Droga do piekła - Cybele.doc

(174 KB) Pobierz
Droga do piekła

Droga do piekła

Autorka: Cybele

Tłumaczyła: Emily Strange

Oryginalny tytuł: Road to Hell

Link: http://www.swish-n-flick.netfirms.com/cover.htm

Gatunek: slash, oznaczony jako NC-17

 

Mam przyjemność (czy przyjemność to zobaczymy ^^) rzucić wam na pożarcie moje pierwsze tłumaczenie. W związku z tym proszę mi wybaczyć możliwe niedociągnięcia, podejrzewam, że przy następnych odcinkach się wyrobię i będzie lepiej.

Za wielką pomoc dziękuję Eskenii, słońce, jesteś wielka! :*

Przyznam, że cieszę się dając wam coś nowego do poczytania. No i jak zwykle będę wdzięczna za komentarze.

Od razu mówię że betowałam sama o godzinie wpół do drugiej nad ranem więc błędy na pewno są. Prosiłabym jednak o niecytowanie każdego przecinka z osobna - jeśli ktoś byłby chętny do betowania tego opowiadania to niech da znać, ponieważ szukam bety. Aha, kursywa zgodna z oryginalną wersją.

I życzę miłego czytania

 

 

 

Severus uchylił powieki i słuchał.

Dopiero co zanurzył się w wannie napełnionej gorącą wodą, pozwalając jej zmyć z siebie mijający, warty zapomnienia rok, który plugawił jego lochy. W końcu udało mu się wyrzucić ze swojej głowy tą nieustającą paplaninę, która rozbrzmiewała w związku z niezliczonymi uprzejmościami, do których był zobowiązany jako nauczyciel Hogwartu. Jego rzeczy były nie rozpakowane, książki porozrzucane, a on czuł się całkowicie zrelaksowany - po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy.

I wtedy zadzwonił dzwonek przy drzwiach.

Głęboki, niski jazgot rozbrzmiewał w kamiennych salach dworu, przenikając francuskie drzwi jego komnat i przesączał się pod ciężkimi, dębowymi drzwiami do jego łazienki. Słuchał z wysiłkiem, starając się odepchnąć od siebie natarczywy dźwięk. Była tylko jedna osoba, która wiedziała jak dostać się do jego posiadłości. Tylko jedna osoba mogła ominąć zabezpieczenia tego miejsca. Tylko jedna osoba wiedziała, gdzie znaleźć ten cholerny dzwonek.

Severus zanurzał się coraz bardziej, aż jego nos zbliżył się do powierzchni wody. Nabrał haust powietrza i pozwolił się zabrać do krainy ciszy. Gdyby tylko mógł w niej zostać, gdyby tylko mógł zapomnieć, że ten nieszczęsny dzwonek w ogóle dzwonił, gdyby tylko mógł zignorować to natarczywe łomotanie do drzwi...

Jasna cholera.

To nie był trzask, jaki przynosi ze sobą pojawienie się domowego skrzata. Severus wynurzył się z wody i sięgnął po swój ręcznik. Owijając go wokół talii wyszedł z wanny i stanął na zimnej posadzce łazienki. Przeszedł przez pomieszczenie trzema szybkimi krokami.

Tylko jedna osoba wiedziała, gdzie znajdują się jego komnaty.

- Albus - warknął otwierając drzwi. I zamarł.

Zamarł na widok czworga ludzi i czterech par nieruchomych oczu, utkwionych w ociekającym wodą mężczyźnie. Gwoli ścisłości - jedna para nieruchomych, jedna przeszywających, jedna dzikich i ostatnia para błyszczących oczu, których się spodziewał. Wszystkie oczy podążyły w dół, w kierunku ręcznika ledwie trzymającego się na jego smukłych biodrach.

Severus bez słowa zatrzasnął drzwi.

 

~O-O~

 

- Nie wiedziałem, że będę brać udział w zgromadzeniu Gryffindoru tego wieczora - powiedział Severus wchodząc do salonu i odnajdując swoich nieoczekiwanych, niechcianych gości korzystających z gościnności jego domowego skrzata. Wszystkie filiżanki z herbatą znajdowały się teraz w ich dłoniach.

- Wybacz Severusie, ale nie miałem czasu, żeby cię uprzedzić.

- Powiedz mi czemu w ogóle uznaliście za konieczne by się tu zjawić?

Oczy Dumbledore’a nieznacznie przesunęły się, unikając spojrzenia profesora.

- Severusie, otrzymałem wiadomość, że możesz być w niebezpieczeństwie i byłem... ekhm... zaniepokojony - Dumbledore ukrył twarz za filiżanką herbaty.

- Oczywiście. I po to, żeby mnie bronić przyprowadziłeś tu ze sobą dwóch ludzi, którzy już raz próbowali mnie zabić i jeszcze jednego, który nie potrafi ruszyć się na metr, żeby nie wyczuć grożącego mu śmiertelnego niebezpieczeństwa - Severus rzucił wszystkim pełne wściekłości spojrzenie zanim znowu powrócił do Dumbledore’a. - A co TO ma być?

- Kiedy otrzymałem wieści, profesor Lupin wciąż był w swoim gabinecie. Zajrzałem do niego by poprosić go o pomoc, a Syriusz i Harry akurat go odwiedzali. Nalegali, by również iść z nami.

Syriusz parsknął, a Snape rzucił mu groźne spojrzenie.

- Oh, na pewno. Mogę ci zagwarantować, że jestem bezpieczny. Teraz, jeśli wybaczycie, chciałbym zacząć moje wakacje.

Severus odwrócił się, żeby wyjść z pokoju, mając nadzieję, że nieszczęsna czwórka pojmie aluzję i zostawi go w spokoju. Nigdy nie miał zbyt wiele szczęścia.

- Severusie - powiedział wilkołak, zatrzymując Snape’a w połowie kroku. - Wiem, że nasza obecność tutaj sprawia, że czujesz się... niekomfortowo. - Severus obrócił się, by utkwić spojrzenie w swoim koledze. Remus błagalnie rzucił okiem w stronę Albusa, który nagle zaczął się intensywnie wpatrywać w swoją herbatę.

- Profesorze Snape - najmłodszy członek grupy, na szczęście obecnie już jego były uczeń, wreszcie się odezwał. Zebrał się na odwagę, zanim w ogóle pomyślał czy może się odezwać. Severus spojrzał na niego a Harry wbił się w krzesło. - Zostaniemy kilka dni. Tylko po to, by mieć pewność - Harry nagle zaczął z uwagą interesować się wzorem na marmurowej podłodze, tym samym omijając niesamowicie przeszywające spojrzenie skierowane w jego stronę.

Źrenice Severusa zwężyły się, a on sam mocno zacisnął szczękę.

- Rozumiem - wycedził przez zęby, po czym wziął głęboki oddech. - Może ktoś zechciałby mi powiedzieć, czemu tak naprawdę tu jesteście. Zabezpieczenia poinformowałyby mnie, jeśli byłbym w jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Jedyny, który mógłby się przez nie przedostać stoi tu przede mną. Nie jestem w niebezpieczeństwie, o ile on sam go nie przynosi - oczy Severusa skierowały się w stronę Syriusza, który wyglądał, jakby w rzeczy samej chciał skrzywdzić swojego gospodarza.

- Nie widzę zatem żadnego powodu, by obawiać się o moje bezpieczeństwo.

Nikt na niego nie patrzył. Nikt się nie odważył. Grupa mężczyzn lustrowała się nawzajem spojrzeniami wiercąc się niecierpliwie i przestępując z nogi na nogę.

- Na miłość boską. Dlaczego do cholery tu przyszliście? Czy do was kiedykolwiek dotrze, że jestem w pełni zdolny, aby zadbać o siebie sam?

- Usiądź, Severusie - Albus westchnął. Severus postanowił stać nadal. Jego skrzyżowane na klatce piersiowej ramiona, dawały wyraźny sygnał, że nie ma zamiaru słuchać się kogokolwiek we własnym domu.

- W porządku - zaczął dyrektor. - Severusie czy chciałbyś nam cokolwiek powiedzieć? Czy... dobrze się czujesz?

Piorunujące spojrzenie na chwilę zagościło na twarzy Severusa, tylko po to, by po chwili zostać zastąpionym przez całkowite zdumienie. Jego brew uniosła się, kiedy zlustrował twarze czterech mężczyzn, patrzących na niego z oczekiwaniem.

- Do czego zmierzasz, Albusie?

- Dobry Merlinie! - odezwał się w końcu Syriusz. - Widzisz, zachowywałeś się dziwniej niż zwykle. Harry myślał, że masz zamiar skończyć ze sobą. Ja, z mojego punktu widzenia uważam, że to jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

- Syriuszu! - syknął Remus

Twarz Severusa momentalnie zmieniła się ze zdziwionej we wściekłą. Nie mógł wydusić z siebie słowa, dając tym samym czas dyrektorowi by skomentował zachowanie Syriusza.

- Wszyscy obawiamy się o twoje dobro, Severusie. Odkąd zakończyła się wojna, okazywałeś oznaki przygnębienia. Tamten wypadek w twoim laboratorium tylko nas w tym utwierdził. I wtedy Harry miał ten sen.

- Ja... to znaczy ty… on... - Severus zadrżał. Jego oczy były jakby nieobecne, a usta otwierały się i zamykały w niemym oczekiwaniu. Biorąc głęboki oddech, udało mu się odzyskać cześć z jego dorobku słów.

- Odwal. Się.

Z tymi słowami opuścił pokój, powracając do cichego odosobnienia, które oferowały mu jego komnaty.

- Poszło nieźle - uśmiechnął się Albus. Pozostali odchrząknęli.

- Powinniśmy zostać przy pierwotnej wersji - powiedział Remus, rzucając oskarżycielskie spojrzenie w kierunku Syriusza, który jednak wydawał się być niewzruszony. Harry głośno przełknął ślinę, jakby chcąc coś powiedzieć, jednak w końcu tylko potrząsnął głową i wstał. Po czym podążył za swoim byłym profesorem.

- Nie pójdziesz tam sam! - powiedział Syriusz wstając. - Nie ufam nietoperzowi.

- Syriuszu, wydaje mi się, że zrobiłeś już dzisiaj wystarczająco dużo. Ja pójdę - zaoponował Remus.

- Nie, pójdę sam. Jeśli nie zabił mnie do tej pory to raczej już tego nie zrobi - niepewnie powiedział Harry . - W końcu to przeze mnie tu jesteśmy.

Harry ruszył labiryntem krętych korytarzy, którymi Dumbledore prowadził ich jakieś pół godziny wcześniej. Łomotanie jego serca zgrało się z rytmem kroków. Po kilkakrotnym skręceniu w złe korytarze w końcu trafił przed podwójne drzwi do sypialni Snape’a. Wyprostował się, wziął głęboki oddech i zapukał.

 

~O-O~

 

- A może jesteśmy w błędzie? - mruknął Remus. - Severus zawsze był zamknięty w sobie. I w sumie możliwe, że rzeczywiście przypadkiem wypił truciznę. Każdy popełnia błędy - Remus z powątpiewaniem wpatrywał się w twarz Dumbledore’a, która przybrała skupiony wyraz.

- Mam ogromną nadzieję, że się nie mylisz, Remusie. Ale jednak zgadzam się z Harrym. Coś jest nie tak. Severus nie nakrzyczał na Neville’a Longbottoma od czasu przerwy bożonarodzeniowej. Nie przychodził na kolację. I dał pannie Granger pierwsze wydanie Najsilniejszych Eliksirów. Muszę przyznać, że to najbardziej mnie zaniepokoiło. Jeszcze zanim Harry powiedział mi o swoim śnie. Severus nigdy nie był hojny. Oddawanie swoich cennych pozycji? I to w dodatku Gryfonce? Nie, to stanowczo nie jest dobry znak.

Syriusz zamarł.

- Dał... Hermionie?

Dumbledore skinął głową.

- Jako prezent z okazji ukończenia szkoły. Nie jestem pewny czy kiedykolwiek otrząśnie się z szoku.

- To naprawdę poważne - uświadomił sobie Syriusz.

- To prawda - Remus kiwnął głową. - Przed ostatnią pełnią przyszedł do mnie, żeby dać mi eliksir i powiedział: „Jeśli kiedykolwiek nasze stosunki były napięte to wina leży jedynie po stronie Blacka”. No tak, to zapewne swojego rodzaju przeprosiny. Takie w stylu Snape’a. Był miły... - dodał cicho. - No w każdym bądź razie milszy niż kiedykolwiek...

- Podejrzewam, że przyszliśmy w samą porę - uroczyście podsumował Albus.

 

~O-O~

 

- Czego chcesz, do cholery? - warknął Severus, dosłownie w sekundę po otwarciu drzwi zamaszystym ruchem

Harry niepewnie cofnął się o krok do tyłu i przywołał na twarz przepraszający uśmiech.

- Mogę wejść?

- Po co? Żeby usunąć ostre przedmioty? Żeby się upewnić czy aby na pewno sam sobie nie zagrażam? Jak zawsze bohater, nieprawdaż, Potter? Miałem nadzieję, że porzuciłeś tą rolę w chwili, gdy tak dzielnie uratowałeś świat.

Twarz Harry’ego przybrała lekko podirytowany wyraz, ale nic nie powiedział. Snape cofnął się z powrotem do pokoju w asyście bacznego spojrzenia. Harry podszedł szybko do swojego byłego nauczyciela zanim ten zdążył zmienić zdanie. Obejrzał przy okazji dokładnie cały pokój. Cztery wielkie obrazy wisiały pośrodku szerokiej ściany, ciężkie zielone zasłony przesłaniały okna, a ogromna skrzynia stała otwarta w rogu pokoju, tym samym ujawniając kilka słojów i szklanych naczyń ze składnikami eliksirów. Harry patrzył natarczywie na Snape’a, który spojrzał na chłopaka z wyraźną irytacją.

- Dopiero co wróciłem do domu, Potter - powiedział z wyraźną drwiną w głosie, odgadując myśli chłopaka.

Harry skinął machinalnie głową i nadal kontynuował rozglądanie się po pokoju. Rozdziawił usta, gdy zobaczył pustą fiolkę, leżącą na stoliku do herbaty.

- Profesorze - jego głos wydał się dziwnie piskliwy.

- Co? - spojrzenie Snape’a podążyło za wzrokiem Harry’ego. - Na Merlina - wywrócił oczami. Przeszedł przez pokój i podniósł fiolkę ze stolika, po czym podsunął ją Harry’emu pod nos. - No i co? - warknął.

- Pachnie jak mięta - powiedział, ostrożnie obwąchując naczynie.

- Tak więc powiedz mi Potter, czy kiedykolwiek słyszałeś o truciźnie, która pachniałaby miętą? Mam świadomość, że Eliksiry nigdy nie były twoim ulubionym przedmiotem, ale nawet ty powinieneś zdawać sobie sprawę, że mięta nie jest składnikiem żadnego eliksiru.

- W porządku - zgodził się Harry. - A więc nie wypił pan nic śmiertelnego... - pozwolił, by słowo „jeszcze” zostało niewypowiedziane i zawisło w przestrzeni. - Ale zachowywał się pan dziwnie... profesorze. I jak wyjaśni pan to zajście w lochach? Kiedy pana znalazłem... Myślałem...

- To był wypadek - odparł Snape, a jego czarne oczy błysnęły złowrogo.

- Czy naprawdę pan myśli, że ktokolwiek uwierzy, że eliksir się panu po prostu nie udał?

- Twoja wiara we mnie naprawdę mi schlebia, Potter. Ale muszę cię uświadomić, że przeprowadzam pewne badania i zapewniam, iż podczas badań możliwe jest popełnienie błędu. Może następnym razem zgłosisz się na ochotnika by być moim gumochłonem doświadczalnym?

Oczy Harry’ego rozszerzyły się gwałtownie, ale nadal wpatrywał się podejrzliwym wzrokiem w Mistrza Eliksirów.

- To dalej nie ma większego sensu. Nawet ja wiem, że jad mantykory jest śmiertelny.

Severus zazgrzytał zębami z irytacji i aż kipiał w środku.

- Wierzę, że wiem na ten temat nieco więcej niż ty. Nie mam zamiaru tłumaczyć moich badań ani się usprawiedliwiać. Nie jesteś tu mile widziany. Mogę cię zapewnić, że gdybym rzeczywiście próbował się zabić to nic by mnie nie powstrzymało. W tym kufrze mam więcej niż sto rzeczy, które mogłyby mnie zabić zanim zdążyłbyś powiedzieć "Slytherin". Przywiązanie do łóżka i pilnowanie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nie jest w stanie powstrzymać mnie przed robieniem wszystkiego, na co tylko najdzie mnie ochota. Czy to jasne?

Harry wzruszył ramionami na myśl o przywiązywaniu Snape’a do łóżka i skinął głową.

- Tak.

Podszedł do kufra, zamknął wieko i obejrzał się przez ramię zanim wyjął różdżkę i wyszeptał skomplikowane zaklęcie blokujące. Rzecz jasna profesor będzie w stanie złamać to zaklęcie, ale na pewno zajmie mu to wystarczająco dużo czasu, by bez wątpienia ściągnąć na siebie uwagę dyrektora.

- W takim razie posiedzę sobie... o tam - powiedział, spoglądając nerwowo na Snape’a. Przeszedł przez pokój, po czym stanowczo usiadł w czarnym, skórzanym fotelu. Zrzucił buty i ignorując zdumione spojrzenie Severusa podkulił kolana sadowiąc się wygodnie w fotelu. Wzrok wbił w ogień, trzaskający wesoło w kominku.

 

~O-O~

 

- Jak myślisz? Może powinniśmy do nich zajrzeć? - zapytał Remus po dłuższym czasie od wyjścia Harry’ego z salonu. Syriusz krążył wokół stołu od dobrych piętnastu minut, a Dumbledore podśpiewywał sobie pod nosem Odę do Radości. Utknąwszy w salonie z tą dwójką Remus nie był już taki pewny, czy samobójstwo to na pewno takie złe wyjście. - Ja tylko pójdę sprawdzić. Wy zostańcie tutaj - powiedział wstając.

Syriusz, który przestał już dreptać w miejscu, ruszył w stronę korytarza i rzucił Remusowi strapione spojrzenie. Wilkołak pokręcił przecząco głową.

- Lepiej poszukaj skrzata domowego i spróbuj go nakłonić, żeby przygotował kilka dodatkowych pokoi - Remus wyszedł z pokoju zanim Syriusz zdążył choćby otworzyć usta.

- Litości! - zaklął Syriusz, spoglądając w kierunku, w którym odszedł Remus. - Mój chrześniak i mój partner są tam, z tym... I ja mam spokojnie tu siedzieć? Jedynym powodem, dla którego jestem w tym miejscu, jest ich ochrona - podsumował Syriusz, a Dumbledore przestał nucić.

- Powinienem ci przypomnieć, Syriuszu, że Severus nigdy nie próbował ich skrzywdzić. Szczerze powiedziawszy, ratował Harry’ego częściej niż my wszyscy razem wzięci. No i, oczywiście, przygotowywał skomplikowany eliksir dla Remusa. On niszczy samego siebie, nie innych, Syriuszu - oczy Dumbledore’a były skupione na zniecierpliwionym mężczyźnie, lustrując wszystkie jego ruchy. Syriusz zatrzymał się i spojrzał wprost na dyrektora.

- Pozwólmy mu zatem zniszczyć samego siebie, przecież on nie chce naszej pomocy - twarz Albusa skamieniała. Syriusz natychmiast się zreflektował. - Więc, może po prostu pójdę poszukać domowego skrzata... Dobrze?

Syriusz opuścił pokój, zostawiając dyrektora samego w pomieszczeniu i cmokającego cicho z niezadowolenia.

 

~O-O~

 

Severus zanurzył się głębiej w wodzie i wstrzymując oddech cały zniknął pod jej powierzchnią. Przez wodę, która powoli zaczynała być zimna, mógł słyszeć przytłumione głosy, które po chwili stały się głośniejsze. Mężczyzna otworzył oczy i zobaczył dwie falujące twarze, pochylające się nad wanną i wpatrujące się w niego. Szybko powrócił do pozycji siedzącej.

- Na Merlina. Czy ja nawet podczas kąpieli nie mogę mieć chwili spokoju?

Severus spróbował jednocześnie wstać i zakryć strategiczną część swojego ciała, co jednak nie do końca mu się udało. Harry gwałtownie oblał się czerwienią i szybko odwrócił wzrok. Remus nie uciekł spojrzeniem, ale miał przynajmniej tyle przyzwoitości, by poczuć się zmieszanym.

- Harry powiedział, że siedzisz tu już dość długo.

- JA NIE PRÓBUJĘ SIĘ ZABIĆ! - wrzasnął Severus. Jego złość może byłaby bardziej przerażająca, gdyby nie był nagi i mokry. Nawet rozpryskująca się na wszystkie strony woda, podkreślająca jego szał, nie była w stanie temu zaradzić.

- Twoja głowa jest zupełnie mokra. Wiesz jak to wygląda?

Severus otworzył usta, by wyjaśnić, że od czasów młodości sprawdzał jak długo może wytrzymać pod wodą. Wtedy jednak musiałby też wyjaśnić, że robił to, by się uspokoić. Ale po dokładniejszym przemyśleniu całej sprawy zdecydował jedynie nadal stać i groźnie patrzeć na dwójkę intruzów.

- Z łaski swojej opuścicie moją łazienkę, żebym mógł wyjść - warknął.

Dwa podejrzliwie spojrzenia wyraźnie mówiły, że niestety jego życzenie nie może zostać spełnione.

- Ręcznik. Odwróćcie się.

Remus uśmiechnął się niezręcznie i podał mu miękki, biały ręcznik, leżący na szafce. Harry najwidoczniej zatracił się w wizji mężczyzny w wannie i gdy tylko Remus delikatnie dotknął jego ramienia, zdołał się odwrócić. Severus stał, zawiązując ręcznik wokół bioder, po czym nieuprzejmie przepchnął się pomiędzy swoimi niechcianymi strażnikami i wyszedł z łazienki. Harry i Remus gapili się na niego, podziwiając piękno mięśni poruszających się pod mlecznobiałą skórą Severusa.

- Remusie, Snape naprawdę jest człowiekiem ukrywającym się pod tymi szatami i drwinami - powiedział Harry, na co Remus odchrząknął.

- Chciałbym móc powiedzieć, że dopiero to zauważyłem.

- To on jest...?

- Mh... Mhm... - wymamrotał Remus przed pozbieraniem myśli do kupy i zwróceniem się do Harry’ego. - Syriusz zabiłby was obu - ostrzegł go Lupin. - I na dodatek zamordowałby i mnie - Harry odwrócił się do Remusa, jednocześnie uśmiechając się szeroko.

- Ale przecież jesteśmy tu po to, żeby poczuł się lepiej - odpowiedział chłopak uspakajająco. Remus uniósł brwi, a na jego ustach pojawił się lekko ironiczny uśmiech. Oboje odwrócili się, by zobaczyć Severusa wchodzącego do pomieszczenia. Długi, czarny szlafrok powiewał tuż za nim. Profesor odwrócił się do nich.

- Musimy porozmawiać - burknął z wyraźnym niezadowoleniem.

Remus i Harry milczeli w porozumieniu, opuszczając łazienkę.

 

~O-O~

 

Severus wyczarował dwa dodatkowe krzesła, butelkę czerwonego wina i dwa kieliszki. Kiedy jego dwaj goście usiedli naprzeciwko niego, zlustrował wzrokiem Harry’ego, westchnął ciężko i wyczarował jeszcze jeden kieliszek.

- Teraz - zaczął, kiedy już nalał wino - chciałbym w końcu usłyszeć, co was skłoniło do tego, by myśleć, że mam skłonności samobójcze. Potter, od kiedy to jesteś jasnowidzem, jeśli chodzi o kogoś innego niż Voldemorta?

Harry nagle poczuł się zdenerwowany. Przez ostatnie dwa i pół roku pracował tuż obok Severusa, kiedy Voldemort świętował swoje odrodzenie, ale tak naprawdę nigdy z nim nie rozmawiał. Zazwyczaj ich „rozmowy” polegały na rozkazach wydawanych przez Snape’a w postaci burknięć, pouczaniu go lub ubliżaniu jego inteligencji. A teraz siedział wygodnie przy kominku i pił wino, czekając na poważną rozmowę z najbardziej przerażającym Mistrzem Eliksirów na świecie.

Nie wspominając o tym, że ta rozmowa nie zapowiadała się zbyt przyjemnie. Bo jak miał wytłumaczyć się z tego, że śnił o mężczyźnie? Że obserwował go i, że zauważył wszystkie zmiany, jakie w nim zaszły od ostatniego Halloween? Jak miał opowiedzieć o tym, że martwił się o Severusa, i jednocześnie nie wyjść przy tym na totalnego kretyna?

- Więc? - nalegał Snape, po czym pociągnął kolejny długi łyk wina.

- Więc... - zaczął Harry. - W zeszłym tygodniu śniło mi się, że przyszedłem do sali eliksirów i znalazłem tam pana leżącego na podłodze z pustą fiolką w dłoni - chłopak uparcie wpatrywał się w kołyszące się stopy profesora. Wziął głęboki oddech i kontynuował. - I w ten poniedziałek, kiedy przyszedłem z panem porozmawiać i znalazłem pana na podłodze byłem pewny, że naprawdę pan nie żyje.

- Myślałem, że tą kwestię już sobie wyjaśniliśmy. To był wypadek. Jeśli to jest ten sen, którym kierował się Dumbledore, to jest to zupełnie bezsensowne - Snape machnął ręką.

- Miałem kolejny ostatniej nocy - Snape spojrzał na chłopaka i zamknął usta, zaciskając je w wąską kreskę. - Tylko, że tym razem to nie działo się w Hogwarcie. Klęczał pan na kolanach, kaszląc krwią... gdzieś. Może tutaj. Nie wiem. I powiedział pan „przepraszam, Harry”. I wtedy... I wtedy pan... no cóż...

- No tak. Widzisz, Potter. Czy ja kiedykolwiek nazwałem cię „Harry”? Nie.

Remus zadziwił pozostałą dwójkę swoim niekontrolowanym wybuchem śmiechu. Jednak szybko się opanował i wymruczał pod nosem jakieś ciche przeprosiny.

- Nie o to chodzi. Rzecz w tym, że nie lubię oglądać pana krztuszącego się krwią! Nie lubię śnić o pana śmierci! Chcę wiedzieć, co, do cholery, jest nie tak! - głos Harry’ego roznosił się echem w przestronnej komnacie. Snape nerwowo poruszył szczęką i rzucił mu piorunujące spojrzenie.

- Severusie - powiedział spokojnie Remus. - Nie tylko Harry jest zaniepokojony. Wszyscy zauważyliśmy, że twoje zachowanie było nieco dziw... inne od czasu pokonania Czarnego Pana. Nie spałeś. Zauważyłem, że przez całe noce włóczyłeś się po korytarzach...

- Chciałbym ci przypomnieć, że robię to od czasów, kiedy jeszcze byłem uczniem. Och, a może tego nie pamiętasz? I jeśli nie zdałeś sobie z tego sprawy, Lupin, to w takim razie ty też nie śpisz. I jakoś ja nie przychodzę się nieprszony do twojego domu i nie próbuję cię na siłę ratować.

- Nic pan nie jadł. I wyraźnie stracił pan na wadze - Harry był niezmiernie zadowolony, że światło było przyćmione, co pozwoliło mu ukryć wypełzający na jego policzki rumieniec. Oceniając sposób, w jaki brwi Severusa uniosły się w górę, Harry pomyślał, że byłoby lepiej, gdyby w ogóle nie przyznał, że ten mężczyzna ma ciało. Uniknął jego spojrzenia, całkowicie skupiając się na tym, by wymazać ze swojego umysłu myśl, że, jak dla niego, Severus wygląda wyjątkowo dobrze.

- To nie sprawia różnicy żadnemu z was - odburknął Snape. - Musiałem zmienić moje nawyki żywieniowe przez kilka ostatnich miesięcy…

Otworzone z impetem drzwi przerwały Severusowi. Syriusz wpadł do pokoju w furii, by za chwilę zatrzymać się, z dezorientacją patrząc na mężczyzn, siedzących spokojnie przy kominku. Ich spojrzenia były teraz utkwione w nim. Oczy Syriusza rozjaśniły się i pełen skrępowania uśmiech wdarł się na jego usta.

- Ja… Uhm...

- Ach, Książę Wdzięku przybył, by uratować swego przyjaciela wilkołaka z opresji, w jakiej znajdował się ze złym Mistrzem Eliksirów - ironizował Severus. Black spojrzał na niego ze złością. Remus ukrył twarz w dłoniach i westchnął głęboko. Harry musiał odwrócić wzrok od swojego ojca chrzestnego, by ukryć rozbawioną minę. Jednak uśmiech od razu zniknął, gdy tylko wzrok chłopaka napotkał spojrzenie Severusa.

- Odwal się, Snape! Przyszedłem tu, ponieważ... Dumbledore udał się na spoczynek, a Sandy, znaczy się skrzat domowy, przygotowała nam już pokoje.

- Wam... - frustracja znalazła ujście ze skołatanego ciała Snape'a. Jego głos zniżył się. - Czy do was kiedykolwiek dotrze, że NIE-CHCĘ-WAS-TU? I co to znaczy, że Albus udał się na spoczynek? Pozwoliłeś mu wracać samemu? Czemu nie wróciłeś z nim?

- Zostanę tu - dodał szybko Harry, ignorując zdziwione spojrzenie Remusa, jakim go obrzucił. Podobnie jak zabójczy wzrok, jaki skierował w jego stronę Snape. - Nie powinniśmy go zostawiać samego.

Syriusz spojrzał na Harry’ego a za chwilę na Remusa. Otworzył usta by zaprotestować, ale nagle Remus odezwał się, tym samym przerywając mu zanim zdążył zacząć.

- Dobry pomysł, Harry. Chodź, Syriuszu, nic mu nie będzie. Chodźmy już spać.

- Na Merlina! - Wymamrotał Snape przez zaciśnięte zęby. Zamknął oczy, czekając aż dwóch mężczyzn wyjdzie z pokoju. Kiedy usłyszał zatrzaśnięcie się drzwi wstał, stając tuż nad Harrym.

 

~O-O~

 

- Dlaczego?

Jedno, mówiące wszystko słowo.

- Dlaczego chciałem zostać?

Snape nic nie powiedział. Stał dalej i czekał.

- Ja... Ekhm... Boże... Nie mogę z panem rozmawiać, kiedy patrzy się pan na mnie w taki sposób.

Harry wstał, ale mężczyzna nadal był sporo od niego wyższy, a zorientowanie się, że jest tak blisko Snape’a nie wpłynęło pozytywnie na jego zdolność myślenia. Snape litościwie odsunął się o krok do tyłu.

- Dumbledore powiedział mi kiedyś, że jeśli jeden czarodziej uratuje drugiemu życie to wytwarza się między nimi szczególna więź. Pan uratował mi życie wiele razy. Chyba teraz chcę spłacić mój dług.

- Bardzo wzruszające, Potter. Ale mógłbyś to robić, kiedy naprawdę będę w niebezpieczeństwie. A teraz nie jestem - Snape ponownie usiadł, Harry zawahał się przez chwilę, po czym też zajął swój fotel. Obaj wpatrywali się w ogień, pozwalając, by cisza wypełniła przestrzeń między nimi. Wreszcie Harry się odezwał.

- Profesorze, te sny były tak bardzo... niepokojące. Nie mogłem tak po prostu ich zignorować. I gdybym...

- W takim razie dobrze. Spłaciłeś dług. Wracaj. Do. Domu.

Harry zgarbił się ze złości.

- A pan by poszedł? Gdyby miał pan właśnie taki sen o mnie, gdyby przez minutę pomyślał pan, że mogę próbować popełnić samobójstwo, zostawiłby pan mnie w spokoju i poszedł? - Snape skupił spojrzenie na chłopaku i mocno zacisnął usta. - To dlatego tu jestem. Pan zrobiłby dla mnie dokładnie to samo.

- Co mam jeszcze zrobić, żeby cię przekonać, że wcale nie jestem na skraju załamania? Jak długo masz zamiar tu biwakować zanim w końcu dasz sobie spokój?

- Tak długo, jak będzie trzeba. Do czasu, kiedy nie będę absolutnie pewny, że wszystko jest w porządku.

- To jest mój dom. Mogę cię wyrzucić.

- Może pan. Ale będę walczył - Harry wyprostował ramiona i starał się jak tylko mógł, żeby wyglądać na osobę zdeterminowaną. Gdyby Snape naciskał, mogłoby wyjść na jaw, że już wcale nie był taki pewny, czy aby jego sen rzec...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin