rozdział 7(1).pdf
(
456 KB
)
Pobierz
371814148 UNPDF
Rodział 7
Wiatr wył pomiędzy ciemnymi pniami drzew, gałęzie poddawały mu się i tańczyły,
pochylając nisko ku ziemi. Liście delikatnie szeleściły grając wspaniałą muzykę natury.
Rozbrzmiewała ponad ziemią wabiąc z powrotem do świata dwóch drzemiących myśliwych. Dwa
serca zaczęły uderzać jednym rytmem. Słońce powoli zachodziło za linię gór.
Głośny wybuch towarzyszył ziemi wyrzucanej w powietrze, najpierw jeden strumień,
potem, kilka metrów dalej, kolejny. Kiedy opadł kurz i grudki ziemi, dwóch eleganckich,
postawnych mężczyzn stanęło twarzą w twarz. Jeden miał złote włosy i był niebezpieczny a drugi
ciemne i wyglądał groźnie. Błysnęli białymi zębami w uśmiechu, gdy witali jeden drugiego.
Moja siostra? Darius zapytał o to, co dręczyło go najbardziej.
Będzie spała dopóki nie zakończymy tego paskudnego zadania. odpowiedział Julian a
jego błyszczące oczy natychmiast odnalazły ślad, który oznaczał miejsce śpiącej pod ziemią Desari.
Jesteś pewien? Darius sceptycznie uniósł jedną brew.
Złote oczy Juliana zmieniły się w lód, zimny i ostry.
Potrafię poradzić sobie z własną partnerkę, nie martw się o to.
Gdyby Darius mógł poczuć rozbawienie, to ten moment byłby idealny. Dara była ze starej
linii krwi, pochodziła z najstarszego rodu. Może i była kobietą, pełną współczucia i dobroci, ale
była też znacznie potężniejsza, niż Julian mógł przypuszczać.
Czy znasz wiele kobiet z naszej rasy? zapytał Darius z podstępną uprzejmością.
Nie. Pamiętam tylko kilka. Są chronione przez cały czas tak, jak powinny być. To
niespotykane, by kobieta nie została związana tuż po ukończeniu osiemnastu lat.
Darius odwrócił się wpatrując się w Juliana.
To prawda? Osiemnastolatka nie jest już maleństwem, to prawda, ale ciągle jest dzieckiem.
Jak to możliwe?
Julian wzruszył szerokimi ramionami.
Z powodu tak małej liczby kobiet rodzi się niewiele dzieci, a jeszcze mniej przeżywa.
Nadzieję na uniknięcie przemiany ma tak niewielu mężczyzn, że jest to jedyny bezpieczny sposób.
Każda niezwiązana kobieta jest zbytnio narażona.
Ale tak młoda kobieta nie ma nadziei na zwycięstwo z takim potężnym mężczyzną.
Ledwie ma czas na naukę korzystania z naszych najprostszych darów. W jaki sposób ma rozwijać
swoje własne talenty i możliwości? Darius brzmiał na lekko zdegustowanego zachowaniem
mężczyzn jego rasy.
Złote oczy Juliana rozbłysły na chwilę.
Jeśli znajdziesz kogoś, kto przywróci ci uczucia i kolory, przywróci twoją martwą duszę
do życia i wypełni ją światłem, czy będziesz zdolny odejść tylko dlatego, że jest jeszcze młoda?
Być może jej możliwości nie są jeszcze w pełni ukształtowane, ale jej ciało tak i każdy mężczyzna
na ziemi będzie szczęśliwy, mogąc spędzić wieki na pomaganiu jej w nauce. jego ciało zaczęło się
rozpływać, zmieniać w tysiące maleńkich kropel mgły. Na co czekasz, starcze? Jeśli się nie
pośpieszysz zapewniam, że dokończę to zadanie sam.
Starcze? powtórzył Darius. Rozpoczął własną przemianę w straszliwym tempie. Słońce,
pomimo że zachodzące, nadal boleśnie raniło ich wrażliwe oczy. Zauważył, że Julian zamrugał i
przymknął nieco powieki, ale jego oczy nie były aż tak wrażliwe jak Dariusa. Zapewniam cię, że
nie byłeś w wielu niebezpieczniejszych sytuacjach.
Warstwa mgły pokryła pasmami niebo pomiędzy promieniami słońca, kierując się ku
brzegowi. Julianowi opalizujące kolory przeplatały się z Dariusem i brzeg szybko wyrósł przed
nimi razem z onieślmielającym wzorem na skalnej ścianie. Julian przybrał solidną formę, założył
ręce na piersiach i z zainteresowaniem czekał, aż Darius rozwikła wzór na granitowej ścianie.
Darius poruszał się nieśpiesznie, jakby miał ogromną ilość czasu, jakby nie przejmował się tym, że
zachodzące słońce niedługo obudzi wampira.
Wampir spał zamknięty głęboko w skalnej ścianie, ale był świadomy, że dwaj łowcy są
bardzo blisko, świadomy dokładnej pozycji słońca i tego, ile czasu pozostało mu, by mógł wstać.
Jego usta wykrzywiał grymas nienawiści, ostre zęby były przebarwione od zabijania podczas picia
krwi. Jego skóra była woskowata, popielista, wynędzniała, ciasno obciągnięta na czaszce. Ramiona
otaczały klatkę piersiową długimi, żółtymi palcami niczym szponami. Jego jadowity syk był ślubem
nienawiści i zemsty. Mógł tylko czekać, zamknięty w kamiennym więzieniu, straszliwie osłabiony,
podczas gdy na zewnątrz jego wrogowie polowali na niego szukając i węsząc tuż przy wejsciu do
legowiska.
Julian był zaintrygowany łatwością z jaką Darius rozwikływał zabezpieczenia wampira.
Poruszał się z wielką pewnością siebie, ale nie śpieszył się nawet pomimo zachodzącego słońca.
Wydawał się tak zaabsorbowany zadaniem, jakby ono pochłaniało całkowicie jego uwagę, ale
Julian nie dał się zwieść. Darius doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa w jakim się
znaleźli.
W czasie gdy Darius kontynuował tkanie swojego silnego wzoru przy klifie, nikła linia
zaczęła przybierać wyraźne kształty, poruszając się zygzakiem wzdłuż skalnej ściany. Ze
złowieszczym, przerażającym odgłosem kreska zaczęła pogłębiać się i poszerzać w szczelinę.
Natychmiast pojawiły się w niej skorpiony, tysiące, ogromne i obrzydliwe, rzuciły się na Dariusa.
Gdy Darius poruszył się, by uniknąć opadającej fali jadowitych insektów ziemia poruszyła się,
rolując i odkształcając, odrzucając go od razu na ich ścieżkę. Julian ściągnął go z ich drogi,
wystrzeliwując obu w powietrze, podczas gdy straże wampira roiły się na ziemi.
Darius spojrzał w niebo i na łukowate błyskawice przeskakujące od chmury do chmury.
Patrzył ciągle w sam środek smugi, gromadząc energię aż w końcu zebrał ją w jasną,
pomarańczową kulę i wysłał prosto w rozpierzchającą się masę skorpionów. Natychmiast rozniósł
się smród, gdy owady czerniały do zwęglonych popiołow.
Kiedy Julian ponownie osiadł na ziemi Darius wrócił do pracy, jak gdyby nie nastąpiła
żadne przerwa. Julian patrzył na nieznany wzór, zaintrygowany działaniem, z jakim nie spotkał się
nigdy, pomimo wielu wieków polowań. Podziwiał płynność ruchów i grację Dariusa, pewność
siebie i zaufanie, brak jakiegokolwiek wahania. Jego własne serce uderzało rytmicznie ale z obawą.
Czy tam był ten jedyny? Czy na pewno to starożytne zło czeka wewnątrz legowiska, czekając na
swego ucznia, którego stworzył dawno temu?
Ziemia. łagodnie powiedział Darius. Julian prawie to przegapił, nawet pomimo
donośnego dźwięku, gdyż był głęboko zatopiony w mrocznych wspomnieniach.
Słucham? Pomimo słowa, które wymknęło mu się bezwiednie, Julian zauważył
ostrzeżenie, uważnie przyglądając się ziemi pod ich stopami. Darius nie odwracał wzroku z klifu
pracując nad zabezpieczeniami i znów szczelina zaczęła się powiększać, skała skrzypiała i
protestowała, gdy została zmuszona do rozdzielenia się. Julian wyłapał ruch, tak niewielki i
subtelny, że omal go nie przegapił. Coś przemieściło się pod nogi Dariusa przesuwając się ledwie
cal nad powierzchnią ziemi.
Potem, ledwie trzy cale od butów Dariusa wysunęła się obrzydliwa macka, na oślep
szukając ofiary. Julian zaatakował instynktownie, wykręcając diabelskie ramię. Zniknęło, by w tej
samej sekundzie pojawić się znowu, rozrywając glebę w poszukiwaniu Dariusa, który pozornie
obojętny na całą walkę pracował nawet pomimo wirujących wokół jego kostek macek. Julian
szybko niszczył pojawiające się paskudztwa.
Jak tylko macki zmieniły się w kupkę popiołów, ogromna bulwa z ogromną, otwartą
paszczą wybuchła blisko Juliana. Wypuściła w stronę Dariusa chmurę zielonkawożółtego płynu.
On ciągle stał nieruchomo, poszerzając szczelinę i odsłaniając to, co było w niej ukryte. Ochronę
pozostawił Julianowi i zaufał, że ten da sobie radę. Julian wysadził bulwę za pomocą energii
pobranej z nieba, zanim zdążyła dotknąć i zranić Dariusa.
Słońce. przypomniał Julian, świadomy tego, jak nisko się już znajdowało i przyglądając
się czerwonym i różowym odblaskom.
Nie ma możliwości, by przyspieszyć ten proces. powiedział cicho Darius. Nieumarły
jest świadomy naszej obecności i wysyła swoje sługi, by nas spowolniły.
Julian odszukał umysł przeciwnika.
Jesteś słaby. Nie powinieneś rzucać wyzwania
silniejszemu od siebie. Jestem stary i potężny, niepokonany przez wiele wieków, w ciągu których
nauczyłem się więcej niż ty. Nie masz szansy zwyciężyć. Już zostałeś pokonany.
Z ciemnego wejścia do jamy wyskoczyło stado ogromnych szczurów, które karmione przez
głód i przymus atakowały dwóch Karpatian z dziką zajadłości,. Dzięki ich przebiegłym i
zdesperowanym umysłom wampir mógł przeprowadzić atak. Julian zrozumiał, że skierowane
zostały na Dariusa. Wampir skierował swoją uwagę na niego i być może nie zorientował się, że
drugi łowca także go atakuje. Szczury atakowały opiekuna Desari, co sugerowało, że to własnie ona
była ostatecznym celem. Z dziką satysfakcją Julian skoczył w kłębiące się masy żarłocznego futra,
torując sobie drogę do wejścia do jaskini.
Starożytny spędził wieki na poszukiwaniu tego, czego nie mógł dostać. Natychmiast
rozpoznał Juliana, jego głos, krew, otaczający go półmrok. Bezlitosna furia ciągle drążyła zaciekle
jego wnętrze, poszukując zdobyczy. Ta nie mogła mu uciec.
Ściany wąskiego tunelu najeżyły się ostrymi, niczym szpony, kolcami, wyłaniającymi się to
z prawej to z lewej strony, gdy wampir rzucał na ścieżkę łowcy przeszkody, mające go opóźnić.
Wampir zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Wiedział, że jego jedyną szansą na walkę było
utrzymanie łowcy z daleka tak długo, aż słońce całkowicie zajdzie, powodując wzrost jego siły.
Julian z łatwością wydłużył i zmienił kształt, bez trudu przesuwając się przez labirynt
zostrzonych kolców, zagłębiając się coraz bardziej we wnętrze góry. Czuł smród zła, legowisko
bestii. Odór śmierci i rozkładu. Gdy tylko wszedł do jaskini tysiące nietoperzy rzuciło się w jego
kierunku, wydając przenikliwy, alarmujący pisk. Jego umysł uspokoił je automatycznie i odesłał z
powrotem w miejsce, gdzie nie mogło dosięgnąć ich światło i bardziej agresywne gatunki.
Wampir leżał wpatrując się w niego czerwonymi z nienawiści oczami. Cienkie, bezkrwawe
usta wygięły się w warkocie odsłaniając gnijące zęby. Przypominał szkielet, skóra skurczyła mu się
tak, że ledwie pokrywała kości i czaszkę. Julian chciał odczuwać litość dla potępionego stworzenia
ale przytłoczył go wstręt z powodu tak bliskiej obecności zła. Nienawidził nieumarłych ogromnie i
nieprzejednanie, z energią, której nigdy nie był w stanie pokonać. W dzieciństwie zetknął się zbyt
blisko z odrażającą kreaturą i ten cuchnący zgnilizną fetor odcisnął mocne piętno na jego umyśle.
Wampir leżał w zagłębieniu ziemi, jego ciało okrywały spróchniałe, niegdyś eleganckie i
modne ubrania. Wyglądał groteskowo. Gdy Julian podszedł jego usta wygięły się w parodii
uśmiechu.
Spóźniłeś się, łowco. Słońce już prawie zeszło z nieba. wampir uniósł się do pozycji
pionowej.
Julian wzruszył ramionami z wystudiowaną banalnością.
Nie poznajesz mnie? Dorastaliśmy razem. Kiedyś byłeś wspaniałym człowiekiem,
Renaldo. Jak to się stało, że stoczyłeś się tak nisko, że musisz zabijać podczas karmienia?
Głowa zafalowała w przerażającym ruchu.
Po co tu przyszedłeś, Savage? Nigdy nie byłeś zainteresowany polityką naszej rasy. głos
wampira był okropnym sykiem wydobywającym się z jego gardła.
Wolałeś stać się czymś innym, niż się narodziłeś. Bardzo długo poluję na tych, którzy
zaprzedali swe dusze i narażają innych na niebiezpieczeństwo. odpowiedział cicho, prawie
łagodnie Julian. Jego głos był piękny, czysty, jego dźwięk napełniał komorę, odpychając smród
rozkładu. Był czas, kiedy polowałeś po mojej stronie, Renaldo. A nawet wtedy nie dorównywałeś
mi siłą. Dlaczego wydawało ci się, że teraz mi sprostasz? to pytanie pozornie wydawało się
niewinne, ale głos był aksamitny, hipnotyzujący, tym potężniejszy, że prawie niemożliwe było
wykrycie zawartego w nim przymusu.
Darius podążał za Julianem w głąb góry, ale pozostając z tyłu nie zapomniał o skanowaniu
otoczenia. Z doświadczenia wiedział, że nieumarli zastawiają wiele pułapek i oszustw, a on
zamierzał kończyć każdą walkę śmiercią wampira. Z nimi nigdy nie było tak, jakby się wydawało
na pierwszy rzut oka.
Odkrył w Julianie delikatne, przepełnione ciekawością podejście do wampira. Darius był
bardziej bezpośredni, eliminując nieumarłych szybko i pozbywając się ich w krótkiej, ale zażartej
walce. Julian zachowywał się trochę jak wampir, podstępny, mało bezpośredni, podkopywał
pewność siebie przeciwnika, osaczał go, odrzucał, przypominając mu jego dawniejsze, lepsze dni.
Darius potrząsnął głową, ale pozostał cichy i niewidoczny. Partner jego siostry był interesującym
mężczyzną, renegatem, w wielu sprawach podążającym własnymi drogami, z beztroskim,
sardonicznym poczuciem humoru, ujawniającym się w najmniej oczekiwanym momencie.
Wyglądało, że Julian nie obawia się niczego, respektuje niewiele i jest prawem dla samego siebie.
Ciekawość Dariusa wynikała z czegoś więcej, niż jedynie z chęci poznania bliżej człowieka,
który uznał jego siostrę za swoją własność. Było w nim coś, co wcześniej musiał przeoczyć. Coś
mrocznego i tajemniczego.
Wampir poruszał się po kole, próbując zająć pozycję bliżej wejścia. Wyglądało, że Julian
nie odrywając się od ziemi tańczy z potworem jakiś dziwny, płynny taniec. Można było
powiedzieć, że tańczył menueta według wszelkich zasad.
Wiesz, że nie mogę pozwolić ci odejść, Renaldo. To byłoby nieludzkie.
Ty nie masz szacunku dla ludzi. odpowiedział wampir. Nie podążasz za nikim, nawet za
Księciem wszystkich Karpatian. Myślisz, że nie wyczuwam jak cień w tobie staje się coraz
potężniejszy? Jesteś z naszej krwi. Moje wyzwanie nie było skierowane do ciebie, ale do tego
drugiego, którego nikt z nas nie zna. On przywłaszczył sobie więcej niż jedną kobietę. To wbrew
naszemu prawu.
Białe zęby Julian błysnęły w ciemnościach jaskini.
A ty przestrzegasz tego prawa? zapytał łagodnym tonem, ale słowa wampira utknęły w
nim głeboko.
Jesteś z naszej krwi.
Jeszcze gdy mówił poczuł ziemię przesuwającą się pod jego stopami, gdy wampir podjął
desperacką próbę ataku. Julian przeniósł się z szybkością błyskawicy porzucając stabilną pozycję i
stanął dokładnie naprzeciwko nieumarłego. Zanurzył rękę głęboko w klatkę piersiową i odskakując
wydobył pulsujące serce.
Jego obraz stał się zamazany, prędkość była tak ogromna nawet dla ich rodzaju, że Darius
przez uderzenie serca myślał, że tylko sobie wyobraził umiejętności Savage'a. Wampir kołysał się
niepewnie, sapiąc od ciosu a groteskowy wyraz jego twarzy zmieniał się w coraz bardziej
zdziwiony. Opadał powoli by w końcu osunąć się przy stopach Juliana.
Julian odrzucił serce z daleka od ciała i natychmiast zebrał energię w dłonie by oczyścić
skórę z krwi. Następnie skierował pomarańczowy ogień na ciągle jeszcze pulsujący organ,
zmieniając go w kupkę szarego popiołu. Potem płomień przeskoczył z jego dłoni na leżące ciało,
spalając je dokładnie tak, by wampir już nigdy nie powstał.
Ziemia pod jego stopami zafalowała, zrolowała się i zaczęła przesuwać.
Rozległo się złowieszcze skrzypienie skały, ślizgających się warstw kamieni, gdy granitowe
płyty zaczęły zsuwać się ku sobie. Darius skoczył ku zamykającej się szczelinie a jego dłonie
powoli tkały dziwny wzór, spowalniając pułapkę wampira. Julian nie czekał na ręcznie wypisane
zaproszenie. Zamienił postać na skrzydlatą i stając się tak mały, jak to tylko było możliwe,
przemknął przez zamykającą się szczelinę z Dariusem po prawej stronie. Dwa wybuchy na otwartej
przestrzeni nieba zlały się z hukiem schodzących się skał.
Już myślałem, że zamierzałeś zagadać go na śmierć. mruknął Darius do złotego nietoperza,
gdy już sam zmienił kształt na czarnego, o wiele potężniejszego drapieżnika.
Ktoś musiał coś zrobić, gdy ty bawiłeś się wzorkiem na skałach. odpowiedział Julian
pozwalając by złote pióra wyrosły wzdłuż jego ciała i zmienił się w drapieżnika nie ustępującego
siłą i mocą czarnemu.
Lecieli obok siebie w kierunku lasu w którym zostawili Desari.
Nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko chronić mężczyznę, którego wybrała moja siostra.
Darius wydał z siebie dźwięk sugerujacy, jakby jego siostra miała dziurę w głowie.
Julian parsknął.
Chronić mnie? Nie sądzę, staruszku. Stałeś sobie w cieniu, kiedy ja niszczyłem potwora.
Musiałem się upewnić, że wyjdziesz bez szwanku z pozostałych pułapek i sideł. Straciłeś
wiele czasu z nieumarłym. łagodnie odpowiedział Darius. Skręcił w lewo szukając drogi ponad
koronami drzew. Kiedy Julian kontynuował obrany poprzednio kierunek, zatoczył wokół niego
duże koło. Nie chcesz lecieć ze mną do mojej rodziny?
Najpierw muszę obudzić Desari – odpowiedział beztrosko Julian.
Desari wstała godzinę temu. powiedział Darius opanowanym, spokojnym głosem.
Pomimo ciała sowy Julian prawie spadł z nieba. Nie wyglądało na to, żeby Darius się z nim
droczył. Nie miał za grosz poczucia humoru. Był bliżej przemiany niż jakikolwiek znany Julianowi
mężczyzna. To była nieprzyjemna myśl, że któregoś dnia będzie musiał zapolować i zniszczyc
brata Desari.
Desari.
Wyszeptał jej imię w niebo gdzieś pomiędzy czułością a gniewem. Jakoś udało jej
się obudzić pomimo jego wyraźnego polecenia. Powinien wyczuć moment, w którym się podniosła.
Była jego partnerką. Byli połączeni, dwie połówki tej samej całości. Darius wiedział, że Desari się
obudziła. Kontaktowała się z nim? Przez moment Julian zatrząsł się z wściekłości. Desari nie
rozumiała, co oznaczało połączenie się partnerów. Była przywiązana do niego, sercem i duszą.
Będzie musiała się jeszcze wiele nauczyć o mężczyźnie, który został jej życiowym partnerem. Tak
małostkowy odwet tylko dlatego, że zmusił ją do posłuszeństwa, nie będzie tolerowany.
Tolerowany?
łagodny głos Desari rozległ się pogardliwie w jego umyśle.
Nie
obiecywałam ci posłuszeństwa, Julian. Nie zamierzam podążać za tobą na oślep niczym dziecko,
bez żadnych pytań. To ty musisz nauczyć się wiele o kobiecie, którą do siebie przywiązałeś. Nie
pozwolę się tak traktować.
Julian zamknął swój umysł na czas zmagania się z nieznanym, rozpalającym się gniewem.
Nigdy wcześniej nie czuł zazdrości. Bo i nie miał powodu.
Jako karpatiański mężczyna wierzył, że jego partnerka z radością zmieni swoje życie dla
niego. Powinna chcieć dopasować się do jego świata a nie zmuszać jego do życia w jej. Ale Desari
miała własne pomysły.
Julian celowo odwrócił się od Dariusa, pracując nad okiełznaniem swojego temperamentu.
Potrzebował czasu i samotności, by odzyskać nad sobą kontrolę, by pomyśleć. By zrozumieć, że
Desari nie była już dzieckiem i była bardzo potężna, przyzwyczajona do podejmowania decyzji,
rozkazywania i oczekiwała szacunku. Zmienił kierunek i podążył ku szczytom gór, gdzie zawsze
spędzał czas, gdy musiał pomyśleć i znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Jesteś z naszej krwi.
powiedział nieumarły. I to była straszliwa prawda. Jak mógł myśleć,
że będzie mógł posiadać partnerkę i wieść honorowe życie Karpatianina? Bez wątpienia Michaił,
Książę ich ludzi, znał prawdę. Gregori też. I Darius wyczuł to w nim. Co gorsze, Julian zrozumiał,
że to, co wiedział Darius, mogła wiedzieć też Desari.
Jesteś z naszej krwi
Desari wędrowała po campingu, który wybrał dla nich Dayan. Blisko byli inni obozowicze,
ludzie, ale jako tako byli chronieni przed wścibskimi oczami. Z jakiegoś powodu była niespokojna.
Chodziła tam i z powrotem dopóki Dayan nie zatrzymał jej i nie powiedział, żeby przestała, inaczej
wydepcze w błocie autostradę. Początkowo myślała, że powodem jej zachowania był gniew na
Juliana za to, że odesłał ją spać jak dziecko. Potem uznała, że to złość na samą siebie dlatego, że tak
łatwo mu się poddała. Ale teraz już nic nie wiedziała. Jej umysł ogarnął chaos, stale dążąc do
znalezienia Juliana. Już to samo w sobie było niepokojące. Może potrzebowała się pożywić? Nie,
Plik z chomika:
nula2508
Inne pliki z tego folderu:
Pochodzenie - Całość.doc
(606 KB)
Rozdział 1.doc
(115 KB)
Rozdział 2.doc
(129 KB)
Mroczne marzenie - rozdział 2.doc
(109 KB)
rozdział 7(1).pdf
(456 KB)
Inne foldery tego chomika:
A.Maclean
Abercrombie Joe
Adrian Lara
Ahern Jerry - Krucjata
Andrzej Pilipiuk
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin