verlinde.pdf

(202 KB) Pobierz
Swiad o. Verlinde
Nie będziesz miał bogów
O NIEBEZPIECZEŃSTWACH WSCHODU, NEW AGE, EZOTERYZMU, RADIESCEZJI,
MAGNETYZMU, HIPNOZY
Opracowanie na podstawie:
świadectwa o. Jacques'a Verlinde'a, „Pan Bóg mnie ocalił” - nagranie audio (120 min.).
Chciałbym się podzielić moimi doświadczeniami związanymi z oddawaniem się róŜnym
praktykom Wschodu, ukazać niebezpieczeństwa z nimi związane i wskazać drogę wyjścia
z nich. Jestem zakonnikiem o tzw. spóźnionym powołaniu. Wychowałem się w rodzinie
chrześcijańskiej. Miałem 20 lat, gdy nastąpiły przemiany roku 1968, będące nie tylko
momentem wielkiego wrzenia kulturowego. Byłem młodym naukowcem i przygotowywałem
doktorat z chemii i fizyki. Próbowałem zastąpić obecność Boga w moim sercu przez inne
ideały, takie jak działalność społeczna, ruch studencki itp. Nie potrafiło to jednak wypełnić
pustki po Bogu. śaden ideał nie był w stanie zastąpić mi Boga, który bardzo mnie fascynował
w dzieciństwie - szczególnie Jezus Chrystus-Bóg w Eucharystii. Ta pustka doprowadziła
mnie do zagubienia się.
Zaczęło się od tego, Ŝe któregoś dnia zostałem zaproszony na medytację transcendentalną.
Doświadczenie to wywarło na mnie bardzo silne wraŜenie. Powstało we mnie przekonanie,
Ŝe dzięki tej technice znowu wkraczam na drogę Ŝycia wewnętrznego. Rzuciłem się więc
całkowicie - z duszą i ciałem - w wir medytacji.
Wkrótce jednak zacząłem odczuwać rozbicie psychiczne. Wszyscy, którzy praktykowali
medytację transcendentalną, wiedzą, Ŝe nie moŜna się jej poświęcić bez odczuwania jej
skutków. Znalazłem się w stanie jakby bardzo silnego zamroczenia.
Postanowiłem dotrzeć do guru, który stał za stosowaną przeze mnie techniką. Pojechałem
więc do Hiszpanii. Guru bardzo mnie polubił i zajął się mną. Za jego namową skończyłem
doktorat i znowu powróciłem do niego. Stałem się jego uczniem, czyli brahmaczarinem,
i byłem z nim zawsze i wszędzie. Mogłem spędzić z nim długi okres czasu w Himalajach -
w miejscu, gdzie on sam nauczył się wszystkich technik. Zapoznałem się z ich fundamentem
filozoficznym oraz z kontekstem hinduizmu. Poznałem róŜne praktyki, nazywane na
Zachodzie jogą.
Zarówno joga jak i inne praktyki wschodnie są czymś bardziej skomplikowanym i złoŜonym,
niŜ się sądzi w Europie czy USA. Trzeba widzieć ich fundament doktrynalny, a przede
wszystkim zdać sobie wyraźnie sprawę z celu, do którego mają doprowadzić.
Celem wszystkich technik orientalnych jest odnalezienie absolutu, boskości, doprowadzenie
do jedności czyli tzw. fuzji, o której będzie mowa później. (...) Głosi się panteistyczną naukę,
Ŝe wszystko jest Bogiem. Zaciera się granicę między samym Bogiem a stworzeniem. Tak
więc wszystko jest przejawem Boga: roślina, krzesło. Nie moŜna zeń wyjść, gdyŜ jest to sfera
zamknięta. MoŜliwa jest natomiast swoista ewolucja wewnątrz tego jestestwa, w którym
tkwimy.
W człowieku sprawa wygląda następująco: równieŜ ja jestem bogiem, co mam sobie
stopniowo uświadomić. Bóg - według tych poglądów - nie jest osobą, lecz zasadą, mocą, siłą
kosmiczną. I ja muszę zatem przebić się przez złudzenie odrębności mojej osobowości
i wtopić się w całość otaczającego mnie świata - zespolić się, zjednoczyć z nim. Tak więc
ceną - jaką naleŜy zapłacić za dotarcie do tak rozumianego boga - jest wyrzeczenie się swojej
osobowości, swojego „ja” i wtopienie się w „boŜą", otaczającą nas energię.
Trzeba sobie dobrze uświadomić, Ŝe u podstaw praktyk orientalnych leŜy odrzucenie Boga
osobowego. Wymieniane w hinduizmie bóstwa - np. triada: Wisznu, Brahma, Sziwa - są
w gruncie rzeczy zasadami. Nie ma tu mowy o istotach-osobach. Akcentuje się jedność. Ona
jest najwaŜniejsza: stoi ponad wszelkim zróŜnicowaniem. (...)
Jak juŜ zaznaczyliśmy, bazą teoretyczną praktyk wschodnich jest panteizm, czyli pogląd,
Ŝe wszystko jest bezosobowym bogiem. To zaś prowadzi do wyzbycia się własnej
osobowości. JeŜeli bowiem bóg ma być jedną całością, muszę się wyzbyć swego wymiaru
osobowego, własnej odrębności, inności i wtopić się w energię kosmiczną, która objawia się
w wielości otaczających nas bytów.
Wyzbycie się własnej osobowości i wtopienie w energie kosmiczne, czyli fuzja z nimi, jest
celem technik orientalnych. Są one zespołem ćwiczeń fizycznych, zmierzających
do opanowania energii fizycznej i umysłowej. Techniki te doprowadzają do czegoś w rodzaju
utraty świadomości, do wtopienia się w energie kosmiczne, do zespolenia się, fuzji
z „całością". Jest to zatem doświadczenie o charakterze bezosobowym: wtapiam się i gubię
w świecie, który nie ma nazwy.
Chodzi jednak nie tylko o zjednoczenie się z otaczającym światem i jego siłami. Trzeba
ponadto zespolić się ściśle ze swoim mistrzem, gdyŜ osobowa relacja między uczniem
i nauczycielem równieŜ uwaŜana jest za dualizm domagający się ostatecznego
przezwycięŜenia. Prawda ostateczna jest ponad relacją osobową.
Widać zatem, Ŝe cechą charakterystyczną tego systemu jest depersonalizacja, czyli dąŜenie
do wyzbycia się odmienności, toŜsamości - własnej odrębnej osobowości. Bóg nie jest
uwaŜany za osobę, a droga do niego prowadzi przez depersonalizację.
Drogi proponowanej przez techniki orientalne nie moŜna pogodzić z drogą dochodzenia
do Boga, ukazywaną przez judaizm i chrześcijaństwo. Objawienie Starego i Nowego
Testamentu mówi o Bogu, który róŜni się od otaczającego nas świata, od natury, od kosmosu,
o Bogu-Stwórcy tego wszystkiego. Ten właśnie Bóg, róŜniący się od stworzeń, objawił się
nam. Objawienie ukazuje wyraźną róŜnicę między Bogiem, a stworzeniem, które przez Niego
zostało powołane do istnienia. Ten Bóg, który wybrał Abrahama, objawił, Ŝe jest Bogiem-
Stwórcą. Ukazał równieŜ, czym jest stworzenie.
Tak więc w tradycji Izraela - z której wywodzi się chrześcijaństwo - natura Boska nigdy nie
była utoŜsamiana z przyrodą. Takie rozumienie Boga kształtowało sposób odnoszenia się
do Niego. Izraelici mogli zawsze zwracać się do Boga w sposób osobowy. My takŜe moŜemy
modlić się do Tego, który jest Osobą i pozwala nam pozostać odrębnymi osobami. Mogę być
odmiennym „ja” przed Tym, który jest Boskim „Ty". Wraz z Nim mogę teŜ działać, tworzyć
historię, do czego zresztą On sam mnie wzywa. Osobowy Bóg powołuje mnie do wieczności,
która nie będzie miała końca. Jako osoby jesteśmy zatem zapraszani do dialogu miłości
z Bogiem osobowym, a nie do jakiegoś doświadczenia pozbawiającego nas osobowości na
rzecz zespolenia się, fuzji ze światem.
W historii często pojawiały się panteistyczne poglądy mieszające Boga ze stworzeniem,
zatracające granice między Stwórcą a stworzeniem. Często teŜ zamiast Bogu stworzeniu
oddawano cześć. Św. Paweł w Liście do Rzymian przestrzega przed niebezpieczeństwem
stawiania stworzenia przed Bogiem: Prawdę BoŜą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu
oddawali cześć, i słuŜyli jemu zamiast słuŜyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki.
Amen” (Rz 1,25). Jesteśmy nieraz tak zafascynowani stworzonym światem, Ŝe zapominamy
o tym, iŜ jest on jedynie bladym odbiciem piękna i potęgi Stwórcy. (...)
Chciałbym powrócić do mojego świadectwa. OtóŜ na drogę mistyki naturalnej wszedłem
w dobrej wierze. Wydawało mi się, Ŝe odnajdę Boga przez wyrzeczenie się własnej
osobowości. Postawa ta - co zauwaŜyłem dopiero później - była jakby cofnięciem się do etapu
Ŝycia płodowego. W ten sposób określa się nieraz dąŜenie człowieka, ujawniające się
w obliczu Ŝyciowych trudności. Wtedy człowiek moŜe przeŜywać pragnienie wyrzeczenia się
siebie, zejścia z trudnej drogi tworzenia swojej osobowości: chce jak gdyby powrócić
do stadium Ŝycia płodowego. Być moŜe podświadomie pragnie znowu Ŝyć w podobnej
jedności, jaka w stadium płodowym łączyła go z matką. Na tamtym bowiem etapie Ŝycia nie
istniały dla człowieka Ŝadne problemy, poniewaŜ świadomość własnej, odrębnej osobowości
nie była jeszcze w pełni wykształcona. Człowiek moŜe przeŜywać dylemat: albo stawiać
czoła w trudnej walce wewnętrznej o swoją osobowość, albo - stosując róŜne techniki
orientalne - wyrzec się swego wymiaru osobowego na drodze wtopienia się w energie
kosmiczne, na drodze fuzji ze światem.
Niechęć do trudnej walki o budowanie własnej osobowości i szukanie ucieczki w fuzję
z naturą moŜna częściowo zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę tkwiące w nas następstwa
grzechu pierworodnego: nasze zranienie... osłabienie moralne... bezwład...
Tak więc otwierają się przed nami dwie przeciwstawne drogi duchowe. Pierwsza to droga
mistyki naturalnej, w której miesza się Boga z przyrodą, co w konsekwencji prowadzi
do duchowej regresji, cofnięcia się, wyzbycia własnej osobowości na rzecz bezosobowej fuzji
z naturą.
Druga droga - chrześcijańska - prowadzi do umacniania swojej osoby. Osobowy Bóg
obdarzył nas bowiem darem synostwa BoŜego. Mamy trwać w osobowym kontakcie
z Bogiem, naszym Ojcem. Jesteśmy powołani do tego, by wzrastać w naszym dziecięctwie
BoŜym, trwając w jedności nie z naturą, energiami kosmicznymi, lecz z Jezusem Chrystusem,
Synem BoŜym.
Co do mnie, to - stosując róŜne techniki - szedłem pierwszą drogą: drogą mistyki naturalnej.
Osiągnąłem stan moksa czyli nirwany. Chciałbym powiedzieć tu coś więcej o technikach
opisanych w księgach Wedy. Ich praktykowanie wiąŜe się z głębokim doświadczeniem
subiektywnym. Mają one silny oddźwięk psychosomatyczny. Techniki te mają doprowadzić
do fuzji z przyrodą. Wszystkie postawy jogi zmierzają do odblokowania tzw. energii
kosmicznej, od której jesteśmy rzekomo uzaleŜnieni, a która ma się znajdować u podstawy
kręgosłupa. Jest to tzw. kundalini. Energia ta ma wzrastać w kanałach energetycznych - ida
i pingala - znajdujących się po obu stronach kręgosłupa i krzyŜujących się między sobą. Te
dwa kanały energetyczne wychodzą przez otwory nosowe. SkrzyŜowanie kanałów
energetycznych to tzw. czakry. Kiedy odblokowuje się stopniowo tę energię przez określone
układy ciała, wzrasta ona i otwierają się kolejne czakramy.
Mantry, czyli formuły powtarzane w pamięci, mają ten sam cel: otworzyć czakry
i odblokować energię. Tak więc energia kosmiczna ma wzrastać wzdłuŜ kręgosłupa, dopłynąć
przez odpowiednie kanały do czakra na szczycie głowy. Gdy energia ta dociera do górnego
czakra, następuje jakby eksplozja świadomości, czyli tzw. moks samadhi.
Trzy podstawowe aspekty techniki są następujące: 1) ułoŜenie ciała, tzw. asana, by
odblokować energię przez postawę całego ciała; 2) tzw. pranayama, będąca kanalizowaniem
oddechu przez jego kontrolowanie, i 3) mantra, naleŜąca do techniki typu umysłowego,
mającej równieŜ na celu odblokowanie energii.
Warto zwrócić uwagę na fakt, Ŝe w tej technice umysłowej chodzi o ćwiczenie autohipnozy
rozumu. W tym celu powtarza się mechanicznie mantrę, która staje się coraz dłuŜsza. Rozum
jest całkowicie pochłonięty tym ćwiczeniem, koncentruje się na nim, co - jak to ktoś dobrze
określił - powoduje „trzask". Następuje zbyt wielkie napięcie umysłu, nie wytrzymuje on tego
i przestaje działać. Pojawia się wówczas coś w rodzaju pustki. I tak wszystkie stosowane
ćwiczenia doprowadzają do doświadczenia zjednoczenia, zwanego nirwaną: następuje utrata
świadomości osobowej i fuzja z wszystkim, co nas otacza. Towarzyszą temu takie stany
fizyczne jak obniŜenie tętna i zwolnienie oddechu. Bardzo mocno obniŜa się przemiana
materii. Jest to zatem stan daleki od jakiejkolwiek naturalności. Nosi on nazwę samadhi. (...)
Gdy traci się świadomość osobową, znikają ze świadomości oczywiście i problemy. Dlatego
właśnie stany te są kuszące. Z podobnych zresztą powodów ludzie sięgają po narkotyki,
alkohol. Chodzi po prostu o zapomnienie o swoich problemach, o wyparcie ze świadomości
wszystkich spraw osobistych.
Tak więc oddałem się technikom i ćwiczeniom bez reszty. Dzięki temu znalazłem się
w Indiach, w miejscu, dokąd niewielu Europejczyków w ogóle dociera. Przeszedłem bardzo
intensywną praktykę i zdobyłem róŜne doświadczenia. Mogłem teŜ przeŜyć i zobaczyć, dokąd
naprawdę prowadzą praktyki jogi - przedstawiane ludziom Zachodu jako zupełnie niegroźne.
Po przebyciu etapów wstępnych wszedłem w okultyzm. Znalazłem się w tym bardzo szybko.
Czakras zostały juŜ otwarte, byłem przygotowany przez praktyki orientalne. Przyswajałem
wszystko niezwykle szybko. Pozwoliło mi to dotrzeć bardzo daleko.
Doświadczenia te miały przynieść mi wyzwolenie, tymczasem rodziły we mnie pewien
niedosyt. W całym tym zamieszaniu nie znika bowiem z ludzkiego serca pragnienie miłości.
JeŜeli człowiek łączy się ze wszystkim, miłość nie moŜe zaistnieć. Ona nie moŜe być
przeŜywana w całkowitej samotności. By kochać, muszą być dwie osoby. Miłość jest czymś
międzyosobowym - podczas gdy nirwana, moksa i samadhi są doświadczeniami całkowitej
samotności. Serce ludzkie jest stworzone do miłości, Bóg powołał nas do miłości.
Pośród tych wszystkich doświadczeń coś mnie niepokoiło i krzyczało w stronę tego TY, tak
bardzo upragnionego. Myślę, Ŝe w sercu tego niezaspokojenia czekał na mnie Pan. Przybył
On, by mnie uchwycić poprzez okoliczność zupełnie przypadkową. OtóŜ w otoczeniu guru
znajdowały się osoby, których stan zdrowia był bardzo zły - chociaŜ w reklamach
omawianych technik podkreśla się ich niezwykle korzystny wpływ na zdrowie. Tak naprawdę
to polepszenie zdrowia jest tylko pozorne. Na dłuŜszą bowiem metę przemiany energetyczne
w komórkach, cała przemiana materii przechodzi ogromne zaburzenia z powodu działań
przeciwnych naturze. Zmiany w przemianie materii nie ułatwiają Ŝycia fizjologicznego,
a utrata świadomości osobowej w niczym nie pomagają stronie psychicznej. Z czasem
następuje zatem załamanie psychosomatyczne.
Utrata osobowości zaczyna się wpisywać w codzienność. To pozbawianie siebie osobowości
jest uwaŜane w tradycji hinduizmu za zupełnie zrozumiałe - za coś pozytywnego. Naprawdę
jednak prowadzi ono do niszczenia moŜliwości psychicznych i odbija się na całym układzie
psychosomatycznym.
Tak więc guru wezwał lekarzy, aby zbadali ludzi z jego otoczenia. Jedna z osób, którą
wezwał, była chrześcijanką i wspomniała mi o Jezusie. Brzmienie Jego imienia przywróciło
mi całą świadomość chrześcijańską. Przypomniało mi o Bogu osobowym, który nie jest jakąś
zasadą, mocą kosmiczną, lecz pełnym miłości i do miłości wzywającym mnie TY.
Było to zdarzenie decydujące dla mego Ŝycia. Zupełnie niespodziewanie wszedłem na drogę,
na której znajdował się Jezus. Ukazywał mi się jako TY o wymiarze Boskim, albo raczej jako
JA o wymiarze Boskim, które wzywało mnie osobiście, które mnie wołało i czekało, które
przyszło do mnie mówiąc: „Jak długo jeszcze kaŜesz mi czekać?” Przyszedł do mnie Pan.
To nie ja znalazłem Boga, lecz On sam do mnie przyszedł.
Rozpoczęła się droga nawrócenia. Zrozumiałem, Ŝe muszę odwrócić się od fascynacji naturą
i zwrócić się w stronę Stwórcy. Zrozumiałem podaną przez św. Tomasza definicję grzechu:
aversio a Deo et conversio ad naturam, czyli odwrócenie się od Boga i zwrócenie się ku
stworzeniom. Nie chodzi oczywiście o całkowite odwrócenie się od przyrody, lecz o to, by
nie widzieć w niej boŜka.
Nie chcę tu oceniać osób wyznających hinduizm. Niektórzy twierdzą, Ŝe Hindus - który
urodził się w tej kulturze, który Ŝyje uczciwie i szuka Boga przez swoje Ŝycie, który robi
wszystko, by spotkać się z Nim - znajdzie Go w samym sercu swej religii. Być moŜe. Inaczej
jest jednak z nami, ludźmi, którym dane było spotkać się z Bogiem Ŝywym, z Bogiem
powołującym nas do jedności z Nim...
Z czasem zaczynałem coraz lepiej rozumieć, Ŝe droga, którą obrałem, była cofnięciem się:
cofnąłem się bowiem jakby do etapu poprzedzającego objawienie się Boga. Sam chciałem się
wyzwolić, znaleźć wielkość, moc, siłę. Teraz trzeba było dokonać zwrotu i spotkać się
z Bogiem Ŝywym. Trzeba było porzucić fascynację i ubóstwianie przyrody, by odnaleźć Boga
osobowego, który zapraszał mnie do uświęcania Ŝycia, do porzucenia zwodniczych praktyk,
do kroczenia drogą, którą On sam pragnął mnie prowadzić, szanując całkowicie moją
wolność. Bóg wzywał mnie, bym szedł drogą mojego prawdziwego wzrostu i rozwoju.
Musiałem ponownie wszystko opuścić i iść, krok po kroku, śladami Chrystusa. PoniewaŜ
posiadałem jedynie walizeczkę, szybko opuściłem swego guru - cichaczem, nie podając
miejsca mego pobytu. Odszedłem, by szukać Boga na nowej drodze, która się przede mną
otworzyła. Zrozumiałem w swym sercu, Ŝe chodzi o uczciwość, o szczere, gruntowne
poszukiwanie Tego, który pierwszy mnie poruszył.
Kiedy wcześniej opuszczałem wszystko, idąc za swym guru, wydawało mi się, Ŝe idę
odkrywać Boga. Teraz chciałem być wierny temu właśnie wyborowi. Wiedziałem, Ŝe trzeba
mi wszystko opuścić po raz wtóry i pójść za Tym, który ponownie „wtargnął” w moje Ŝycie.
Był to Pan Jezus.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin