13 - Ba%f1bura.pdf

(536 KB) Pobierz
192622966 UNPDF
Tom 58 2009
Numer 3–4 (284–285)
Strony 595–602
J erzy B ańBura
Katedra Zoologii Doświadczalnej i Biologii Ewolucyjnej
Uniwersytet Łódzki
Banacha 12/16, 90-237 Łódź
E-mail: jbanb@biol.uni.lodz.pl
NIEBEZPIECZEŃSTWA KREACJONIZMU
WSTĘP
Jest niezaprzeczalnym faktem, że żaden
obszar badań nauk przyrodniczych nie budzi
takich emocji jak ewolucja. Steven Weinberg,
laureat Nagrody Nobla z fizyki, wyraził nawet
parę lat temu zazdrość fizyków w stosunku
do biologów z powodu tego zainteresowa-
nia szerokiego kręgu publiczności. Niewiele
osób niebędących specjalistami podejmuje
dyskusję o teoriach fizyki czy astronomii, ale
prawie każdy uważa, że ma coś do powiedze-
nia na temat ewolucji. Jednocześnie, przy po-
wszechnej w naszym kręgu cywilizacyjnym
edukacji, można się zetknąć z paradoksalną
niewiedzą w zakresie całkiem podstawowych
zagadnień. Zwykła niewiedza jest jednak ule-
czalna pod warunkiem chęci poznania osią-
gnięć nauki. Kreacjonizm natomiast generuje
antynaukowe postawy nieuleczalne. Jest jak
opryszczka, która okresowo przytłumiona,
czai się w neuronach, żeby w odpowiednim
momencie ponownie się ujawnić w zróżni-
cowanej postaci i z różnym nasileniem.
NAUKA, FILOZOFIA, NATURALIZM METODOLOGICZNY
Nauki przyrodnicze uzyskiwały odrębność
od rozważań filozoficzno-teologicznych stop-
niowo i w różnym czasie. Fizyka i astrono-
mia wcześniej, głównie za sprawą Kopernika,
Galileusza i Newtona, zaś geologia i biologia
ugruntowały się później, bo dopiero w XIX
w. (J acoB 1973, M ayr 2002). Stopniowo też
rodziły się zręby metodologiczne nauk przy-
rodniczych. Do minimalnych założeń współ-
czesnej nauki należy realizm, czyli to, że
obiektywna rzeczywistość w ogóle istnieje
i metodologiczny naturalizm, czyli to, że ta
obiektywna rzeczywistość przyrodnicza jest
wyjaśnialna w oparciu o czynniki natural-
ne, bez odwoływania się do czynników nad-
przyrodzonych (M ayr 2002, M iller 2008).
Wyjaśnienia te są formułowane w postaci
systemu intersubiektywnie sprawdzalnych
hipotez i teorii. Wydaje się, że większość na-
ukowców zupełnie się nie przejmuje bardziej
szczegółową filozoficzną interpretacją nauki,
a powyższe proste założenia wystarczają im
w pełni do tego, aby ufać, że czynniki nad-
przyrodzone nie interweniują w wyniki ich
obserwacji i eksperymentów. Takie założenia
implicite kryją się także u podstawy praktycz-
nego działania tych naukowców, którzy zaj-
mując się wąską, techniczną subdyscypliną,
na co dzień posługują się opisową metodą
indukcyjną (Ł oMnicki 1994).
Taki naturalizm metodologiczny nauki zda-
je się nie budzić wątpliwości współczesnych
teologów chrześcijańskich. Stopniowo wy-
ewoluował układ, w którym naukowcy bada-
ją rzeczywistość przyrodniczą taką, jaką ona
jest, a teologowie zajmują się, a przynajmniej
powinni się zajmować, taką interpretacją dok-
tryn religijnych, żeby nie były one sprzeczne z
wynikami nauki. Co najmniej od kilkudziesię-
ciu lat panuje w tym zakresie zgoda, która nie
dotyczy jednak innego poziomu naturalizmu,
a mianowicie naturalizmu metafizycznego, do
192622966.001.png
596
J erzy B ańBura
którego pociąg ma wielu uczonych, ale który
z natury rzeczy nie może być przedmiotem
badań nauk przyrodniczych (r use 2001, 2006;
s arkar 2007). Historia nauki, od rewolucji
XVII w., jest żywym dowodem na skuteczność
poznania naturalistycznego, w tym na działa-
nie mechanizmów umożliwiających odrzuca-
nie poglądów błędnych, na rzecz wyjaśnień,
które lepiej przeszły testowanie (J acoB 1973).
Nie wchodząc w spory z zakresu filozofii na-
uki, opisane między innymi przez c halMersa
(1993), można stwierdzić, że testowanie hi-
potez i teorii jest możliwe wówczas, gdy są
one falsyfikowalne, czyli sformułowane w taki
sposób, iż można z nich wyprowadzić pewne
konkretne przewidywania w stosunku do wy-
ników eksperymentów lub obserwacji. Szcze-
gólnie ważne są przewidywania nietrywialne,
które mogą prowadzić do odkryć nieznanych
zjawisk
Podstawowym forum dla publikacji wyni-
ków naukowych są czasopisma naukowe, któ-
re zanim dane doniesienie wydrukują, pod-
dają je drobiazgowej ocenie krytycznej przez
innych uczonych. Ten proces eliminuje dużą
część błędów metodycznych i interpretacyj-
nych. Wraz z historycznym rozwojem nauk
przyrodniczych czasopisma uległy ogromne-
mu zróżnicowaniu i specjalizacji. Tylko te
dostatecznie ogólne i szeroko uznane nadają
się do szerokich analiz krytycznych w dużych
obszarach wiedzy, czy też przedstawiania
alternatywnych teorii bądź przełomowych
wyników empirycznych. Obecnie rzadziej
spotyka się komunikowanie nowych odkryć
w książkach — te są zazwyczaj podsumowa-
niem badań wcześniej już znanych z czaso-
pism naukowych — a liczą się w nauce pod
warunkiem, że są wydane przez renomowa-
ne wydawnictwa, przyjmujące do druku dzie-
ła poddane wcześniej solidnym recenzjom.
Taka praktyka współczesnej nauki zapewnia
najwyższą możliwą obiektywność i zapobiega
zaśmiecaniu wiedzy.
KREACJONIZM
Postawa kreacjonistyczna neguje natu-
ralizm metodologiczny poprzez włączenie
bieżącej interwencji czynnika nadprzyrodzo-
nego, co dotyka właściwie wszystkich nauk
przyrodniczych, ale szczególnym obiektem
ataku stała się darwinowska biologia ewolu-
cyjna. Pogląd na to, co miałoby stanowić ten
nadprzyrodzony czynnik, różni się w róż-
nych grupach kreacjonistów, tworząc jedną
z osi klasyfikacyjnych. Stosunek do opisu rze-
czywistości przyrodniczej, jakiego dostarczają
badania naukowe w relacji do mniej lub bar-
dziej literalnej interpretacji przekazu religij-
nego dalej komplikuje podział kreacjonizmu.
Z fundamentalistycznych poglądów religij-
nych wynika, że owym czynnikiem nadnatu-
ralnym miałby być Bóg — ten pogląd określa
kreacjonistów religijnych. Wzdłuż tej samej
osi można jeszcze wyróżnić grupę kreacjo-
nistów, którzy twierdzą, że ich motywacje są
naukowe, a nie religijne, co wyznacza tzw.
kreacjonizm naukowy, którego współczesną
wersją jest tzw. „inteligentny projekt” (ang.
inteligent design, ID) — kreacjoniści inteli-
gentnego projektu podkreślają inteligencję
jako właściwość projektanta, ale twierdzą, iż
nie określają jego natury. Programowo unika-
ją oni odniesienia do Boga.
Kreacjonizm motywowany religijnie moż-
na podzielić dalej zgodnie z drugą wspo-
mnianą osią na kreacjonizm młodej Ziemi i
różne wersje kreacjonizmu progresywnego,
przyjmującego ogólnie, że Ziemia może li-
czyć sobie nawet miliardy lat, a dni kreacji
są w sensie metaforycznym określeniem dla
okresów czasu geologicznego. Niektórzy au-
torzy twierdzą, że kreacjonizm stanowi po-
czątkowy odcinek kontinuum ciągnącego się
od poglądu, że ziemia jest płaska aż do mate-
rialistycznego ewolucjonizmu (s cott 2004).
Historia kreacjonizmu i jego motywacji jest
dość skomplikowana i ma swoją specyfikę
geograficzną, polityczną i kulturową (n uM -
Bers 2006).
Najbardziej skrajne poglądy kreacjoni-
styczne, kreacjonizm młodej Ziemi, stanowią
w dzisiejszym świecie przykład samorealizacji
zasady reductio ad absurdum . W wersji pod-
stawowej, która współcześnie jest wiązana
przede wszystkim z nazwiskiem Henry’ego
Morrisa, założyciela Institute for Creation Re-
search, i jego następcami, ziemia liczy sobie
6–10 tysięcy lat, a jej cechy geologiczne są
przede wszystkim rezultatem wydarzeń kata-
stroficznych, w tym biblijnego potopu. W tej
wersji świat organizmów powstał w jedno-
razowym akcie stworzenia, zaś współczesna
różnorodność biologiczna reprezentuje to,
co zmieściło się na Arce Noego (s cott 2004,
n uMBers 2006). Ponieważ obstawanie przy
tak absurdalnej wizji świata wymaga całko-
witej odporności na niepodważalne dowody
Niebezpieczeństwa kreacjonizmu
597
naukowe, to powstały rozmaite wersje kre-
acjonizmu mniej ortodoksyjne, które uznają
możliwość, że Ziemia jest jednak starsza, a
w wydaniu progresywistycznym dopuszczają
nawet pewne przemiany ewolucyjne w skali
mikro.
Ze względu na skalę problemu anty-natu-
ralizmu metodologicznego w ogóle, a anty-
ewolucjonizmu w szczególności, decydujące
znaczenie dla obrazu postaw kreacjonistycz-
nych w całym świecie miał i ma rozwój kre-
acjonizmu w Stanach Zjednoczonych (n uM -
Bers 2006). Chociaż można w tym kraju zna-
leźć przykłady wszystkich możliwych rodza-
jów kreacjonizmu, to w ostatnim okresie rolę
dominującą pełni kreacjonizm inteligentnego
projektu. Powstał on na bazie niepowodzeń
kreacjonistów w zakresie wprowadzenia na-
uczania kreacjonizmu w szkołach publicz-
nych w zamian za (najlepiej) lub obok ewo-
lucji. Ponieważ system konstytucyjny Stanów
Zjednoczonych separuje państwo od religii,
to nie można uczyć tam religii w szkołach
utrzymywanych lub dotowanych z funduszy
publicznych. W reakcji na sądowe niepowo-
dzenia naczelny ideolog tej formy kreacjoni-
zmu, Phillip E. Johnson, emerytowany profe-
sor prawa na Uniwersytecie Kalifornijskim w
Berkeley, wypracował plan zwany strategią
„klina”, który miałby zostać wbity w system
edukacyjny. Chociaż miał to być poufny plan
placówki powołanej do życia dla jego realiza-
cji, Instytutu Discovery kierowanego przez S.
Meyera, to jednak zdołał on wyciec do Inter-
netu i stał się powszechnie znany (P ennock
2003, s cott 2004, F orrest i G ross 2004). W
najprostszym ujęciu plan „klina” polega na
zastąpieniu retoryki religijnej językiem naśla-
dującym język nauki, co miałoby umożliwić
przedstawienie idei inteligentnego projektu
jako alternatywnej teorii naukowej i, jako ta-
kiej, wprowadzenie jej do nauczania w szko-
łach. Takie wbicie „klina” w system eduka-
cyjny miałoby w bardziej długoterminowym
zamierzeniu doprowadzić do eliminacji ewo-
lucji z programów.
Ruch inteligentnego projektu, a szczegól-
nie Instytut Discovery, dysponujący znaczny-
mi środkami finansowymi, stara się pozyskać
do współpracy ludzi z wykształceniem uni-
wersyteckim, najlepiej aktywnych naukow-
ców mających doktorat, aby uwiarygodnili
oni jego działalność. Taki zamysł łatwiej jed-
nak wypowiedzieć niż zrealizować. Ponieważ
pozyskanie prawdziwych uczonych o szero-
kich horyzontach jest prawie niemożliwe, to
ruch korzysta raczej z materiału podrzędnej
jakości. Wciąż nie ma obiecywanych od daw-
na oryginalnych wyników przemawiających
na rzecz kreacjonizmu inteligentnego pro-
jektu, więc w zamian wykorzystuje się naiw-
ność i często sprzyjającą postawę mediów i
Internetu. Najbardziej znani reprezentanci in-
teligentnego projektu posiadający doktoraty
to Stephen Meyer, William A. Dembski i Mi-
chael J. Behe. Pierwszy z nich jest z wykształ-
cenia filozofem, który zasłynął tym, że udało
mu się opublikować jedną z nielicznych prac
bardziej krypto-kreacjonistycznych niż kre-
acjonistycznych w dość zresztą marginalnym
czasopiśmie naukowym, Proceedings of the
Biological Society of Washington. Dembski
jest przedstawiany jako matematyk i filozof,
mający doktoraty w obu tych dziedzinach.
Jednak sprawdzenie w bibliometrycznych
bazach danych pokazuje, że ma tylko jedną
publikację z zakresu rachunku prawdopodo-
bieństwa, nie mającą nawet w przybliżeniu
nic wspólnego z inteligentnym projektem,
opublikowaną w 1991 r. w Journal of The-
oretical Probability. Nie uzasadnia to stwier-
dzenia, że jest on aktywnym matematykiem.
Behe jest jedynym w tym gronie czynnym
naukowo biologiem, biochemikiem, w któ-
rego oryginalnym dorobku dominują prace
dotyczące konkretnych zagadnień, niewyma-
gające szerszych odniesień. Co najwyżej poje-
dynczą pracę z Protein Science można uznać
za krypto-ID. Te mizerne rezultaty inteligent-
nego projektu jako programu badawczego
są właściwie oczywiste, jeśli weźmie się pod
uwagę, że nie jest to program pozytywny,
proponujący weryfikowalne wyjaśnienia, tyl-
ko program negatywny, oparty na zaprzecze-
niu ewolucji.
Wobec tych niepowodzeń, eksponenci
inteligentnego projektu wykazali się znacz-
nie większą skutecznością w wykorzystywa-
niu książek jako medium propagandowego.
Większość produkcji książkowych kreacjoni-
stów wychodzi drukiem w wydawnictwach
niemogących się poszczycić renomą nauko-
wą, ale trzeba przyznać, że zdarzają się też
wyjątki. W 1998 r. w Cambridge University
Press ukazała się książka Williama Dembskie-
go The Design Inference . Biorąc pod uwagę
późniejsze recenzje, to należy to wydarzenie
uznać za wpadkę. Chyba jako próbę pokaza-
nia, że ludzie o różnych poglądach mogą ze
sobą w pewnym zakresie współpracować na-
leży traktować wydanie w 2004 r. przez to
samo wydawnictwo książki Debating Design
pod wspólną redakcją Williama Dembskiego
i Michaela Ruse’a. Ruse jest znanym filozo-
598
J erzy B ańBura
fem zajmującym się od wielu lat ewolucją i
reprezentuje tu dla równowagi stanowisko
ewolucjonistyczne. Ponieważ kilku autorów
rozdziałów, w tym sam Ruse, przedstawia de-
finitywną krytykę twierdzeń inteligentnego
projektu, to rozdziały napisane przez kreacjo-
nistów nie brzmią zbyt mocno. Niemniej jed-
nak wydanie takiej książki w renomowanym
wydawnictwie wywołuje wrażenie pewnej
niezasłużonej nobilitacji kreacjonistów. Duża
część środowiska naukowego uważa, że nie
powinno się uczestniczyć w takich wspól-
nych przedsięwzięciach, żeby nie tworzyć
wrażenia równorzędności naukowej argu-
mentów (s arkar 2007)
Sporo medialnego zamieszania powstało
po opublikowaniu w 1996 r. książki Darwi-
n’s Black Box , autorstwa B eheGo . Książka
była wprawdzie wydana w wydawnictwie
popularnym i była zasadniczo kierowana do
niefachowego czytelnika, ale spowodowała
ona w środowiskach naukowych zwróce-
nie uwagi na niebezpieczeństwa, jakie rodzi
nowa forma kreacjonizmu. Można zaryzyko-
wać twierdzenie, że była to książka odzwier-
ciedlająca najbardziej wyraziste cechy progra-
mu „klina” w odniesieniu do nauki. Nie przy-
niosła ona żadnego pozytywnego programu
naukowego, a jej zasadnicza idea polegała na
przeniesieniu dawnej argumentacji kreacjo-
nizmu na rzecz niezdolności doboru natu-
ralnego do wykształcenia skomplikowanych
przystosowań na poziomie komórkowym i
biochemicznym. Behe nadużywając swojego
autorytetu jako biochemika sugerował, że,
dla przykładu, tak skomplikowana maszyna
molekularna, jak wić bakteryjna, czy układ
krzepnięcia krwi, nie mogły powstać drogą
niewielkich przemian wskutek nacisków se-
lekcyjnych, gdyż są „nieredukowalnie złożo-
ne”. A skoro są „nieredukowalnie złożone”, to
musiały powstać jako realizacja zamysłu inte-
ligentnego projektanta. Nadużycie autorytetu
naukowego polegało tu na tym, że w literatu-
rze poprzedzającej omawianą książkę istniały
dane pozwalające dowieść, że wskazywane
przez Behe’ego przykłady biochemicznej zło-
żoności mają wersje prostsze i dają się roz-
łożyć na mniejsze składowe funkcjonalne, co
przeczy stosowaniu w stosunku do nich po-
jęcia „złożoności nieredukowalnej”. Zarówno
druzgocące recenzje samej książki, jak i inne
publikacje, które podjęły wysiłek bezpośred-
niej analizy szczegółowych przypadków wy-
mienionych prze Behe’ego, nie pozostawiają
wątpliwości, że przypadki te nie stanowią
„nieredukowalnej złożoności”. Szerokiego
podsumowania skrupulatnych argumentów
naukowych przemawiających przeciwko Be-
he’emu oraz opisu historycznego dostarczają
książki M illera (1999, 2008). Jak wszystkie
argumenty kreacjonistów, tak i poglądy Be-
he’ego nie stanowią zagrożenia dla biologii
jako nauki przyrodniczej, bo albo nie mają
żadnej zawartości empirycznej i tym samym
nie należą do sfery zainteresowań nauki,
albo są łatwe do sfalsyfikowania. Zagrożenie
wynika z wpływu na niespecjalistów, w tym
przede wszystkim młodzież szkolną, a nawet
studentów.
Jeśli uznać, że wydanie Darwin’s Black
Box było znaczącym wydarzeniem w rozwo-
ju ruchów kreacjonistycznych, to jasne jest
również, że ruchy te wciąż nie wygenero-
wały jakiegoś programu badawczego, który
przynosiłby jakiekolwiek wyniki naukowe.
Podobnie jak w przypadku innego ulubio-
nego zajęcia kreacjonistów, jakim wciąż jest
używanie argumentu, że paleontologia ewolu-
cyjna nie wykryła i nie wykrywa skamieniało-
ści o cechach przejściowych między różnymi
formami, łatwo można sobie wyobrazić, że
kolejne struktury, kompleksy, cykle i szlaki
metaboliczne będą podawane jako przykłady
„nieredukowalnej złożoności”. Ktoś zauważył
publicznie, że każdy przypadek, gdy paleon-
tologowie opisują nowa formę przejściową,
dostarcza kreacjonistom powodu do wysu-
nięcia tezy, że oto pojawiły się dwie nowe
luki, po obu stronach nowej formy. Wydaje
się, że dzięki krytycznej analizie i odporowi
danemu Behe’emu działanie takie nie rozpo-
wszechniło się zanadto w stosunku do pozio-
mu komórkowego i subkomórkowego, a sta-
nowi raczej margines (M iller 2008). Wpływ
tej książki na czytelnika, który nie ma przygo-
towania do tego, żeby ocenić wagę argumen-
tów, jest jednak niezależny od prawdziwej
naukowej wartości tych argumentów. Na-
wet źle skonstruowane argumenty i błędne
wnioski logiczne, jeśli tylko trafią na podat-
ny grunt mogą zyskać pewną popularność.
Najwyraźniej zabiegiem wpisanym w taktykę
kreacjonistów jest robienie sobie bezwzględ-
nej reklamy. Szczytowym tego przejawem
jest passus Behe’ego, w którym stwierdza on,
że rezultaty jego rozważań dotyczących „pro-
jektu” komórki mają rangę porównywalną z
osiągnięciami Newtona, Einsteina, Lavoisera,
Schrödingera, Pasteura i Darwina. Dembski
w akcie samoreklamy porównywał się do
Kanta i Kopernika, a jeden z jego klakierów
widział go jako nowego Newtona (P erakh i
y ounG 2004). W kręgach naukowych taka
Niebezpieczeństwa kreacjonizmu
599
megalomania skazuje obu czołowych kreacjo-
nistów na śmieszność, ale na laikach może
robić wrażenie.
Jak wynika z danych zamieszczonych
w portalu Amazon.com (7 września 2009),
wśród ponad 300 tysięcy książek wszelkiego
rodzaju, Darwin’s Black Box osiągnęła na li-
ście rankingowej sprzedaży tej największej
księgarni internetowej pozycję 12453, co jest
wynikiem zadziwiająco dobrym. Sugeruje to,
że wydawanie książek kierowanych do sze-
rokiego kręgu czytelników może mieć także
niemały wymiar finansowy. Nic też dziwne-
go, że B ehe (2007) zdecydował się po 11
latach wydać następną książkę The Edge of
Evolution . Jest to książka jeszcze dziwniej-
sza od poprzedniczki. Z jednej strony au-
tor wyraźniej podkreśla, przypuszczalnie ku
utrapieniu swojej głównej kreacjonistycznej
klienteli, że w pełni akceptuje wiek Ziemi
oceniany przez naukę na ok. 4,5 miliarda lat,
że uznaje wspólnotę pochodzenia człowieka
i szympansa i że zgadza się, iż dobór natu-
ralny wykorzystujący zmienność mutacyjną
wyjaśnia wzorce zmienności wewnątrz i mię-
dzy blisko spokrewnionymi gatunkami. Więk-
szość książki jest jednak poświęcona temu,
czego jego zdaniem ewolucja nie może zdzia-
łać, a co sprowadza się do przemian bardziej
złożonych niż te wywołane w populacjach
niektórych pasożytów i mikrobów przez pre-
sję selekcyjną ze strony aplikowanych leków.
Jego niekompetencja w zakresie biologii
ewolucyjnej i nieznajomość kumulatywnego
sposobu działania doboru naturalnego jest
tu szczególnie dobrze widoczna. Kompletny
brak warsztatu z zakresu genetyki populacji
sprawia, że próbuje on sam stworzyć jego
namiastkę z prostego rachunku prawdopodo-
bieństwa, co wpędza go w zupełnie absurdal-
ne błędy, poczynając od nieumiejętności wy-
znaczenia przestrzeni zdarzeń, a kończąc na
nierozróżnianiu zdarzeń niezależnych i zależ-
nych. Nic dziwnego, że ta książka także spo-
tkała się z druzgocącą krytyką (np. c arroll
2007, M iller 2007).
Kreacjonizm w ogóle, a oparty na strate-
gii klina kreacjonizm inteligentnego projek-
tu w szczególności, ma poparcie ogromnej
części społeczeństwa amerykańskiego i dla-
tego żadne, nawet największe niepowodze-
nie nie jest w stanie go powstrzymać od
dalszych działań. Najbardziej spektakularnym
niepowodzeniem była przegrana w szeroko
relacjonowanym w Nature i Science proce-
sie Kitzmiller v. Dover w 2005 r. Proces ten
został wytoczony Dover Area School District
w związku z jego decyzją o tym, żeby zmu-
sić uczniów szkoły średniej do wysłuchania
ostrzeżenia dotyczącego luk/problemów bio-
logii ewolucyjnej i zwrócenia uwagi na in-
teligentny projekt jako teorię alternatywną.
Wśród ekspertów ze strony inteligentnego
projektu przesłuchanych w tej sprawie byli
Behe, Dembski i Meyer. Ekspertami repre-
zentującymi biologię ewolucyjną byli między
innymi Kenneth R. Miller i Barbara Forrest.
Drobiazgowa analiza procesowa inteligentne-
go projektu nie pozostawiła wątpliwości co
do jego natury u konserwatywnego sędziego
federalnego Johna E. Jones’a III. Orzekł on,
że inteligentny projekt jest koncepcją reli-
gijną, a nie naukową. Przy okazji szczególne
cięgi za nieuctwo dostał Behe. Mimo sukcesu
reprezentantów nauki w tej sprawie, nikt nie
ma złudzeń, co do tego, że to nie jest koniec
długoterminowej strategii „klina” (n uMBers
2006, M iller 2008).
KREACJONIZM W POLSCE
W Polsce, kreacjonizm jako odrębne zja-
wisko, pojawił się na marginesie ruchów re-
ligijnych, w tym, wbrew oficjalnym szerszym
poglądom teologicznym, wśród skrajnie na-
stawionych katolików. Z czasem wykształciło
się Polskie Towarzystwo Kreacjonistyczne,
które powstało w latach 1993–1995. Prowa-
dzi ono portal internetowy, na którego stro-
nie głównej pierwsze zdania brzmią (stan
z dnia 7 września 2009): „Systematycznie
wzrasta liczba naukowców odrzucających
neodarwinistyczną ewolucję. Już ponad 700
naukowców otwarcie odrzuca darwinizm!”
Ogólnie, jego wpływ na opinię publiczną w
Polsce wydaje się nieznaczny, ale z pewno-
ścią istnieją tu duże różnice środowiskowe.
Indywidualne działania Macieja Gierty-
cha na tym polu są chyba najbardziej zna-
ne. Na początku lat 90. jego nazwisko było
związane z filmem Ewolucja: rzeczywistość
czy domniemanie , który zaproponowano
najpierw Ministerstwu Edukacji Narodowej
do wprowadzenia do szkół w roli materiału
pomocniczego w nauczaniu biologii, a kiedy
to się nie powiodło, próbowano indywidual-
nie dystrybuować w szkołach. Ministerstwo
zwróciło się wówczas o konsultację do Ko-
mitetu Biologii Ewolucyjnej i Teoretycznej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin