teraz, leżąc w łóżku, małymi łykami popijał rosół i modlił się, żeby żołądek się nie zbuntował.

Wydawało się, że płaszcz mężczyzny znowu się poruszył. Hastings z trudem powstrzymała okrzyk. Mieszkańcy Oxborough stali stłoczeni w wielkiej sali i przyglądali się obcemu, zastanawiając się, co będzie, kiedy zostanie ich panem. Czy okaże się porywczy i okrutny? Czy będzie na nich podnosił rękę, gdy mu się tylko spodoba? Czy będzie smagał batem, tak jak zrobił to jej ojciec, gdy dowiedział się, że matka zdradziła go z sokolnikiem? Hastings nienawidziła chłosty.

Gdy płaszcz mężczyzny znów zafalował, rozległ się przenikliwy pisk.

Hastings zasłoniła usta dłonią i skryła się w cieniu schodów.

Mężczyzna wsunął pod płaszcz rękę w rękawicy i wyciągnął z zanadrza kudłate zwierzątko z puszystym ogonem. Zgromadzeni w wielkiej sali z sykiem wciągnęli powietrze. Czyżby stał przed nimi zaufany przyjaciel diabła? Och nie, nie, tylko nie to, nie kot!

Była to jednak kuna. Zgrabna, o gęstym ciemnobrązowym futrze, ze śnieżnobiałą łatką pod brodą i na brzuchu. Hastings miała piękne futro uszyte z konich skór. Mogła pójść o zakład, że ta nigdy nie stanie się okryciem dla czyichś pleców. Pod opieką tego mężczyzny nic jej nie grozi. Ale po co takiemu wojownikowi kuna?!

Mężczyzna podniósł zwierzątko na wysokość twarzy, spojrzał mu w oczy, skinął głową, potem delikatnie wsunął z powrotem za pazuchę.

Hastings uśmiechnęła się bezwiednie. Ten groźny z pozoru mąż nie mógł być naprawdę straszny, skoro przy sercu nosił ulubione zwierzątko.

Graelam de Moreton stanął za obcym i poklepał go dłonią po plecach, tak jakby ten był tylko człowiekiem, po prostu zwykłym człowiekiem. Mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął. Uśmiech całkowicie go zmienił. Wyglądał teraz bardzo zwyczajnie, po ludzku, ale już po chwili znowu przybrał poprzedni wygląd: kogoś obcego, tajemniczego, z drapieżną kuną za pazuchą.

Obaj byli rosłymi mężami, wyższymi niż dąb, który Hastings zasadziła trzy lata temu. Zbyt potężni, zajmowali również zbyt dużo miejsca, przytłaczali wszystkich, którzy znaleźli się w pobliżu. A jednak nigdy nie bała się Graelama.

Z historii, jakie opowiadał w jej dzieciństwie ojciec, wiedziała, że Graelam był wojownikiem, którego inni żołnierze omijali wielkim łukiem. Ojciec raz na własne oczy widział, jak Graelam jednym uderzeniem miecza przeciął człowieka na pół i z tą samą siłą zabił jeszcze trzech innych. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że człowiek w ogóle może przecinać na pół innych ludzi.

- Graelam... - powiedział obcy. Glos miał głęboki i szorstki, przypominający dźwięk statku ocierającego się o nabrzeże podczas sztormu. - Jak to już. dawno leniu rąbnąłem pięścią w twoją paskudną gębę, tak że powaliłem cię na ziemię? Co u ciebie?

- Jak najlepiej. Nie zasługuję na to, co mam, na całe to szczęście, którym Bóg mnie obdarza, ale codziennie mu za to dziękuję. I ostrzegam cię, nigdy w obecności mojej żony nie mów, że mam paskudną gębę. Jej się moja twarz podoba. Jest wprawdzie drobną kobietką, ale broni mnie jak lwica.

- - To musi być wyjątkowa kobieta. Czy wiesz, dlaczego tu jestem? spytał przybyły.

- Naturalnie - odparł Graelam de Moreton. - Szkoda, że Fawke z Trentu jest tak poważnie chory. Nie może zejść do wielkiej sali, by cię powitać. Powinna tu być Hastings i pozdrowić cię w imieniu ojca, ale jej nie widzę. Zjemy kolację, a polem zaprowadzę cię do Fawke'a.

- Chciałbym zobaczyć się z nim już teraz.

- Dobrze. Graelam skinął głową w stronę rządcy ojca, Torrica, tak chudego, iż Hastings kiedyś powiedziała, że zawsze gdy od morza wieje silny wiatr, boi się, że Torric połamie. Następnie Graelam ruchem ręki wskazał mężczyźnie, by ruszył w kierunku krętych kamiennych schodów, które prowadziły do komnat na córze. - Potem - powiedział - pewnie będziesz chciał poznać jego córkę.

- Chyba powinienem.

Kiedy obaj znikli już z jej pola widzenia, Hastings wzięła głęboki oddech. Przy łóżku ojca decydują się jej losy i przyszłość Oxborough. A może ten mężczyzna się nie zgodzi? Weszła do wielkiej sali. Donośnym głosem zwróciła się do stojących tam trzydziestu kilku osób: ten człowiek przyjechał zobaczyć się z lordem Fawke. Przygotujmy się do obiadu.

„Ale kim on jest?” - słyszała ze wszystkich stron. Ludzie szeptali, zasłaniając sobie usta rękoma, jakby on mógł usłyszeć. Ich twarze na przemian wyrażały to nieposkromioną ciekawość, to pochmurniały z obawy. Przecież ten człowiek mógłby prowadzić wojnę przeciwko całemu światu i nikomu nie okazałby litości.

To Severin z Langthorne, baron Louges - powiedziała głośno. - On, lord Graelam i ich ludzie zjedzą u nas obiad. MacDear, wróć, proszę, do kuchni i polewaj pieczeń wieprzową miętowym sosem. Alice, dopilnuj, żeby chleb był ciepły i chrupiący. Allen, przynieś to słodkie wino, które lord Graelam lubi. - Zamilkła. Wszyscy gapili się na nią pytającym wzrokiem. Uniosła ręce. - Przypuszczam, że lord Severin przyjechał, by mnie poślubić - dodała.

Była szczerze zdziwiona, że absolutnie nikt, nawet pomywaczki w kuchni, nie wiedział, kim jest gość i po co przybył. Umiał widać trzymać swe zamiary w tajemnicy. Wiedziała, że niedawno wrócił z Francji i przekonał się, że jego starszy brat został zamordowany, posiadłość jest zrujnowana, a chłopstwo głoduje. Z dobytku nie zostało nic prócz pól spustoszonych przez grasujące w okolicy bandy.

No tak. Przyjechał poślubić ją, dziedziczkę Oxborough. Domyśliła się tego, gdy ojciec pytał Graelama, co wie o tym człowieku, co o nim myśli, jak go ocenia. A Graelam wychwalał go pod niebiosa. Opowiadał, jak król Edward, kiedy razem byli w Ziemi Świętej, życzył sobie, by Severin jechał po jego prawicy podczas tych ostatnich walk z Saracenami. Severin na wałach Acre stal ramię w ramię z Edwardem.

„Nazywają go Severinem” - słyszała. Potem, zacierając stwardniałe dłonie, Graelam dodał: „To Severin, Szary Wojownik”.

- Severin przyjechał, Fawke.

Fawke z Trentu, hrabia Oxborough chciałby lepiej widzieć młodego człowieka, ale mgła, która przesłaniała mu oczy, stała się jeszcze gęściejsza niż rano. Nie widział dobrze nawet twarzy swojej córki, co zresztą wcale go nie martwiło, ponieważ dziewczyna była tak podobna do matki, że patrząc na nią, odczuwał fizyczny ból, zbyt wiele bólu. A teraz jeszcze nadchodziła śmierć. Nie chciał jej, ale się z nią pogodził. W chwilach takich jak ta wręcz jej pragnął, ale najpierw musiał załatwić tę sprawę.

- Severin... - rzekł. Wiedział, że glos ma słaby i nienawidził się za to.

Młody człowiek chwycił jego dłoń, uścisnął mocno, zdecydowanie, ale Fawke nie poczuł bólu. Czuł ciepło i siłę, więź przeszłości z przyszłością, przyszłością wielu pokoleń. Jego krew będzie płynęła w żyłach następnych pokoleń wojowników.

- Poślubisz moją córkę?

- Ożenię się z nią - odparł Severin. - I dziękuję, że to właśnie mnie wybrałeś.

- Mówiłem ci, Severinie, że Hastings jest kobietą urodziwą. Będzie ci się podobała, tak jak i ty się jej spodobasz.

Fawke z Trentu wyczuł, że młody mężczyzna skamieniał, słuchając jogo dalszych, wypowiadanych ledwie słyszalnym głosem słów, lecz mówił dalej:

- Pragnę, Żebyś przyjął moje nazwisko. Nie mam syna, a nic chcę, żeby mój ród wygasł. Przekażę ci wszystkie włości, cały majątek, będziesz odbierał moją dziesięcinę, będziesz pańciu moich ludzi. Będziesz bronił trzech miast, zostaniesz właścicielem większości terenów w tych miastach, otrzymasz lenno jeszcze z trzech innych posiadłości. Jestem prawie tak bogaty jak król Edward, któremu powiedziałem, że zaledwie nieźle mi się wiedzie, ponieważ nie chcę, żeby nałożył na mnie większe podatki i żebym musiał zmniejszyć moją armię. No jak, poślubisz moją córkę?

- Nie mogę przyjąć twojego nazwiska, Fawke z Trentu.

- Severinie, nie musisz wyrzekać się własnego nazwiska - wyjaśnił Graelam.

To nazwisko z tradycjami i nadal będziesz je dumnie nosił. Po prostu dodasz rodowe nazwisko Trent do własnego i tytuł hrabiowski do twojego obecnego tytułu. Zostaniesz Severinem z Langthorne - Trent, baronem Louges, hrabią Oxborough. Król Edward już wyraził zgodę i błogosławi waszemu związkowi.

To powinno go zadowolić, pomyślał Fawke, żałując, iż nie widzi wyraźnie twarzy młodego mężczyzny. Lecz jego głos był głęboki, silny, a Graelam zapewniał, że Severin pochodzi ze zdrowego rodu.

- Moja córka urodzi wiele dzieci. Jest zbudowana jak jej matka - powiedział. - Jest też młoda, ma zaledwie osiemnaście lal. Musisz mieć synów, Severinie, wielu synów. Dzięki nim oba nasze rody przetrwają.

Severin nagle pomyślał o Marjorie. Doskonale pamiętał jej wspaniałe, srebrzyście błyszczące włosy, żywe błękitne oczy, lśniące, gdy się śmiała, i ciemniejące, prawie czarne w chwilach rozkoszy. Stopniowo jednak jej obraz stawał się coraz mniej wyraźny. Już dawno wydano ją za mąż. Była przeszłością, i nie pozwoli, by myśl o niej go prześladowała.

- Graelam powiedział mi, że twoja córka ma na imię Hastings - rzekł do Fawke'a. - To trochę dziwne imię zarówno dla kobiety, jak i mężczyzny.

Fawke próbował się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy odmówiły posłuszeństwa. Poczuł, że ogarnia go wielka słabość, że zaraz zapadnie w sen, a jednak udało mu się powiedzieć:

- Wszystkie pierworodne córki w naszym rodzie noszą to imię dla upamiętnienia zwycięstwa nad Normanami i uczczenia naszego przodka, Damona z Trentu, który otrzymał ziemie od króla Wilhelma w podzięce za lojalność i męstwo oraz stuosobowy oddział, który wspomógł wojska

Wilhelma. - Opuścił powieki. Wyglądał, jakby już nie żył. - Przyjdź do mnie, gdy będziesz gotowy do podjęcia decyzji. Nie zwlekaj - dodał ledwie słyszalnie.

- Za dwie godziny.

Graelam dał znak Severinowi, by wraz z nim opuścił izbę. Skinął głową kobiecie, która weszła i usiadła przy Fawke'u z Trentu, by czuwać nad nim podczas snu.

- Jeśli uda się nam znaleźć Hastings, załatwimy sprawę w ciągu tych dwóch godzin - rzekł Graelam. - Zwykle zajmuje się w swoim ogrodzie ziołami. Musimy załatwić to jeszcze dzisiaj. Obawiam się, że Fawke nie dożyje ranka.

- Jak sobie życzysz. Trist jest głodny. Nakarmię go, zanim obdarzę Hastings swoim nazwiskiem. - Severin włożył rękę za pazuchę i wyciągnął kunę. Podniósł zwierzątko do twarzy i potarł policzkiem miękkie futerko. - O nie, nie próbuj zjeść mojej rękawicy, Trist. Dam ci kawałek wieprzowiny. - Podniósł wzrok na Graelama. - Te zwierzęta jadają prawie wyłącznie szczury, myszy i kurczaki, ale kiedy w zeszłym roku zostałem pojmany w pobliżu Rouen i wtrącony do lochu Louisa z Mellifont, miał więcej szczurów, niż potrzeba do wykarmienia stada kun. Nawet nie musiał polować. Po prostu czekał, aż któryś podejdzie blisko, wtedy rzucał się na niego i zjadał. Gdy udało mi się uciec, Trist przestał jadać szczury. Obawiałem się, że zagłodzi się na śmierć, ale zdecydował się jeść jajka i wieprzowinę. Dziwne, ale przeżył i nawet przybiera na wadze.

- Kilka minut temu wysunął głowę powiedział Graelam. - Wydawało mi się, że nie był zadowolony z pobytu w komnacie Fawke'a z Trentu. Szybko schował się z powrotem.

- Pamięta zapach choroby i śmierci z lochu. Niewielu z nas uszło stamtąd z życiem.

- No cóż, teraz za to może jeść tyle wieprzowiny, ile tylko chce. - Graelam zatrzymał się na chwilę na krętych kamiennych schodach. - Severinie, znam Fawke'a i Hastings prawie od dziesięciu lat. Hastings była mądrą dziewczynką i wyrosła na wspaniałą pannę. Zna się na ziołach, jest bystra i delikatna, zupełnie inna niż jej matka. Doskonale wywiąże się ze swej roli dziedziczki Oxborough. Musisz dać mi słowo, że będziesz ją dobrze traktował.

- Wystarczy, że ją poślubię - odrzekł Severin zimnym głosem. - Obronie ją przed tymi krwiożerczymi rabusiami, którzy tylko czekają na śmierć starego lorda, by napaść na gród i porwać ją, To wszystko, co mogę obiecać. No, jeszcze i to, że spłodzę z nią synów.

- Gdyby nie małżeństwo z Hastings, musiałbyś stać się czyimś wasalem. Nadal byłbyś baronem Louges, ale musiałbyś patrzeć, jak twoja ziemia marnieje, bo nie ma kto na niej pracować.

- Już zmarniała.

- Będziesz miał pieniądze, by temu zaradzić. Gdy Hastings zostanie twoją żoną, dopilnuje wszystkiego w Oxborough, gdy ty będziesz odwiedzał swoje inne włości.

- Moja matka nie była w stanie niczego dopilnować. Kiedy przybyłem do Langthorne, siedziała brudna i głodna, bała się wyjść na słońce. Chyba mnie nawet nie poznała. Jest obłąkana, Graelamie. Nie potrafiła utrzymać Langthorne. Nie potrafiła zrobić nic, tylko jęczała i tarzała się we własnych ekskrementach. Czemu miałbym po Hastings spodziewać się czegoś więcej?

Po jakiejkolwiek kobiecie? Co miałeś na myśli, mówiąc, że jest inna niż jej matka?

- Jej matka była niewierna. Fawke dowiedział się, że sypia z sokolnikiem. Zachłostał ją na śmierć. Hastings jest inna. - Przypomniał sobie dziewczynę, którą Severin chciał poślubić, tę Marjorie. Kiedyś dawno z wyraźną tęsknotą opowiadał 0 niej. Czy o niej miał również złe zdanie?

- Zobaczymy...

Severin był człowiekiem twardym, ale uczciwym, przynajmniej w stosunku do innych mężczyzn. Graelam wiedział, że nic więcej nie może zrobić. Tęsknił już za żoną i synami. Chciał wyjechać zaraz po ślubie tych dwojga. Miał cichą nadzieję, że Hastings zaakceptuje wybór ojca, chociaż, na dobrą sprawę, nie miało to większego znaczenia.

2

Zamek Sedgewick

Richard de Luci popatrzył na poplamioną wymiocinami pościel swojej żony. Niechby to był całun, pomyślał. Kiedy ta przeklęta baba wreszcie umrze? Kobieta jęknęła, a ciało jej wygięło się w łuk. Ból wykrzywił jej zwiotczałą twarz. Otwierała i zamykała usta, z trudem łapiąc powietrze.

Chciał ją udusić, ale obok niego stał ksiądz, a cztery służące kręciły się koło łóżka chorej. Również giermek nie opuszczał dusznej izby od trzech godzin. Richard wiedział, że Severin z Langthorne musi już zbliżać się do Oxborough. Wiedział o umowie i o tym, że król Edward Wyraził zgodę i udzielił błogosławieństwa. Ale gdyby Richard miał Hastings, nawet błogosławieństwo samego papieża nic by nie pomogło. Zwycięzcą będzie ten, który ją poślubi.

Zacisnął pięści. Czemu nie wsypał całej porcji białego proszku do wina?

Taka dawka powaliłaby ją natychmiast, zamiast spowodować - wymioty. Żona nie leżałaby w łóżku przez półtora dnia.

Gdyby narzekała na smak wina, po prostu rozkazałby je wypić, a w razie potrzeby wlałby jej do gardła. Ale ona odmawiała jedną z tych swoich nie kończących się modlitw i sączyła napój, do którego wsypał cudowny biały proszek, wsunięty mu w rękę przez Cygankę. W zamian Richard dał jej czerwoną jedwabną chustkę, którą ofiarował żonie w dniu ślubu, siedem lal temu.

Co będzie, jeśli ona nie umrze?! Zacisnął dłonie tak mocno, że aż mu kłykcie zbielały. Suka! Odszuka tę Cygankę i poderżnie jej gardło.

Znowu jęknęła i pochyliła się do przodu.

Nie ruszaj się, dziecko. Lady Joan, proszę leżeć spokojnie. - Ksiądz ułożył ją na łóżku.

Teraz oddychała ciężko, próbując nabrać powietrza do płuc Richard miał nadzieję, że jej się nie uda. Że zadławi się na śmierć własnymi wymiocinami.

„Cholera jasna, pospiesz się” - chciał wrzasnąć.

Nagle okazało się, że Joan nie żyje. Ostatni haust powietrza uwiązł jej w gardle, usta pozostały lekko rozchylone, szeroko otwarte oczy utkwiła w twarzy męża.

To już koniec, mój panie - powiedział ksiądz. Zamknął oczy lady Joan i usiłował zamknąć jej usta, ale wargi wciąż się rozchylały. Podniósł się i przykrył jej głowę prześcieradłem. - Już po wszystkim - dodał. - Biedna pani bardzo cierpiała z powodu nieżytu żołądka, ale teraz jest już z Bogiem. Jej nieśmiertelna dusza uwolniła się od cielesnego bólu. Tak mi przykro, mój panie. Richard de Luci uświadomił sobie, że ksiądz oczekuje na jego słowa lub jakiś gest. Ale co miałby uczynić? Rzucić się na chude ciało zmarłej i jęczeć z rozpaczy?

- Przygotujcie ją do pogrzebu i uprzątnijcie tę izbę - polecił służebnicom żony. Potem zmusił się i na chwilę pochylił głowę nad zmarłą, ale zaraz wybiegł z izby, tratując niemal swoją małą córeczkę, Eloise, która przykucnęła w pobliżu drzwi. Dziewczynka schowała się za krzesłem. Chociaż raz jej nie zauważył.

Ta suka w końcu umarła! Był wolny. Przechodząc szybkim krokiem przez hol, krzyknął na ludzi. Miał tak niewielu rycerzy na swoich usługach, ale już niedługo będzie ich więcej, niż mógłby zliczyć. Musi się tylko pospieszyć. Ten przeklęty Severin z Langthorne pewnie jest już blisko, bardzo bliska Oxborough.

W niespełna godzinę później Richard wyjechał z Zamku Sedgewick na koniu gotowym mknąć siedemnaście mil do zamku Oxborough na wybrzeżu Morza Północnego.

Ma poślubić diabła w szarym płaszczu. Za dwie godziny. Musi więc wrócić do zamku, wziąć kąpiel i pozwolić ubrać się w tę piękną szafranową, cudnie haftowaną suknię jedwabną, którą Agnes przygotowywała dla niej, odkąd Hastings skończyła dwanaście lat.

Nie, jeszcze nie teraz! Jechała na Marelli, swojej siwej klaczy z białą gwiazdą na czole. Zastanawiała się, czy ten mężczyzna, który zdawał się nie uznawać innych kolorów oprócz szarego, nie zechce odebrać jej Marelli. Nie używała siodła, na ruchliwy łeb klaczy założyła uzdę, zanim wyprowadziła ją ze stajni dobudowanej do grubego muru obronnego zewnętrznych obwarowań. Przejechała obok Beamisa, mistrza rzemiosła wojennego. Podlegało mu trzech rycerzy wraz z giermkami i pięćdziesięciu żołnierzy. Mieszkali w barakach wzniesionych wzdłuż murów. Beamis uniósł rękę w powitalnym geście. Miał zamiar ją zawołać, ale płatnerz Squibes przykuł jego uwagę.

Hastings pozwoliła klaczy przebiec przez gromadę mężczyzn, kobiet i dzieci, a także zwierząt zgromadzonych na wałach. Lekko ścisnęła jej boki piętami, gdy przejeżdżała przez bramę z podniesioną kratą, wykutą w grubych na osiem stóp murach otaczających zamek. Brama prowadziła do zwodzonego mostu nad głęboką fosą wykopaną przez pradziadka Hastings przed stu laty. Tu był jeszcze jeden mur, już nie tak gruby jak mury przy zewnętrznych wałach.

Dwie mile dalej, u ujścia wąskiej rzeki Marksby, wpadającej do Morza Północnego, leżało Oxborough, niewielkie miasto handlowe, bronione przez rycerzy z rodu Oxborough od ponad dwustu lat. Większość terenów należała do ojca. Za niecałe dwie godziny miasto stanie się więc własnością Severina z Langthorne.

Mury okalające miasto nie były tak grube jak te wokół zamku, ale otaczały ogromny teren. Zaraz za nimi rósł pas drzew, potem droga łagodnie opadała, prowadząc do miasta. Powietrze było czyste i słodkie. Hastings nie chciała odwiedzać nikogo ze swych przyjaciół, nie zamierzała z nikim rozmawiać, ale musiała się zatrzymać, gdy niedaleko stanowisk łuczników Ellen, córka piekarza Thomasa, zamachała do niej energicznie.

- Chłodno dzisiaj - powiedziała, klepiąc Marellę po pysku. - Tata mówi, że wieczorem znad morza nadciągnie burza.

- Nie wiedziałam, że twój ojciec wychylił nos z pieca - odparła Hastings, a Ellen uprzejmie się roześmiała.

Była urodziwą szesnastolatką z ładnymi zębami i jasną kar - nacją.

- Wychodzi, żeby kichnąć, gdy wymiecie cały popiół z pieców. Czy dzisiaj jest twój ślub, Hastings?

- Tak - odparła Hastings. Jeszcze godzinę temu nikt nic nie wiedział. Teraz wiedziała Ellen, a to znaczy, że wszyscy w Oxborough byli już powiadomieni.

- Słyszałam, że on wygląda wspaniale. Ten mężczyzna, który ubiera się tylko na szaro. Pewnie jest przystojny i elegancki, jak przystało na wielkiego wojownika.

Hastings uśmiechnęła się. Patrzyła, jak żona złotnika chlusnęła pomyjami z górnego okna, słyszała czyjeś przekleństwo.

- Muszę wracać. Nie mam czasu - powiedziała po chwili.

- To pędź, Hastings - odparła Ellen i odsunęła się.

Hastings jechała wzdłuż długiego muru, machała ręką do ludzi swojego ojca, stojących wysoko na wałach. Puściła konia w dół, w kierunku wybrzeża. Woda w morzu była ciemna i niespokojna; fale uderzały w skupisko czarnych skał u stóp zamku Oxborough.

Powietrze było tak ostre, że prawie raniło płuca. Sól, którą było przesycone, paliła skórę. Wiatr rozwiewał włosy dziewczyny i smagał jej policzki. Kilka osób przechadzało się nad morzem, biegły ku wodzie, gdy fala oddalała się od brzegu, tylko po to, by uciekać na suchy piasek, gdy znowu się zbliżała.

Ostrygojady, kuliki i brodźce krwawodziobe skrzeczały i krążyły nad jej głową. Zapomniała zabrać dla nich resztki jedzenia.

Musiała wracać. Naprawdę nie było już czasu. Głęboko wciągnęła powietrze, zastanawiając się, kiedy znowu będzie mogła tu przyjechać i cieszyć się uczuciem wolności płynącym od morza, czuć w płucach słone powietrze, słuchać wiatru wyjącego między skałami.

Tuggle wziął lejce, gdy Hastings zsunęła się z grzbietu Marelli. Swoim niskim, ciepłym głosem powiedział:

- Pan jest gotowy. Ciebie nie było, ale nie złościł się ani nie klął, mówił cichym głosem, a i tak każdy wiedział, że nie jest zadowolony. Zapytał lorda Graelama, czy może wolałaś uciec, niż go poślubić. Lord Graelam zapewnił go, że nie jesteś idiotką.

- Dlaczego komuś przychodzi do głowy, że uciekłabym z własnego domu? Dziękuję, Tuggle. Proszę, wytrzyj dobrze Marellę.

Czyżby za nią tęsknił, dostrzegł jej nieobecność? Miała trochę czasu dla siebie, prawie godzinę. Zebrała spódnicę w rękę i pobiegła w kierunku drewnianych drzwi, prowadzących do wielkiej sali zamkowej. Były szeroko otwarte, żeby wpuścić trochę ciepła. Wsunęła się do środka i zatrzymała na chwilę, by przyzwyczaić oczy do panującego wewnątrz mroku.

Stał dokładnie na wprost niej, jakby wiedział, że wejdzie w tej właśnie chwili. Dłonie w rękawicach wsparł na biodrach.

- To ty jesteś Hastings z Trentu, dziewczyna, z którą mam się ożenić?

Myślała, że połknie własny język. W głowie miała pustkę, była zdumiona i przerażona ostrością jego niskiego, zimnego głosu. Nagle kuna wystawiła łepek zza jego pazuchy. Hastings bezwiednie uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę.

- Daj spokój, on nie zawsze jest przyjaźnie nastawiony. Może cię ugryźć.

Ale Trist nie ugryzł dziewczyny, która wkrótce miała zostać żoną jego pana. Podniósł wyżej łepek, gdy głaskała miękkie, gęste futro, bielutkie pod brodą. Potem, równie nagle jak wyjrzał, skrył się za pazuchą Severina.

- Jestem Hastings - oznajmiła. Strach gdzieś prysnął. Jeśli takie małe zwierzątko się go nie bało, ona też nie powinna. - A ty jesteś Severin z Langthorne. Ojciec wybrał cię na mojego męża.

- Tak. Śmierdzisz koniem, masz brudną suknię, twoje włosy wyglądają, jakby ktoś cię poczochrał, a potem byle jak próbował uczesać. Idź do swojej komnaty i zrób coś z sobą. Ceremonia zaślubin odbędzie się przy łożu twojego ojca, gdy tylko będziesz gotowa. - Po tych słowach odwrócił się na pięcie.

- Bardzo było mi miło cię poznać! - krzyknęła za nim. - Może poprosisz lorda Graelama, by cię nauczył, jak należy zachowywać się wobec dam?

Zatrzymał się i stał przez chwilę, nawet nie drgnąwszy, a potem powoli odwrócił się i spojrzał na nią.

- Najpierw musisz udowodnić, że nie jesteś taka jak twoja matka. Dopiero wtedy będę traktował cię jak damę. Teraz idź. Twój widok nie cieszy moich oczu. - Znów się odwrócił.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin