Kruk - Dizzy Wiz Bang.doc

(225 KB) Pobierz

Khem... Yyy... No to wklejam...
Na samym początku zaznaczam, iż ten tekst jest TŁUMACZENIEM fanfica Dizzy Wiz Bang "the Raven". Oto sznurka: http://www.fanfiction.net/s/1757335/1/
Zgoda autorki: Otóż proszę państwa po 4 miesiącach od wysłania pierwszej sowy autorka łaskawie odpowiedziała i na wasze nieszczęście ZGODZIŁA SIĘ XD
A teraz małe "ogłoszenia duszpasterskie":
Chciałabym bardzo, ale to bardzo podziękować:
1. Thingrodiel za to, że podjęła się karkołomnego czynu jakim było przeczytanie i poprawienie tego "códeńka". Dzięki Ci!!!
2. Mirriel, która zaproponowała, by ktoś to przetłumaczył, a ja się "nieopatrznie" zgodziłam. Za to, że mnie cały czas poganiała i za pomoc przy niektórych (no, dobra... bardziej "których", niż "niektórych") zdaniach.
3. Chatownicom za to, że wytrzymywały (albo i nie) moje napady histerii... (no, może dopóki nie przyszedł op. później istniała szansa, że mnie wywali :twisted:).
4. Vivaldiemu za Four Seasons, które towarzyszyły mi podczas tłumaczenia i pomagały przez to przebrnąć zdrowej na umyśle. (stan mojego umysłu to kwestia sporna)

Na swoje usprawiedliwienmie mam tylko to, że jest to moje pierwsze tłumaczenie. Nie zlinczujecie mnie, prawda? :twisted:

No to nadeszła chwila prawdy. <zaciska powieki z całej siły> Niech się dzieje wola Merlina!*************************************************************

Kruk

Rozdział 1

W końcu zaczęły się wakacje. Severus Snape, doceniony profesor Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, relaksował się spacerując samotnie późnym popołudniem wokół jeziora. Większość ludzi uważała, że zostawał w lochach dlatego, iż był wrażliwy na światło słoneczne, ale tak naprawdę dostarczały mu one ciszę i spokój, którego potrzebował, by dojść do siebie po dniach spędzonych z hałaśliwymi, nastoletnimi idiotami. Siedział w swoim ulubionym fotelu w pokoju nauczycielskim z lekką lekturą w ręku, kiedy cisza została przerwana. Przyszli Dumbledore i McGonagall pogrążeni w dyskusji. Tematem ich rozmowy był Harry Potter – ze wszystkich ludzi na świecie! Uch, wystarczył tylko dźwięk tego nazwiska i doskonały dzień Snape’a został zrujnowany. Mistrz Eliksirów rzucił czarodziejską gazetę, którą przeglądał, i wstał, by porozmawiać z przybyszami. Odwrócili się w jego stronę, by go przywitać. Ich oczy wyrażały niepokój, gdy zobaczyli, że wysoki, ciemnowłosy mężczyzna zdołał tylko otworzyć usta i mocno znowu je zacisnąć. Jego oczy wyrażały wielki ból, który mógł oznaczać tylko jedno - Mroczny Znak na jego ramieniu palił żywym ogniem. Severus został wezwany przez Czarnego Pana.
Spotkanie Śmierciożerców nie było przyjemne. Voldemort nie miał najlepszego nastroju. Stracił swoich jedenastu najwierniejszych zwolenników, kiedy zamknięto ich w Azkabanie po przegranej walce w Ministerstwie Magii, a szpiedzy, będący blisko ministra, powiadomili go, że ich procesy jak dotąd zostały wstrzymane. Pod koniec spotkania ci, którzy byli obecni, czuli się wykończeni psychicznie.
Kiedy się rozchodzili, młody Śmierciożerca zapytał:
- Gdzie się pan teraz udaje, panie profesorze?
- Wracam do Hogwartu, panie Flint.
- Hej, skąd pan wiedział, że to ja?
- Raczy pan żartować... Wiedziałem tak samo jak pan wiedział, że to mnie skrywa maska.
- Idziemy się napić do Dziurawego Kotła. Jest pan mile widziany, gdyby zechciał pan do nas dołączyć. A jeśli wszystkim, co ma pan zamiar zrobić, jest zamknięcie się w swoich lochach i rozmyślanie, to mój pomysł jest chyba bardziej interesujący.
- Myślę, że ma pan rację. – Odpowiedział. Była to nietypowa odpowiedź Mistrza Eliksirów, gdyż od dobrych kilkunastu lat Severus Snape nie szedł wraz z innymi Śmierciożercami na drinka po spotkaniu. No, chyba, że Lucjusz Malfoy go zaszantażował albo przekupił, by pokazał się publicznie ze ‘złymi czarodziejami’.
Około czwartej rano barmanowi udało się wygonić wszystkich z pubu i zamknąć go na noc. Pijani czarodzieje skierowali się do Hyde Parku przekazując między sobą butelki. Po wypiciu dostatecznej ilości ‘płynnej odwagi’, niewysoki Peter Pettigrew stanął na kamieniu i wygłosił pijacką deklarację:
- Severusie Snape, wyzywam cię na pojedynek!
- Nie pojedynkuję się jeśli wypiję więcej niż sześć drinków – wybełkotał niewyraźnie Snape. – Wyzwij mnie na pojedynek kiedy obydwaj będziemy trzeźwi.
- Nie przyjmuję odmowy, Smarkerusie! – Odpowiedział Pettigrew. – Pokonałem Syriusza Blacka, który był lepszy, a na pewno potężniejszy od ciebie! – Niski, łysiejący czarodziej podniósł swoją różdżkę i chwiejąc się stanął w pozycji do pojedynku.
- Jesteś idiotą. – Snape zakołysał się, ale również podniósł różdżkę. – Rictusempra! – Jasny promień ugodził prosto w brzuch jego przeciwnika, który zaczął się śmiać niekontrolowanie i upadł na ziemię zginając się w pół.
- Cholera, posikałem się! – Wszyscy mieli ubaw z Petera, kiedy wstał. Jego czarne szaty połyskiwały w przytłumionym świetle ulicznych latarni. Snape uśmiechnął się drwiąco, gdyż czuł się bezpiecznie, lecz ‘szczurek’ rzucił zaklęcie. Severus spróbował odeprzeć atak.
- PROTEG... – Za późno, zaklęcie trafiło go w pierś. Nagle wszystko zlało mu się w jednolitą czerń. Okryło go coś podobnego do siatki. Prawym pazurem ściskał różdżkę gniewnie łopocząc skrzydłami. Zaraz, zaraz... Pazurem? Skrzydłami? Cholera, transmutował go w ptaka!
Ktoś ściągnął z niego czarne ubranie, a on wzbił się w stronę nocnego nieba, wciąż trzymając swoją różdżkę. Leciał. Nie miał pojęcia gdzie się kieruje, wiedział tylko, że musi uciec. Pijany i zmęczony nie wiedział, gdzie się aktualnie znajdował, gdy znienacka zaatakował go wielki, brązowy ptak. Snape walczył, próbując jednocześnie utrzymać się w powietrzu. W świetle wschodzącego słońca zanurkował w stronę najbliższego drzewa uciekając przed jastrzębiem, który najwidoczniej upatrzył sobie Severusa na śniadanie. Uspokojenie się zajęło mu trochę czasu, ale gdy zrozumiał, że jest całkowicie bezpieczny na tym drzewie schował swoją różdżkę między gałęzie i wsunął dziób pod skrzydło, by się zdrzemnąć. To zdumiewające, że jego dzień doskonały tak szybko zmienił się w dzień okropny.
Snape obudził się i podskoczył, kiedy poczuł, że coś przeleciało koło jego ogona i uderzyło o drzewo. Zamachał skrzydłami i zawisł kilka cali ponad gałęzią, podczas gdy gruby dzieciak o blond włosach ponownie załadował wiatrówkę i wycelował w niego. Chudy chłopak o szczurzej twarzy stojący obok blondyna śmiał się i pokazywał ręką w stronę ptaka. Severus zanurkował w dół wykonując powietrzne akrobacje, kiedy nagle coś z głośnym trzaśnięciem uderzyło go w kark. Oszołomiony i półprzytomny zaskrzeczał rozbijając się o ziemię z cichym łupnięciem. Ból, który odczuwał w skrzydle świadczył o tym, że jest złamane. Okropne pulsowanie rozsadzało mu czaszkę. Gęsty płyn spływał po jego głowie, karku i plecach. Więc tak to się miało odbyć? Tak ma umrzeć Severus Snape? Postrzelony przez mugolskiego dzieciaka, kiedy miał postać czarnoskrzydłego ptaka?
Blondyn niezbyt delikatnie trącił go kilka razy w brzuch. Wciąż leżał mając nadzieję, że śmierć przyjdzie szybko. Piskliwy, żeński głos zwrócił uwagę chłopców i porzucili swoją ofiarę. Severus leżał przez jakiś czas pod drzewem, ale kiedy śmierć nie przychodziła, spróbował stanąć na nogach. Ledwo zdążył to zrobić, a kot zagonił go pod żywopłot. Severus załopotał skrzydłami i próbował dziobnąć przeciwnika w łapę i oczy, ale bez większych rezultatów. Był zbyt słaby i zdezorientowany, by walczyć z większym od siebie przeciwnikiem. Zamknął oczy kiedy kot schylił łeb, chcąc wgryźć się w jego szyję. Nie usłyszał, kiedy przed dom cicho zajechał samochód. Drzwi pojazdu otworzyły się, a ze środka wydobyło się głośnie „WUF, WUF, WUF”.
- Dudziaczku! Ciocia Marge przyjechała! Wszystkiego najlepszego w dniu szesnastych urodzin! Mój Boże, jak ty wyrosłeś! Robisz się coraz bardziej podobny do tatusia!
- Cześć ciociu, zobacz co dostałem na urodziny! Wiatrówka! Tak naprawdę jest nieszkodliwa, ale mój cel mocno obrywa. Dziś rano zestrzeliłem wielkiego, czarnego ptaka w locie!
- To świetnie kochanie. Możemy wejść do domu i otworzyć twoje prezenty? – Głosy oddalały się coraz bardziej. W końcu ucichły całkiem, kiedy zamknęły się za nimi drzwi.
Kot uciekł, gdy tylko pies wyskoczył z samochodu. Snape przeskakiwał z gałęzi na gałąź dopóki nie znalazł się w bezpiecznej odległości od zwierzęcia. Czując olbrzymi ból schował dziób pod sprawne skrzydło i, ignorując ujadanie psa, próbował odpocząć i nabrać dostatecznej ilości sił, by znaleźć drogę do domu.
Severusa obudził szelest liści. CIACH. Uff... było blisko. Zeskoczył na ziemię i zaatakował gniewnie palec wystający z dziury w brudnym, starym trampku, znajdującym się przed nim.
- Ej! Co jest?! – Krzyknął właściciel tenisówek. Harry uklęknął, podpierając się dłońmi o ziemię, by zajrzeć pod krzak. – Cześć, ptaszku. Wyglądasz jakby dopadł cię Dudley ze swoją wiatrówką na naboje z farbą. Ojej, masz złamane skrzydło. – Zły i sfrustrowany czarny ptak zaatakował ręce, które próbowały go schwytać. Spocony nastolatek ściągnął z siebie koszulkę i zarzucił ją na ptaka, zanim go nią owinął. - Kiedy skończę przycinać gałęzie zaniosę cię do środka, opatrzę twoje skrzydło i cię umyję, w porządku?
Koszulka pachniała lepiej niż wyglądała. Była świeżo wyprana, zwinęła się pod Snape’em tworząc w ten sposób cudowny materac. Harry położył tobołek pod przyciętym już żywopłotem. Severus miał co do tego wszystkiego mieszane uczucia. Z jednej strony trafił na czarodzieja. Z drugiej jednak dlaczego ten czarodziej okazał się akurat Harrym Potterem?! Kruk usnął pod krzakiem, a jego ostatnią myślą była nadzieja, że chłopak wykazywał więcej zdolności na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami niż te, które prezentował na Eliksirach.

Mistrz Eliksirów obudził się owinięty w koszulkę. Czuł, że jest niesiony. Chciał zakrakać, ale miał zawiązany dziób, więc nie mógł go otworzyć. Wreszcie w łazience chłopak zdjął z niego materiał i ptak mógł otworzyć oczy.
- Cii... Proszę bądź cicho. Jeśli nas usłyszą to zamkną mnie w komórce pod schodami, a stamtąd nie będę ci mógł pomóc. W porządku. Zostawię cię tu, bo muszę pozmywać po lunchu. Bądź grzeczny.

Snape obserwował z rezerwuaru jak chłopiec wyciera się ręcznikiem. Przefrunął przez łazienkę i usiadł w umywalce, podczas gdy Harry oglądał koszulkę zanim ją założył.
- Dobrze dla mnie, ale źle dla ciebie. Farba na twoich piórach wyschła i skleiła je. – Potter przesunął ciepłą i wilgotną szmatą po ptasich plecach. To było bardzo przyjemne. Chłopiec głaskał kruka po karku, powstrzymując go przed ucieczką. Ptak uspokajał się. – Mam na imię Harry. Dziwi mnie, że Hedwiga nie chce z tobą rozmawiać. Najprawdopodobniej ostrzegła wszystkie mniejsze zwierzęta i ptaki w sąsiedztwie, żeby trzymały się z daleka od Dudleya i jego wiatrówki. Czyściłem już kilka kotów i psów. A za moje starania otrzymałem tylko kilka zadrapań. Ale nie mogliśmy ich przecież wypuścić z niebieskimi plamami. Za kilka dni mam urodziny. Skończę szesnaście lat. - Kołysząc się w ramionach Harry’ego, który podniósł go jeszcze raz, Severus pomyślał, że to dziwne, iż chłopak obejrzał się w obie strony wychodząc z łazienki. Harry przeszedł na palcach przez korytarz i wszedł do swojej skromnie wyposażonej sypialni. Było w niej łóżko, mnóstwo połamanych półek i zepsutych zabawek oraz wiele innych mugolskich ciekawostek. Szkolny kufer Harry’ego ustawiony był w nogach łóżka, owinięty łańcuchem i zamknięty na trzy kłódki. Potter używał go jako biurka, bo w takich warunkach nie mógł sobie pozwolić na nic lepszego.
Harry znalazł wielkie pudełko po butach i położył na dnie jedną ze swoich bardziej znoszonych i za dużych koszulek. Była pokryta różowymi, żółtymi i fioletowymi kleksami, ponieważ Harry był pierwszą ofiarą Dudleya. Snape usiadł na szczycie kufra, podczas gdy chłopak uklęknął przed nim i zajął się ptasim skrzydłem. Harry znalazł pod łóżkiem rolkę bandażu oraz kilka patyków i bardzo zręcznie (według Snape’a) zabandażował mu skrzydło.
- Dudley zawsze wyrządza krzywdę ptakom i małym zwierzętom. – Powiedział łagodnie Harry. – Ostatnio zrobiłem się w tym dość dobry, przynajmniej tak sądzę. A teraz spróbuję usunąć większość zielonej farby z twojej głowy i pleców. Widzę, że masz ochotę schwytać moje palce kiedy tylko próbuję zbliżyć do ciebie rękę. Hedwiga, moja sowa, nigdy tak nie robi.
Harry wyszedł, ale już po chwili wrócił z pokrywką od słoika napełnioną wodą. Zdołał tylko odłożyć nakrętkę obok kruka, gdy zawołała go ciotka Petunia.
- Pod moim łóżkiem jest przyjemnie ciemno. Zobaczę czy uda mi się zdobyć dla ciebie trochę jedzenia. – Chłopak wsadził Snape’a do pudełka i wsunął je pod łóżko. Severus obserwował jak para zniszczonych tenisówek opuszcza pokój.

Harry wrócił uśmiechnięty do swojego pokoju. Wyciągnął kruka spod łóżka i posadził go na swoim kufrze.
- Jak tam? Patrz, mamy szczęście. Dali mi na lunch kawałek tosta i udało mi się uratować dla ciebie trochę skórki. Podejrzewam, że nie jadłeś od jakiegoś czasu i musisz być głodny. - Harry położył skórkę tosta przed krukiem, ale ten tylko schował dziób pod sprawne skrzydło, nie wyrażając zainteresowania jedzeniem czy wodą.
Harry rozejrzał się po pokoju, znalazł długopis i oderwał kawałek kartonu od pudełka kruka. Chłopak odkrył klatkę Hedwigi stojącą na stercie złożonej z dużej ilości półek i zdjął białą sowę z żerdzi. Hedwiga zahukała i uszczypnęła delikatnie palce Harry’ego.
- Hedwigo, zdaję sobie sprawę, że to nie jest normalne, żebyś wylatywała w środku dnia, ale to bardzo ważne, w porządku? Zanieś to do Hagrida. Poczekaj aż da ci małą paczkę, dobrze? Ostatnia ofiara Dudleya nie chce jeść i staje się coraz słabsza.
Sowa zahukała dając mu w ten sposób znak, że zrozumiała i wyfrunęła przez otwarte okno.
– No więc, jak ja cię nazwę? – Harry pogłaskał kruka po karku. – Chciałbym cię nazwać Syriusz na cześć mojego ojca chrzestnego... – Pomyślał głośno.
Snape wrzeszczał w duchu: „Potter, nie ośmielisz się nazwać mnie po tym kretynie! Dam ci codzienny szlaban aż do ukończenia szkoły jeśli to zrobisz!” – otworzył dziób by głośno zaprotestować, ale chłopak spodziewając się hałasu szybko go uciszył.
- OK. W porządku nie nazwę cię Syriusz. Wiesz co? Przypominasz mi mojego profesora Eliksirów. Nazwę cię więc Profesor Snape. Co ty na to? Podoba ci się?
Severus nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, albo raczej nieszczęście, bo wyglądało na to, że dzieciak rzeczywiście uważał w szkole i potrafi odróżnić magiczną formę zwierzęcia od zwierzęcia niemagicznego... Nie... Nie Potter. A teraz... Jak ptaki okazują zgodę? Snape kiwnął głową i nastroszył pióra w ogonie posyłając kilka z nich w powietrze. Miał nadzieję, że to odpowiednia reakcja.
- No więc, dobrze. Niech zostanie Snape. – Harry uśmiechnął się radośnie.
Potter położył się na łóżku i posadził sobie kruka na klatce piersiowej. Gapił się w sufit i bezwiednie głaskał ptaka po plecach. Poczuł, że łzy napływają mu do oczu gdy pomyślał o dniu, w którym stracił swojego ojca chrzestnego. Severus dziobnął go w palce.
- Przepraszam. – Pociągnął nosem. – Myślałem o Syriuszu. Powinienem bardziej się przykładać do lekcji Oklumencji, ale mój profesor mnie nienawidzi. Obraża mnie i mówi tylko ‘zrób to’ bez wytłumaczenia jak. Po każdej lekcji boli mnie głowa i czuję się gorzej niż po poprzedniej. Nie sądzisz, że powinien wiedzieć, iż nic nie wiedziałem o świecie czarodziejów dopóki Hagrid nie przyniósł mi mojego listu? Przepraszam, nazwałem cię po nim. Ale nie nienawidzę cię. Wiesz co? Nudzi mi się. Najchętniej odrobiłbym wakacyjną pracę domową, ale, jak widzisz, wuj Vernon zamknął wszystkie moje szkolne książki i zabrał mi różdżkę. Och, wiem, że mógłbym otworzyć zamki, ale musiałbym użyć magii. Ale jeżeli to zrobię dostanę wezwanie do Ministerstwa i zagrożą mi wydaleniem ze szkoły. – Harry prychnął. – Pewnie myślisz, że twoje życie jest do dupy, ale zapewniam cię, że moje nie jest tutaj dużo lepsze. Jestem praktycznie bezbronny bez mojej różdżki. Nie wiem co bym zrobił gdyby Dementorzy zdecydowali się mnie zaatakować podczas kiedy tu jestem. – Chłopak sięgnął po skórkę chleba i położył przed ptakiem. – Powinieneś zjeść cokolwiek zanim całkiem opadniesz z sił. Przynajmniej napij się wody. Co prawda ptaki są dość wytrzymałe, ale jeśli przestaniesz jeść, to nie licz na to, że wzbijesz się w powietrze. – Harry zanurzył palec w wodzie i podsunął go pod dziób Snape’a. Severus chciał udziobać mu kawałek palca, ale doszedł do wniosku, że lepiej przyjąć kroplę wody, którą mu oferowano. Był zły na siebie, że znalazł się w sytuacji, w której jadł Harry'emu Potterowi z ręki, ale chłopak miał rację. Musiał przetrwać te kłopoty. – Grzeczny Snape. – Chłopak zachichotał na dźwięk wypowiedzianych przez siebie słów. – Mam nadzieję, że jest ci wygodnie pod moim łóżkiem. Przykrywam Hedwigę podczas dnia, by była cicho. Ciotka i wuj nie potrzebują więcej dowodów mojego istnienia niż to absolutnie konieczne. Podejrzewam, że to był powód trzymania mnie w komórce pod schodami przez pierwsze jedenaście lat mojego życia. Zazwyczaj płakałem przed snem każdej nocy, ale im więcej o tym myślałem, tym bardziej to bolało. Ostatecznie nauczyłem się nie myśleć o tym, że jestem na świecie sam. Jak się później okazało – naprawdę jestem sam, ale tylko w mugolskim świecie. W czarodziejskim jest inaczej.
Ostatnią rzeczą jaką Snape zapamiętał było burczenie w brzuchu Harry’ego.

*************************************************************

Rozdział 2

Po tym jak Snape usnął, ciotka Petunia zawołała chłopaka na dół, by posprzątał kuchnię. W tym czasie reszta rodziny zabawiała ciotkę Marge w salonie. Severus obudził się w sypialni, w pudełku po butach na szczycie kufra. Był sam. Rozejrzał się po pomieszczeniu i próbował wymyślić jakiś plan, gdy nagle do pokoju wpadł pies i wepchnął swój nos do pudełka. Snape zatrzepotał skrzydłami i zaskrzeczał przewracając karton i zeskakując na podłogę. Próbował pobiec i schować się pod łóżko, ale jedyne co był w stanie zrobić w obecnej formie to chodzić powolnym, kaczym chodem. Wciąż nie potrafił skoordynować ruchów ogona z krokami, by szybciej się poruszać. Oprócz tego miał jeszcze ciężkie, zabandażowane skrzydło.
Harry wychodził właśnie z kuchni, gdy usłyszał skrzek i szczekanie dochodzące z jego pokoju. Wbiegł po schodach przeskakując co trzy stopnie i wpadł do pokoju, by uratować kruka od niechybnej śmierci w pysku psa. Wuj Vernon zrobił sobie przerwę na szczycie schodów, by złapać oddech. To dało Harry’emu wystarczająco dużo czasu, by wsunąć kruka pod łóżko, podczas gdy pies wybiegł z pokoju.
- Ciii... Bądź cicho – wyszeptał.
- Mówiłem ci, żeby twoja sowa była cicho! Zostaniesz w pokoju do rana! Bez kolacji!
Chłopak osunął się po ścianie i usiadł rozczarowany na podłodze. Po tym jak purpurowy na twarzy mężczyzna wyszedł z pokoju przyszedł Dudley, by podokuczać swojemu kuzynowi jeszcze bardziej.
- Dziwak – powiedział i wyszedł trzasnąwszy drzwiami. Harry usłyszał tylko chrobot zamykanych zamków. Leżał na podłodze dysząc i trzymając się za brzuch. Snape doczłapał do chłopca i muskał jego odstające we wszystkie strony czarne włosy dopóki ten się nie podniósł.
- No dobra. Już wstaję. Już prawie wstałem – Harry potarł głowę, gdyż łapanie włosów chłopca przez ptaka niemal zakończyło się ich wyrwaniem.
- Tak czy owak, dzięki.
Chłopak usiadł powoli podnosząc czarnego ptaka i kładąc go sobie na klatce piersiowej. Prychnął i powiedział do kruka:
- Chciałbym być ptakiem i stąd odlecieć. Lubię latać. Jestem... ee... to znaczy BYŁEM szukającym w drużynie quidditcha od pierwszego roku. Wiesz, nigdy wcześniej nie latałem na miotle, a ten drugi chłopak, Malfoy, ukradł mojemu koledze, Neville'owi, przypominajkę. Rzucił ją na pięćdziesiąt stóp ponad ziemię, by ją roztrzaskać, ale poleciałem za nią i złapałem. Opiekunka mojego domu wszystko widziała i pozwoliła, by sprawdził mnie kapitan drużyny. Tęsknię za moją miotłą. W zeszłym roku stara ropucha, Umbridge, mi ją zabrała. Chciałbym ją przedstawić tobie i Hedwidze. Chociaż... Może lepiej nie. Dostalibyście jeszcze niestrawności.
Zmęczony i osłabiony kruk znów wsunął dziób pod sprawne skrzydło.
Tuż po zmroku wróciła Hedwiga z dwoma małymi woreczkami. Upiła trochę wody i sfrunęła na łóżko lądując obok Harry’ego. Otarła się o koszulkę chłopaka. W nagrodę Harry zmierzwił jej pióra na karku, jednocześnie czytając instrukcje od Hagrida. W jednym woreczku gajowy przysłał jakąś sproszkowaną miksturę i dozownik. W drugim - twarde jak kamień ciasto. Chłopak ucieszył się, że ma coś co mógłby zjeść, ale najpierw musiał się zająć swoim „pacjentem”.
- Hedwigo, nie przedstawiłem was sobie. Nazwałem naszego nowego gościa Profesorem Snape’em. Profesorze, to jest Hedwiga.
Sowa zahukała cicho, a kruk zakrakał w odpowiedzi. Czarny ptak chodził po łóżku w tę i z powrotem, a Harry wstał by wymieszać miksturę z wodą.
- Cześć – zahukała sowa. – Widzę, że nie zostałeś ostrzeżony przed Dudleyem i jego wiatrówką.
- Hej! Rozumiem co do mnie mówisz! Potrafisz mnie zrozumieć? – zakrakał Snape
- No jasne, głupku. Masz dziwny akcent. Nie jesteś stąd, prawda?
- Przelatywałem tędy kiedy zaatakował mnie jastrząb i ukryłem się na drzewie naprzeciwko.
- Aha. No to jak się naprawdę nazywasz? Harry nazwał cię dla żartu po swoim profesorze eliksirów.
- Wiem. Ale rzeczywiście nazywam się Severus Snape. Dzięki bogom nie nazwał mnie po swoim ojcu chrzestnym – Mistrz Eliksirów szybko wyjaśnił jak stał się krukiem. – Wyświadczyłabyś mi przysługę?
- Harry cię nie lubi, bo jesteś dla niego wredny.
- To także przysługa dla pana Pottera.
- Zastanowię się. Co chcesz?
- Potter jest bezbronny odkąd jego wuj skonfiskował mu różdżkę...
- Mnie to mówisz? Myślisz, że latam w nocy dookoła domu tylko dla ćwiczeń? Nie, proszę pana! Mam oko na wszystkie dziwne wydarzenia w okolicy. Troszczę się o mojego Harry’ego!
Snape przerwał tyradę sowy:
- Przepraszam... Co z tą przysługą?
- Aleś ty niecierpliwy. Racja. No więc, co takiego mam zrobić?
- Zostawiłem moją różdżkę na drzewie naprzeciwko. Przynieś ją Potterowi. Chciałbym żeby jej użył w odpowiednim czasie.
- Świetnie! Zaraz wracam – zahukała i wyfrunęła przez okno prosto w nocne niebo. Harry doszedł do wniosku, że poleciała zapolować.
Chłopak podniósł kruka i posadził go na kufrze.
- Daj już spokój. Musisz coś zjeść. Hagrid przysłał mi specjalną miksturę, która cię wzmocni.
Snape szamotał się przez chwilę w uścisku, ale wkrótce się poddał. Harry trzymał głowę kruka tak delikatnie, jak tylko potrafił i próbował go uciszyć. Podczas gdy Severus szamotał się w ręce chłopca ten wepchnął mu do dzioba zakraplacz wyciskając papkę wprost do jego gardła. Ptak połknął i zadławił się próbując jednocześnie złapać oddech.
– No i już po krzyku – powiedział spokojnie chłopak. – Musisz też pić. Odwodnienie może być śmiertelne dla ptaków – Harry napełnił dozownik wodą i przysunął go do kruka, by ten mógł się spokojnie napić.
Hedwiga zahukała krążąc za okratowanym oknem trzymając w szponach różdżkę Snape’a. Potter wyciągnął rękę i chwycił za uchwyt różdżki, pozwalając tym samym na to, by sowa usiadła mu na ramieniu.
- Gdzie to znalazłaś, mała? – Hedwiga mrugnęła do chłopaka. – Na uchwycie jest wyryte „S.S”. Cha, cha, cha. Nie może być! To twoje, Profesorze? – czarny ptak, wciąż się dławiąc i kaszląc pomiędzy łykami, pokręcił głową, by oczyścić gardło, a Harry uznał to za „nie”.
– Poszukamy więc właściciela jak tylko wrócimy do czarodziejskiego świata. A na razie ją sobie pożyczę. Dzięki, Hedwigo.
Sowa ponownie wyfrunęła przez okno, tym razem po to, by znaleźć coś do jedzenia.
Chłopak wziął ciasto od Hagrida. Smakowało nie najgorzej, ale było strasznie twarde. Kiedy trzymał je chwilę w ustach osiągało konsystencję gumy i musiał długo przeżuwać zanim je połknął. Był wdzięczny, bo, znając kuchnię Hagrida, będzie się czuł najedzony przez długi czas.
Hedwiga wróciła z żabim udkiem w dziobie i zaoferowała je Snape’owi.
- Nie, dziękuję... – zakrakał. – Przed chwilą wepchnięto mi ptasie żarcie do gardła!
- Uch, dławię się po czymś takim. Ale takie jedzenie spełnia swoje zadanie. Wiesz, powinieneś zacząć muskać swoje pióra jeśli nie masz nic innego do roboty. Zaczynają wyglądać nieciekawie – Snape zmrużył oczy.
- I co z tego?
- Dobra, popatrz – sowa podniosła skrzydło i przesunęła dziobem przez jedno z większych piór. – Widzisz jak łączę chorągiewki językiem? W ten sposób robisz pióra wodoodpornymi. Dzięki temu lepiej utrzymujesz powietrze pod skrzydłami podczas lotu. Lepiej przygotować się teraz. Zawsze trzeba być gotowym do lotu.
- Więc muszę się tego nauczyć – odpowiedział oschle, zabierając się za nowe „zadanie” – Ałć! Czy to ma boleć?
- Nie. Daj, pokażę ci – zahukała Hedwiga. Harry, żując ciasto od gajowego, przyglądał się z zainteresowaniem jak sowa muska czarne pióra na grzbiecie kruka. Wyglądali jakby się dobrze rozumieli.
- Miłe... Dzięki, Hedwigo.
- Żaden problem. Potrzebujesz po prostu pomocy w byciu ptakiem. Harry lubi drapać mnie z tyłu głowy. To jedyny rejon, w który nie mogę sięgnąć dziobem. Ale ludzkie palce to nie to samo co ptasi dziób.
Snape podał skórkę chleba Hedwidze.
- Weź to. W życiu bym nie uwierzył w to, że Potter tak mieszka, dopóki sam nie stałem się tego świadkiem. Wszystko co dostał na lunch to kawałek tosta, a jeszcze zachował coś dla mnie – sowa przytaknęła.
- To właśnie mój Harry.
Poleciała do swojej klatki z żabią nogą i skórką chleba.


***
W gorące popołudnie Harry położył się wśród kwiatów. Szukał ochłody pod oknem salonu, a jednocześnie słuchał telewizora. Snape siedział mu na klatce piersiowej. Obaj drzemali dopóki... MIAUU! Snape rozłożył skrzydła i swoją postawą próbował przestraszyć kota, który się zbliżył. Zwierzę pozostało niewzruszone odgłosami wydawanymi przez kruka i usiadło tuż obok głowy Harry’ego.
- Ciii. Bądź cicho, Snape. Dzień dobry, profesor McGonagall. Sprawdza pani co ze mną? Wszystko w porządku – chłopak usiadł. – Pani profesor, proszę poznać profesora Snape’a. Profesorze Snape to profesor McGonagall. To nie jest prawdziwy profesor Snape, tylko go tak nazwałem – Severus odkrakał na miałknięcie kota.
- Minerwo, możesz mnie zrozumieć? – zapytał. Kotka oblizała się pokazując w ten sposób, że jest głodna. – Cholera, potrafię rozmawiać chyba tylko z ptakami – Harry zachichotał.
- Proszę go tylko nie zjeść, pani profesor. Mój kuzyn go zestrzelił, a ja próbuję go wyleczyć. Od wczoraj znacznie mu się polepszyło. I nawet nie najgorszy z niego kompan. Proszę podziękować ode mnie Hagridowi. A tak poza tym, to dobrze, że poczekała pani, aż ciotka Marge i jej buldog wyjadą. Wczoraj Snape prawie został zjedzony. Pies by po nim dostał niestrawności, więc pani niech tym bardziej tego nie próbuje.
“Taaak, powiedz jej, Potter. Merlinie! Ile bym dał, żeby móc przekazać wiadomość Dumbledore’owi!”
Gdy tylko ilość informacji ją usatysfakcjonowała, kotka odeszła i znikła za żywopłotem.


***
Później Harry zaniósł kruka do parku przy końcu ulicy. Chłopak usiadł na huśtawce, a Snape czyścił sobie pióra siedząc na jego kolanach. Potter wyciągnął ostatni numer „Proroka Codziennego” i zaczął czytać Snape’owi każdy artykuł, dodając swój komentarz za każdym razem, kiedy został wymieniony Knot albo któryś ze Śmierciożerców.
- Hej, w ogłoszeniach napisali: „SS, znaleziono twoje szaty. Skontaktuj się z MF” – Harry zaśmiał się. – Wygląda na to, że SS pogubił swoje rzeczy. Może powinienem napisać ogłoszenie w związku z różdżką?
Kruk próbował uchwycić wzrok Gryfona, ale nie będąc na poziomie jego oczu jego wysiłki pozostawały niezauważone. By zwrócić na siebie uwagę chłopca chwycił w dziób najbliższy palec prowokując tym samym Harry’ego do zeskoczenia z huśtawki. W ten sposób Snape wylądował na piasku.
- To nie było miłe, Snape! Czasami zachowujesz się jak czarodziej po którym otrzymałeś imię. Powinienem zanieść cię z powrotem do domu.
Ptak zaskrzeczał w odpowiedzi, odwrócił się i zaczął iść kołysząc się na swoich nóżkach.
– Czekaj! Stój! Dobra, przepraszam, ale to bolało. Chcę iść do domu, a ty nie jesteś jeszcze gotowy, by zostać na zewnątrz.
Chłopak był tuż za krukiem i widząc, że kilka kotów wyłazi spod krzaków, szybko zgarnął ptaka z ziemi. Kiedy Harry przesunął palcem po karku Snape’a i przesunął go na swoją klatkę piersiową, powiedział:
- Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, nie jestem w stanie pozwolić, by zjadły cię koty sąsiadów. Widziałeś jak szybko wyszły z ukrycia kiedy tylko znalazłeś się na ziemi?
Tej nocy Harry spał niespokojnie. Snape wyskoczył ze swojego pudełka i usadowił się na poduszce chłopaka. Hedwiga wyfrunęła ze swojej klatki i wylądowała ciężko na klatce piersiowej Pottera budząc go z koszmaru. Harry oprzytomniał i spojrzał na wpatrującą się w niego parę ptaków z dziobami praktycznie na jego twarzy.
- Przepraszam. Obudziłem was? – chłopak bezwiednie rozmasował bliznę na czole. – Voldemort jest zły, bo stracił jednego ze swoich Śmierciożerców z ręki innego. To musiał być ważny czarodziej, bo był naprawdę wściekły.
Harry uderzył pięścią w poduszkę zmuszając w ten sposób Snape’a do podskoku i sfrunięcia na ziemię.
– Przepraszam, Snape. Muszę się nauczyć Oklumencji, by wyrzucić Voldemorta z mojej głowy, ale nie potrafię. Mój profesor powiedział, żebym oczyścił umysł, ale nie mogę powstrzymać moich myśli. Jak można o niczym nie myśleć? To dwie sprzeczności.
Kruk zakrakał, a sowa zahukała tak, jakby mówili do chłopca.
– Chciałbym zrozumieć was oboje. Snape - nie ty, mam na myśli mojego nauczyciela - twierdzi, że jestem słaby, bo postępuję pod wpływem emocji. Jestem człowiekiem, mam uczucia. Nie tak jak on, twardy i zimny jak jakiś kamień. Znęca się nade mną za to, że mój tata i ojciec chrzestny znęcali się nad nim. Ale nie jestem moim tatą, nie zasłużyłem na takie traktowanie. On myśli, że jestem rozpuszczony i próżny, bo jestem sławny. Czy żyję jak ktoś sławny? Już dawno bym zwariował, gdyby nie to, że przypominam sobie o tym, jak bardzo moja mama mnie kochała. Wiecie, że mam jej oczy? Założyłbym się, że mam również jej serce.
Po tej tyradzie Harry ziewnął i położył głowę na poduszce. Usypiał przy krakaniu i hukaniu ptaków.
- Hedwigo? – zakrakał Snape.
- Tak? – zahukała w odpowiedzi sowa.
- Próbowałem dzisiaj porozmawiać z kotem-animagiem...
- Z nauczycielką transmutacji Harry’ego?
- Tak. Byłem dla niej chyba tylko zwykłym ptakiem. Chciała mnie zjeść!
- Daj mi spokój...
- To ważne.
- Jak dotąd – nie.
- Potter powiedział, że możesz rozmawiać z mniejszymi zwierzętami. Ostrzegłaś je przed jego kuzynem...
- Jestem magicznym stworzeniem. Mogę się bezpośrednio komunikować z innymi ptakami i zwierzętami. Jesteś czarodziejem, aktualnie w formie ptaka. Zwykłego ptaka, ponieważ nie jesteś animagiem. Zwykłe zwierzęta nie potrafią komunikować się między gatunkami. Naturalni wrogowie czy też nie, zachowują się tak, jak im nakazuje instynkt.
- Nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co do niej mówię?
- Nigdy nie rozmawiałam z nią w jej kociej formie. Nie wiem czy zwraca na to uwagę. Przykro mi.

Rozdział 3
Hagridowe ciasto o konsystencji kamienia przetrwało najdłużej. Dopiero dzień przed urodzinami Harry’ego zostały z niego okruszki. Zaoferował resztki wypieku Hedwidze i Snape’owi, którzy nie ruszyli ani trochę z serwetki.
- Musicie chyba wiedzieć na temat kuchni Hagrida coś, czego ja nie wiem – zachichotał. – Nie jest wcale takie złe.
Severus pokręcił głową. „Nie mogę powiedzieć, że miałem przyjemność”
Harry położył się na łóżku z rękami pod głową i myślał głośno:
- Pani Weasley przyśle paszteciki albo placek, Ron zawsze przysyła Fasolki Wszystkich Smaków. Jest taki kreatywny kiedy chodzi o dawanie prezentów, prawda Hedwigo?
Pohukiwanie. Krakanie.
Snape zaskrzeczał:
- Nienawidzę tych galaretowatych fasolek! Są gorsze od tych cholernych cytrynowych dropsów dyrektora!
- Aleś ty wybredny! Ale dobrze, że w końcu zdecydowałeś się jeść żabie udka i skórki chleba. – zahukała w odpowiedzi sowa.
- Jem, żeby przeżyć, ale myszy NIGDY nie tknę. Chociaż... jest jeden taki szczur, któremu mam ochotę urwać łeb.
- Lepsze to, niż ta cała papka.
Harry zaśmiał się.
- Ktoś mógłby pomyśleć, że mam parę rozmawiających ze sobą ptaków. Pomyśleliby pewnie, że zwariowałem, gdybym powiedział, że mi odpowiadacie.
- Hedwigo, mam pomysł – Snape kontynuował przerwaną rozmowę.
- Jaki?
- Znasz jakieś papugi? Może mógłbym się komunikować poprzez papugę...
- Stop! – przerwała mu sowa. – Papugi są mądre, to fakt, ale muszą najpierw usłyszeć dźwięk, który mogą POWTÓRZYĆ. Twoja wiadomość brzmiałaby jak nosowe kra-kra. – Huuu-huuu, huuu-huuu.
- Nosowe? Ty... Ty się ze mnie śmiejesz! – Severus zamknął dziób i schował go pod skrzydło, by chwilę porozmyślać.
***
Ron zbiegł po schodach, by spotkać się z Harrym, który wszedł do Nory zaraz za Arturem Weasley.
- To on? To Snape? – Harry przytulił krótko Ginny, by zaraz potem wpaść w objęcia pani Weasley i pocałować ją w policzek. „Ponowne spotkanie, jak miło...” Snape patrzył spokojnie z klatki Hedwigi.
- Hej, Harry – Charlie podał rękę nowemu przybyszowi.
- Cześć, Charlie. Dawno się nie widzieliśmy. Przyjechałeś na wakacje?
- Taa. Więc to jest Snape? Ron czytał nam listy, w których go opisywałeś. Jesteś pewny, że to kruk?
- Wygląda jak kruk, kracze jak kruk. A co?
- Z twoich listów wynika, że jest zbyt łagodny jak na zwykłego kruka. – Charlie podniósł klatkę na wysokość oczu, by przyjrzeć się ptakowi bliżej.
- Łagodny? – Harry zaśmiał się. – Tylko dopóki wszystko idzie po jego myśli. W innym przypadku jest zwyczajnym ptaszyskiem.
Ron zaśmiał się histerycznie.
- Taa. Jesteś pewny, że to kruk? Jego dziób jest prawie tak wielki jak dziób tukana – Severus rozpostarł skrzydła i zaskrzeczał ze złością na najlepszego przyjaciela Harry’ego: „Pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru!” - Uwielbiam to. Muszę przyznać, że zachowuje się dokładnie jak profesor Snape w ciele ptaka. Chociaż zawsze widziałem go raczej jako wielkiego nietoperza. – Severus chwycił dziobem pręt od drzwiczek do klatki i próbował się wydostać. „Wypuść mnie stąd, to ci pokażę wielkiego nietoperza!”
Charlie potrząsnął głową.
- On jest bardzo dziwnym magicznym stworzeniem, Harry. Rozumie co mówimy. Chcesz go zatrzymać?
- Chcę, żeby sam zdecydował, ale nie zdziwiłbym się, gdyby utknął gdzieś w okolicy – Znienacka zapytał: - Mogę później pożyczyć twoją miotłę, Charlie? Moja Błyskawica jest nadal zamknięta w Hogwarcie i tęsknię za lataniem.
- Jasne. Słyszałem o tym. Nie ma problemu, kumplu. Będziemy trenować quidditcha jak długo tu zostaniesz. – Charlie mrugnął do Pottera. – Przygotuję cię do pokonania Slytherinu w tym roku.
„Nie byłbym tego taki pewien, Weasley” Snape zakrakał i rozpostarł skrzydła posyłając kilka piór w powietrze zmuszając tym samym Harry’ego do śmiechu.
- Snape jest chyba bardzo związany ze Slytherinem – parsknął chłopak.
Ron wskazał na zieloną farbę ciągle znajdującą się na piórach ptaka.
- Taa... Ma nawet ślizgońskie barwy – Severus kłapnął dziobem w stronę palca rudego chłopaka, ale nie mógł go dosięgnąć poprzez kraty klatki. – Jest tak samo niebezpieczny jak stary nietoperz.
Zniewaga Rona była chyba oczywista dla ptaka, gdyż kruk zaczął krakać i uderzać skrzydłami o pręty klatki. Harry przestraszył się, że cos może mu się stać, więc zakrył klatkę i wbiegł po schodach do pokoju swojego najlepszego przyjaciela.
- Cii... Uspokój się. To nie było nic osobistego – Chłopak wyciągnął go z klatki Hedwigi i położył go obok siebie kiedy Charlie wszedł do pokoju. Snape spłoszył się i podskoczył zaskoczony, ale Harry trzymał go mocno. – Cześć, Charlie. – powiedział uśmiechając się szeroko. – Cii... wszystko w porządku.
Starszy brat Rona wyciągnął rękę do ptaka.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym rzucić okiem na jego skrzydło – Harry skrzywił się kiedy zobaczył, że Snape chce udziobać Charlie’emu kawał palca.
„Nie zbliżaj się do mnie, Weasley!” Kłapnął dziobem i załopotał skrzydłami. Jednak mężczyzna zareagował wtykając palec w ptasi dziób i używając go jak lewarka.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin